Deephollow Horse RanchCorn Maze FarmHope BreweryCC HospitalCoral MallCape Town Motel
a
Awatar użytkownika
Prokurator z nerwicą natręctw, który w swoim życiu musi mieć wszystko przesadnie uporządkowane. Nie radzi sobie tylko z uczuciem do pani detektyw, którego nie potrafi skategoryzować.
45
184

Post

Był wściekły. I na siebie i na mężczyznę, który go zaatakował. Dlaczego tego nie zauważył? Stracił swoją czujność? Rozpraszała go ta długa nieobecność czy to, że Ferguson znów znalazła się na tej sali po ich wcześniejszej rozmowie? Pozwolił się wyciągnąć z sali rozpraw, nawet jeśli oskarżony wykrzykiwał pod jego adresem szereg niewysublimowanych inwektyw. Przekleństwa nie robiły na nim absolutnie żadnego wrażenia, ale jedno, głupie zdanie rozdźwięczało w jego głowie niekończącym się echem. Baba Cię musi obronić! Umówmy się, Waynowi do mizogina było niezwykle daleko. Nade wszystko, jednak jeśli chodziło konkretnie o kobietę, zburzyła mu się cała percepcja rzeczywistości. Irytowało go, że coś jej zawdzięcza. Że to ona musiała go obronić. Jakie to niemęskie. Dlatego, kiedy tylko znaleźli się w łazience, szarpnął się, by uwolnić ramię z jej uścisku.
Uderza z wściekłości pięściami w marmurowy blat przy umywalce, zanim Aurora nie wróci z apteczką. Nie chce pomocy. Ściąga z siebie powoli marynarkę, ale odsuwa ją za każdym razem, kiedy wyciąga w jego kierunku ręce. Jest jak kilkuletnie, obrażone dziecko, które wszystko chce zrobić samo, bez zbędnej pomocy.
Masz jeszcze jakąś komendę do wydania? – pyta zły, starając się złożyć marynarkę na idealne pół, a następnie odłożyć ją na bok tak, aby się nie zamoczyła. Nie odpuści, nawet w takiej sytuacji jak ta, chociaż przychodzi mu to z trudem. Musi odpiąć guzik po guziku – zaczyna od mankietów. Najpierw prawy, potem lewy z ogromnym trudem, skoro musi robić to ranną ręką. Jeśli znów spróbowałaby mu w tym pomóc, dojdzie do awantury. Zaczyna od góry i robi to jedną ręką, opierając się o blat biodrem. Rana jest dość głęboka, ale obydwoje jeszcze jej nie widzą, skoro całe czynności przygotowawcze trwają tyle czasu. Dobrze, że to nie rana postrzałowa, bo tu wykrwawiłby się na pewno. Widzi kątem oka zniecierpliwienie Ferguson, która przez jakiś czas pozwala mu na ten cyrk. Kiedy jednak Ned lekko blednie i musi oprzeć się drugą ręką o chłodny marmur, żeby utrzymać równowagę, Aurora rozrywa resztę guzików, które rozsypują się po posadzce. Ranę trzeba opatrzeć natychmiast, żeby lepka i czerwona krew przestała sączyć się w bawełniany materiał.
Myślałem, że takie sceny mają miejsce tylko w kiepskich filmach erotycznych – których Ned nigdy nie mógłby zresztą obejrzeć. Za dużo nieuporządkowania i chaosu oraz rozmazanych makijaży. Uśmiecha się dumny ze swojego żartu, kiedy brunetka rzuca mu pełne zwątpienia spojrzenie. Rana na pewno jest do szycia, ale będzie żył. W chwili, kiedy Ferguson zajmuje się opatrzeniem ręki pana prokuratora, ten próbuje stopą przesunąć rozsypane guziki w jedno miejsce. Inaczej oszaleje.

