a
mów mi/kontakt
administrator
a
#23 + Outfit
Jego relacja z Kaiem rozwijała się wyjątkowo dobrze. Chociaż na początku obawiał się, że Sanders jest zainteresowany jedynie seksem z nim, a kiedy przyjdzie im rozmawiać o głębszych uczuciach ten go po prostu odrzuci, ale stało się inaczej. Nie było co prawda romantycznej randki, gdzie Kai wyznał mu wszystko co czuje i poprosił o zostanie jego chłopakiem, a zaliczyli jedynie krótką wymianę wiadomości na ten temat, ale mimo wszystko był zadowolony. Miał tego seksownego nerda tylko dla siebie i nie musiał się już o nic martwić.
Natomiast kwestia jego pracy w klubie ze striptizem wciąż nie została rozwiązana. Wiedział, że musi w końcu z niej zrezygnować zanim będzie za późno, ale potrzebował jeszcze zarobić trochę pieniędzy zanim odejdzie i poszuka czegoś innego. Czasem dorabiał pozując dla Olivera, ale i tak potrzebował czegoś na stałe, bo nie mógł przecież wiecznie być na utrzymaniu Kaia.
Już wystarczy że Dejan nazywał go jego sponsorem, chociaż to nie była prawda. Nigdy nie chciał by Kai za niego płacił, a nawet nie czuł się dobrze z tym, że informatyk odmawiał przyjmowania od niego pieniędzy za czynsz udając, że nie mieli żadnej umowy. Jakim cudem on zgubił swoją kopię?
Ale mimo wszystko żyło im się razem dobrze. We trójkę, więc nie mieli aż takiej swobody i musieli uważać na to co robili, ale nie narzekał. Cieszył się, że ma brata i że on ani trochę nie przypomina ich ojca, który okazał się zdradliwym dupkiem, któremu zależało jedynie na alkoholu.
Czasami Kai tak był pochłonięty pracą, że zapominał wrócić do domu, więc Mark strasznie za nim tęsknił. Tak jak teraz, bo ten nie pojawił się w swoim domu od dwóch dni, więc Stevens postanowił go odwiedzić. Nie chcąc wyjść na zdesperowanego czy coś, pojechał do Miami wcześniej i kupił sobie kilka nowych ubrań, a potem wziął trochę jedzenia na wynos i skierował się do firmy Sandersa. Ochroniarze na szczęście już go znali, ale w razie czego miał przy sobie przepustkę, którą wyrobił mu wcześniej Kai i upewniając się, że nie ma żadnego ważnego spotkania wszedł do jego gabinetu.
— Niespodzianka! — zawołał, zamykając za sobą drzwi i podniósł do góry torby z jedzeniem. — Mam nadzieję, że jesteś głodny bo to chyba nawet pora lunchu, a ja akurat byłem w okolicy, więc wpadłem. Nie masz nic przeciwko, prawda? — zapytał, uśmiechając się słodko i podszedł bliżej, by cmoknąć Sandersa w usta.
Kai Sanders
Jego relacja z Kaiem rozwijała się wyjątkowo dobrze. Chociaż na początku obawiał się, że Sanders jest zainteresowany jedynie seksem z nim, a kiedy przyjdzie im rozmawiać o głębszych uczuciach ten go po prostu odrzuci, ale stało się inaczej. Nie było co prawda romantycznej randki, gdzie Kai wyznał mu wszystko co czuje i poprosił o zostanie jego chłopakiem, a zaliczyli jedynie krótką wymianę wiadomości na ten temat, ale mimo wszystko był zadowolony. Miał tego seksownego nerda tylko dla siebie i nie musiał się już o nic martwić.
Natomiast kwestia jego pracy w klubie ze striptizem wciąż nie została rozwiązana. Wiedział, że musi w końcu z niej zrezygnować zanim będzie za późno, ale potrzebował jeszcze zarobić trochę pieniędzy zanim odejdzie i poszuka czegoś innego. Czasem dorabiał pozując dla Olivera, ale i tak potrzebował czegoś na stałe, bo nie mógł przecież wiecznie być na utrzymaniu Kaia.
