[Ryker Harrington]

##

Nic w tym dziwnego, że gdy tylko miał okazję próbować nowych rzeczy - robił to. W Cape Coral otworzyli dwa nowe bary, które chciał odwiedzić. Ot, zapoznać się z nowościami, poznać ewentualną konkurencję czy coś, a tak naprawdę - chciał się dobrze bawić. Wraz z kilkoma kumplami postanowił wybrać się do miasteczka oddalonego o trzydzieści minut od rodzinnej dziury. Bliżej to niż Miami czy Vegas, tak? Jedna z knajp była całkiem klimatyczna i tematyczna przede wszystkim. Bar stylizowany na typowy z teledysków czy seriali, teksański pub z bykiem po środku, rzutkami, bilardem i obiciem z drewna. Było tłoczno, kolorowo i w powietrzu unosił się zapach bbq oraz piwa. To na pewno coś innego, niż wymuskane kawiarenki czy kluby, w których czasem bywał, gdy odwiedzał większe miasta. Bawił się przednio, wypił kilka kolejek tequili, zapijał to właśnie wszystko piwem, grając w bilard, gdy został szturchnięty przez jednego ze swoich znajomych. Pokazał mu głową na dziewczyny, które właśnie pojawiły się w środku i musiał przyznać, że były niczego sobie, póki jego wzrok nie spotkał się ze wzorkiem natarczywej sąsiadki. Marcy. No tak, musiała się tutaj zjawić, w końcu Teksas, byki, a ona lubiła udowadniać, że jej pochodzenie jest równie ważne. Uniósł szklankę z piwem w geście przywitania i upił łyk, jej zdrówko, niech się dzisiaj nie porobi, bo nie da rady dotrzeć do muzeum guzików. Zaśmiał się tylko na samą myśl i wrócił do swojej partii, a gdy dograł ją do końca, a piwo skończyło się nawet w dolewce, postanowił podejść do baru i zamówić kolejkę.
- No proszę, proszę. Nie spodziewałem się Ciebie tutaj, panno Shumway. To trochę inne miejsce od fabryki guzików - mruknął, stając za nią w kolejce i pokazując barmanowi, że to na jego koszt. - Pierwsza kolejka dla Pań na mój rachunek - uśmiechnął się uroczo, na co oczywiście jej koleżanki pewnie były bardzo zadowolone, pytając ją po chwili kim jest ten cudowny mężczyzna, który nie wydaje się obskurnym chamem z brzuchem piwnym. - Ryker Harrington, moje drogie, sąsiad tej o to uroczej Marcy - jak chciał, bywał czarujący. Nawet bardzo! Szkoda, że brunetka kompletnie go nie doceniała.

Marcy Shumway

[Marcy Shumway]

