-Staram się go zrozumieć, ale ciężko mi ogarnąć czemu się martwisz skoro wszystko jest w porządku. Wolę widzieć jak się uśmiechasz. Co innego jakbym był na łożu śmierci, ale to jedynie stłuczenia. Lekarze też przesadzają bo te wszystkie bandaże nie są mi potrzebne - skrzywił się. Był pewien, że gdyby tylko jego doktor i pielęgniarki nie obwiązały go w takiej ilości, Mark zniósłby wszystko lepiej i nie dopowiadał sobie historii, które nie miały pokrycia w rzeczywistości. Cóż, umysł Sandersa działał niczym kod binarny w systemie zero jedynkowym, więc tym bardziej ciężko było mu przyjąć do wiadomości, że ludzie już tak mieli, że martwili się dosłownie wszystkim.
-Mark, daj spokój. Zachodzisz w tym wszystkim za daleko i wyobrażasz sobie rzeczy, których nie ma. Wiele złego może się stać każdego dnia, ale przecież tutaj siedzę - odparł, wzdychając. Nie był osobą, która gniewała się często na ludzi. Dopiero w chwili podniesienia poważnie ciśnienia tracił nad sobą kontrolę, ale z pewnością nie miał zamiaru robić tego teraz.
-To akurat jest jeszcze bardziej niesprawiedliwe. Nie mam najmniejszego zamiaru wybierać, a ty nie powinieneś nawet mi tego mówić - żachnął się ponownie. Czemu Stevens grał w taki sposób? Mało kiedy zachowywał się podobnie i Kai musiał przyznać, że nie był tego fanem.
Zacisnął lekko usta sprawiając, że stały się cienką kreską. Ta rozmowa nie prowadził do zupełnie niczego i jedynie wprowadzała chaos.
-Ta konwersacja niespecjalnie prowadzi do czegokolwiek, wiesz? To tylko kreowanie dramatyzmu. Przecież komputer mi nie zaszkodzi jak będę leżał - stwierdził. Nie spadnie mu na głowę, nie sprawi, że będzie go coś bolało. Mając go przynajmniej by się nie nudził, a wiadomo, że podczas nudy ludziom do głowy przychodziły dziwne pomysły.
Mark Stevens
a
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
— Tak, na pewno owinęli Cię nimi dla zabawy, a z Tobą jest wszystko w porządku. Możesz potraktować to poważnie i przestać udawać, że nic Ci nie jest? — mruknął, powoli tracąc cierpliwość. Sanders czasem naprawdę był głupi i miał ochotę zdzielić go poduszką, żeby wbić mu trochę oleju do głowy. Jak miał teraz się cieszyć i rozmawiać z nim jak gdyby nigdy nic, skoro dopiero co uczestniczył w wypadku?
— No i będziesz siedział, dopóki lekarze nie upewnią się, że jesteś w pełni zdrowy. Tak trudno to zrozumieć? — westchnął, kręcąc głową. Siedział tu, udając że wszystko w porządku, ale równie dobrze w jego głowie już mogło się dziać coś co wyjdzie dopiero za parę dni i będzie już za późno. Lepiej mieć na wszystko oko.
— Co Ci szkodzi zrobić badania i odpocząć? Pracujesz całymi dniami. Myślisz, że jak przyjdziesz w środku nocy przytulić mnie na trzy godziny i znowu zniknąć na parę dni to w porządku? Pracuj sobie jak chcesz, ale nie stawiaj tego ponad wszystko. Wszyscy twoi pracownicy pracują w normalnych godzinach, a tylko ty zostajesz na całą noc. Tak to ma wyglądać? — skrzywił się, patrząc surowo na Sandersa. Co jeszcze miał powiedzieć, żeby go przekonać? Cholerny uparciuch.
Kai nie uścisnął jego ręki. Nie poddał się, dalej myśląc tylko i wyłącznie o pracy. To nie spodobało się Markowi, który czuł jak krew się w nim gotuje ze wściekłości, która mieszała się z bezsilnością.
