Dopiero teraz zrozumiał, co zrobił. Dopiero w tym momencie dotarło do niego, że to zaszło za daleko i będzie musiał ponieść konsekwencje swoich czynów. Gdy zakuwali go w kajdanki i wyprowadzali z domu, widział jej poobijaną twarz, ten strach rodzący się w jej oczach, który miał jej nie opuścić już nigdy. Był lekko podpity, ale nie pijany, doskonale wiedział, co robi, działał jednak jak w amoku, atakując jedyną osobę, która darzyła go uczuciem. Wyprowadzający go policjanci nie mieli dla niego litości, widząc Elene w takim stanie, brutalnie wpakowali go do radiowozu i zawieźli na posterunek. Nie odzywał się do nikogo ani jednym słowem, nawet w momencie gdy pierwszą noc spędził w policyjnej celi, patrzył się tępo w sufit, niezdolny by zmrużyć oczy i po prostu zasnąć. To co zrobił, było silniejsze niż jakiekolwiek uczucia, które żywił do tej kobiety, coś jakby w niego wstąpiło, przez lata narastało i tym razem przelało czarę goryczy wpakowując go w naprawdę spore kłopoty, z których możliwe, że się nie wygrzebie.
Rano dowiedział się, że mają go przewieść do szpitala na obserwację psychiatryczną, bo po zeznaniach brunetki było podejrzenie, że jest chory i nim stanie przed sądem, potrzebują opinii lekarzy. Było mu już kompletnie wszystko jedno, także w momencie gdy zamknięto go w pokoju z którego emanowała tylko biel i pustka, siedział wpatrzony tępo w ścianę z przygarbionymi ramionami, jakby już teraz czuł ciężar tego, co zrobił. Kolejne kilka dni upłynęło mu na rozmowach z lekarzem, licznych sesjach które miały zapewnić sądowi opinię psychiatryczną, czy w ogóle był poczytalny podczas tego pobicia. Od tego samego lekarza dowiedział się, że ktoś z zewnątrz chce z nim porozmawiać i chyba po raz pierwszy od pobytu tutaj, jakiś cień pojawił się na jego twarzy. Nie miał bladego pojęcia, kto chciałby się z nim widzieć, na pewno nie Elene, której strach w oczach nadal na niego działał. Z tymi myślami szedł do pokoju spotkań z rękoma w kieszeni. W momencie, gdy dostrzegł Grace drgnął i stanął w miejscu, ponaglany przez prowadzącego go sanitariusza, mruknął coś pod nosem i podszedł do stolika, opadając ciężko na krzesło naprzeciwko niej i kładąc dłonie na stoliku. Na nadgarstku spoczywała plastikowa bransoletka z jego danymi i krótką informacją, dlaczego się tu znalazł, co cały czas mu przypominało o tym, co zrobił.
- Grace. – powiedział cicho, a jego głos bynajmniej nie był taki, jak zwykle gdy się spotykali. Był zrezygnowany, już w tym momencie czuł wyrzuty sumienia i pustkę, bo rozumiał że właśnie stracił swoje szczęśliwe zakończenie, aczkolwiek gniew i irytacja co i rusz w nim narastały, co dało się wyczuć w tych niebieskich oczach, wpatrzonych teraz w siedzącą naprzeciwko niego kobietę. – Po co tu przyszłaś? By się dowiedzieć ze szczegółami o tym, co się stało? Wszystko jest w raporcie policyjnym, a ci lekarze dołożą wszelkich starań, by uznać mnie za poczytalnego. – mruknął. Nie miał ochoty na tą rozmowę. Bo też nie wiedział, czego może się spodziewać.
Grace Warren
a
Nauczyciel historii w liceum, chodzący na terapię z kontroli gniewu. Pobił narzeczoną do nieprzytomności, spotykając ją po latach zrozumiał że to uczucie nie wyparowało. Chce zbudować wszystko na nowo, zostanie ojcem, ale świadomość że zabił swoje poprzednie dziecko przyprawia go o poczucie winy.
31
184
mów mi/kontakt
DeadMemories#5203
a
Chase Atherton
Wysiadła pod kliniką. Zadzierając głowę, popatrzyła na smutny rząd okien zabezpieczonych tak, aby według personelu nikt z pacjentów nie mógł sobie zrobić krzywdy. Rzadko bywała w tego typu miejscach, pojedyncze sprawy zmusiły ją, aby weszła do szpitala psychiatrycznego, a dłuższy odcinek czasu na oddziale spędziła jeszcze będąc na studiach i mając na nim praktyki.
Obróciła się, aby sięgnąć po torbę, ale siedzący za kółkiem mężczyzna podał ją jej z zawadiackim uśmiechem.
~ Pisz, jak skończysz. Przyjadę po Ciebie. Potrzebuję pretekstu, aby wyrwać się z tego nudnego spotkania, a Ty będziesz nie do podważenia...
Odpowiedziała mu uśmiechem, który pociągnął kąciki jej ust. Odsunęła się, przez chwilę obserwując oddalający się samochód, po czym sprężystym krokiem weszła do środka. W recepcji, dopełniła formalności. Zostawiła swoje osobiste rzeczy w depozycie, po czym jedna z pielęgniarek poprosiła ją ze sobą. Szli korytarzem o aestetycznym wystroju. Gryzący środek do czyszczenia drażnił jej nozdrza, domyślała się jednak, ze ostry zapach ma zneutralizować fekalia i inne wydzieliny z sal, które mijali w milczeniu.
