Karty postaciRelacjeMessengerKalendarzeInstagram
a
Awatar użytkownika
Rzucił pracę, która była dla niego wszystkim, i wrócił po latach do Hope Valley; na co dzień grzebie w komputerach i z nudów doprowadza do ruiny rodzinny bar. Poza tym okazjonalnie pakuje się w gówno i odpycha od siebie każdego, na kim zaczyna mu zależeć, ale Jordana w końcu mu wybaczyła, że był idiotą i teraz jest jej idiotą.
33
185

Post

15.

Od momentu jak tylko Chet trafił po wypadku do szpitala, nie mógł doczekać się, kiedy z owego szpitala wyjdzie - nawet jeśli nie do końca na własnych nogach. Nie znosił tego poczucia bezsilności, bycia zależnym od innych osób i ciągłego widoku litości w oczach wszystkich, którzy go tam odwiedzali. Nienawidził czuć się jak ofiara, mimo że był właśnie ofiarą - wypadku drogowego. Z nieukrywaną ulgą - a nawet: ekscytacją, choć umiarkowaną - powitał zatem dzień, gdy mógł wreszcie opuścić szpitalne mury. Choć nie do końca miał też za kim tęsknić - nie dzielił z nikim łóżka, więc raczej nie można powiedzieć, by w szpitalu brakowało mu bliskości drugiej osoby, która zasypiałaby obok niego - to miło było po prostu wrócić do domu. Oczywiście nie oznaczało to jeszcze powrotu do zdrowia, bo pozbawiony swojej codziennej, końskiej dawki leków przeciwbólowych, jakie otrzymywał w szpitalu, mężczyzna narzekał jeszcze na ból, a złamana noga znacznie utrudniała mu samodzielne przemieszczanie się, ale przynajmniej nie był już przykuty do łóżka, pomimo zaleceń lekarza, aby mimo wszystko się oszczędzać. Co dla kogoś takiego jak Callaghan wcale nie było takie proste. Tęsknił za porannym joggingiem, za aktywnością fizyczną, tęsknił nawet za zwykłymi spacerami z psem; za swobodą poruszania się. Ale - dzielnie stosował się do zaleceń, nie obciążał nogi, a swoje pierwsze dni po wyjściu ze szpitala spędzał tak biernie, jak to tylko było możliwe. Zaraz po tym, jak zgramolił się z łóżka i zaliczył poranną toaletę, która wciąż sprawiała mu pewne trudności, ubrał się w wygodne, dresowe spodnie i czarną koszulkę, zjadł śniadanie i... zaległ na kanapie, a jeszcze zanim wybiło południe, Chet miał już za sobą pierwszą tego dnia drzemkę. Nie ze zmęczenia. Nie dlatego, że chciało mu się spać. Ale dlatego, że zwyczajnie się nudził - a Chet Callaghan nie umiał się nudzić. I, prawdę powiedziawszy, nie zwykł się nudzić. Zawsze starał się wypełniać swój czas w jakiś konstruktywny sposób, nawet wtedy, gdy nie pracował, to po prostu - coś robił. A dzisiaj? Oglądał jakąś meksykańską operę mydlaną, bo w ciągu dnia trudno było znaleźć w telewizji coś innego, i drzemał na kanapie razem z psem, który jako jedyny był zachwycony tym, że wreszcie miał towarzystwo i nie musiał siedzieć w domu sam, czekając, aż jego człowiek wróci z pracy.
Z drugiej już drzemki wyrwał Chestera dźwięk dzwonka do drzwi, po którym nastąpiło głośne szczekanie, gdy Aldo pognał do przedpokoju. Minęła chwila, zanim brunet pokuśtykał za nim - poruszanie się o kulach wciąż budziło w nim niemałą frustrację - nie spodziewając się jednak nikogo konkretnego, choć w ostatnich dniach miał wątpliwą przyjemność gościć swą rodzinę częściej niż w przeciągu tych miesięcy, jak był z powrotem w Hope Valley, i sam nie wiedział, czy był to powód do radości. Po tym, jak chwycił za klamkę, jego oczom ukazała się osoba, której wizyty jednak właściwie już nie oczekiwał. - Jordie - wciąż potrafił zwracać się do niej tylko zdrobnieniem jej imienia, mimo że wielokrotnie przypominała mu, iż nie była dziewczynką. Była Jordaną. Po ich ostatniej rozmowie, Chet kilkakrotnie przyłapywał się na tym, że kiedy otwierały się drzwi do jego szpitalnej sali, a później, w domu, gdy rozlegał się dzwonek, chciał, by to była ona; a jednocześnie - nie chciał. Nie wiedział, jak miałoby wyglądać takie spotkanie, zwłaszcza po tym wszystkim, co zostało wtedy powiedziane. A gdy przez kilka kolejnych dni brunetka więcej go nie odwiedziła - zrozumiał już, że tamto w nocy po wypadku, to rzeczywiście było pożegnanie. Dlatego to, co Jordie mogła obecnie dostrzec na jego, wciąż odrobinę zaspanej twarzy, było mieszanką pewnej stłumionej radości, zdziwienia i, w jakimś stopniu, rozczarowania. Miło cię widzieć -powinien powiedzieć - Cieszę się, że przyszłaś. Ładnie wyglądasz. Zamiast tego jego spojrzenie ześlizgnęło się z twarzy Jordany w dół, na trzymane przez nią torby, zanim wróciło do jej oczu. - Mówiłem ci, że nie musisz nic więcej dla mnie robić - zauważył, odruchowo odsuwając się jednak w bok i przepuszczając ją w drzwiach, kiedy brunetka postanowiła mimo owego niezbyt wylewnego powitania wejść do środka, bo przecież nie zatrzasnąłby jej drzwi przed nosem, skoro już się tu pofatygowała. Nawet jeśli Chet nie do końca umiał okazać, że cieszył się z jej wizyty.

Jordana Halsworth
1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum! YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! ICE BEAR - dla każdego, z okazji Dnia Niedźwiedzia Polarnego! Happy St. Patrick's Day! Prima Aprilis! WIOSNA, CIEPLEJSZY WIEJE WIATR - dla wszystkich z okazji Pierwszego Dnia Wiosny! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku All my dreams are you Na fali - za udział w evencie Tworzę relacje jak prawdziwy influencer BOGATE CV I AM MACHINE, I NEVER SLEEP BAŚNIOPISARZ That's a start ALL BY MYSELF MŁODY SCENARZYSTA TEXT ME! TAKE MY BREATH AWAY Wszystko pod kontrolą My best friends I killed Laura Palmer TYP OSOBOWOŚCI: LOGISTYK Gotuję lepiej od Magdy Gessler Stale mam jakieś kontuzje Preferuję kilkudniowy zarost Mijam się z prawdą migrena rozsadza mi głowę mam uśmiech hollywoodzkiej gwiazdy strzygę się na krótko Mam swoje demony Mam ciężką nogę MAM WIĘCEJ NIŻ 180 CM WZROSTU KLASA ŚREDNIA FURIAT FAN SCIENCE-FICTION PSIARZ WIERZĘ W JEDI JESTEM NIEWIERZĄCY/A SKOŃCZYŁEM/AM STUDIA Mistrz poker face'a NOTHING BREAKS LIKE A HEART Like a virgin Food Fight Guru technologii Takin' this one to the grave sticks and stones i'm still alive superhero Zaopiekuj się mną Pomocna dłoń Bo do tanga trzeba dwojga Shame, shame, shame! Are you gonna be my girl? Dzielny pacjent! Na Pokątną! Ralph Demolka Good or Bad News DANSE MACABRE SUNRISE SUNSET HOME SWEET HOME PIKNIK IT WAS AN ACCIDENT! HE WAS FIRST! I NEED A DOCTOR LIAR, LIAR, LIAR MAMMA MIA, HERE I GO AGAIN CZTERY ŁAPY CALL 911 DZIŚ SĄ TWOJE URODZINY CAKE BOSS I LIKE BIG BUTTS GAME MASTER KSIĘŻNICZKA MONONOKE SMERF PRACUŚ Chandler Bing
mów mi/kontakt
-
a
Awatar użytkownika
studiuje dziennikarstwo, które w końcu zaczyna ją interesować i marzy o powrocie do modelingu, ale to praca w Garage pozwoliła jej stanąć znowu na nogi, co pomógł jej osiągnąć Chet, dla którego kompletnie straciła już głowę, dlatego dała mu kolejną szansę
22
174

Post

11.

Szpital bywał przygnębiający, a właściwie zawsze stanowił takie miejsce, w którym ludzie nie czuli się dobrze. Czasem przywoływał niechciane i smutne wspomnienia, o ludziach, którzy być może w takim miejscu odeszli - a byli dla nas naprawdę ważni. Jordana miała oczywiście taką osobę, miała również na swoim koncie takie wspomnienia, bo chociaż Chet nie mógł o tym wiedzieć, to właśnie w tym szpitalu, w którym leżał - zmarła jej ukochana mama; a od tamtej pory Jordana nie przekroczyła jego progu. Nie tylko dlatego, że sama nie musiała, ale nawet nie zrobiła tego wtedy, gdy znajdował się w nim ktoś jej bliski. Tym razem nie miała nawet okazji zaprotestować, bo gdy trafiła tam w dzień wypadku, to była na tyle oszołomiona i na tyle zatroskana zdrowiem Callaghana, iż w ogóle nie pomyślała o tym, gdzie właśnie się znalazła. Potem, gdy to już do niej dotarło, nawet nie pomyślała, aby z tego szpitala wyjść, bo zdecydowała zostać przy jego łóżku do momentu w którym się wybudzi. Nie przewidziała jednak co wyniknie z tej wspólnej chwili, którą spędzili w szpitalnej sali i jak potoczy się ich rozmowa, pełna wyjaśnień i zaskakujących informacji - których wcale od niego nie oczekiwała. Te jednak sprawiły, że w jej głowie zapanował jeszcze większy chaos, ciężko było pozbierać myśli, jeszcze trudniej było pogodzić się z faktami i z tym, że Chet odtrącił ją w chwili, w której ona sama najbardziej chciałaby przy nim być. Skoro jednak nie był w stanie docenić jej obecności i nie chciał potraktować jej poważnie, to musiała pozwolić mu na to, czego oczekiwała; musiała w końcu ruszyć dalej i wierzyła, że może się jej to udać. Tamto spotkanie mogło więc być swoistym pożegnaniem, chociaż na drugi dzień wstała wcześnie i dostarczyła do szpitala potrzebne zakupy, który miała mu przekazać pielęgniarka, sama jednak nie weszła już do niego, nie będąc gotową na kolejną konfrontacje. Poza tym nie sądziła, aby jakiekolwiek rozmowy miały jeszcze sens, skoro Chet nadal nie był w stanie wyjaśnić jej co wtedy zaszło, nie był w stanie nawet przeprosić, chociaż być może do tego właśnie zmierzał. Jordie jednak potrzebowała dystansu, by móc ruszyć dalej, nie mogła przecież wiecznie trwać w tym marazmie u jego boku, goniąc za nim i za czymś czego podobno nigdy nie było, a zrodziło się jedynie w jej głowie. Dlatego powiedziała sobie dość.
Kolejne dni spędziła na poszukiwaniu pracy - chociaż nadal z marnym skutkiem, zdołała załapać się na jakieś sprzątanie w knajpie, ale gdy tylko dowiedzieli się, że ma niechlubne referencje, podziękowano jej. Miała wrażenie, że to może jej były szef nadal robi jej problemy, jakby samo zwolnienie dyscyplinarne nie wystarczyło. Nadal czuła rezygnację i bezsilność, bo nie wiedziała co począć w tej kwestii, w dodatku jej myśli i tak ciągle wędrowały w stronę Callaghana, o którego zdrowia wciąż się martwiła. I zastanawiała się - chcąc czy też nie - czy wyszedł już ze szpitala. Czy sobie radzi i czy z jego nogą na pewno jest wszystko dobrze. Nie zdecydowała się go odwiedzić, nawet po kilku dniach, które sobie dała na to, aby oswoić się z informacjami, które jej podał wtedy w szpitalu. Nie chciała jednak też zbyt wiele o tym myśleć, bo przecież Chet miał już być zamkniętym rozdziałem i chociaż głowa zgadzała się z nią w stu procentach, to serce i tak toczyło nieustanną walkę. W końcu uznała więc, że zrobiła zdecydowanie zbyt mało, by mu się odwdzięczyć i nawet jeżeli nie powinna, to pojawiła się pod jego domem z dwiema torbami zakupów - co samo w sobie było sporym gestem z jej strony, skoro było u niej teraz krucho z pieniędzmi, bo od jakiegoś czasu pozostawała bezrobotna. Pewność siebie opuściła ją, gdy stanęła już przed drzwiami. Oczywiście nie miała pewności, że brunet już jest w domu, ale postanowiła zaryzykować, właściwie miała ochotę nawet się jednak wycofać w ostatniej chwili, ale aby tego nie zrobić, zadzwoniła dzwonkiem i usłyszała niemalże od razu szczekanie Aldo, co wywołało delikatny uśmiech na jej twarzy. Czekała cierpliwie, aż w końcu drzwi się otworzyły i jej spojrzenie skupiło się na brunecie, który wyraźnie zaskoczony wpatrywał się w jej osobę. Wystarczyło, by jedynie wypowiedział jej imię, a zrobiło jej się ciepło gdzieś na sercu - bo chyba nadal jej tego brakowało, za co szybko skarciła się w myślach. - Cześć - wydusiła z siebie w końcu, gdy przyglądał się jej ciągle w ten sam sposób, jakby niedowierzając, że właśnie tutaj przyszła - Nie miałam pewności, czy już wyszedłeś ze szpitala... - wyjaśniła jeszcze, jakby sugerując, iż zwyczajnie zaryzykowała przyjeżdżając tutaj. Ryzyko było jednak mocno wpisane w jej życiorys, często stawiała wszystko na jedną karte i lubiła czuć nutkę adrenaliny, chociaż akurat pojawienie się tutaj może ciężko było wpisać w te ramy. Cieszyła jednak oczy jego widokiem, ciesząc się również, że mimo wszystko jest już w domu i że chyba jest w całkiem niezłej formie - pomijając jedynie unieruchomioną nogę, która jak miała nadzieję, szybko się zagoi. Poczuła jednak znowu ogromne wyrzuty sumienia, bo Chet nadal pokutował za to, że jej wtedy pomógł. - Wiem, pamiętam, że mówiłeś. Co nie zmienia faktu, że chcę zrobić więcej. I że powinnam zrobić więcej, bo uratowałeś mi życie, a sam nadal ponosisz tego konsekwencje. I zapewne trudno Ci funkcjonować z tą nogą - zauważyła, mimo wszystko wchodząc więc do środka, gdy nieco się odsunął. Nie zraziło ją jego mało wylewne powitanie, przecież innego i tak się nie spodziewała. Odłożyła torby z zakupami i przykucnęła, by ochoczo przywitać się z Aldo, który merdał radośnie ogonem na jej widok. Potem podniosła się i spojrzała na Chet'a, zsuwając z ramion białą kurteczkę, którą odłożyła na szafkę w korytarzu. - Zrobiłam Ci zakupy. I pomyślałam, że może zrobię coś do zjedzenia, o ile ktoś już nie uraczył Cię zapasem jedzenia. Bo chociaż tyle mogłabym zrobić... - wzruszyła nieznacznie ramionami, wyczekując potwierdzenia albo zanegowania jej propozycji. Może w ogóle jej tutaj nie chciał, może chciał być sam. A może miał już pełną lodówkę. A może w ogóle na kogoś czekał. Jak zwykle ciężko było cokolwiek z niego wyczytać, Jordana z natury nie lubiła się wpraszać, ale w tym wypadku po prostu chęci odwdzięczenia się wzięła górę, stąd jej niespodziewana wizyta. Mimo wszystko zachowywała się dosyć naturalnie, chociaż mogło być nieco niezręcznie po tym co ostatnio sobie powiedzieli. Póki co jednak Jordie chciała naprawdę ruszyć dalej i nie wracać do tych przykrych momentów, bo skoro ich drogi w końcu i tak się całkowicie rozejdą, to teraz mogła zrobić coś dla niego, nawet jeżeli nadal w jakimś stopniu na to nie zasługiwał.
Chet Callaghan
LADY - dla wszystkich Pań z okazji Dnia Kobiet 2021! 1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum! YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! ICE BEAR - dla każdego, z okazji Dnia Niedźwiedzia Polarnego! Happy St. Patrick's Day! Prima Aprilis! WIOSNA, CIEPLEJSZY WIEJE WIATR - dla wszystkich z okazji Pierwszego Dnia Wiosny! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku All my dreams are you I'm not drunk 2021 BOGATE CV I AM MACHINE, I NEVER SLEEP BAŚNIOPISARZ That's a start ALL BY MYSELF WHEN WE WERE YOUNG MŁODY SCENARZYSTA TEXT ME! INFLUENCER TAKE MY BREATH AWAY HETERO W ZWIĄZKU JESTEM ŚREDNIEGO WZROSTU STUDENT LEKKODUCH Praktykuję jogę biegam Stołuję się na mieście Mam słabą głowę Głaszczę obce psy Lubię starszych Śpię w kusej bieliźnie Czuję motyle w brzuchu Oglądam zachody słońca NOTHING BREAKS LIKE A HEART SUNRISE SUNSET PIKNIK MAMMA MIA, HERE I GO AGAIN Bo do tanga trzeba dwojga Are you gonna be my girl?
mów mi/kontakt
Jordie
a
Awatar użytkownika
Rzucił pracę, która była dla niego wszystkim, i wrócił po latach do Hope Valley; na co dzień grzebie w komputerach i z nudów doprowadza do ruiny rodzinny bar. Poza tym okazjonalnie pakuje się w gówno i odpycha od siebie każdego, na kim zaczyna mu zależeć, ale Jordana w końcu mu wybaczyła, że był idiotą i teraz jest jej idiotą.
33
185

