Powrót do przerwanych pasji dla Lisbeth byłby abstrakcją i gdyby mogła przeczytać myśli Jamiego, pewnie teraz miałaby niemałą zagwozdkę z tym, co sama uczyniłaby w podobnej sytuacji. Istotą jej dylematu byłoby głównie to, że ona sama nie wyobrażała sobie, co miałaby robić, jeśli nie byłoby w jej życiu gimnastyki. Jakiś czas temu zapytano ją o plany po karierze sportowca, ale nie potrafiła znaleźć odpowiedzi. Nie miała żadnych pomysłów, nie wiedziała nawet, że powinna mieć, bo to co robiła, było jej największą pasją, a może nawet miłością. Gdyby teraz miała i to stracić, załamałaby się najpewniej całkowicie i raczej marne byłyby szanse, że udałoby się jej z tego otrząsnąć. Raczej to podejście nie świadczyło o niej zbyt dobrze, nie było najbardziej dojrzałym i elastycznym, ale cóż... nie każdy ma idealnie przemyślane wszystkie możliwe etapy w życiu.
- Karma... - powtórzyła po nim, marszcząc nos. Nawet jeśli nie była najbardziej empatyczną osobą na świecie, ani tą z przenikliwych, co potrafiły wszystkiego się domyślić, to jednak teraz poczuła, że posiada na tyle wiedzy, by jakiś tam scenariusz sobie w głowie zarysować. Niby nie mogła mieć pewności, że Jamie zaszkodził jakiejś kobiecie w przeszłości, ale jednak... no nie ma co kłamać, pomyślała o tym. Nie wydawał się jednak osobą podłą, aby ubrała to wszystko w wybitnie mroczny scenariusz. Mimo swojego wycofania miała dużo wiary w ludzi, miejscami nawet zbyt wiele. - Skoro jesteś świadomy takiej możliwości, to najpewniej wcale nie zasługujesz na taki rewanż - mruknęła, wzruszając ramionami, ale też nie planowała jakoś upierać się przy swojej opinii. Za mało wiedziała o świecie, a już na pewno o nim samym, żeby się tu mądrzyć.
- Przykro mi, ale jeśli szukasz w pracy wrażeń, to ja raczej ich nie dostarczę... jestem nudnym i grzecznym obywatelem - oznajmiła bez bicia, zgodnie z prawdą. Wcale nie była jednak z tego jakoś specjalnie dumna. - Po prostu chyba mundurowi mnie peszą - pociągnęła temat dalej, ale z kolei mogłaby się pokusić o rozwinięcie, że każdy ją peszy, bo przy obcych ludziach raczej się bała. Taki z niej był tchórz, kiedy chodziło o towarzystwo innych. Tutaj natomiast czuła się całkiem swobodnie, a nawet te jego słowa o jego głowie całkiem ją rozbawiły, przez co cicho się zaśmiała. - Oj, bez przesady... a kto w tych czasach nie ma czegoś z głową? - zapytała lekko, w formie żartu, chociaż w zasadzie była gotowa się z tym zgodzić. Ponownie był to temat zbyt ciężki, by poruszać go z osobą poznaną na cmentarzu, ale nie ma co ukrywać, że u Lisbeth nie było wszystko w porządku. Fakt, nie była wariatką, jednak zmagała się z traumami, które nie pozwalały jej uwolnić się od pewnych przykrych myśli. Skrzywiła się lekko, gdy usłyszała to "jeszcze" z jego ust. Wiedziała, że nie każdy zgadza się z jej podejściem, zgodnie z którym wierzyła, że kłopoty się o nią nie upomną.
- Rozumiem, że w razie czego mam ciebie nie nawiedzać - rzuciła może takim niezbyt wesołym żartem, ale nie wiedziała, jak inaczej zareagować. Niby nie chciała się narzucać, jednak też rozumiała, że jako policjant, czuje się w obowiązku, aby jakoś zadbać o jej bezpieczeństwo. Nie było to dla niej łatwe, ale zdecydowała się nie stawiać na upór. - Mieszkam w Ocean Lane Huts... jeśli chcesz mnie podrzucić - poinformowała, nieco się przy tym pesząc. Przyjmowanie pomocy od innych zawsze ją jakoś tak zawstydzało, więc nie potrafiła sobie z takimi sytuacjami w pełni radzić. - Ale jak coś, to serio, dam radę sama. Szybko biegam, w razie niebezpieczeństw - wykonała jakiś ruch ręką, który miał chyba wyglądać dziarsko, ale jakoś tak efekt był raczej godny pożałowania, no ale... starała się, tak?
Jamie Lockwood
a
mów mi/kontakt
Lilka
a
━━ Chciałbym, żeby tak było ━━ przyznał, uśmiechając się raczej słabo. Mimo wszystko, podświadomie sądził, że jakaś kara mu się należy za to, jak perfidnie wystawił Madison przed laty w tak ważny dla nich dzień. Tyle czasu już od tego minęło, tyle dziewczyna zdążyła już osiągnąć, możliwe, że już nawet zapomniała o tym wydarzeniu, które w perspektywie wszystkich jej późniejszych sukcesów mogło już nic nie znaczyć. Szkoda, że jednak Jamie czasem wciąż głowił się nad tym czy faktycznie wtedy dobrze postąpił, czy mógł to zrobić inaczej. Wtedy przy okazji pojawiał mu się przed oczami obraz rozgoryczonej Maddie, w uszach słyszał ten wzgardzony głos pełen żalu, co kazało mu wszystkiego żałować. Może dobrze byłoby, gdyby coś złego go spotkało za tamtą decyzję. Lockwood myślał, że wówczas niewielkie poczucie winy, jakie dalej czasem o sobie przypominało, po prostu zniknie. Czy tak naprawdę by było? Dobre pytanie, na które chyba nikt nie umiałby niestety odpowiedzieć. ━━ Ale wiesz, czasami jednak cicha woda brzegi rwie ━━ zauważył,tym razem na głos, wracając myślami do chwili obecnej, która mimo niecodziennych warunków i tak była zdecydowanie przyjemniejsza niż jego wcześniejsze rozważania. Słowa te nie były rzucone ot tak, bo naprawdę często trafiały mu się takie przypadki! Zdecydowanie były ciekawsze od innych, gdyż wymagały więcej pracy oraz pomysłowości dla policjanta, a Jamie takie sytuacje lubił. Może nie odprężał się przy nich czy też uspokajał jak przy ulubionym serialu, a wręcz przeciwnie - dodawały nieraz więcej stresu, ale i tak wolał spędzać noce nad takimi sprawami niż tymi, które prześladowały go w życiu prywatnym. Remont domu. Potem jego sprzedaż, dawne znajomości, które nagle o sobie przypominały - zaginięcia (nad którymi teraz głównie siedział Lockwood) były o niebo lepsze, naprawdę. Sprawy codzienne po prostu go przerastały, nie można było tego ukrywać. Cóż, wiele osób przy służbach czuło się dość nieswojo, co było raczej zrozumiałe, nawet (a może przede wszystkim?) dla mundurowego. Teoretycznie być tak nie powinno. Obecność policjanta nie powinna kojarzona być ze strachem czy też obawą, a bezpieczeństwem, a przynajmniej takiego zdania był sam Lockwood. Wiedział jednak (na własnym przykładzie nawet), że nie każdy stróż prawa posiadał cechy wymagane na tym stanowisku i zwyczajnie nie spełniał się w swojej pracy, a wówczas