Karty postaciRelacjeMessengerKalendarzeInstagram
a
Awatar użytkownika
Oh my darling, Clementine
You were lost and gone forever
32
170

Post

001.
outficik
Nie wiedziała, czy powrót w rodzinne strony w takiej sytuacji był dobrym pomysłem. Kompletnie tego nie przemyślała, kiedy pakowała manatki i bookowała najbliższe połączenie z Bostonu do Hope Valley. To nie było w jej stylu. Zawsze działała zgodnie z wcześniej ułożonym planem, nie pozwalała sobie na takie elementy zaskoczenia jak teraz. Teraz kiedy kompletnie nie wiedziała, co ją czeka, ani co powinna zrobić po powrocie do domu. Odwiedzić rodziców? Wskoczyć do salonu i zawołać niespodzianka, teraz zamieszkam z wami? Skrzywiła się na samą myśl o ich minach. Zawsze byli z niej tacy dumni. W końcu była ich oczkiem w głowie, córeczką, która odnosiła sukcesy we wszystkich kategoriach, w jakich zapragnęła. A teraz? Teraz czuła się jak największa przegrana, stąpająca po kuli ziemskiej. Oczywiście było to ogromną przesadą i zdawała sobie z tego sprawę, ale dla dobra tej dramatycznej chwili, pozwoliła sobie na rozkoszowanie się tym fatalnym stanem.
Z zamyślenia wyrwał ją kierowca autokaru, informując, że dojechali do końca trasy i wszyscy powinni opuścić pojazd. Zaraz, zaraz… do jakiego znowu końca trasy? Spanikowana wyjrzała przez okno i zaklęła tak siarczyście, że wszystkie twarze podróżujących przez moment były zwrócone tylko na nią. Uśmiechnęła się więc tylko swoim najbardziej cukierkowym uśmiechem, a kiedy ludzie zajęli się sobą, przewróciła oczami. No tak, Hope Valley, czy wioska obok Hope Valley, jedno pozostawało niezmienne, małomiasteczkowe wścibstwo. Było to zdecydowanie coś, czego nie brakowało jej w Bostonie i coś, do czego trudno będzie na powrót przywyknąć, a czego nie przewidziała, uciekając przed mężem. Wszyscy ją tu znali i z pewnością już jutro nie opędzi się od pytań i smutnych spojrzeń. Nie była pewna, czy jest na to gotowa. Musiała zaleczyć rany przed samą sobą, zanim wystawi się na resztę miasteczka.
Jednak zanim będzie się na cokolwiek wystawiać, musiała do tego cholernego miasteczka dojść. Była na siebie wściekła za to, że mogła pozwolić sobie na przegapienie przystanku. Ze złością pomyślała, że po raz kolejny to wina męża, w końcu zadumała się nad ich tragicznym losem.
Poprawiła torbę na ramieniu, rzuciła okiem na swoje niebotycznie wysokie szpilki, chwyciła rączkę walizki i tak przygotowana ruszyła przed siebie, tylko po to, aby odbić się od zamkniętej na cztery spusty kasy. No tak, witajcie w małym miasteczku. Ponownie zaklęła pod nosem, tym razem bez żadnej publiczności i ruszyła przed siebie, wzdłuż drogi.
Sama nie wiedziała, jak długo szła, zanim w końcu za plecami mignęły jej światła jakiegoś nadjeżdżającego pojazdu. Bez namysłu zaczęła machać rękami, licząc na to, że zatrzyma się i wybawi ją z opresji. Jakieś było jej zdziwienie, kiedy domniemanym wybawcą okazał się być Harvey Sherwood. Ze wszystkich ludzi na świecie.
Harvey? — jej głos nagle uwiązł w gardle. Sama nie wiedziała, dlaczego widok dawnego przyjaciela tak bardzo ją zaskoczył. W końcu tu mieszkał, w dodatku od zawsze. Na domiar złego, nie była pewna jak zinterpretować to co poczuła na jego widok — Spadłeś mi z nieba. Wracasz do Hope Valley? — zapytała ot tak, ponieważ, nawet gdyby jechał w świat i tak zapakowałaby mu się do samochodu. Rzuciła mu swoje typowe, proszące spojrzenie, drepcząc w miejscu z nogi na nogę, tylko po to, aby upewnić się, że nadal są na miejscu. Straciła w nich czucie w połowie drogi.

Harvey Sherwood
celebrity's best friend: Grace & Landon We are like a hurricane - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" This is town of Halloween temat miesiąca - październik BOGATE CV DOPIERO SIĘ ROZKRĘCAM MISTRZ KLAWIATURY BAŚNIOPISARZ Trying my best WIĘCEJ NIŻ JEDNO ZWIERZĘ TO...? TEXT ME! ROLLING IN THE DEEP Wszystko pod kontrolą I'm a fashion star URODZONY ZIMĄ NIE MAM SZCZĘŚCIA W MIŁOŚCI zmarzluch boję się pająków Nie mogę żyć bez masła orzechowego sticks and stones You Shouldn't Kiss Me Like This
mów mi/kontakt
kimczi#2040
Harvey Sherwood
a