Post

Chyba każdy człowiek miał jakieś nieprzyjemne skojarzenia czy wspomnienia związane ze szpitalem - każdy kogoś stracił i Jordana nie była w tym temacie osamotniona, nawet jeśli w tamtym momencie, gdy była z Callaghanem, nie mogła nawet podzielić się z nim swymi myślami i emocjami, jakie przywoływało to miejsce oraz wspomnienie jej matki, bo przecież... sam zapracował na to, by brunetka postrzegała go jako bezdusznego egoistę, który w najmniejszym stopniu nie dbał o nią i jej odczucia. Inna sprawa, że nietaktem byłoby, podczas szpitalnych odwiedzin, mówić o kimś, kto zmarł w tym samym miejscu. Inaczej jednak było kogoś tam odwiedzać, a inaczej samemu znaleźć się w szpitalnym łóżku jako pacjent. A może po prostu Chet tak wiele razy trafiał już do szpitala z rozmaitymi urazami, ranami czy kontuzjami, i tak wiele razy kogoś tam odwiedzał, że nie odczuwał zbyt mocno owej aury, jaka towarzyszyła takiemu miejscu, mimo że również w tym samym szpitalu zmarł parę lat temu jego ojciec, ale wtedy Chestera nawet nie było w pobliżu. Był zbyt zajęty własnymi sprawami, i chociaż powinien pewnie odczuwać w związku z tym wyrzuty sumienia, to czuł... ulgę. Że nie patrzył na to, jak kogoś mu bliskiego wykańczała choroba. Nie przyznawał tego na głos - wolał raczej uchodzić za takiego, który niczego się nie boi - ale przerażała go perspektywa takiej powolnej, bolesnej śmierci. Pewnie dlatego sam podświadomie wciąż gonił za ryzykiem, nie bacząc nadmiernie na własne życie (nie pomyślał tylko o tym, jakie miałoby to konsekwencje dla Jordie, gdyby faktycznie poniósł w tym wypadku większe szkody, i jak ogromne miałaby wyrzuty sumienia, nawet jeśli byłyby one bezzasadne) - bo nawet nagła, choć przypadkowa śmierć pod kołami samochodu, byłaby w jego opinii większym przywilejem niż, przykładowo, żmudna walka z chorobą, jakiej i tak nie dało się pokonać. Z tego też względu, niezależnie od tego, jak wiele razy brunet ocierał się o śmierć - nie nabierał nowego szacunku dla własnego życia. Nie umiał przyjąć tego, że ktoś zwyczajnie się o niego martwił czy troszczył, ani nie nauczył się naprawiać własnych błędów, a nawet kiedy próbował to zrobić - efekt był co najwyżej nędzny. I naprawdę sądził, że po tym wszystkim Jordana powinna zrozumieć wreszcie, że życie u boku kogoś takiego nie było tym, czego chciała. Że w istocie Callaghan wyświadczył jej przysługę, odsuwając ją od siebie.
A mimo to znów wróciła i Chet nie mógł jej w żaden sposób przed tym powstrzymać. A może mógł, tylko tak naprawdę wcale nie chciał - choć w pierwszym odruchu cisnęło mu się na usta, by powiedzieć, że niepotrzebnie się tu fatygowała; że przecież wcale nie miała ochoty przebywać w jego towarzystwie i nie było sensu się do tego zmuszać tylko dlatego, że tak powinna; że wystarczająco jasno dała mu do zrozumienia, iż nie zostaną przyjaciółmi i udawanie, że mogło być inaczej, było już zbędne. A jednak coś nie pozwoliło mu tego wszystkiego powiedzieć; jednak zaniechał dalszego przekonywania jej, że nie była mu nic winna i nie musiała nic dla niego robić. Nawet jeśli był to zwykły egoizm, to - wbrew temu, co wcześniej planował - chciał mieć Jordie przy sobie przynajmniej na chwilę (nie tylko dlatego, że nudził się, siedząc samotnie w domu) i nawet mając tę świadomość, że go już zwyczajnie nie lubiła. I, może równie egoistycznie, chciał wiedzieć, jak układało jej się to życie, które rzekomo uratował.
- Cześć - dodał dopiero po chwili. Często zupełnie pomijał słowa powitania i nie było to w jego przypadku niczym niecodziennym. - Mogłaś napisać, masz mój numer... chyba że usunęłaś - zauważył w odpowiedzi na stwierdzenie, jakoby nie wiedziała, czy opuścił już szpital, i mimo wszystko popatrzył na nią zaciekawiony. Musiał jednak pogodzić się z tym, że nie był już niczym więcej niż ciągiem cyfr, jakie Jordana z łatwością mogła wykasować z pamięci telefonu. I że gdyby tylko było to możliwe, zapewne z taką samą łatwością usunęłaby go i z własnej pamięci - a tego jeszcze niedawno sam jej przecież życzył. Na wzmiankę o jego kontuzji zerknął w dół na swoją nogę, nim wzruszył nieznacznie ramieniem. - Radzę sobie - zapewnił. Nie należał do tego grona mężczyzn, którzy uwielbiali robić z siebie ofiary i mając zwykły katar uważali się już za obłożnie chorych - przeciwnie, brunet niejednokrotnie lekceważył nawet objawy czy urazy, których lekceważyć nie powinien, i nie pozwalał, by jakaś drobna przeszkoda w postaci problemów zdrowotnych, go spowalniała. Z drugiej jednak strony - był przecież głodnym cudzej atencji egocentrykiem, tak? Zatem pozwolenie na to, by się nim opiekowano, i martwiono o niego, nie powinno stanowić problemu. Co nie przeczyło jednak faktowi, iż złamana noga istotnie utrudniała codzienne funkcjonowanie, i nawet jeśli Chet nie potrafił tego przyznać, to zapewne potrzebował owej pomocy. - To... miło - stwierdził. Oczywiście to nie tak, że nie mógł sobie sam zrobić zakupów czy przygotować jedzenia, ale pewnie szybciej wraca się do zdrowia i do sprawności, kiedy ma się koło siebie kogoś, na kogo można liczyć. Nawet w tak przyziemnej kwestii, bo szczerze, to Chester nie pomyślał o tym, jakim takie zakupy mogły być obciążeniem dla kieszeni panny Halsworth - sam nie należał do najzamożniejszych, ale też nie borykał się z większymi kłopotami finansowymi (tylko w tym aspekcie pozostawał względnie stabilny), chociaż w końcu i to może ulec zmianie, jeśli jego pracodawca uzna wreszcie, że nie ma pożytku z kogoś, kto wiecznie ulega kontuzjom. Niemniej brunet z pewnością nie chciałby być dłużny Jordanie, nawet jeśli on sam nieraz przecież fundował jej jedzenie czy drinki. Kiedyś. - I - ty zrobisz coś do jedzenia? - powtórzył, nie kryjąc swego zdziwienia, bo wcześniej, dopóki jeszcze istniała między nimi jakaś zażyłość, to role w niej układały się odwrotnie i to raczej Chet raczył Jordanę samodzielnie przygotowanym jedzeniem. Choć już wtedy był ciekaw jej umiejętności kulinarnych; teraz co prawda mógł już jedynie żałować, że okoliczności, w jakich będzie mu dane się o nich przekonać, były właśnie takie, a nie inne, bo z pewnością wolałby urządzić sobie to wspólne gotowanie, jakie mieli niegdyś w planach, ale - przynajmniej jedna kwestia zostanie rozstrzygnięta. Wiele innych musiało chyba już na zawsze pozostać w sferze planów, których nie będzie im dane zrealizować. - Wiesz, gdzie jest kuchnia - skinął we właściwym kierunku, co brunetka mogła odebrać jako wyraz aprobaty dla jej propozycji. Kuchnia, a raczej aneks, i salon stanowiły otwartą przestrzeń, więc raczej nikt nie miałby problemu z odnalezieniem się; w normalnych okolicznościach Chet jeszcze pomógłby jej z torbami, ale teraz jego ręce zajmowały kule, a więc z tym Jordana musiała poradzić sobie sama. Kiedy zatem ruszyła do kuchni, Chet pokuśtykał tuż za nią. Nie skomentował jednak kwestii zapasów, chociaż lodówka z pewnością nie świeciła pustkami, skoro od pewnego czasu miał współlokatorkę... W przeciwnym razie istotnie po powrocie ze szpitala zastałby tam tylko popsute resztki. - Więc... co u ciebie? - zagaił, właściwie sam do końca nie wiedząc, czy powinien spodziewać się szczerej odpowiedzi, czy też wyrzutów pod tytułem: "jakby cię to obchodziło!" - z pewnością również uzasadnionych.

Jordana Halsworth
1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum! YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! ICE BEAR - dla każdego, z okazji Dnia Niedźwiedzia Polarnego! Happy St. Patrick's Day! Prima Aprilis! WIOSNA, CIEPLEJSZY WIEJE WIATR - dla wszystkich z okazji Pierwszego Dnia Wiosny! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku All my dreams are you Na fali - za udział w evencie Tworzę relacje jak prawdziwy influencer BOGATE CV I AM MACHINE, I NEVER SLEEP BAŚNIOPISARZ That's a start ALL BY MYSELF MŁODY SCENARZYSTA TEXT ME! TAKE MY BREATH AWAY Wszystko pod kontrolą My best friends I killed Laura Palmer TYP OSOBOWOŚCI: LOGISTYK Gotuję lepiej od Magdy Gessler Stale mam jakieś kontuzje Preferuję kilkudniowy zarost Mijam się z prawdą migrena rozsadza mi głowę mam uśmiech hollywoodzkiej gwiazdy strzygę się na krótko Mam swoje demony Mam ciężką nogę MAM WIĘCEJ NIŻ 180 CM WZROSTU KLASA ŚREDNIA FURIAT FAN SCIENCE-FICTION PSIARZ WIERZĘ W JEDI JESTEM NIEWIERZĄCY/A SKOŃCZYŁEM/AM STUDIA Mistrz poker face'a NOTHING BREAKS LIKE A HEART Like a virgin Food Fight Guru technologii Takin' this one to the grave sticks and stones i'm still alive superhero Zaopiekuj się mną Pomocna dłoń Bo do tanga trzeba dwojga Shame, shame, shame! Are you gonna be my girl? Dzielny pacjent! Na Pokątną! Ralph Demolka Good or Bad News DANSE MACABRE SUNRISE SUNSET HOME SWEET HOME PIKNIK IT WAS AN ACCIDENT! HE WAS FIRST! I NEED A DOCTOR LIAR, LIAR, LIAR MAMMA MIA, HERE I GO AGAIN CZTERY ŁAPY CALL 911 DZIŚ SĄ TWOJE URODZINY CAKE BOSS I LIKE BIG BUTTS GAME MASTER KSIĘŻNICZKA MONONOKE SMERF PRACUŚ Chandler Bing
mów mi/kontakt
-
a
Awatar użytkownika
studiuje dziennikarstwo, które w końcu zaczyna ją interesować i marzy o powrocie do modelingu, ale to praca w Garage pozwoliła jej stanąć znowu na nogi, co pomógł jej osiągnąć Chet, dla którego kompletnie straciła już głowę, dlatego dała mu kolejną szansę
22
174

