#6
Dawno dawno temu, kiedy Jackie była jeszcze młodziutka i głupiutka… no dobrze, to akurat się z czasem ani trochę nie zmieniło, aleee! Zanim jeszcze pierwsze poważne zmarszczki pojawiły się na jej twarzy i zanim obrączka pojawiła się na palcu u pewnego pana, sprawiając że William T. Fraser już nigdy nie będzie w stanie powiedzieć, że jest starym kawalerem, był sobie bar. Nie był to jak w legendach bar na rozdrożu, na którym diabeł zawierał sobie pakty z nieświadomymi ogromnych konsekwencji, zachłannymi lub zdesperowanymi ludźmi, ale była to całkiem przyzwoita rudera. Podłoga lepiła się od rozlewanych trunków, bar był duży i solidny, a w kącie stała znienawidzona przez jednych, a uwielbiana przez drugich, maszyna karaoke. A Jackie w tym wszystkim znalazła się zupełnie przypadkiem, bo przez kupon, który obiecywał jej drinka i szczęście. Wiedziała, że to tylko chwyt marketingowy, żeby zachęcić do przyjścia do tego baru, ale kto by się czepiał szczegółów? Zamierzała się dzisiaj dobrze bawić! Zwłaszcza, że tęskniła za swoją bliźniaczką, która była daleko, kiedy ona, światowa podróżniczka zahaczała o różne miejsca, w tym także o te zaskakująco blisko domu. I no generalnie, skoro Jackie podchodziła pozytywnie do życia, to jak mogłaby odmówić darmowego drinka i potencjalnej przygoda?
- Aaaaaałaaaa - i rzuciła, jako pierwsze słowa do Willa tego wieczoru, bo ktoś tak niefortunnie ktoś zostawił stołek barowy, że prawie się przez niego wywróciła. - O mały włos! Nie chciałabym dotknąć tej podłogi, nie wygląda zbyt zachęcająco - przyznała, a potem spojrzała na faceta, który znajdował się najbliżej... i no aż się trochę zarumieniła, jak zobaczyła jaki spory z niego był facet! - Cześć, ty na wieczór samotnego mikrofonu? - zapytała więc, jako zagajkę i też z ciekawości, czy facet był typem śpiewaka....
a
mów mi/kontakt
paula
a
Williamowi nie chciało się siedzieć w domu. Od samego rana był w pracy, a właściwie to zaczął późną nocą, bo mieli do skończenia dość ważny projekt, a scenarzysta zaczął odwalać jakieś maniany i tata kazał mu to rozwiązać, bo sam nie czuł się zbytnio na siłach by to zrobić. Nie miał nic przeciwko staruszek Fraser miał już swoje lata i nie zawsze mógł się stawiać w pracy o tej porze, o której wymagało tego biuro. Co prawda oboje są swoimi szefami, ale obowiązki to obowiązki. Will bardzo lubił to co robi, spełniał się w tym. Tata również mu ufał, dlatego powierzył mu taką wielką firmę, jest to dla niego bardzo ważne, ale ile można pracować, prawda? No właśnie. Umówił się w tym barze ze swoimi znajomymi, jednak wszystko skończyło się, że blondyn sobie siedzi sam popijając jakiś alkohol. Przez to, że tak go wystawili wściekł się. Mili spędzić, ze sobą trochę czasu, dawno się nie widzieli i tyle dni to planowali, a oni po prostu zrezygnowali. To ostatni raz gdy Fraser ich o coś prosi.
Dlatego właśnie siedział teraz sam na wysokim barowym stołku i popijał wysokoprocentowy alkohol. Musiał przyznać, że barman przygotował dla niego naprawdę smacznego drinka.
Słysząc pewnego rodzaju krzyk spojrzał w tamtym kierunku przez co na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Pewnie jest tam tyle dziwnych rzeczy, że głowa mała. - rzucił rozbawiony Fraser patrząc na ciemnowłosą. - Cześć, na początku plany były inne, ale wyszło na to, że tak. - powiedział zgodnie z prawdą, jak na razie nie wdając się w szczegóły. - Jestem Will. - przedstawił się od razu, bo nie lubił rozmawiać z kimś bezosobowo.
Jackie Willoughby
mów mi/kontakt
natka#4170