Post

014.
ubranko

W przeciwieństwie do Clem to Harvey rzadko ruszał się poza Hope Valley, a jak już miał sobie robić wycieczki to tylko i wyłącznie do Miami z którym wprawdzie nic go nie łączyło, ale miał tam paru starych znajomych których odwiedzał, czasami spędzał tam cały wieczór i noc i następnego dnia jeszcze na kacu wracał do domu zwłaszcza teraz gdy między nim a żoną niezbyt się układało. Szukał byle pretekstu do tego, żeby nie przebywać z nią sam na sam bo wiedział, że jakby tak się stało to w ich domu latało by wszystko łącznie z talerzami i nożami. Nie dogadywali się, niestety. Ostatnio w Hope Valley pojawił się także młodszy brat Harveya, a ten nagle zapragnął odnawiania starych znajomości, na razie opornie mu szło bo wszyscy których niegdyś znał już dawno wyjechali z tego miasteczka szukając szczęścia gdzie indziej, w duchu życzył im jak najlepiej.
Jechał spokojnie swoim nie najnowszym ale za to nie najstarszym samochodem, bardziej przypominał on pickupa, ale odnowionego przez co lśnił. Uwielbiał ten samochód i miał go już parę lat więc nic dziwnego, że dalej nim jeździł. Wystarczyło tylko kilka naprawek, które zrobił jego znajomy mechanik i maszyna śmigała dalej. Był już niedaleko Hope Valley kiedy zobaczył z daleka jakąś kobietę idącą poboczem, specjalnie zwolnił nie tylko z zamiarem pomocy ale jej postura wydawała mu się dziwnie.. znajoma? A może miał tylko takie wrażenie? Zaczęła do niego machać więc zjechał na pobocze, zatrzymując auto, on tak samo zdziwił się na widok swojej dawnej przyjaciółki, która w poszukiwaniu wielkiej kariery wyjechała do Bostonu. Co ona tutaj robiła?
- Clem? Nie wierzę, że to Ty - delikatny uśmiech zamajaczył na jego wargach, czasami o niej myślał i zastanawiał się co u niej, czasami nawet wymienili SMS'y zwłaszcza na początku kiedy ta wyjechała, ale potem kontakt się urwał i długo nie miał od niej żadnych wieści. Zaśmiał się delikatnie.
- Na szczęście upadek nie bolał, wsiadał - wskazał głową na miejsce pasażera, sam otworzył i drzwi wysiadł z auta obchodząc samochód, żeby stanąć obok niej.
- Daj, załaduję walizkę - wyrzekł jeszcze tylko, biorąc od niej bagaż i wrzucił go na tylne siedzenie pickupa, a raczej po prostu położył bo nigdy nie wiadomo co kobiety trzymają w tych swoich walizkach.. Po zaledwie dwóch minutach zajął swoje miejsce kierowcy, wskazał jej jeszcze głową, żeby zapięła pasy tak dla pewności i dopiero potem ruszył.
- Postanowiłaś odwiedzić stare śmieci czy wracasz na stałe? - zerknął na nią kątem oka, od razu była widać że była panią z miasta. A fakt, że dreptała na szpilkach uświadomił go tylko w tym fakcie. No i musiał przyznać, że nadal wyglądała świetnie a nawet o niebo lepiej niż ją zapamiętał, ciężko mu było oderwać od niej spojrzenie kiedy zatrzymał samochód, żeby ją zabrać ze sobą. Był nadal facetem i nic dziwnego.

Clem Fraser
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
Oh my darling, Clementine
You were lost and gone forever
32
170

Post

To nie tak, że Clem często opuszczała Hope Valley. Ona po prostu zrobiła to raz, a dobrze. Myślała, że na zawsze, ale wiadomo, jak to jest z naszymi planami. Im bardziej na nich polegamy, tym większa szansa na to, że los zaśmieje nam się w twarz. Tak jak w jej przypadku, kiedy okazało się, że na zawsze i na wieczność okazało się trwać krócej niż dziesięć lat. Jasna cholera, a przecież wszystko tak idealnie zaplanowała! Nie pozostawiła miejsca na tego typu porażki. A jednak mimo wszystko zdołały ją dogonić.
Ja też odrobinę w to powątpiewam, jeśli mam być szczera — odpowiedziała z typowym dla siebie przekąsem i wzruszyła ramionami. Każdy wiedział, że nie tak to miało wyglądać i jedyne co teraz jej pozostawało, to uzbroić się w cierpliwość i przyjąć na klatę wszystkie zdziwione pytania o to, co tutaj robiła. Najgorsze w tym wszystkim było to, że sama nie wiedziała, po co tak naprawdę tu przyjechała. Czy naiwnie wierzyła w to, że magia i urok Hope Valley, które niegdyś zbliżyły ją z mężem, teraz poprowadzą ją po raz kolejny ku zachodzącemu słońcu? A może się przeliczyła i miasteczko, pomimo niewątpliwego uroku było po prostu przeklęte i tutaj jej sytuacja jeszcze bardziej się zagmatwa? Nie była to jednak pora na tego typu filozoficzne rozmyślania. Skrzyżowała ręce na piersi i przewróciła oczami na komentarz Sherwooda. Pewne sprawy się jak widać, nie zmieniają.
Nie? No popatrz, a to jednak kawał drogi — podchwyciła jednak jego żarcik i spojrzała w gwiazdy. Gwiazdy, które w Hope Valley było… widać. Nie lepiej, nie gorzej niż w Bostonie, po prostu były widoczne. Tam było zdecydowanie zbyt jasno, przez wszechogarniające neony i szyldy sklepów oraz sklepików. Pozwoliła sobie jeszcze zaciągnąć się świeżym, nocnym powietrzem, zanim zgrabnie wskoczyła do samochodu przyjaciela. Położyła swoją torbę na kolanach i zabębniła palcami o zamszowy materiał. W ten sposób zbierała myśli na odpowiedź, na postawione przez Harveya pytanie. No właśnie, jaki był plan? Przecież dotąd królowała we wszelkim ustanawianiu grafików. Na litość boską, w jej telefonie był nawet oddzielny kolor na przypomnienia dotyczące podlania kwiatów, bo w przeciwnym razie nie miałaby do tego głowy. Planowała z wyprzedzeniem każdy, najdrobniejszy detal swojego życia. A teraz? Teraz nie wiedziała, co wydarzy się jako następne. I choć pierwszą emocją, jaką w związku z tym odczuwała, był strach, to powoli rodziło się w niej pewnego rodzaju podniecenie.
Wiem, że to zabrzmi z moich ust absurdalnie, ale… nie mam pojęcia — nawet rozłożyła ręce dla dodania dramaturgii swoim słowom. Ale taka była prawda i po raz pierwszy powiedziała to na głos. Przedramiona pokryła delikatna gęsia skórka na samą myśl o takim szaleństwie! — Ale hola, hola, oczy przed siebie, bo zaraz wjedziemy do rowu, a nie tak chcę rozpocząć powrót w rodzinne strony. Chociaż i tak zaczął się już bardzo… bardzo miło — przygryzła wargę i tym razem to ona zagapiła się na bruneta. Minione lata zdecydowanie mu służyły, nie było co do tego wątpliwości. Zmężniał, to na pewno i miał w sobie coś elektryzującego, czego nie potrafiła jednoznacznie nazwać.