Post

Szpital nadal pozostawał dla niej poniekąd tematem tabu, sama miała to szczęście, iż nie trafiała do niego zbyt często - a właściwie to wcale; przynajmniej nie jako pacjentka. A to że życie poniekąd zmuszało ją do odwiedzania tam najbliższych, to była już inna historia. Póki co jednak Chet na pewno nie był osobą, której chciałaby się z czegokolwiek zwierzać, tym bardziej też nie z takich przeżyć, które były dla niej szczególnie bolesne. Gdyby nie to, że faktycznie uratował jej wtedy życie, to zapewne nie zdecydowałaby się odwiedzić go w szpitalu, nawet jeżeli i tak w jakiejś części nadal by się o niego martwiła - bo przecież uczucia są tak trudne i skomplikowane, że ciężko się ich tak po prostu wyzbyć. Nawet jeżeli ktoś tak okrutnie nas rani. Tymczasem to, iż ruszył jej na ratunek, poniekąd dało jej dobry pretekst do tego, aby zjawić się w szpitalu. Ostatnio z kolei starała się dostrzec plusy w tym, że Chet sam ją od siebie odsunął, że kazał jej odejść i uwolnił od siebie, ukazując przy tym swoją prawdziwą naturę. Bo chociaż Jordie chciała wierzyć w to, że jest w nim dobro, które widziała początkowo, to póki co skrupulatnie burzył ten obraz w jej głowie, że naprawdę nie wiedziała już co jest prawdą a co kłamstwem. A im więcej o tym myślała, tym bardziej się w tym gubiła. Może więc dobrze się stało, że odepchnął ją tak brutalnie, bo teraz po tym jak przetrawiła to co najgorsze, mogła chociaż spróbować ruszyć dalej. Mogła się o niego martwić, mogła chcieć mu pomóc w geście wdzięczności za ratunek, mogła nawet normalnie z nim rozmawiać - mimo właśnie tej całej niechęci, która nadal w niej siedziała. To chyba poniekąd wskazywało już na pewnego rodzaju dojrzałość, po tym epizodycznym, dziecinnym zachowaniu. Kolejny raz więc do niego wróciła, ale na pewno nie powinien sądzić, iż wróciła, by cokolwiek na tym zyskać. Normalnie nie pojawiłaby się tutaj i nigdy więcej nie przekroczyłaby progu jego domu... ale sumienie wygrało w tej batalii. Spoglądając na twarz Chet'a, niemalże za każdym razem widziała w nim tę samą złość, niechęć i wręcz brutalne nastawienie, którym raczył ją za każdym razem, gdy wchodziła mu w drogę. W głowie echem odbijały się te wszystkie przykre słowa, jego zachowanie, którym sprowadzała ją do poziomu, który nie był nic wart. Mimo to znowu wróciła, gotowa nawet na to, że znowu potraktuje ją w ten sam sposób, ale przynajmniej chciała spróbować. Nie zamierzała się z nim godzić czy przyjaźnić, bo jak mówiła - do tego na pewno nie dojdzie - wdzięczność jednak rządziła się swoimi prawami, a ludziom w potrzebie należało pomóc. - Mogłam napisać... ale usunęłam Twój numer - potwierdziła jego słowa, spoglądając na niego ze spokojem wymalowanym na twarzy. Zupełnie inne emocje kierowały nią w chwili, gdy kasował ten ciąg cyfer ze swojego telefonu, ale powrotu już nie było. - Postanowiłam więc zaryzykować i przyjechać od razu tutaj, najwyżej te zakupy zabrałabym po prostu do siebie. Ale dobrze, że nie odbiłam się od drzwi - przyznała, iż mimo wszystko cieszyła się, że był w domu. Że był, bo nie musiała wracać bez zrealizowanego celu i że był, bo wreszcie mógł opuścić szpital, czując się zapewne lepiej. Zerknęła na zakupy, które chwilowo odłożyła, a potem znowu na niego. - Wiem, że to niewiele. I że to tylko zakupy, ale nie wiem co innego mogłabym zrobić. Ponieważ nic innego nie wpadło mi do głowy, postanowiłam znowu coś kupić i ewentualnie zrobić coś do jedzenia - wyjaśniła, dostrzegając zdziwienie wymalowane na jego twarzy. Tak, szybko zorientowała się co właściwie je wywołało, bo zapewne każdy zareagowałby dokładnie tak samo, gdyby Jordana wspomniała, że będzie gotować. Nie ma co ukrywać, nie była mistrzynią w tej dziedzinie, ale póki co zwyczajnie nawet nie próbowała - ciężko więc było powiedzieć, że nie ma talentu tak całkowicie. Przygotowana do tej pory dwukrotnie potrawa wyszła na tyle dobra, iż jej przyjaciółki dosłownie nie miały dość, dlatego pokusiła się o przygotowanie jej również dla bruneta, mogąc pokazać mu, że jednak sobie w tej kwestii także poradziła. - Tak, ja zrobię. Wiem, że do tej pory miałam dwie lewe ręce do gotowania, ale w końcu spróbowałam czegoś nowego. I nie, wbrew pozorom nie otruje Cię, chociaż mogłabym... - posłała mu jednoznaczne spojrzenie, nawiązujące do niechęci jaką wobec niego nadal mogła żywić - To oczywiście nic nadzwyczajnego. Ale kilka osób już jadło, nadal żyją, w tym również i ja, więc chyba to póki co najlepsze referencje - dodała jeszcze i przykucnęła, by podnieść torby, gdy Chet oznajmił, iż wie gdzie jest kuchnia. Oczywiście, że wiedziała, bo chociaż nie gościła tu jakoś nadzwyczaj często, to rozkład domu dość dobrze poznała. Chociaż i z nim obecnie wiązały się póki co te nieprzyjemne wspomnienia, jak chociażby wydarzenia z tego nieszczęsnego poranka po jej spotkaniu z narkotykami, w czasie którego Chet potraktował ją okropnie. Odrzuciła jednak od siebie te myśli i gdy dotarła do kuchni, odstawiła reklamówki na blat. - Lubisz lasagne? Bo to właśnie to danie, które zamierzam zrobić, ale wcześniej wolę się upewnić, że będziesz miał ochotę je zjeść - zerknęła na niego, gdy przykuśtykał za nią i zaczęła wypakowywać niektóre produkty. W międzyczasie zerknęła również do lodówki, by ulokować tam niektóre z nich i nawet zaskoczył ją nieco widok wypełnionej lodówki, która zazwyczaj trochę świeciła pustkami. - Widzę, że jednak ktoś już zadbał o Twoje zapasy - stwierdziła, mimo wszystko wkładając tam kolejne rzeczy. Nie odwróciła się teraz w jego stronę, nawet wtedy gdy zapytał co u niej, chociaż w ogóle nie spodziewała się tego pytania. - Nie musisz udawać, że Cię to interesuje - wzruszyła lekko ramieniem, poniekąd reagując właśnie tak jak przewidział. Odebrała to bardziej jako pytania - na siłe - a nie szczere chęci poznania jej obecnej sytuacji życiowej. Bo czemu miałby chcieć dowiedzieć się czegoś więcej? W międzyczasie odnalazła garnki, które potrzebne były jej do wykonania pierwszej części kulinarnego zadania, a potem spojrzała na niego, gdy musiała się odwrócić, aby dosięgnąć jeszcze noże, które znajdowały się na blacie po drugiej stronie. - U mnie bez zmian - odpowiedziała mimo wszystko na jego pytanie, odkładając nóż i zsunęła z nadgarstka gumę, którą związała włosy w luźnego koka, by nie przeszkadzały jej w czasie gotowania - Nadal szukam pracy. Jeżeli jej nie znajdę... niedługo pewnie będę musiała z podkulonym ogonem wrócić do domu. Albo zamieszkać u któregoś z rodzeństwa. Albo u przyjaciółki. Chociaż cenię sobie własny kąt. Ostatnio zdałam dwa egzaminy, częściej spotykam się z przyjaciółmi... radzę sobie - bez Ciebie. Tak jak tego przecież chciał, chociaż to radzenie sobie nadal było jedynie pozorami, które stwarzała, by inni nie dostrzegali tego, że bywa jej nadal ciężko i by sama nie dołowała się nieustannie takim stanem rzeczy. Teraz natomiast zajęła się masłem, które rozgrzała w jednym z garnków, do którego następnie dodała mąkę, by to wszystko smażyć przez kolejnych kilka minut. Zaczęła stopniowo dolewać mleko, cały czas energicznie mieszając, aby sos beszamelowy wyszedł gładki. Póki co sos boloński kupiła gotowy, bo nie miałaby na tyle czasu, aby go tu przygotować. - Dzisiaj wychodzę na randkę, więc mojego dania będziesz musiał skosztować sam, bo muszę się jeszcze przygotować - wyjaśniła, wcale nie mając na celu wzbudzania w nim zazdrości - chociaż może odrobinę - ale z drugiej strony wcale nie dlatego zgodziła się na to wyjście. Noah, bo to właśnie on ją zaprosił, tak długo o nią zabiegał, że chyba zwyczajnie zasłużył sobie na to wspólne wyjście, a za to, że i on ostatnio trochę jej pomagał, to po prostu chciała się także w pewien sposób odwdzięczyć.
Chet Callaghan
LADY - dla wszystkich Pań z okazji Dnia Kobiet 2021! 1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum! YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! ICE BEAR - dla każdego, z okazji Dnia Niedźwiedzia Polarnego! Happy St. Patrick's Day! Prima Aprilis! WIOSNA, CIEPLEJSZY WIEJE WIATR - dla wszystkich z okazji Pierwszego Dnia Wiosny! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku All my dreams are you I'm not drunk 2021 BOGATE CV I AM MACHINE, I NEVER SLEEP BAŚNIOPISARZ That's a start ALL BY MYSELF WHEN WE WERE YOUNG MŁODY SCENARZYSTA TEXT ME! INFLUENCER TAKE MY BREATH AWAY HETERO W ZWIĄZKU JESTEM ŚREDNIEGO WZROSTU STUDENT LEKKODUCH Praktykuję jogę biegam Stołuję się na mieście Mam słabą głowę Głaszczę obce psy Lubię starszych Śpię w kusej bieliźnie Czuję motyle w brzuchu Oglądam zachody słońca NOTHING BREAKS LIKE A HEART SUNRISE SUNSET PIKNIK MAMMA MIA, HERE I GO AGAIN Bo do tanga trzeba dwojga Are you gonna be my girl?
mów mi/kontakt
Jordie
a
Awatar użytkownika
Rzucił pracę, która była dla niego wszystkim, i wrócił po latach do Hope Valley; na co dzień grzebie w komputerach i z nudów doprowadza do ruiny rodzinny bar. Poza tym okazjonalnie pakuje się w gówno i odpycha od siebie każdego, na kim zaczyna mu zależeć, ale Jordana w końcu mu wybaczyła, że był idiotą i teraz jest jej idiotą.
33
185

Post

Chet nie sądził, że Jordie przyszła tu, bo czegoś chciała, czy na coś liczyła; to, że była skłonna przekroczyć próg jego domu, spojrzeć mu w oczy i wykazać się najzwyklejszą, ludzką przyzwoitością, której, w jej opinii, jemu samemu pewnie brakowało - i nie zasługiwał na nic z jej strony, bo nawet jeśli uratował jej życie, to nie zmieniało to faktu, że wcześniej odebrał życie komuś innemu więc bilans i tak wychodził na zero - najlepiej chyba świadczyło o tym, że brunetka przetrawiła już to wszystko, co między nimi zaszło, i była gotowa podejść do tego bez emocji. Co pozwalało równocześnie wysnuć wniosek, iż... Jordana nic już do niego nie czuła. A nawet jeśli czuła, to była to wyłącznie niechęć - której widok był dla Callaghana nie mniej nieprzyjemny niż widok w jej oczach bólu i rozczarowania, jakie towarzyszyły jej wcześniej. Ironia polegała jednak na tym, że ani przez chwilę nie byli on the same page; i w momencie kiedy Halsworth pogodziła się z faktami i postanowiła zamknąć tamten rozdział i pozostawić go za sobą - Chet zaczął mieć wątpliwości. Nie co do tego, czy było to dobre rozwiązanie, bo to, że życie Jordany będzie po prostu łatwiejsze, kiedy skutecznie pozbędzie się ona z niego osoby Callaghana, nie podlegało najmniejszej dyskusji - ale co do tego, czy on sam rzeczywiście umiał pozwolić jej odejść, tak jak powinien to zrobić. To, jak ją potraktował, miało - miałoby - sens tylko gdyby nigdy więcej się już nie spotkali; ale teraz, im częściej Jordana, chcąc czy też nie, wracała, tym bardziej jakaś jego część, ta nieposłuszna nikomu, pragnęła, żeby Jordie została. Ale to nie było możliwe, a wszystkie ich kolejne spotkania stawały się jak powtarzający się sen, na którego rozwój Chet nie miał żadnego wpływu. Czy to właśnie usiłował osiągnąć? Niezupełnie.
Słysząc, że usunęła jego numer, wydął lekko usta, kiwając jednak ze zrozumieniem głową, by zaraz uciec spojrzeniem od oczu Jordany na wspomniane przez nią zakupy. - Naprawdę, to wystarczająco wiele - stwierdził. To jednak nie tak, że powątpiewał w to, czy Jordie umiałaby cokolwiek ugotować - każdy przecież mógł się tego nauczyć i Callaghan nie zamierzał tego negować. Był zwyczajnie zaskoczony, bo, o ile wiedział, do tej pory nieszczególnie rwała się ona do gotowania. Nie wnikał jednak, czy zmotywowała ją do tego ta przejściowa, gorsza sytuacja finansowa, przez którą nie mogła dłużej stołować się na mieście, nadmiar czasu spowodowany bezrobociem, czy po prostu świadomość, że jednak nie mogła liczyć na to, że ktoś inny będzie dla niej gotował. Jakkolwiek by nie było, po tym wszystkim, co Chet wcześniej mówił, brunetka miała wszelkie powody, by myśleć, że i tym razem próbował jej umniejszyć czy z niej kpić. - Byłbym spokojniejszy, gdybyś nie musiała o tym zapewniać - bo dopiero owo zapewnienie o tym, że nie zamierzała go otruć, budziło podejrzenia. Ale nie u Callaghana, mimo że jego poprzednia praca nauczyła go podejrzewać wszystkich. Nie sądził jednak, by Jordie mogła go otruć - z nich dwojga to on był od zabijania - a nawet gdyby, to chyba zwyczajnie o to nie dbał. Nieraz udowadniał już, że ryzykowanie własnym życiem nie było dla niego wyzwaniem; wszak i tak było ono puste i pozbawione wartości, a brunet wychodził wręcz z założenia, że nie miał nic do stracenia. Bo wszystko już stracił - lub sam się tego pozbawił, przekonany, że i tak na to nie zasługiwał. - Jasne, że lubię. Zresztą po kilku dniach na szpitalnej diecie moje kubki smakowe nie powinny być zbyt wybredne - stwierdził, co znów mogło nie zabrzmieć najlepiej - bo co, wszystko będzie lepsze niż szpitalne żarcie i nawet Jordie nie zdołałaby tego zepsuć? Dlatego dodał zaraz: - Na pewno będzie dobre. Pomóc ci z czymś? - zapytał jeszcze, zanim usiadł na krześle. Nie lubił tego poczucia, że ze złamaną nogą był całkowicie bezużyteczny; chyba po prostu potrzebował mieć coś do roboty. Gdy Jordie zajrzała do lodówki, mruknął tylko pod nosem w ramach potwierdzenia, że ktoś uzupełnił zapasy, po czym zmarszczył nieznacznie brwi w reakcji na komentarz z jej strony. - Nie udaję - odrzekł szczerze. Mimo wszystko chciał wiedzieć, co się u niej działo - i żałował, że nie był już człowiekiem, z jakim Jordana byłaby skłonna się tym dzielić. Tym, jak radziła sobie na studiach, jak szły jej poszukiwania pracy. Kiedy jednak zdecydowała się mu to powiedzieć, wysłuchał jej z zainteresowaniem. - To dobrze - skwitował z nieznacznym skinieniem głowy, i zawahał się na sekundę, zanim podjął: - Wiesz... w Garage nadal jest miejsce dla kelnerki. I nie musiałabyś mnie oglądać tak często, jak myślisz, nie jestem barmanem.. tylko właścicielem. I mało tam bywam, a teraz... - wskazał na swoją złamaną nogę, sugerując tym samym, że przynajmniej na jakiś czas był uziemiony. Oczywiście nie było mowy, aby brunet przez kilka kolejnych tygodni tkwił w czterech ścianach - nie potrafił długo usiedzieć w miejscu i nawet złamana kończyna nie była w stanie go do tego zmusić, zresztą to wcale nie byłoby takie zdrowe, a on wolałby po prostu wrócić do pracy; ale w najbliższym czasie forsowanie się nie było wskazane i nawet całodzienne wylegiwanie się na kanapie było w pełni uzasadnione. - Chciałbym ci wynagrodzić to, ze straciłaś przeze mnie pracę. Skoro nie mogę ci wynagrodzić całej reszty... - dodał, spuszczając wzrok. Nie liczył na to, że Jordie uwierzy w jego dobrą wolę; mogła nie wierzyć w żadne jego słowo, nie dbał o to. Przynajmniej on wiedział, że był szczery, a to doprawdy orzeźwiająca odmiana po tych wszystkich kłamstwach, jakie padały z jego ust. Niestety jednak nawet pomimo najszczerszych chęci nie mógł już zmienić tego, co było. Najwidoczniej nic, co by zrobił - ani to, że pomógł jej, kiedy znalazła się w klubie pod wpływem środków odurzających; ani to, że uratował jej życie; ani zapewne ta oferta pracy również nie zmieniłaby tego, co Halsworth o nim myślała. - Och - wyrwało mu się, gdy Jordana poinformowała go odrobinę niespodziewanie o swojej randce. Nie dało się ukryć, że go tym zaskoczyła, dlatego dopiero po krótkiej chwili pokiwał powoli głową. - Jasne. To dobrze, że nie stoisz w miejscu... - oczywiście jego opinia nie miała tu najmniejszego znaczenia, Jordie nie potrzebowała jego aprobaty, aby umówić się z innym facetem, chociaż Chet z całą pewnością nie uznałby wdzięczności, czy też faktu, że ktoś długo o nią zabiegał, za dobry lub wystarczający powód, by pójść z kimś na randkę - co było nie fair wobec samego siebie, jak i tej drugiej osoby. Tak naprawdę jednak - Callaghan nigdy nie musiał o nią nadmiernie zabiegać, więc może rzeczywiście nie zasługiwał na Jordanę tak, jak zasługiwał na nią Noah. Dlatego naprawdę chciał cieszyć się tym, ze ruszyła do przodu. Ale czy umiał się tym cieszyć - to już inna sprawa.