Tęga kobieta, wskazała jej drzwi, przez które przeszła już sama. Weszła do niewielkiego pomieszczenia ze starą kanapą w kącie oraz stołem i aż czterema krzesłami. Ponieważ te miały wątpliwą czystość, zostawiła paczuszkę, która przeszła skrupulatną kontrolę w biurze ochrony i otrzymała pozwolenie na wniesienie na teren ośrodka na blacie, a sama usiadła na skrzypiącej kanapie. Przyglądała się obdartym miejscami ścianom - ślad po paznokciach? Najprawdopodobniej - aż drzwi nie otworzyły się i w progu nie stanął Chase. Podniosła się, witając go niewymuszonym uśmiechem.
- Kiepsko wyglądasz. Aż tak kiepsko tu karmią? - weszła mu w słowo, czym najprawdopodobniej zbiła mężczyznę z tropu. Przyglądał się jej niepewnie oraz nieufanie, a Grace jak gdyby nigdy nic wróciła na miejsce, które już zajęła wcześniej i poklepała tapicerkę obok.
- Siadaj. Nie przyszłam tu, aby Cię oceniać. Przywiozłam Ci książkę, jest w torbie oraz bezprzewodowe słuchawki, jakbyś musiał się odciąć od tych wszystkich jęków i ujadania. Powiedziano mi, co zaszło, ale... Nie musimy o tym rozmawiać - dodała. Jeżeli przeszło mu przez myśl, że przyjechała po to, aby prawić mu kazania bądź ciągnąć go za język i podpowiadać, jak powinien zachować się podczas badania... Cóż. To czekało go małe rozczarowanie, bo żadna z tych obaw nie wydawała się być rzeczywista jeżeli spojrzeć na Grace i jej zachowanie; ta, zarzuciła nogę na nogę i splotła swoje dłonie na kolanach.
Wysiadła pod kliniką. Zadzierając głowę, popatrzyła na smutny rząd okien zabezpieczonych tak, aby według personelu nikt z pacjentów nie mógł sobie zrobić krzywdy. Rzadko bywała w tego typu miejscach, pojedyncze sprawy zmusiły ją, aby weszła do szpitala psychiatrycznego, a dłuższy odcinek czasu na oddziale spędziła jeszcze będąc na studiach i mając na nim praktyki.
Obróciła się, aby sięgnąć po torbę, ale siedzący za kółkiem mężczyzna podał ją jej z zawadiackim uśmiechem.
~ Pisz, jak skończysz. Przyjadę po Ciebie. Potrzebuję pretekstu, aby wyrwać się z tego nudnego spotkania, a Ty będziesz nie do podważenia...
Odpowiedziała mu uśmiechem, który pociągnął kąciki jej ust. Odsunęła się, przez chwilę obserwując oddalający się samochód, po czym sprężystym krokiem weszła do środka. W recepcji, dopełniła formalności. Zostawiła swoje osobiste rzeczy w depozycie, po czym jedna z pielęgniarek poprosiła ją ze sobą. Szli korytarzem o aestetycznym wystroju. Gryzący środek do czyszczenia drażnił jej nozdrza, domyślała się jednak, ze ostry zapach ma zneutralizować fekalia i inne wydzieliny z sal, które mijali w milczeniu.
Tęga kobieta, wskazała jej drzwi, przez które przeszła już sama. Weszła do niewielkiego pomieszczenia ze starą kanapą w kącie oraz stołem i aż czterema krzesłami. Ponieważ te miały wątpliwą czystość, zostawiła paczuszkę, która przeszła skrupulatną kontrolę w biurze ochrony i otrzymała pozwolenie na wniesienie na teren ośrodka na blacie, a sama usiadła na skrzypiącej kanapie. Przyglądała się obdartym miejscami ścianom - ślad po paznokciach? Najprawdopodobniej - aż drzwi nie otworzyły się i w progu nie stanął Chase. Podniosła się, witając go niewymuszonym uśmiechem.
- Kiepsko wyglądasz. Aż tak kiepsko tu karmią? - weszła mu w słowo, czym najprawdopodobniej zbiła mężczyznę z tropu. Przyglądał się jej niepewnie oraz nieufanie, a Grace jak gdyby nigdy nic wróciła na miejsce, które już zajęła wcześniej i poklepała tapicerkę obok.
- Siadaj. Nie przyszłam tu, aby Cię oceniać. Przywiozłam Ci książkę, jest w torbie oraz bezprzewodowe słuchawki, jakbyś musiał się odciąć od tych wszystkich jęków i ujadania. Powiedziano mi, co zaszło, ale... Nie musimy o tym rozmawiać - dodała. Jeżeli przeszło mu przez myśl, że przyjechała po to, aby prawić mu kazania bądź ciągnąć go za język i podpowiadać, jak powinien zachować się podczas badania... Cóż. To czekało go małe rozczarowanie, bo żadna z tych obaw nie wydawała się być rzeczywista jeżeli spojrzeć na Grace i jej zachowanie; ta, zarzuciła nogę na nogę i splotła swoje dłonie na kolanach.
grace warren
A better love you won't find today
I will show you love
I will show you love
mów mi/kontakt
kotpsot#2892