Harvey Sherwood
celebrity's best friend: Grace & Landon We are like a hurricane - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" This is town of Halloween temat miesiąca - październik BOGATE CV DOPIERO SIĘ ROZKRĘCAM MISTRZ KLAWIATURY BAŚNIOPISARZ Trying my best WIĘCEJ NIŻ JEDNO ZWIERZĘ TO...? TEXT ME! ROLLING IN THE DEEP Wszystko pod kontrolą I'm a fashion star URODZONY ZIMĄ NIE MAM SZCZĘŚCIA W MIŁOŚCI zmarzluch boję się pająków Nie mogę żyć bez masła orzechowego sticks and stones You Shouldn't Kiss Me Like This
mów mi/kontakt
kimczi#2040
Harvey Sherwood
a

Post

Do dzisiaj Sherwood nie miał odwagi, żeby opuścić tego miasteczka, tutaj się wychował i nawet gdy miał czasami niezbyt przyjemne wspomnienia związane z tym miejscem, to jednak nie mógł tak po prostu je zostawić. Znał prawie każdy zakątek miasteczka, dobrze się w nim czuł mimo przeciwności losu, tutaj postanowił się osiedlić i założyć rodzinę do momentu gdy dowiedział się że jest bezpłodny. To zniweczyło wszystkie jego plany i zniszczyło marzenia na posiadanie normalnej rodziny i bycie lepszym ojcem niż jego. Harvey sądził jednak, że była to po prostu kara za to jakim był synem, za to że nigdy nie wypełniał obowiązków pierworodnego i postanowił wykorzystać fakt, że ojcowska miłość została przelana na młodszego z nich. Nigdy nie wspominał o swoim bracie, wiedzieli o nim tylko starzy przyjaciele, którzy poznali go osobiście, jakoś temat rodziny od zawsze był tematem Tabu dla samego ratownika. Wywrócił teatralnie oczami na jej pierwsze słowa.
- Bardziej chodziło mi o to, że przez krótką chwilę Cię nie poznałem. Zmieniłaś się i to na lepsze - rzucił jej krótki uśmiech, który miał utwierdzić ją w przekonaniu, że właśnie tak było. Nie był najlepszy w prawieniu komplementów kobiecie, ale w jego mniemaniu to zabrzmiało jak wow! pięknie wyglądasz, no tylko że Harvey to Harvey i chyba nigdy tych słów nie wypowie na głos. Mogły bez celu obijać się o jego czaszkę i próbować wyjść na zewnątrz, ale miał pewne opory, żeby to przyznać w prost i nie chodziło tutaj o Clem, a raczej o jego samego. Nadal był żonaty i nie powinien szastać tak komplementami na lewo i prawo nawet gdy miał taką ochotę. Mimowolnie powędrował za jej spojrzeniem na niebo uśmiechając się delikatnie, Sherwood miał duszę romantyka i uwielbiał patrzeć w gwiazdy zwłaszcza na imprezach na plaży gdzie większość czasu spędził właśnie w taki sposób sącząc powoli piwo, rzadko kiedy rozmawiał. Najczęściej to po prostu rozmyślał nad swoim życiem bo jakoś tutejsze niebo skłaniało go do refleksji.
- Daleko mi jednak do anioła czy upadłego anioła jak to określiłaś. Ale Ciebie tak mogę nazywać, Aniele - rzucił z przekąsem w jej stronę, uraczając ją jednym ze swoich łobuzerskich uśmiechów zarezerwowanych na specjalną okazję. Nawet gdy to słowo powinno być zarezerwowane dla bliskiej osoby to podobało mu się to jak brzmiało w jego ustach, no i do niej pasowało bo jej bliżej było do pięknego anioła niż jemu. Niektóre kobiety potrafiły go oczarowywać w taki sposób, że brakło mu tchu i takim przypadkiem była właśnie ona. Jego dawna przyjaciółka, osoba której mógł się zwierzyć kiedy tylko tego potrzebował. Los chciał, że rozdzielił ich na długie lata a ona teraz wraca do ich rodzinnego miasta. Czyżby to była druga szansa?
Westchnął delikatnie, starając się skupić na drodze, ale kiedy masz obok siebie piękną kobietę to ciężko jest to zrobić, co jakiś czas zerkał w jej kierunku.
- Masz chociaż gdzie się zatrzymać? Czy wracasz do rodziców? - jakby nie miała żadnego lokum to zapewne zaoferowałby jej swój chociaż na parę nocy, żeby mogła ogarnąć swoje życie. Wprawdzie jego żona nie byłaby zadowolona z faktu, że przyprowadza do ich domu kobietę, ale teraz było mu wszystko obojętne. Zaśmiał się delikatnie.
- No wiesz.. ciężko mi jest oderwać od Ciebie wzrok, Aniele - rzucił w jej kierunku i nawet gdy powiedział to w żartach to poczuł dziwny ucisk w żołądku razem z tymi słowami, przez moment nawet się nie odzywał zastanawiając się jakie głupstwo powiedział. Czemu zawsze się tak przejmował tym?
- Za parę minut będziemy w Hope Valley, nie jest Ci zimno? Ogrzewanie mi ostatnio siadło - westchnął po chwili zdając sobie sprawę, że gdy chciał je włączyć to leciało zimne powietrze. Serio powinien ponownie oddać auto do mechanika.

