Karty postaciRelacjeMessengerKalendarzeInstagram
a
Awatar użytkownika
przyszła pani architekt, która boryka się z kilkoma problemami w życiu i ciągle pakuje się w kolejne
26
173

Post

#3

Dziwny układ wchodził w życie, niespotykana umowa, która związała ich podobno na jakiś czas, a jej gwarantowała spokój, przynajmniej pozorny, ale przede wszystkim wyjście z kompletnie beznadziejnej sytuacji finansowej, w której się znalazła. I chociaż czuła, że trochę się jednak w tym wszystkim sprzedaje, to wiedziała, że po prostu nie ma wyjścia. Poza tym Jace w końcu ostatnio na kolacji w jego domu zachowywał się całkiem... przystępnie. To prawdopodobnie pomogło jej podjąć ostateczną decyzję i spróbować odegrać z nim tę szopkę, którą sam wymyślił. Szczerze? Denerwowała się i to bardzo, bo chociaż łatwo było o tym wszystkim tak po prostu mówić, czy nawet planować to krok po kroku, to nikt nie mógł przewidzieć jak to wszystko wyjdzie w trakcie. A ten dzień nieubłaganie się zbliżał i właśnie nadszedł - świąteczne spotkanie z jego rodziną, a przede wszystkim z jego rodzicami. To był pierwszy krok na liście, pierwsze 'ujawnienie' ich relacji, no i oczywiście zaręczyn, co zapewne wywołała spory szok u wszystkich. Nie chciała nawet myśleć o dalszych krokach, o tym jak dowiedzą się dosłownie wszyscy, w tym jej ciocia i jej bliscy. Póki co musiała zmierzyć się z państwem Smith i przeczuwała, że to będzie cholernie trudne. Wyższe sfery, bogactwo i przepych, ludzie, dla których głównie liczy się opinia i majątek... jak ona właściwie miała się do nich wpasować? Czy w ogóle tego chciała? Domyślała się, że nie będzie według nich odpowiednią kandydatką dla Jace'a, ale skoro miała udawać, chyba musiała wziąć się w garść i jakoś przez to przebrnąć. Problem polegał na tym, że miała ostatnio straszne urwanie głowy, okres przedświąteczny wiązał się z natłokiem obowiązków, musiała pomagać cioci w wypożyczalni, bo to gorący okres i spory ruch, z czego musiały korzystać, aby to miejsce ratować, poza tym drugi etat w sklepie, w którym również klientów było znacznie więcej, a na koniec studia i zaliczenia, z racji kończącego się semestru. W biurze architektonicznym Jace'a bywała ostatnio rzadziej, ale taki miała ustalony grafik, który godziła z innymi obowiązkami. Po części i tak było jej to trochę na rękę. Ale właśnie dlatego nie miała ani chwili na to, by wybrać się na jakieś zakupy i zaopatrzyć się w coś eleganckiego i odpowiedniego na to dzisiejsze wyjście. Z drugiej zaś strony, wcale nie chciała udawać kogoś kim nie jest, no i ostatecznie wybrała po prostu jedną ze swoją sukienek. Przygotowała się, uczesała, zrobiła makijaż i była gotowa w punkt, ale umówili się nieco dalej, aby przypadkiem nikt nie zobaczył jak wsiada do czyjegoś samochodu. Czekała na niego jakieś kilka minut, a potem gdy wreszcie dostrzegła znajomy samochód, wsiadła i spojrzała na mężczyznę, który prezentował się jak zawsze elegancko. I seksownie. - Cześć... - rzuciła, wpatrując się w niego przez chwile, a potem zaczesała niesforne kosmyki włosów za uszy i spojrzała przed siebie, gdy ruszył - Strasznie się stresuje, nie wiem czy to się uda. Na pewno nie chcesz się wycofać? Jeszcze jest ku temu okazja - przebierała palcami, ściskając je delikatnie, co świadczyło o tym, że rzeczywiście trochę się tym wszystkim stresuje, no ale skoro już w to weszła, to się teraz nie wycofa. Droga minęła im raczej spokojnie, głównie dyskutowali jeszcze o tym co i jak mają zrobić, co mówić, no i utrwalali w pamięci pewne fakty o sobie. Przed nim już nie próba generalna, ale główne show. Musieli dać z siebie wszystko. Gdy Jace wreszcie wjechał na pokaźny podjazd, prowadzący do jeszcze większego domu, a może wręcz pałacu, Rose niemalże stanęło serce. - Nigdy jeszcze czegoś takiego nie widziałam - mruknęła, wyglądając przez szybę, jakby trafiła niemalże do innej krainy. Gdy zatrzymał samochód, spojrzała na niego, a potem na pudełeczko, które wyjął z kieszeni i przed nią otworzył. W środku znajdował się przepiękny i duży pierścionek, zapewne z diamentem, aż chwilowo zabrakło jej słów. Był cudowny, nawet jeżeli nie w jej stylu. - Nie... Jace, na pewno nie - pokręciła w końcu głową i spojrzała na niego - Nie będę nosiła takiego pierścionka, zapewne jest obrzydliwie drogi. Wolę swój - sięgnęła do torebki i wyjęła błyskotkę, pierścionek z niewielkim kryształkiem, tani, ale ładny. Pokazała mu go, a potem wsunęła na palec, spoglądając na niego, chociaż jego wzrok wskazywał na to, iż wcale mu się to nie podoba. I że tak łatwo się na to nie zgodzi. - Zapomni, nie założe go - zamknęła pudełeczko, które trzymał i posłała mu pewne spojrzenie, mówiące stanowcze 'nie'.
YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku
mów mi/kontakt
Rose
Jace Smith
a