Aurora Ferguson
BOGATE CV WIĘCEJ NIŻ JEDNO ZWIERZĘ TO...? ROZWODNIK/ROZWÓDKA PIĘKNY UMYSŁ LEKOMAN
mów mi/kontakt
warren#1990
a
Awatar użytkownika
I thought that we were friends, but when I realized that we were so much more, it was too late
30
175

Post

- Przestań się szarpać debilu! - Warknęła, wytrącona z równowagi, bo gdy ona próbowała mu pomóc, on zachowywał się jak dziecko. Rozumiała, że duma, że może nie chce, by coś jej zawdzięczał, ale teraz było to ostatnie o czym powinien myśleć. Krwawił. A ona nie mogła sobie pozwolić na to, by na jej warcie coś mu się stało. Wystarczająco za dużo się wydarzyło dzisiejszego dnia i oboje wydawali się być mniej sobą. Może chodziło faktycznie o to, że spotkali się po tylu miesiącach, na sali rozpraw, bo sama sprawa nie była dla nich trudna. Zawsze byli świetnym zespołem. - Mam kilka, ale co to zmieni - wywróciła oczami - nie zachowuj się jak dziecko, gdy próbuje Ci pomóc. To trzeba opatrzyć, sam tego nie zrobisz - mogłaby stanąć i dać mu działać, ale po co? By się wykrwawił? Nie wiadomo, czy tętnica nie była uszkodzona, w co tak naprawdę napastnik trafił, a ona nie zamierzała go tracić w tak głupi sposób. Już raz zniknął z jej życia na długo, teraz mógłby na przykład na zawsze i co? Nienawidziła tej bezradności, w którą ją spychał, próbując jej udowodnić, że da sobie ze wszystkim sam radę, że nie jest mu potrzebna. Zaciskała mocno wargi w cienką linię, trzymając w dłoniach apteczkę i czekając aż poradzi sobie ze wszystkimi fobiami. Nawet teraz był niereformowalny.
Jeden guzik. Kolejny. Mankiety, góra koszuli i jeszcze chwila, a naprawdę straci do niego cierpliwość. - Jesteś najgorszy, Wayne - wycedziła w końcu przez zęby i rozerwała jego koszulę. Nie będzie się tutaj bawić, rozprawa i tak zostanie odroczona, pojadą od razu do szpitala, ale teraz musiała zrobić opatrunek, ucisnąć ranę, by było co ratować. Wyraźnie zbladł, a sącząca się krew po jego przedramieniu powodowała już małą kałużę na podłodze. - Nie dałbyś mi rady w żadnym filmie erotycznym, Ned, więc sobie nie wyobrażaj nawet takich głupot - prychnęła pod nosem, ale odrobinę ją to rozbawiło, okej? Nie chciała jednak dawać po sobie poznać, dlatego pochylona nad jego raną uśmiechała się odrobinę do siebie. A gdy patrzyła mu w oczy, zachowywała spokój. Niczym skała. No, może tylko oczy zdradzały emocje. Wściekłość, że do tego doszło, rozbawienie durnymi żarcikami i troska, zmieszana z tęsknotą za nim. - Nigdy nie masz wytchnienia? - Zapytała o te guziki, które przesuwał w jedno miejsce, by po chwili mocno zacisnąć bandaż na jego ręce. Nie odsuwała się wciąż, patrząc mu w oczy. - Nienawidzę tego, że jesteś taki uparty, że wciąż się musimy kłócić. Nie widziałam Cię tyle miesięcy i zachowujesz się, jakbym była Twoim wrogiem, a przecież byliśmy przyjaciółmi, Ned - chciała z nim tyle razy porozmawiać, powiedzieć mu o wszystkim, zwierzyć się z nowych spraw, porozmawiać o kolejkach w sklepie i doprowadzać go do szału rozwianymi kosmykami, gdy wpadała do jego gabinetu. Tęskniła za nim, za przyjacielem, za osobą, której mogła powiedzieć wszystko. A teraz stali i kłócili się o jego ranę, wiedząc, że w tym wszystkim jest drugie dno i że oboje nie zaznają spokoju, póki nie powiedzą sobie wszystkiego, co leżało na duszy. Bo, dlaczego wyjechał?