Już wystarczy że Dejan nazywał go jego sponsorem, chociaż to nie była prawda. Nigdy nie chciał by Kai za niego płacił, a nawet nie czuł się dobrze z tym, że informatyk odmawiał przyjmowania od niego pieniędzy za czynsz udając, że nie mieli żadnej umowy. Jakim cudem on zgubił swoją kopię?
Ale mimo wszystko żyło im się razem dobrze. We trójkę, więc nie mieli aż takiej swobody i musieli uważać na to co robili, ale nie narzekał. Cieszył się, że ma brata i że on ani trochę nie przypomina ich ojca, który okazał się zdradliwym dupkiem, któremu zależało jedynie na alkoholu.
Czasami Kai tak był pochłonięty pracą, że zapominał wrócić do domu, więc Mark strasznie za nim tęsknił. Tak jak teraz, bo ten nie pojawił się w swoim domu od dwóch dni, więc Stevens postanowił go odwiedzić. Nie chcąc wyjść na zdesperowanego czy coś, pojechał do Miami wcześniej i kupił sobie kilka nowych ubrań, a potem wziął trochę jedzenia na wynos i skierował się do firmy Sandersa. Ochroniarze na szczęście już go znali, ale w razie czego miał przy sobie przepustkę, którą wyrobił mu wcześniej Kai i upewniając się, że nie ma żadnego ważnego spotkania wszedł do jego gabinetu.
— Niespodzianka! — zawołał, zamykając za sobą drzwi i podniósł do góry torby z jedzeniem. — Mam nadzieję, że jesteś głodny bo to chyba nawet pora lunchu, a ja akurat byłem w okolicy, więc wpadłem. Nie masz nic przeciwko, prawda? — zapytał, uśmiechając się słodko i podszedł bliżej, by cmoknąć Sandersa w usta.
Kai Sanders
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
Miał dzisiaj prawdziwy chaos w pracy. Zbliżające się nieubłaganie targi gier, na których miała się odbyć premiera najnowszej części przygód uwielbianego przez graczy Starvana sprawiały, że każdy w budynku MCT szalał starając się dopracować wszystko do ostatniego, najdrobniejszego szczegółu, aby mieć pewność, że całość odniesie pożądany sukces. Ostatecznie sprzedanie dużej ilości przekładało się na premię każdego, kto brał udział w powstawaniu gry. Kai lubił nagradzać swoich pracowników zdając sobie sprawę, że wszyscy oni mieli swój udział w poszczególnych częściach, które układały się w całość dostępną dla klientów.
Nic dziwnego, że w tym ulu, w którym pełnił poniekąd funkcję królowej, co rusz ktoś do niego przychodził, chcąc omówić problem, z którym się borykał. Wiedząc, że bez idealnego zgrania nie było możliwym przedstawienie graczom kolejnego świata, nie odsyłał nikogo, każdemu poświęcając czas. Był zmęczony, ale nie narzekał. Wszak wiedział z czym wiąże się prowadzenie biznesu.
Opadł na krzesło w swoim gabinecie, mogąc odetchnąć. Każda minuta spokoju była prawdziwym zbawieniem i chciał wykorzystać to do ostatniej sekundy. Zapomniał nawet kiedy ostatnio coś zjadł, posiłkując się jedynie kawą, której całe szczęście w budynku nie brakowało. Ach, jak dobrze, że będąc właścicielem mógł sam odpowiadać za wystrój i zapotrzebowania ludzi.
Oparł czoło o kant biurka, przymykając oczy. Może powinien uciąć sobie drzemkę?
Cicho w duchu zaklął, kiedy usłyszał jak drzwi, które zaledwie kilka sekund wcześniej zamknął, otwierają się cicho. Chyba jednak odpoczynek nie był tym, co było mu dane. Zadziwiające, jak szybko wypruł się z energii, kiedy zaledwie kilkanaście tygodni temu potrafił spędzić parę dni pod rząd w pracy, nie odczuwając zmęczenia.