nie dość, że sam czuł się okropnie to jeszcze nie wypełniał swoich obowiązków jak należy, przez co cywile mogli źle odbierać jego oraz resztę policjantów. ━━ To jest bardzo dobre pytanie ━━ rzucił. ━━ Mam wrażenie, że niewielu by się takich znalazło. ━━ Co racja to racja. W dzisiejszych czasach problemy tego typu nie było czymś niespotykanym. Ktoś mógłby powiedzieć nawet, że stały się czymś pospolitym, lecz Jamie uważał, że takiego słownictwa w tym temacie lepiej unikać. Brzmiało to tak, jakby chciano je znormalizować, ale w złym sensie, to jest sprawić, że traktowano je po prostu niepoważnie, a na to pozwolić nie można było. ━━ Dokładnie tak. Możesz nawiedzać wszystkich poza mną. ━━ potwierdził, po czym wręcz automatycznie zaczął kierować się do swojego auta, a wzrokiem namawiając do tego i brunetkę. ━━ A moje auto szybko jeździ, więc nie będziesz musiała przed tymi niebezpieczeństwami uciekać na nogach. ━━ Sięgnął do kieszeni spodni w poszukiwaniu kluczy, co nie zajęło mu zbyt wiele czasu na szczęście. Nie minął ułamek sekundy, a już otwierał drzwi samochodu, zapraszając ją przy tym do środka. ━━ Wskakuj ━━ dodał, a gdy zajęła ona miejsce pasażera i on usiadł za kierownicą. Żaden to dla niego był problem, a dziewczyna szybciej i bezpieczniej mogła znaleźć się w domu. Lisbeth podała mu konkretny adres, pod który podjechali w mniej niż piętnaście minut. Odwiózł ją tam, gdzie chciała, a następnie sam wrócił do swoich czterech ścian, obiecując sobie, że nigdy więcej nie będzie odkładał wizyty na cmentarzu na wieczór.
ztx2
Lisbeth Fletcher
ztx2
Lisbeth Fletcher
mów mi/kontakt
kokoszka#6860
a
To, że zainstalował sobie apkę HOPE4LOVE nie powinno nikogo dziwić. Czasem z nudów przeglądał profile ludzi, z niektórymi gadał, z niektórymi spotykał się. Żadna z tych znajomości nie trwała zbyt długo. Dziś miał zdecydowanie zbyt wiele wolnego czasu. To chyba było jedynym rozsądnym rozwiązaniem na to, że polubił profil Hugo i zaczął z nim pisać. Trochę nawet zdziwił się gdy dostał polubienie, gdy zaczął odpisywać. Z Villedów najbardziej kumpluje się z Emilio, a on i Hugo chyba za sobą nie przepadają, więc tym bardziej zaskoczenie. Z resztą nie znał go aż tak bardzo dobrze i kto wie, że akurat polubią się? Miles zdecydowanie dziś nudził się sam w domu. To naprawdę zła oznaka, bo nigdy nie potrafił zbyt długo usiedzieć na tyłku, w jednym miejscu. Taki wulkan energii, którego czasem ciężko okiełznać. Chwilę zastanawiał się nad tym co zrobić i gdzie też zabrać Hugo lub gdzie też spotkać się z nim. Powiedział mu że to niespodzianka i miała być niespodzianka. Trochę szalona, bo kto na spotkanie wybiera się na cmentarz? Choć może to randka? Z resztą jak na razie nie wiedział. Zobaczy jak się sprawy potoczą. Najwyżej zapalą świeczki i wrócą do siebie lub przeniosą się na jakąś imprezę... Wszystko tak naprawdę było możliwe.
Podjechali tutaj uberem. Wolał nie ryzykować brania samochodu, bo jakby mieli coś wypić to przecież żaden nie będzie mógł wykręcić się że prowadzi. Spojrzał się na Hugo z takim lekkim zadziornym uśmiechem gdy znaleźli się przy bramie wejściowej. Zagryzł sobie delikatnie dolną wargę, chcąc zobaczyć jego reakcję na to, że pojawili się akurat tutaj. Może za chwilę dowie się, że jest nienormalny i zostanie tu sam? Żeby to pierwszy raz w życiu takie coś go spotkało. Choć ciekawiła go reakcja Villedy.
Hugo Villeda
Podjechali tutaj uberem. Wolał nie ryzykować brania samochodu, bo jakby mieli coś wypić to przecież żaden nie będzie mógł wykręcić się że prowadzi. Spojrzał się na Hugo z takim lekkim zadziornym uśmiechem gdy znaleźli się przy bramie wejściowej. Zagryzł sobie delikatnie dolną wargę, chcąc zobaczyć jego reakcję na to, że pojawili się akurat tutaj. Może za chwilę dowie się, że jest nienormalny i zostanie tu sam? Żeby to pierwszy raz w życiu takie coś go spotkało. Choć ciekawiła go reakcja Villedy.
Hugo Villeda
mów mi/kontakt
esquivo
a
#jakzawszezagubiony.
Gdyby miał rozdzielać znajomych na tych, którzy znają, bądź nie znają Emilio zostałby sam jak palec, więc było to totalnie bez sensu. Z resztą nie zamierzał nikomu mówić, z kim może, a z kim nie może się zadawać. Milesa nie znał dość dobrze, ale kiedy ten zaproponował mu spotkanie to pomyślał, że dlaczego nie? Mimo wszystko wybór miejsca … trochę go zdziwił, co prawda młody mówił coś o fajnej przygodzie czy jakoś tak no, ale … Nieważne z resztą, przecież nie wycofa się i nie obróci na pięcie tylko dlatego, że według niego miejscówka jest trochę sztywna nie? Z resztą jakby nie patrzeć wpasowywał się trochę w klimat w czasie, gdy ludzie stawiali dynie przed domem, wieszaki duchy z firanek i nietoperze z papieru w swoich ogrodach. — Wiesz … gdy mówiłeś o traceniu życia. Cóż, nie widziałem, że będziesz traktował to aż tak poważnie — Mruknął patrząc na cmentarna bramę przed, którą właśnie stali. — Chyba że potrzebujesz wykopać jakąś czaszkę jako dodatek do stroju na Halloween' ową imprezę, ale to muszę Cię zmartwić, bo nie mam zamiaru grzebać gołymi rękoma w robalach.- Skrzywił się lekko na samą myśl o tym jak musi sięgnąć po coś w głąb ziemi i obchodzą go te małe paskudztwa, fuj. — O! Albo wiem! Chciałeś być romantyczny i gdzieś tam czeka na nas koc i kosz piknikowy, ale zabrakło Ci kasy na świece, więc poleciałeś w niskobudżetowe znicze! Spoko, liczy się kreatywność! — Roześmiał się tylko odchylając nawet lekko głowę do tyłu, no, ale kurcze nic innego nie przychodziło mu do głowy, jako wytłumaczenie tego, dlaczego Miles postanowił zorganizować km wieczór w tak odosobnionym i intymnym miejscu, jakim była miejscowa nekropolia, znaczy zawsze istniała jeszcze opcja, że przy okazji wyjścia z domu chciał postawić lampkę jakiejś ciotc6e babki wujka szwagra k pomodlić się za jej duszę, lub odczuwał jakiś niezdrowy pociąg do nieboszczyków, ale …. Nie no już chyba wolał to pierwsze. Nawet nie chyba zdecydowanie! Potrząsnął tylko lekko głową, by pozbyć się tych myśli i wyciągnął rękę w kierunku wejścia. - W każdym razie, prowadź …-, bo to przecież nie on zaplanował ten wieczór i nie miał pojęcia, gdzie się ma kierować.