— Tylko komputer i komputer Ci w głowie. Żyj sobie z nim jak tak bardzo jest Ci potrzebny do życia! — był pewien, że jego krzyki było słychać już na korytarzu, ale miał to gdzieś. Miał dość, bo nic nie docierało do Sandersa, który myślał tylko o jednym, zamiast odpuścić. Jego upartość doprowadziła do tego, że Mark zalał się łzami i podniósł z krzesła, by odsunąć się od Sandersa. Chociaż może powinien już wyjść, skoro i tak niczego nie wskóra?
Kai Sanders
— No i będziesz siedział, dopóki lekarze nie upewnią się, że jesteś w pełni zdrowy. Tak trudno to zrozumieć? — westchnął, kręcąc głową. Siedział tu, udając że wszystko w porządku, ale równie dobrze w jego głowie już mogło się dziać coś co wyjdzie dopiero za parę dni i będzie już za późno. Lepiej mieć na wszystko oko.
— Co Ci szkodzi zrobić badania i odpocząć? Pracujesz całymi dniami. Myślisz, że jak przyjdziesz w środku nocy przytulić mnie na trzy godziny i znowu zniknąć na parę dni to w porządku? Pracuj sobie jak chcesz, ale nie stawiaj tego ponad wszystko. Wszyscy twoi pracownicy pracują w normalnych godzinach, a tylko ty zostajesz na całą noc. Tak to ma wyglądać? — skrzywił się, patrząc surowo na Sandersa. Co jeszcze miał powiedzieć, żeby go przekonać? Cholerny uparciuch.
Kai nie uścisnął jego ręki. Nie poddał się, dalej myśląc tylko i wyłącznie o pracy. To nie spodobało się Markowi, który czuł jak krew się w nim gotuje ze wściekłości, która mieszała się z bezsilnością.
— Tylko komputer i komputer Ci w głowie. Żyj sobie z nim jak tak bardzo jest Ci potrzebny do życia! — był pewien, że jego krzyki było słychać już na korytarzu, ale miał to gdzieś. Miał dość, bo nic nie docierało do Sandersa, który myślał tylko o jednym, zamiast odpuścić. Jego upartość doprowadziła do tego, że Mark zalał się łzami i podniósł z krzesła, by odsunąć się od Sandersa. Chociaż może powinien już wyjść, skoro i tak niczego nie wskóra?
Kai Sanders
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
-Traktuję to poważnie, a przynajmniej na tyle na ile jest poważne. Ja rozumiem, że mogło cię to wszystko zmartwić, ale przecież widzisz, że żyję i z tobą rozmawiam. To chyba pokazuje, że nie stało się nic poważnego - przedstawił mu swój punkt widzenia, który niestety znacznie odbiegał od tego należącego do Marka. Umysł Kaia nie potrafił pojąć pewnych rzeczy, jak również nie umiał tego umysł Stevensa, który uparcie stał przy swojej racji.
-Przecież zgodziłem się na siedzenie, więc chyba mogę trochę popracować, kiedy cię tu nie będzie? Co innego miałbym robić, skoro w telewizji lecą same nudy? - skrzywił się. Był przekonany, że akurat tutaj to właśnie on miał w stu procentach rację. Można było odpoczywać na wszystkie sposoby, jednak Sanders nigdy nie należał do osób, które umiały to robić w bezczynności. Musiał mieć czymś zajęty umysł, gdzieś tam obawiając się, że jeśli zwolni zacznie głupieć.
-Zrobię je. Zresztą już chyba mam jakieś zlecone. Zobaczysz po nich, że w środku też wszystko jest ok i może wtedy przestaniesz się tak martwić. Nie lepiej stracić energię na coś innego? Rozumiem, że to początkowo mogło wydawać się straszne, ale takie nie jest - powtórzył. Naprawdę nie wiedział jak jeszcze miałby to wszystko wyjaśnić. Żył, prawda? To chyba było najważniejsze. Zresztą z fizycznego punktu widzenia nie mogło mu się stać nic poważnego, bo samochód nie pędził na tyle, by wywołać jakieś konkretne urazy. - Przecież nie siedzę całymi nocami. Wracam do domu, śpię obok ciebie wychodzę nawet później więc to niesprawiedliwe, że mnie w ten sposób atakujesz - zerknął na niego. Czuł się zmęczony tym wszystkim i jego umysł z pewnością powoli przestawał pracować, zapewne przez leki przeciwbólowe.
