Karty postaciRelacjeMessengerKalendarzeInstagram
Luka Bobkov
a

Post

#2

Brawura na drodze była czymś, czym Luka gardził swoim całym bobkovym serduszkiem. Zawsze starał się jeździć zgodnie z przepisami, nie przekraczał prędkości, stosował się do przepisów ruchu drogowego i nigdy nie bawił się telefonem podczas jazdy.
Tym razem musiał wcisnąć pedał gazu nieco mocniej niż zwykle - właściciel restauracji postanowił zorganizować ważną kolację i dał znać pracownikom w ostatniej chwili. Nikt nie był zachwycony, pomoc kuchenna obsypała Lukę nieprzyjemnymi wiadomościami, ale prawda była taka, że nie miał wpływu na decyzję przełożonego. Sam nie był zadowolony z obrotu spraw, ale starał się przyjąć do na chłodno. Odwołał zaplanowany mecz koszykówki, zebrał się z domu i wsiadł do niebieskiego chevroleta.
Tylko spokój mógł ich wszystkich opanować.
I pewnie wszystko byłoby w porządku, dojechałby na czas, gdyby nie samochód, który niespodziewanie zahamował przed nim gwałtownie, co sprawiło, że Luka nie zdołał wykonać podobnej czynności i z impetem wjechał w tył jadącego z przodu auta.
- Cyka blyat - mruknął pod nosem. Dlaczego, kiedy coś się sypało, to sypało się wszystko naraz? Nie był przesądny, nie wierzył w podobne brednie, ale zwykle jedno nieszczęśliwe zdarzenie pociągało za sobą kolejne.
Westchnął, zacisnął mocniej palce na kierownicy, aż w końcu zdecydował się wysiąść z samochodu i wdać się w pogawędkę drugim kierowcą. Nie, nie miał zamiaru kłócić się i obarczać go winą, skoro wina leżała po jego stronie. Chciał po prostu dojść do jakiegoś sensownego porozumienia. Chyba dorośli ludzie potrafili jakoś się ze sobą dogadać, prawda?
- Privet, moy drug - powiedział pogodnie, mając nadzieję, że dojdzie za moment do rękoczynów. Bobkov był pacyfistą, nie stosował przemocy. No chyba, że wyłącznie w samoobronie. - Przepraszam najmocniej! Nie wiedziałem, że będzie takie niespodziewane hamowanie. Naprawdę niezmiernie mi przykro - uniósł misiowate łapki w obronnym geście i poprawił sobie kołnierzyk pasiastej koszuli; teraz był gotowy zmierzyć się z drugim kierowcą twarzą w twarz, dlatego cierpliwie czekał aż ten opuści wnętrze pojazd.

Sergio J. Diaz
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
Rozwodnik, muzyk, nauczyciel. Świetny przyjaciel, jeszcze lepszy kochanek. Udziela lekcji dodatkowych w domu, szkole i gdzie tylko zamarzysz.
35
180