Miles Cervantes
Gdyby miał rozdzielać znajomych na tych, którzy znają, bądź nie znają Emilio zostałby sam jak palec, więc było to totalnie bez sensu. Z resztą nie zamierzał nikomu mówić, z kim może, a z kim nie może się zadawać. Milesa nie znał dość dobrze, ale kiedy ten zaproponował mu spotkanie to pomyślał, że dlaczego nie? Mimo wszystko wybór miejsca … trochę go zdziwił, co prawda młody mówił coś o fajnej przygodzie czy jakoś tak no, ale … Nieważne z resztą, przecież nie wycofa się i nie obróci na pięcie tylko dlatego, że według niego miejscówka jest trochę sztywna nie? Z resztą jakby nie patrzeć wpasowywał się trochę w klimat w czasie, gdy ludzie stawiali dynie przed domem, wieszaki duchy z firanek i nietoperze z papieru w swoich ogrodach. — Wiesz … gdy mówiłeś o traceniu życia. Cóż, nie widziałem, że będziesz traktował to aż tak poważnie — Mruknął patrząc na cmentarna bramę przed, którą właśnie stali. — Chyba że potrzebujesz wykopać jakąś czaszkę jako dodatek do stroju na Halloween' ową imprezę, ale to muszę Cię zmartwić, bo nie mam zamiaru grzebać gołymi rękoma w robalach.- Skrzywił się lekko na samą myśl o tym jak musi sięgnąć po coś w głąb ziemi i obchodzą go te małe paskudztwa, fuj. — O! Albo wiem! Chciałeś być romantyczny i gdzieś tam czeka na nas koc i kosz piknikowy, ale zabrakło Ci kasy na świece, więc poleciałeś w niskobudżetowe znicze! Spoko, liczy się kreatywność! — Roześmiał się tylko odchylając nawet lekko głowę do tyłu, no, ale kurcze nic innego nie przychodziło mu do głowy, jako wytłumaczenie tego, dlaczego Miles postanowił zorganizować km wieczór w tak odosobnionym i intymnym miejscu, jakim była miejscowa nekropolia, znaczy zawsze istniała jeszcze opcja, że przy okazji wyjścia z domu chciał postawić lampkę jakiejś ciotc6e babki wujka szwagra k pomodlić się za jej duszę, lub odczuwał jakiś niezdrowy pociąg do nieboszczyków, ale …. Nie no już chyba wolał to pierwsze. Nawet nie chyba zdecydowanie! Potrząsnął tylko lekko głową, by pozbyć się tych myśli i wyciągnął rękę w kierunku wejścia. - W każdym razie, prowadź …-, bo to przecież nie on zaplanował ten wieczór i nie miał pojęcia, gdzie się ma kierować.
Miles Cervantes
mów mi/kontakt
***
a
W sumie to dość ciekawe było to, że zgodził się na to spotkanie. Przecież mógł odmówić, a tym bardziej że jest przyjacielem jego brata z którym chyba nie ma za dobrych stosunków. No zobaczymy co z tego wyniknie, intrygowało go to bardzo. Miał ochotę podroczyć się, zabawić tak trochę. Może mu akurat wyjdzie? Dogadają się lub znienawidzą. Najwyżej mężczyzna weźmie da mu w pysk i tyle. Każdy z nich rozejdzie się w swoim kierunku. On sam chciał też poznać trochę bardziej Hugo. Dowiedzieć się, jaki jest, co lubi, tak po prostu poznać. Bo obecnie wiedział niewiele, znał tylko podstawowe rzeczy.
-Z tą czaszką to nawet dobry pomysł.
Odpowiedział niemal od razu wtrącając się w jego wypowiedź dość niegrzecznie.
-Tylko, że to byłoby dobre pod osłoną nocy, gdy jest znacznie bardziej spokojnie.
Zaśmiał się cicho patrząc na niego. Zagryzł sobie trochę dolną wargę. Nie pomyślał o tym aby właśnie w ten sposób zorganizować ten wypad. Było dość wcześnie, dlatego musieliby tu spędzić trochę czasu aby zrealizować ten plan. Może uda się? Słysząc natomiast o romantycznym pikniku trybiki w jego głowie niemal od razu zaczęły pracować. Tak widział to spotkanie? Szybko wyminął go, zatrzymał się przed nim uniemożliwiając mu przejście.
-Zgodziłbyś się na takie coś? Na taką randkę?
Zapytał lekko przekręcając głowę w prawą stronę. Był ciekawym jego reakcji. Miał lekko podniesioną brew ku górze przyglądając się uważnie jego twarzy. Trochę dłużej zapatrzył się na jego oczy, które były naprawdę śliczne. Tera dopiero mógł się im przyjrzeć bardziej. Uśmiechnął się tak trochę zaczepnie do niego. Czekał aż w końcu mu odpowie i coś zrobi.
Hugo Villeda
-Z tą czaszką to nawet dobry pomysł.
Odpowiedział niemal od razu wtrącając się w jego wypowiedź dość niegrzecznie.
-Tylko, że to byłoby dobre pod osłoną nocy, gdy jest znacznie bardziej spokojnie.
Zaśmiał się cicho patrząc na niego. Zagryzł sobie trochę dolną wargę. Nie pomyślał o tym aby właśnie w ten sposób zorganizować ten wypad. Było dość wcześnie, dlatego musieliby tu spędzić trochę czasu aby zrealizować ten plan. Może uda się? Słysząc natomiast o romantycznym pikniku trybiki w jego głowie niemal od razu zaczęły pracować. Tak widział to spotkanie? Szybko wyminął go, zatrzymał się przed nim uniemożliwiając mu przejście.
-Zgodziłbyś się na takie coś? Na taką randkę?
