[Joseph Warren]

Grace Blackbird

Przyglądał się tym wszystkim ludziom..., nachylającym się nad pędzącą w pierwszym momencie, kiedy wypuścił ją z rąk krupier, niepozorną a ciężką, mosiężną kuleczką..., a w chwili, w której wpadła do jednego z ponumerowanych miejsc czerni na kole, napięcie sięgnęło piki i..., spadło na głowę Grace rozlewając się deszczem braw i westchnień. Joseph nie chciał klaskać i robił tyle, byle nie wyjść na..., aroganckiego typa z piękną, gotową na wszystko kobietą trzymającą się mocniej jego portfela, a nie ręki i..., był ciekaw z jednej i nie był z innej strony, co powiedzieliby i jaka byłaby reakcja tych wszystkich chamów, jeśli dowiedzieliby się, że przegrywali jej oszczędności.
Objął ją, łapiąc i całując w policzek kobietę, w którą wpatrywali się..., wszyscy; cynicznie nie-uśmiechając się do nich chwilę wpatrywał się w nią z podziwem dla jej obojętności i po chwili podszedł z nią po pokwitowanie, żeby przesiąść się do kolejnego stołu. Uśmiechał się do niej i jedynie do niej, ignorując całe to towarzystwo adorujące się wzajemnie. Nie odrywał od niej wzroku; kobieta obstawiła, a po chwili oczekiwania arogancja wylała się na twarzach chamskimi minami aroganckim mydłkom w garniturach wartych tysiące zielonych; przez chwilę przeleciała Josephowi w głowie myśl, że jest taki jeden nazywający się tak samo, jak ona Blackbird, który czułby się w tym wianuszku uśmiechających się do siebie blefiarzy jak ryba w wodzie.
Uśmiechnął się, kręcąc głową; Grace uśmiechnęła się także, żeby po chwili powiedzieć na co obstawia i ile — „jeden”, „siedem” i „cztery”..., czy wybrała specjalnie czy nie myśląc o tym, że może dopowiedzieć do nich historię... Wygrała, a kiedy zsunęła się z siedzenia, nie czekając wpiła się w wargi Josepha, mimo że obserwowali ich... — w pierwszym momencie, kiedy objął ją, nie zauważył mężczyzny wpatrującego się w narzeczoną Warrena, ale kiedy tylko odeszli i odebrali potwierdzenie, żeby przenieść się do stolika pokerowego..., dostali kieliszki szampana a na pytanie „skąd i dlaczego?”, an które spodziewali się odpowiedzi, że może w ramach wygranej, kelner odpowiedział, wskazując tego samego człowieka. Alarm wył w głowie Josepha, ale nie odezwał się i nie sięgnął po kieliszek. Grace oparła się o jego ramiona...
Poprosił o siedzenie dla niej i kiedy nie znalazło się, odstąpił swoje jej, wprawiając w zachwyt tylko kobiety. Dotykała do jego policzka, policzkiem, momentami i czołem, muskając czule lewą skroń; nie wiedział czy nie interesowała się grą, ale kiedy tylko oklaski rozległy się przy stoliku, przy którym siedziała, a przyszły mąż grał przykucając przy stoliku, uśmiechnęła się i ucałowała lewy policzek od, którego nie odrywała się wciąż. Układ dwóch par, rywalizacja, a po niej jedna kareta. Postawienie, sprawdzenie i bez pasowania z pokerem i pokerem królewskim na..., treflach — chwila na wspomnienie, które wyrzucił z głowy i wpatrzył się w Grace. Dochodziła 1:00, a ona wyglądała tak, jak wieczór zaczynałby się, nie kończył. Objął ją i wychodząc, wyszeptał łagodnie dotykając do jej twarzy:
– Grace..., liczyłaś? Bo jeśli liczyłem i nie pomyliłem się, to wychodzimy z 12k...