Ned Wayne
BĄBELEK - dla każdego, z okazji Dnia Dziecka 2020! SŁODKIEGO, MIŁEGO ŻYCIA - dla każdego, z okazji trzech miesięcy aktywności forum! SZÓSTY MIESIĄC MASZ, UŚMIECH DAJ NA TWARZ - dla każdego, z okazji pół roku aktywności forum! BABY YODA - odznaka specjalna za wymyślenie mnóstwa nowych odznak! Mistrz Gry - za wymyślenie oraz pomoc w przeprowadzeniu eventu! I LOVE THIS TOWN - za udział w evencie #czysteHopeValley i dbanie o środowisko! SUMMER FESTIVAL - za udział w randkach w ciemno! LOVE IS BLIND - za znalezienie idealnego partnera na evencie Summertime Festival! BOGATE CV I AM MACHINE, I NEVER SLEEP MISTRZ KLAWIATURY BAŚNIOPISARZ Trying my best NOCNA ZMIANA WIĘCEJ NIŻ JEDNO ZWIERZĘ TO...? MŁODY SCENARZYSTA TEXT ME! ROLLING IN THE DEEP DUSZA TOWARZYSTWA TUBYLEC WIECZNIE NIEWYSPANY Praktykuję jogę WIELBICIEL HERBATY PIJAM WHISKY WIELBICIEL INDYJSKIEGO JEDZENIA WIELBICIEL WŁOSKIEGO JEDZENIA WIELBICIEL SUSHI JESTEM ZAWSZE NA CZAS PRACOWITY SCHLUDNY TYP OSOBOWOŚCI: DOWÓDCA NIE MAM SZCZĘŚCIA W MIŁOŚCI ROMANTYK JESTEM ŚLIZGONEM BARAN EMERGENCY SERVICES RZUCIŁEM/AM STUDIA WYSPORTOWANA SINGIEL Mistrz sudoku A TY CAŁUJ MNIE! GOOGLE ME Food Fight Loża hejterów DO WSZYSTKICH CHŁOPCÓW, KTÓRYCH KOCHAŁAM PANIE WŁADZO... FEAR FACTOR PRIDE MONTH 2020 #CZYSTEHOPEVALLEY SMERF PRACUŚ PRAWDA CZY WYZWANIE? NOTHING BREAKS LIKE A HEART DANCING QUEEN SING A SONG THANK YOU FROM THE MOUNTAIN MAMMA MIA, HERE I GO AGAIN NOTHING LASTS FOREVER HAPPY BIRTHDAY! IT WAS AN ACCIDENT! FRIENDZONE SUNRISE SUNSET sticks and stones
mów mi/kontakt
inner itachi
a
Awatar użytkownika
Prokurator z nerwicą natręctw, który w swoim życiu musi mieć wszystko przesadnie uporządkowane. Nie radzi sobie tylko z uczuciem do pani detektyw, którego nie potrafi skategoryzować.
45
184