Jordana Halsworth
1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum! YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! ICE BEAR - dla każdego, z okazji Dnia Niedźwiedzia Polarnego! Happy St. Patrick's Day! Prima Aprilis! WIOSNA, CIEPLEJSZY WIEJE WIATR - dla wszystkich z okazji Pierwszego Dnia Wiosny! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku All my dreams are you Na fali - za udział w evencie Tworzę relacje jak prawdziwy influencer BOGATE CV I AM MACHINE, I NEVER SLEEP BAŚNIOPISARZ That's a start ALL BY MYSELF MŁODY SCENARZYSTA TEXT ME! TAKE MY BREATH AWAY Wszystko pod kontrolą My best friends I killed Laura Palmer TYP OSOBOWOŚCI: LOGISTYK Gotuję lepiej od Magdy Gessler Stale mam jakieś kontuzje Preferuję kilkudniowy zarost Mijam się z prawdą migrena rozsadza mi głowę mam uśmiech hollywoodzkiej gwiazdy strzygę się na krótko Mam swoje demony Mam ciężką nogę MAM WIĘCEJ NIŻ 180 CM WZROSTU KLASA ŚREDNIA FURIAT FAN SCIENCE-FICTION PSIARZ WIERZĘ W JEDI JESTEM NIEWIERZĄCY/A SKOŃCZYŁEM/AM STUDIA Mistrz poker face'a NOTHING BREAKS LIKE A HEART Like a virgin Food Fight Guru technologii Takin' this one to the grave sticks and stones i'm still alive superhero Zaopiekuj się mną Pomocna dłoń Bo do tanga trzeba dwojga Shame, shame, shame! Are you gonna be my girl? Dzielny pacjent! Na Pokątną! Ralph Demolka Good or Bad News DANSE MACABRE SUNRISE SUNSET HOME SWEET HOME PIKNIK IT WAS AN ACCIDENT! HE WAS FIRST! I NEED A DOCTOR LIAR, LIAR, LIAR MAMMA MIA, HERE I GO AGAIN CZTERY ŁAPY CALL 911 DZIŚ SĄ TWOJE URODZINY CAKE BOSS I LIKE BIG BUTTS GAME MASTER KSIĘŻNICZKA MONONOKE SMERF PRACUŚ Chandler Bing
mów mi/kontakt
-
a
Awatar użytkownika
studiuje dziennikarstwo, które w końcu zaczyna ją interesować i marzy o powrocie do modelingu, ale to praca w Garage pozwoliła jej stanąć znowu na nogi, co pomógł jej osiągnąć Chet, dla którego kompletnie straciła już głowę, dlatego dała mu kolejną szansę
22
174

Post

Nie było to dla niej łatwe, nawet jeżeli na takie mogło potencjalnie wyglądać. Przekroczenie kolejny raz progu jego domu wiązało się ze sporym wyzwaniem, o którym nie chciała jednak mówić głośno. Naprawdę starała się zostawić to wszystko za sobą i na tyle na ile mogła, próbowała ruszyć naprzód, zostawiając za sobą to co przykre; nawet jeżeli nie była w stanie całkowicie wymazać tego z pamięci. To było chyba po prostu niemożliwe. Chet nie jawił się jej już jako ten sam mężczyzna, którego poznała kilka miesięcy temu i obecnie trudno było jej wykazywać się jakimkolwiek zaufaniem czy w ogóle sympatycznymi gestami wobec niego. Te jednak musiały się pojawić, nawet jeżeli chwilami wbrew jej woli, bo bez wątpienia nie kłamała, gdy mówiła, iż nie chce go więcej widzieć. I to nie tak, że nagle cudownie zmieniła o nim zdanie, że zamierzała dać mu szansę, że w ogóle chciała by cokolwiek tutaj uległo zmianie - nawet jeżeli jej serce nadal nie potrafiło całkowicie odpuścić. Była tu z wdzięczności, z poczucia pewnego rodzaju obowiązku z powodu tego co się wydarzyło, a wypadek, nawet jeżeli nie celowo, to był pośrednio jej winą. Łączyło się to więc z obecnym stanem zdrowia Chet, dlatego chciała zrobić coś dla niego, mimo, iż kompletnie nie zasługiwał na jej dobre serce po tym jak okropnie ją potraktował. Właściwie nie powinna w ogóle się do niego odzywać, najlepiej całkiem zerwać kontakt i usunąć to - dokładnie tak jak numer jego telefonu - ale żeby to jeszcze było takie proste. Jordana była jednak gotowa pójść dalej, a przynajmniej próbowała to uczynić, chociaż brunet nieustannie stawał na jej drodze i jej to trochę utrudniał. Z jednej strony ją odpychał, a z drugiej jakby nie pozwolił ostatecznie odejść - co wywoływało totalny mętlik w jej głowie. Kiedy była pewna, iż właśnie dotarła do miejsca, w którym i on się znajdował, nagle zmieniał swoje zachowanie i nie tyle co nie atakował jej już, a właśnie próbował coś wyjaśniać i tłumaczyć - teraz, gdy Jordie nie powinna o tym słuchać. Nagle był znowu całkiem innym człowiekiem, spokojnie z nią rozmawiał, nie obrażał i nie traktował jak rzeczy - pozwalał gotować w swojej kuchni i dopytywał o szczegóły jej życia; co najmniej jakby cofnęła się w czasie. Ale teraz nic nie było już takie samo. Gdyby nigdy więcej się nie spotkali, wszystko byłoby o wiele prostsze. Tymczasem po tym wszystkim co Chet zrobił, ona właśnie stała w jego kuchni i zajmowała się gotowaniem mu obiadu - co mogło się wydawać przynajmniej irracjonalne. I kompletnie nielogiczne dla kogoś, kto obserwowałby to z boku. Taką jednak odczuwała wewnętrzną potrzebę, chciała zrobić cokolwiek, co pozwoliłoby jej spać spokojnie, a tym wydawało się jej chociażby coś takiego błahego jak obiad. Co dla niej samej było akurat niemałym wyczynem, z racji tego, iż gotowanie nigdy nie było jej mocną stroną. - No tak, o ile ja nie ufam już Tobie, tak i Ty zapewne nie ufasz mi. Będziesz więc musiał jednak podjąć ryzyko, o ile zechcesz - wzruszyła lekko ramieniem, w odpowiedzi na potencjalne ryzyko otrucia z jej strony. Nigdy by oczywiście nawet nie wzięła tego na poważnie, ale kto powiedział, że nie mogła zasiać nutki niepewności. Gdyby Chet ją znał, wiedziałby, że nigdy by się do czegoś takiego nie posunęła, bo może bywa roztrzepana i beztroska, ale daleko jej do bycia perfidną i wyrachowaną suką - która lubi się mścić w taki brutalny sposób. - Już miałam powiedzieć, że pewnie uważasz, że nawet moje jedzenie nie będzie gorsze od tego szpitalnego, ale... ciężko gdybać o czymś czego się jeszcze nigdy nie próbowało. Najlepiej ocenisz jak już spróbujesz. Chociaż po takiej szpitalnej diecie to zapewne i tak wszystko by smakowało - stwierdziła, trochę więc przyznając mu rację. Sama nigdy nie miała okazji się o tym przekonać, ale domyślała się, iż jedzenie tam nie było wybitne. I nawet jeżeli jej własna potrawa nie będzie kulinarnym dziełem, to i tak pewnie będzie czymś lepszym niż jedzenie w tamtym miejscu. Pokręciła też zaraz przecząco głową, gdy zaproponował pomoc. - Nie trzeba, myślę, że poradzę sobie sama. Poza tym Ty masz raczej odpoczywać... - zasugerowała, nie chcąc się jednak w żaden sposób wtrącać, bo mógł równie dobrze odebrać to jako jakieś sugestie czy rządzenie się. Domyślała się jednak, że takie dostał zalecenie od lekarza, ale też pewnie nieszczególnie chciał się do nich stosować. Mógł również pomyśleć, iż się o niego martwiła - bo nawet jeżeli w istocie tak właśnie było i jest nadal - to nie zamierzała mówić mu o tym wprost. Nikt jednak nie zabroniłby mu się tego domyślać po jej słowach, bo chyba tylko te domysły mu już teraz pozostały. Skupiła się więc chwilowo na przygotowywanym sosie, który stał się idealnie gładki, więc teraz mogła gotować go tak przez kolejnych kilka minut, rozgrzewając w międzyczasie piekarnik do odpowiedniej temperatury. - Nie wiem kiedy udajesz, a kiedy nie... - przyznała całkiem szczerze, chociaż wcale nie wkładając w to żadnej złośliwości czy urazy. Wypowiedziała to raczej bardzo beznamiętnym tonem głosu, co z kolei mogło być o wiele gorsze w odbiorze, niż ewentualna złość. Bo to właśnie ten dystans i bijający chłód wskazywały na to, że ktoś przestał to wszystko odczuwać i przeżywać, mogąc ruszyć dalej bez emocji i bez rozpamiętywania - godząc się z faktami. Gdy jednak zaczął mówić o barze, w którym się spotkali tamtego pamiętnego popołudnia, łyżka aż wypadła jej z dłoni na blat, ale z szybkim refleksem ją złapała i spojrzała na niego zaskoczona. - Co? - wydusiła z siebie, marszcząc przy tym brwi, po czym pokręciła jednak głową i obróciła się znowu plecami do niego, odstawiając garnek z ognia na bok - Próbujesz mi teraz wmówić, że jesteś właścicielem tego baru? Z całą pewnością ten zawód również pasuje do wszystkich innych, które podawałeś... - mruknęła, przyprawiając sos solą i gałką muszkatołową. Nie powinno go dziwić, iż mu nie uwierzyła, bo było to naprawdę zaskakujące i zważywszy na to, jakie miała o nim zdanie, taka informacja była trudna do przyswojenia - Nawet jeżeli byłoby to prawdą, to nie chce pracować z Tobą. Ani dla Ciebie. Nie powinniśmy się widywać częściej niż to konieczne, a gdybyś miał zostać moim szefem... to bez sensu - zerknęła na niego, a następnie spytała jedynie gdzie znajduje się naczynie żaroodporne, a gdy wskazał jej szafkę, wyjęła je i przygotowała do zrobienia potrawy. - Straciłam pracę przez własną głupotę, miałeś co do tego racje. Sama sobie narobiłam tych problemów, więc sama muszę sobie z nimi poradzić. Poza tym niczego od Ciebie nie oczekuje, może w końcu znajdę jakąś prace, a jeżeli nie, to po prostu pójdę gdzieś sprzątać, w końcu żadna praca nie hańbi - westchnęła, zakładając kosmyk włosów za ucho. Oczywiście, że normalnie wzięłaby tę robotę niemalże od razu, ale w tej sytuacji wydawało jej się to być naprawdę głupim rozwiązaniem. Mimo, iż potrzebowała tej pracy, nie była przekonana co do współpracy z nim, nie po tym wszystkim co się wydarzyło. Biła się jednak z myślami, smarując forme masłem. - Nie wiem też czemu miałbyś chcieć mi cokolwiek wynagradzać. Zamknąłeś ten rozdział już jakiś czas temu, więc... czemu? - spytała i spojrzała na niego, zlizując z palca odrobinę sosu, który niespodziewanie się tam znalazł. Była trochę ciekawa, ale też nie spodziewała się żadnej konkretnej odpowiedzi. Może w ogóle nie powinna była o to pytać, ale za to po chwili wyłapała jego reakcję na wspomnienie o randce, która była trochę nietypowa. Wydawał się być zaskoczonym, a raczej sądziła, iż w ogóle go to nie poruszy. Ponownie stanęła więc przodem do blatu i rozprowadziła powoli na dnie naczynia odpowiednią ilość sosu. - Też tak myślę... Niektórzy zasługują na szansę, więc chce ją dać komuś, kto być może z niej skorzysta. Poza tym mam ochotę wyjść gdzieś do centrum i spędzić miło czas, ostatnio miałam sporo problemów na głowie. Właściwie mam je nadal, ale może dzięki temu chwilowo o nich zapomne - stwierdziła, w sumie nie tryskając wcale radością w trakcie mówienia o tej dzisiejszej randce, ale naprawdę starała się podchodzić do tego pomysłu pozytywnie - Na pewno jednak nie tak jak kiedyś - mruknęła cicho, na samo wspomnienie tamtej imprezy na której dosypano jej czegoś do drinka, w efekcie czego wylądowało w łóżku Chet'a. Zdecydowanie nie zamierzała powielać starych błędów, a dziś też nie miała być sama, tylko w towarzystwie mężczyzny, który jak sądziła - o nią zadba. Nie wybiegała jednak myślami zbyt daleko, póki co była tutaj, a przed nią nadal był do zrobienia smaczny obiad.
Chet Callaghan
LADY - dla wszystkich Pań z okazji Dnia Kobiet 2021! 1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum! YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! ICE BEAR - dla każdego, z okazji Dnia Niedźwiedzia Polarnego! Happy St. Patrick's Day! Prima Aprilis! WIOSNA, CIEPLEJSZY WIEJE WIATR - dla wszystkich z okazji Pierwszego Dnia Wiosny! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku All my dreams are you I'm not drunk 2021 BOGATE CV I AM MACHINE, I NEVER SLEEP BAŚNIOPISARZ That's a start ALL BY MYSELF WHEN WE WERE YOUNG MŁODY SCENARZYSTA TEXT ME! INFLUENCER TAKE MY BREATH AWAY HETERO W ZWIĄZKU JESTEM ŚREDNIEGO WZROSTU STUDENT LEKKODUCH Praktykuję jogę biegam Stołuję się na mieście Mam słabą głowę Głaszczę obce psy Lubię starszych Śpię w kusej bieliźnie Czuję motyle w brzuchu Oglądam zachody słońca NOTHING BREAKS LIKE A HEART SUNRISE SUNSET PIKNIK MAMMA MIA, HERE I GO AGAIN Bo do tanga trzeba dwojga Are you gonna be my girl?
mów mi/kontakt
Jordie
a
Awatar użytkownika
Rzucił pracę, która była dla niego wszystkim, i wrócił po latach do Hope Valley; na co dzień grzebie w komputerach i z nudów doprowadza do ruiny rodzinny bar. Poza tym okazjonalnie pakuje się w gówno i odpycha od siebie każdego, na kim zaczyna mu zależeć, ale Jordana w końcu mu wybaczyła, że był idiotą i teraz jest jej idiotą.
33
185