-Na litość wszystkiego, Mark, o co ci chodzi? Jaki jest problem, że będę używał tutaj komputera dla zabicia nudy? Aktualnie jestem przywiązany do tego łóżka skoro tak zależy ci, żebym tu został, więc w czym rzecz? - jęknął bezsilnie. Totalnie nie rozumiał gdzie chłopak widział problem. Nie trwonił ich wspólnego czasu, bo Stevensa i tak tutaj nie będzie za kilka godzin, kiedy wizyty się skończą.
-Nie musisz płakać, wiesz? - dodał, marszcząc brwi. Tego też nie pojmował.
Mark Stevens
-Przecież zgodziłem się na siedzenie, więc chyba mogę trochę popracować, kiedy cię tu nie będzie? Co innego miałbym robić, skoro w telewizji lecą same nudy? - skrzywił się. Był przekonany, że akurat tutaj to właśnie on miał w stu procentach rację. Można było odpoczywać na wszystkie sposoby, jednak Sanders nigdy nie należał do osób, które umiały to robić w bezczynności. Musiał mieć czymś zajęty umysł, gdzieś tam obawiając się, że jeśli zwolni zacznie głupieć.
-Zrobię je. Zresztą już chyba mam jakieś zlecone. Zobaczysz po nich, że w środku też wszystko jest ok i może wtedy przestaniesz się tak martwić. Nie lepiej stracić energię na coś innego? Rozumiem, że to początkowo mogło wydawać się straszne, ale takie nie jest - powtórzył. Naprawdę nie wiedział jak jeszcze miałby to wszystko wyjaśnić. Żył, prawda? To chyba było najważniejsze. Zresztą z fizycznego punktu widzenia nie mogło mu się stać nic poważnego, bo samochód nie pędził na tyle, by wywołać jakieś konkretne urazy. - Przecież nie siedzę całymi nocami. Wracam do domu, śpię obok ciebie wychodzę nawet później więc to niesprawiedliwe, że mnie w ten sposób atakujesz - zerknął na niego. Czuł się zmęczony tym wszystkim i jego umysł z pewnością powoli przestawał pracować, zapewne przez leki przeciwbólowe.
-Na litość wszystkiego, Mark, o co ci chodzi? Jaki jest problem, że będę używał tutaj komputera dla zabicia nudy? Aktualnie jestem przywiązany do tego łóżka skoro tak zależy ci, żebym tu został, więc w czym rzecz? - jęknął bezsilnie. Totalnie nie rozumiał gdzie chłopak widział problem. Nie trwonił ich wspólnego czasu, bo Stevensa i tak tutaj nie będzie za kilka godzin, kiedy wizyty się skończą.
-Nie musisz płakać, wiesz? - dodał, marszcząc brwi. Tego też nie pojmował.
Mark Stevens
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
— Teraz. Teraz jest w porządku. A za parę dni możesz tracić przytomność czy coś. Czy to coś złego, że chcę mieć pewność, że z moim facetem jest wszystko dobrze? — jęknął, mając już dość tego wszystkiego. Ile można się kłócić o jedną rzecz? Ile razy można mu tłumaczyć, że to kwestia kilku dni, by upewnić się, że wszystko w porządku?
— Masz odpoczywać. Nie pracować. Odpoczywać od pracy, skoro w domu nie mogę Cię od tego odciągnąć. — odparł. Nawet jeśli mieli plany w domu i tak Kai odbierał każdy telefon z pracy czy sam kontaktował się ze swoimi ludźmi, żeby przedstawić im kolejny genialny pomysł. Rozumiał to, ale wolałby żeby każda taka rozmowa nie kończyła się tak, że ostatecznie ich plany przechodzą na drugi plan, bo Kai musi iść do komputera i zrobić to co omówili. Ile filmów musiał sam kończyć wtulony w swojego pluszaka, bo Sanders wolał siedzieć przy komputerze.