Post

Dla niego to było coś tak lekkiego jak pierdnięcie, albo coś w tym stylu. Serio, gdzieś tak do tego lekko podchodził, aż do momentu gdy nadszedł ten dzień sądu. No kurcze do tej pory myślał, że to będzie łatwe, a może nawet i przyjemne, ale co on tam mógł wiedzieć. Nigdy nie był aktorem ani nie jarał się tym szczególnie, ale no nie oszukujmy się. Jeśli kobieta ładna to jakieś takie ruchy wychodzą naturalnie i nawet sam Smith się potrafił zachować. No po części to przez to, że wymagał od niej dużo i spełniała jego prośbę, więc no pasowało się zachowywać. I wcale nie udawał, ale przecież nic takiego głośno nie powie. Mniejsza z tym, umówili sie na to spotkanie i rozpoczęcie ciekawej gry. Jace starał się wszystko w głowie przeanalizować tak, aby no już na starcie nie zjebać tej szopki. Przy okazji ogarnął też ten pierścionek dla swojej "narzeczonej". Odwalił się w jakąś luźniejszą marynarkę, wybrał którąś z fur i tak przygotowany podjechał na umówione miejsce po panienkę Adler. Zlustrował ją wzrokiem ale nic się nie odezwał, wyglądała normalnie, co z tego że nie miała sukienki od jakiegoś bogatego projektanta czy kogo tam.
- Nie gadaj, co ma być to będzie. - rzucił na wstępie i pewnie zaczekał aż wsiądzie i zapnie pasy, po czym ruszył z kopyta. Przyciemniane szyby i inne takie cuda w jego dajmy na to Fordzie Mustangu Shelby [hołd dla amerykańskich aut. No ale nic, zaczęli coś tam ogarniać i powtarzać aby nie nadziać się na niewygodne i nietaktowne pytanie. Od początku postanowił ją nastawić, na to że jego matka jest wcielonym diabłem i zje ją, przy każdej okazji. Co innego stary, który wiecznie milczał bardziej zainteresowany jedzeniem nic wszystkimi. Tu była szansa dla nich, uderzyć właśnie w jego i prędzej jego przekonać niż matkę wiedźmę. Pomijając to, wyjechali kawałek po za miasto w dosyć bogatą dzielnicę, na którą to wynieśli się jego starzy, poszukując spokoju i natury. W sumie to sami sobie zrobili tą dzielnicę, budując nie dom, a prawdziwy kompleks. Ogród, baseny, korty i sauna, może jeszcze jakieś spa. Chuj wie co to było ale czuć było pieniądz, tyle powiem. To mogło jeszcze bardziej na nią zadziałać, bo praktycznie czuła się w jak filmie albo jakiejś wycieczce krajoznawczej. Dłużej im zajeło przejechać przez cały podjazd, niżeli no normalną drogą i tak dalej. No nie żeby coś ale on za tym kółkiem, był taki znudzony, co innego ona. Ja male dziecko oglądała wszystko z wywalonym wręcz językiem. A on, przyglądając się jej no wpadł w niezły humor, smiejąc się przy tym. - Prawie jak posiadłość Michaela Jacksona. Albo innej gwiazdy. Wiem. To nie normalne, ale co zrobić z pieniędzmi? - tłumaczył poniekąd i rodzinę i siebie. Bo już się domyślił, że jak jej pokaże błystkokę, którą dla niej ogarnął to też padnie wręcz na zawał. Tak było w sumie, bo wystarczyło tylko spojrzeć na pudełeczko i już się zrobiło człowiekowi gorąco z wrażenia i napięcia.
- Taaaak. Może i kosztował fortunę ale wybrałem najskromniejszy jaki się dało. Po za tym moja matka i moj stary, muszą wiedzieć że nie szkoda mi pieniędzy na miłość zycia. Czego więc nie rozumiesz? - zaczął, irytując się co raz bardziej, gdy zgasił silnik swojej bestii, a oni znaleźli się przed tymi schodami rodem z jakiejś krainy baśni, co prowadzą do zamku. [haha] - Chyba żartujesz, że założysz to gówno i tam wejdziesz. Już wystarczy, że wyglądasz za skromnie i nie masz ani torebki ani dodatków rodem z jakiegoś pisma modowego. Nie wiem. Kurwa nie znam się. Ale masz założyć ten pierścionek. - podsumował na koniec i nawet odwrócił się w jej stronę, aby no siłą nałożył go na jej palec, obok tamtego lumpa, co ona niby wybrała. Chwile odetchnął i po krótkim namyśle, postanowił coś ustalić dla ich dobra i faktu, że musieli się ogarnąć i wyglądać na szczęśliwych a nie na takich co się kłócą w aucie, 5 min przed wejściem do rezydencji itd. - Proponuje dwie wersję. Ten pierwszy to wybrałaś ty, a ten drugi ja. Nosisz oba, bo jak sama mówisz, nie lubisz drogich rzeczy i boisz sie, że zgubisz ten drogi. A nawet jeśli, nie grajmy w tą grę. Matka będzie to ciągnąć i wkopiemy się we własny rów. - stwierdził i chyba już nie zwlekając, odpiął pasy i wysiadł z tego samochodu z gracją i uśmiechem na ustach, rozpoczynając swoje show. A raczej ich show.
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
przyszła pani architekt, która boryka się z kilkoma problemami w życiu i ciągle pakuje się w kolejne
26
173

Post

Była zestresowana tym dniem, tym co miało się wydarzyć i samym faktem poznania państwa Smith. Nie pomagała obecność Jace'a, który dziś wyglądał jak zwykle perfekcyjnie, a przy tym podjechał po nią jakimś latającym statkiem kosmicznym, zapewne obrzydliwie drogim i Adler aż właściwie bała się do niego w ogóle wsiadać. Kompletnie nie jej świat i nie jej bajka, chociaż to wszystko zdecydowanie robiło wrażenie. Tak jak również niesamowity, długi podjazd pod przepiękną rezydencję, którą jego rodzice nazywali domem. Rzeczywiście czuła się tu niczym jakiś kopciuszek, bo może i wyglądał ładnie i schludnie, ale na pewno nie tak jak kobiety z jego świata. Odtwarzała raz jeszcze w głowie to co mówił jej w trakcie drogi, szczerze była przerażona spotkania z jego matką i zapewne tego małego piekła, której jej zgotuje. Zerknęła na niego, gdy nagle zaczął się cicho śmiać, gdy ona z niedowierzaniem wyglądała przez szybę, oszołomiona wszystkim co widzi. - Nie śmiej się ze mnie... dla mnie to nie jest normalne - szturchnęła go lekko, chociaż sama miała ochotę się roześmiać. Naprawdę zachowywała się niczym dziecko w krainie zabawek, ale jedynie przez chwile. Była po prostu w szoku. - To naprawdę oszałamiający widok. Zwłaszcza, gdy nie widzi się czegoś takiego na co dzień. To wygląda jak hotel albo dwa, a dla Ciebie to dom? Chyba nie chce wiedzieć ile Wy właściwie macie pieniędzy... - mruknęła, kręcąc głową, a potem spojrzała na niego, gdy nagle wyjął to pudełeczko z pierścionkiem, zapierającym dech w piersiach. Był piękny, był duży, był zapewne obrzydliwie drogi, ale głównie dlatego bała się go w ogóle wziąć do ręki. - Najskromniejszy jaki się dało? - uniosła brew, zerkając na niego - Chyba najdroższy i największy - stwierdziła, spoglądając znowu na błyskotkę, a potem stanowczo odmówiła założenia go i wzięła ten swój, skromniutki. Zmrużyła w końcu oczy i spojrzała na mężczyznę z oburzeniem, słysząc jego słowa. - To gówno? Ten pierścionek wiele dla mnie znaczy, to raz. A dwa, wyglądam skromnie? Nieodpowiednio? Mogę w ogóle tam nie wchodzić, jeżeli coś Ci we mnie nie odpowiada - mruknęła z przekąsem, odwracając wzrok. W końcu jednak westchnęła, oczywiście nie dała sobie siłą założyć tamtego pierścionka, ale na jego słowa, jedynie pokręciła głową. - To bez sensu. Dwa pierścionki? Niech będzie, założę ten, ale to gruba przesada... - spojrzała na niego znacząco, zdjęła swój pierścionek w międzyczasie i założyła ten z ogromnym brylantem od niego i wyciągnęła dłoń przed siebie, sprawdzając jak to wygląda - Dwa pierścionki zasiałyby wątpliwości, a to stworzyłoby niepotrzebne problemy. Twoja matka zapewne i tak będzie miała ich miliony - wywróciła oczami, a gdy wysiadł, uczyniła to samo, przyklejając na twarz uśmiech numer pięć. Chociaż i tak było widać, że jest zestresowana. Gdy szli schodami pod drzwi, dosłownie czuła jak wali jej serce, a wtedy niespodziewanie poczuła jak Jace łapie jej dłoń w swoją. Spojrzała na ich złączone dłonie, potem na niego, a potem na drzwi, które nagle się otworzyły i w progu stanęli jego rodzice, ale przede wszystkim jego matka, niczym wyjęta z magazynu modowego, która od razu aż zmroziła ją wzrokiem na dzień dobry. Rose chciała uciekać, ale poczuła znowu jak mężczyzna mocniej zacisnął dłoń na tej jej, chyba dodając jej otuchy. - Dzień dobry - wydusiła z siebie, chociaż całkiem przyjaznym głosem, uśmiechając się przy tym w sposób, który zawsze topił wszystkie serca wokół. Wszystkie, ale chyba nie to jego matki.
YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku
mów mi/kontakt
Rose
Jace Smith
a