Nie zdążył spojrzeć na osobę, która znalazła się w gabinecie, bo sama obwieściła swoje przyjście.
Uśmiechnął się szeroko na widok chłopaka, którego nie spodziewał się tu dzisiaj zobaczyć.
-Proszę, proszę. A kto to postanowił mnie odwiedzić? Aż tak się za mną stęskniłeś? - powiedział, lustrując drobną sylwetkę Marka. Był taki szczupły i tak uroczy, że chciało się go do kieszonki schować.
-Czy ja nie wiem o jakichś twoich ukrytych umiejętnościach? Zaledwie chwilę wcześniej myślałem o jedzeniu - zaśmiał się, kiedy ten pokazał pakunek. - Oczywiście, że nie mam. Jestem trochę zajęty, bo mamy w firmie prawdziwy burdel, ale zawsze jesteś tu mile widziany - odpowiedział. Był szczery, więc nie miał zamiaru kłamać, że jasne, od teraz poświęci mu każdą sekundę. Mógł jedynie liczyć, że faktycznie będzie im dane spędzić tego czasu jak najwięcej, skoro Stevens już się napracował, dostając do Miami.
Mark Stevens
Nic dziwnego, że w tym ulu, w którym pełnił poniekąd funkcję królowej, co rusz ktoś do niego przychodził, chcąc omówić problem, z którym się borykał. Wiedząc, że bez idealnego zgrania nie było możliwym przedstawienie graczom kolejnego świata, nie odsyłał nikogo, każdemu poświęcając czas. Był zmęczony, ale nie narzekał. Wszak wiedział z czym wiąże się prowadzenie biznesu.
Opadł na krzesło w swoim gabinecie, mogąc odetchnąć. Każda minuta spokoju była prawdziwym zbawieniem i chciał wykorzystać to do ostatniej sekundy. Zapomniał nawet kiedy ostatnio coś zjadł, posiłkując się jedynie kawą, której całe szczęście w budynku nie brakowało. Ach, jak dobrze, że będąc właścicielem mógł sam odpowiadać za wystrój i zapotrzebowania ludzi.
Oparł czoło o kant biurka, przymykając oczy. Może powinien uciąć sobie drzemkę?
Cicho w duchu zaklął, kiedy usłyszał jak drzwi, które zaledwie kilka sekund wcześniej zamknął, otwierają się cicho. Chyba jednak odpoczynek nie był tym, co było mu dane. Zadziwiające, jak szybko wypruł się z energii, kiedy zaledwie kilkanaście tygodni temu potrafił spędzić parę dni pod rząd w pracy, nie odczuwając zmęczenia.
Nie zdążył spojrzeć na osobę, która znalazła się w gabinecie, bo sama obwieściła swoje przyjście.
Uśmiechnął się szeroko na widok chłopaka, którego nie spodziewał się tu dzisiaj zobaczyć.
-Proszę, proszę. A kto to postanowił mnie odwiedzić? Aż tak się za mną stęskniłeś? - powiedział, lustrując drobną sylwetkę Marka. Był taki szczupły i tak uroczy, że chciało się go do kieszonki schować.
-Czy ja nie wiem o jakichś twoich ukrytych umiejętnościach? Zaledwie chwilę wcześniej myślałem o jedzeniu - zaśmiał się, kiedy ten pokazał pakunek. - Oczywiście, że nie mam. Jestem trochę zajęty, bo mamy w firmie prawdziwy burdel, ale zawsze jesteś tu mile widziany - odpowiedział. Był szczery, więc nie miał zamiaru kłamać, że jasne, od teraz poświęci mu każdą sekundę. Mógł jedynie liczyć, że faktycznie będzie im dane spędzić tego czasu jak najwięcej, skoro Stevens już się napracował, dostając do Miami.