[Grace Warren]

Joseph Warren

Niespecjalnie zależało jej na tym, jakie wrażenie sprawiała na współgraczach. Byli jej obcy, tak samo jak on im. Jutro, nie będą nawet pamiętać, kogo dokładnie spotkali przy jednym stole z ruletką, upojeni zwycięstwem bądź porażką. Mogli sobie myśleć, co chcą, gdyż Blackbird również nie próżnowała we własnych myślach, powstrzymując się jednak od oceny i przyczepiania komukolwiek łatki. Jej obserwacje, podszyte były ciekawością. Nie bywała na co dzień w takim środowisku, być może wprawny gracz dostrzeże ten fakt i obróci przeciwko niej, tymczasem... Zamiast na towarzystwie, chętniej skupiała się na Josephie. Nie ukrywała tego, że to dla mężczyzny wystroiła się oraz zainteresowała hazardową rozrywką. Dlatego nawet, jeśli czuła na sobie lustrujące spojrzenie, nie odwzajemniała go. Wpatrzona w swojego mężczyznę, momentami zapominała, aby nawet sprawdzić gdzie zatrzymała się kulka.
Odchodząc od trzeciego z kolei stołu, wyszli na zero. Co prawda bogatsi o zawrotne, osiem tysięcy dolarów, ale ostatecznie, trzy rundy ruletki nie rozwiały jej wątpliwości co do procentowych szans przepuszczenia w tym miejscu fortuny, aby zdobyć jeszcze większą. Joseph podkreślał, że gra o naprawdę wysoką stawkę toczy się w zupełnie innych miejscach, ekskluzywnych kasynach, które są przystosowane do obrotu naprawdę wysoką sumą. Na ten moment, nie potrafiła powiedzieć, czy byłaby zainteresowana, aby na własne oczy zobaczyć jak ktoś zgarnia dla siebie okrągła sumkę po partyjce pokera czy jednym zakręceniu ruletką.
Całując go na oczach wszystkich, zapomniała się, przedłużając tę rozkoszną chwilę wyrwaną z brudnej rzeczywistości. Z chichotem, odeszła u jego boku, tuląc policzek do ramienia Warrena.
Gdy podjął decyzję, aby spróbować szczęścia w pokerze, skinęła. Zaprowadził ją do upatrzonego towarzystwa. Początkowo nie chciała się na to zgadzać. Nie czuła się źle, przesiedziała większość wieczoru, pół godziny czy nawet godzina nie mogła ją zbawić, ale Warren uparł się i chcąc nie chcąc, usiadła, zarzucając nogę na nogę. Odsłonięta łydka, niby przypadkiem, znajdowała się częściej w zasięgu wzroku Josepha. Musiała podziękować za szampana, skazując naprawdę dobry alkohol na zmarnowanie. Poker niespecjalnie skradł jej serce, śledziła jednak rozgrywkę z czystej ciekawości, kątem oka widząc karty w wachlarzu mężczyzny. Nie przejmując się konwenansowymi, oparła policzek przy jego, a gdy karty zostały rzucone na stół, wyłącznie po minie Josepha domyślała się, jaki jest wynik.
Wyszli do hotelowego lobby, szła pod rękę z Warrenem, pustym korytarzem kierując się do wind.
- Mhm. Równe dwanaście tysięcy... Nie mówiłeś, że jesteś tak dobry w karty - zażartowała. Zanim otworzyły się drzwi, zamknęła jego usta w pocałunku, urywając brutalnie, gdy winda zajechała. Noc była młoda, ale z uwagi na małą, wolała położyć się i sprawdzić, czy o tej porze nie nadają jakiś powtórek przyrodniczych programów, nim nie zaśnie w objęciach już zaraz męża.

[Joseph Warren]

Grace Blackbird

31 sierpnia 2020
Red Rock Resort SPA & Casino, Las Vegas (NV)