Post

Dla żadnego z nich nie była to sytuacja łatwa ani komfortowa; nie bez powodu oboje woleliby nigdy więcej się nie spotkać, chociaż na tym etapie mieli zupełnie odmienne pobudki. I tak jak Jordie wolałaby nie oglądać Callaghana, bo jego widok przywoływał nieprzyjemne wspomnienia i wszystkie bolesne słowa, które w ostatnim czasie padły z jego ust; tak w przypadku mężczyzny nie było to spowodowane niechęcią względem jej osoby, a raczej faktem, iż obecność Jordany budziła w nim pewnego rodzaju tęsknotę, jakiej nawet on sam się nie spodziewał. Ale tym razem to nie on stanął jej na drodze - sama tu przyszła, mimo iż wiedziała, że nie musi niczego dla niego robić, nie musi się w żaden sposób odwdzięczać; wiedziała, że Chet tego od niej nie oczekiwał i że nie miałby jej za złe, gdyby postanowiła trzymać się od niego z daleka. A nawet gdyby było inaczej - nie miałoby to przecież dla niej znaczenia. Brunet bywał egoistą, to nie było żadną tajemnicą, ale nie chciał, by Jordana zmuszała się do przebywania w jego towarzystwie wyłącznie z poczucia obowiązku. A może to również wynikało z jego egoizmu: nie chciał patrzeć jej w oczy, bo widział w nich, jak bardzo ją skrzywdził i jak nim gardziła, a wtedy - i on sobą gardził. Z drugiej jednak strony - zasłużył sobie na to i nie mógł teraz uciekać od tych konsekwencji. - Podejmę to ryzyko, nie tak łatwo się mnie pozbyć - stwierdził. Niestety w tej kwestii wiedział, co mówi - przeżył pewnie nawet niejeden zamach na jego życie i chyba pod tym względem był, mimo wszystko, jak kot. Niemniej wcale nie uważał Jordany za bezwzględną morderczynię, chociaż po tym, jak wylała na niego wino, czego też się nie spodziewał, nie mógł wykluczyć, że i tym razem mogłaby spróbować otruć go może nie na śmierć, ale przynajmniej na tyle, żeby przez kolejną dobę nie wyszedł z łazienki. Ale przecież nie dlatego siedział z nią w kuchni i patrzył jej na ręce... Nie skomentował jednak kwestii swego zaufania względem panny Halsworth, bo, zważywszy na to, jak wielu rzeczy nie chciał lub nie umiał jej powiedzieć, miała solidne powody, by faktycznie sądzić, że jej nie ufał. Co do pewnego stopnia pewnie nawet było prawdą - Chet nikomu w pełni nie ufał, ale starał się nad tym pracować. Niestety to, jak potoczyła sie jego znajomość z Jordie, raz jeszcze uzmysłowiło mu tylko, że wszystko to było bezcelowe. Odchrząknął, skinąwszy nieznacznie głową. - No tak, cóż.. w każdym razie nie mogę się już doczekać, żeby spróbować obiadu w twoim wykonaniu - i to mówił całkiem szczerze: gotowanie to jedno, ale samo oczekiwanie na jedzenie było solidną próbą cierpliwości, której Callaghanowi często brakowało. Był jak taki irytujący dzieciak, który zerka przez ramię, co rusz dopytując: kiedy obiad? i który trzydzieści razy zagląda do piekarnika, sprawdzając, czy to już. Poniekąd dlatego też wolał gotować, niż tylko siedzieć bezczynnie i czekać - zwłaszcza że tym razem faktycznie był ciekaw efektu końcowego. Nie oponował jednak, kiedy Jordie odmówiła przyjęcia jego pomocy. - To może chociaż... napijesz się czegoś? - dopytał, mimo że i z nalaniem sobie napoju do szklanki Jordana nie powinna mieć problemu. Nie przeszkadzało mu to, że odnalazła się w jego kuchni, ale mimo wszystko czuł się nieco dziwnie z tym, że brunetka przyszła tu i gotowała mu obiad, a on tylko siedział bezczynnie i przyglądał się temu, co robiła, wcale nie zerkając przy okazji na jej tyłek, kiedy się odwróciła. W reakcji na jej komentarz, z głuchym westchnieniem pokiwał sam do siebie głową. Wiedział, że żadne zapewnienia nie zmieniłyby tego, że w oczach Jordany był po prostu notorycznym kłamcą, jakiemu nie mogła ufać. - Współwłaścicielem. To rodzinny interes - sprostował niechętnie, bo nie lubił dzielić się z tymi pasożytami, zwanymi jego rodzeństwem, mimo że sam nie był ani odrobinę lepszy od nich. - I domyślam się, że trudno ci w to uwierzyć, ale wszystko, co ci kiedyś mówiłem, o sobie i... w ogóle, było prawdą - dodał, zdając sobie jednak sprawę z tego, że w chwili obecnej dla Jordie nie miało już żadnego znaczenia to, kim faktycznie był - czy informatykiem, czy barmanem. Dla niej był już nikim. Obcym człowiekiem. Ale, mimo wszystko, chciał też, by wiedziała, że nigdy jej nie okłamał - dopóki nie zrobił tego po raz pierwszy, a później już potoczyła się cała lawina. Ale w to również pewnie nie zamierzała wierzyć; nawet gdyby obiecał, że nigdy więcej jej nie okłamie - w nic by już mu nie uwierzyła. - Owszem, narobiłaś sobie problemów, ale zgodzisz się chyba, że nie doszłoby do tego wszystkiego, gdybym nie przyszedł wtedy do tej restauracji. I nie planowałem tam przychodzić - wyjaśnił zaraz; bowiem fakt, że niedługo po tym, jak zerwał relację z Jordaną, odwiedził jej miejsce pracy - gdzie spotkanie jej było niemal pewne - z łatwością mogło zostać uznane za przejaw zwykłego wyrachowania z jego strony, a przecież był to całkowity przypadek. - Zresztą, nieważne. Ja też niczego od ciebie nie oczekuję, ale mimo to tu jesteś. Więc pozwól mi też coś zrobić. Nie chcę, żebyś czuła się niezręcznie, nie zamierzam specjalnie wchodzić ci w drogę, i wiem, że to nie jest najlepsza opcja, ale - potrzebujesz pracy, więc chociaż to przemyśl. W międzyczasie poszukasz sobie czegoś lepszego, a przynajmniej nie będziesz musiała zmieniać mieszkania - stwierdził. On sam nie zwykł łączyć pracy ze sprawami prywatnymi - nawet jeśli między nim i Jordaną niczego już przecież nie było - chociaż w przypadku rodzinnych interesów to było trudne do uniknięcia. Nie chciał na siłę zatrzymywać jej przy sobie - nie miał prawa tego robić - i wolałby zapewne, aby Jordie miała inną pracę, a oni w ogóle nie musieliby odbywać tej rozmowy, ale rzeczywistość była inna - skoro jednak miał ku temu sposobność, to chciał zrobić coś więcej, niż tylko powiedzieć "przepraszam", które i tak niczego nie zmieniło. Zapytany o powód takiej decyzji, wzruszył nieznacznie ramieniem, choć odpowiedź na to wydawała się prosta. I trudna zarazem. - Bo spieprzyłem już wystarczająco wiele rzeczy, których nie da się naprawić, i tylko z tą mogę jeszcze coś zrobić - odrzekł. Oczywiście jedną z tych rzeczy nie do odbudowania była jego relacja z Jordie, i zaufanie, którym go niegdyś obdarzyła, a które on zniszczył bezpowrotnie; i nie łudził się, że ta oferta cokolwiek jeszcze między nimi zmieni. Bo choć jakaś jego część pragnęła, by Jordana dostrzegła w nim coś więcej niż podłego oszusta i manipulanta, to sam chyba nie był już pewien, czy faktycznie był kimś więcej - czy też był dokładnie tym, co o nim myślała. W chwili obecnej jednak pozostało mu już tylko mieć nadzieję, że Jordie nie popełni drugi raz tego samego błędu, i że człowiek, któremu zdecyduje się zaufać, tym razem faktycznie będzie na nią zasługiwał. - Słusznie - przyznał, przyglądając jej się przez chwilę, jakby w jej twarzy usiłował dostrzec coś więcej, niż wynikało z jej słów - bo z nich Jordie nie brzmiała na nadmiernie podekscytowaną ową randką; raczej jakby traktowała ją jak zwykłe spotkanie z kimś, do kogo nie była nawet do końca przekonana, a co najwyżej liczyła na to, że zje smaczną kolację na cudzy koszt w trakcie coś jednak zaiskrzy. Ale oczywiście Chet mógł również mylnie to odebrać - bo może chciał to właśnie tak odebrać. Sam nie wiedział jednak, co miałby jej powiedzieć: żeby na siebie uważała? Nie był chyba aż takim hipokrytą. Że życzył jej powodzenia? Nie z pełnym przekonaniem. - Baw się dobrze. Zasługujesz na kogoś, kto potrafi cię docenić - bo on, niestety, potrafił docenić pewne rzeczy dopiero kiedy je stracił; dlatego nigdy tak naprawdę na Jordanę nie zasługiwał. I skłamałby, gdyby powiedział, że ani trochę nie żałował tego, jak potoczyły się sprawy między nimi.

Jordana Halsworth
1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum! YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! ICE BEAR - dla każdego, z okazji Dnia Niedźwiedzia Polarnego! Happy St. Patrick's Day! Prima Aprilis! WIOSNA, CIEPLEJSZY WIEJE WIATR - dla wszystkich z okazji Pierwszego Dnia Wiosny! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku All my dreams are you Na fali - za udział w evencie Tworzę relacje jak prawdziwy influencer BOGATE CV I AM MACHINE, I NEVER SLEEP BAŚNIOPISARZ That's a start ALL BY MYSELF MŁODY SCENARZYSTA TEXT ME! TAKE MY BREATH AWAY Wszystko pod kontrolą My best friends I killed Laura Palmer TYP OSOBOWOŚCI: LOGISTYK Gotuję lepiej od Magdy Gessler Stale mam jakieś kontuzje Preferuję kilkudniowy zarost Mijam się z prawdą migrena rozsadza mi głowę mam uśmiech hollywoodzkiej gwiazdy strzygę się na krótko Mam swoje demony Mam ciężką nogę MAM WIĘCEJ NIŻ 180 CM WZROSTU KLASA ŚREDNIA FURIAT FAN SCIENCE-FICTION PSIARZ WIERZĘ W JEDI JESTEM NIEWIERZĄCY/A SKOŃCZYŁEM/AM STUDIA Mistrz poker face'a NOTHING BREAKS LIKE A HEART Like a virgin Food Fight Guru technologii Takin' this one to the grave sticks and stones i'm still alive superhero Zaopiekuj się mną Pomocna dłoń Bo do tanga trzeba dwojga Shame, shame, shame! Are you gonna be my girl? Dzielny pacjent! Na Pokątną! Ralph Demolka Good or Bad News DANSE MACABRE SUNRISE SUNSET HOME SWEET HOME PIKNIK IT WAS AN ACCIDENT! HE WAS FIRST! I NEED A DOCTOR LIAR, LIAR, LIAR MAMMA MIA, HERE I GO AGAIN CZTERY ŁAPY CALL 911 DZIŚ SĄ TWOJE URODZINY CAKE BOSS I LIKE BIG BUTTS GAME MASTER KSIĘŻNICZKA MONONOKE SMERF PRACUŚ Chandler Bing
mów mi/kontakt
-
a
Awatar użytkownika
studiuje dziennikarstwo, które w końcu zaczyna ją interesować i marzy o powrocie do modelingu, ale to praca w Garage pozwoliła jej stanąć znowu na nogi, co pomógł jej osiągnąć Chet, dla którego kompletnie straciła już głowę, dlatego dała mu kolejną szansę
22
174