Mark Stevens
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
Widząc swojego ulubionego informatyka za biurkiem na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Uwielbiał na niego patrzeć. Wystarczyło, że był obok niego i od razu dzień stawał się lepszy. Nie ważne czy to zasługa uczuć którymi go darzył czy tak po prostu było, ale cieszył się, że poznał Kaia i dzięki niemu zmienił całe swoje życie.
— Nawet nie wiesz jak bardzo. Nie wróciłeś do domu i muszę spać sam w twoim wielkim łóżku. Wiesz jakie to trudne? — zaśmiał się. Rzeczywiście tak było, bo spanie bez wielkiego i ciepłego ciała obok było nieprzyjemne. Nie miał się do kogo przytulić, było mu niewygodnie i aż nie chciało się potem wstawać bez odpowiedniej motywacji, a ten cholerny nerd wolał sobie siedzieć w pracy. Rozumiał, że był zajęty i to ważny projekt, ale każdy powinien wracać do domu na noc. Nawet szef, ale Sanders oczywiście nie potrafił tego zrozumieć chociaż już nie znikał w pracy na całe tygodnie jak kiedyś.
— Widzisz jak dobrze, że mnie masz. A teraz odkładaj wszystko i jedz, bo musisz mieć siłę skoro chcesz tu jeszcze dzisiaj pracować. — powiedział, układając przed Sandersem opakowania, żeby sobie wybrał, a sam zajął miejsce naprzeciwko niego. — Aż tak wszyscy dają Ci w kość? — zapytał zmartwiony, marszcząc brwi. Zawsze wyobrażał sobie pracę w firmie produkującej gry jako całkiem przyjemne zajęcie, gdzie każdy się bawi. Coś jak w Google. Miejsca do relaksu, chodzenie w piżamie i w ogóle, a tu widział zupełnie coś innego. Przemęczonego Sandersa, który pewnie nie miał nawet chwili dla siebie kiedy zabierali się za jakieś ważne zlecenie.
Westchnął i sięgnął po swoją porcję ryżu z kurczakiem i warzywami. Był bardzo głodny, ale do tego pewnie Sanders zdążył się przyzwyczaić, że Mark zawsze jadł jakby nie dostawał jedzenia przez tydzień. Ostatecznie musiał nadrobić stracone kalorie, których nie dostarczał swojemu organizmowi przez jakieś dwadzieścia lat swojego życia, gdzie jedna kanapka na cały dzień to było czasem święto bo rodzice i tak wydawali wszystko na alkohol. Teraz nie wyobrażał sobie takiego życia i cieszył się, że od tego uciekł, a oni najwidoczniej się tym nie przejęli nawet przez chwilę skoro nikt go jeszcze nie szukał.
— No jedz, bo będzie zimne. — zachęcił chłopaka, widząc że ten się ociąga.
Kai Sanders
— Nawet nie wiesz jak bardzo. Nie wróciłeś do domu i muszę spać sam w twoim wielkim łóżku. Wiesz jakie to trudne? — zaśmiał się. Rzeczywiście tak było, bo spanie bez wielkiego i ciepłego ciała obok było nieprzyjemne. Nie miał się do kogo przytulić, było mu niewygodnie i aż nie chciało się potem wstawać bez odpowiedniej motywacji, a ten cholerny nerd wolał sobie siedzieć w pracy. Rozumiał, że był zajęty i to ważny projekt, ale każdy powinien wracać do domu na noc. Nawet szef, ale Sanders oczywiście nie potrafił tego zrozumieć chociaż już nie znikał w pracy na całe tygodnie jak kiedyś.