Clem Fraser
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
Oh my darling, Clementine
You were lost and gone forever
32
170

Post

Ostatnio Clementine coraz częściej zastanawiała się, czy opuszczenie Hope Valley było, aby na pewno dobrym posunięciem, Oczywiście nie zrzucała winy za niepowodzenie w swoim małżeństwie na Boston, w końcu było to tylko miejsce na mapie, a za całą sytuację odpowiedzialna była tak samo ona, jak i jej mąż (choć aktualnie w mniemaniu kobiety szala była przesunięta na jego stronę) oraz to, że poczuli się zbyt pewnie. Wolała jednak teraz o tym nie myśleć, co w obecności Harveya było zaskakująco łatwe. Szczególnie kiedy z jego ust padały pod jej adresem tak piękne i niewymuszone słowa. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz otrzymała komplement od męża, przez co w pewnym momencie, bardziej skupiona na pracy, niż na czymkolwiek innym, powoli zapomniała o swojej atrakcyjności. Wystarczyła chwila z Sherwoodem, aby ponownie poczuła się kobieca i po prostu… piękna. Uśmiechnęła się do niego wdzięcznie, wcale nie zdradzając zawstydzenia. Clem była z reguły pewna siebie i swoich wdzięków, o czym przyjaciel z
Dawnych lat właśnie jej przypomniał.
Tobie też czas nie zaszkodził — puściła mu oczko w ramach komplementowego rewanżu. Jej słowa również były szczere, nie dało się w nich wyczuć żadnego wymuszenia, ponieważ dokładnie to pomyślała, kiedy pierwszy raz jej spojrzenie padło na twarzy bruneta. Naprawdę dobrze wyglądał! Za dobrze. I choć starała się zachować w tym wszystkim nonszalancję, była mimo wszystko odrobinę spięta. Najwyraźniej jej umysł uwielbiał płatać jej figle, ponieważ momentalnie zafundował jej sentymentalną podróż w czasie do feralnej imprezy, na której doszło do ich pocałunku. Zapomnianego pocałunku, o którym nigdy więcej nikt nie wspomniał. Przygryzła wargę i na moment odwróciła twarz w stronę okna, obserwując krajobraz, jaki śmigał za oknem. Powróciła do mężczyzny spojrzeniem, dopiero gdy ponownie się odezwał. Nie mogła powstrzymać uśmiechu.
Z tego co pamiętam, bliżej ci do lucyfera — uniosła brew na wspomnienie szkolnych lat. Spuściła też wzrok, kiedy obdarował ją nowym pseudonimem. Czy mogla przyjmować takie słowa z ust innego mężczyzny? Technicznie wciąż była mężatką, nawet jeśli w jej mniemaniu małżeństwo już nie istniało. A właściwie to tylko na papierze. Mocniej zapadła się w fotel, kiedy pokonywali trasę z powrotem do Hope Valley.
Planowałam zatrzymać się w pensjonacie na rynku, dopóki nie znajdę czegoś swojego. Jeszcze funkcjonuje? — zapytała kontrolnie, marszcząc brwi. Dopiero teraz uderzyło ją to, jak długo nie była w rodzinnych stronach. I jak wiele mogło się przez ten czas zmienić. Z tą myślą, ponownie omiotła spojrzeniem sylwetkę przyjaciela. Jak to możliwe, że po tak długim czasie, wciąż czuła ten sam łaskoczący ucisk w dołku, kiedy na niego spoglądała?
Harvey! — upomniała go i odruchowo lekko pacnęła w ramię, zanim uświadomiła sobie, że przecież prowadzi, co zaprowadziło ją kaskadowo do jeszcze głupszego posunięcia, jakim było chwycenie go za ów ramię. Wtedy też dostrzegła odznaczający się na serdecznym palcu mężczyzny ślad po obrączce. Identyczny jak na jej dłoni. Puściła go i pospiesznie wróciła na swoje miejsce.
Uwierz mi, pogoda tutaj jest rozpieszczająca w porównaniu z Bostonem — uśmiechnęła się szeroko i oparła głowę o zagłówek siedzenia, na moment przymykając oczy. Kiedy ponownie skierowała na niego swoje spojrzenie, miała nieprzenikniony wyraz twarzy — Naprawdę się cieszę, że to na ciebie trafiłam jako pierwszego — przyznała szczerze dosłownie w chwili, kiedy mijali znak witający w Hope Valley — Może uda mi się namówić cię na jakiegoś drinka? Za stare czasy — przechyliła głowę w bok, kiedy wypowiadała tę dość nieśmiałą propozycję. Ona i nieśmiałość? To nowość.