Post

Chyba powoli i on się stresował ale nie chciał dawać po sobie znaku, że tak jest. Stąd starał się być na luzie, śmiać się i uśmiechać, nawet jeśli to było aktorstwo wysokich lotów. Chociaż tak, trochę wyglądała jak kopciuszek w nie swojej bajce. Rozumiał, że po raz pierwszy ma kontakt z tym światem, bogatym ale też obrzydliwym bo ludzie bywali okropni. Sam Jace taki był, ale przecież starał sie pozostać miłym, nawet jeśli w duszy wkurzało go wiele rzeczy. Fakt, nie powienien az tak wszystkim sterować, bo nie była lalką, którą da się kupić za parę błyskotek i w ogóle. - No tak, jak można zapomnieć takie cuda? Normalnie rodem z kina i bajki, ale co zrobisz. Jedni mają, inni nie. Jestem po szczęśliwej stronie mocy, a o pieniądze.. Mogę powiedzieć, że moje wnuczki nie musiałby się martwić o nic. - rzucił z wyszczerzem rodem z reklamy pasty do zębow. Z jednej strony, widział same plusy takiego bogactwa, z drugiej zaś, co by było gdyby nagle wszystko runęło jak domek z kart? Na to nigdy nikt go nie przygotowywał, bo przecież żył sobie jak pączek w maśle i tak miało już być do końca życia. No i też wtedy wyjął ten pierścionek, nie znał się na firmach, ale cena była odpowiednia co do jego realiów życiowych i tak dalej. Nawet nie wyglądał aż tak bardzo na dużego, nie przesadzajmy. Może i było go widać z kilometra, ale jakoś tak pasował pewnie do niej ten wzór i inne szczegóły. On tam się nie znał, nawet nie wiedział czy spasuje na te jej palce, chociaż pomogła mu ta laseczka od jubilera, bo miała dosyć podobne, cieńkie i drobne dłonie.
- Nie przesadzaj. Nie jest duży. Jest w sam raz. Nie gadaj głupot. - mruknął gdy się tak przyglądała mu za długo. I na bank chciał już jej to wepchnąć na palec i mieć spokój, ale ona swoje na co kręcił głową i się denerwował, nerwowo ściskając kierownicę. - Chyba się nie dogadamy. Tooo? To? Uważasz, że jest odpowiedni? To dziadostwo nas sprzeda, po za tym musi być widać, że nie oszczędzam na Tobie i masz wszystko co najlepsze i najdroższe. Rozumiemy się? - chyba nabrał powagi w tamtym momencie i podbużył się dosyć mocno. Tutaj się objawił prawdziwy jego charakter, taki strasznie dupkowaty ale nie oszukujmy się, nie miał zamiaru się z nią cackać. Najlepiej to by wyrzucił ten jej pierscionek przez okno albo do jakiejś rzeki. - Dobrze gadasz. W końcu. - odburknął gdy się zdecydowała i w końcu założyła ten od jego. Najwyżej potem sobie zmieni albo coś, jak tam będzie uważała, na ten moment chciał aby grała jak on jej zagra, wiadomo o co kaman. Wysiadł wcześniej od niej też po to aby zabrać z bagażnika drobny upominek dla jego starej. Co z tego, ze ta kobieta miała wszystko? Duże kwiaty i jakiś alkohol dla starego, a przy tym najnowsze buty z kolekcji jakiegoś tam projektanta, na czym się nie znał rzecz jasna, bo akurat tego wybór pozostawiał swojej tam asystence, co pewnie znała jego rodziców upodobania, bardziej niż on. Zabrał swoje rzeczy zgrabnie w jedną dłoń, a potem dogonił Adler na schodach prowadzących do rezydencji. Dla otuchy złapał jej dłoń, przez chwilę na nią spoglądając, jakby to miało pomóc w lepszej grze aktorskiej. Wchodzili w końcu oboje do paszczy lwa, który na końcu tej drogi, objawił im się w przejściu, jak jakiś mega ludek w grze do przejścia.
Jego matka od początku kręciła nosem, lustrując biedną dziewczynę wzrokiem jak bazyliszek, ręce miała założone gdzieś na piersi, ubrana w ciuchy droższe pewnie niż jego auto. Po za tym miała srogą minę, więc jazda się szykowała od początku. - Dzień dobry mamo. - powtórzył za Rose, pewnie stajac przed nią, jak przy kasie z biletami, aby przejść dalej. Zmarszczył brwi gdy trochę się między nimi cicho zrobiło, za cicho. - Co to jest? - zapytała nagle jego matka, palcem wyraznie nakreślając postać jego udawanej narzeczony. Nie trzeba przy tym dodawać, że ton miała lekceważący i tak też spoglądała na dziewczynę, jakby no była powietrzem, którym nie może oddychać. Ale ostatecznie cofnęła się, przez co Jace z Adler za rękę, przeszedł przez próg odważnie i mocno, wchodząc do środka bez słowa. Przynajmniej na razie. - To jest ta twoja narzeczona? Phyy. Chyba nowa kandydatka na sprzątaczkę. - nie nadawała za wygraną matka, trzaskając drzwiami jakby ceremonialnie czy no specjalnie, chuj wie już jak, pokazać co o nim myśli razem. - Możesz być kulturalna a nie od początku rzucać gnojem? Chyba, że od razu zakończymy to spotkanie. - odpowiedział w końcu on, mocnym i donośnym głosem, z siłą dosyć mocną odkładając na pierwszy lepszy mebel, te zakichane prezenty. O tym, że jest tam zakupiona butla z alkoholem niby pamiętał, no ale chyba się nie roztrzaskała tak, oo.
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
przyszła pani architekt, która boryka się z kilkoma problemami w życiu i ciągle pakuje się w kolejne
26
173