Post

Sergio znał swoje życie na tyle dobrze by wiedzieć, że po serii całkiem szczęśliwych momentów, musiało przyjść coś niespodziewanego i raczej mało przyjemnego. Nie, żeby w życiu był okropnym pesymistą, ale kilka ostatnich lat dało mu do myślenia w pewnych kwestiach. Spotkanie z siostrą i przyjaciółmi, chociaż początkowo miało być udane, ostatecznie wcale do końca takie nie było, co tylko odrobinę osłabiło jego zapał do Hope.
Tego dnia miał umówioną prywatną lekcję. Na tyłach czarnego jeepa zapakował instrumenty i zapisy nut, wrzucając także dodatkową marynarkę (często zdarzały mu się te małe wypadki z rozlana kawą albo plamą po jedzeniu) i teczkę, w której trzymał dokumenty. Zasiedział się w domu; nie minęło wiele czasu od jego przyjazdu i wynajęty dom potrzebował chociażby minimalnego dopieszczenia by mógł poczuć się tam jak u siebie. Gdy się zorientował, zegar wskazywał opóźnienie, a sam po prostu zgarnął wszystko, wsiadając do auta i ruszając w stronę centrum. Najpierw zastał drobny korek na jedne z ulic, później jechał przed nim niezdecydowany kierowca, który to zwalniał, to przyśpieszał, nie pozwalając się kulturalnie wyminąć.
Diaz czuł w kościach jak nachodzi go typowa dla takich sytuacji irytacja i aż zaklął soczyście pod nosem, gdy musiał gwałtownie przyhamować, kiedy zamigały przed nim światła stopu poprzedzającego go auta.
Zaklął też drugi raz, tym razem cholernie głośno, kiedy w tył jego Jeepa wjechał inny wóz, równie nieprzygotowany na hamowanie.
Szarpnęło nim krótko, zanim auto nie stanęło na amen. Obserwował jak nieudacznik w aucie odjeżdża, zostawiając go z problemem i najpewniej spóźnieniem.
- Kurwa - warknął, zerkając w lusterko, by zlustrować wysiadającego i idącego w jego stronę kierowcę. Odpiął pas, poprawił koszulę i wysiadł, biorąc głębszy, zbawienny wdech.
- Nic nie szkodzi - powiedział na powitanie, chociaż zderzak jego auta mówił wyraźnie co innego. - To ja przepraszam. Samochód przede mną nagle zahamował, nie spojrzałem we wsteczne lusterko - wyjaśnił, rzucając pytające spojrzenie mężczyźnie. Odruchowo przyjrzał się jego poczciwej twarzy, która kontrastowała z mocną budową ciała.
Innymi słowy, nadal nie wiedział, czy będzie musiał się bić.
- Mam wezwać policje, czy załatwimy to między sobą? - spytał, otwierając tylne drzwi, by wyciągnąć teczkę z dokumentami. - Tak czy inaczej, przyda mi się numer polisy. Ubezpieczyciel pokryje koszty naprawy - mruknął, ignorując chęć zapalenia papierosa.
- I niech Pan wybaczy, musze zadzwonić i poinformować, że się spóźnię - dodał ze zmęczeniem, szukając telefonu.
- Nic się Panu nie stało? Mam wezwać pomoc? - rzucił, zanim przyłożył telefon do ucha, wpatrując się zielonymi oczami w brodacza.
Luka Bobkov
SZÓSTY MIESIĄC MASZ, UŚMIECH DAJ NA TWARZ - dla każdego, z okazji pół roku aktywności forum! Brzechwa dzieciom - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" Trzej Muszkieterowie - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" Płonie ognisko i szumią knieje - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" Jestem pomocnikiem Świętego Mikołaja - za udział w minievencie mikołajkowym Filling your dreams to the brim with fright BOGATE CV DON’T STOP ME NOW Speedy Gonzales WIĘCEJ NIŻ JEDNO ZWIERZĘ TO...? MAN UP! For all mankind Novel Bestseller ROLLING IN THE DEEP Sej łaaat? ROZWODNIK/ROZWÓDKA PRACA W OŚWIACIE KOCIARZ BUJAM SIĘ DO COUNTRY FAN FILMÓW BIOGRAFICZNYCH Mam własny samochód Gram na fortepianie Człowiek orkiestra mistrz pokera Nie mogę żyć bez masła orzechowego Rzucam się na głęboką wodę IT WAS AN ACCIDENT! ANDRZEJ RYBAK SING A SONG STEVIE WONDER KING OF THE JUNGLE You Shouldn't Kiss Me Like This Like a virgin Rozmówki czeskie Dzielny pacjent! How did this happen?
mów mi/kontakt
Panacea#4568
Luka Bobkov
a

Post

Na szczęście kierowca nie planował zbiec z miejsca zdarzenia (w sumie dlaczego miałby, skoro stłuczka nie była z jego winy), ani nie trzeba było wyszarpywać go z samochodu (Luka w życiu nie posunąłby się do czegoś takiego), po prostu opuścił pojazd i na pierwszy rzut oka, wydał się przyjaźnie nastawiony. To zupełnie jak Bobkov, chociaż jego postura mogła świadczyć o czymś innym; był potężnym mężczyzną, a jego zarost mógł budzić niepokój, ale w głębi serca był naprawdę niegroźny.
- Nic nie szkodzi, każdemu może się zdarzyć - machnął misiową ręką, bo nie miał zamiaru robić z igieł wideł. Tym bardziej, że czuł się winny. - Chyba załatwimy to między sobą, tak będzie najprościej i najszybciej - jak dobrze, że od razu doszli do konsensusu bez konieczności spierania się i czekania na przyjazd policji.
Wyjął z kieszeni dżinsów portfel z dokumentami, w tym polisę ubezpieczeniową i dowód osobisty. Szybko, sprawnie i konkretnie. Zanim jednak zdecydował się podać mężczyźnie wszystko, co było potrzebne do spisania umowy między nimi, również sięgnął po swoja komórkę.
- Przepraszam, też powinienem zadzwonić. Nadeyus', chto boss ponimayet - mruknął pod nosem, bo naprawdę w tym momencie liczył na wyrozumiałość przełożonego. Nigdy nie miał z nim większych problemów, ale w obecnej sytuacji, kiedy Luka miał nadzorować przygotowywanie kolacji dla ważnych gości, mógł być nieco podenerwowany. - Nic mi nie jest. A u pana w porządku? - zapytał, ale zanim usłyszał odpowiedź, zrobił krok w przeciwnym kierunku; szef restauracji odebrał połączenie, więc Bobkov nakreślił mu pokrótce całe zdarzenie. Nie spotkał się ze szczególnym entuzjazmem, ale co poradzić, stało się i nie dało się tego przeskoczyć.
Poczekał, aż mężczyzna również zakończy rozmowę i podszedł nieco bliżej, padając mu swoje dokumenty.
- Luka Bobkov - wyjaśnił na wszelki wypadek, gdyby miał jakieś wątpliwości. - Przez V na końcu. Nie posądzam pana o brak umiejętności czytania, ale wiem, że niektórzy mają problem z odczytaniem mojego nazwiska - dodał pogodnie, a pod jego brodą nieznajomy mógł dostrzec lekko unoszące się kąciki ust.
Nie był konfliktowy, każdej zaczepki, sprzeczki i wszystkich nieporozumień unikał jak ognia. Tak było znacznie przyjemniej żyć, a i ludzie bywali wtedy jacyś życzliwsi. Oczywiście nie zawsze, ale nie oszukujmy się, taki niedźwiedź jak Luka wzbudzał sympatię.

