outfit
- Ummm… K-Kai m-mógłbyś… Hehe, n-no wiesz - jąkał się Dylan, bo było mu cholernie głupio po raz kolejny prosić o postój, zwłaszcza, że droga do Miami nie trwała znowu aż tak długo. Ale czy to jego wina, że wypił przed wyjściem półtora litra wody i teraz sikał dalej niż widział? Ugh, powinien był kupić sobie pieluchę. - Przepraszam chłopaki, nie przemyślałem tego. Mogłem nie pić aż tyle dopóki nie dojedziemy - mruknął, zwieszając głowę z zawstydzenia. Ostatnio ciągle sprawiał kłopoty, głównie samemu sobie. Wszystko zaczęło się od tej akcji z narkotykami, gdzie ten służbista nie chciał wypuścić go z komisariatu i na nic zdały się jego słodkie oczka i skomlenie, gliniarz był nieugięty. Jego głupi brat niestety wsypał go też przed mamą, więc mimo swoich dwudziestu trzech lat, miał szlaban na wychodzenie a po pracy miał wracać prosto do domu. Kobiety nic a nic nie obchodziło to, że to był zbieg okoliczności i że jej syn nie jest przecież dilerem. Za karę kazała mu sprzątać i odpuściła trochę dopiero, gdy udał, że źle się czuje. Oberwało mu się też od szefa za to, że przez Dylana dzwoniła do niego policja i że sprawdzali kawiarnię pod kątem narkotyków. Najgorsze wydarzyło się jednak wczoraj. Po skończonej zmianie, gdy wynosił śmieci do kontenera za budynkiem, dopadł go jakiś typek. Omal nie posikał się ze strachu, bo był od niego dwa razy większy. Groził, że jeśli Seo nie odda mu w ciągu tygodnia pieniędzy za towar, który przez niego stracił to tego pożałuje i tak czy inaczej odpracuje dla niego swój dług. Oczywiście Dylan nie zgłosił tego na policję, bo się bał. O mamie lepiej nie wspominać, bo zabiłaby go szybciej niż ten diler. Dlatego był dzisiaj rozkojarzony bardziej niż zwykle i - mimo, że byli daleko od Hope Valley - wyglądał nerwowo za okno ze swojego tylnego siedzenia. - Ale mogę wytrzymać. T-to nic takiego - dodał cicho pod nosem, obracając w dłoniach butelkę wody i zastanawiając się, skąd on u licha weźmie pieniądze na spłatę tego groźnego typa i kto zabije go pierwszy: on, czy jego mama jak się dowie w co się wpakował.
Kai Sanders
Jaemin Seo
a
The best love is unexpected. You don’t just pick someone and cross your fingers it’ll work out. You meet them by fate and it’s an instant connection, and the chemistry share is way above your head. You just talk and notice the way their lips curve when they smile or the color of their eyes and all at once you know you’re either lucky or screwed.
25
174
mów mi/kontakt
a
ubranie
Kai był człowiekiem słownym, tego nie można było mu odmówić. Nic więce dziwnego, że kiedy już obiecał zakupy dwójce swoich przyjaciół (jak tak dalej pójdzie to sam zacznie się czuć jak członek rodziny Seo, bujając się wszędzie z tą dwójką), miał zamiar się z tego wywiązać. Co prawda wielkim fanem shoppingu nie był, stawiając raczej na zakupy online, które nie wymagały od niego łażenia po sklepach, w których było wszystko i nic, niemniej spędzenie trochę czasu z osobami, które się lubi, było tego warte.
Zostając kierowcą (jakoś nie ufał tej dwójce za bardzo, bo jeden sikał co chwilę, a drugi był tak narwany, że pewnie władowałby ich pod jakąś ciężarówkę), postanowił w szybki, ale i bezpieczny sposób dostarczyć przesyłkę w postaci jednostek ludzkich do Miami, w którym był znacznie większy wybór, niż w Hope Valley czy Cape Coral. Bo jak już szaleć to po całości. No i właśnie w tym mieście znajdowała się ulubiona restauracja Sandersa.
-Ta, jasne. Wybacz Młody, ale nie chcę mieć zasikanego samochodu. Zaraz się zatrzymam, więc wytrzymaj jeszcze trochę - skomentował, kiedy któryś kolejny raz Dylan zawołał siku. Niczym mały dzieciaczek. Nie miał mu tego za złe znając jego przypadłość. Co prawda faktycznie mógł tyle nie pić, ale co miał zrobić biedny, jak go suszyło? Nic, po prostu następnym razem Sanders kupi mu taką specjalną pieluchę dla starszych osób, która miała znacznie lepsze wchłanianie, niż te dla bobasków. Chociaż czy dupcia Dylana nie była idealna właśnie do rozmiaru dziecięcego?
Spoglądając w lusterko, upewniając się, że nic im nie groziło, a żadne z pasażerów nie zostanie zmieciony przez rozpędzony pojazd, zaparkował na poboczu. Niestety, znajdowali się na drodze szybkiego ruchu, gdzie lasu nie było, więc Dylanowi musiał wystarczyć przydrożny rów.
-Zasłonić cię? - spytał, stając obok chłopaka. Domyślał się, że załatwianie potrzeb fizjologicznych w takim miejscu nie było zbyt przyjemne, dlatego za wszelką cenę chciał zadbać o komfort przyjaciela. Zupełnie, jakby świadomość, że ktoś patrzy ci na siusiaka była właśnie taka!
Dylan Seo
Jaemin Seo
Kai był człowiekiem słownym, tego nie można było mu odmówić. Nic więce dziwnego, że kiedy już obiecał zakupy dwójce swoich przyjaciół (jak tak dalej pójdzie to sam zacznie się czuć jak członek rodziny Seo, bujając się wszędzie z tą dwójką), miał zamiar się z tego wywiązać. Co prawda wielkim fanem shoppingu nie był, stawiając raczej na zakupy online, które nie wymagały od niego łażenia po sklepach, w których było wszystko i nic, niemniej spędzenie trochę czasu z osobami, które się lubi, było tego warte.
Zostając kierowcą (jakoś nie ufał tej dwójce za bardzo, bo jeden sikał co chwilę, a drugi był tak narwany, że pewnie władowałby ich pod jakąś ciężarówkę), postanowił w szybki, ale i bezpieczny sposób dostarczyć przesyłkę w postaci jednostek ludzkich do Miami, w którym był znacznie większy wybór, niż w Hope Valley czy Cape Coral. Bo jak już szaleć to po całości. No i właśnie w tym mieście znajdowała się ulubiona restauracja Sandersa.
-Ta, jasne. Wybacz Młody, ale nie chcę mieć zasikanego samochodu. Zaraz się zatrzymam, więc wytrzymaj jeszcze trochę - skomentował, kiedy któryś kolejny raz Dylan zawołał siku. Niczym mały dzieciaczek. Nie miał mu tego za złe znając jego przypadłość. Co prawda faktycznie mógł tyle nie pić, ale co miał zrobić biedny, jak go suszyło? Nic, po prostu następnym razem Sanders kupi mu taką specjalną pieluchę dla starszych osób, która miała znacznie lepsze wchłanianie, niż te dla bobasków. Chociaż czy dupcia Dylana nie była idealna właśnie do rozmiaru dziecięcego?