Post

Rzeczywiście czuła się tutaj obco, jakby właśnie nie była na swoim miejscu. Jak taka Rose mogła w ogóle im zaimponować? Czym? Problemami finansowymi, kredytem, małym domkiem gdzieś przy plaży? Może łudziła się jeszcze, że jakoś to będzie, ale chyba nie spodziewała się tego co naprawdę ją czeka. Gdy zmierzali już w stronę domu, a mianowicie pokonywali te niebotycznie duże schody, rosło w niej napięcie. Chociaż poczuła coś dziwnego, gdy Jace ujął jej dłoń w swoją, to i tak nie mogła się wyzbyć obaw, zwłaszcza, gdy w tej też chwili szli już bacznie obserwowani przez jego rodziców, ale głównie przez jego rodzicielkę. Widziała ten oceniający wzrok, wręcz kipiąc rozczarowaniem i niezadowoleniem, co sprawiało, że miała ochotę po prostu się wycofać i uciekać jak najdalej. Nie mogła jednak, bo on nadal trzymał jej dłoń, ściskając nawet lekko, jakby chcąc dodać więcej otuchy. Spojrzała na niego i złapali przez chwile kontakt wzrokowy, co mogło nawet uwierzytelnić ich relacje, ale musiała wziąć się w garść i rozpocząć grę. Przywitała się grzecznie, przyjaźnie nastawiona, ale szybko została sprowadzona na ziemie. Rose niemalże wytrzeszczyła oczy, gdy potraktowała ją tak... oschle, wręcz niemiło. Oszołomiona nawet nie zareagowała, a jedynie weszła za mężczyzną do domu, który też odbierał dech w piersiach. Był ogromny i pełen przepychu. - Synu, nie wystawiaj mojej cierpliwości na próbę. Jestem kulturalna, ale tylko dla tych, którzy są tego warci... - stwierdziła i zmierzyła Rose wzrokiem pełnym pogardy. Czuła się trochę upokorzona, ale zamiast się chować, zmarszczyła lekko brwi, zaciskając mocniej palce na dłoni Jace'a. - Nie jestem rzeczą, poza tym jestem tutaj i wszystko słyszę. Przypuszczałam, że pani doskonale zna podstawy dobrego wychowania... a to chyba nie mi ich brakuje - mruknęła, bo nie mogła się już powstrzymać i pozwolić na to, by mieszała ją z błotem. Ale wtedy spojrzała na jego ojca, który bardziej serdecznie podszedł do niej i uścisnął jej dłoń, przedstawiając się. - Miło nam Cię tutaj gościć - odparł, spoglądając znacząco na żonę, która niezadowolona powędrowała gdzieś w głąb domu - Mnie również bardzo miło - Rose posłała mu delikatny uśmiech i gdy powędrował za żoną, spojrzała na Jace'a, gdy zostali na moment sami. Westchnęła cicho, puszczając jego dłoń. - To się nie uda... - mruknęła cicho, kręcąc głową - Widziałeś reakcje swojej matki? Nie zamierzam być tutaj jej popychadłem, na którym będzie się wyżywać. Nie na to się pisałam, Jace - dodała, ale wtem pojawił się nieopodal zapewne ktoś z obsługi, na co niemalże od razu mężczyzna objął jej ciało w pasie i przysunął do siebie. Spojrzała w jego oczy, opierając dłonie na jego torsie i w tej chwili faktycznie mogli wyglądać na zakochanych, chociaż jej wzrok przedstawiał bardziej zagubienie i niechęć. Chciała stąd uciekać, ale było chyba na to już za późno.
YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku
mów mi/kontakt
Rose
Jace Smith
a

Post

Nie rozumiał o co chodziło matce, o brak pieniędzy, dobrego nazwiska i drogich ciuchów? On sam miał na to wywalone, liczyło się że Adler dobrze wygląda i ma charakter aby się odgryzc. No a po za tym nie była tępą blondyną, miała coś do powiedzenia. Niby do gry mógłby wybrać każdą inną, ale zagranie na nosie matki i takie pstryczki w jej nosy, to było coś co kochał. Wiadomo, trochę wystawił Rose na próbę i pożarcie, co można uznać za kutasiarskie zachowanie, ale pal sześć. Liczyło się aby starzy połknęli haczyk i zagrali w jego grę. - Mamo, przestań. Jest taka wredna jak babcia. To samo. Zepsuta do krwi i kości. Ciesz się, że jeszcze tu zaglądam. - wypalil przez zęby, starajac się jakoś w ten sposób dodać otuchy dziewczynie. Ściskał jej dłoń i spoglądał na nią co chwilę, licząc że przetrwa to spotkanie i nie da się tak łatwo ostrzałowi madam Smith. Na szczęście nie musiał występować w roli adwokata tylko i wyłącznie, potrafiła swoje powiedzieć, na co Jace się uśmiechnął nawet w stronę mamuśki, która ostatecznie chyba nieco spuściła z tonu i tylko wymruczała coś pod nosem. Przywitali się natomiast z jego ojcem, nieco lepiej nastawionym ale to chyba wina diety i odpoczynku. Od pamiętnego dnia gdy jego stary trafił do szpitala z listą chorób, które dotychczas olewał, zaczął doceniać świat i stał się bardziej przystępny niż kiedykolwiek. Uścisnął jego dloń i skiną mu głową, ale ostatecznie mogli w spokoju zostać sami, zdjąć jakiś ciuch z siebie jeśli takowy mieli i przygotować się na dalszą jazdę. Przynajmniej no musiał ją jakoś pocieszyć czy raczej dać otuchy aby nie przejmowała się jego matką. - Spokojnie. Damy radę. Cholera nie możemy teraz się wycofać. Jak to będzie wyglądało? Jak ja na tym wyjdę? Zostanę pośmiewiskiem, rodzice zmiotą mnie z powierzchni ziemi. Wdech i wydech, pierś do przodu i takie tam. - rzucił, urywając bo oczywiście szeptał do niej konspiracyjnie, a tu ktoś zawsze się kręcił. Dla większego podkręcenia sytuacji, pokusił się o to aby właśnie ją objąć, no i w ten sposób zakomunikować co i jak. Kelnerzy, czy sprzątaczki, ktokolwiek, musiał to widzieć żeby nie donieść potem jego starej i tak dalej. A propo jego matki, usłyszał znów jej głos i stukot tych szpilek, więc chyba znowu się do nich zbliżała. Dla podkręcenia a raczej sytuacji, nie odsunął się tak szybko od Adler, wręcz przeciwnie. Zrobił coś co uważali oboje za zakazane, niemożliwe i ogólnie granicę tej szopki. Gdy była tak blisko i się na niego spojrzała, sam się przysunął do niej bliżej i schylił się aby ją pocałować. Delikatnie niczym muśnięcie, podsumował to wszystko w idealnym momencie, gdy jego matka wyjrzała zza kolumny. Nie musiał się oglądać, z daleko było czuć jej perfumy i ten wredny wzrok na ciele. Nie przejmował się tym jednak bo trzymał dalej Adler w objęciach, kończąc całą akcję dyskretnym szeptem.
- Matka. Patrzy. Wiem to. Dlatego takie a nie inne zagranie. Okej? - powiedział gdzieś do jej ucha, odsuwając się z uśmiechem szelmowskim, bo co jak co ale mu się spodobało takie granie. Przyjemnie miała te usta, no i poczuł jej zapach, przez co całe to udawanie, nabrało innego sensu, o którym pewnie nie wiedział ale co się nie odwlecze to nie uciecze, czy jakoś tak. Ostatecznie pewnie razem udali się do przestronnego salonu, prowadzącego do jadalni i stołu przy którym mogłoby zasiąść tyle rodzin, że to szok.
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
przyszła pani architekt, która boryka się z kilkoma problemami w życiu i ciągle pakuje się w kolejne
26
173