Sergio J. Diaz
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
Rozwodnik, muzyk, nauczyciel. Świetny przyjaciel, jeszcze lepszy kochanek. Udziela lekcji dodatkowych w domu, szkole i gdzie tylko zamarzysz.
35
180

Post

Sergio uniósł lekko dłoń na znak, że również świetnie się czuje. Uderzenie nie było zbyt wielkie, a on miał pas i do tego solidne amortyzatory. Ucierpiała jedynie jego praca i portfel po tym, jak podniosą mu składki na ubezpieczenie.
Wyjaśnił zwięźle sytuacje swojej dorosłej uczennicy; przemiłej kobiecie w średnim wieku, która miała ochotę nauczyć się gry na gitarze. Przyjęła to z zawodem, ale wyrozumiale obiecała skontaktować się z nim w celu ustalenia innego terminu. Gdy skończył, schował telefon od razu odbierając dokumenty od mężczyzny.
Znalazł dogodne miejsce przy masce, wyciągając kartkę i długopis, w sposób raczej renesansowy przepisując wszystkie informacje. Był trochę starej daty; nie ufał telefonom na tyle, by trzymać w nich ważne rzeczy, dlatego też nieodłącznym elementem był jego kalendarz.
- W porządku, Panie Bobkov - w końcu uśmiechnął się nieznacznie, również wygrzebując portfel oraz dowód, który podał drugiemu poszkodowanemu.
- Sergio Diaz- przedstawił się, podbródkiem wskazując na wręczone mu dokumenty. Wszystko się zgadzało. Imię, nazwisko, nawet zdjęcie było całkiem świeże, bo sprzed dwóch lat.
- Tutaj jest mój numer telefonu, gdyby były jakieś problemy - oderwał kawałek kartki, zapisując na niej numer telefonu, który dołączył do dokumentów. Bywało różnie, słyszał o niejednych perypetiach z firmami ubezpieczeniowymi, a naprawdę wypadek wolał puścić w zapomnienie. Auto było tylko autem, nie było sensu nad nim płakać. Mężczyzna wyglądał też na poczciwego i sympatycznego, szkoda by było gdyby musiał męczyć się z formalnościami i sztywniakami w garniturach.
Prostując się, wreszcie rozluźnił ramiona, opierając się o bok samochodu i zapalając papierosa. Stanął w odpowiedniej odległości, by w razie czego, nie przeszkadzać rozmówcy dymem. Sam po prostu czuł wewnętrzną potrzebę by zapalić, co robił zazwyczaj w nieco napiętych sytuacjach.
Całe szczęście, że nie trafił na choleryka. Wtedy dodatkowo prócz zepsutego zderzaka, zyskałby solidne limo pod okiem.
- Rosjanin? - zagaił, ot, interesując się niespotykanym nazwiskiem i obcobrzmiącymi wstawkami, jakich używał Luka. W Barcelonie miał styczność z wieloma obcokrajowcami, lepiej lub gorzej mówiących w nieswoim języku. Zawsze był ich ciekaw, bo każdy z nich miał swoją historię do opowiedzenia.
Luka Bobkov
SZÓSTY MIESIĄC MASZ, UŚMIECH DAJ NA TWARZ - dla każdego, z okazji pół roku aktywności forum! Brzechwa dzieciom - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" Trzej Muszkieterowie - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" Płonie ognisko i szumią knieje - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" Jestem pomocnikiem Świętego Mikołaja - za udział w minievencie mikołajkowym Filling your dreams to the brim with fright BOGATE CV DON’T STOP ME NOW Speedy Gonzales WIĘCEJ NIŻ JEDNO ZWIERZĘ TO...? MAN UP! For all mankind Novel Bestseller ROLLING IN THE DEEP Sej łaaat? ROZWODNIK/ROZWÓDKA PRACA W OŚWIACIE KOCIARZ BUJAM SIĘ DO COUNTRY FAN FILMÓW BIOGRAFICZNYCH Mam własny samochód Gram na fortepianie Człowiek orkiestra mistrz pokera Nie mogę żyć bez masła orzechowego Rzucam się na głęboką wodę IT WAS AN ACCIDENT! ANDRZEJ RYBAK SING A SONG STEVIE WONDER KING OF THE JUNGLE You Shouldn't Kiss Me Like This Like a virgin Rozmówki czeskie Dzielny pacjent! How did this happen?
mów mi/kontakt
Panacea#4568
Luka Bobkov
a