#11

Marcy, wbrew temu co myślał Ryker (chociaż Marcy nie do końca była przekonana, czy taką umiejętność naprawdę posiadł, heh),naprawdę lubiła się dobrze bawić. A ostatnio bardzo tego potrzebowała, przez to wszystko co się tam w jej życiu działo. A działo się dość sporo! Z jednej strony nowe randeczki, z drugiej strony były, który przypomniał jej trochę zbyt wiele, a na koniec jeszcze sytuacja z Josephem, która całkowicie rozbiła ją emocjonalnie. Najgorsze było to, że nawet nie potrafiła się wściekać na praktykantkę, która pomyliła dzieci i źle zapisała je na liście kontaktowej. I wpisała dziecko, które zginęło pół roku temu, więc no, generalnie dość mocno to Marcy wstrząsnęło, zwłaszcza że o tej pomyłce dowiedziała się w trakcie rozmowy z ojcem tego dziecka, zapewniając mu najbardziej makabryczne i koszmarne popołudnie. Okej, może nie “najbardziej”, na pewno gorzej było, jak się o śmierci dowiedział, ale wiadomo o co chodzi. Więc naprawdę potrzebowała tego wieczoru, a jak się dowiedział,a że nową knajpę otwierają, na dodatek w jej ulubionym klimacie, założyła wygodne jeansy, koszulkę, wzięła też słomkowy, kowbojski kapelusz (miała ich sporo, różnych!), no i ruszyła na lokal z dziewczynami. Już w drodze w ruch poszła piersiówka z tequilą, bo czemu nie, Marcy tego dzisiaj potrzebowała. A jak znalazła się w knajpie, od razu zamówiły kolejne szoty, no i… i właśnie wtedy, jej wzrok po prostu musiał paść na kogoś, kto na pewno jej ten wieczór zepsuje. - Ryker Harrington - przywitała się pełnym imieniem i nazwiskiem, skoro też ją tutaj po nazwisku wyzywał. Wzięła zaraz potem trochę soli na zagłębienie w dłoni, polizała, wypiła szota i zagryzła cytryną, zanim zdecydowała się znowu odezwać. - A to mój sąsiad, który nie zna podstawowych zasad współżycia sąsiedzkiego, ani innego chyba też nie za bardzo - podsumowała, z krzywym uśmiechem. - I to było muzeum, bardzo pouczające i interesujące. Też powinieneś się czasem odchamić trochę - pouczyła go, mrużąc oczy i zastanawiając się przez kilka chwil co jeszcze chciałaby mu powiedzieć. - A teraz chcesz nam pokazać, jak ładnie latasz? - zapytała, sięgając po kolejnego szota i wskazała lekko głową elektrycznego byka. No była ciekawa, czy Ryker da radę!

[Ryker Harrington]

- Ouch - jęknął, łapiąc się teatralnie za serce - nie rób mi złej reklamy, jestem pewien, że jeśli tylko jakaś z Twoich koleżanek dałaby mi szansę to byśmy się dogadali.. nawet bardzo. Między nami niestety sprawy są mocno załatwione - westchnął ciężko, jakby faktycznie żałował - ale to wszystko dlatego, że jesteś sztywna jak pal - skoro ona mu robiła złą reklamę, on też nie zamierzał być miły i cudowny! A ładnie zaczął! To ta jeszcze próbowała go oczerniać i psuć mu podrywy, choć na pewno jej przyjaciółki, koleżanki czy zwykłe znajome od tequili i barów w klimacie teksańska masakra, były niczego sobie. Gdy go poprawiła, że to było muzeum, uśmiechnął się lekko. Czy pomylił się specjalnie, by go poprawiła? Może. A może po prostu nie chciał dawać po sobie poznać, że cokolwiek wtedy do niego dotarło, w końcu był pod wpływem alkoholu i ich wymiana sąsiedzkich uwag nie była najmilsza. Przynajmniej nie skończyła się w miły sposób, dlaczego więc miałaby pokazywać jej, że coś w temacie Shumway go obchodziło? - Och, wybacz, taka nudna byłaś, że musiało mi się pomylić - przekrzywił głowę w bok, gdy tylko wypił szota tequili. Zdecydowanie potrzebował alkoholu, przy tej dziewczynie podnosiło mu się coraz bardziej ciśnienie. Dlaczego on w ogóle pochodził? - Może kiedyś się wybiorę, o ile Ciebie tam nie będzie, bo wtedy łatwo zepsujesz mi humor - pewnie by go poprawiała tylko, albo zanudzała faktami. A on ostatni do takich zagrań, naprawdę.
- Nah.. raczej Ciebie chciałem namówić, skoro się tu pokazałaś. Ostatnio coś gadałaś, że jestem zbyt seksistowski, czy też wyzywałaś mnie od mizoginów, bo uznałem, że jesteś za drobna, by ujeżdżać byka. Masz więc okazję pokazać mi, że kompletnie się myliłem - pokazał jej szerokim gestem dłoni, że ten byk czekał specjalnie na nią, pannę z Teksasu, która ostatnio tak tupała na to nogą, że teraz powinna zdecydowanie podjąć wyzwanie i pokazać mu, gdzie raki zimują. Czy coś. Jeśli okaże się, że będzie lepsza od niego, na pewno podejmie wyzwanie i nie ucieknie, ale najpierw musiał się przekonać, czy tylko tak gadała z tym swoim pochodzeniem i zdolnościami, czy może jednak nie?