Post

Dosłownie rzucił ją na pożarcie własnej matce, doskonale pewnie wiedząc jak potraktuje Rose już na dzień dobry. I była o to szczerze złe, bo może i przygotowywało ją na to zderzenie z panią Smith, aczkolwiek na pewno nie spodziewała się takiego niemiłego zachowania. I podobno to klasa wyższa... Pewnie szybko by się odwróciła na pięcie i wyszła, ale Jace ciągle trzymał jej dłoń w swoje i jej na to zdecydowanie nie pozwalał. Poza tym, no podjęła grę, więc póki co nie wychodziła z roli. On również nie musiał jej bronić, chociaż częściowo to właśnie robił, ale Adler postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Oczywiście cisnęły się jej na usta dużo bardziej opryskliwe słowa, ale stonowała to swoje wzburzenie i jedynie delikatnie przywróciła jego matkę do pionu. Może przez to nie polubi jej jeszcze bardziej, ale mówi się trudno. Nie należy do osób, które dają sobą pomiatać. Już tylko wyczekiwała kolejnego wybuchu ze strony stylowej kobiety, ale dostrzegła kątem oka jedynie uśmiech na twarzy Jace'a i niezadowoloną, dużo bardziej niż wcześniej, minę jego matki. Gdy odeszła, przywitali się jeszcze z jego ojcem, który był dużo bardziej przyjacielskiego nastawiony, a przynajmniej nie wypowiadał swojego ewentualnego niezadowolenia głośno. Mimo to Rose poczuła od niego dużo więcej ciepła i w zasadzie nie miała mu nic do zarzucenia. Gdy jednak zostali sami, naprawdę chciała stąd uciekać, bo przeczuwała, że im dalej będą w to brnąć, tym będzie gorzej. - Rzuciłeś mnie na pożarcie swojej matce - mruknęła cicho, mówiąc to, o czym sama chwile temu myślała, mierząc się z kobietą - Ty wyjdziesz na pośmiewisko, a ja co? Mam się jej dać poniżać? A może pokłócić się z nią i zrobić sobie w niej jeszcze większego wroga? Tego oczekujesz? - westchnęła, patrząc na niego znacząco. Nie zdążyła jednak nic więcej dodać, ponieważ ciągle ktoś się tutaj kręcił, nie było nawet mowy o tym, aby zdążyła stąd wyjść, bo on właśnie przysunął ją do siebie tak, że zderzyła się z jego torsem. Odetchnęła głęboko, gdy znalazł się tak blisko i jej zmysły przyjemnie podrażnił zapach jego perfum, który szczególnie jej się podobał i to już od samego początku. Chciała rzucić już jakąś uwagę na temat tego co właśnie robił, ale nim sie w ogóle zorientowała, pochylił się i poczuła jego usta na swoich. Delikatne muśnięcie, ale jej ciało delikatnie zadrżało, poddała się temu, chociaż pewnie powinien poczuć jej dłoń na swoim policzku. To by dopiero było. Zastygła na moment w bezruchu, ledwo słysząc jego szept tuż koło ucha. Nadal była oszołomiona. - Co Ty robisz, Jace? - mruknęła cicho, bo akurat zasłaniał ją swoim ciałem - Pierwsza zasada, żadnego całowania... zapomniałeś? Ledwo zaczęliśmy, a Ty już łamiesz zasady. Jeszcze raz to zrobisz, a kończymy tę farsę - zakomunikowała stanowczo i dźgnęła go dyskretnie palcem w brzuch, uśmiechając się przy tym nieco złośliwie, a potem się odsunęli od siebie i Rose nadal lekko oszołomiona tym delikatnym pocałunkiem, powędrowała wraz z nim do salonu połączonego z jadalnią. W głowie nadal odtwarzała ten moment, w którym dotknął jej ust, ale oczami pochłaniała niesamowite widoki, bo dom robił wrażenie. - Naprawdę tutaj pięknie - oznajmiła, obejmując bruneta w pasie, aby dodać wiarygodności całej tej scence, że poniekąd nie mogą się od siebie odkleić - Cieszymy się, że Ci się podoba - oznajmił przyjaźnie jego ojciec, a matka za to patrzyła z mordem w oczach - Oczywiście, że pięknie, trudno byłoby tego nie zauważyć. Pracowali tutaj najlepsi projektanci - prychnęła kpiąco, przechodząc do jadalni, gdzie i oni powędrowali - Powiedz mi synu, skąd Ty ją właściwie wytrzasnąłeś. Bo że ją ukrywałeś to się wcale nie dziwie... - zmierzyła Rose pogardliwym spojrzeniem, ale zatrzymała go na ogromnym pierścionku, który znajdował się na jej palcu i chyba aż na moment wstrzymała oddech - Co to jest?
YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku
mów mi/kontakt
Rose
Jace Smith
a

Post

- Spokojnie, przypomnij sobie nas. Na ulicy. Walczyłaś jak lew, wyzywałaś no i ogólnie masz tę moc, tak myślę. - rzucił, ze śmiechem bo mu się to akurat przypomniało. A zakładam, że tak było gdy jej oznajmił że wzywa policje i inne takie, że odpowie za to co odwaliła i takie tam. Tak pewnie bylo i też no znając albo podejrzewając że ma ten charakter mocny, to i tutaj myślał że da radę na spokojnie. Zresztą chyba sam chciał, żeby właśnie doszło do takiej spinki. - Przejmujesz się za bardzo. Co z tego? Za miesiąc czy dwa nie będzie Cię w ogóle obchodzić ta kobieta, ani pewnie ja. - wzruszył ramionami jak sobie tak gadali po cichu, ale dalej się uśmiechał tak o, że niby sobie tam coś obgadują między sobą. A tu taki klops, ale trzeba przyznać, że aktorstwo godne oscara, albo nawet dwóch dla nich obojga najlepiej. Tak czy inaczej Smith miał zabawę przednią gdy tak widział jak się irytuje i jej nie odpowiada ta sytuacja cała, a już w szczególności gdy ją objął i wyszło tak troszkę dziwnie ale jednak miło. No co jak co ale on był tylko i wyłącznie facetem, a ona nawet niezłą laską, wiec tam jemu to odpowiadało. Dodatkowo pokusił się o ten kolejny gest, nielegalny można by rzec, ale cóż chciał trochę podkręcić sytuacje i zagrać na nosie matce, która pewnie miała ich na świeczniku. I nawet jak nie widział to czuł, że ich obserwuje więc zrobil to co zrobił i pocałował ją, nawet jeśli nie powinien. Cały pocałunek trwał może kilka sekund i był delikatny, niczym muśnięcie, więc może aż tak nie powinna się irytować. - Ekhem, spójrz w prawo może, a potem się czepiaj. - mruknął gdzieś przy jej policzku, wzdychając przy tym ciężko. Nie żeby coś ale miał świadomość, że uzgodnili jakieś tam zasady i teraz je łamał, także mógł nawet dostać za to po twarzy, przed czym pewnie się w ostatniej chwili powstrzymała. Na szczęście, o Boże. Darował sobie dalsze tłumaczenie, co i jak, pewnie jej tylko głową przytaknął, że rozumie i postara się kontrolować, po czym no poszli tam do jego starszych, którzy już sobie zasiedli przy tym wielgachnym stole. On sam poprowadził Rose ostatecznie do jednego miejsca, jak już się na rozglądała na wszystko dookoła. No musiała się czuć jak na jakiejś wyciecze w pałacu czy coś, ale po części to rozumiał. To niezly przeskok klas dla niej zdaje się. Odsunął jej ostatecznie grzecznie krzesło i usiedli oboje na swoich miejscach, obok siebie w miarę, a pewnie na przeciwko flądry jego matki.Ta nie mogła się powstrzymać jak zwykle od kąsania ich obojga. - Uspokój się, znalazłem ją tam gdzie ty nie znalazlaś kultury. Zapomniałem już jaka z Ciebie jest kobieta. Elegancka, wredna i zimna. Jak lód. - syknął wręcz na nią, sięgając po serwetkę i inne cuda, aby sobie przysunąć blisko talerza. No narazie nic nie jadł ale miał ochotę coś tam skubnąć, zanim to pewnie złapał za rekę Adler, pewnie, układając ich dłonie gdzieś na stole. Przez co ostatecznie mogła pani Smith dostrzec tą błyskotkę, którą przed kilkoma minutami założyła na palec jego "udawana" narzeczona. Uśmiech zagrał mu na ustach, a dla podkręcenia, pewnie uniósł dłoń Rose do ust i ucałował ją w nią, po dzentelmeńsku. - Jak to co? Chyba masz ten wzrok jeszcze dobry. Nie czekałem z niczym, po prostu uklęknąłem i zostałem przyjęty. Proste. - mruknął, spoglądając na swoją panią, z rozmarzonym wzrokiem. W środku pewnie umierał, ze śmiechu ale było warto aby zobaczyć minę matki, bezcenne chwile. - Chyba żartujesz!? - oburzona była, ale to dobrze bo jeszcze większy gul jej skoczył na szyję aż musiała sięgnąć po winko i przełknąć te słowa Jace'a.
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
przyszła pani architekt, która boryka się z kilkoma problemami w życiu i ciągle pakuje się w kolejne
26
173