Post

Zerknął w dokumenty, żeby lepiej im się przyjrzeć; faktycznie, wszystko się zgadzało. Ale Luka nie miał co do tego wątpliwości, jakoś nie podejrzewał, żeby mężczyzna mógł go oszukać. Może był zbyt ufny, a może po prostu wierzył, że na tym świecie istnieli jeszcze uczciwi ludzie. Sam miał swoje zasady, których się trzymał i wierzył, że inni mieli podobne. Trochę naiwne, ale gdyby miał zastanawiać się, komu wierzyć, a komu nie, w końcu zabrakłoby mu życia.
- Diaz? - zerknął na zdjęcie, potem na podpis na dowodzie osobistym, a ostatecznie przeniósł wzrok na jego twarz. - Znam jedną Diaz - rzucił ot tak, bez większego znaczenia. Nie skojarzył faktów, że on i Miriam mogliby być rodziną. Owszem, Mimi wspominała o rodzeństwie, ale niewiele o nim mówiła, a on nie dopytywał. Nie miał w zwyczaju ciągnąć nikogo za język i czekał cierpliwie, aż ktoś sam zacznie mówić o tym, o czym akurat miał ochotę opowiadać. A zbieżność nazwisk? Cóż, zwykły zbieg okoliczności.
Spisał skrupulatnie dane, schował skrawek papieru z numerem telefonu do tylnej kieszeni i oddał Sergiowi dowód osobisty i pozostałe druczki.
- W połowie Rosjanin, ale od urodzenia w Stanach. A pan? Niech zgadnę, rodowity Hiszpan? - zagaił z uśmiechem; dym papierosowy zupełnie mu nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie, miał sam miał ochotę zapalić, choć palenie rzucił dawno temu. Niegdyś, jeszcze w liceum, zdarzało mu się popalać. Palił też podczas swojej pierwszej pracy na zmywaku i po bolesnym rozstaniu. Sęk w tym, że nie miał swoich papierosów, dlatego ponownie posłał mężczyźnie ciepły, ale dość nieśmiały uśmiech.
- Mógłby się poczęstować? - zapytał, bo jakby nie patrzeć, sytuacja była nieco stresująca; nie dość, że spowodował stłuczkę, to na domiar złego spóźni się do pracy w dzień, w który spóźnić się nie powinien. Wiadomo, biednemu zawsze wiatr w oczy. Z jednej strony było to jego wina, bo mógł bardziej uważać, ale z drugiej szef powinien dać znać nieco wcześniej, że Luka na gwałt musi zjawić się w pracy. Może wtedy nie byłby taki rozkojarzony i nie dociskałby pedału gazu jak poparzony.

Sergio J. Diaz
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
Rozwodnik, muzyk, nauczyciel. Świetny przyjaciel, jeszcze lepszy kochanek. Udziela lekcji dodatkowych w domu, szkole i gdzie tylko zamarzysz.
35
180