Obudził się o trzeciej i..., nie zasnął już; wtulał się w nią, a ostatecznie wstał i posiedział chwilę na tarasie, wpatrując się w gwiazdy na granatowym niebie i masyw Red Rock. Kiedy wrócił do pokoju, uśmiechnął się widząc Grace — spała w najlepsze i nie obudziła się nawet wtedy, kiedy zahaczył o fotel stojący przy drzwiach na taras. Wstrzymał oddech na moment i odwrócił się, do kobiety; nie poruszyła się, ale głęboko oddechnęła i naciągnęła na ramię cienką kołdrę. Wziął prysznic i wyszedł i zszedł do hallu, w którym w recepcji pracownicy żartowali i wymieniali się spostrzeżeniami o ostatnim meczu rugby. Nie wiedział..., dlaczego... Podszedł i wiedział, że może wyjść na idiotę, ale spytał czy dałoby się wypożyczyć..., rower. Recepcjonista westchnął i uśmiechając się przepraszająco, wyjaśnił tylko, że o czwartej nad ranem może być ciężko, ale o siódmej i ósmej..., to „żaden najmniejszy problem”. Joseph kiwając głowę podziękował; o ósmej Grace się obudzi i nie chciałby zostawiać jej nawet na chwilę. Odszedł i wyszedł na taras widokowy, z którego zapatrzył się kolejny raz na masyw.
– Jest piękny... – Usłyszał za plecami i kiedy odwrócił się, zobaczył tego samego pracownika, z którym rozmawiał przed dosłownie chwilą. – Pożyczę mój rower. Mam zmianę do południa..., zdąży pan? – Dopytał, uśmiechając się do Josepha, a po chwili powiedział o wygranej w kasynie. – Wie pan..., to było coś, co rzadko się spotyka. Wszyscy w kasynie o panu gadają i..., o tej pani... Ponoć wyglądała jak milion dolarów. Przez nich żałuję, że nie wyszedłem na zmianę do recepcji przed dwunastą... – Uśmiechnął się i zaprowadził Josepha przez zaplecze do wyjścia. Odpiął rower i podając Josephowi numer komórkowy do siebie, dodał, że może warto bybyło zapisać się i wziąć udział w turnieju amatorskim. Warren pokręcił głową i pożegnał się z nim, odjeżdżając w stronę masywu, uśmiechając się do siebie.
Miał szczęście..., miał szczęście dzięki jej... Wiedział o tym i czuł w komórkach budujących jego ciało. Zapomniał się, pedałując i mijając kolejne tabliczki informacyjne, a kiedy dojechał do Calico Hills, zsiadł z roweru i udał się pieszo oglądać Great Red Roof, z którego zrobił kilka zdjęć telefonem tak, jak wcześniej po drodze. Wciągał , głęboko oddychając powietrze, którym sycił się i miał wrażenie, że mimo że nie spał..., był wypoczęty. Przed dziewiątą wysłał SMS-a do Grace; odpisała od razu. Uśmiechnął się do zdjęcia, które odesłała, a potem wracając do hotelu, przyłapał się na tym, że spieszył się coraz bardziej. Zapiął rower w tym samym miejscu i wysłał recepcjoniście SMS-a ze zdjęciem. Wszedł do Grand Cafe, z którego obładowany torbą z croissantami, wyszedł niosąc przed sobą kartonowe pudełko. W windzie minął się z recepcjonistą, któremu podziękował i uśmiechając się wpadł do pokoju.
– Kochanie? – zawołał i..., odpowiedziała Josephowi cisza. – Grace? – W jego głosie wybrzmiała łagodna nuta zaniepokojenia.

[Grace Warren]