Zapytał lekko przekręcając głowę w prawą stronę. Był ciekawym jego reakcji. Miał lekko podniesioną brew ku górze przyglądając się uważnie jego twarzy. Trochę dłużej zapatrzył się na jego oczy, które były naprawdę śliczne. Tera dopiero mógł się im przyjrzeć bardziej. Uśmiechnął się tak trochę zaczepnie do niego. Czekał aż w końcu mu odpowie i coś zrobi.
Hugo Villeda
mów mi/kontakt
esquivo
a
Teoretycznie mógł odmówić, ale jaki miałoby to sens, skoro kliknął w aplikacji tą, a nie inną opcję? Skoro aplikacje przesunął w stronę, która mogła ich sparować, co z resztą zrobiła to teraz totalnym bezsensem byłoby unikanie spotkania. Jak już było wspomniane, to, że jego brat kogoś lubił nie znaczyło, że on nie powinien się do tej osoby zbliżać, no bez przesady… Sprawa między nimi była ich sprawą i nie było sensu dzielić miasta na dwa obozy, bo nikomu nie przyniosłoby to nic dobrego. Poza tym Hugo lubił zawierać nowe znajomości lub zacieśniać te, które już miał. — Nawet na to nie licz. — Mruknął niemal z miejsca na uwagę o tym, że pomysł z czaszką jest całkiem niezły. Jakoś zostanie zwiniętym przez policję za profanację zwłok czy też grobu nie było nigdy w kręgu jego zainteresowań. Tak po prostu i zwyczajnie nie.
Zatrzymał się, gdy zaszedł mu drogę i lekko uniósł brew. — Znaczy wiesz … jak się tak głębiej zastanowić to … posiłek w otoczeniu ludzkich, rozkładających się zwłok nie brzmi zbyt apetycznie, ale z drugiej strony to nowe doświadczenie, a nowe doświadczenia zawsze w cenie. — .
Powiedział powoli. Kurde sam by chyba na to nie wpadł, ale skoro Miles miał aż tak ułańską fantazję no to cóż, nie miał zamiaru uciekać. W sumie to wszystko mogłoby wyjść nawet całkiem zabawnie, a i z czasem stać się świetną opowiastką towarzyską, bo chyba niewielu z jego znajomych mogłoby się poszczycić tak niezwykle romantycznym doświadczeniem. Chociaż, przyznać trzeba, że nekropolia po zmroku miała w sobie dość specyficzny urok. — Ale okej, skoro rozumiem, że jednak piknik nie wchodzi w grę to uchylisz mi rombka tajemnicy na temat tego, co tu robimy? — Bo to jednak dalej go intrygowało, nie mógł tego ukryć. — Nie wiem, będziesz mnie przedstawiał babci, albo dziadkowi od strony, któregoś z ojców, a oni za pomocą strącania liści z drzew z prawej czy lewej strony nagrobka dadzą Ci znak czy jestem dobrą partią czy masz brać nogi za pas? — Wpatrywał się w niego przenikliwie. - W takim razie mogłeś uprzedzić, ubrałbym się lepiej na tak oficajlne spotkanie czy coś….
Miles Cervantes
Zatrzymał się, gdy zaszedł mu drogę i lekko uniósł brew. — Znaczy wiesz … jak się tak głębiej zastanowić to … posiłek w otoczeniu ludzkich, rozkładających się zwłok nie brzmi zbyt apetycznie, ale z drugiej strony to nowe doświadczenie, a nowe doświadczenia zawsze w cenie. — .
Powiedział powoli. Kurde sam by chyba na to nie wpadł, ale skoro Miles miał aż tak ułańską fantazję no to cóż, nie miał zamiaru uciekać. W sumie to wszystko mogłoby wyjść nawet całkiem zabawnie, a i z czasem stać się świetną opowiastką towarzyską, bo chyba niewielu z jego znajomych mogłoby się poszczycić tak niezwykle romantycznym doświadczeniem. Chociaż, przyznać trzeba, że nekropolia po zmroku miała w sobie dość specyficzny urok. — Ale okej, skoro rozumiem, że jednak piknik nie wchodzi w grę to uchylisz mi rombka tajemnicy na temat tego, co tu robimy? — Bo to jednak dalej go intrygowało, nie mógł tego ukryć. — Nie wiem, będziesz mnie przedstawiał babci, albo dziadkowi od strony, któregoś z ojców, a oni za pomocą strącania liści z drzew z prawej czy lewej strony nagrobka dadzą Ci znak czy jestem dobrą partią czy masz brać nogi za pas? — Wpatrywał się w niego przenikliwie. - W takim razie mogłeś uprzedzić, ubrałbym się lepiej na tak oficajlne spotkanie czy coś….
Miles Cervantes
mów mi/kontakt
***
a
Spojrzał na Hugo lekko podnosząc brew do góry. W sumie to nawet można powiedzieć że miał rację? Posiłek między grobami nie był zbyt optymistyczny i jakoś nie zachęcał nawet samego szalonego Milesa. Choć z drugiej strony podczas Día de los Muertos na cmentarz przynosiło się jedzenie, picie i świętowało z przodkami. A jako, że jeden z jego ojców pochodził z Hiszpanii to nie było opcji aby nie zaszczepił w swoich dzieciach właśnie porządnej nuty kultury hiszpańskiej.
-Podczas Święta zmarłych w Hiszpanii przynosi się jedzenie na groby jako poczęstunek dla przodków.
Odezwał się spoglądając tylko przez chwilę na Hugo. Tylko przez chwilę bo przecież widział doskonale, że nie mógł zbyt długo patrzeć na te oczy.
-Więc nie rozumiem skąd Twoje oburzenie. Powinieneś odwiedzić Hiszpanię podczas tego święta Hugo.
Poruszał brwiami znów zerkając na chwilę. po czym już patrzył przed siebie. Za chwilę jednak zablokował mu przejście. Uśmiechnął się lekko słysząc że jednak spodobał mu się pomysł tego aby może mieli piknik właśnie tutaj na cmentarzu. Miejscówka była przednia i chyba on sam nie miał nikogo, kto również kiedyś był na czymś takim. Zażyłej i głębokiej integracji po pogrzebach lub w trakcie nie liczymy! Właśnie skoro mowa o pogrzebie to musieli na chwilę zejść z ścieżki którą szli, teraz musieli poruszać się zupełnie inną. Jakiś orszak żałobny kroczył śpiewając. Miles kiwnął Hugo aby poszedł za nim zupełnie inną alejką. Byleby odejść jak najdalej stamtąd.
Słysząc jak mówi kolejne słowa to aż zaśmiał się i zasłonił sobie usta. Nie potrafił opanować parsknięcia śmiechem, a jednak to nie jest zbyt dobre miejsce na takie głośne śmiechy.
-Hugo jesteś genialny. Idziemy!
Miles jest tą osobą, która był w stanie zrobić niemal wszystko, a to pachniano mu całkiem niezłą historią.