Harvey Sherwood
celebrity's best friend: Grace & Landon We are like a hurricane - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" This is town of Halloween temat miesiąca - październik BOGATE CV DOPIERO SIĘ ROZKRĘCAM MISTRZ KLAWIATURY BAŚNIOPISARZ Trying my best WIĘCEJ NIŻ JEDNO ZWIERZĘ TO...? TEXT ME! ROLLING IN THE DEEP Wszystko pod kontrolą I'm a fashion star URODZONY ZIMĄ NIE MAM SZCZĘŚCIA W MIŁOŚCI zmarzluch boję się pająków Nie mogę żyć bez masła orzechowego sticks and stones You Shouldn't Kiss Me Like This
mów mi/kontakt
kimczi#2040
Harvey Sherwood
a

Post

Każdy powinien się rozwijać i nic dziwnego, że Clem która zawsze była ambitną kobietą postanowiła opuścić Hope Valley, może nawet na początku był na nią o to zły bo przecież zostawiała go samego. Nie mógł przystać na jej propozycję wyruszenia w nieznane nawet gdy bardzo tego chciał, po prostu była tutaj jakaś siła, która kazała mu zostać. Nie lubił podróży po za granice miasta, tak jakby wchodził w nieznane, a że należał do staromodnych ludzi to nie lubił niczego co było dziwaczne albo odbiegało od normy. No i nie lubił zmian bo jak to mawiają starego psa nie nauczysz nowych sztuczek. Lubił raczyć komplementami kobiety a jeszcze bardziej lubił kiedy te rumieniły się na wypowiedziane przez niego słowa, a że znał Clem wiele lat to wiedział, że poczuła się doceniona, przecież wystarczyło mu tylko krótkie spojrzenie na jego twarz podczas jazdy i wszystko było już wiadome. Powstrzymywał się jednak przed zbędnymi komentarzami, ona miała ułożone życie i na pewno miała kogoś kogo kochała, a on nie miał prawa wchodzić buciorami w jej prywatne sprawy. No chyba, że sama będzie się chciała wygadać to wtedy był gotowy służyć jej swoim ramieniem w które mogłaby się wypłakać gdyby była taka potrzeba.
- Jesteś pewna? Bo mam wrażenie, że robię się powoli siwy - zaśmiał się delikatnie w jej stronę. Owej feralnej imprezy nie pamiętał, w pewnym momencie po prostu mu się urwał film i nie wiedział, że tak naprawdę pocałował swoją najlepszą przyjaciółkę. Zapewne gdyby to wiedział to teraz atmosfera między nimi byłaby zupełnie inna, może nawet ciut spięta, patrząc na to jak zachowywała się Clem. Przez krótki moment pomyślał sobie, że może powiedział coś źle? Przygryzł lekko dolną wargę skupiając się bardziej na drodze niż na niej, bo jak tak dalej pójdzie to naprawdę wylądują w rowie. Zaśmiał się mimowolnie na jej słowa o lucyferze.. tak w młodości potrafił nieźle nabroić i o dziwo był z tego cholernie dumny.
- To były czasy gdy byłem małym buntownikiem bo ktoś musiał się buntować przed moim ojcem, padło na mnie jako na pierworodnym. Zresztą wiesz jaki on był - wzruszył delikatnie ramionami, bo zawsze jakoś był to dla niego temat Tabu, ale jako że Clem była jego przyjaciółką to wiedziała o tym jakim tyranem był jego ojciec. Na szczęście to już dawno grył piach, nie wiedział tylko czy jego przyjaciółka miała o tym świadomość, a jak nie to mogła się o tym teraz dowiedzieć. Harvey nie żałował tego, że jego ojciec nie żyje a nawet w duchu się z tego cieszył bo nie było już nikogo kto by mógł kontrolować jego życie.
- Tak, ale jak chcesz to możesz się zatrzymać u mnie - wyrzekł zerkając na nią. - No wiesz do czasu gdy nie znajdziesz sobie lokum - dodał jeszcze po chwili jakby z niepewnością w głosie. Przecież nawet nie musiała się zgadzać na to, żeby z nim zamieszkać chociaż przez te parę dni, a Sherwood nie miał zaufania do tych wszystkich pensjonatów. Nigdy by tam nie zamieszkał i nie pozwoliłby swojej przyjaciółce na to rozwiązanie. Zaśmiał się delikatnie na jej oburzenie, a to pacnięcie było dla niego wprawdzie niczym, był zbyt skupiony na drodze, żeby w jakikolwiek sposób zareagować.
- Uważaj bo zaraz trafimy do rowu, Aniele - rzucił z przekąsem, zerkając na nią nadal kątem oka. Nawet gdy próbował ograniczać się do tych spojrzeń to nie potrafił tak jakby coś go ciągnęło w jej stronę jak za dawnych czasów gdy się w niej podkochiwał... Kiwnął delikatnie głową.
- Drink brzmi nieźle, jest taki fajny bar z muzyką na żywo przy plaży. Bardzo go lubię i myślę, że Ci się spodoba. - delikatny uśmiech pojawił się na jego ustach, szkoda tylko że przekroczyli już znak Hope Valley i niedługo będą musieli się pożegnać..
- Albo wiesz co? Jest organizowana w szkole potańcówka Halloweenowa, może chciałabyś się ze mną wybrać? No wiesz straszne kostiumy i tak dalej - rzucił jej zaciekawione spojrzenie.