— Wtedy zobaczę, ale na razie się martwię. Ale masz zrobić wszystkie badania. — powiedział, wzdychając. Nie chciał pominąć nic, a lekarze powinni wiedzieć jakie badania będą potrzebne. I to nie tylko te podstawowe, które pewnie nic nie wykryją. Potrzebował upewnić się na tysiąc procent, że jego chłopak nagle nie umrze. — Ale czasami znikasz na kilka dni i zapominasz dać znać, że żyjesz czy cokolwiek. Nawet nie odczytujesz moich wiadomości wtedy, więc się nie dziw, że się denerwuję. — mruknął. Ile było sytuacji w których Kai był zbyt pochłonięty pracą by zauważyć, że minęło kilka dni. Zdarzało się to już mniej, ale nadal miał takie momenty i czasem Mark miał ochotę się spakować i zamieszkać w jego firmie, żeby mieć swojego chłopaka bliżej.
— Bo chcesz pracować, zamiast odpocząć. Pracując nie nazwiesz tego odpoczynkiem. Mam Ci przedstawić definicję z internetu czy co skoro tylko ten język rozumiesz? — zapytał, zaciskając dłonie w pięści. On chciał tylko, żeby Kai wziął kilka dni wolnego i odpoczął. By mogli poleżeć razem, oglądać jakieś nudne seriale i nielegalnie objadać się żelkami. To takie trudne?
— Głupi jesteś, wiesz? Rób co chcesz. — rzucił, ostatecznie wychodząc. Nie spojrzał nawet w stronę Sandersa, zbyt zdenerwowany na informatyka. Opuścił szpital najszybciej jak tylko mógł, by następnie usiąść na jednej z ławek i rozpłakać się na dobre. Był zbyt roztrzęsiony, żeby cokolwiek zrobić, więc poprosił Creeda by po niego przyjechał i zabrał go do domu.
// zt. x2
Kai Sanders
— Masz odpoczywać. Nie pracować. Odpoczywać od pracy, skoro w domu nie mogę Cię od tego odciągnąć. — odparł. Nawet jeśli mieli plany w domu i tak Kai odbierał każdy telefon z pracy czy sam kontaktował się ze swoimi ludźmi, żeby przedstawić im kolejny genialny pomysł. Rozumiał to, ale wolałby żeby każda taka rozmowa nie kończyła się tak, że ostatecznie ich plany przechodzą na drugi plan, bo Kai musi iść do komputera i zrobić to co omówili. Ile filmów musiał sam kończyć wtulony w swojego pluszaka, bo Sanders wolał siedzieć przy komputerze.
— Wtedy zobaczę, ale na razie się martwię. Ale masz zrobić wszystkie badania. — powiedział, wzdychając. Nie chciał pominąć nic, a lekarze powinni wiedzieć jakie badania będą potrzebne. I to nie tylko te podstawowe, które pewnie nic nie wykryją. Potrzebował upewnić się na tysiąc procent, że jego chłopak nagle nie umrze. — Ale czasami znikasz na kilka dni i zapominasz dać znać, że żyjesz czy cokolwiek. Nawet nie odczytujesz moich wiadomości wtedy, więc się nie dziw, że się denerwuję. — mruknął. Ile było sytuacji w których Kai był zbyt pochłonięty pracą by zauważyć, że minęło kilka dni. Zdarzało się to już mniej, ale nadal miał takie momenty i czasem Mark miał ochotę się spakować i zamieszkać w jego firmie, żeby mieć swojego chłopaka bliżej.
— Bo chcesz pracować, zamiast odpocząć. Pracując nie nazwiesz tego odpoczynkiem. Mam Ci przedstawić definicję z internetu czy co skoro tylko ten język rozumiesz? — zapytał, zaciskając dłonie w pięści. On chciał tylko, żeby Kai wziął kilka dni wolnego i odpoczął. By mogli poleżeć razem, oglądać jakieś nudne seriale i nielegalnie objadać się żelkami. To takie trudne?
— Głupi jesteś, wiesz? Rób co chcesz. — rzucił, ostatecznie wychodząc. Nie spojrzał nawet w stronę Sandersa, zbyt zdenerwowany na informatyka. Opuścił szpital najszybciej jak tylko mógł, by następnie usiąść na jednej z ławek i rozpłakać się na dobre. Był zbyt roztrzęsiony, żeby cokolwiek zrobić, więc poprosił Creeda by po niego przyjechał i zabrał go do domu.
// zt. x2
Kai Sanders
mów mi/kontakt
kiitty#9373