Post

To, że tu dziś przyszła na pewno nie wynikało z faktu, że Chet mógłby źle o niej pomyśleć czy mieć jej cokolwiek za złe - bo w tej sytuacji, w której byli, na pewno było raczej odwrotnie - ale bardziej chodziło o to, że jej własne sumienie nie dałoby jej spokój. W końcu nie wiedziałaby wtedy co się z nim dzieje, jak sobie radzi i czy faktycznie w ogóle ma mu kto pomóc. Bo Jordie nie miała pojęcia jak wyglądają jego relacje rodzinne, czy dobrze żyje z bliskimi, czy jakichkolwiek tutaj ma i czy są na przykład znajomi, którzy by go wsparli w trudniejszym momencie - czy on w ogóle przyjąłby takową pomoc. Ale mogła być też inna kobieta, w końcu skoro Jordana uznawała już Chet'a za kłamce, to mógł oszukiwać ją na wielu polach. Póki co jednak czuła, że zrobiła dobrze - że nie było tutaj nikogo, że wpuścił ją do środka i że pozwolił zrobić ten obiad, co już dawało jej poczucie, że nie siedziała bezczynnie, w chwili, w której on pokutował za uratowanie jej życia. Gdyby była bezduszna, pewnie mogłaby stwierdzić, iż zwyczajnie sobie na to wszystko zasłużył, po tym co jej mówił i jak ogólnie ją potraktował - że pewnie ma za swoje i tak właśnie musiało być; ale Jordana nie należy do grona takich osób. Nawet teraz, gdy darzyła go niechęcia, była gotowa tutaj przyjść, pomóc i spojrzeć mu w oczy, chociaż samo to miejsce - czyli jego dom - przywoływało nieprzyjemne wspomnienia z jej ostatniej wizyty. Kto by pomyślał jeszcze jakiś czas temu, że ich ciekawe rozwijająca się relacja nagle obróci się o do góry nogami, że teraz nie będzie już tą osobą, z którą chciałaby po prostu porozmawiać, spędzić czas, ugotować wspólnie obiad i poczuć bliskość, za którą na pewno tęskniła. Tęskniła, bo nawet jeżeli to wypierała i w ogóle tego już nie okazywała, to nadal jakaś jej część tęskniła za tym bo było - ale też miała świadomość, że to po prostu już nie wróci, nie chciała więc nadal zachowywać się jak rozpieszczony dzieciak, który, gdy coś mu się zabiera, robi sceny. Musiała stanąć na wysokości zadania i pozwolić mu odejść, tak jak tego chciał. Odejść może nie fizycznie, nie całkowicie z jej życia, ale odejść z jej codzienności; bo domyślała się, że kolejne spotkania i tak są nieuniknione. To chyba znaczyło, że mimo całej tej niechęci i zdystansowania, musieli jakoś nauczyć się funkcjonować obok siebie, a przynajmniej ona obok niego. - Lasagne w moim wykonaniu próbowały już moje koleżanki i moja siostra, a nawet kawałek chyba dostarczyła mojemu tacie, więc generalnie wszyscy przeżyli. I wszyscy równie mocno byli zaskoczeni, że zrobiłam to własnym rękami, bo raczej nigdy nie było mi po drodze z gotowaniem, ale... może to już ta pora - wzruszyła lekko ramionami, nie rozwodząc się jakoś szczególnie nad swoimi pobudkami co do rozpoczęcia kulinarnej przygody. Po prostu poczuła, że chciałaby i gdy siostra nauczyła ją akurat tego dania, to okazało się, iż całkiem nieźle jej to wychodzi. A przy tym naprawdę miała wrażenie, że to lubi i w jakiś sposób nawet się potrafi przy tym zrelaksować, co również zachęcało ją do kolejnych prób gotowania, które być może będzie kontynuować. Jak widać - wszystko jest dla ludzi. A mieszkanie w pojedynkę także wzmaga w nas pewne obowiązki i pewne rzeczy trzeba robić samemu, nie tylko korzystając z tego co oferuje miasto i restauracje chociażby czy małe knajpki, w których dotąd się stołowała. - Chętnie bym się napiła... może być woda albo sok - zerknęła na niego, ale zaraz dodała - Naleję sobie, jak powiesz mi gdzie co jest - dodała jeszcze zaraz, bo nie była pewna czy z kulami i z tą nogą będzie w stanie sam to dla niej zrobić. W zasadzie wcale tego nie oczekiwała, bo równie dobrze mogła obsłużyć się sama, skoro już zajmowała się gotowaniem w jego kuchni. Nie miała też problemu z tym, iż wszystkim zajmuje się sama, chociaż musiała przyznać, że czuła się nieco skrępowana faktem, że Chet siedział tuż obok i ciągle ją obserwował. Była przekonana, że nie spuszcza z niej wzroku, bo niemalże wyczuwała go na swoim ciele, ale nie skomentowała tego w żaden sposób. Spojrzała w końcu na niego i ona kolejny raz, gdy sprostował swoją wypowiedź o, jak się okazał, rodzinnym interesie. - Rodzinny interes? - uniosła brew, kiedy nadal w jej głosie można było wyczuć powątpiewanie co do jego słów, ale ostatecznie kiwnęła jedynie głową - Powiedzmy, że Ci wierzę. Ale też nie ma to już dla mnie aż takiego znaczenia, nawet gdybyś kłamał. Chociaż w zasadzie czy proponowałbyś prace komuś w lokalu, który nie jest Twój? - zasugerowała jednocześnie, zdając sobie właśnie z tego sprawę. Bo owszem mógł kłamać, ale przecież faktycznie oferował jej zatrudnienie, jak więc bar mógł nie być jego. Obróciła się jednak ponownie przodem do blatu i wróciła do smarowania naczynia masłem, zastanawiając się nad kolejnymi jego słowami. Wszystko było prawdą. Oczywiście, że teraz miała co do tego mnóstwo wątpliwości, tak jak i do tego kim ostatecznie Chet był, ale też z drugiej strony nie miała powodu do tego, by się nad tym teraz rozwodzić. Callaghan nie był już częścią jej życia, nie był nawet przyjacielem, którego chciałaby dobrze znać - chociaż jej serce nadal jakoś dziwnie szybciej biło w jego obecności. Ale uczuć nie da się tak całkowicie wyłączyć, trzeba je jednak mocno przygłuszać, by można było ruszyć dalej. - Rzeczywiście jakoś trudno mi w to uwierzyć. I faktycznie nie doszłoby do tego, gdybyś się tam nie pojawił, ale... z drugiej strony miałeś prawo tam przyjść. Jak do każdego innego lokalu. I powinnam przeprosić za to, że zepsułam Ci... randke. To było dziecinne, ale kierowały mną jeszcze wtedy emocje, nie myślałam o tym co właściwie robie i jakie to może mieć konsekwencje głównie dla mnie - westchnęła w duchu, odkładając masło, a następnie wlała do formy sos beszamelowy, by następnie móc go odpowiednio rozprowadzić. Słuchając jego słów, biła się za to z myślami - bo oferta tej pracy naprawdę byłaby jej na rękę. I naprawdę mocno jej potrzebowała, bo sytuacja robiła się coraz trudniejsza. Ale fakt, iż to jego lokal, na pewno jej nie zachęcał. - To nie jest dobry pomysł... mimo, że normalnie wzięłaby tę pracę niemalże od razu. I bardzo jej potrzebuje, ale... - urwała na moment i przerwała wykonywaną czynność, by oprzeć dłonie o blat. Wpatrywała się chwilowo w jeden punkt, wahając się mocno przed podjęciem ostatecznej decyzji. Wiedziała jednak, że to jej jedyny ratunek. - ...ale jesteś pewnie jedyną osobą, która da mi teraz prace, z takimi referencjami, jakie mam - obróciła się na chwile przodem do niego i oparła plecami o blat, skupiając na nim swój wzrok - Czemu właściwie chcesz mi ją dać? Ty uratowałeś mi życie, to normalne, że tu jestem i że chce coś zrobić. Ja nie zrobiłam nic za co musiałbyś się odwdzięczać, to wszystko to był niefortunny zbieg okoliczności - dla mnie. Nie musisz tego wcale naprawiać. Zachowałam się niedojrzale, a Ty przecież mogłeś zakończyć... naszą znajomość, kiedy chciałeś, więc... po prostu chce żebyś wiedział, że nie masz obowiązku tego robić - dodała jeszcze, patrząc na niego przez chwile, a potem obróciła się ponownie i dokończyła rozsmarowywanie sosu. Wyjęła w końcu płaty lasagne i zaczęła je precyzyjnie rozkładać na sosie, nawet wykazując w trakcie tego niebywałe skupienie, jakby robiła coś naprawdę istotnego. Żeby przypadkiem nie wyszło źle. Oczywiście doceniała jego propozycje i to, że mimo wszystko nagle chciał jej pomóc, że nie mieszał jej już z błotem i nie traktował jak pierwszej lepszej laski, która nie była nic warta. Ale z drugiej strony, niewiele zmieniało to w jej postrzeganiu jego osoby - bo pokazał się jej już od naprawdę najgorszej strony. Randka którą dziś planowała, miała być nowym otwarciem, dać jej szanse na coś lepszego, a może po prostu miała być zwieńczeniem tego kroku do przodu. I nie chciała wykorzystywać do tego Noah, a raczej chciała po prostu spędzić z kimś miło czas. - Jestem przekonana, że będę się świetnie bawić, on ma czasem naprawdę szalone pomysły. A zaraz rano czeka mnie trening surfingu, który pewnie będzie przedłużeniem naszej randki - zauważyła, kiedy nawet kąciki jej ust drgnęły ku górze na samą myśl o tym, w międzyczasie zaś na płatach lasagne rozprowadzała warstwę sosu bolońskiego, równie precyzyjnie zajmując się tym zadaniem, by wszystko wyglądało jak należy - Tym razem jednak będę ostrożniejsza, może czasem jednak nie warto uzewnętrzniać swoich uczuć. Chciałabym nauczyć się wyciągać wnioski z własnych błędów, a niestety mam tendencję do ich powielania...
Chet Callaghan
LADY - dla wszystkich Pań z okazji Dnia Kobiet 2021! 1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum! YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! ICE BEAR - dla każdego, z okazji Dnia Niedźwiedzia Polarnego! Happy St. Patrick's Day! Prima Aprilis! WIOSNA, CIEPLEJSZY WIEJE WIATR - dla wszystkich z okazji Pierwszego Dnia Wiosny! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku All my dreams are you I'm not drunk 2021 BOGATE CV I AM MACHINE, I NEVER SLEEP BAŚNIOPISARZ That's a start ALL BY MYSELF WHEN WE WERE YOUNG MŁODY SCENARZYSTA TEXT ME! INFLUENCER TAKE MY BREATH AWAY HETERO W ZWIĄZKU JESTEM ŚREDNIEGO WZROSTU STUDENT LEKKODUCH Praktykuję jogę biegam Stołuję się na mieście Mam słabą głowę Głaszczę obce psy Lubię starszych Śpię w kusej bieliźnie Czuję motyle w brzuchu Oglądam zachody słońca NOTHING BREAKS LIKE A HEART SUNRISE SUNSET PIKNIK MAMMA MIA, HERE I GO AGAIN Bo do tanga trzeba dwojga Are you gonna be my girl?
mów mi/kontakt
Jordie
a
Awatar użytkownika
Rzucił pracę, która była dla niego wszystkim, i wrócił po latach do Hope Valley; na co dzień grzebie w komputerach i z nudów doprowadza do ruiny rodzinny bar. Poza tym okazjonalnie pakuje się w gówno i odpycha od siebie każdego, na kim zaczyna mu zależeć, ale Jordana w końcu mu wybaczyła, że był idiotą i teraz jest jej idiotą.
33
185

Post

Ludzie tacy jak Chet Callaghan - którzy odpychali od siebie każdego, kto mógłby nadmiernie się do nich zbliżyć i odkryć więcej, niż oni sami gotowi byli pokazać; którzy rujnowali relacje z innymi i przekonani byli o tym, że nikogo nie potrzebują - koniec końców zawsze zostawali sami. Choć Chet prawdopodobnie jeszcze do końca nie zdawał sobie z tego sprawy - istniały przecież jeszcze osoby, które nie uważały go za straconego, istniała jego rodzina, nawet jeśli i od tej niejednokrotnie zupełnie się odcinał; nikt jednak tak naprawdę nie zdawał sobie z tego sprawy, dopóki nie budził się nagle w pustym, lodowatym łóżku, nie mając przy sobie żadnej bliskiej osoby, i dopóki nie uświadamiał sobie, że odtrącił już wszystkich, którzy kiedykolwiek o niego dbali. Niezależnie bowiem od tego, jak wielu miał przyjaciół - każdy z nich miał własne sprawy i własne życie; i niezależnie od tego, ile kobiet przewijało się na przestrzeni lat przez jego łóżko - każda z nich, tak samo jak Jordie, musiała ostatecznie zaakceptować myśl, że Chet był wyłącznie błędem, z jakiego należało wyciągnąć wnioski i ruszyć dalej. Nie było wszak sensu trwonić swojego czasu i energii na kogoś, kto i tak nie był w stanie tego docenić.
- To świetnie, widzę, że polubiłaś gotowanie - pokiwał głową. Skoro tym razem to Jordie tak chętnie dokarmiała znajomych samodzielnie przygotowanym jedzeniem, to musiało jej to dawać radość i satysfakcję. Chet żałował jednak trochę, że to nie on zaszczepił w niej tę pasję do gotowania, że nie było im dane nic razem upichcić i że nie mógł widzieć na jej twarzy wyrazu ekscytacji, gdy sama przygotowała swoje pierwsze danie. Nie uczestniczył w jej codzienności, ale tak naprawdę nie działo się tak tylko teraz. Nigdy nie dotarli do etapu, w jakim dzieliliby ze sobą te najdrobniejsze i najprostsze czynności, więc chyba... nie było czego żałować. Gdy Jordana odpowiedziała twierdząco, wyprostował się nieco na krześle z zamiarem wstania i podania jej napoju, ale słysząc jej dalsze słowa, zaniechał ostatecznie owego planu i westchnął z rezygnacją. - Szklanki są tam - machnął ręką, wskazując jedną z szafek nad jej głową. - A reszta w lodówce - dodał. Nie lubił uchodzić za bezradnego, a kuśtykając po kuchni o kulach czy nawet przytrzymując się szafki, chyba tak by się właśnie czuł i zwyczajnie wolał, by Jordie nie oglądała go takiego. Z dwojga złego uznał zatem, że będzie lepiej, jeśli zostanie na swoim miejscu. Jej wątpliwości skwitował nieznacznym wzruszeniem ramion. - Nie wiem, po co miałbym to robić - przyznał. Wmawianie jej, że był właścicielem baru, gdyby w rzeczywistości było inaczej, istotnie nie miałoby najmniejszego sensu, a Callaghan - owszem, był kłamcą, ale kłamał zwykle w jakimś konkretnym celu. - Mój ojciec otworzył ten bar lata temu. Po jego śmierci interes przeszedł na nas, to znaczy mnie i moje rodzeństwo - wyjaśnił pokrótce, coby znowu Jordana nie uznała go za kłamcę gdyby przypadkiem któregoś razu jego do bólu roszczeniowa siostra wpadła do lokalu, twierdząc, że jest właścicielką i wszystko należy się jej. Z cała pewnością jednak brunetka będzie jeszcze miała okazję przekonać się o tym, jaki u Callaghanów - w rodzinie i w biznesie - panował bałagan, o ile tylko zgodzi się pracować w owym barze. - Wtedy byłaś innego zdania. I to nie była randka - dodał, mimo że z tego również nie musiał jej się tłumaczyć. Zwłaszcza że już raz próbował jej wszystko wyjaśnić i nie przyniosło to żadnego skutku, a Chet miał momentami wrażenie, jakby przy każdej takiej próbie odbijał się od ściany. Jego argumenty nie trafiały do Jordany i chyba zwyczajnie nie umiał jej już przekonać, że mówił prawdę. Czas na wyjaśnienia minął, a przerzucanie się winą nie miało teraz najmniejszego sensu. - Nie ma w tym żadnego drugiego dna - odparł, sądząc, że Jordana mogła spodziewać się po nim najgorszego - na przykład tego, że oferując jej pracę, chciał ją znowu osaczyć, tylko po to, żeby łatwiej było ją dręczyć i upokarzać. Po tym, jak traktował ją wcześniej - pewnie byłyby to uzasadnione obawy. - Po prostu... znam ciebie, a nie twoje referencje, i ufam, że faktycznie... dojrzałaś od tamtej pory, i że będziesz umiała odsunąć na bok swoją niechęć do mnie. Wiem, że raczej nie oblałabyś nikogo winem bez powodu, a ja zachowałem się wobec ciebie jak chuj - przyznał bez ogródek. Oczywiście Jordie mogła uważać, że jej nie znał - że nigdy nie był zainteresowany tym, by ją poznać - i do pewnego stopnia miałaby rację, wciąż wielu rzeczy o niej nie wiedział, tak samo jak wtedy, w tej restauracji, nie wiedział, jakiej powinien spodziewać się po niej reakcji. - I tak, mogłem. Dlatego nie czuję się w obowiązku, a ty i tak nie uwierzyłabyś, gdybym powiedział, że czuję się winny, więc... pozostawmy to tak, jak jest - uznał, jakby z nutą rezygnacji w głosie. Bo chociaż Chet Callaghan nie zwykł od tak się poddawać, to chyba zaczynał mieć już dosyć płacenia za tamten błąd. Nawet jeśli zasłużył sobie na tę pokutę. Być może jednak Jordie pytała o coś zupełnie innego, ale w tym temacie powiedział jej już chyba wszystko, nawet jeśli ona sama wciąż nie wierzyła, że kogoś takiego jak Callaghan, mogło dręczyć poczucie winy. I że raz w życiu chciał zrobić coś bezinteresownego. Podobnie jak i najwidoczniej wciąż nie rozumiała, że nie zakończył ich znajomości, bo tak chciał. Ale teraz nie miało to już znaczenia, a Chet nie zamierzał w żaden sposób na nią naciskać, aby podjęła tę decyzję natychmiast. Bo jeśli, mimo wszystko, wolała pozostać bezrobotna albo wciąż uważała, że Callaghan byłby gorszym szefem niż ten, z jakim musiała się użerać przedtem - to wcale nie musiała się zgadzać i on nie mógł jej do niczego zmusić. Wystarczy, że sam się zmusił do słuchania o jej randce, ale i tu jego cierpliwość właśnie się wyczerpała. - Nie muszę znać szczegółów - potrząsnął głową, z dłonią uniesioną w geście mówiącym: stop. Nie miał najmniejszej ochoty wysłuchiwać, jak Jordie zachwalałaby innego faceta, ani tym bardziej nie chciał wiedzieć o tym, co planowała i jak owa randka miała się potoczyć - natomiast poranny trening surfingu brzmiał prawie jak kolacja połączona ze śniadaniem, i nasuwał dość jednoznaczne skojarzenia co do tego, iż owo spotkanie miało zakończyć się w łóżku. A to już zdecydowanie więcej, niż Chet chciałby wiedzieć, zwłaszcza że wcale nie miał pewności, czy była to pierwsza, czy któraś już z kolei randka. Wiedział natomiast, że sam nie był już mężczyzną, z jakim Jordie mogłaby się dobrze bawić, i dlatego - utwierdziła go w przekonaniu, że słusznie zakończył tę znajomość. - Nie bądź dla siebie taka surowa, to, że umiesz uzewnętrzniać swoje emocje, to nie wada - Chet czasami żałował, że on tego nie potrafił; że mówienie o uczuciach przychodziło mu z taką trudnością i często uciekał się do kłamstw i jakichś chorych gierek, które okazywały się znacznie prostsze. Czasem też wolał, by to czyny mówiły za niego, ale jak się okazywało - czyny to nie to samo, co słowa, i Jordanie wciąż łatwiej było uwierzyć w to, że nic dla niego nie znaczyła, bo tak właśnie kiedyś mówił, niż w to wszystko, co robił, a co przeczyło owej tezie.