— Widzisz jak dobrze, że mnie masz. A teraz odkładaj wszystko i jedz, bo musisz mieć siłę skoro chcesz tu jeszcze dzisiaj pracować. — powiedział, układając przed Sandersem opakowania, żeby sobie wybrał, a sam zajął miejsce naprzeciwko niego. — Aż tak wszyscy dają Ci w kość? — zapytał zmartwiony, marszcząc brwi. Zawsze wyobrażał sobie pracę w firmie produkującej gry jako całkiem przyjemne zajęcie, gdzie każdy się bawi. Coś jak w Google. Miejsca do relaksu, chodzenie w piżamie i w ogóle, a tu widział zupełnie coś innego. Przemęczonego Sandersa, który pewnie nie miał nawet chwili dla siebie kiedy zabierali się za jakieś ważne zlecenie.
Westchnął i sięgnął po swoją porcję ryżu z kurczakiem i warzywami. Był bardzo głodny, ale do tego pewnie Sanders zdążył się przyzwyczaić, że Mark zawsze jadł jakby nie dostawał jedzenia przez tydzień. Ostatecznie musiał nadrobić stracone kalorie, których nie dostarczał swojemu organizmowi przez jakieś dwadzieścia lat swojego życia, gdzie jedna kanapka na cały dzień to było czasem święto bo rodzice i tak wydawali wszystko na alkohol. Teraz nie wyobrażał sobie takiego życia i cieszył się, że od tego uciekł, a oni najwidoczniej się tym nie przejęli nawet przez chwilę skoro nikt go jeszcze nie szukał.
— No jedz, bo będzie zimne. — zachęcił chłopaka, widząc że ten się ociąga.
Kai Sanders
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
-To tylko jedna noc! A ty jesteś dużym chłopcem, więc z pewnością sobie poradziłeś. Chociaż… nic nie zastąpi ci tych szerokich ramion, w które się wtulasz zaraz po tym, jak się położysz, co? - uśmiechnął się do niego, obiecując sobie, że przez jakiś czas nie zrobi podobnej powtórki. Kiedyś zaniedbywał swojego partnera co skończyło się rozstaniem przez ciągłe kłótnie. Nie chciał, by i tym razem miało to miejsce. Czuł, jak cholernie zależało mu na Marku i chociaż musiał pracować, tak zdecydowanie mniej czasu spędzał w biurze, skupiając się też na innych aspektach życia. Czasami zdarzało mu się myśleć, czy gdyby dorósł do takiego podejścia wcześniej, byłby z McKayem, ale z drugiej strony nie poznały Stevensa, a jego były by się pewnie nie zaręczył.
-Pięknie pachnie, wiesz? Jestem szczęściarzem, że spotykam się z kimś kto dba o to, by mnie dokarmić. Czym powinienem ci zapłacić za takie rozpieszczanie? - powiedział, przyglądając się jedzeniu. Nie powinien jeść blisko komputera. Miał obsesję na ich punkcie i nawet najmniejszy paproszek wymagał usunięcia, dlatego przesunął wszystko i sam ulokował się tak, by przypadkiem nigdzie nie nabrudzić. Niech będzie, że się dla chłopaka raz poświęci.
-Dzisiaj wyjątkowo. Każdy czegoś ode mnie chce, jeszcze chwila, a zwariuję. W takich momentach przeklinam, że jestem szefem - westchnął. Nie lubił narzekać, ale dzisiaj miał taki dzień, że nie pozostało mu nic innego. A do kogo, jak nie właśnie do kogoś, z kim mieszkał i to od dłuższego czasu.
Wpakował trochę jedzenia do ust, przełykając.
-Zaraz pewnie też ktoś będzie coś ode mnie chciał. Za dwie godziny mam spotkanie plus później niewielką konferencję - uprzedził, tak dla zasady, by Mark wiedział, czego się spodziewać.
Chwilę później zadzwonił telefon.
-Muszę odebrać - rzucił, sięgając po słuchawkę. - Sanders z tej strony - powiedział do osoby po drugiej stronie.
-To może potrwać - szepnął do Stevensa, skupiając się na konwersacji.