Clem Fraser
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
Oh my darling, Clementine
You were lost and gone forever
32
170

Post

W tamtym czasie oddałaby wszystko, aby Harvey pojechał z nią. Wciąż żyła z resztkami nadziei na to, że może i on pamiętał ich pocałunek, tylko tak samo jak ona wybrał, aby o nim nie mówić, dla dobra ich przyjaźni. Przyjaźni, która i tak z biegiem lat stała się coraz odleglejsza, aż w końcu całkowicie stracili kontakt. Każde z nich ruszyło w swoją stronę, dzielił ich teraz nie tylko dystans fizyczny, ale i psychiczny. Mimo tego Clementine co jakiś czas przyłapywała się na myśleniu o tym co słychać u Sherwooda. Z jakiegoś powodu nigdy jednak nie zdobyła się na to, aby do niego napisać. Czy bała się usłyszeć o tym, że poznał kogoś innego? Przecież ona też to zrobiła. A jednak nie potrafiła wyrzucić bruneta całkowicie ze swojego serca. W dalszym ciągu zajmował tam spore miejsce. Choć minęło tyle lat, wciąż czuła się w jego towarzystwie odrobinę spięta, kiedy wyłapała jego ulotne spojrzenie, a serce zatrzymywało się na ułamek sekundy, aby następnie ruszyć ze zdwojoną prędkością. W dalszym ciągu kryła w sobie wszystkie ewentualne uczucia wobec jego osoby. Nawet teraz bała się podjąć kolejny krok w obawie przed zburzeniem ich przyjaźni. Tylko, czy po tylu latach dalej można było ich nazwać przyjaciółmi?
Siwizna to oznaka mądrości, nie starości — odparła z przekonaniem, zawieszając spojrzenie na siwym kosmyku wśród ciemnych włosów Sherwooda. Miała ochotę zawinąć go sobie wokół palca, ale nawet nie drgnęła, pozostając na swoim miejscu, na siedzeniu pasażera. W końcu naprawdę nie chciała, aby wylądowali w rowie! Po raz kolejny musiała jednak przyznać przed samą sobą, że prezentował się naprawdę dobrze. Nawet lepiej niż dobrze.
Pokiwała głową w lekkiej zadumie, kiedy odwołał się do ojca. Tak, doskonale wiedziała, jaki był, niejednokrotnie uspokajała przyjaciela przed zrobieniem czegoś głupiego. Minęła chwila, zanim zorientowała się, że użył czasu przeszłego. Czyżby coś się stało?
Był? — podchwyciła więc, skupiając spojrzenie na profilu bruneta. Był teraz skupiony na drodze, mogła więc bezkarnie prześlizgnąć się spojrzeniem po jego twarzy. Ciężko było stwierdzić, czy powaga, jaką się teraz charakteryzował, nie była poniekąd zasługą jego ojca. Zagryzła wargę, czekając na odpowiedź. Opcje były tylko dwie. Albo w końcu się zmienił, albo nie było go już wśród żywych.
Zawahała się na jego propozycję. Z pewnością zatrzymanie się u Sherwooda byłoby wygodniejsze od nocowania w jakimkolwiek pensjonacie. Clementine nigdy nie była fanką tego typu przybytków. Zbyt bujna wyobraźnia podsuwała jej wtedy niezliczone scenariusze, tego co wcześniejsi goście mogli wyprawiać w pokojach. I nigdy, absolutnie nigdy nie były to przyjemne wizje. Zwykle wybierała więc pięciogwiazdkowe hotele, ale obawiała się, że taka opcja nie istniała w tych do wyboru w Hope Valley. Nie było to wprawdzie rozwiązanie długoterminowe, ale sama myśl o ścianach w kwiaty i podejrzanych materacach na łóżkach sprawiała, że włoski stawały jej dęba na rękach. Z drugiej strony odczuwała pewne opory przed przyjęciem tej propozycji od bruneta.
Twoja żona nie będzie miała nic przeciwko? — zapytała cicho, zezując na ślad po obrączce. Raz kozie śmierć. Zaraz wszystkiego się dowie. Poczuła, jak jej żołądek splata się w precelka. Dlaczego tak bardzo ją to stresowało? Powinna się cieszyć szczęściem przyjaciela. A mimo tego, nie potrafiła odsunąć od siebie uporczywej myśli, że byłaby spokojniejsza, gdyby ten był sam. Czy było to okropnie egoistyczne z jej strony? Raczej tak.
Chwilę później nie mogła się powstrzymać przed wywróceniem oczami, kiedy otrzymała tę ripostę.
Bardzo śmieszne — prychnęła więc w odpowiedzi, kiedy tak zgrabnie obrócił jej własne słowa przeciwko niej. Sięgnęła po telefon komórkowy, ale nie znalazła na nim żadnych wiadomości od męża. Westchnęła cicho, nie do końca pewna, jakie emocje to w niej budziło i po prostu wyłączyła urządzenie — A obiecujesz, że ze mną zatańczysz? — obróciła się na siedzeniu, opierając ramieniem o oparcie fotela. Obserwowała mężczyznę bacznym spojrzeniem, czekając na jego odpowiedź. Na twarzy kobiety majaczył zawadiacki uśmieszek — I przede wszystkim... czy trzeba się przebierać? Wiesz, nie mam ze sobą żadnego stroju wiedźmy — ułożyła usta w podkówkę, udając smutek.