Spoglądając w lusterko, upewniając się, że nic im nie groziło, a żadne z pasażerów nie zostanie zmieciony przez rozpędzony pojazd, zaparkował na poboczu. Niestety, znajdowali się na drodze szybkiego ruchu, gdzie lasu nie było, więc Dylanowi musiał wystarczyć przydrożny rów.
-Zasłonić cię? - spytał, stając obok chłopaka. Domyślał się, że załatwianie potrzeb fizjologicznych w takim miejscu nie było zbyt przyjemne, dlatego za wszelką cenę chciał zadbać o komfort przyjaciela. Zupełnie, jakby świadomość, że ktoś patrzy ci na siusiaka była właśnie taka!
Dylan Seo
Jaemin Seo
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
waow so sexc waow outfit
Na co i po co on dał się dzisiaj wyciągnąć z domu? W jedyny w tym tygodniu wolny dzień od pracy kiedy postanowiwszy dać sobie na wstrzymanie z zabawianiem się z różnymi typami, wziął w zamian więcej godzin i dni do występowania na scenie? Fakt, szef nie był zachwycony z tego, że Jaemin swoją ładną buźką nie będzie przynosił większych dochodów, ale jednak nie wyrzucił go na zbity pysk, dając mu ultimatum wzięcia większej ilości godzin w tym burdelu. I kim był Jaemin żeby z tego zrezygnować? Może pieniądze nie były tak dobre jak przy serwowaniu usług tym obleśnym typom i może ucierpi na tym jego kolekcja, ale miał swoje powodu ku temu i już.
Rozważał więc wszystkie za i przeciw wspólnego wypadu na zakupy i póki co miał tylko te drugie. Chociaż może był jednak ten jeden, który siedział obok niego a nad którym Jaemin rozczulał się jak nad własnym dzieckiem.
— Jaki ty jesteś słodki, zaraz mnie rozniesie po całym aucie. Wybuchnę przez ciebie. — Łapiąc go za policzki, lekko ścisnął, totalnie ignorując to że chłopak prawie sikał po gaciach. Co on mógł poradzić na to, że miał ochotę wsadzić kuzyna do kieszeni i nigdy go stamtąd nie wypuszczać? W przeciwieństwie do jego przyjaciela, którego zdzielił w ramię nie przejmując się tym że chłopak prowadzi auto na dosyć ruchliwej drodze. — Czemu pozwoliłeś mu kupić tyle wody? Nie wiesz, że on ma dwa latka i trzeba go trzymać za rączkę na zakupach? — Bąknął, posyłając Sandersowi piorunujące spojrzenie(chociaż ten tego nie widział) nim powrócił wzrokiem na kuzyna ponownie się rozczulając. — Dasz radę wytrzymać? Jeszcze parę minut? — Przesunął mu palcami po włosach i może gdyby nie był padnięty od nadmiaru pracy i braku snu to zauważyłby że z kuzynem coś jest nie tak, że czymś się stresuje.
— No w końcu. — Odetchnął z ulgą kiedy się zatrzymali i kuzyn ostatecznie nie posikał się i starszy Seo nie musiał w tym pływać. — Jak ktoś na niego spojrzy to wyjaśnię i ciebie i tego kogoś! — Wytknął palcem na Sandersa, wyciągając telefon z kieszeni by poprzeglądać twittera z nadzieją że Baekhyun coś dodał i będzie mógł spróbować swoich sił w spamowaniu pod postem na który może dostanie odpowiedź. Widząc jednak powiadomienie o rozpoczętym live, niemalże pisnął z ekscytacji by po chwili na ekranie pojawiła mu się dłoń Baekhyuna i sekundę później informacja o zakończonej transmisji. Chęć wyrzucenia telefonu była naprawdę kusząca — To wszystko twoja wina Sanders!!!!
Kai Sanders
Dylan Seo
Na co i po co on dał się dzisiaj wyciągnąć z domu? W jedyny w tym tygodniu wolny dzień od pracy kiedy postanowiwszy dać sobie na wstrzymanie z zabawianiem się z różnymi typami, wziął w zamian więcej godzin i dni do występowania na scenie? Fakt, szef nie był zachwycony z tego, że Jaemin swoją ładną buźką nie będzie przynosił większych dochodów, ale jednak nie wyrzucił go na zbity pysk, dając mu ultimatum wzięcia większej ilości godzin w tym burdelu. I kim był Jaemin żeby z tego zrezygnować? Może pieniądze nie były tak dobre jak przy serwowaniu usług tym obleśnym typom i może ucierpi na tym jego kolekcja, ale miał swoje powodu ku temu i już.
Rozważał więc wszystkie za i przeciw wspólnego wypadu na zakupy i póki co miał tylko te drugie. Chociaż może był jednak ten jeden, który siedział obok niego a nad którym Jaemin rozczulał się jak nad własnym dzieckiem.
— Jaki ty jesteś słodki, zaraz mnie rozniesie po całym aucie. Wybuchnę przez ciebie. — Łapiąc go za policzki, lekko ścisnął, totalnie ignorując to że chłopak prawie sikał po gaciach. Co on mógł poradzić na to, że miał ochotę wsadzić kuzyna do kieszeni i nigdy go stamtąd nie wypuszczać? W przeciwieństwie do jego przyjaciela, którego zdzielił w ramię nie przejmując się tym że chłopak prowadzi auto na dosyć ruchliwej drodze. — Czemu pozwoliłeś mu kupić tyle wody? Nie wiesz, że on ma dwa latka i trzeba go trzymać za rączkę na zakupach? — Bąknął, posyłając Sandersowi piorunujące spojrzenie(chociaż ten tego nie widział) nim powrócił wzrokiem na kuzyna ponownie się rozczulając. — Dasz radę wytrzymać? Jeszcze parę minut? — Przesunął mu palcami po włosach i może gdyby nie był padnięty od nadmiaru pracy i braku snu to zauważyłby że z kuzynem coś jest nie tak, że czymś się stresuje.
— No w końcu. — Odetchnął z ulgą kiedy się zatrzymali i kuzyn ostatecznie nie posikał się i starszy Seo nie musiał w tym pływać. — Jak ktoś na niego spojrzy to wyjaśnię i ciebie i tego kogoś! — Wytknął palcem na Sandersa, wyciągając telefon z kieszeni by poprzeglądać twittera z nadzieją że Baekhyun coś dodał i będzie mógł spróbować swoich sił w spamowaniu pod postem na który może dostanie odpowiedź. Widząc jednak powiadomienie o rozpoczętym live, niemalże pisnął z ekscytacji by po chwili na ekranie pojawiła mu się dłoń Baekhyuna i sekundę później informacja o zakończonej transmisji. Chęć wyrzucenia telefonu była naprawdę kusząca — To wszystko twoja wina Sanders!!!!
Kai Sanders
Dylan Seo
mów mi/kontakt
bitter peach
a
The best love is unexpected. You don’t just pick someone and cross your fingers it’ll work out. You meet them by fate and it’s an instant connection, and the chemistry share is way above your head. You just talk and notice the way their lips curve when they smile or the color of their eyes and all at once you know you’re either lucky or screwed.
25
174
Żałował, że - znając żałosny stan swojego pęcherza, który ledwie wyrabiał, gdy miał jeszcze obie nerki i był lekko odwodniony - zgodził się na tak daleką wyprawę. Mogli w końcu wybrać się do Cape Coral, prawda? Ale nie chciał niszczyć tej przygody swoim… no, wiadomo czym.