Jordana Halsworth
1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum! YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! ICE BEAR - dla każdego, z okazji Dnia Niedźwiedzia Polarnego! Happy St. Patrick's Day! Prima Aprilis! WIOSNA, CIEPLEJSZY WIEJE WIATR - dla wszystkich z okazji Pierwszego Dnia Wiosny! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku All my dreams are you Na fali - za udział w evencie Tworzę relacje jak prawdziwy influencer BOGATE CV I AM MACHINE, I NEVER SLEEP BAŚNIOPISARZ That's a start ALL BY MYSELF MŁODY SCENARZYSTA TEXT ME! TAKE MY BREATH AWAY Wszystko pod kontrolą My best friends I killed Laura Palmer TYP OSOBOWOŚCI: LOGISTYK Gotuję lepiej od Magdy Gessler Stale mam jakieś kontuzje Preferuję kilkudniowy zarost Mijam się z prawdą migrena rozsadza mi głowę mam uśmiech hollywoodzkiej gwiazdy strzygę się na krótko Mam swoje demony Mam ciężką nogę MAM WIĘCEJ NIŻ 180 CM WZROSTU KLASA ŚREDNIA FURIAT FAN SCIENCE-FICTION PSIARZ WIERZĘ W JEDI JESTEM NIEWIERZĄCY/A SKOŃCZYŁEM/AM STUDIA Mistrz poker face'a NOTHING BREAKS LIKE A HEART Like a virgin Food Fight Guru technologii Takin' this one to the grave sticks and stones i'm still alive superhero Zaopiekuj się mną Pomocna dłoń Bo do tanga trzeba dwojga Shame, shame, shame! Are you gonna be my girl? Dzielny pacjent! Na Pokątną! Ralph Demolka Good or Bad News DANSE MACABRE SUNRISE SUNSET HOME SWEET HOME PIKNIK IT WAS AN ACCIDENT! HE WAS FIRST! I NEED A DOCTOR LIAR, LIAR, LIAR MAMMA MIA, HERE I GO AGAIN CZTERY ŁAPY CALL 911 DZIŚ SĄ TWOJE URODZINY CAKE BOSS I LIKE BIG BUTTS GAME MASTER KSIĘŻNICZKA MONONOKE SMERF PRACUŚ Chandler Bing
mów mi/kontakt
-
a
Awatar użytkownika
studiuje dziennikarstwo, które w końcu zaczyna ją interesować i marzy o powrocie do modelingu, ale to praca w Garage pozwoliła jej stanąć znowu na nogi, co pomógł jej osiągnąć Chet, dla którego kompletnie straciła już głowę, dlatego dała mu kolejną szansę
22
174

Post

-Chyba polubiłam gotowanie, chociaż sama jestem tym faktem zaskoczona. Nie mogę się póki co nazwać żadną kucharką, bo lasagne to jedyna co na razie potrafię zrobić sama, ale... wszystko przede mną - stwierdziła, nawet z podekscytowaniem w głosie, bo chyba odkrywanie kulinarnych tajemnic się jej naprawdę spodobało. Nie było pewności, że będzie nadal te umiejętności rozwijała, ale też nic nie stało na przeszkodzie, aby spróbowała. I sama też żałowała, że to wspólne gotowanie nigdy nie miało miejsca, ale tak naprawdę żałowała wielu rzeczy, których nie było im dane spróbować robić wspólnie. Póki co jednak starała się nie dopuszczać do siebie tych myśli, bo tak było po prostu łatwiej. Skupiła się więc na jego słowach dotyczących baru, a sama sięgnęła do lodówki i wyjęła z niej sok, który rozlała do wcześniej przygotowanych szklanek. Jedną postawiła obok niego, a sama upiła łyk i wróciła do przygotowywania potrawy. Zerknęła jednak na niego, gdy wspomniał o śmierci ojca, bo to był kolejny istotny fakt, którego o nim nie wiedziała. Tak jak i to, że posiada rodzeństwo - w liczbie mnogiej. - Czyli prowadzicie ten bar wspólnie? - dopytała, jakby sugerując, iż tym razem wierzy w jego słowa. Ale chyba nie miała podstaw do tego, by nie wierzyć, bo brzmiał całkiem szczerze. Chociaż można by to było znowu uznać za naiwność z jej strony. - Nie znasz mnie - dodała też po chwili, kręcąc głową. W istocie była to prawda i jego domniemanie było zgodne z prawdą, tak właśnie pomyślała. Nigdy nie chciał jej przecież poznać. - Potrafię już oddzielić to co jest teraz od tego co było, a moja niechęć do Ciebie nie będzie powodem do kolejnych awantur czy robienia niepotrzebnych scen. Ale... Twoje rodzeństwo nie będzie miało nic przeciwko, że ewentualnie mnie zatrudnisz? Bo jeżeli oni zobaczą moje papiery, to pewnie i tak nic z tego - wzruszyła ramieniem z lekką rezygnacją, przekładając kilkakrotnie kolejne warstwy lasagne i przez kilka minut po prostu na tym się skupiła. W głowie zaś panowała istna gonitwa myśli, bo serce podpowiadało, że naprawdę potrzebuje tej pracy i że to jej jedyna szansa, a rozum krzyczał, by sobie tego nie robiła. Westchnęła sama do siebie, kończąc przygotowanie dania, które po chwili wstawiła do piekarnika, który był już wystarczająco nagrzany. - Ciężko uwierzyć, że czujesz się winny - skomentowała krótko jego słowa, nawet na niego nie spoglądając, bo akurat zamykała piekarnik, podekscytowana faktem przygotowania tej potrawy kolejny raz. I miała nadzieje, że wyjdzie równie dobra jak poprzednie. Wytarła dłonie i spojrzała na blat, zakładając kosmyk włosów za ucho. - Trochę nabałaganiłam, ale zaraz się tym zajmę - oznajmiła, zabierając się za małe porządki na blacie - Co do tej pracy, to nie uważam, aby to był dobry pomysł. Ale z drugiej strony jestem postawiona pod ścianą i... to chyba moja ostatnia deska ratunku. Kiedy mogłabym zacząć? - spytała, obracając się przodem do niego, przez co oparła się o blat plecami, skupiając na nim wzrok. Chociaż nadal miała dużo wątpliwości, to nie chciała się wycofać, dlatego zapytała od razu. Bo im dłużej by nad tym myślała, tym więcej znalazłaby przeciwwskazań. A samo mówienie o dzisiejszej randce nie było podyktowane celowym działaniem, którym miałaby zrobić mu na złość. Chociaż pewnie odrobinę chciała i taki efekt uzyskać. Gdy jednak oznajmił, że wcale nie chce o tym słuchać, poczuła małe ukłucie zadowolenia, jakby rzeczywiście w jakimś stopniu go to ruszyło. Kiwnęła więc jedynie nieznacznie głową i zamknęła ten temat. - Czasami to jednak wada. Uzewnętrzniłam swoje emocje wylewając na Ciebie wino i w efekcie tego straciłam pracę... dlatego czasem trzeba te emocje stłumić w sobie. Tak jak tłumię je teraz, rozmawiając z Tobą. Chociaż jest to o wiele łatwiejsze, kiedy już mnie nie atakujesz. I tylko dlatego, że nagle przestałeś traktować mnie w ten sposób, jestem skłonna podjąć prace w Twoim barze, chociaż rozum podpowiada mi, że to zły pomysł. Postaram się jednak nie zrobić niczego głupiego, żebyś nie musiał potem świecić oczami przed rodzeństwem - stwierdziła, wbijając na moment wzrok w swoje buty - I nie podziękowałam Ci chyba jeszcze za pomoc wtedy w restauracji, kiedy mój były szef... no wiesz.
Chet Callaghan
LADY - dla wszystkich Pań z okazji Dnia Kobiet 2021! 1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum! YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! ICE BEAR - dla każdego, z okazji Dnia Niedźwiedzia Polarnego! Happy St. Patrick's Day! Prima Aprilis! WIOSNA, CIEPLEJSZY WIEJE WIATR - dla wszystkich z okazji Pierwszego Dnia Wiosny! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku All my dreams are you I'm not drunk 2021 BOGATE CV I AM MACHINE, I NEVER SLEEP BAŚNIOPISARZ That's a start ALL BY MYSELF WHEN WE WERE YOUNG MŁODY SCENARZYSTA TEXT ME! INFLUENCER TAKE MY BREATH AWAY HETERO W ZWIĄZKU JESTEM ŚREDNIEGO WZROSTU STUDENT LEKKODUCH Praktykuję jogę biegam Stołuję się na mieście Mam słabą głowę Głaszczę obce psy Lubię starszych Śpię w kusej bieliźnie Czuję motyle w brzuchu Oglądam zachody słońca NOTHING BREAKS LIKE A HEART SUNRISE SUNSET PIKNIK MAMMA MIA, HERE I GO AGAIN Bo do tanga trzeba dwojga Are you gonna be my girl?
mów mi/kontakt
Jordie
a
Awatar użytkownika
Rzucił pracę, która była dla niego wszystkim, i wrócił po latach do Hope Valley; na co dzień grzebie w komputerach i z nudów doprowadza do ruiny rodzinny bar. Poza tym okazjonalnie pakuje się w gówno i odpycha od siebie każdego, na kim zaczyna mu zależeć, ale Jordana w końcu mu wybaczyła, że był idiotą i teraz jest jej idiotą.
33
185

Post

W odpowiedzi na jej słowa pokiwał już tylko głową, pozwalając, by kąciki jego ust na sekundę drgnęły w ledwie zauważalnym uśmiechu. Nie miał już wpływu na to, że jego udział w życiu Jordie dobiegł końca, mógł tylko życzyć jej powodzenia i, mimo wszystko, cieszyć się tym, że odkryła w sobie nową pasję, i że jakoś tam szła dalej. Jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało - z tego też powodu nie zdecydował się na wypowiedzenie tego na głos - Chet dobrze jej życzył. Dlatego sam musiał odejść, bo wiedział, że on wcale nie był i nie będzie dla niej dobry. I jak na ironię, to właśnie odchodząc udowodnił - samemu sobie? - że miał rację. - Dzięki - rzucił, gdy Jordie postawiła przed nim szklankę z sokiem, wyręczając go tym samym w obowiązkach przykładnego gospodarza, jakim ewidentnie dziś nie był. Zapytany o bar, kiwnął bez przekonania, upijając łyk. - Można tak powiedzieć... - stwierdził lakonicznie; i na tym pewnie by zakończył, gdyby nie fakt, iż nie chciał po raz kolejny zabrzmieć, jakby uchylał się od odpowiedzi, a Jordie była już i tak wystarczająco zniechęcona do pracy w owym miejscu, że równie dobrze mógł jej od razu powiedzieć, jak wyglądała sytuacja w Garage. Ale to całe mówienie prawdy... trudna sztuka. - Prowadzimy bar wspólnie, a czasem... nikt go nie prowadzi. Każde z nas ma swoje zajęcia i swoją pracę, więc barem zajmujemy się, kiedy jest taka potrzeba - wyjaśnił. Koniec końców lokal był więc trochę jak statek bez kapitana - a taki nie mógł w pełni prawidłowo funkcjonować. Chociaż Chet w ostatnim czasie niejako starał się przejąć tę rolę; był wszak najstarszy z rodzeństwa i gdzieś tam po cichu uważał, że to mu się należy, mimo iż jeszcze przed rokiem mieszkał na drugim końcu kraju i zupełnie nie interesował się rodzinnym biznesem. Jakim więc cudem ten bar jeszcze nie upadł - to pozostawało tajemnicą. - To mi wystarczy - uznał jej zapewnienie za dostateczne, by wierzyć, że faktycznie obejdzie się bez cyrków. - I nie będą mieli nic przeciwko, bez obaw - dodał odnośnie tego, czy rodzeństwo Callaghana będzie zgodne w kwestii jej zatrudnienia. Nie zamierzał nawet tego z nimi konsultować, a co najwyżej poinformować. Prawda była taka, że jeśli cokolwiek mogło ewentualne wątpliwości u nich wzbudzić, to nie opinia, jaka ciągnęła się za Jordaną, a raczej fakt, iż Chet utrzymywał - do czasu - z nią intymne relacje na prywatnej stopie... Już niemal słyszał te urocze przytyki, ale oczywiście nie zamierzał z nikim dzielić się tym, że Jordie nie była mu zupełnie obca, zwłaszcza że to był już zamknięty etap (w przeciwnym razie zapewne jeszcze długo nie zdecydowałby się na to, aby przedstawić ją swojej rodzinie...). Było więc to zbędne, a on nie chciał dodatkowo psuć jej reputacji. Sącząc leniwie sok, przyglądał się w milczeniu, jak Jordie kończyła przygotowywać swoje popisowe danie, nie zdobywając się jednak na żaden komentarz w tym temacie; by znów nie zostać źle odebranym, jakby ją pouczał czy narzekał. Ale - czy mógł być sobą, skoro wciąż ważył słowa i wiele z nich zachowywał dla siebie w obawie przed reakcją Jordie? Dopiero gdy wspomniała o bałaganie, potrząsnął głową. - Nie przejmuj się tym, gotując warto trzymać się zasady: kto gotuje, ten nie sprząta - to była ważna zasada, zwłaszcza dla Chestera, który zwykle zajmował się przygotowywaniem jedzenia, a nie znosił zmywania. I nawet jeśli to ostatnie ograniczało się do wstawienia naczyń do zmywarki, to brunet uważał taki podział obowiązków za uczciwy. Powinien sobie sprawić taki napis na ścianie - gdyby tylko nie uważał tego za absolutną żenadę - "w tym domu ktoś gotuje żeby ktoś inny mógł sprzątać". Tylko że i tak nie miał go kto wyręczać, gdy mieszkał sam. Uniósł nieznacznie brew, odrobinę chyba, mimo wszystko, zaskoczony, gdy Jordana zgodziła się przyjąć pracę w barze, bo prawda była taka, że Callaghan do końca sam nie wiedział, czy wychodzenie z ową propozycją miało jakikolwiek sens - ale też wiedział, że powinien to zrobić, skoro mógł. I chyba to była jego prawdziwa motywacja - bo mógł. - Jeśli do jutra się nie rozmyślisz, to przyjdź do Garage, przygotuję umowę i możesz zacząć od zaraz - odrzekł. On także zdawał sobie sprawę z tego, że to nie był najlepszy pomysł; wszak dla niego samego, tak jak i dla niej, łatwiej byłoby nie widywać się zbyt często. Chet nie zwykł utrzymywać relacji z kobietami, z którymi wcześniej się spotykał - nauczył się znikać skutecznie, i choć w Hope Valley nie dało się tak zniknąć, to świadome pakowanie się w sytuacje, gdzie musieliby przebywać w swoim towarzystwie dalekie było od rozsądku. Ale w tym momencie myślał raczej o Jordie - o tym, co było lepsze dla niej, a praca, nawet jeśli nie wymarzona, lepsza była od bezrobocia - i był zdania, że ona również powinna to właśnie zrobić. - Racja, wtedy to ci się nie opłaciło - przyznał. Ale z drugiej strony - nawet gdyby wtedy się powstrzymała, to i tak w którymś momencie w końcu musiałaby wybuchnąć. Tak się zwykle kończyło tłumienie emocji i Callaghan coś o tym wiedział. W reakcji na jej dalsze słowa, uciekł na moment spojrzeniem gdzieś w dół, i odchrząknął, zanim podjął: - Przepraszam za to, jak cię potraktowałem, to... to było błędem - uznał, chyba pierwszy raz sugerując, nawet nie do końca świadomie, że faktycznie żałował tego, jak się wobec niej zachował, i że zakończył ich znajomość. - Ale tak jak mówiłem, wiem, że nie chcesz mnie oglądać i postaram się, żebyś nie musiała tego robić częściej niż to będzie konieczne - dodał. Nie chciał wszak utrudniać jej życia jeszcze bardziej, niż zdołał to zrobić do tej pory. Słysząc natomiast o jej byłym szefie, mimowolnie wykrzywił usta w grymasie. Nie, nie podziękowała; tylko stwierdziła, że poradziłaby sobie sama. - Nie musisz dziękować, właściwie nic nie zrobiłem. Facet pewnie dalej zachowuje się tak samo, tylko... nie wobec ciebie - stwierdził. Może Callaghan powinien był wtedy zachować się inaczej - wziąć winę za tamten incydent na siebie, albo zrobić cokolwiek więcej, nawet gdyby miało to być uderzenie faceta w ryj; ale czy i to coś by dało? Nie sądził, i frustrowało go to, gdy nie miał na coś wpływu. Częściowo przez tę frustrację właśnie odszedł z FBI - bo jego działania nie przynosiły takiego skutku, jak powinny. W tej obecnej sytuacji jedynym pocieszeniem był natomiast fakt, że Jordana nie pracowała już dla tamtego człowieka i nie musiała znosić jego zachowania. Chet popatrzył na nią, po czym wskazał na krzesło. - Usiądziesz, czy... musisz już iść? - szykować się na swoją randkę, ale tego nie dodał, chociaż to chyba wydawało się oczywiste, skoro Jordie uprzedziła go o swoich planach i mimo skończonej pracy nad lasagne, nadal stała na baczność, jakby przypominając mu, ze nie było to spotkanie towarzyskie i że pewnie tak naprawdę wcale nie chciała tu być. A on nie mógł jej zatrzymywać, jeśli sama nie miała ochoty spędzać z nim ani minuty więcej, niż to było konieczne. Z drugiej jednak strony, Halsworth przygotowała na tyle dużą porcję, że mogli się podzielić, nawet jeśli brunetka nie miała ochoty jeść razem z nim.