Harvey Sherwood
celebrity's best friend: Grace & Landon We are like a hurricane - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" This is town of Halloween temat miesiąca - październik BOGATE CV DOPIERO SIĘ ROZKRĘCAM MISTRZ KLAWIATURY BAŚNIOPISARZ Trying my best WIĘCEJ NIŻ JEDNO ZWIERZĘ TO...? TEXT ME! ROLLING IN THE DEEP Wszystko pod kontrolą I'm a fashion star URODZONY ZIMĄ NIE MAM SZCZĘŚCIA W MIŁOŚCI zmarzluch boję się pająków Nie mogę żyć bez masła orzechowego sticks and stones You Shouldn't Kiss Me Like This
mów mi/kontakt
kimczi#2040
Harvey Sherwood
a

Post

Nie pamiętał tej imprezy podczas której pocałował swoją przyjaciółkę, była to jedna z tych imprez podczas których Harvey chciał się napić i zapomnieć, a ta doskonale wiedziała czego potrzebował. Morza alkoholu, dobrej zabawy i tego błogiego uczucia lekkości z każdym kolejnym wypitym drinkiem. Może pocałował ją wtedy świadomie? Rano jednak tego nie pamiętał tak jak wiele innych rzeczy, potrzebował tego rodzaju zresetowania się a raczej wtedy tak uważał. Dopiero po latach zdał sobie sprawę, że tak naprawdę te wszystkie imprezy podczas których uciął mu się film były tylko i wyłącznie jego zachcianką, jego potrzebą poczucia się jak wszyscy inni dookoła. Chciał być jak normalny nastolatek bez przymusu ojca do bycia kimś więcej i w ten sposób mu pokazywał, że ten nie miał nad nim żadnej kontroli. Potem uświadamiał sobie, że to był błąd, że podświadomie uciekał od odpowiedzialności powodując, że nie mógł uratować swojego brata od tyrani. Teraz dopiero tego żałował i miał nadzieję, że powrót Cyrusa do Hope Valley pozwoli tylko na to, żeby mogli odnowić swoją braterską relację. W duchu cieszył się także z przyjazdu Clem, nie wiedział co się u niej działo przez te wszystkie lata, a myśl, że mogłaby mieć męża powodowała dziwny ucisk w jego klatce piersiowej. On sam poszedł przecież naprzód, miał żonę wprawdzie teraz niezbyt się im układało, ale nadal tkwiła ona w jego serce jak i na papierku. Szybko nie przestanie jej kochać, bo Sherwood był jednym z nielicznych facetów, którzy są stali w uczuciach.
- Czyli jak będę dziadkiem i będę siwy to oznacza, że jestem mądry? - rzucił z przekąsem w jej kierunku na moment zatrzymując spojrzenie na jej posturze, wrócił jednak szybko nim do drogi bo nie chciał dzisiejszego dnia spowodować wypadku, zwłaszcza że ta znowu była obok niego. Poczuł się jak taki nastolatek, który zawoził ją na jedną z imprez na które zawsze chodzili razem niczym papużki nierozłączki a znajomi śmiali się, że powinni zostać parą skoro tak się świetnie dogadują. Dopiero po tych wszystkich latach gdy ją zobaczył dotarł sens tamtych słów na które najczęściej wybuchał śmiechem. Zawsze była w jego życiu nawet gdy sobie o tym nie zdawał sprawy, zawsze gdzieś tliła się mała iskierka nadziei, że ta do niego wróci. Wprawdzie nie wróciła do niego, ale los chciał że się spotkali, ponownie. Nie mógł już tego spieprzyć..
- Zmarł parę lat temu. Może nie powinienem tego mówić, ale cieszy mnie to, że wącha kwiatki od spodu. - wyrzekł po chwili nawet gdy coś go zabolało kiedy pomyślał o jego śmierci, z jednej strony Sherwood się chyba najbardziej cieszył ze wszystkich, ale z drugiej było mu przykro, że nie ma już jego ojca na świecie. Był przecież jego ojcem nawet gdy Harvey uchodził za wyrodnego syna. Nie potrafił on wychowywać swoich synów, a pierworodny nigdy nie usłyszał od niego, że jest z niego dumny. Nie chciał jednak teraz mówić o rodzinie, która zawsze była dla niego tematem Tabu i Clem doskonale o tym wiedziała, nie raz się jej zwierzał z tego co musi przechodzić w swoich czterech ścianach. Westchnienie wyrwało się z jego ust kiedy przeczesał delikatnie palcami włosy, które po chwili mocniej zacisnął na kierownicy nie odrywając ani na moment wzroku od drogi. Na wzmiankę o żonie przyjaciółka mogła zobaczyć jak jego szczęka zaciska się delikatnie, tak samo jak jego palce na kierownicy gdzie o mało co nie pobielały mu knykcie.
- Nie martw się o nią. Jest za bardzo zajęta romansowaniem z innym facetem, żeby zwrócić na mnie uwagę - wyrzekł tylko, nic dziwnego że nie nosił już obrączki na palcu skoro tak potoczyły się ich losu i w tym momencie był to kolejny temat Tabu, który należy wpisać na listę. Nigdy nie wspominać o Dory Sherwood w jego obecności. Rozchmurzył się lekko.
- A czy na jakiejkolwiek imprezie z Tobą nie zatańczyłem? Pamiętasz jak kiedyś królowaliśmy na parkiecie? Mogliśmy przetańczyć całą noc - powiedział uśmiechając się sam do siebie, tak doskonale to pamiętał jakby było to wczoraj, ten stan upojenia alkoholowego. - To potańcówka o tematyce Halloween, oczywiście że trzeba się przebrać moja droga - wyrzekł, rzucając na nią lekkie spojrzenie jakby ją oceniał.
- Wiedźma? Do tego nie potrzebujesz stroju - zaśmiał się jeszcze, mając nadzieję że ta nie ma zamiaru go za to zdzielić w łeb bo mogłoby się to źle skończyć dla nich obojga. Musiał jednak oderwać swoje myśli od obecnego życia i skupić się na bardziej przyjemnych rzeczach.