Post

Przejmowała się, ale nie dlatego, że to mogło źle wypaść, ale dlatego, że nie chciała by ktokolwiek ją obrażał, w dodatku wcale jej nie znając. A jego matka potraktowała go jak kawałek jakiejś starej szmaty, którą może sobie powycierać te swoje cholernie drogie podłogi. I nie dawała nigdy sobą pomiatać, a przy tym nie chciała więc zrobić tutaj jakiejś większej sceny i wypaść na niegrzeczną, skoro to już oficjalnie została jego narzeczoną. Chciała się nawet dogadać jakoś, ale kobieta zdecydowanie nie tego chciała. Wolała zmieszać ją z błotem i właśnie dlatego Rose chciała uciekać. Chociaż wyglądałoby to co najmniej idiotycznie, bo przecież dopiero co przyszli. Wiedziała, że musi podołać tym chamskim uszczypliwością, więc westchnęła jedynie w duchu i nie komentowała już niczego - o ucieczce nie było już mowy. Za to stało się coś zupełnie niekontrolowanego i na pewno też nieplanowanego, bo przecież pocałunki były między nimi absolutnie zakazane i obydwoje powtarzali to sobie już wielokrotnie. Tymczasem Jace jakby nigdy nic musnął jej usta, niby nic - a jednak, podziałało na wyobraźnie i wprawiło jej ciało w lekki drżenie. Aż była zła na siebie, że tak właśnie zareagowała, chociaż zdecydowanie nie powinna. Ale jego miękkie wargi były tak cudowne, że nie mogła się dosłownie oprzeć wrażeniu, jakie na niej wywarł, przy tym krótki pocałunek mieszał się z oszałamiającym zapachem jego perfum i silnymi rękami, którymi obejmował jej ciało, przez co stanowiło to dosłownie mieszankę wybuchową. Jak tu wrócić teraz na ziemię? A, tak, wróciła dość szybko, mając ochotę go spoliczkować za ten gest, chociaż jej się akurat bardzo spodobał, ale tego mu przecież nie powie. Mimo to powstrzymała się, nie zrobiła sceny, a potem pozwoliła mu się poprowadzić dalej, w międzyczasie zaś Rose próbowała dojść do siebie. W głowie jednak nadal miała to co zaszło kilka minut temu, nawet teraz, gdy siedziała już na wprost tej eleganckiej żmij, która nadal ich kąsała. A głównie ją. Kąciki jej ust uniosły się jednak delikatnie ku górze, gdy usłyszała uszczypliwy komentarz Jace'a na temat własnej matki, trochę jakby w jej obronie, ale za to jaki trafny. Zerknęła na niego, gdy ujął jej dłoń w swoją i znowu przeszyło ją to przyjemne ciepło. Co się z nią działo? - Jestem wymagająca, synu. Bo zasługujesz na kobietę na swoim poziomie i oboje doskonale o tym wiemy. Jestem niezmiernie ciekawa jak szybko się nią znudzisz... - wywróciła z irytacją oczami, jakby bardziej złośliwie, a Rose jedynie z niedowierzaniem spojrzała na nią. Jak mogła to mówić tak wprost i to przy niej? Nie miała za grosz kultury? - Myślę, że gdyby Jace potrzebował innej kobiety, to by właśnie taką sobie znalazł. A może właśnie te wcześniejsze stanowiły ideał dla pani, ale nie dla niego - uniosła znacząco brew, ściskając nieco mocniej dłoń mężczyzny. Zawsze musiała wtrącić te swoje trzy grosze, bo nie pozostawała dłużna za takie zniewagi. W końcu jednak wzrok jego matki padł na błyskotkę na jej palcu i teraz tak naprawdę to nawet Rose całkiem nieźle się bawiła, widząc jej reakcję i jej minę. Bezcenne. Chyba sama miała ochotę zrobić jej na złość. Uniosła kąciki ust ku górze, spoglądając na Jace'a, który właśnie musnął ustami jej dłoń, przez co znowu poczuła to przyjemne drżenie. Patrzyła niczym do szaleństwa zakochana kobieta i przyszło jej to z dużą łatwością. - Dokładnie tak, chcieliśmy się podzielić radosną nowiną. Zamierzamy się pobrać - uśmiechnęła się nieco szerzej, patrząc w jego oczy, a po chwili dopiero przeniosła wzrok na jego matkę, która aż gwałtownie poderwała się od stołu, po tym jak opróżniła kieliszek pełen wina. - To jakaś kpina?! Twierdzisz, że przyjmę ją do naszej rodziny? Czy Ty postradałeś rozum, Jace? A może to jakaś gra i zamierzasz zrobić mi na złość? - uniosła nawet głos, nie zważając na nic i na nikogo, kręcąc przy tym z niedowierzaniem głową. A Rose była nawet dumna z tego i cieszyło ją to, pewnie podobnie jak i Jace'a, który gładził kciukiem jej dłoń, przez co zerknęła na niego w przelocie, wzrokiem dając do zrozumienia, że chyba im się udało całkiem nieźle to odegrać. - To z całą pewnością nie jest żart. A Jace ma naprawdę świetny gust, pierścionek jest zachwycający - dodała jeszcze, zerkając na błyskotkę na swoim palcu, co nawet było bardziej komiczne, bo chwile temu się o niego kłócili.
YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku
mów mi/kontakt
Rose
Jace Smith
a