- Przepraszaaaam - jęknął nieszczęśliwie, wydymając wargi. Niczego tak nie żałował jak tego, że tyle się opił. Pewnie dlatego raczej nigdy nie tykał alkoholu, a zwłaszcza piwa, które musiałby chyba spożywać pod drzwiami łazienki, żeby nie narobić w gacie. Istny koszmar. Większym było tylko ściskanie go przez ciotkę Tessie za polisie co roku na święta bożonarodzeniowe, co ledwo przeżył w zeszłym miesiącu. A o czym właśnie przypominał mu rozanielony Jaemin. - Ajjjj kuzynku! To boli - pisnął, próbując go od siebie odgonić, ale na starszego Seo nie było mocnych jak się zawziął. Lekko klepnął go w kolano. - Nie bij naszego kierowcy Jaem, bo wpakuje nas do rowu, a ja drugi raz nie będę umierać - zażartował. W ich towarzystwie mógł sobie na to pozwolić, bo mama to już by go wyjaśniła. - I przestańcie mówić o mnie jakbym był małym dzieckiem, o rany. Mam już dwadzieścia trzy lata! - oburzył się, wyglądając trochę jak . Pokiwał głową na pytanie kuzyna, bo tyle był w stanie wytrzymać. Mimo wszystko, nigdy nie zdarzyło mu się jeszcze posikać w gacie (przynajmniej nie odkąd skończył sześć lat) i ta statystyka miała się utrzymać.
Załatwianie swoich potrzeb w takim miejscu nie było jego szczytem marzeń, ale jak to mówią: jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma, a Dylan zdecydowanie potrzebował teraz sobie ulżyć i co zrobisz.
- Uhmmm… Dzięki, dam sobie radę - sapnął, bo to wszystko nie dość, że było kłopotliwe, to jeszcze krępujące. Nie, żeby się wstydził swojego ciała, ale świecenie tyłkiem na autostradzie nie było punktem na jego liście 100 rzeczy do zrobienia przed śmiercią. Jakkolwiek krępujące by to nie było, Dylan załatwiał swoje potrzeby w akompaniamencie wrzasków kuzyna, mając młodego milionera (?) za ochroniarza swojego tyłka. Cóż, mógł trafić gorzej. - Ach… nie ma to jak rozprostować kości, co? Haha… No dobra, możemy ruszać. Obiecuję, że to był ostatni raz - a przynajmniej taką miał nadzieję.
Kai Sanders
Jaemin Seo
- Przepraszaaaam - jęknął nieszczęśliwie, wydymając wargi. Niczego tak nie żałował jak tego, że tyle się opił. Pewnie dlatego raczej nigdy nie tykał alkoholu, a zwłaszcza piwa, które musiałby chyba spożywać pod drzwiami łazienki, żeby nie narobić w gacie. Istny koszmar. Większym było tylko ściskanie go przez ciotkę Tessie za polisie co roku na święta bożonarodzeniowe, co ledwo przeżył w zeszłym miesiącu. A o czym właśnie przypominał mu rozanielony Jaemin. - Ajjjj kuzynku! To boli - pisnął, próbując go od siebie odgonić, ale na starszego Seo nie było mocnych jak się zawziął. Lekko klepnął go w kolano. - Nie bij naszego kierowcy Jaem, bo wpakuje nas do rowu, a ja drugi raz nie będę umierać - zażartował. W ich towarzystwie mógł sobie na to pozwolić, bo mama to już by go wyjaśniła. - I przestańcie mówić o mnie jakbym był małym dzieckiem, o rany. Mam już dwadzieścia trzy lata! - oburzył się, wyglądając trochę jak . Pokiwał głową na pytanie kuzyna, bo tyle był w stanie wytrzymać. Mimo wszystko, nigdy nie zdarzyło mu się jeszcze posikać w gacie (przynajmniej nie odkąd skończył sześć lat) i ta statystyka miała się utrzymać.
Załatwianie swoich potrzeb w takim miejscu nie było jego szczytem marzeń, ale jak to mówią: jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma, a Dylan zdecydowanie potrzebował teraz sobie ulżyć i co zrobisz.
- Uhmmm… Dzięki, dam sobie radę - sapnął, bo to wszystko nie dość, że było kłopotliwe, to jeszcze krępujące. Nie, żeby się wstydził swojego ciała, ale świecenie tyłkiem na autostradzie nie było punktem na jego liście 100 rzeczy do zrobienia przed śmiercią. Jakkolwiek krępujące by to nie było, Dylan załatwiał swoje potrzeby w akompaniamencie wrzasków kuzyna, mając młodego milionera (?) za ochroniarza swojego tyłka. Cóż, mógł trafić gorzej. - Ach… nie ma to jak rozprostować kości, co? Haha… No dobra, możemy ruszać. Obiecuję, że to był ostatni raz - a przynajmniej taką miał nadzieję.
Kai Sanders
Jaemin Seo
mów mi/kontakt
a
Bycie kierowcą miało swoje plusy, jak chociażby fakt, że to od niego zależało jak pojadą, kiedy dotrą i czy dostaną zawału, kiedy mocniej nadepnął na gaz.
Miało to też swoje minusy. Jak chociażby wysłuchiwanie uwag pasażerów, które nie zawsze były na poziomie. No i postoje. Tak, je zdecydowanie musiał robić z jednej prostej przyczyny - jechał z osobą, która miała problemy z nerkami (a raczej jedną z nich, ponieważ druga to poszła sobie zwiedzać świat, już nigdy nie wracając), a co za tym szło sikała dość często. Może wyda się to zabawne, ale chyba zainwestuje z podróżny nocnik, żeby w razie czego Dylan mógł się załatwić bez obawy, że zasika mu samochód, jak również pasażera obok.
-Ale ty wiesz, że on ma praktycznie tyle samo lat co ty, nie? - rzucił do Jaemina, który omal się nie posikał wychwalając Dylana. jak tak dalej pójdzie będą tu mieli prawdziwy basen moczu. A w takim to Kai niespecjalnie chciał pływać. - Jae, panuj nad sobą, bo za chwilę będziesz biegł za samochodem - skomentował, gdy ten go pacnął. Halo, miał spowodować wypadek, czy o co chodziło? Aż tak mu było spieszno na tamten świat, czy kręciły go takie nadwyżki adrenaliny?
Kiedy wszyscy wysiedli, upewnił się, że istniało małe prawdopodobieństwo, że ktoś ich przypadkiem zahaczy. Nie chciał narażać dwóch ważnych dla siebie osób tylko dlatego, że mógł źle zatrzymać samochód.
- Ty lepiej patrz czy nikt go nie będzie podglądał. Nie wiem, stań przy drodze i niech patrzą na ciebie - zwrócił się do Jaemina, który zaraz do niego z pyskiem wyskoczył. Jak zaraz mu wytarmosi te polisie, to się chłopak opamięta. Ewentualnie zostawi w rowie i każe biec za samochodem. - No i co znowu ja? - skomentował, patrząc na chłopaka. No co on by w takim dziwnym nastroju? Okresu dostał, czy po prostu to dziecięca irytacja?
Zaśmiał się na widok speszonej miny Dylana.
-Widziałem już w życiu wszystko, ale spokojnie, nie będę ci w majtki zaglądał - rzucił, odwracając się do niego tyłem. Mimo wszystko nie miał zamiaru wprowadzać go w zakłopotanie.
