102Grace Warren
30 grudnia 2020 roku,
jarmark noworoczny na Rathausplatz w Wiedniu
jarmark noworoczny na Rathausplatz w Wiedniu
Kiedy w samolocie przyznał, że będzie mogła jeść tort wiedeński na deser..., codziennie, ponieważ zatrzymają się w Wiedniu u Sachera..., nie zakładał nawet, że może dostać całus nie mniej słodki, jak sam wypiek i kiedy chwilę przed dziesiątą zarejestrowawszy się w recepcji, ruszyli przez lobby do jednego z apartamentów z widokiem na gmach opery miejskiej i muzeum księcia Alberta, zobaczył jej tęskne spojrzenie w kierunku szklanych drzwi, prowadzących do hotelowej kawiarni, był pewien, że po powrocie z Albertiny, zdziwił się, że po obiedzie wybrała deser z restauracyjnej karty.
Urzeczony „Srebrnymi rybami” Klimta, nie miał pojęcie jak zdołał namówić Grace na wypad do Belwederu, do którego doszli pieszo; starał się nie pędzić, ale musiała zauważyć, że zwolnił tak naprawdę wszedłszy do sali z pracami Klimta — przyglądał się „Pocałunkowi” i dłużej jeszcze fryzowi Beethovena, na który nie mógł napatrzeć się i niewiele brakowało, żeby wyciągnął rękę w stronę strzelistych, kobiecych postaci. Popatrzył na Grace i uśmiechając się, wyszeptał:
– Nie wiem czemu uważałem „Pocałunek” i tę scenę za najbardziej kiczowatą..., ale teraz... Teraz widzę piękno w tych obrazach. – I jeśliby nie przypomniała Josephowi, że mieli jeszcze obejrzeć — o wiele mniej liczną, ale nadal zachęcającą — kolekcje impresji Rodina, ale i Maneta, Moneta czy obu Renoirów, mogłaby być pewna, że przesiedziałby na betonowym siedzisku..., długo..., za długo. Zanim wyszli i wsiedli w taxi, które zamówił w międzyczasie, kręcąc się po sklepie z pamiątkami Joseph, wybrali album malarstwa i katalog tegorocznych kolekcji.
Pieszo obejrzeliby o wiele lepiej i więcej iluminujących ozdób, ale bał się, żeby Grace nie zaziębiła się i jutro oglądała relację z otwarcia balu w operze, zamiast tańczyć z nim w jednej z sal zamku Hofburg, który wskazał jej, kiedy przejeżdżali przez Michaelerplatz, zmierzając do ratusza. Dziwił się, że nie spędzili w Belwederze więcej jeszcze czasu, żeby po obejrzeniu wszystkich zbiorów, zaglądnąć na mniejszy niż ten przed budynkami miejskiego ratusza, jarmark noworoczny, ale dał słowo, że „weźmie Grace na ten najpiękniejszy” i jego zdaniem właśnie ten na placu Rathausplatz był najpiękniejszy. Wysiadłszy pod uniwersytetem, przeszli się, docierając do celu w momencie, kiedy wszystkie światła rozbłysły, rozświetlając cały plac.
– I-iii? – Zapytał, spoglądając na Grace, żeby objąć ją i kiedy najmniej się spodziewała, wpić w jej drżącą wargę. Wpatrując się w jej wielkie oczy, w których odbijała się każda plamka światła kolorowych lampeczek, wymruczał tak, jak kot. – Zjemy najpierw i wybierzemy się w podróż między chatkami? – Dopytywał; stragany rzeczywiście wyglądały jak mini-chatki i uginając się pod ciężarem wszystkich ozdób, bombek czy korzennych pierników i innych wypieków, zapraszały, żeby podejść i wyciągnąć pieniądze z kieszeni na naprawdę piękne..., czasami a czasami najbardziej kiczowatą rzecz z wszystkich tutaj. A oni? Oni musieli zjeść i wybór nie mógł paść na nic innego, jak kuchnię austriacką.
– Idziemy w ziemniaczane przysmaki czy kiełbaskę? – Spytał, stając w kolejce z nią i zaglądając na menu u góry pod zadaszeniem.