Jordana Halsworth
1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum! YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! ICE BEAR - dla każdego, z okazji Dnia Niedźwiedzia Polarnego! Happy St. Patrick's Day! Prima Aprilis! WIOSNA, CIEPLEJSZY WIEJE WIATR - dla wszystkich z okazji Pierwszego Dnia Wiosny! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku All my dreams are you Na fali - za udział w evencie Tworzę relacje jak prawdziwy influencer BOGATE CV I AM MACHINE, I NEVER SLEEP BAŚNIOPISARZ That's a start ALL BY MYSELF MŁODY SCENARZYSTA TEXT ME! TAKE MY BREATH AWAY Wszystko pod kontrolą My best friends I killed Laura Palmer TYP OSOBOWOŚCI: LOGISTYK Gotuję lepiej od Magdy Gessler Stale mam jakieś kontuzje Preferuję kilkudniowy zarost Mijam się z prawdą migrena rozsadza mi głowę mam uśmiech hollywoodzkiej gwiazdy strzygę się na krótko Mam swoje demony Mam ciężką nogę MAM WIĘCEJ NIŻ 180 CM WZROSTU KLASA ŚREDNIA FURIAT FAN SCIENCE-FICTION PSIARZ WIERZĘ W JEDI JESTEM NIEWIERZĄCY/A SKOŃCZYŁEM/AM STUDIA Mistrz poker face'a NOTHING BREAKS LIKE A HEART Like a virgin Food Fight Guru technologii Takin' this one to the grave sticks and stones i'm still alive superhero Zaopiekuj się mną Pomocna dłoń Bo do tanga trzeba dwojga Shame, shame, shame! Are you gonna be my girl? Dzielny pacjent! Na Pokątną! Ralph Demolka Good or Bad News DANSE MACABRE SUNRISE SUNSET HOME SWEET HOME PIKNIK IT WAS AN ACCIDENT! HE WAS FIRST! I NEED A DOCTOR LIAR, LIAR, LIAR MAMMA MIA, HERE I GO AGAIN CZTERY ŁAPY CALL 911 DZIŚ SĄ TWOJE URODZINY CAKE BOSS I LIKE BIG BUTTS GAME MASTER KSIĘŻNICZKA MONONOKE SMERF PRACUŚ Chandler Bing
mów mi/kontakt
-
a
Awatar użytkownika
studiuje dziennikarstwo, które w końcu zaczyna ją interesować i marzy o powrocie do modelingu, ale to praca w Garage pozwoliła jej stanąć znowu na nogi, co pomógł jej osiągnąć Chet, dla którego kompletnie straciła już głowę, dlatego dała mu kolejną szansę
22
174

Post

Tym podejściem nadal tylko i wyłącznie patrzył na siebie samego z iście egoistycznych pobudek, a przynajmniej tak właśnie wyglądało to z punktu widzenia Jordany. Sam z góry zakładał, że nie jest dla niej odpowiedni i że nie jest dla niej dobrym wyborem - chociaż to powinien być przede wszystkim jej własny wybór. Decydował jednak znowu za nich oboje, a właściwie zadecydował kiedyś i doprowadził do takiej istnej katastrofy, którą stała się cała ich znajomość. Nie bez powodu mówi się, iż jedno kłamstwo rodzi kolejne, a w tym gąszczu kłamstw pogubili się już chyba oboje, dlatego też Jordie po prostu nie miała pojęcia kim jest Chet, ile z tego co jej mówił jest prawdą ani też nie mogła mieć pewności, że to co zrobił nigdy by się już nie powtórzyło. Mocno nadszarpnął jej zaufanie, więc nawet te wypowiadane dotychczas słowa zaprzeczenia, nie do końca do niej trafiały. Nadal też czuła po prostu zwykły ludzki żal, za to co jej mówił i jak ją traktował - nawet jeżeli ostatecznie wcale tego nie chciał. Czasu jednak nie cofnie, a to co zrobił to zrobił i co powiedział, również w jej głowie już zostanie. Dlatego czasem warto się najpierw zastanowić, a dopiero potem działać; zwłaszcza jeżeli w grę wchodzą uczucia nasze własne i innych, które tak łatwo zranić. Jordie z kolei naprawdę chciała go poznać, chciała aby ich znajomość się rozwinęła i weszła na inny etap, chciała aby po prostu mogli spróbować - bo przecież do niczego go nie zmuszała ani też nie naciskała. Zechciał jednak to wszystko całkowicie przekreślić, pozostało jej się więc tylko z tym pogodzić. Prawdopodobnie niekoniecznie też chciała słuchać teraz o jego rodzinie, o czymś o czym kiedyś nie chciał jej powiedzieć, a robił to teraz, chociaż nie miało to już większego znaczenia. Zainteresowało ją to jednak w kontekście ewentualnej nowej pracy, bo w końcu Chet nie będzie jej jedynym szefem. Zdążyła jedynie kiwnąć głową, gdy stwierdził, że to skomplikowane - bo nie spodziewała się, że rozwinie swoją wypowiedź. Pozostało między nimi wiele niedomówień, jak chociażby sam fakt tego, iż kogoś zabił, czego do końca jej nie wyjaśnił. Ku jej zdziwieniu jednak, mówił dalej. - Czyli zostawiliście go trochę samego sobie? Nikt z Was go nie chce? No nie wiem... na własność? Tak żeby zająć się nim jak należy? To w zasadzie zaskakujące, że i tak całkiem dobrze sobie radzi, skoro nie poświęcacie mu stuprocentowej uwagi - stwierdziła, na tyle na ile widziała będąc tam ostatnim razem. Wyczuwała jednak w tym miejscu znacznie większy potencjał, niż obecnie był wykorzystywany. Więc nawet zrobiło jej się szkoda, iż ten bar trochę marnieje, a Chet i jego rodzeństwo nie chcą wykrzesać z niego więcej. - Mam nadzieję, że to jednak z nimi skonsultujesz. Nie chciałabym kolejnych nieprzyjemności... tym razem ze strony Twoich bliskich, którym mógłby nie odpowiadać Twój wybór - zasugerowała spokojnie, nie tylko złośliwe, co raczej z troską o własne dobro. Skoro ich rządzenie tam wyglądało jak wyglądało, to wolała nie wciskać się pomiędzy nich. Domyślała się jednak, że gdyby wyszło, iż znają się na stopie prywatnej - i to tej dość intymnej - to nie byłoby to do końca mile widziane. A na pewno pojawiłyby się docinki w związku z tym, dlatego sama również nie chciałaby się tym chwalić. Wolała pozostać neutralna, w końcu chodziło tylko i wyłącznie o pracę, której bardzo teraz potrzebowała. Wszystko inne było już historią. Kąciki jej ust uniosły się nawet ku górze, gdy z kolei usłyszała, iż nie powinna przejmować się sprzątaniem. - I miałabym to sprzątanie zostawić Tobie? W zasadzie popieram taką zasadę, że kto gotuje ten nie sprząta, ale... tym razem zrobię wyjątek, skoro Twoja noga trochę utrudnia Ci funkcjonowanie - wyjaśniła, nie mając z tym jakiegoś wielkiego problemu. Tak naprawdę sprawnie się z tym uporała i blat znowu wyglądał jak nowy, gdy danie znalazło się już w piekarniku. - Od zaraz? - spojrzała na niego nawet lekko zaskoczona, ale chyba i lekko podekscytowana tym faktem - Jeżeli Ty się nie rozmyślisz, to przyjdę jutro. Chciałabym zacząć jak najszybciej - odparła, właściwie rozwiewając póki co swoje wszelkie wątpliwości. Czasami dopada nas siła wyższa, nie mogła unosić się dumą ani kierować rozumem, bo potrzebowała pieniędzy. I chociaż praca tego typu nie była spełnieniem jej marzeń, a nawet nie była to elegancka restauracja, a po prostu bar, to mimo wszystko doceniała to zajęcie. Póki co jedyne jakie mogła dostać. Oczywistym było dla nich obojga, że lepiej byłoby unikać jakichkolwiek spotkań, częstszych niż to koniecznie, ale z drugiej strony są przecież dorosłymi ludźmi i chyba powinni nauczyć się funkcjonować obok siebie. Poza tym nie liczyła na to, by Chet często bywał w barze, zwłaszcza teraz z tą nogą, dlatego też było to również dla niej jakiś argument za. - Powiedzmy, że to również będzie jakaś forma wdzięczności z mojej strony. Skoro nie do końca zajmujecie się barem, to będę miała na niego oko - stwierdziła nagle, gdy tylko wpadło jej to do głowy. Naprawdę chciała się zrewanżować za to co dla niej zrobił - i to nie tylko za uratowanie życia - ale również za pomoc z byłym szefem czy za ratunek wtedy w klubie. To nie tak, że ona tego nie doceniała i nie zauważała, bo pamiętała o tym doskonale. Problem polegał tylko na tym, że to co dla niej zrobił - te pozytywne rzeczy - nie mogły całkowicie przeważyć szali na jego korzyść po tym jak ją potraktował. Na pewno jednak nie spodziewała się przeprosin za to wszystko co jej zrobił, wiec gdy te nagle niespodziewanie padły z jego ust, zastygła na moment w bezruchu, spoglądając na niego. Nie wiedziała czy dobrze rozumiała jego słowa, aczkolwiek właśnie tak pomyślała, iż żałował tego co się stało i tego że zakończył ich znajomość. - Przepraszasz? - mruknęła cicho, z wyraźnym zaskoczeniem w głosie - Nie wymażesz tym jednym słowem tego co zrobiłeś, ale... cieszę się, że przynajmniej jesteś świadomy tego, że było to błędem. I że chociaż trochę żałujesz... - stwierdziła cicho, wpatrując się w niego przez chwile, jakby szukając w jego oczach czegoś więcej niż to co padło z jego ust. Kiwnęła jednak ostatecznie tylko głową, bo głównie z tego powodu zgodziła się przyjąć jego propozycje. Domyślała się, że i on wcale nie chciał widywać jej częściej niż to koniecznie, dlatego chyba mogła być spokojna o to, że ten ich kontakt nie będzie tak częsty. - Jak będę pracować, to może będziemy się widywać nawet rzadziej niż dotychczas. W końcu będziesz wiedział, gdzie mnie znaleźć, więc będziesz też wiedział jakiego miejsca unikać - zauważyła, chociaż brzmiało to nieco zabawnie, bo jak miał unikać miejsca, którego był właścicielem. Niemniej jednak przynajmniej mógł ograniczyć swoje wizyty do minimum, nie wystawiając ich na kolejne próby. Odłożyła ścierkę, wyrzuciła kilka opakowań i niepotrzebne naczynia włożyła też do zmywarki, a potem upiła kilka łyków soku, ponownie na niego spoglądając. - Domyślam się, że nadal jest obleśnym typem, który traktuje wszystkich z góry. Ale... jak źle by to się dla mnie nie skończyło, to tak naprawdę dzięki Tobie już tam nie pracuje i nie muszę znosić jego zachowania. I ostatecznie byłeś gotowy mi pomóc, tyle, że sama uniosłam się dumą - przyznała, spoglądając na krzesło, które wskazał, a potem znowu zerknęła na niego - Nie muszę jeszcze iść - dodała, zgodnie z prawdą. Do randki miała jeszcze trochę czasu, a poza tym nie zamierzała uciekać nim jej danie będzie gotowe. Chociaż z drugiej strony nie wiedziała czy to dobry pomysł, aby zostawała dłużej, ale skoro jej nie wyrzucał, to podeszła i usiadła na krześle, odstawiając szklankę tuż obok siebie. - Mam jeszcze trochę czasu, poza tym zamierzam poczekać aż jedzenie będzie gotowe. Chce się upewnić, że wyjdzie równie dobre jak poprzednie, żeby nie okazało się, że zostawiłam Ci coś czego nie da się zejść - stwierdziła, nawet z lekkim rozbawieniem w głosie. Chociaż można by pokusić się o stwierdzenie, że na to też by sobie zasłużył, ale byłaby to tylko nieudana potrawa, a zawsze mógłby zjeść coś innego. Niemniej jednak wolała poczekać. - Muszę jeszcze rozpakować resztę zakupów... - zerknęła na torby, które zostawiła wcześniej, bo niemalże od razu zajęła się przygotowaniem jedzenia. Jej uwagę przykuł jednak nagle pies, który znalazł się obok jej krzesła, co wywołało uśmiech na jej twarzy. Pogłaskała go ochoczo, gdy oparł głowę na jej nodze, chyba pragnąc więcej uwagi i pieszczot. Ale sama uniosła po chwili głowę, spoglądając na Chet, którego wzrok cały czas na sobie wyczuwała.
Chet Callaghan
LADY - dla wszystkich Pań z okazji Dnia Kobiet 2021! 1 ANNIVERSARY - dla każdego, z okazji roku aktywności forum! YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! ICE BEAR - dla każdego, z okazji Dnia Niedźwiedzia Polarnego! Happy St. Patrick's Day! Prima Aprilis! WIOSNA, CIEPLEJSZY WIEJE WIATR - dla wszystkich z okazji Pierwszego Dnia Wiosny! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku All my dreams are you I'm not drunk 2021 BOGATE CV I AM MACHINE, I NEVER SLEEP BAŚNIOPISARZ That's a start ALL BY MYSELF WHEN WE WERE YOUNG MŁODY SCENARZYSTA TEXT ME! INFLUENCER TAKE MY BREATH AWAY HETERO W ZWIĄZKU JESTEM ŚREDNIEGO WZROSTU STUDENT LEKKODUCH Praktykuję jogę biegam Stołuję się na mieście Mam słabą głowę Głaszczę obce psy Lubię starszych Śpię w kusej bieliźnie Czuję motyle w brzuchu Oglądam zachody słońca NOTHING BREAKS LIKE A HEART SUNRISE SUNSET PIKNIK MAMMA MIA, HERE I GO AGAIN Bo do tanga trzeba dwojga Are you gonna be my girl?
mów mi/kontakt
Jordie
ODPOWIEDZ