-Idziemy pod grób babki. Przedstawię Cię i zobaczę co Babka powie.
Przecież to było rewelacyjne. Sam by na to nie wpadł lepiej. Jednak Hugo miał niezły łeb na karku. Ruszył niemal od razu w odpowiednim kierunku nawet chwytając go za rękę aby mu teraz nie spierdolił wystraszony. Jeszcze rzucił na niego okiem po całej sylwetce.
-Jest dobrze... Wyglądasz zajebiście.
No trzeba było przyznać, że faktycznie Hugo bardzo dobrze prezentował się w swoim obecnym ubraniu. Nie trwało długo aż dotarli pod odpowiednie miejsce. Z resztą gdyby nawet tu nie był ten grób to zaprowadziłby go pod jakikolwiek, aby tylko to zobaczyć.
-Hola Abuela
Rzucił po hiszpańsku patrząc na grób. Cały czas trzymał Hugo za rękę, wiadomo aby mu nie spierdolił.
-Przedstawisz się?
Zapytał spoglądając na Hugo z takim zadziornym uśmiechem i tańczącymi ognikami. Villeda sam chciał, więc teraz ma.
-Jak chcesz możesz nawet odtańczyć jakiś wasz rytualny tanień Villedów.
Naprawdę chciał być poważny, ale niestety nie potrafił. Uśmiech cisnął mu się na ustach. No i co teraz zrobi Hugson?
Hugo Villeda
-Podczas Święta zmarłych w Hiszpanii przynosi się jedzenie na groby jako poczęstunek dla przodków.
Odezwał się spoglądając tylko przez chwilę na Hugo. Tylko przez chwilę bo przecież widział doskonale, że nie mógł zbyt długo patrzeć na te oczy.
-Więc nie rozumiem skąd Twoje oburzenie. Powinieneś odwiedzić Hiszpanię podczas tego święta Hugo.
Poruszał brwiami znów zerkając na chwilę. po czym już patrzył przed siebie. Za chwilę jednak zablokował mu przejście. Uśmiechnął się lekko słysząc że jednak spodobał mu się pomysł tego aby może mieli piknik właśnie tutaj na cmentarzu. Miejscówka była przednia i chyba on sam nie miał nikogo, kto również kiedyś był na czymś takim. Zażyłej i głębokiej integracji po pogrzebach lub w trakcie nie liczymy! Właśnie skoro mowa o pogrzebie to musieli na chwilę zejść z ścieżki którą szli, teraz musieli poruszać się zupełnie inną. Jakiś orszak żałobny kroczył śpiewając. Miles kiwnął Hugo aby poszedł za nim zupełnie inną alejką. Byleby odejść jak najdalej stamtąd.
Słysząc jak mówi kolejne słowa to aż zaśmiał się i zasłonił sobie usta. Nie potrafił opanować parsknięcia śmiechem, a jednak to nie jest zbyt dobre miejsce na takie głośne śmiechy.
-Hugo jesteś genialny. Idziemy!
Miles jest tą osobą, która był w stanie zrobić niemal wszystko, a to pachniano mu całkiem niezłą historią.
-Idziemy pod grób babki. Przedstawię Cię i zobaczę co Babka powie.
Przecież to było rewelacyjne. Sam by na to nie wpadł lepiej. Jednak Hugo miał niezły łeb na karku. Ruszył niemal od razu w odpowiednim kierunku nawet chwytając go za rękę aby mu teraz nie spierdolił wystraszony. Jeszcze rzucił na niego okiem po całej sylwetce.
-Jest dobrze... Wyglądasz zajebiście.
No trzeba było przyznać, że faktycznie Hugo bardzo dobrze prezentował się w swoim obecnym ubraniu. Nie trwało długo aż dotarli pod odpowiednie miejsce. Z resztą gdyby nawet tu nie był ten grób to zaprowadziłby go pod jakikolwiek, aby tylko to zobaczyć.
-Hola Abuela
Rzucił po hiszpańsku patrząc na grób. Cały czas trzymał Hugo za rękę, wiadomo aby mu nie spierdolił.
-Przedstawisz się?
Zapytał spoglądając na Hugo z takim zadziornym uśmiechem i tańczącymi ognikami. Villeda sam chciał, więc teraz ma.
-Jak chcesz możesz nawet odtańczyć jakiś wasz rytualny tanień Villedów.
Naprawdę chciał być poważny, ale niestety nie potrafił. Uśmiech cisnął mu się na ustach. No i co teraz zrobi Hugson?
Hugo Villeda
mów mi/kontakt
esquivo
a
Założył sobie ręce na piersiach słuchając go, a jego brew wędrowała coraz to wyżej słuchając tego wywodu o tym jak w Hiszpanii šświetowano taki dzień.
-Seriooooo? Wow to niesamowite!
Specjalnie lekko przerysował swoją reakcje i przeciągnął pierwsze słowo patrząc na niego z niedowierzaniem. Niemniej jednak w chwili obecnej cmentarz nie wydawał mu się najbardziej odpowiednim miejscem do jakiś romantycznych pikników, ale cóż… przyzwyczaił się już do faktu, ze nie wszystko zawsze układa się tak, jak człowiekowi pasuje i po prostu zaakceptował fakt,w ten sposób żyło się zdecydowanie łatwiej.
-Tak, zapamiętam to i zapewne skorzystam, dzięki za radę
Wyszczerzyl się lekko do niego, nie zamierzał mu w ten sposób dogryzac czy cokolwiek, zwyczajnie tak trochę przyjaźnie się z nim droczył, to wszystko. W sumie w razie czego to tekst "byliśmy na pierwszej randce na cmentarzu" zapewne byłby hitem wśród znajomych. Brzmiałoby trochę jak tania przykrywka "Poznaliśmy się w bibliotece" w odniesieniu do randek z Findera, chociaż tu w sumie by się zgadzało, bo jakby na to nie spojrzeć to jednak ten wspólny dzień rozpoczęli od dopasowania na Hope4love, ale ta historia jednak wydarzyła się naprawdę, nawet jeśli okaże się, że będą musieli obejść sie bez pikniku to jednak randka na cmentarzu - check.
Zupełnie niekontrolowanie powiódł wzrokiem za idącym alejka orszakiem, któremu przed chwilą zeszli z drogi, nie to, aby jakkolwiek go to interesowało, ale po prostu jakoś podświadomie przykuło jego uwagę.
Sam nie wiedział skąd ten pomysł. Po prostu palnal pierwsza lepsza rzecz, która mu ślina na język przyniosła, ale coś mu podpowiadało, że takie poczucie humoru trafi w gusta Milesa i jak widać nie pomylił się zbytnio.
Spojrzał na niego trochę zaskoczony ta reakcja, tym entuzjazmem i faktem że niemal natychmiast ruszył na grób babci ciągnąć go za rękę. Na informacje o tym, że wygląda zajebiście tylko otworzył usta, aby powiedzieć, że go miał być tylko żart, ale w sumie dlaczego nie? Co mieli tutaj lepszego do roboty? Być może jakiś liść spadnie w odpowiednim kierunku i odmieni jego życie na zawsze? Potuptal za nim grzecznie aż w końcu stanęli przed odpowiednim nagrobkiem.