Joseph Warren

Cisza odpowiedziała Josephowi za pierwszym razem, a także za drugim. Sypialnia była pierwszym, oczywistym miejscem, do którego wpadł z duszą na ramieniu. Zaścielone łóżko świadczyło, że gdy wstała po dziesiątej, czyli wtedy, gdy odpisała na jego wiadomość, nie kładła się więcej. Zauważył przekrzywione poduszki ze zdjęcia oraz odsłonięte zasłony, które także złapała fotografia. Wanna, z tej perspektywy, gdzie widział załamanie światła, wydała się zachlapana. Faktycznie, gdy podszedł i nachylił się nad nią, wyczuł zapach konwaliowego mydła oraz dostrzegł na krawędziach pojedyncze krople; musiała jeszcze nie tak dawno, moczył się w środku i prawdopodobnie przesiedziała tu dobrą godzinę, co biorąc pod uwagę fakt, że znał ją dobrze, wydawało się słusznym założeniem.
Dalej, w głębi łazienki, Warren znalazł szczotkę z pojedynczym, wyrwanym przez zniecierpliwione pociągnięcie włosem oraz szczoteczkę do zębów i pastę; obok ręczników, na wieszaku, wisiała koszula nocna Grace, którą musiała na sobie dzisiejszej nocy. Nigdzie jednak śladu po Grace.
Idąc wzdłuż otwartej i ciągnącej się przez cały apartament części wypoczynkowej szybkim krokiem, prawie że wpadł na odsunięte krzesło. Prawdopodobnie, był to moment, gdy mężczyzna nie wytrzymał i sięgnął po telefon, aby wybrać numer do Blackbird. Telefon odezwał się na niskim, przeszklony stoliku kawowym obok paczki otwartych już wcześniej orzeszków nerkowca i wczorajszej gazety. Na kanapie, w nieładzie, leżał koc; jeden z ulubionych Grace. Dopiero teraz, gdy zbliżył się do skórzanej, wygodnej kanapy, usłyszał, że gdzieś niedaleko, cicho grała muzyka. Smyczkowy kwartet, na pierwszy plan wysuwała się wiolonczela. Muzyka, którą dobrze znał, dochodziła jak szybko ustalił zza ściany. Dopadł do przeszklony drzwi, które wychodziły na balkon i... Zauważył ją. Leżała na prywatnym, odgrodzonym od innych balkonie i... Opalała się nago. Bezwstydnie. W promieniach słońca, jej skóra iskrzyła się od filtra, który tak jak balsam, zawierał w swoim składzie malutkie, złote drobinki. Miała na sobie słomkowy kapelusz i okulary przeciwsłoneczne, gdyż leżał tkwił w półcieniu i właściwie nie dopieszczała słońcem wyłącznie twarzy. Słysząc, jak otworzyły się drzwi, podniosła głowę i obdarzyła Josepha uśmiechem jak gdyby nigdy nic.
- Już jesteś? Och, byłam pewna, że powrót tam, gdzie byłeś, zajmie Ci dłużej... - przeciągnęła się, prężąc ciało, gdyż poczuła, że musiała leżeć w bezruchu i na granicy jawy oraz snu od dłuższego czasu. - Którą właściwie mamy godzinę?

[Joseph Warren]

Grace Blackbird

Odstawił pudełko z kartonu udekorowane wstążką zadrukowaną nazwą kafejki i papierową torbę z jedzeniem na stół w części wspólnej między sypialniami. Nie widział jej, a wszędzie..., krok w krok natrafiał na jej ślady. Miał wejść do drugiej sypialni, z której nie skorzystali i nie spodziewał się, żeby skorzystali, kiedy do jego uszu doleciała muzyka..., jej ulubiona klasyka. Podszedł do okna i miał wrażenie, że jest coraz głośniejsza. Zmarszczył brwi i popchnął drzwi prowadzące na taras, z którego schodziło się do niewielkiego prywatnego basenu. Ujrzał ją skąpaną w słońcu..., nagą. Podszedł i z premedytacją zasłonił ją odgradzając od ciepłych promieni.
– Dzień dobry? – powiedział, unosząc brew i wpatrując się w Grace. – Nie zostawiłaś karteczki i miałem zawał... – Zaśmiał się i opierając o oparcia leżaka, nachylił nad nią, aby zaraz wpić się w jej wargi i uśmiechem wszeptać w jej usta. – Nie spodziewałaś się mnie? Napisałem przecież, że będę za 30 minut. – Dotknął do jej policzka, a po chwili ściągnął z jej nosa zasłaniające praktycznie całą twarz okulary. Nacisnął nosem na czubek jej nosa i dopowiedział, łagodnie przesuwając dłonie z oparć na jej ręce. – Widziałem najpiękniejszy wschód słońca, a jedyne czego mi brakowało..., kogo mi brakowało..., to wy.
Wyprostował się i założywszy na nos jej okulary, przeciągnął się i uśmiechając do niej, dotknął do jej twarzy.
– Jest... – Popatrzył na nadgarstek z zegarkiem. – 10:10, kochanie. Wziąłem ci croissanty i Belgian Waffle z bitą śmietaną. Do tego świeże owoce..., borówki i maliny, banany i chyba mango. Ja mam tajską sałatkę z jakiegoś orzechowego kurczaka, ale porcja jest..., OGROMNA – Zaśmiał się i usiadł przy jej nogach na leżaku. Oparł głowę na ręce wspartej o kolano i musiała widzieć, że wpatrywał się w nią, a kiedy dotknęła do jego ręki, uśmiechnął się i położył rękę na jej bardziej już zaokrąglonym, ale wciąż nie bardzo widocznym brzuszku.
– Jesteś taka piękna... – wyszeptał i pochylając się coraz niżej i niżej, pocałował ją w najbardziej wypukłą część brzucha, żeby po chwili przesunąć się wyżej i wyżej po mostku do jej ust, w które wpił się, nie powalając Grace przez chwilę złapać oddechu Uśmiechał się w jej wargi i ściągnąwszy okulary, które odłożył na stolik, na którym miała ustawioną szklankę z wodą, objął ją i przyciągnął do siebie bliżej..., jeśli można by być bliżej.
– Jutro... – zaczął. – Jutro..., będziesz szykować się do ślubu. – Uśmiechnął się i tułając twarz w zagięcie jej szyi, całował miejsce przy miejscu jej delikatną skórę. – Nie mogę w to wierzyć..., że to zaraz... Za kilkanaście godzin...