Clem Fraser
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
Oh my darling, Clementine
You were lost and gone forever
32
170

Post

To nie tak, że miała mu za złe, że nie pamiętał o ich pocałunku. W pewnym sensie była mu za to wdzięczna. Dzięki temu czuła się bezpieczniej. Nie musieli przekonywać się o tym co by było, gdyby…. Gdyby okazało się, że na przykład związek zepsułby ich przyjaźń i niewinną bliskość, jaką wobec siebie żywili. Tego bała się najbardziej. Głównie dlatego nie pozwoliła sobie na ten odważny krok, godny każdej komedii romantycznej i wyznanie Sherwoodowi, że czuła do niego odrobinę więcej, niż wypadałoby do przyjaciela.
Teraz kiedy minęło już tyle lat, a oni wiedli kompletnie oddzielne życia, była pewna, że sprawa jest przedawniona i nie będzie miała się o co martwić. W końcu kochała Cartera. Najgorsze było to, że kochała go wciąż, pomimo tego co zrobił. Dlaczego więc odczuwała ten dziwny dyskomfort, tak doskonale jej znany z przeszłości? To przyjemne łaskotanie w środku, które powodowało, że miała ochotę wpleść palce w jego ciemne włosy, przeplatane siwizną i złożyć na jego ustach gorący pocałunek. Czy tak naprawdę powstrzymywał ją rozsądek, ślad po obrączce i myśl o mężczyźnie, który wciąż oficjalnie był jej mężem, czy po prostu to, że jechali samochodem i byłoby to skrajnie nieodpowiedzialne? Nie była pewna. I to ją niepokoiło.
Powinieneś być. No wiesz, tyle lat doświadczeń i tak dalej. Nie tak to działa? — odpowiedziała i machnęła ręką, ponieważ nie było to tak naprawdę aż tak istotne. Ciemne, czy srebrne włosy… dla niej i tak był cholernie przystojny. Wciąż. Po tylu latach. Teraz może nawet bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej.
Zapracował sobie na te słowa, przez lata. Nie powinieneś czuć się z tym źle. Ale i tak, przykro mi Harvey — odpowiedziała cicho i kierowana impulsem, położyła mu dłoń na ramieniu, w czułym i pokrzepiającym gestem. Jaki nie byłby stary Sherwood, to jednak był ojcem Harveya. Może nawet przez skomplikowaną relację, jaka ich dzieliła, ta sytuacja była jeszcze trudniejsza. A Clem chciała przekazać mu jakoś swoje wsparcie. Może to był znak na to, że w końcu znaleźli się w takim miejscu i czasie, że mogli dać sobie szansę? Pomyślała tak, zanim dostrzegła ślad po obrączce. Zagryzła wargę.
Przykro mi, Harv — mruknęła szczerze i zawiesiła wzrok na jego poważnej twarzy. Poruszyła się na siedzeniu pasażera, zastanawiając, czy powinna pociągnąć ten temat, czy puścić go wolno — Naprawdę — dodała, finalnie rezygnując z pociągnięcia wątku. Choć jego słowa wyrażały obojętność, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie było mu to obojętne. A mogła tak stwierdzić, ponieważ wiedziała z autopsji, że zdrada to najtwardszy orzech do zgryzienia w związku — Szczególnie że sama przyjechałam tu z podobnego powodu, więc poniekąd domyślam się, co czujesz — dodała, zanim ugryzła się w język. Przez moment obserwowała przesuwający się szybko w samochodowym oknie krajobraz, zanim wzięła głęboki oddech i dodała — Ale może dzisiaj o tym nie rozmawiajmy? Co powiesz na to, żeby po prostu iść na potańcówkę i o niczym nie myśleć? Chyba tego potrzebuję — obróciła się w jego stronę i uniosła kąciki ust — I doskonale pamiętam, że byłeś dobrym tancerzem — jej twarz rozjaśnił szerszy uśmiech, kiedy za sprawą słów Harveya powędrowała wspomnieniami lata wstecz.
Wyprostowała się gwałtownie na siedzeniu, kiedy usłyszała jego ostatnie słowa. Zmarszczyła brwi i przybrała urażony wyraz twarzy. Pacnęła go w ramię, dość solidnie, ale sobie zasłużył.
Ty małpo. A ty nie musisz się przebierać za dziada, cofam to co powiedziałam o mądrości — odgryzła się i skrzyżowała ręce na piersi. Na ustach czaił się jednak dalej lekki uśmieszek.
Kiedy dojechali pod pensjonat, Clem pokusiła się nawet o przelotnego całusa w policzek mężczyzny, na pożegnanie.

Harvey Sherwood
/ztx2
celebrity's best friend: Grace & Landon We are like a hurricane - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" This is town of Halloween temat miesiąca - październik BOGATE CV DOPIERO SIĘ ROZKRĘCAM MISTRZ KLAWIATURY BAŚNIOPISARZ Trying my best WIĘCEJ NIŻ JEDNO ZWIERZĘ TO...? TEXT ME! ROLLING IN THE DEEP Wszystko pod kontrolą I'm a fashion star URODZONY ZIMĄ NIE MAM SZCZĘŚCIA W MIŁOŚCI zmarzluch boję się pająków Nie mogę żyć bez masła orzechowego sticks and stones You Shouldn't Kiss Me Like This
mów mi/kontakt
kimczi#2040
Zablokowany