Post

Serio uniósł lekko brwi na to swoiste zdumienie mężczyzny. Nie był pewien, ilu Diazów zamieszkiwało Hope i okolice, nie licząc ich rodziny; może wielu, a może byli jedyni. W końcu było to stosunkowo pospolite nazwisko, chociażby w Meksyku, a i stamtąd ludzie tłumnie migrowali, rozpierzchając się po całej Ameryce.
- To miło - rzucił z delikatną nutą obojętności, nie dostrzegając możliwości zareagowania bardziej entuzjastycznie. - Może Miriam. Jest dość...Rozrywkowa - dodał jedynie, po krótce opisując swoją młodszą siostrę. Żywiołowa jednak było lekim niedopowiedzeniem, ale i to postanowił przemilczeń, nie chcąc rozwodzić się nad pokręconymi charakterami Diazów.
Uśmiechnął się o wiele milej, widząc zmieszaną minę tego ogromnego faceta, jakby prosił rodziców o kieszonkowe a nie obcego faceta o papierosy. W tym całym swoim byciu, był na jakiś sposób uroczy i Sergio musiał szczerze przyznać, że trochę go to intrygowało. Przysunął paczkę w stronę rozmówcy, chowając portfel do kieszeni.
- Matka była Peruwianką. Ojciec miał Kolumbijską i Meksykańską krew - odpowiedział z rozbawieniem. Zawsze bawił go ten genowy zlepek, jakby ktoś przez przypadek zmieszał różny typ gliny. - Ale pochodzę stąd - doprecyzował, strzepując popiół na ulicę.
- Sergio - powiedział nagle, by przedrzeć się przez mur Panów i Pań, bo przecież wiekowo musieli być podobni, a skoro już rozmawiają całkiem miło, to mogli wyzbyć się formalności.
- Rzucanie mi panem sprawia, że od razu strzyka mi w kościach. Darujmy sobie to - odsunął się od samochodu, by obejść auto i w końcu spojrzeć na rzeczywiste szkody. Sądząc po huku, uznałby, że cała tylna część była do wymiany. Teraz zauważył jedynie pogięty błotnik i stłuczoną tylną lampę. Plus kilka rys. Jeep sprawdził się bardziej niż przypuszczał przy zakupie. Z przodem drugiego samochodu również nie było najgorzej - może jednak ich polisy tak bardzo nie ucierpią?
- Nie pomyliłeś się za bardzo - powiedział nagle, jakby miało to jakiś sens. - Dużą część życia spędziłem w Hiszpanii. I Dzięki Bogu, Tapas jest tak rewelacyjne - słowa mogło by się wydawać rzucał w przestrzeń, ale na tyle głośno, by jego rozmówca nie miał wątpliwości, że to właśnie do niego się zwraca.
- Nie będzie tak źle - wskazał trzymanym papierosem na efekt stłuczki.
Luka Bobkov
SZÓSTY MIESIĄC MASZ, UŚMIECH DAJ NA TWARZ - dla każdego, z okazji pół roku aktywności forum! Brzechwa dzieciom - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" Trzej Muszkieterowie - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" Płonie ognisko i szumią knieje - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" Jestem pomocnikiem Świętego Mikołaja - za udział w minievencie mikołajkowym Filling your dreams to the brim with fright BOGATE CV DON’T STOP ME NOW Speedy Gonzales WIĘCEJ NIŻ JEDNO ZWIERZĘ TO...? MAN UP! For all mankind Novel Bestseller ROLLING IN THE DEEP Sej łaaat? ROZWODNIK/ROZWÓDKA PRACA W OŚWIACIE KOCIARZ BUJAM SIĘ DO COUNTRY FAN FILMÓW BIOGRAFICZNYCH Mam własny samochód Gram na fortepianie Człowiek orkiestra mistrz pokera Nie mogę żyć bez masła orzechowego Rzucam się na głęboką wodę IT WAS AN ACCIDENT! ANDRZEJ RYBAK SING A SONG STEVIE WONDER KING OF THE JUNGLE You Shouldn't Kiss Me Like This Like a virgin Rozmówki czeskie Dzielny pacjent! How did this happen?
mów mi/kontakt
Panacea#4568
Luka Bobkov
a

Post

Tym razem to on uniósł wysoko brwi w niemałym zdziwieniu. Czyli jednak mężczyzna mógł być spokrewniony z jego dobrą przyjaciółką. Tylko dlaczego Mimi nic więcej o nim nie wspominała? Może byli dalekim kuzynostwem, stąd ten brak napomknięcia.
- Dokładnie tak, chodzi o Miriam. Jesteście jakąś bliską rodziną? - zapytał z wyraźnym zainteresowaniem, a kiedy Diaz wystawił w jego stronę paczkę, sięgnął po papierosa i umieścił go sobie w ustach. Skorzystał też zapalniczki, bo jako ktoś, kto nie pali na co dzień, nie posiadał przy sobie nawet paczki zapałek. - Spasibo - rzucił w podzięce, uważnie słuchając wyjaśniającej pokrótce historii korzeni mężczyzny. Czyli wszystko się zgadzało, Miraim też była stąd. Czyli może jeden z braci? Luka nie chciał wysuwać pochopnych wniosków i wolał sobie nie dopowiadać.
Skinął głową, zgadzając się, żeby przeszli na ty. Na pana trzeba było mieć wygląd i pieniądze, i może Bobkov posiadał pławił się w bogactwie, to jednak z tym pierwszym miał problem. Wyglądał raczej jak niedźwiedź niżeli jakiś przystojny dżentelmen, ale przynajmniej nadrabiał osobowością. Przynajmniej tak mówili jego znajomi. A on im wierzył. Albo bardzo chciał wierzyć, że tak było.
- To ja pochodzę z Orlando, ale tutaj mieszkam jakieś jakieś piętnaście lat. Tak pi razy drzwi. Co robiłeś w Hiszpanii? - zapytał o chwili, zaciągając się papierosem; zakręciło mu się śmiesznie w głowie, ale nic dziwnego, nie miał wiele wspólnego na nałogowym paleniem. Kątem oka zerknął na swój przedni zderzak. W porządku, wyklepie się. A jak nie, to wymieni. A jeśli nie to, to po prostu sprzeda chevroleta i kupi sobie nowy samochód. Co z tego, że w garażu przy swojej posiadłości trzymał jeszcze dwa. Trochę ro rozrzutne, ale Luka naprawdę nie miał na co wydawać swojego majątku. Nie po to ciężko pracował, żeby sobie czegokolwiek odmawiać. Poza tym pieniędzy do grobu nie zabierze, więc mógł je trwonić na cokolwiek tylko chciał. Na przykład na koks i męskie dziwki. Albo lepiej nie, bo na samą myśl rumieniły mu się pućki. Może lepiej niech poprzestanie na zakupie drogich fur i sprowadzania antyków zza granicy do dekoracji wnętrza wili, tak będzie bezpieczniej.