[Grace Warren]

Joseph Warren

Zmrużyła oczy, gdy tak po prostu wszedł w słońce, zabierając jej całe ciepło. Machnęła ręką, jakby chciała odgonić bądź przesunąć mężczyznę, choć ten nie stał na tyle blisko, aby jej palce mogły chociaż musnąć jego ciało.
- Karteczkę? Po co karteczka? Przecież nigdzie nie wychodziłam... - urwała, gdy zniecierpliwione usta mężczyzny wzięły sobie to, na co miały w tym momencie największą ochotę. Westchnąwszy, pokręciła głową z uśmiechem, który błąkał się w kącikach.
- Pisałeś o tych trzydziestu minutach już jakiś czas temu... Musiałam przestać zwracać uwagę na czas, nie dziw się jednak, bo jest tutaj naprawdę... Przyjemnie - dokończyła, prowokując skojarzenia, że wybrała te słowa z szeregu innych nie przez przypadek.
Położyła swoją dłoń na jego, przesuwając się tak, że bez większego trudu, Joseph mógł wcisnąć swoje kości obok niej.
- Mogłeś mnie obudzić i zabrać na tę wycieczkę... Następnym razem, proszę tak zrobić - udała, że pogroziła mu palcem, po czym poprawiła okulary na swoim nosie. Wydawało się, że założył je dokładnie tak, jak ściągnął, a jednak Grace odczuwała te minimalistyczne różnicę, którą nakazywała, aby poprawiła je tu i teraz.
- Belgijskie gofry? Myślisz, że są jeszcze ciepłe? - choć miała na sobie brązowe szkła, dostrzegł, jak zmienia się wyraz jej oczu, a pojedyncze iskierki, odbijają się w źrenicach. Podciągnęła się na leżaku i gdyby nie Joseph, już byłaby w połowie drogi do środka. Cmoknęła, zerkając na jego uważny, lustrujący wzrok. Przekrzywiła głowę oraz przyciągnęła jedno kolano bliżej siebie, co sprowokowało napięcie się innych mięśni...
- Wystarczy tych komplementów - upomniała go bez jednak większego przekonania. Uśmiechnęła się szerzej, czując, jak obcałowuje jej brzuch i nim się spostrzegła, te same wargi, wpijały się w jej. Wygłodniałe i zachłanne. Wypuściła powietrze z płuc z cichym sykiem, opierając czoło o jego czoło. Wtuliła się w mężczyznę swoim otulonym słońcem i pachnącym ananasem ciałem. Połaskotała pobudek Warrena, będąc myślami dokładnie w tym samym miejscu, co on.
- Niespełna doba. Nie możesz się doczekać? - choć zadała pytanie, nie oczekiwała odpowiedzi. Opuszkami palców, sunęła po ustach Josepha, a gdy spróbował pocałować koniuszki, czy lekko przygryźć, szybciej cofnęła dłoń.
- Mówiłeś coś o o g r o m n e j sałatce? Za półtorej godziny oczekują nas w SPA. Zjemy na tarasie? - zaproponowała, sięgając po koronkowy i niczego nie zasłaniający szlafrok, którym się otuliła w najmniej odpowiednim momencie, czyli gdy jego usta, dosięgały do wrażliwej skóry przy uszach.