Marcy Shumway

[Marcy Shumway]

On jęczał i dramatyzował, a Marcy uśmiechnęła się wesoło. Nie może przecież pozwolić, żeby taki Ryker Harrington jej zepsuł nastrój, w dzień kiedy planowała mieć humor bardzo dobry! No nie ma szans, nie zamierzała na to pozwolić. - Jeśli chcesz robić sobie dobrą reklamę, rób ją 24/7, a nie dopiero wtedy, jak zobaczysz krótką spódniczkę - wzniosła oczy ku niebu. Nie chciała żeby zaliczał którąś z jej koleżanek! Bo potem ona będzie musiała słuchać o tym, że takiego diabła im sprowadziła do życia, eh. Jeszcze ją za to wyrzucą z przyjaźni i co wtedy? No wszystko jego wina! Za antybiotyki na te wenerki, którymi mógłby je zarazić pewnie też by dostała rachunki potem… heh. - Nie interesuje mnie kariera alfonsa - dodała, nieładnie sugerując jaka byłaby rola Rykera w takim układzie. Uznała to za dobrą ripostę za ten pal. Gdyby była facetem, sztywność mogłaby być komplementem, ale ona wcale sztywna nie była! Tak jak jej przedszkolaki, wiedziała jak założyć nogi za głowę, heh. Okej, jedną nogę, ale też się liczy. I w sumie, trochę słabo jej dopiekł, skoro otaczały ją jej własne znajome, które dobrze wiedziały, że wcale sztywna nie jest… i ostatecznie, każdy inaczej interpretuje sztywność, nie ma co się oszukiwać, takie rzeczy są bardzo względne. Dla niektórych szaleństwo piątkowe to cztery piwka na mieście, dla innych ćpańsko i pobudka w środę, w innym mieście.
- Albo może byłeś po prostu aż tak pijany, to ty nam zapaskudziłeś chodnik po tej wspaniałej imprezie? - wywróciła oczami, uciekając się do kłamstwa, bo nie wiedziała czy był tam jakiś syf… ale skoro był taki pijany, to skąd miał mieć pewność co robił, a czego nie?
- A ile mam czekać aż ciebie zabraknie, teraz, tutaj? Nie masz własnych przyjaciół, że przykleiłeś się jak rzep do psiego ogona? - zapytała i od razu zamówiła kolejną kolejkę u barmana, bo cóż, potrzebowała tego! Miało być miło, ale Ryker oczywiście jak zawsze, wszystko umiał zepsuć. Matka powinna go nazwać Ron, to na R i to na R!
- Podaj czas i zobaczysz, że dokładnie tyle się utrzymam - prychnęła cicho i spojrzała mu w oczy, z wyzwaniem. Nawet nachyliła się, delikatnie mrużąc oczy i pogłębiając to spojrzenie, żeby wiedział, że ani troche się go nie boi i że ma pełnie wiary w swojej umiejętności w ujeżdżaniu byka. Robiła to całe swoje życie.

[Ryker Harrington]