Sergio J. Diaz
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
Rozwodnik, muzyk, nauczyciel. Świetny przyjaciel, jeszcze lepszy kochanek. Udziela lekcji dodatkowych w domu, szkole i gdzie tylko zamarzysz.
35
180

Post

Kiedy mężczyzna przyznał, że zna jego siostrę, przyjrzał mu się jakby uważniej. Nie był pewien, czy ich znajomość była czysto przyjacielska, koleżeńska czy może głębsza; znając Miriam, wszystko mogło być prawdą, zważywszy na jej kochliwość. Sergio nigdy nie nadążał za jej facetami. Żadnego też nie lubił.
- Jestem jej starszym bratem - przyznał spokojnie, unosząc kącik ust w uśmiechu. Miedzy nim a Miriam było sześć lat różnicy. Był też ogólnie najstarszy z rodzeństwa, co za dzieciaka zawsze cholernie go irytowało.
- A Ty jesteś? - dopytał, bo jednak coś nie dawało mu spokoju. Czy widział siostrę przy kimś takim? Mężczyzna wydawał się być ciepłą i rozsądną sobą, ale na pewno starszą od niego. Ach, czujności nigdy za wiele.
Wrócił do opierania się o samochód, by spokojnie dokończyć papierosa. Nawet zamyślił się, tak odrobinę, gdy Luka zapytał o jego życie w Barcelonie. Robił to, co zapewne jego rozmówca robił tutaj. Żył, pracował, zakładał rodzinę.
- Jestem nauczycielem muzyki - odpowiedział w końcu, wskazując na tylne siedzenie jeepa, wypełnione instrumentami. - Pracowałem tam w prywatnej szkole. Nauczałem też w domu - sprecyzował. To były dobre czasy. Stabilne. Uwielbiał wtedy grać, czuł pasję do każdego instrumentu, który trafił w jego ręce. Kochał, gdy jego wiedza przepływała do głów uczniów. Chyba nie widział dla siebie innego zawodu.
- Teraz pracuję w tutejszej szkole. I właśnie straciłem godzinę nauczania prywatnego - zaśmiał się, przy okazji zdradzając, gdzie konkretnie jechał zanim Luka nie wjechał mu z impetem w tyłek.
- A Ty? - ciekawiło go, co tak postawny mężczyzna może robić. Zawsze starał się unikać oceniania po wyglądzie, ale cholerka, za nic nie mógł go zaszufladkować do żadnego ze znanych mu zawodów.
- Ile strat narobiła ta kraksa? - ostatni raz zaciągnął się papierosem i rzucił peta na ziemię, przydeptując go nogą. Dla niego poświęcenie godziny nie było bardzo bolesne. Uzgodnił dobrą wypłatę w szkole, wysoka stawka zajęć także się przyjęła. Był dobry w tym co robił i potwierdzały to wszystkie referencje, jakie posiadał. Rzeczywiście, odeszły mu kameralne występy w domu bogatych Hiszpanów, ale skromniejsze życie wcale mu nie przeszkadzało. Z biegiem czasu nawet uznał, że oddanie żonie połowy majątku, było dobrym pomysłem, który zmotywował go do dalszego działania.
Luka Bobkov
SZÓSTY MIESIĄC MASZ, UŚMIECH DAJ NA TWARZ - dla każdego, z okazji pół roku aktywności forum! Brzechwa dzieciom - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" Trzej Muszkieterowie - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" Płonie ognisko i szumią knieje - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" Jestem pomocnikiem Świętego Mikołaja - za udział w minievencie mikołajkowym Filling your dreams to the brim with fright BOGATE CV DON’T STOP ME NOW Speedy Gonzales WIĘCEJ NIŻ JEDNO ZWIERZĘ TO...? MAN UP! For all mankind Novel Bestseller ROLLING IN THE DEEP Sej łaaat? ROZWODNIK/ROZWÓDKA PRACA W OŚWIACIE KOCIARZ BUJAM SIĘ DO COUNTRY FAN FILMÓW BIOGRAFICZNYCH Mam własny samochód Gram na fortepianie Człowiek orkiestra mistrz pokera Nie mogę żyć bez masła orzechowego Rzucam się na głęboką wodę IT WAS AN ACCIDENT! ANDRZEJ RYBAK SING A SONG STEVIE WONDER KING OF THE JUNGLE You Shouldn't Kiss Me Like This Like a virgin Rozmówki czeskie Dzielny pacjent! How did this happen?
mów mi/kontakt
Panacea#4568
Luka Bobkov
a