Post

Przymyka oko na płynące w jego stronę komplementy. Dla dobra sprawy postanawia ignorować słowne zaczepki, płynące w jego stronę. Trochę dlatego, że inaczej nie doszliby do żadnego porozumienia, w po części dlatego, że wciąż nieudolnie próbuje przegarnąć guziki w jedno miejsce. Przyjmuje więc z pokorą jej słowa i po raz kolejny zupełnie się do nich nie odnosi. Owszem, on też tęsknił. Prawdopodobnie jednak nieco w innej formie niż ona.
Krzywi się lekko, kiedy zaciska opatrunek na jego ręku. Obydwoje wiedzą, że to tylko prowizorka i nie obejdzie się bez wizyty w szpitalu. Wayne jednak dzielnie wytrzymuje na sobie jej spojrzenie. Naprawdę tak zależy jej na tej przyjaźni? Czy może brakowało jej tego bezwarunkowego wsparcia, które oferował jej przez lata?
O ile jednak nie chcesz mieć mnie na sumieniu, to może pominiemy te kurtuazje i zabierzesz mnie... — zaczyna swoje uprzejme pytanie, które jednak przerywają mu sanitariusze z pogotowia, którzy właśnie forsują drzwi łazienki. Ned jest w lekkim szoku, a kiedy oferują mu nosze, stanowczo odmawia.
Nie jestem przecież nieprzytomny! — podnosi lekko głos, na tyle, na ile pozwala mu jeszcze siła i względna przyzwoitość. Poza tym działają tak chaotycznie. Jeden z nich rzuca torbę z wyposażeniem na marmurowy brat łazienki i od samej tej niestaranności mężczyźnie robi się słabo. I musi oprzeć się o pierwszą stabilność, jaka znajdzie się na wyciągnięcie jego ręki. Pech – chociaż czy na pewno? – podsuwa mu Aurorę. Musi położyć dłoń na jej ramieniu i zwiesić na moment głowę. Dotychczasowa strata krwi była poważna, co potwierdzają czerwone smugi na zabytkowej posadzce i ślady w jednej z umywalek. Kurwa. Będzie go to prześladować po nocach.
Dobrze, już dobrze! Kto by pomyślał, że jesteście tacy niecierpliwi — oznajmia, kiedy mężczyzna w uniformie, zapewne lekarz, dotyka jego ramienia. Wayne ma też problem z kontaktem fizycznym. Swoboda w zwyczajnym podawaniu sobie ręki już wypracował, ale wszelkie inne formy nadal sprawiają mu trudność. Nie przychodzi mu to z lekkością. Na niezapowiedzianą bliskość reaguje stresem i lekkim spięciem. Nie można brać go z zaskoczenia. To nigdy nie wróży nic dobrego. Edward puszcza się ramię Aurory, sięga po marynarkę leżącą na blacie i przewiesza ją sobie przez środek przedramienia.
Nie jest zbyt rozmowny, aż do końca swojego pobytu w szpitalu. Nie pozwala Ferguson odwieźć się do domu. W taksówce obraca fiolkę nowych lekarstw przeciwbólowych i jeszcze nie wie, jak te kilka dni na haju totalnie (ale chwilowo) odmienią jego rzeczywistość. Jeśli ktoś chciałby go w tym czasie odwiedzić, mogłoby się okazać, że Wayne nie wyprasował tym razem swoich dresów w kant, mieszkanie nie lśni nienaganną czystością, a on pali w kuchni, przewracając w beztrosce jajka na patelni (podczas gdy jedno, rozbite wciąż leży na blacie).
A mówią, że lekarze nie szkodzą.

Aurora Ferguson

/zt! <3
BOGATE CV WIĘCEJ NIŻ JEDNO ZWIERZĘ TO...? ROZWODNIK/ROZWÓDKA PIĘKNY UMYSŁ LEKOMAN
mów mi/kontakt
warren#1990
a
Awatar użytkownika
Won't you come and take all of me.
Oh, I just want and need your love.
23
177