Mark Stevens
-Pięknie pachnie, wiesz? Jestem szczęściarzem, że spotykam się z kimś kto dba o to, by mnie dokarmić. Czym powinienem ci zapłacić za takie rozpieszczanie? - powiedział, przyglądając się jedzeniu. Nie powinien jeść blisko komputera. Miał obsesję na ich punkcie i nawet najmniejszy paproszek wymagał usunięcia, dlatego przesunął wszystko i sam ulokował się tak, by przypadkiem nigdzie nie nabrudzić. Niech będzie, że się dla chłopaka raz poświęci.
-Dzisiaj wyjątkowo. Każdy czegoś ode mnie chce, jeszcze chwila, a zwariuję. W takich momentach przeklinam, że jestem szefem - westchnął. Nie lubił narzekać, ale dzisiaj miał taki dzień, że nie pozostało mu nic innego. A do kogo, jak nie właśnie do kogoś, z kim mieszkał i to od dłuższego czasu.
Wpakował trochę jedzenia do ust, przełykając.
-Zaraz pewnie też ktoś będzie coś ode mnie chciał. Za dwie godziny mam spotkanie plus później niewielką konferencję - uprzedził, tak dla zasady, by Mark wiedział, czego się spodziewać.
Chwilę później zadzwonił telefon.
-Muszę odebrać - rzucił, sięgając po słuchawkę. - Sanders z tej strony - powiedział do osoby po drugiej stronie.
-To może potrwać - szepnął do Stevensa, skupiając się na konwersacji.
Mark Stevens
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
— Bez twoich ramion to nie to samo. Wiesz jak mi jest niewygodnie? I zimno. Także musisz spać obok mnie każdej nocy jeśli nie chcesz, żebym się przeziębił. — powiedział, szturchając go w ramię. Lubił spanie z Sandersem, który zawsze mocno go wtedy obejmował. Miał wtedy utrudnione poruszanie się, ale ciepło i wygoda zawsze były dla niego ważniejsze, więc nie miał z tym problemu.
— Hmmm… zabierz mnie na randkę i będziemy kwita. — zachichotał. Każdy pretekst był dobry, żeby Kai zabrał go w jakieś fajne miejsce. Nigdy nie narzekał na jego wybory, więc dawał mu w tym wolną rękę ciesząc się czasem spędzonym ze swoim chłopakiem.
— Sam tego chciałeś, ale przynajmniej robisz to co sprawia Ci radość. Lepsze to niż męczenie się w robocie której nie lubisz. — przyznał. Sam musiał w końcu poszukać czegoś innego zanim wyjdzie na jaw czym się naprawdę zajmuje. Tym bardziej nie chciał, żeby Kai się o tym dowiedział co zepsułoby ich związek. Nie miał pewności czy Sanders zareaguje tak samo jak McKay, więc wolał nie ryzykować.
— Jesteś strasznie zapracowany. Kiedy weźmiesz trochę wolnego, żebyśmy mogli gdzieś pojechać? Zostawimy telefony w domu i zabawimy się. Co ty na to? — zaproponował, uśmiechając się. Miał nadzieję, że Kai nie będzie długo się sprzeciwiał. Rozumiał, że musiał pracować, ale nie mógł poświęcać temu życia zapominając o sobie i swoim zdrowiu. Czy on nie wiedział jak strasznie cierpią na tym jego plecy?
Westchnął, kiedy telefon Kaia zadzwonił. Skinął jedynie głową, skupiając się na jedzeniu. Starał się być cicho, żeby mu nie przeszkadzać. Po dłuższej chwili, kiedy Kai był skupiony na rozmowie, a Mark znudzony trochę postanowił mu się przyjrzeć. Czy tylko mu się wydawało czy jego facet wyglądał cholernie gorąco kiedy pracuje?
Kai Sanders
— Hmmm… zabierz mnie na randkę i będziemy kwita. — zachichotał. Każdy pretekst był dobry, żeby Kai zabrał go w jakieś fajne miejsce. Nigdy nie narzekał na jego wybory, więc dawał mu w tym wolną rękę ciesząc się czasem spędzonym ze swoim chłopakiem.