Kiedy ponownie znaleźli się w samochodzie, włączył radio, puszczając jedną z piosenek Baekhyuna. Może dzięki temu Jaemin przestanie molestować swojego kuzyna, jak i Sandersa.
Kilkadziesiąt minut później znaleźli się w Miami (co prawda zatrzymywał się jeszcze dwa razy, ale dziwnie mu to nie przeszkadzało) i zaparkował przed jedną z większych galerii.
-Proszę trzymać się razem, dzieciaki - zwrócił się do przyjaciół.
Dylan Seo
Jaemin Seo
Miało to też swoje minusy. Jak chociażby wysłuchiwanie uwag pasażerów, które nie zawsze były na poziomie. No i postoje. Tak, je zdecydowanie musiał robić z jednej prostej przyczyny - jechał z osobą, która miała problemy z nerkami (a raczej jedną z nich, ponieważ druga to poszła sobie zwiedzać świat, już nigdy nie wracając), a co za tym szło sikała dość często. Może wyda się to zabawne, ale chyba zainwestuje z podróżny nocnik, żeby w razie czego Dylan mógł się załatwić bez obawy, że zasika mu samochód, jak również pasażera obok.
-Ale ty wiesz, że on ma praktycznie tyle samo lat co ty, nie? - rzucił do Jaemina, który omal się nie posikał wychwalając Dylana. jak tak dalej pójdzie będą tu mieli prawdziwy basen moczu. A w takim to Kai niespecjalnie chciał pływać. - Jae, panuj nad sobą, bo za chwilę będziesz biegł za samochodem - skomentował, gdy ten go pacnął. Halo, miał spowodować wypadek, czy o co chodziło? Aż tak mu było spieszno na tamten świat, czy kręciły go takie nadwyżki adrenaliny?
Kiedy wszyscy wysiedli, upewnił się, że istniało małe prawdopodobieństwo, że ktoś ich przypadkiem zahaczy. Nie chciał narażać dwóch ważnych dla siebie osób tylko dlatego, że mógł źle zatrzymać samochód.
- Ty lepiej patrz czy nikt go nie będzie podglądał. Nie wiem, stań przy drodze i niech patrzą na ciebie - zwrócił się do Jaemina, który zaraz do niego z pyskiem wyskoczył. Jak zaraz mu wytarmosi te polisie, to się chłopak opamięta. Ewentualnie zostawi w rowie i każe biec za samochodem. - No i co znowu ja? - skomentował, patrząc na chłopaka. No co on by w takim dziwnym nastroju? Okresu dostał, czy po prostu to dziecięca irytacja?
Zaśmiał się na widok speszonej miny Dylana.
-Widziałem już w życiu wszystko, ale spokojnie, nie będę ci w majtki zaglądał - rzucił, odwracając się do niego tyłem. Mimo wszystko nie miał zamiaru wprowadzać go w zakłopotanie.
Kiedy ponownie znaleźli się w samochodzie, włączył radio, puszczając jedną z piosenek Baekhyuna. Może dzięki temu Jaemin przestanie molestować swojego kuzyna, jak i Sandersa.
Kilkadziesiąt minut później znaleźli się w Miami (co prawda zatrzymywał się jeszcze dwa razy, ale dziwnie mu to nie przeszkadzało) i zaparkował przed jedną z większych galerii.
-Proszę trzymać się razem, dzieciaki - zwrócił się do przyjaciół.
Dylan Seo
Jaemin Seo
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
Co to był w ogóle podróżny nocnik i jak miał w tym wszystkim pomóc Dylanowi skoro chłopak zapewne ze wstydu nawet by się nie wysikał. Nie pozostało im nic innego jak uzbroić się w cierpliwość i zatrzymywać co chwilę. Już i tak musiał czuć się tym wszystkim przytłoczony, a w końcu nie była to jego wina, prawda? Owszem mógł trochę mniej wypić, ale no czując pragnienie nie myślisz o czymś takim jak sikanie, no.
Zmarszczył brwi, słysząc słowa Sandersa. Oh, he didn’t.
— Proszę, proszę i kto to mówi. Przypominam ci, że ty też tak robisz do naszej dwójki, a wcale nie jesteśmy tak dużo od ciebie młodsi. — Przewrócił oczami po chwili podnosząc wzrok znad telefonu z zadziornym uśmiechem. — A może król cringu obawia się, że będzie musiał zejść z tronu, hmm? — Zaśmiał się, zamykając jednak kiedy zaczął mu grozić. — Sam zaraz będziesz biegł, proszę mnie zostawić albo zadzwonię na policje, że mnie porwałeś. — Przeniósł wzrok na kuzyna, cicho wzdychając. — Masz rację, przepraszam nie chciałem cię narażać na niebezpieczeństwo. Ale na koniec traktowania cię jak mojego dwuletniego brata którego nie miałem nawet nie licz lol. — Zmierzwił mu lekko włosy, spojrzeniem wracając na Sandersa. — A ty jedź ostrożne. — Oparł się o siedzenie, rzucając pod nosem jakieś niezrozumiałe wiązanki.
— A kto będzie w ogóle patrzył na to co on robi skoro jesteśmy na ruchliwej drodze i nikt nawet nie będzie miał okazji się przyjrzeć. Przez ciebie live hyunga nie obejrzałem. — Jęknął poirytowany, ale ostatecznie podniósł się z siedzenia, rzucając na nie swój telefon. — Wisisz mi za to kartę Baekhyuna. A ty Seo kawę — Stając przy drodze z szerokim uśmiechem zaczął machać do przyjeżdżających samochodów, a jak tylko ktoś trąbił to już był gotowy buta zdejmować i rzucać żeby dostał ten ktoś w głupi łeb.
Wkurzony wsiadł do samochodu, grożąc w myślach Sandersowi jednak wszystko odpłynęło kiedy z głośników poleciało Candy. — GOT ME FEELING LIKE.. — Otwierając okno, wychylił lekko łeb, drąc się w najlepsze. — POP ROCKS STRAWBERRY BUBBLE G—HEJ! — Czemu on mu wyłączył w najlepszym momencie co? Disrespectful.
Smutny wysiadł z samochodu, czekając na pozostałą dwójkę. — To gdzie najpierw?
Dylan Seo
Kai Sanders
Zmarszczył brwi, słysząc słowa Sandersa. Oh, he didn’t.
— Proszę, proszę i kto to mówi. Przypominam ci, że ty też tak robisz do naszej dwójki, a wcale nie jesteśmy tak dużo od ciebie młodsi. — Przewrócił oczami po chwili podnosząc wzrok znad telefonu z zadziornym uśmiechem. — A może król cringu obawia się, że będzie musiał zejść z tronu, hmm? — Zaśmiał się, zamykając jednak kiedy zaczął mu grozić. — Sam zaraz będziesz biegł, proszę mnie zostawić albo zadzwonię na policje, że mnie porwałeś. — Przeniósł wzrok na kuzyna, cicho wzdychając. — Masz rację, przepraszam nie chciałem cię narażać na niebezpieczeństwo. Ale na koniec traktowania cię jak mojego dwuletniego brata którego nie miałem nawet nie licz lol. — Zmierzwił mu lekko włosy, spojrzeniem wracając na Sandersa. — A ty jedź ostrożne. — Oparł się o siedzenie, rzucając pod nosem jakieś niezrozumiałe wiązanki.