-Buenas noches señora, mi nombre es Hugo…
Zwrócił się z pełną powagą w stronę kamiennej płyty, jakby nie było przedstawianie się babci wymagało zachowania powagi prawda? Nie mógł przecież wypaść źle. Pomijając już fakt tego, że Miles wciąż trzymał go za rękę i przez to naprawdę wyglądali, jakby przedstawiał mu swojego przyszłego męża. Chwilę później jednak spojrzał na niego z pełną powagą nawet zmierzył go wzrokiem.
- O nie nie mój drogi rytualne i taborowe tańce Villedow to nie jest takie hop siup jakby mogło się wydawać i … sorry ale wszystkie jakieś łańcuszki i inne hałasujące pierdoły zostawiłem w domu, a bez tego nie ma efektu.
Pokręciło głową jakby z dezaprobatą.
Miles Cervantes
-Seriooooo? Wow to niesamowite!
Specjalnie lekko przerysował swoją reakcje i przeciągnął pierwsze słowo patrząc na niego z niedowierzaniem. Niemniej jednak w chwili obecnej cmentarz nie wydawał mu się najbardziej odpowiednim miejscem do jakiś romantycznych pikników, ale cóż… przyzwyczaił się już do faktu, ze nie wszystko zawsze układa się tak, jak człowiekowi pasuje i po prostu zaakceptował fakt,w ten sposób żyło się zdecydowanie łatwiej.
-Tak, zapamiętam to i zapewne skorzystam, dzięki za radę
Wyszczerzyl się lekko do niego, nie zamierzał mu w ten sposób dogryzac czy cokolwiek, zwyczajnie tak trochę przyjaźnie się z nim droczył, to wszystko. W sumie w razie czego to tekst "byliśmy na pierwszej randce na cmentarzu" zapewne byłby hitem wśród znajomych. Brzmiałoby trochę jak tania przykrywka "Poznaliśmy się w bibliotece" w odniesieniu do randek z Findera, chociaż tu w sumie by się zgadzało, bo jakby na to nie spojrzeć to jednak ten wspólny dzień rozpoczęli od dopasowania na Hope4love, ale ta historia jednak wydarzyła się naprawdę, nawet jeśli okaże się, że będą musieli obejść sie bez pikniku to jednak randka na cmentarzu - check.
Zupełnie niekontrolowanie powiódł wzrokiem za idącym alejka orszakiem, któremu przed chwilą zeszli z drogi, nie to, aby jakkolwiek go to interesowało, ale po prostu jakoś podświadomie przykuło jego uwagę.
Sam nie wiedział skąd ten pomysł. Po prostu palnal pierwsza lepsza rzecz, która mu ślina na język przyniosła, ale coś mu podpowiadało, że takie poczucie humoru trafi w gusta Milesa i jak widać nie pomylił się zbytnio.
Spojrzał na niego trochę zaskoczony ta reakcja, tym entuzjazmem i faktem że niemal natychmiast ruszył na grób babci ciągnąć go za rękę. Na informacje o tym, że wygląda zajebiście tylko otworzył usta, aby powiedzieć, że go miał być tylko żart, ale w sumie dlaczego nie? Co mieli tutaj lepszego do roboty? Być może jakiś liść spadnie w odpowiednim kierunku i odmieni jego życie na zawsze? Potuptal za nim grzecznie aż w końcu stanęli przed odpowiednim nagrobkiem.
-Buenas noches señora, mi nombre es Hugo…
Zwrócił się z pełną powagą w stronę kamiennej płyty, jakby nie było przedstawianie się babci wymagało zachowania powagi prawda? Nie mógł przecież wypaść źle. Pomijając już fakt tego, że Miles wciąż trzymał go za rękę i przez to naprawdę wyglądali, jakby przedstawiał mu swojego przyszłego męża. Chwilę później jednak spojrzał na niego z pełną powagą nawet zmierzył go wzrokiem.
- O nie nie mój drogi rytualne i taborowe tańce Villedow to nie jest takie hop siup jakby mogło się wydawać i … sorry ale wszystkie jakieś łańcuszki i inne hałasujące pierdoły zostawiłem w domu, a bez tego nie ma efektu.
Pokręciło głową jakby z dezaprobatą.
Miles Cervantes
mów mi/kontakt
***
a
Octavian Carter + outfit
Raz do roku przychodził taki dzień, w którym Ivy nie do końca potrafiła się odnaleźć. Śmierć była nieodłącznym elementem jej życia. Czasem bardziej niż w życiu innych ludzi. Od narodzin, przez całe jej życie, przeżyła wiele, ale zdążyła się już tego przyzwyczaić. Przychodziły takie momenty w jej życiu, że chciałaby odwiedzić własną matkę. Nigdy nie wiedziała i właściwie nie chciała się dowiadywać, czy jej matka żyła czy nie. Uważała to za zbędną informację. Musiała walczyć o własne życie. Dalej jej znajomości głównie opierały się na pracy. Chciałaby móc pójść ze wszystkim do przodu. Nie przejmować się niczym, ale w ten dzień zazwyczaj spędzała na cmentarzu. Śmierć pani Kim była jednym z najgorszych wydarzeń w jej życiu. Z dnia na dzień straciła najbliższą osobę i musiała w całości sama zacząć o siebie dbać. Wtedy zaczęła dużo ciężej pracować, właściwie zatraciła się w różnych pracach dorywczych, sprzedała własne mydełka, tylko po to by móc czym posmarować chleb. Nie jak student położyć skibkę chleba na drugą.
Dlatego rocznica śmierci pani Kim była dla niej wyjątkowo newralgicznym czasem roku. Musiała się usamodzielnić, ale największym problem, który miała tę parę lat temu, to brak żałoby. Dlatego 4 stycznia wyruszyła na cmentarz z małym bukietem białych lilii. Włosy miała spięte do tyłu. Choć ktoś mógłby pomyśleć, że dziewczyna powinna mieć sporo czasu, to wcale tak nie było. Wzięła dodatkową zmianę za przyjaciółkę, dlatego szła szybkim krokiem i dopiero przy grobie się zatrzymała. Przez dobre parę chwil zastanawiała się, czy powinna się pomodlić. Jej opiekunka była osobą wierzącą, ale sama Ivy nigdy nie uwierzyłaby w te brednie. Położyła kwiaty przy grobie, przez moment wpatrując się w marmurową płytę. Kiedy wsłuchiwała się w cmentarną ciszę, przynosiło jej to dziwną, niezrozumiałą przyjemność....