— Sam tego chciałeś, ale przynajmniej robisz to co sprawia Ci radość. Lepsze to niż męczenie się w robocie której nie lubisz. — przyznał. Sam musiał w końcu poszukać czegoś innego zanim wyjdzie na jaw czym się naprawdę zajmuje. Tym bardziej nie chciał, żeby Kai się o tym dowiedział co zepsułoby ich związek. Nie miał pewności czy Sanders zareaguje tak samo jak McKay, więc wolał nie ryzykować.
— Jesteś strasznie zapracowany. Kiedy weźmiesz trochę wolnego, żebyśmy mogli gdzieś pojechać? Zostawimy telefony w domu i zabawimy się. Co ty na to? — zaproponował, uśmiechając się. Miał nadzieję, że Kai nie będzie długo się sprzeciwiał. Rozumiał, że musiał pracować, ale nie mógł poświęcać temu życia zapominając o sobie i swoim zdrowiu. Czy on nie wiedział jak strasznie cierpią na tym jego plecy?
Westchnął, kiedy telefon Kaia zadzwonił. Skinął jedynie głową, skupiając się na jedzeniu. Starał się być cicho, żeby mu nie przeszkadzać. Po dłuższej chwili, kiedy Kai był skupiony na rozmowie, a Mark znudzony trochę postanowił mu się przyjrzeć. Czy tylko mu się wydawało czy jego facet wyglądał cholernie gorąco kiedy pracuje?
- Ukrywanie treści: włączone
- Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
Kai Sanders
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
-Proszę, kto by pomyślał, że uciekniesz się do takiego szantażu. Czyli co, jeśli dostaniesz kataru to teraz będzie moja wina? - zaśmiał się, lekko głową kręcąc. Mała, cwana bestia. Jak mógł mu odmówić, skoro od jego powrotu zależało jego zdrowie? Nie chciałby mieć na sumieniu kogoś tak delikatnego oraz uroczego. Będzie musiał dołożyć wszelkich starań, by wyrobić się dzisiaj ze wszystkim i wrócić jak normalny człowiek, nie narażając swojego chłopaka na samotność w nocy.
-W takim razie jesteśmy umówieni. Nie oddawaj nikomu weekendu, to będzie długa randka - powiedział, już w głowie planując, gdzie go zabrać. Nie chciał specjalnie szaleć; Mark zawsze mu powtarzał, że nie powinien wydawać dużo pieniędzy, więc nie chciał go w żaden sposób urazić zbyt wystawnym wyjazdem. Może jakiś domek? Zapyta Huntera, często miał dobre pomysły w tych kwestiach, uszczęśliwiając Creeda na każdym kroku.
-Nie wiem czy uda mi się całkiem pozbyć telefonu, ale wolne brzmi kusząco. Jeśli tylko uda mi się dopiąć wszystko teraz i każde założenie pójdzie po mojej myśli, zdaje mi się, że będę miał kilka dni wolnego przed kolejną falą nowości, którą sam sobie zafunduję - odpowiedział. Ciężko było mu planować z takim wyprzedzeniem, bo wszystko zależało od tego, jak nowa gra przyjmie się na rynku, ale jeśli wierzyć prognozom powinno być na tyle stabilnie, że Kai o nic nie będzie musiał się martwić i będzie mógł odpuścić na parę dni, poświęcając ten czas komuś, kto specjalnie się do niego pofatygował, by dać mu jedzenie.
Mark Stevens
-W takim razie jesteśmy umówieni. Nie oddawaj nikomu weekendu, to będzie długa randka - powiedział, już w głowie planując, gdzie go zabrać. Nie chciał specjalnie szaleć; Mark zawsze mu powtarzał, że nie powinien wydawać dużo pieniędzy, więc nie chciał go w żaden sposób urazić zbyt wystawnym wyjazdem. Może jakiś domek? Zapyta Huntera, często miał dobre pomysły w tych kwestiach, uszczęśliwiając Creeda na każdym kroku.