— A kto będzie w ogóle patrzył na to co on robi skoro jesteśmy na ruchliwej drodze i nikt nawet nie będzie miał okazji się przyjrzeć. Przez ciebie live hyunga nie obejrzałem. — Jęknął poirytowany, ale ostatecznie podniósł się z siedzenia, rzucając na nie swój telefon. — Wisisz mi za to kartę Baekhyuna. A ty Seo kawę — Stając przy drodze z szerokim uśmiechem zaczął machać do przyjeżdżających samochodów, a jak tylko ktoś trąbił to już był gotowy buta zdejmować i rzucać żeby dostał ten ktoś w głupi łeb.
Wkurzony wsiadł do samochodu, grożąc w myślach Sandersowi jednak wszystko odpłynęło kiedy z głośników poleciało Candy. — GOT ME FEELING LIKE.. — Otwierając okno, wychylił lekko łeb, drąc się w najlepsze. — POP ROCKS STRAWBERRY BUBBLE G—HEJ! — Czemu on mu wyłączył w najlepszym momencie co? Disrespectful.
Smutny wysiadł z samochodu, czekając na pozostałą dwójkę. — To gdzie najpierw?
Dylan Seo
Kai Sanders
mów mi/kontakt
bitter peach
a
The best love is unexpected. You don’t just pick someone and cross your fingers it’ll work out. You meet them by fate and it’s an instant connection, and the chemistry share is way above your head. You just talk and notice the way their lips curve when they smile or the color of their eyes and all at once you know you’re either lucky or screwed.
25
174
Dylan nieszczególnie brał udział w tym przekomarzaniu się przez resztę drogi. Czasami się uśmiechnął, gdy któraś ze stron go rozbawiła, a czasami wywrócił oczami, gdy uznał, ze te ich docinki zaczynają zmierzać w stronę kłótni. Tak to już z nimi było. Ta dwójka wiecznie się sprzeczała, a potem Kai łagodził wszystko słodzeniem, jak na króla cringu przystało. Seo od dawna nie zwracał uwagi na te jego teksty, podobnie jak na niunianie go przez Jaemina, akceptując to jako część tego kim byli. Jedyne co mogłoby go wkurzyć to kłamstwo i zakaz jedzenia słodyczy. Ale jako, że niczego przed sobą nie ukrywali i pozwalali mu opychać się do woli…
Och, biedny Dylan nie wiedział, że nie on jeden w tym towarzystwie skrywa jakieś sekrety. Przez chwilę chciał podzielić się z nimi swoim problemem. Może wspólnie coś by wymyślili, a Kai pewnie zaoferowałby, że dla świętego spokoju zapłaci temu dilerowi, ale Dylan nie chciał go wykorzystywać. Nie czułby się dobrze z pożyczaniem od kogoś pieniędzy. Sprzeda coś, zapłaci i będzie po sprawie, prawda? Wolał nie myśleć o tym, że ten bandzior mógł tak łatwo mu nie odpuścić i za jakiś czas wrócić po większą sumę pieniędzy. Postanowił nie myśleć o tym do czasu, aż nie wrócą do Hope Valley.
- Umm… do toalety? - rzucił, gdy jego kuzyn zapytał ich o pierwszy cel podróży. Tak jakby odpowiedź mogła być inna, duh.
Na szczęście nie było aż takich kolejek, więc szybko załatwił swoje sprawy i mogli ruszać na podbój sklepu. Niemal zapomniał już jak ta dwójka lubiła się stroić i że obiecywał sobie tysiące razy, że więcej nie pójdzie z nimi szukać ubrań. Próbował znaleźć coś dla siebie i właściwie to cieszył się, że nie było tutaj niczego, co wpasowywałoby się w jego gusta, bo i tak nie miał teraz wolnych środków. Głównie zgodził się na tę wycieczkę, bo chciał spędzić trochę czasu z kuzynem i Kaiem. Nawet jeśli oznaczało to siedzenie pół godziny pod przymierzalnią, jakoś się poświęci.
- Nie, kuzynku, to wcale cię nie pogrubia. To oversize, ma takie być - odpowiedział na narzekanie Jaemina, że wygląda w czymś zbyt grubo. Był tak szczupły, że nie było na to szans. - Pokaż się, Kai. Twoje fanki się niecierpliwią hehe - siedzące obok niego na ławeczce dwunastolatki głośno zachichotały. Podobnie jak on, czekały aż ich znajoma skończy się stroić.
Kai Sanders
Jaemin Seo
Och, biedny Dylan nie wiedział, że nie on jeden w tym towarzystwie skrywa jakieś sekrety. Przez chwilę chciał podzielić się z nimi swoim problemem. Może wspólnie coś by wymyślili, a Kai pewnie zaoferowałby, że dla świętego spokoju zapłaci temu dilerowi, ale Dylan nie chciał go wykorzystywać. Nie czułby się dobrze z pożyczaniem od kogoś pieniędzy. Sprzeda coś, zapłaci i będzie po sprawie, prawda? Wolał nie myśleć o tym, że ten bandzior mógł tak łatwo mu nie odpuścić i za jakiś czas wrócić po większą sumę pieniędzy. Postanowił nie myśleć o tym do czasu, aż nie wrócą do Hope Valley.
- Umm… do toalety? - rzucił, gdy jego kuzyn zapytał ich o pierwszy cel podróży. Tak jakby odpowiedź mogła być inna, duh.
Na szczęście nie było aż takich kolejek, więc szybko załatwił swoje sprawy i mogli ruszać na podbój sklepu. Niemal zapomniał już jak ta dwójka lubiła się stroić i że obiecywał sobie tysiące razy, że więcej nie pójdzie z nimi szukać ubrań. Próbował znaleźć coś dla siebie i właściwie to cieszył się, że nie było tutaj niczego, co wpasowywałoby się w jego gusta, bo i tak nie miał teraz wolnych środków. Głównie zgodził się na tę wycieczkę, bo chciał spędzić trochę czasu z kuzynem i Kaiem. Nawet jeśli oznaczało to siedzenie pół godziny pod przymierzalnią, jakoś się poświęci.
- Nie, kuzynku, to wcale cię nie pogrubia. To oversize, ma takie być - odpowiedział na narzekanie Jaemina, że wygląda w czymś zbyt grubo. Był tak szczupły, że nie było na to szans. - Pokaż się, Kai. Twoje fanki się niecierpliwią hehe - siedzące obok niego na ławeczce dwunastolatki głośno zachichotały. Podobnie jak on, czekały aż ich znajoma skończy się stroić.
Kai Sanders
Jaemin Seo
mów mi/kontakt
a
Jasne, że galerie handlowe trochę go przerażały. Będzie musiał spędzić sporo czasu w sklepach, przymierzając pewnie z milion rzeczy, które ta dwójka będzie chciała na niego wcisnąć. No i czemu nie zabrali ze sobą Alexa? On się znał na ubieraniu, więc pewnie od razu powiedziałby Kaiowi, co do niego pasowało, a co niekoniecznie. I pewnie informatyk nawet nie zdążyłby tego na siebie założyć, a już dostałby w twarz odpowiednim komentarzem. Tu nie wiedział czego się spodziewać, co było trochę niekomfortowe i pewnie by się w sobie zamknął, gdyby nie był sobą.