Post

W żadnym wypadku Luka nie traktował Miriam w inny sposób, niż wyłącznie w czysto koleżeński, ale Sergio nie mógł o tym wiedzieć, no bo skąd? Nie miał pojęcia o jego istnieniu, a ich krótka rozmowa utwierdziła go w przekonaniu, że nie opowiadała bratu o swoim poczciwym przyjacielu. Ale to działało w obie strony, bo Bobkov niby wiedział, że kobieta ma rodzeństwo, to nigdy o nim nie mówiła.
- A ja jestem jej przyjacielem - powiedział w końcu, chociaż chyba sam przez te lata robiła dla niej za starszego brata. A czasem zachowywał się wobec niej jak wujek dobra rada. Zastanawiał się, czy mężczyzna wiedział, że jego siostra była w ciąży, ale miał zamiaru poruszać tego tematu. Wtrącanie się w cudze sprawy, to ostatnie, o co można było Lukę posądzić. Sam miał zamiar wspierać Mimi w tych trudnych chwilach, dlatego częściej zjawiał się na Wyspie, żeby móc jej coś upichcić.
- Pracuję jako szef kuchni w Nobu. Właśnie powinienem przygotowywać kolację dla dziesięciu osób, chert voz'mi - zaśmiał się, bo cały ten dzień był jakimś kiepski żartem, jednak przyjmował niepowodzenia z pokorą. Na pewnie rzeczy po prostu nie miało się wpływu, więc Luce nie pozostało nic, poza rubasznym śmiechem. - Ale wszystko mam pod kontrolą, nie ma o czym gadać - machnął misiową łapką i rzucił niedopałek pod nogi, po czym przydeptać go mokasynem. Nie po to szkolił na kuchni młodych ludzi na pełnoprawnych kucharzy, żeby go teraz zawiedli. Byli zdolni, czasami potrzebowali tylko wskazówek, ale liczył, że poradzą sobie bez niech przez dłuższą chwilę.
- Czyli uczysz muzyki, tak? Grasz na jakimś instrumencie? - na przykład na flecie, przeszło mu przez myśl, ale szybko skarcił się w głowie za takie głupoty. Dobrze, że nie wypowiedział tych słów głośno, wtedy chyba musiałby zakopać się pod ziemię, albo w ogóle najlepiej rozpłynąć się w powietrzu. Na szczęście teraz wystarczyło tylko przeczesanie brody palcami w udawanym zamyśle.
Mimo własnego zażenowania, od razu potrafił stwierdzić, że Sergio był przystojny mężczyzną. Miał jakiś błysk w oku, które nie dało się nie dostrzec, a przynajmniej nie umknął on jasnym ślepiom Bobkova.

Sergio J. Diaz
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
Rozwodnik, muzyk, nauczyciel. Świetny przyjaciel, jeszcze lepszy kochanek. Udziela lekcji dodatkowych w domu, szkole i gdzie tylko zamarzysz.
35
180

Post

- Przyjacielem? - zaskoczenie mogło wydawać się nieco niemiłe, ale nie miał tego w planach. Właściwie zaraz uśmiechnął się i skinął głową, utwierdzając się w przekonaniu, że rzeczywiście będzie miał sporo do nadrobienia, jeśli chodziło o relacje jego siostry z kimkolwiek.
Plus był taki, że Luka nie dostał w twarz. A bywało ostatnio tak, że coś często wymierzał prawe sierpowe.
- Nie było mnie bardzo długi okres - kontynuował zaraz, pocierając lekko palcami kilkudniowy zarost. Lubił nosić brodę, chociaż przed przyjazdem postanowił ja zgolić. Nowy początek, podobno. Zatęsknił za nią znowu, teraz już obiecując sobie, że nie zrobi takiej głupoty.
- Wyglądasz na miłego faceta. Dobrze, że miała kogoś takiego pod ręką - przyznał, śmiejąc się nawet cicho. To ocenianie po pozorach, chyba nigdy z tego nie wyrośnie. Miriam jednak była jaka była; roztrzepana, żywiołowa, lekko pogubiona w życiu. Ciężko mu było z myślą, że nie było go przy niej, kiedy najbardziej tego potrzebowała. W końcu był jedną z najbliższej rodziny. Prawda?
- Szef kuchni? - zlustrował go uważniej i klasnął w dłonie. - Świetnie. Swojego czasu sporo siedziałem w kuchni. Moja była żona gotowała wybitnie, chcąc nie chcąc, coś podłapałem. Ale do mistrza mi daleko - jeszcze kiedy posiadał rodzinę, wykonywanie domowych obowiązków było czystą przyjemnością. Wspólne śniadania i kolacje, desery, poczęstunki dla gości. W dalszym okresie życia mocno to zaniedbał, po prostu nie widząc sensu w gotowaniu jedynie dla siebie. Przerzucił się na fast foody i knajpy, które serwowały jedzenie na wynos. Jakże tęsknił za domowym obiadem, nawet tym mało wyszukanym!
- Uczę muzyki - potwierdził ponownie, krzyżując dłonie na klatce piersiowej. - Głównie fortepian, skrzypce i gitara. Ale grywam też na flecie, harmonijce, bongosach. Coś jeszcze pewnie się znajdzie. Instrumenty mnie lubią. Z wzajemnością - muzyka. Muzyka była jego wielką słabością. Przy niej zawsze mógł się zrelaksować, odpocząć, puścić w niepamięć trudny dnia.
Zrobił krok, by odkleić tyłek od boku auta.
- Chyba powinniśmy się zbierać - na szczęście nic nie jechało podczas ich krótkiej rozmowy, ale dalej utrudniali ruch. A co za tym idzie, byli łatwym celem dla policji, która mogła kręcić się w okolicy.
- Miło było Cię poznać, Luka - wyciągnął w jego kierunku dłoń na pożegnanie. - Może kolejnym razem nasze spotkanie będzie mniej kłopotliwe - uśmiechnął się miło, ściskając palce na potężnej, przyjemnie ciepłej dłoni Bobkova.