-Nie wiem czy uda mi się całkiem pozbyć telefonu, ale wolne brzmi kusząco. Jeśli tylko uda mi się dopiąć wszystko teraz i każde założenie pójdzie po mojej myśli, zdaje mi się, że będę miał kilka dni wolnego przed kolejną falą nowości, którą sam sobie zafunduję - odpowiedział. Ciężko było mu planować z takim wyprzedzeniem, bo wszystko zależało od tego, jak nowa gra przyjmie się na rynku, ale jeśli wierzyć prognozom powinno być na tyle stabilnie, że Kai o nic nie będzie musiał się martwić i będzie mógł odpuścić na parę dni, poświęcając ten czas komuś, kto specjalnie się do niego pofatygował, by dać mu jedzenie.
- Ukrywanie treści: włączone
- Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
Mark Stevens
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
— Oczywiście, że tak. Dlatego musisz codziennie wracać do domu, a wszystkie weekendy masz wolne i wtedy nic mi nie będzie. — odparł, uśmiechając się szeroko. Był w stanie zrobić wszystko byle jego chłopak pojawiał się częściej w domu. Praca to nie jest miejsce gdzie spędza się całe życie. Rozumiał, że była dla niego ważna, ale powinien przeznaczać na nią jedynie część swojego czasu, a nie całe tygodnie. Może powinni wynająć sobie jakieś mieszkanie w Miami, żeby mieli bliżej? Ale wtedy Sanders miałby pretekst, żeby więcej pracować, a na to nie mógł się zgodzić.
— Jestem cały twój. — zapewnił. Weekend z Kaiem w jakimś fajnym miejscu? Idealnie. Już nie mógł się tego doczekać. Chociaż dla niego mogli sobie nawet rozłożyć namiot w ogrodzie i tam spędzić czas, byle mógł spędzić noc w jego ramionach i wtedy wszystko będzie idealne.
— No to pozwolę Ci go używać jedynie dwie godziny wieczorem i tyle. Żebyś nie wisiał na nim całego dnia. Masz się skupiać na mnie, jasne. — mruknął, marszcząc uroczo nos. Kai był czasem jak dziecko i musiał go pilnować na każdym kroku. Tak jak teraz, kiedy przyniósł mu jedzenie bo ten tak poświęcił się pracy, że zapomniał o najważniejszym. Jedzenie to świętość i nawet on kiedy miał go teraz pod dostatkiem niczego sobie nie żałował. Ale doskonale pamiętał czasy, kiedy jadł tylko raz dziennie, bo nie było go na nic stać, a rodzice wszystkie pieniądze wydawali na jedzenie. Ciepły obiad to był rarytas na który nie mógł sobie pozwolić.
Kai Sanders
— Jestem cały twój. — zapewnił. Weekend z Kaiem w jakimś fajnym miejscu? Idealnie. Już nie mógł się tego doczekać. Chociaż dla niego mogli sobie nawet rozłożyć namiot w ogrodzie i tam spędzić czas, byle mógł spędzić noc w jego ramionach i wtedy wszystko będzie idealne.
— No to pozwolę Ci go używać jedynie dwie godziny wieczorem i tyle. Żebyś nie wisiał na nim całego dnia. Masz się skupiać na mnie, jasne. — mruknął, marszcząc uroczo nos. Kai był czasem jak dziecko i musiał go pilnować na każdym kroku. Tak jak teraz, kiedy przyniósł mu jedzenie bo ten tak poświęcił się pracy, że zapomniał o najważniejszym. Jedzenie to świętość i nawet on kiedy miał go teraz pod dostatkiem niczego sobie nie żałował. Ale doskonale pamiętał czasy, kiedy jadł tylko raz dziennie, bo nie było go na nic stać, a rodzice wszystkie pieniądze wydawali na jedzenie. Ciepły obiad to był rarytas na który nie mógł sobie pozwolić.
- Ukrywanie treści: włączone
- Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
Kai Sanders
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
mów mi/kontakt
kiitty#9373