Post

Gemini Cho

Poprawiając okulary przeciwsłoneczne na nosie, łapiąc pierwsze promienie słońca, przy dość znużonym uniesieniu brody w stronę nieba, Hemingway nie spojrzał na zegarek; bo wiedział, że Gemini powinien już tu być. Sprawa powinna skończyć się jakiś czas temu i to z wiadomym wyrokiem. Holden ustawił przecież jej przebieg od początku do końca; dzięki prawnikowi, który od lat pracował z jego rodziną, paru znajomościom i odpowiedniej ilości gotówki. Nie przyjmował więc do wiadomości, że sąd mógłby zadecydować inaczej; postawił przed nim osobę, która powinna odpowiedzieć za przestępstwo wiele lat wcześniej, a do tego w realny sposób otworzył Cho furtkę do lepszego świata. Z pewną pomocą Gemini mógł zerwać z siebie łatkę mordercy, być może osiągając jakiś spokój mentalny; a to odpowiadało również Holdenowi. Bo może to właśnie dzięki temu starszy przestałby o wszystko się wściekać, ciągle patrząc pod niego spod byka, jakby to co najmniej on wpakował go do więzienia? Hemingway miał więc swoje powody, by wmieszać się w tę sprawę i znikające z konta bankowego pieniądze, jak i zdezorientowany wzrok jego ojca, gdy napotykał go w salonie wraz z prawnikiem, były tego warte. Minęła więc dłuższa chwila, nim opuścił spojrzenie na zegarek; a później przeniósł je na wejście do sądu, nadal jednak nie odrywając się od murka, o który opierał się przez ostatnie minuty. Nawet wtedy, gdy pierwsze osoby wytoczyły się z budynku; a wraz z całym tym tłumem na zewnątrz wyszedł także Gemini. Zsuwając więc okulary na czubek nosa, Holden wesoło zamachał, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę; nie był ciekaw przebiegu procesu ani nawet konfrontacji Cho z osobą, przez którą zmarnował część swojego życia. Bo to wydawało mu się bardziej niż oczywiste. — Cały promieniejesz, Gemini — zauważył, przesuwając się w bok, by zrobić mu miejsce obok siebie. — Czy to oznacza, że już nie będę mógł nazywać cię mordercą? Jesteś teraz niewinnym obywatelem, którego sąsiadki nareszcie nie będą się bały? — zapytał, uśmiechając się dość dumnie; w końcu wiedział, że sam się do tego przyczynił. Otworzył więc paczkę papierosów, wyciągając ją w stronę starszego, samemu wciskając do ust jednego z nich. — Mam nadzieję, że zaproponowali ci olbrzymie odszkodowanie. Jeśli nie, to mogę postawić całe to miejsce na nogi. Są strasznie przekupni — rzucił, nie siląc się nawet, by ostatnie zdanie dodać szeptem, gdy mijały go kolejne osoby opuszczające sąd. Życie nie było przecież sprawiedliwe i Gemini miał okazję się o tym przekonać; a więc Hemingway nie zamierzał go okłamywać, idąc w zaparte, że zupełnie nie przyłożył się do tego procesu. W końcu już jakiś czas temu obiecał mu, że się tym zajmie; choć do tej pory świadomie odkładał to w czasie, dążąc do tego, by Cho zwyczajnie się nim zainteresował i w jakiś sposób uległ jego urokowi. Postanowił jednak wziąć w sprawy w swoje ręce, gdy zorientował się, że nie będzie to szczególnie łatwe; poza tym, obiecał, prawda? — To jak, dochodzimy teraz do momentu, w którym chcesz mi podziękować? Mogę wynająć nam pokój w jakimś ładnym hotelu — rzucił zachęcająco, odpalając papierosa; wiedząc, że był to daremny trud, jeśli Gemini Cho był najbardziej niedostępną osobą w jego towarzystwie. Co nie powstrzymywało go przed rzucaniem podobnych żartów w jego stronę każdego dnia; a teraz, biorąc pod uwagę personalny sukces starszego, nie musiał przynajmniej obawiać się, że ten w złości postanowi go znokautować. 
mów mi/kontakt
kaja
a
Awatar użytkownika
You know that all night long we rock to this. Screaming, I testify this lovin'. They can't divide us, we'll survive the test of time, I promise I'll be right here.
23
180