- Nie chodzi o spódniczki, jestem fanem spodni - uniósł brew do góry - po prostu bywam gentlemanem przy kobietach, które na to zasługują, bo nie mają mnie za zło świata, jak Ty Marcy. Od dnia pierwszego masz jakiś ze mną problem - skrzywił się nieznacznie, wciąż jednak uśmiechając się uroczo do jej koleżanek. Jak chciał to potrafił być miły, nie można mu tego odmówić. I niech się nie martwi, nie zamierzał zaliczać jej koleżanek, bo z babami to same problemy były, więc ostatecznie wolał po prostu być przyjacielskim Rykerem na pełnych obrotach, a nie zapraszać panien do swojego łóżka. Poza tym, wiedział, że wtedy Marcy nie da mu żyć i będzie mu uprzykrzała cały czas życie. Zacmokał tylko, nie odpowiadając nic na zarzuty o karierze alfonsa. Cóż, jeśli by miała nim być, on musiałby stać się jej dziwką, a do tego bardzo daleka droga! Także całkiem dobrze się składało, że odmawiała na starcie takich pomysłów, musiała mieć świadomość, że układ byłby kompletnie nieopłacalny. Natomiast czy to był dobry comeback na bycie sztywną jak pal? No cóż. Niech sobie uważa, że tak, nie wyprowadzi jej za bardzo z błędu.
- Hm.. nie martw się, to nie byłem ja. Ale słyszałem, że sąsiad dwa mieszkania dalej miał ciężką noc. Widzisz, Marcy.. mam zerowy odruch wymiotny, jak się nawalę. Więc - mrugnął do niej - nie tym razem skarbie - jeśli próbowała coś na niego zwalić, prawdziwego czy kompletnie ściemnionego, to jej się nie uda. Mógł być pijany, ale nie miał takiego zgona, by nie wiedzieć co robił. - Auć, już chcesz się mnie pozbywać? - Jęknął z teatralnym rozżaleniem, bo naprawdę, godziła w jego biedne i kochane serduszko. - Hmm - zastanowił się, wpatrując się w brunetkę, gdy się tak nachylała w jego stronę, próbując udowodnić, że nie ma na nią mocnych - dobra, trzy minuty i czterdzieści sekund, zobaczymy, czy się utrzymasz. Wątpię, byś miała takie mocne uda - szepnął jej do ucha - do tego trzeba mieć trochę praktyki, a jak już mówiłem, przydałoby Ci się trochę rozluźnienia - zaśmiał się cicho i podszedł do kogoś, kto operował bykiem. Stoper przygotowany, odpowiednia muzyczka kowbojska również, specjalnie z dedykacją dla jego sąsiadeczki i pokazał gestem dłoni, by się nie krępowała.

Marcy Shumway

[Marcy Shumway]

Zmrużyła delikatnie oczy, słuchając jego gadania i nie za bardzo wierzyła w to, że mówi jej tutaj prawdę. Bardziej sądziła, że lubi im krótszą tym lepszą, a nie że spodnie - spodni chyba na sobie - mruknęła z lekkim rozbawieniem, a potem przechyliła głowę w bok. - Aaaaah, no proszę, segregujesz kobiety na te, które są dla ciebie miłe i te szanujesz, a inne to już nie? No ciekawe czemu mam cię za zło świata, wiesz Ryker? - wzniosła oczy ku niebu - i może nie wiem, może byś się zastanowił, czy naprawdę jesteś takim fantastycznym sąsiadem i czy ludzie w ogóle mają powód, żeby cię lubić, czy może jednak zalazłeś mi za skórę swoim chamstwem, prostactwem i głośnym zachowaniem już od pierwszego dnia i TO JEST POWODEM - no trochę ją poniosło, ale te drinki chyba były mocniejsze niż myślała! To znaczy szoty! Może tylko drinki i piwo się w barach rozwadnia, a szoty są czystym alko? A może po prostu Marcy tak długo w sobie trzymała złość na tego mężczyznę, że w końcu musiała dać je jakoś upust? Przynajmniej Ryker Harrington może powiedzieć, że działa mocno na kobiety. Nieważne jak, ważne że mocno.
- Może to tylko ktoś na Twój widok - fuknęła, wywracając oczami i wzdychając zaraz potem ze zmęczenia. Nie lubiła konfrontacji, a Ryker wymagał od niej naprawdę wiele takich pyskówek. A miała się tutaj zrelaksować.
- Już? A kiedykolwiek nie chciałam? - zapytała, z przebijającą się nagle nutą rozbawienia. Tak, zdecydowanie alkohol zaczynał działać, dlatego sięgnęła po kolejnego szota i wypiła go szybko, lekko się krzywiąc i zagryzając zaraz potem cytryną.
- Okej, patrz i płacz - podsumowała, schodząc ze stołka, pijąc jeszcze jednego i podchodząc do byka, żeby wyjaśnić, że teraz ona na niej wskakuje. Była pewna swoich umiejętności, no jak miałaby nie być?

spoiler alert: Marcy była!