-No to kibelek. W sumie może też skorzystam, bo od mówienia o sikaniu zachciało mi się sikać - skomentował, idąc z ferajną w stronę ubikacji. Jak dobrze, że kolejka do męskiego nigdy nie była tak długa, jak do damskiego. Może Sanders powinien kiedyś zapytać Gabi, co takiego panny tak długo robiły, skoro sikanie to chwila moment. A nie wierzył, że każda nagle chce na dwójkę.
Zrobił co miał zrobić, umył ręce jak porządny człowiek, po to przypał witać się z kimś, kiedy wcześniej trzymało się w dłoni swojego siusiaka i poczłapał za swoimi kaczymi dziećmi do pierwszego sklepu. Oni znali się na nich bardziej, więc prowadzili. O ile zakład, że w którymś momencie Sanders zboczy do sklepu elektronicznego, żeby zobaczyć, czy jest w ofercie coś fajnego, co mógł sobie kupić?
-Moje fanki mam nadzieję, będą szczere. Proszę mnie nie chwalić tylko dlatego, że jestem zajebisty - powiedział, wychodząc z przymierzalni. Szary golf zdawał się być całkiem, całkiem. Zakładając, że pozostali zgodzą się na taki kolor. - I jak? - rzucił i nawet się okręcił kilka razy, żeby taki Dylan mógł oczy nacieszyć. - Dobra, wezmę go. I może taki sam w innym kolorze, bo skoro ma fajny fason, mogę mieć kilka sztuk. Starczy na kolejne pół roku - zawyrokował.
Przebrał się w swoje rzeczy, a kiedy i Jaemin sobie coś wybrał (już pomijał fakt, że wybrał fajną bluzę dla Dylana, który nie mógł jako jedyny wyjść z niczym), poszedł zapłacić, łaskawie za nich wszystkich, bo jakoś tak jemu po kieszeni nie ubędzie, a ta dwójka niech lepiej na jedzenie trzyma, bo i tak marnie wyglądali.
Wyszedł ze sklepu, a raczej próbował to zrobić, kiedy niespodziewanie zapipczał alarm. Zaraz, że co?
Minuta później, a znalazł się przy nich ochroniarz, który chciał skontrolować zakupy.
-Ale ja dopiero co zapłaciłem - powiedział Kai, patrząc na mężczyznę.
Dylan Seo
Jaemin Seo
-No to kibelek. W sumie może też skorzystam, bo od mówienia o sikaniu zachciało mi się sikać - skomentował, idąc z ferajną w stronę ubikacji. Jak dobrze, że kolejka do męskiego nigdy nie była tak długa, jak do damskiego. Może Sanders powinien kiedyś zapytać Gabi, co takiego panny tak długo robiły, skoro sikanie to chwila moment. A nie wierzył, że każda nagle chce na dwójkę.
Zrobił co miał zrobić, umył ręce jak porządny człowiek, po to przypał witać się z kimś, kiedy wcześniej trzymało się w dłoni swojego siusiaka i poczłapał za swoimi kaczymi dziećmi do pierwszego sklepu. Oni znali się na nich bardziej, więc prowadzili. O ile zakład, że w którymś momencie Sanders zboczy do sklepu elektronicznego, żeby zobaczyć, czy jest w ofercie coś fajnego, co mógł sobie kupić?
-Moje fanki mam nadzieję, będą szczere. Proszę mnie nie chwalić tylko dlatego, że jestem zajebisty - powiedział, wychodząc z przymierzalni. Szary golf zdawał się być całkiem, całkiem. Zakładając, że pozostali zgodzą się na taki kolor. - I jak? - rzucił i nawet się okręcił kilka razy, żeby taki Dylan mógł oczy nacieszyć. - Dobra, wezmę go. I może taki sam w innym kolorze, bo skoro ma fajny fason, mogę mieć kilka sztuk. Starczy na kolejne pół roku - zawyrokował.
Przebrał się w swoje rzeczy, a kiedy i Jaemin sobie coś wybrał (już pomijał fakt, że wybrał fajną bluzę dla Dylana, który nie mógł jako jedyny wyjść z niczym), poszedł zapłacić, łaskawie za nich wszystkich, bo jakoś tak jemu po kieszeni nie ubędzie, a ta dwójka niech lepiej na jedzenie trzyma, bo i tak marnie wyglądali.
Wyszedł ze sklepu, a raczej próbował to zrobić, kiedy niespodziewanie zapipczał alarm. Zaraz, że co?
Minuta później, a znalazł się przy nich ochroniarz, który chciał skontrolować zakupy.
-Ale ja dopiero co zapłaciłem - powiedział Kai, patrząc na mężczyznę.
Dylan Seo
Jaemin Seo
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
W skali od jeden do dziesięciu nienawidził takich miejsc na jedenaście. I nie tylko dlatego, że nie znosił tego całego hałasu jaki tu panował i natrętnych ludzi, którzy prawie po nim deptali, potem jedynie przepraszając tym swoim słynnym oh przepraszam nie widziałem/am pana. Miał ochotę im wtedy przyłożyć, pokazać jak sobie mogą w dupę wsadzić te ich przeprosiny. No, ale wracając to nie był główny powód, a raczej to, że przerażał go fakt iż gdzieś tutaj mogą się czaić mordercy jego starych. Na szczęście ani Dylan ani Kai zdawali się nie zauważać jego dziwnego zachowania, jak często rozglądał się po galerii bądź jak drobna panika ogarniała go kiedy przechodzili obok kogoś choć w drobnym stopniu podobnym do tamtych ludzi.
— To wy idźcie na spokojnie, a ja tutaj na was poczekam i przy okazji postaram się złapać zasięg bo jak zwykle go nie ma. Dwudziesty pierwszy wiek by the way. — Oznajmił po czym odszedł na kilka kroków od toalet, wyglądając na pewno komicznie z dłońmi i telefonem wyciągniętym ku górze. Chwała tym którzy byli równie uzależnieni od telefonu i rozumieli jego ból z powodu braku zasięgu. Kątem oka wyłapał dwójkę wychodzącą z toalety, welp tej żyrafy Sandersa nie dało się przeoczyć, więc westchnął z nieudanej próby znalezienia zasięgu i chowając telefon do kieszeni, podszedł do nich bitter że hoho.
W sklepie nogi automatycznie poprowadziły go do jego ulubionego działu z bielizną, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Może oszczędzi tej dwójce widoku tego co nosił na sobie, więc obrał inny kierunek. Kolejny powód do bycia bitter.
Zgarniając z wieszaka bluzę o milion rozmiarów za dużo pognał do przymierzalni. Zdecydowanie była za duża na co już po chwili zaczął narzekać. — No nie wiem czy to takie oversize. Wyglądam jak Gragas.. — Jęknął z poirytowania. — Będziesz tak siedział i czekał na zbawienie czy też może coś przymierzysz, hmm? — Przewracając oczami, ponownie wszedł do przymierzalni tylko po to by po kilku sekundach wychylić się z niej ponownie słysząc głos Kaia. — Powinieneś do tego dokupić jeszcze beżowy płaszcz i twoje fanki się posikają na twój widok. — Zaczepiając go, zaśmiał się. — I zajebisty to jest Baekhyun, nazywasz się Baekhyun? — Pokazując mu język, schował się w przymierzalni po chwili z niej wychodząc już przebrany w swoje ciuchy.