Post

Holden Hemingway

Gdy Holden po raz pierwszy, zaproponował mu swoją bezinteresowną pomoc, James zwyczajnie się na to nie zgodził. Miał ku temu wiele, jak mu się wydawało, rozsądnych powodów; było to odgrzebywanie bardzo starej sprawy sprzed ponad trzech lat, korzystanie z czyichś wpływów i pieniędzy, a tego nienawidził i czułby się zobowiązany do tego, żeby jakoś mu się odwdzięczyć. Z kolei później, wydawało mu się, że bez względu na wszystko, był na tej przegranej pozycji, a więc w pewnym stopniu, nie wierzył, że może mu się to udać. A im więcej czasu spędzał z Hemingwayem, tym bardziej zaczynał, dość nieśmiało myśleć, że może ten plan wcale nie był tak głupi; może zerwanie z siebie łatki mordercy, ułatwiłoby mu życie i lepszy start? W końcu nadal nie ułożył sobie wszystkiego od chwili wyjścia z więzienia i w głównej mierze, finansowo polegał na chłopcu. No, bo jakimś cudem, zawsze było co robić. Ostatecznie więc zgodził się na to, żeby ruszyć sprawę do sądu i odnaleźć jego byłego przyjaciela, żeby to on zmierzył się ze swoją odpowiedzialnością. Jamie nie był tak zestresowany na swojej pierwszej sprawie, jak na tej; i dosyć paradoksalnie, świadomość, że inicjatora całej tej szopki nie było na sali, nieco go denerwowała. Uwierzył mu jednak na słowo i słysząc finalny wyrok, a co za tym idzie, całkowite oczyszczenie go z zarzutów i zapewnienie ogromnego odszkodowania, Gemini poczuł się, jakby ktoś ściągnął z jego barków pewien ciężar. Dlatego rzeczywiście, wychodząc z sądu, wyglądał jak zupełnie inny człowiek - nawet uśmiechnął się na widok Holdena, co było dodatkowo niewiarygodnym zjawiskiem. Cho zajął miejsce obok niego na murku, poluzowując w końcu czarny krawat i odpinając guziki przy rękawach koszuli; miał wrażenie, że dusi się w tym garniturze, ale może to przez te nerwy i stres, że to się jednak nie uda. Dopiero teraz czuł, że może odetchnąć, dlatego obrócił głowę w kierunku Holdena, spoglądając na jego twarz z mieszanką dziwnych emocji.
— Dziękuję — rzucił po dłuższej chwili, decydując się, by te słowa były tymi pierwszymi, które skieruje do niego po wyjściu z urzędu. — Myślałem, że to nie ma prawa się udać, ale rzeczywiście zająłeś się tym tak, jak obiecałeś — przyznał, w końcu odrywając od niego spojrzenie, by utkwić je w budynku, w którym pozostawił swoją ciemną przeszłość. Wysunął jednego papierosa z opakowania i wsadził go do ust, nie potrafiąc dokładnie opisać tego, jak się czuł. I co więcej, nie wiedział, jak powinien zachować się teraz względem Hemingwaya. Wbrew temu, co uważał o nim przez cały ten czas, chłopak dotrzymał obietnicy i zachował się jak... przyjaciel? Pochylił się w jego stronę, żeby odpalił mu papierosa, po czym zaciągnął się, przez dłuższą chwilę milcząc. — Powinniśmy to uczcić — stwierdził, co pewnie było dość szokujące dla jego kompana, bo przecież Gemini nigdy nie chciał z nim imprezować, a co dopiero pić. — Dlatego zabierz mnie, gdzie tylko chcesz, Holden. Może to być ładny pokój w jakimś hotelu albo najdroższa impreza w mieście — rzucił, strzepując popiół, zanim na nowo ulokował w nim swoje spojrzenie. — Jutro zaczynam całkiem od nowa i to dzięki tobie, więc zasługujesz na jeden dzień ulgi — parsknął, kiwając przy tym głową, bo chyba sam potrzebował po prostu się zresetować i zapomnieć o ostatnich trzech długich latach.
mów mi/kontakt
ania
ODPOWIEDZ