Raz do roku przychodził taki dzień, w którym Ivy nie do końca potrafiła się odnaleźć. Śmierć była nieodłącznym elementem jej życia. Czasem bardziej niż w życiu innych ludzi. Od narodzin, przez całe jej życie, przeżyła wiele, ale zdążyła się już tego przyzwyczaić. Przychodziły takie momenty w jej życiu, że chciałaby odwiedzić własną matkę. Nigdy nie wiedziała i właściwie nie chciała się dowiadywać, czy jej matka żyła czy nie. Uważała to za zbędną informację. Musiała walczyć o własne życie. Dalej jej znajomości głównie opierały się na pracy. Chciałaby móc pójść ze wszystkim do przodu. Nie przejmować się niczym, ale w ten dzień zazwyczaj spędzała na cmentarzu. Śmierć pani Kim była jednym z najgorszych wydarzeń w jej życiu. Z dnia na dzień straciła najbliższą osobę i musiała w całości sama zacząć o siebie dbać. Wtedy zaczęła dużo ciężej pracować, właściwie zatraciła się w różnych pracach dorywczych, sprzedała własne mydełka, tylko po to by móc czym posmarować chleb. Nie jak student położyć skibkę chleba na drugą.
Dlatego rocznica śmierci pani Kim była dla niej wyjątkowo newralgicznym czasem roku. Musiała się usamodzielnić, ale największym problem, który miała tę parę lat temu, to brak żałoby. Dlatego 4 stycznia wyruszyła na cmentarz z małym bukietem białych lilii. Włosy miała spięte do tyłu. Choć ktoś mógłby pomyśleć, że dziewczyna powinna mieć sporo czasu, to wcale tak nie było. Wzięła dodatkową zmianę za przyjaciółkę, dlatego szła szybkim krokiem i dopiero przy grobie się zatrzymała. Przez dobre parę chwil zastanawiała się, czy powinna się pomodlić. Jej opiekunka była osobą wierzącą, ale sama Ivy nigdy nie uwierzyłaby w te brednie. Położyła kwiaty przy grobie, przez moment wpatrując się w marmurową płytę. Kiedy wsłuchiwała się w cmentarną ciszę, przynosiło jej to dziwną, niezrozumiałą przyjemność....
Octavian Carter
a
#6
Święta minęły szybko, sylwester jeszcze szybciej i niestety, chcąc nie chcąc trzeba było wrócić do pracy. Octavian, jako naczelny leń i bezkonkurencyjny mistrz opierdalania się mocno z tego powodu ubolewał, no ale była robota, ludzie umierali i trzeba było przewozić ich z miejsc śmierci do kostnicy i z kostnicy na cmentarz, a w międzyczasie wykopać jeszcze odpowiednie doły, załatwić trumny i takie tam inne pierdoły związane z pogrzebami... choć zapewnie nikt poza Octavianem by tego pierdołami nie nazwał, ale on, jak wiadomo, po tylu latach pracy jako grabarz miał dosyć luźne i swobodne podejście do śmierci, pogrzebów i wszystkiego co się z tym wiązało.
No i w sumie, mimo całego tego narzekania, jakie to życie jest złe bo trzeba iść pracować, Octavian całkiem lubił to co robił i wątpliwe, że kiedykolwiek zmieniłby pracę na inną... no chyba, że ktoś chciałby płacić mu za siedzenie w barze i degustację alkoholi, wtedy porządnie by się zastanowił. Anyway, dziś mimo wszystko narzekał zdecydowanie więcej niż zwykle i był autentycznie niezadowolony z faktu, że musi pracować, ale każdy po nieprzespanej nocce i w dodatku na kacu czułby się pewnie tak samo podle.
Zaparkował samochód pod bramą cmentarza, spojrzał na zegarek i stwierdziwszy, że ma jeszcze trochę czasu do przyjazdu reszty radosnej grabarzowej ekipy uznał że spacer po cmentarzu i fajka albo dwie to bardzo dobry pomysł. Bez problemu odnalazł w kieszeni paczkę papierosów - nie rozstawał się z nią nigdy - za to zapalniczka okazała się nieco większym problemem, bo nigdzie nie mógł jej znaleźć. Nieco się wkurzył, bo cholernie mocno potrzebował zapalić. To był już ten poziom desperacji, że gotów był odpalić sobie fajkę od jakiegoś randomowego znicza, wtedy jednak zauważył dziewczynę stojącą przy jednym z nagrobków. Może ona będzie w stanie go poratować? A jeśli nie, to w najgorszym wypadku wróci się do samochodu i podjedzie do jakiegoś sklepu, bo nie było opcji, że podaruje sobie palenie.
- Przepraszam? Masz może pożyczyć zapalniczkę? - zapytał, podchodząc do blondynki, posyłając jej swój firmowy uśmiech, coby nie zrobić złego pierwszego wrażenia, mimo tego, że zawracał jej dupę z dość błahego powodu.
Ivy Kim
Święta minęły szybko, sylwester jeszcze szybciej i niestety, chcąc nie chcąc trzeba było wrócić do pracy. Octavian, jako naczelny leń i bezkonkurencyjny mistrz opierdalania się mocno z tego powodu ubolewał, no ale była robota, ludzie umierali i trzeba było przewozić ich z miejsc śmierci do kostnicy i z kostnicy na cmentarz, a w międzyczasie wykopać jeszcze odpowiednie doły, załatwić trumny i takie tam inne pierdoły związane z pogrzebami... choć zapewnie nikt poza Octavianem by tego pierdołami nie nazwał, ale on, jak wiadomo, po tylu latach pracy jako grabarz miał dosyć luźne i swobodne podejście do śmierci, pogrzebów i wszystkiego co się z tym wiązało.
No i w sumie, mimo całego tego narzekania, jakie to życie jest złe bo trzeba iść pracować, Octavian całkiem lubił to co robił i wątpliwe, że kiedykolwiek zmieniłby pracę na inną... no chyba, że ktoś chciałby płacić mu za siedzenie w barze i degustację alkoholi, wtedy porządnie by się zastanowił. Anyway, dziś mimo wszystko narzekał zdecydowanie więcej niż zwykle i był autentycznie niezadowolony z faktu, że musi pracować, ale każdy po nieprzespanej nocce i w dodatku na kacu czułby się pewnie tak samo podle.
Zaparkował samochód pod bramą cmentarza, spojrzał na zegarek i stwierdziwszy, że ma jeszcze trochę czasu do przyjazdu reszty radosnej grabarzowej ekipy uznał że spacer po cmentarzu i fajka albo dwie to bardzo dobry pomysł. Bez problemu odnalazł w kieszeni paczkę papierosów - nie rozstawał się z nią nigdy - za to zapalniczka okazała się nieco większym problemem, bo nigdzie nie mógł jej znaleźć. Nieco się wkurzył, bo cholernie mocno potrzebował zapalić. To był już ten poziom desperacji, że gotów był odpalić sobie fajkę od jakiegoś randomowego znicza, wtedy jednak zauważył dziewczynę stojącą przy jednym z nagrobków. Może ona będzie w stanie go poratować? A jeśli nie, to w najgorszym wypadku wróci się do samochodu i podjedzie do jakiegoś sklepu, bo nie było opcji, że podaruje sobie palenie.