— Mam pieniądze Kai, mogłem zapłacić za siebie i za kuzyna. — Mruknął. Nie znosił kiedy ludzie za niego płacili co dawał im jasno do zrozumienia. I oj jak on się wyjęczał przy kasie to ekspedientka miała ich serdecznie dość.
— Oooh, he's stealin' — Śmiejąc się głośno z przyjaciela, zawiesił się ramieniem na kuzynie, starając się jakoś stłumić ten śmiech. — Paragon Sanders, masz paragon w torbie! Wziąłeś go, prawda?
Dylan Seo
Kai Sanders
— To wy idźcie na spokojnie, a ja tutaj na was poczekam i przy okazji postaram się złapać zasięg bo jak zwykle go nie ma. Dwudziesty pierwszy wiek by the way. — Oznajmił po czym odszedł na kilka kroków od toalet, wyglądając na pewno komicznie z dłońmi i telefonem wyciągniętym ku górze. Chwała tym którzy byli równie uzależnieni od telefonu i rozumieli jego ból z powodu braku zasięgu. Kątem oka wyłapał dwójkę wychodzącą z toalety, welp tej żyrafy Sandersa nie dało się przeoczyć, więc westchnął z nieudanej próby znalezienia zasięgu i chowając telefon do kieszeni, podszedł do nich bitter że hoho.
W sklepie nogi automatycznie poprowadziły go do jego ulubionego działu z bielizną, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Może oszczędzi tej dwójce widoku tego co nosił na sobie, więc obrał inny kierunek. Kolejny powód do bycia bitter.
Zgarniając z wieszaka bluzę o milion rozmiarów za dużo pognał do przymierzalni. Zdecydowanie była za duża na co już po chwili zaczął narzekać. — No nie wiem czy to takie oversize. Wyglądam jak Gragas.. — Jęknął z poirytowania. — Będziesz tak siedział i czekał na zbawienie czy też może coś przymierzysz, hmm? — Przewracając oczami, ponownie wszedł do przymierzalni tylko po to by po kilku sekundach wychylić się z niej ponownie słysząc głos Kaia. — Powinieneś do tego dokupić jeszcze beżowy płaszcz i twoje fanki się posikają na twój widok. — Zaczepiając go, zaśmiał się. — I zajebisty to jest Baekhyun, nazywasz się Baekhyun? — Pokazując mu język, schował się w przymierzalni po chwili z niej wychodząc już przebrany w swoje ciuchy.
— Mam pieniądze Kai, mogłem zapłacić za siebie i za kuzyna. — Mruknął. Nie znosił kiedy ludzie za niego płacili co dawał im jasno do zrozumienia. I oj jak on się wyjęczał przy kasie to ekspedientka miała ich serdecznie dość.
— Oooh, he's stealin' — Śmiejąc się głośno z przyjaciela, zawiesił się ramieniem na kuzynie, starając się jakoś stłumić ten śmiech. — Paragon Sanders, masz paragon w torbie! Wziąłeś go, prawda?
Dylan Seo
Kai Sanders
mów mi/kontakt
bitter peach
a
The best love is unexpected. You don’t just pick someone and cross your fingers it’ll work out. You meet them by fate and it’s an instant connection, and the chemistry share is way above your head. You just talk and notice the way their lips curve when they smile or the color of their eyes and all at once you know you’re either lucky or screwed.
25
174
W przeciwieństwie do swoich towarzyszy, Dylan nie miał nic przeciwko przebywaniu w centrum handlowym. Może nie było to miejsce pierwszego wyboru i dużo bardziej wolał spędzać czas na świeżym powietrzu, ale bycie w towarzystwie obcych ludzi nie sprawiało mu większego problemu. Często nawet ich nie zauważał. Zaśmiał się na te ich marudzenie. Dawno ze sobą nie wychodzili i już niemal zdążył zapomnieć jak to jest. No ale tak chyba wyglądało dorosłe życie, prawda? Coraz mniej czasu dla przyjaciół, więcej na obowiązkach. Dobrze, że choć dzisiaj udało im się znaleźć trochę czasu by spędzić ten dzień razem.
- A ty ciągle w tym telefonie, kuzynku - pokręcił głową z rozbawieniem. Nie zamierzał jednak bardziej zaczepiać kuzyna, który i tak był już zły, że przegapił live.
Dylan kompletnie nie znał się na sklepach z odzieżą, bo zwykle kupował wszystko w jednym lub dwóch, a najczęściej to w ogóle przez Internet, więc byli zdani na Jaemina. Za to gdyby potrzebowali specjalisty do spraw słodyczy, to wiedział gdzie dostanie się najlepsze. Oj będą musieli go pilnować, żeby przypadkiem nie kupił ich za dużo.
Zachichotał słysząc porównanie Jaemina. No, jak już to powiedział, to może trochę tak wyglądał.
- Wiesz, że nie lubię mierzyć ubrań, kuzynku. Poza tym nie ma tu nic, co by mnie interesowało - odparł, wzruszając ramionami. Przynajmniej z tym nie kłamał. Wywrócił oczami, gdy Sanders znowu zaczął się wychwalać pod niebiosa. - Oppaaaa, mmmm, ale jesteś hot. Dasz mi swój numer? - aż go skręciło, ale czego się nie robi, żeby się ponabijać z przyjaciela. Już on znał te upodobania Sandersa. Miał całą szafę w jednakowych ubraniach w różnych odcieniach. Cóż, każdy miał swoje dziwactwa.
Zirytował się jednak, kiedy informatyk zgarnął po drodze do kasy jedną z bluz, którą Dylan wcześniej oglądał, i zanim ten zdążył otworzyć buzię to Sanders już przykładał zegarek do terminala. Ze złości aż go kopnął w kostkę, niech ma za swoje. - Kai Sanders, nie jesteś instytucją charytatywną. Jak będę potrzebował ubrań, to się zgłoszę do Czerwonego Krzyża - burknął, krzyżując ręce na piersi. Ale przyjaciel nie chciał go słuchać i już zmierzał do wyjścia. Seo westchnął cicho i zgarnął z lady paragon, tak na wszelki wypadek, jakby udało mu się przekonać Kaia by jednak to oddał. Okazało się, że było to mądre posunięcie.
- Oczywiście, że go nie wziął, bo się kłócił z tobą - mruknął, machając paragonem Sandersowi przed nosem. - Daj, załatwię to. A wy idźcie kupić lody - powiedział, zabierając od Kaia zakupy. Co by nie mówić, z ich trójki Dylan najlepiej dogadywał się z ludźmi.
Jaemin Seo
Kai Sanders
- A ty ciągle w tym telefonie, kuzynku - pokręcił głową z rozbawieniem. Nie zamierzał jednak bardziej zaczepiać kuzyna, który i tak był już zły, że przegapił live.
Dylan kompletnie nie znał się na sklepach z odzieżą, bo zwykle kupował wszystko w jednym lub dwóch, a najczęściej to w ogóle przez Internet, więc byli zdani na Jaemina. Za to gdyby potrzebowali specjalisty do spraw słodyczy, to wiedział gdzie dostanie się najlepsze. Oj będą musieli go pilnować, żeby przypadkiem nie kupił ich za dużo.
Zachichotał słysząc porównanie Jaemina. No, jak już to powiedział, to może trochę tak wyglądał.