Post

No cóż, coś musiało się takiego wydarzyć, prędzej czy później. Nie planował tego, po prostu chciał wypaść wiarygodnie przed rodzicielką i tylko i wyłącznie temu to mialo służyć. Skąd miał wiedzieć, że jednak mu się to spodoba, albo nawet i jej? No kurcze, nie żeby coś ale miała jakiś tam ten urok, a Jace nie tylko leciał na jakieś bogate laski i takie tam inne. No ale mniejsza z tym, bo ostatecznie wrócili z dalej przeprawy na ziemie i skupili się na dalszym odegraniu roli w jak najlepszy możliwy sposób. Smith wiedział doskonale, że kolacja ta to będzie multum złości i innych przeciwności losu. Od początku gryzł się, ze swoją matką jak zacięci i nie szło nie zauważyć jak napięte mają relacje. On sam doskonale wiedział, że taki stan rzeczy jej nie przypasuje i po to właśnie była biedna Adler. Zacisnięta szczęka ale humor nieskazitelny, gościł na jego ustach gdy przełykał gorzkie słowa swojej matki. Ujmował dalej dłoń Rose, przez co pewnie tamta aż się krzywiła jak świnia ale co tam. Dalej chętnie będzie obserwował jak krew ją zalewa i wszystko jej nie pasuje podczas gdy oni wiernie i przekonowująco, grają swoją rolę. Gdy ja słuchał, starał się wpatrywać w nią jak zakochany kundel, przytakujac przy tym aktywnie. No kurcze z tego wszystkiego wyszedł ten pocalunek w dłoń, mocniejszy uscisk i cała masa innych gestów. Ktoś by mógł pomyśleć, że on serio w niej zakochany a to co tu odwalają to realia a nie gra. - Dokładnie tak. - przytaknął znowu, przypatrując się dalej Adler, po czym pewnie sam sięgnął aby napić się kilka łyków wina, od tak dla przełknięcia tego co dalej się tu odwali. Teoretycznie najlepiej było od razu wywalić kawę na ławę, najwyżej z jedzenia wyjdą nici i wyjdą stąd prędko w nerwach, po całej wymianie z panią Smith. - Pobieramy się i kropka. Masz z tym problem? Potrzebna beczka wina z piwnicy? - rzucił, śmiejąc się z wyrazu twarzy matki, bo kurcze bawiło go to. Jak w jednej chwili przybiera odcień czerwieni jej twarz, a w sumie to i ona cała od stóp do głów. Dalej, się chyba nieżle to wszystko udawało im, kurcze aż sam Jace śmielej sobie poczyniał i jakoś tak się luzniej czuł. Nie żeby coś, ale nadal miał z tyłu głowy, że to czysty interes i temu to służy rzecz jasna, przyniesieniu jakiś tam korzyści obu stroną. No ale mniejsza z tym, bo chętnie się zabrał za jedzenie i nakładanie im jakiegoś tam jedzonka zdrowego. Sałatki, nie sałatki, kurczak i inne cuda, w jakimś niezłym sobie z dobrze dobranymi dodatkami, aż ślinka ciekła. A skoro już zasiedli do tego stołu, to Smith miał zamiar to wykorzystać, podobnie jak ojciec który się nie pierdolił i sam sobie i polewał i rozdawał wszystkiego po trochu.
- Jeśli moja kobieta jest dumna z pierścionka, to chyba wiadomo że jest na poważnie. Nie żeby coś ale mi się wydaje, że powiniśmy pomyśleć o ślubie jak najszybciej. - dodał tak specjalnie, aby jeszcze bardziej matce wykrzywiło ryja, podczas gdy on sobie spokojnie jadł, jak gdyby nic z uśmiechem na ustach i co jakiś czas małym zerkiem na Adler. - Po moim trupie, do reszty zbaraniałeś? Myslisz, ze wezmę w tym udział? Ze pomogę w czymkolwiek? Wybij sobie z głowy te marzenia ściętej głowy. Szybciej osiwieje do reszty niż przyłoże ręke do tego... do tego czegoś. - kolejne uniesienie kobiety, mówiło chyba więcej niż tysiąc słów, ale co tam. Jace to nie ruszało za nic.
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
przyszła pani architekt, która boryka się z kilkoma problemami w życiu i ciągle pakuje się w kolejne
26
173

Post

Spodziewała się, że spotkanie z jego rodzicami to nie będzie łatwa przeprawa, ale chyba nie wyobrażała sobie aż tak zaciętej walki, którą właśnie toczyli. Głównie to on toczył ją ze swoją matką, ale jako, że obrywało się również Rose, to nie mogła pozostać na ten fakt całkiem obojętna. Posiada zdolność mówienia i raczej trudno jest ją zepchnąć do narożnika, by mogła stać się poniekąd workiem dla kogoś, kto chciał się na niej wyżyć. Potrafiła się bronić, bo tego nauczyło ją życie, więc osoba taka jak pani Smith, nie mogła tak po prostu sobie nią pomiatać. Możliwe, że otuchy dodawała jej jednak również nie tylko sama obecność Jace'a, ale również jego zaskakujące i czułe gesty, pomijając oczywiście ten pocałunek, którego w umowie nie było. Był nieplanowany, aczkolwiek... miły. I to Adler martwiło chyba najbardziej, zapewne jednak do tego jeszcze powrócą, gdy zostaną już sami, bo na pewno nie zgodziła się na łamanie zasad, a to Jace zrobił już przy pierwszej lepszej okazji. Teraz jednak mieli gorszego przeciwnika i na tym w stu procentach musieli się skupić, stojąc po jednej stronie barykady, skoro już podjęli się tej całej gry. Były momenty, w których szczerze żałowała, iż zgodziła się na to szaleństwo, ale z drugiej strony, były też takie, w których bawiła się całkiem nieźle, a obserwowanie reakcji i min eleganckiej pani, jakże wściekłej przez zaistniałą sytuację, było chyba warte każdego poświęcenia. Wiadomo, że Rose nie zapałała do niej sympatią, ale też starała się jeszcze hamować, by nie wyjść na podobną do niej. Zaciskała palce na dłoni bruneta i uśmiechała się delikatnie, chcąc dodać realizmu całej tej scence. Kolejny raz podzieliła spojrzenie z mężczyzną, a potem zerknęła na jego matkę, gdy aż gotowała się ze złości. - Żadnego ślubu nie będzie, nie ma nawet takiej opcji, Jace. Zapewne chcesz mi zrobić na złość, ale to najgorszy pomysł na jaki wpadłeś, a sprowadzanie tutaj, tej... tej... - urwała i aż zgrzytnęła zębami, hamując zapewne ostry i nieprzyjemny komentarz - ...to szczyt głupoty. Nie chce jej w moim domu i w mojej rodzinie - zakomunikowała wprost, tak, jakby Adler w ogóle tu nie było. A słyszała wszystko i cóż, z jakiegoś dziwnego punktu widzenia, chyba nawet było jej ciut przykro. No bo jawnie ją obrażała, a przecież nawet nie zrobiła jej nic złego. Sięgnęła po kieliszek i upiła kilka łyków wina, nie wtrącając się póki co do dyskusji. - Zjedzmy coś i nie wszczynajmy awantury przed kolacją - westchnął, spoglądając znacząco na żonę, a potem rzeczywiście rozlał jeszcze nieco alkoholu, gdy Jace nakładał jedzenie. Ale Rose miała tak ściśnięty żołądek, że jedynie skubnęła trochę tych pyszności, czując na sobie wręcz palące spojrzenie pani Smith - gdyby wzrok mógł zabijać. - To najpiękniejszy pierścionek jaki widziałam. Chociaż tak naprawdę to nie o niego tutaj chodzi... - uśmiechnęła się promiennie do Jace'a, kolejny raz wcielając się w swoją rolę. Pogładziła dłonią jego ramie i pokiwała głową, gdy wspomniał o ślubie. - Zdecydowanie nie ma na co czekać, moglibyśmy zacząć niedługo jakieś przygotowania, ustalić termin. Bardzo tego chcemy, prawda kochanie? - posłała mu kolejny uroczy uśmiech, a potem dopiła swoje wino, wysłuchując kolejnej wiązanki od jego matki. Poczuła jak Jace znowu ujął jej dłoń w swoją. - Nie przyłożę do tego ręki, a jeżeli ożenisz się z tą kobietą, możesz zapomnieć o jakimkolwiek majątku. Niech ona wynosi się z mojego domu... - wskazała ręką w stronę drzwi, a potem odrzuciła serwetkę na stolik i ostentacyjnie wyszła z pomieszczenia, podczas gdy Rose przyjęła przepraszające spojrzenie jego ojca. - Nie chciałam żeby to spotkanie tak wyglądało... może powinniśmy już pójść? - zerknęła na Jace'a, nie do końca wiedząc co począć. Może faktycznie powinna wyjść?
YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku
mów mi/kontakt
Rose
Jace Smith
a