[Joseph Warren]

Grace Blackbird

– Na następną pojedziemy razem. Wiem, gdzie i..., kiedy wynająć rowery – zaśmiał się do siebie i w kilku zdaniach opowiedział o recepcjoniście, od którego pożyczył rower, nie odrywając od jej miękkiej i gładkiej, pachnącej konwaliami i ananasem skóry warg, którymi podążał po kolejnych znamionach; chwilę dotykając do kości, o którą zaczepiał się ścięgnami obojczyk językiem, całował łagodnie i niespiesznie miejsc przy miejscu kości i mięśnie w ręce. Objął ją i kiedy naciągnęła na ciało koronkowy peignoir, odsunął się od niej, marszcząc czoło. Uśmiechnął się szelmowsko i zsuwając z ramienia materiał, wyszeptał:

Spoiler

Show

– To nie będzie ci..., przydatne a tym bardziej potrzebne... – I zanim odpowiedziała, złapał Grace w pasie, wsuwając dłoń między jej uda, a kiedy napinając mięśnie i wypinając do niego odsłonięte piersi, jęknęła jego place wsuwały się w nią już bezwstydnie i bez zapowiedzi; łaskocząc, dociskał do cienkiej ścianki koniuszki i sprawiał, że nie mogła skupić myśli i wzroku na jego twarzy będącej tak blisko jej oczu. Uśmiechnął się i obejmując ją mocno, uniósł z leżaka, a po chwili opadła na pościel w sypialni, do której przeniósł Grace, nie przestając doprowadzać jej do obezwładniającej rozkoszy.

Ukrywanie treści: włączone

Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.

Odsunął się od niej i wpatrując w Grace, oblizał wargi, zagryzając dolną i uśmiechając się do niej. Zdjął z drżącego w rozkosznych dreszczach chudego ciała koszulkę i kładąc się obok kobiety, całował jej brzuch, żeby po chwili powiedzieć:
– Jeszcze? – Spytał, łagodnie dotykając do jej piersi; wiedział jak bardzo stały się wrażliwe. – Czy wolisz zjeść i dokończyć później?

[Grace Warren]

Joseph Warren

Spoiler

Show

Ukrywanie treści: włączone

Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.

[Joseph Warren]

Grace Blackbird

Spoiler

Show

Ukrywanie treści: włączone

Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.

[Grace Warren]

Joseph Warren

Spoiler

Show

Ukrywanie treści: włączone

Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.

[Joseph Warren]

Grace Blackbird

Spoiler

Show

Ukrywanie treści: włączone

Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.

- I ja mam iść na trening teraz? Zostańmy tutaj i... - Nie dokończył; Grace po chwili, w której łaskocząc go, wyswobodziła się mu z uścisku i ześlizgnęła z łóżka do wanny, w której odkręciła wodę na największy strumień. Leżał wpatrując się w nią i dotykając do podbrzusza; widziała jak napinały się i wprawiały w trzepiczacy ruch, chwilami przypominający poruszające się skrzydła motyla, mięśnie. Nie mógł dojść do siebie. Kiedy zerknął na zegarek na nadgarstku i uświadomił sobie ile ma czasu, wstał i przeszedł do łazienki, z której zawrócił w ostatniej chwili i dołączył do niej w wannie; nie pozwoliła zatrzymać się mu i nie uległa jego gorącym ustom - pierwszy raz od kiedy przyjechali wyszła i ciągnąc Josepha za rękę, zmusiła go do ubrania się i zejścia z nią do hallu, którym doszli do części z siłownią i SPA. Dotknął do jej policzka, a kiedy stanęła na palcach i wpiła się w jego usta, uśmiechnął się i odpowiedział:
- Idź..., idź i spotkamy się za 60 minut na tym manicure... - przerwał i przyglądając się Grace spytał po chwili wahania - ..., ale wyjdziesz za mnie nawet jakbym złamał nos?