Luka Bobkov
SZÓSTY MIESIĄC MASZ, UŚMIECH DAJ NA TWARZ - dla każdego, z okazji pół roku aktywności forum! Brzechwa dzieciom - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" Trzej Muszkieterowie - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" Płonie ognisko i szumią knieje - za rozegranie wyzwania z "Challenge me!" Jestem pomocnikiem Świętego Mikołaja - za udział w minievencie mikołajkowym Filling your dreams to the brim with fright BOGATE CV DON’T STOP ME NOW Speedy Gonzales WIĘCEJ NIŻ JEDNO ZWIERZĘ TO...? MAN UP! For all mankind Novel Bestseller ROLLING IN THE DEEP Sej łaaat? ROZWODNIK/ROZWÓDKA PRACA W OŚWIACIE KOCIARZ BUJAM SIĘ DO COUNTRY FAN FILMÓW BIOGRAFICZNYCH Mam własny samochód Gram na fortepianie Człowiek orkiestra mistrz pokera Nie mogę żyć bez masła orzechowego Rzucam się na głęboką wodę IT WAS AN ACCIDENT! ANDRZEJ RYBAK SING A SONG STEVIE WONDER KING OF THE JUNGLE You Shouldn't Kiss Me Like This Like a virgin Rozmówki czeskie Dzielny pacjent! How did this happen?
mów mi/kontakt
Panacea#4568
Luka Bobkov
a

Post

Trochę zdziwiło go takie zaskoczenie, jakby Mimi nie mogła mieć przyjaciół, albo w jej przypadku nierealne było zaprzyjaźnienie się z kimkolwiek. A przecież była wspaniałą kobietą, trochę zagubioną w tym popieprzonym świecie i zasługiwała na wszystko, co najlepsze.
- W takim razie pełniłem wartę pod twoją nieobecność - posłał mu ciepły, pełen życzliwości uśmiech, chociaż na miejscu mężczyzny, gdyby miał siostrę, byłby na każde jej zawołanie.
Luka był jedynakiem, jego ojciec zmarł, kiedy był jeszcze mały chłopcem, a unoszące się kąciki ust matki na jego pogrzebie były jego najżywszym wspomnieniem o rodzicielce. Kilka lat później wyszła ponownie za mąż, ale nie zdecydowała się na kolejne dziecko. Może to i lepiej, przynajmniej nie zgotowała mu piekła, bo ojczym wcale nie był lepszy od Bubkova seniora.
- No to może kiedyś będzie okazja zorganizować jakiejś wspólne grillowanie - zaproponował i nawet chciał dodać, że Diaz mógłby nawet wziąć ze sobą żonę, ale w ostatniej chwili powstrzymał się, zdając sobie sprawę, że mężczyzna określił ją w czasie przeszłym. Może nie żyła? Głupio byłoby palnąć taką gafę. - A jak jeszcze zagrasz na harmonijce jakiś utwór country, to przygotuje ci najlepszy stek w całej galaktyce - ponownie rubaszny śmiech wydobył się z jego gardła. Taki już był z niego wesołkowaty gość, a wyprowadzenie go z równowagi graniczyło z cudem. Naprawdę trzeba było się wiele namęczyć, żeby poznać wściekłe oblicze Bubkova. Ale jak już się złościł, to niczym prawdziwy niedźwiedź!
- Ciebie również było miło poznać, moy druzhban - odwzajemnił uścisk dłoni. - Do rychłego zobaczenia. Dzięki za papierosa - rzucił jeszcze na odchodne i ruszył w kierunku swojego samochodu, żeby końcem końców dotrzeć do pracy, gdzie panował istny młyn. Na szczęście wraz z pojawieniem się Luki wszystko nabrało rąk i nóg, a pomoc kuchenna przestała wpadać w popłoch. A Sergio? Z pewnością też dojechał do celu, a ich niefortunne zdarzenie w bliskiej przyszłości zostanie rozwiązane za pośrednictwem ich ubezpieczycieli.

/zt x2

Sergio J. Diaz
mów mi/kontakt
Zablokowany