Post

Słuchanie swojej matki, powodowało u niego taki ból głowy wiecznie, że już brakował słów aby opisać jak to wkurwiające było. Niby nie chciał robic burzy ale wszczyniał ją, przez taki pomysł z tym udawaniem, chociaż no to tylko i wyłącznie gra. Oboje mieli w tym swój mały konflikt, jak zwykle zresztą gdy starsza go jechała od góry do dołu, a przy tym też i Adler. Nie potrzebnie ją do tego namówił, ale już się stało i słowo zostało rzucone, toteż musieli pokazać prawdę i całą prawdę? Nie liczylo się dla niego co powie i jak zachowa się matka, chciał postawić na swoim i utrzeć jej ten nos u wkurzyć na tyle aby właśnie zalała ją gorączka. To było dla niego już swoistym zwycięstwem, nawet jeśli można by całą tą szopkę uznać za chorą i niepotrzebną kompletnie. Bo co bedzie potem? Co zrobią z tym udawaniem? Skoro to i tak doprowadzili do "rozstania" i tak dalej. Ale w tamtym momencie Smith, chyba na serio się za bardzo wkręcił w to udawanie, dotykając dziewczynę, uśmiechając się, no i ten pocałunek. Czy to była jeszcze w ogóle gra? Możliwe, że tak ale dokąd go to zaprowadzi i jak zgubne to się okaże, miało wyjść w praniu. Z każdym kolejnym słowem, uśmiechał się jeszcze bardziej, poniekąd mając niezły ubaw z matki, która momentamy wyglądała jak wariatka? Albo jak ktoś blisko trafienia do czubków, z powodu nerwicy, głupiej gadki i wlewania w siebie alko, dla ukojenia nerwów. Co innego jej ojciec, oaza spokoju i odmieniony człowiek, przez problemy zdrowotne, zawiłości losu i pewnie nie jeden romansik na boku, który kręcił, bo jak normalny człowiek mógł żyć jeszcze w normalnej relacji z taką wiedzmą?
- Uspokoisz się wreszcie i przyjmiesz stan rzeczy do wiadomości? Mam Ci to przeliterować, wysłać listem, nie wiem, napisać na ścianie? Kochamy się i bedzie z tego ślub, najprawdziwszy z prawdziwych. I nie obchodzą mnie twoje głupie gadki. - lekko się uniósł rzecz jasna dla podkręcenia sytuacji, aby nie wyszło że tak dziwnie też do tego podchodzi. Gdyby tego nie zrobił, uznałaby ze coś za luzno to widzi i tak dalej, a tak? Zawsze to pokazuje, jak serio to traktował wszystko, nawet jeśli w istocie rzeczy tak nie było i w ogóle. Stąd też pomysł aby taktycznie jak to facet i też jego jago stary, olać babę i zajac się jedzeniem, bo to najważniejsze, prawda? Nawet jeśli czuł na sobie jakiś żar bijący od matki, która nie była spokojna od początku, to on po paru wdechach i wydechach, był w stanie zajadać się danymi potrawami z nadywraznym opanowaniem. Z jednej dobrze, że mial taką Rose obok siebie, inaczej już dawno wyszedłby z tego domu jak to miał w zwyczaju często robić, gdy chodziło o kolejne konfrontacje z rodzicielką. Na ten moment jednak, coś go zatrzymawało i aż sie dziwił, że biła od niego jakaś taka auta, może dorósł? A może to po prostu życie go już nauczyło jak przyjmować ciosy i odawać w formie kontry.
- Taaak. Przystąpimy do przygotowań jak najszybciej to możliwe. - skomentował głośno i uścisnął lekko dłoń, swojej "narzeczonej". Nie załamał go nawet ryk ze strony swojej matki, która podsumowała to wszystko dobitnie, robiąc show jak to umiała najlepiej. "Po moim trupie" itd, jak on to często słyszał z jej ust, więc nic go zdziwić nie mogło. Nawet fakt, że użyje majątku jako karty przetargowej, na co on w sumie się nie przejął. Wiedział doskonale, że w tej sprawie wiecej do powiedzenia ma ojciec, niż ona. Zresztą miał jej ulec? Po raz któryś tam z kolei, jak to robił za często i za bardzo ostatnimi czasy. Nadszedł ten moment jednak, że Jace Smith odcinał pępowinę i zagrywał mocny atak w stronę swojej rodziny, może zbyt mocny ale co miał do stracenia? Co oni mieli do stracenia? - No tak, szopka i krzyki. Czego można było się spodziewać.. - rzucił, wzdychajac ciężko. Dopił wino i otarł kąciki ust, serwetką. Spoglądając na swojego ojca, na którego to skinął głową i w tym samym momencie on sam podniósł się z krzesła. - Pójdziemy jednak. - mruknął, wyciągając rękę w stronę Adler i to by bylo na tyle. Szybko się stamtąd zawinęli, bez jakiś zbednych pożegnań i przeciągania tego głupiego spotkania. Nawet nie było to takie tragiczne w ostateczności, bo mieli spokój na resztę dnia i być może dłużej. No o ile, znów Jace nie poprosi jej o spotkanie i kolejne odgrywanie sceny pod tytułem: "Ja i moja narzeczona".

/zt x2
mów mi/kontakt
Zablokowany