- Przepraszam? Masz może pożyczyć zapalniczkę? - zapytał, podchodząc do blondynki, posyłając jej swój firmowy uśmiech, coby nie zrobić złego pierwszego wrażenia, mimo tego, że zawracał jej dupę z dość błahego powodu.
Ivy Kim
a
Jej świat się zawalił. Kilka lat temu straciła rodziców, teraz batata, który robił wszystko, żeby było jej dobrze, próbował zastąpić jej rodziców i dziadków, których tez straciła. Nie sadziła, ze jego powrót do wojska tak się zakończył… wiedziała tylko, ze jej brat zginął tak jak zawsze chcia. W trakcie misji, w trakcie ratowania niewinnych cywilów. Nie chciała znać szczegółów, gdzie i jak dokładnie to się stało. Oczywiście mogła o wszystko wypytać, pewnie mogłaby dostać szczegółowy raport z tego dnia, ale odmówiła wszystkiego co jej proponowano. To co powiedział jej Anthony jej wystarczy.
Nie pamiętała jak dała namówić się na wyjęcie z domu, z ciotkami włączyła dobre pół godziny krzycząc do nich, ze nie chce wychodzić z domu i patrzeć jak kolejny członek jej rodziny jest zasypywany w głębokiej dziurze.
Wszystko ja bolało, a najbardziej serce i dusza — o ile może boleć. Prawie nic nie jadła, wręcz zmuszała się do jedzenia. Piła trochę wody i jadła jogurty, żeby rodzina się nie czepiała i dla świętego spokoju. Ubrana w czarna sukienkę wysiadła z auta. Materiał opinający jej ciało podkreślał jej szczupłe, wręcz wygłodzone ciało. Zawsze była szczupła, ale teraz to była już przesada, wiedziała o tym, ale żołądek miała tak ściśnięty, ze prawie nic nie chciało jej przejść przez grało. Każdy kto jej dawno nie widok zauważy ile schudła. Szła wolnym krokiem za ciotkami i kuzynami, miała spuszczona głowę, w dłoni trzymała biała róże, która ciotka siła wcisnęła jej w dłoń. Marzyła o tym, żeby pożegnać brata w samotności, większość tych ludzi miała gdzieś co się z nimi działo po śmierci rodziców, bardziej ciekawiło ich jak zginął o jak będzie wyglądał pogrzeb. Uniosła głowę i zauważyła spora grupę żołnierzy, ubranych w mundury, wśród nich zauważyła Anthonego. Na jego widok serce mocniej zabiło, aż musiała odwrócić wzrok. Zauważyła trumnę przykryta flaga, która otrzyma na koniec pogrzebu.
— Nie dam rady…. N-nie mogę, nie potrafię … — To ja przerosło. Miała wrażeniem ze się dusi, zatrzymała się nagle patrząc niektórym w oczy. Większość tych ludzi była jej obca. Nie chciała robić sceny, więc odwróciła się i odeszła kawałek próbując powstrzymać nadchodzący atak paniki.
Anthony Walker
mów mi/kontakt
Werson
a
Anthony bardzo martwił się o Alessie. Nie obierała od niego telefonów, ale w ogóle się nie dziwił. Uważał nawet, że w tym momencie nienawidzi go najbardziej na świecie, bo to on powiedział jej o tym, iż jej brat zginał. Oczywiście, że zginał jak bohater, ponieważ starał się zapobiec tragedii, która niestety i tak nadeszła, ale oddział starał się ograniczyć straty, jeśli można to tak ująć. Pewnych rzeczy nie da się po prostu opisać we właściwy sposób. Wiedział, że nie zapomni tego widoku do końca życia, choć w pierwszej chwili miał w głowie totalną pustkę. Lekarz powiedział, że to jest spowodowane tym co się stało, potem wspomnienia wróciły.
Wiedział, że musi się pojawić na pogrzebie, ale nie czuł się za dobrze zarówno psychicznie jak i fizycznie. Wszystko go bolało, jednak nigdy w życiu by nie opuścił takiego czegoś. Jest to uczczenie pamięci swojego najlepszego przyjaciela. Gdy wkładał mundur po jego ciele przechodziły ciarki, które nie były niczym miłym. Wziął głęboki oddech i po prostu założył to cholerstwo z pomocą swojej siostry. Wiedział, że to jest koniec jego militarnej przygody w zasięgach Ameryki. Nie chce już wracać na front. Kochał służyć krajowi, ale to co widział to już za dużo. Musi zacząć żyć normalnie.
Na ceremonii pojawił się wcześniej. Starał się zachowywać kamienną twarz i razem z resztą żołnierzy stał i czekał na rozpoczęcie, aż zobaczył Alessie, która nie wyglądała za dobrze, ale czy mógł się temu dziwić? Straciła brata w takich okolicznościach i jeszcze nikt jej nie poinformował o tym co się stało. Nie mógł nadal w to uwierzyć. Nie powinien tego robić, ale wyszedł z szeregu i po prostu przytulił drobne ciało dziewczyny do swojego trzosu.
- Oddychaj głęboko, mała. To ci pomoże. - powiedział spokojnym głosem, który był prawie tak cichy jak szept. Ludzie patrzyli na nich, ale miał to w dupie. Nie chciał by coś się jej stało.
Alessia Fraser
Wiedział, że musi się pojawić na pogrzebie, ale nie czuł się za dobrze zarówno psychicznie jak i fizycznie. Wszystko go bolało, jednak nigdy w życiu by nie opuścił takiego czegoś. Jest to uczczenie pamięci swojego najlepszego przyjaciela. Gdy wkładał mundur po jego ciele przechodziły ciarki, które nie były niczym miłym. Wziął głęboki oddech i po prostu założył to cholerstwo z pomocą swojej siostry. Wiedział, że to jest koniec jego militarnej przygody w zasięgach Ameryki. Nie chce już wracać na front. Kochał służyć krajowi, ale to co widział to już za dużo. Musi zacząć żyć normalnie.
Na ceremonii pojawił się wcześniej. Starał się zachowywać kamienną twarz i razem z resztą żołnierzy stał i czekał na rozpoczęcie, aż zobaczył Alessie, która nie wyglądała za dobrze, ale czy mógł się temu dziwić? Straciła brata w takich okolicznościach i jeszcze nikt jej nie poinformował o tym co się stało. Nie mógł nadal w to uwierzyć. Nie powinien tego robić, ale wyszedł z szeregu i po prostu przytulił drobne ciało dziewczyny do swojego trzosu.
- Oddychaj głęboko, mała. To ci pomoże. - powiedział spokojnym głosem, który był prawie tak cichy jak szept. Ludzie patrzyli na nich, ale miał to w dupie. Nie chciał by coś się jej stało.
Alessia Fraser
mów mi/kontakt
natka#4170