- Wiesz, że nie lubię mierzyć ubrań, kuzynku. Poza tym nie ma tu nic, co by mnie interesowało - odparł, wzruszając ramionami. Przynajmniej z tym nie kłamał. Wywrócił oczami, gdy Sanders znowu zaczął się wychwalać pod niebiosa. - Oppaaaa, mmmm, ale jesteś hot. Dasz mi swój numer? - aż go skręciło, ale czego się nie robi, żeby się ponabijać z przyjaciela. Już on znał te upodobania Sandersa. Miał całą szafę w jednakowych ubraniach w różnych odcieniach. Cóż, każdy miał swoje dziwactwa.
Zirytował się jednak, kiedy informatyk zgarnął po drodze do kasy jedną z bluz, którą Dylan wcześniej oglądał, i zanim ten zdążył otworzyć buzię to Sanders już przykładał zegarek do terminala. Ze złości aż go kopnął w kostkę, niech ma za swoje. - Kai Sanders, nie jesteś instytucją charytatywną. Jak będę potrzebował ubrań, to się zgłoszę do Czerwonego Krzyża - burknął, krzyżując ręce na piersi. Ale przyjaciel nie chciał go słuchać i już zmierzał do wyjścia. Seo westchnął cicho i zgarnął z lady paragon, tak na wszelki wypadek, jakby udało mu się przekonać Kaia by jednak to oddał. Okazało się, że było to mądre posunięcie.
- Oczywiście, że go nie wziął, bo się kłócił z tobą - mruknął, machając paragonem Sandersowi przed nosem. - Daj, załatwię to. A wy idźcie kupić lody - powiedział, zabierając od Kaia zakupy. Co by nie mówić, z ich trójki Dylan najlepiej dogadywał się z ludźmi.
Jaemin Seo
Kai Sanders
mów mi/kontakt
a
-Ta, a mi mówią, że siedzę przy kompie całymi dniami. Teraz proszę się czepiać Jaemina, że nie umie oderwać wzroku od ekranu. Ej, uważaj, jakaś panna na ciebie leci - skomentował, śmiejąc się pod nosem. Pewnie chłopak nawet by nie zauważył, gdyby faktycznie ktoś go potrącił. Kai szedł w zakład, że jeszcze by fuknął na tę osobę, że łazić nie potrafi, a patrzeć to już w ogóle. To wszystko tylko potwierdzało, że naprawdę brakowało mu wspólnych wypadów, na które mieli tak mało czasu. Prace, różne style życia. To potrafiło namieszać w grafiku. Liczyć, że mimo wszystko w jakimś stopniu uda im się częściej go dostosować, tym samym spędzając ze sobą znacznie więcej czasu, niż raz na miesiąc, albo i rzadziej.
-Tak, nabijajcie się ze mnie. Zobaczycie, że jeszcze niedługo będę miał swój fanclub - zaśmiał się, lekko głową kręcąc. Co innego, że faktycznie kupił sobie płaszcz, ale nie dlatego, że chciał tym samym sprawić, by rzeczone fanki porobiły się na jego widok. Po prostu nie miał takiego jeszcze, a kto wie, czy w tym roku śnieg nie zawita do Hope Valley. Prawdopodobieństwo nikłe, ale hej, mamy zmianę klimatu.
Zakupy odzieży udało im się załatwić całkiem sprawnie. No, jeśli człowiek mógł tak nazwać fakt, że trochę się sprzeczali, trochę narzekali na ciuchy, klnąc pod nosem, że tak na serio niczego tutaj nie było. A te reklamówki, które ze sobą mieli, a za których zawartość Kai zapłacił, jedynie pokazywały, jak tandetny towar miał tenże sklep. Nic, a nic nie można było w nim kupić.
-A ja mogłem sprawić wam prezent. Pogódź się z tym, że lubię zadowalać ludzi - wzruszył ramionami, będąc nieugiętym.
No i ostatecznie napotkali problem w postaci ochroniarza. Paragon? Jaki paragon? Kai nigdy ich nie brał uważając, że do szczęścia nie były mu potrzebne. Użyteczne też nie, bo nawet jeśli braknie mu papieru toaletowego, to te skrawki były za małe żeby sobie tyłek podetrzeć.
-Rozumiem, że to pana praca, ale może poogląda pan nagrania, czy coś? - mruknął. Pewnie by się z nim bardziej pokłócił, gdyby nie Dylan, który jako jedyny postanowił sprawę wyjaśnić. - No dobra. Ale pochwały to ja o panu nie napiszę. A ty Seo, jeśli pomyślisz chociażby o zwróceniu czegokolwiek tutaj wiedz, że kupię to ponownie - ostrzegł chłopaka, który wcześniej już wyraził sprzeciw kupowania mu czegokolwiek. No i czemu ludzie mieli z tym tak wielki problem?
-Chodź - chwycił Jaemina za nadgarstek, ciągnąc go w stronę stoiska z lodami. - Pomożesz wybrać - dodał, kiedy ten się szarpnął. - Na Boga, przecież cię nie porywam.
Jaemin Seo
Dylan Seo
-Tak, nabijajcie się ze mnie. Zobaczycie, że jeszcze niedługo będę miał swój fanclub - zaśmiał się, lekko głową kręcąc. Co innego, że faktycznie kupił sobie płaszcz, ale nie dlatego, że chciał tym samym sprawić, by rzeczone fanki porobiły się na jego widok. Po prostu nie miał takiego jeszcze, a kto wie, czy w tym roku śnieg nie zawita do Hope Valley. Prawdopodobieństwo nikłe, ale hej, mamy zmianę klimatu.
Zakupy odzieży udało im się załatwić całkiem sprawnie. No, jeśli człowiek mógł tak nazwać fakt, że trochę się sprzeczali, trochę narzekali na ciuchy, klnąc pod nosem, że tak na serio niczego tutaj nie było. A te reklamówki, które ze sobą mieli, a za których zawartość Kai zapłacił, jedynie pokazywały, jak tandetny towar miał tenże sklep. Nic, a nic nie można było w nim kupić.
-A ja mogłem sprawić wam prezent. Pogódź się z tym, że lubię zadowalać ludzi - wzruszył ramionami, będąc nieugiętym.
No i ostatecznie napotkali problem w postaci ochroniarza. Paragon? Jaki paragon? Kai nigdy ich nie brał uważając, że do szczęścia nie były mu potrzebne. Użyteczne też nie, bo nawet jeśli braknie mu papieru toaletowego, to te skrawki były za małe żeby sobie tyłek podetrzeć.
-Rozumiem, że to pana praca, ale może poogląda pan nagrania, czy coś? - mruknął. Pewnie by się z nim bardziej pokłócił, gdyby nie Dylan, który jako jedyny postanowił sprawę wyjaśnić. - No dobra. Ale pochwały to ja o panu nie napiszę. A ty Seo, jeśli pomyślisz chociażby o zwróceniu czegokolwiek tutaj wiedz, że kupię to ponownie - ostrzegł chłopaka, który wcześniej już wyraził sprzeciw kupowania mu czegokolwiek. No i czemu ludzie mieli z tym tak wielki problem?
-Chodź - chwycił Jaemina za nadgarstek, ciągnąc go w stronę stoiska z lodami. - Pomożesz wybrać - dodał, kiedy ten się szarpnął. - Na Boga, przecież cię nie porywam.
Jaemin Seo
Dylan Seo
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085