[Grace Warren]

Joseph Warren

Zanurzyła się w gorącej, tak jak jej ciało, kąpieli. Westchnęła, osuwając się bardziej, tak że brodą i ustami, znalazła się pod wodą. Czuła przyjemny bezwład, przymknąwszy oczy, wracała do pamięci mięśniowej, żywo rozpamiętującej to, do jakiego obłędu doprowadził ją skrupulatny w swoich dążeniach Warren. Myjąc się, nie mogła nie uśmiechać się pod nosem, gdyż każda komórka w jej ciele, mruczała z rozkoszy, do której, gdyby nie naglący ich czas, chętniej by jeszcze wróciła...
Podniosła spojrzenie na Josepha, gdy ten, bez ostrzeżenia, wskoczył do wanny. Przesunęła się, robiąc mu miejsce. Nabrała w dłonie konwaliowego olejku i namydliła nimi ramiona mężczyzny, dokładniej masując skórę i mięśnie przy żebrach. Opuszkami palców, przemknęła obok tatuażu i gdy tego się najmniej spodziewał, wpiła się w jego usta, jednocześnie dłonią dotykając do malunku drobnej konwalii. Wsunęła się na jego kolana, kontynuując przerwaną czynność, a upewniwszy się, że całe - dosłownie - jego ciało jest czyste, wyszła z wanny, słysząc za sobą jęk zawodu. Otuliła się ręcznikiem, drugi podała mężczyźnie, którego gdy tylko wyciągnęła z wody, przepasała hotelową bielą.
Asystował jej w namaszczeniu ciała balsamem oraz rozczesaniu splątanych w pościeli włosów; zebrał je w niski, romantyczny kok, pieszcząc ciepłym oddechem jej szyje oraz kark. Wzdrygnęła się, uciekając obmacującym ją dłonią. Ubrała się w czerwonego bikini w białe grochy oraz przepasała szlafrokiem. W przeciwieństwie do Josepha, czekał ją dzisiaj dzień pełen relaksu.
Zjechali windą do hotelowego lobby, skąd przeszli do strefy wellness. Zaciągnęła się pełną piersią zapachem... lotosu? W recepcji, przekazała voucher, który otrzymała od dziewcząt na wieczorze panieńskim i upewniwszy się, że wszystkie ich rezerwacje są w systemie, zatrzymali się oboje przed szatniami.
- Baw się dobrze - szepnęła. Grace w ułamku sekund, wspięła się na palce i całując ją namiętnie, długo nie odrywała się od ust mężczyzny.
- No nie wiem. Tego nie było w kontrakcie... - parsknęła cichym, ale perlistym śmiechem, dotykając do jego czubka nosa palcem. - Poślubię Cię zarówno ze złamanym nosem, wybitym zębem czy żuchwą, która wypadła ze stawu... Aby jednak nie kusisz złego, po prostu załóż ochraniacze. Będę na Ciebie czekać na tych leżakach przy basenie... No to pa? - pomachała mu, znikając za drzwiami. Po drugiej stronie, na korytarzu, czekała na nią kosmetyczna. Zaprosiła Grace do pogrążonego w półmroku pomieszczeniu, gdzie czekał na nią godzinny, nawilżający skórę twarzy, szyi i dekoltu zabieg w asyście stonowanej muzyki oraz dobranych do pożądanych efektów wyciszenia się kolorów. Odpłynęła już po pierwszej maseczce i nim się spostrzegła, kobieta podała jej ręcznik, zapraszając na leżak. Przygotowano dla niej oraz Josepha który miał dołączyć wkrótce orzeźwiającego, bezalkoholowego drinka z bombą witaminową w skorupce kokosa. Grace rozłożyła się na jednym z dwóch leżaków wygodniej, leniwym spojrzeniem obejmując pusty basen.