xoxo, you know you love me.
: 30 sie 2020, 21:41
Minęło pare dni od ich randki na plaży, w międzyczasie spotykali się prawie codziennie, jeśli było to możliwe, chociaż na kawę w trakcie lunchu, jeśli oboje byli zajęci pracą i całą resztą świata. W międzyczasie zdarzył spotkać się z jej bratem, i porozmawiać. Nikt, kto mógłby kiedykolwiek być obecny, czy kto z drugiej ręki usłyszałby to, o czym rozmawiali, i w jaki sposób w domu Delgado, nie byłby na tyle głupi, aby nawet uważać, że się pogodzili. Byli w stosunku do siebie neutralnie nastawieni, serce Franka połamało się tamtego wieczoru na milion małych kawałków, zdając sobie sprawę, że najprawdopodobniej stracił kogoś, z kim był blisko przez ponad dwadzieścia lat swojego życia. Dwa dni przed jego samotnym wyjazdem do Nowego Jorku, upewniał się, czy na pewno przyleci do niego, czy na pewno spotka się z nim na drugim końcu kraju. I dokładnie tego samego dnia, złapał ją za rękę w miejscu publicznym i prowadził ją za rękę przez ulicę, nie interesując się w ogóle tym czy ktokolwiek na to patrzy, czy ktokolwiek ma zamiar ich oceniać. Nic się nie liczyło, cieszył się, że idzie to w dobrym kierunku, w kierunku, którego sam się nie spodziewał. Nadal uważał momentami, że jest dla niej za stary, że powinna znaleźć sobie kogoś bardziej zbliżonego do siebie wiekiem, jednak za każdym razem kiedy chociaż to wspominał, dostawał od dziewczyny po głowie za gadanie takich głupot. Parę dni przed jego wyjazdem, dał jej kopertę z biletami lotniczymi na jej nazwisko, które kupił jakiś czas wcześniej. Dzień wylotu do Nowego Jorku, miała zaplanowany z góry przez niego na tydzień od daty jego lotu. Bilet powrotny na Florydę był natomiast biletem otwartym, co pozwalało jej samej na zaplanowanie kiedy będzie chciała wrócić do domu.
Dzień wyjazdu zbliżał się wielkimi krokami, nie interesowało go to, że jest godzina czwarta nad ranem, a on ślęczy na lotnisku, czekając na odprawę. Nie interesowało go nawet za bardzo to, czy dziewczyna śpi, no ale kto normalny nie śpi o czwartek nad ranem, w wolny dzień? Dla pewności musiał do niej zadzwonić i zapytać, czy na pewno przyleci za te parę dni. Czy będzie na nią czekał na darmo? Wyzwała go tylko od idiotów i rozłączała się, kończąc tym rozmowę i zapewniając wcześniej, że nie zrobiłaby takiej głupoty jak nieprzylecenie. Ale ona go kocha.
Ten tydzień, który spędził w Nowym Jorku, kursując taksówkami, uberami i limuzynami między Manhattanem, Brooklynem a Greenwich, wykończył go do granic możliwości. A jego wyjazdowi nie było widać końca, stracił już rachubę dni, jakie spędził w hotelu na Manhattanie. Piąta aleja nie była miejscem, gdzie normalnie sam wynająłby pokój, a co dopiero apartament, wszystko było zapewnione z góry i niczym miał się nie przejmować, więc w taki właśnie sposób wylądował w hotelu The Langham. Z własnym apartamentem, zapewnionym mu przez stowarzyszenie teatralne, któremu pomagał przy sztukach w ich teatrach. Nadszedł ten dzień, kiedy Francesca miała do niego przylecieć, był to pierwszy dzień kiedy ze sobą nie rozmawiali, nie wymieniali się żadnymi wiadomościami, ani rozmowami telefonicznymi, co w trakcie jego wyjazdu i tak zeszło do minimum, przez brak czasu z jego strony. Wychodząc z rana z hotelu, zatrzymał się w lobby, aby zostawić dodatkowy klucz do pokoju w recepcji, z informacją, aby pracownik hotelowy przekazał go France kiedy ta pojawi się za parę godzin, patrząc, że jej lot miał być w godzinach rannych, poprosił również recepcjonistkę o zapewnienie jej wszystkiego, czego tylko sobie dziewczyna zapragnie, zanim ten pojawi się ponownie po pracy, żeby móc się z nią spotkać. Będzie chciała skorzystać ze SPA, okay nie ma sprawy, pokierujcie ją w odpowiednią stronę hotelu, będzie potrzebowała jedwabiu z Egiptu, oby wasz najlepszy pracownik wsiadał już do rakiety odrzutowej, aby tylko jej to zapewnić.
Ten akurat dzień ciągnął mu się najbardziej ze wszystkich, które do tej pory spędził w Nowym Jorku na tym nieszczęsnym wyjeździe. Nie był do końca pewien czy to przez fakt, że pewna piękna młoda kobieta, najprawdopodobniej czeka na niego w jego apartamencie, czy przez to, że aktorzy, z którymi przyszło mu współpracować, zachowywali się jak skończeni idioci. Nie, to najprawdopodobniej to pierwsze. Wracając do hotelu z Brooklynu, czuł się całą drogę sfrustrowany, korki na trasie w Nowym Jorku to coś, czego nigdy nie zrozumie, i do czego nigdy się nie przyzwyczai. Po prawie półgodzinnej podróży Uber’em do hotelu wybiegł z samochodu jak strzała, nie zatrzymując się nawet w lobby, aby zapytać, czy dziewczyna się pojawiła. Skierował się czym prędzej w stronę windy, która zjeżdżała do niego chyba kolejne pół godziny. Przez moment zastanawiał się nad użyciem schodów, jednak przebiegniecie dwunastu pięter klatki schodowej, było ostatnim, na co miał wtedy ochotę. Otworzył drzwi od pokoju magnetycznym kluczem, luzując krawat, wszedł w głąb apartamentu, po drodze zostawiając swoją torbę na ziemi przy lustrze znajdującym się w przedpokoju.
- Francesca? - zawołał, nadal nie był do końca pewien, czy dziewczyna pojawi się, w końcu był to duży krok do przodu w ich znajomości, wcale by go to nie zdziwiło. W końcu nadal nie określili się do tego kim dla siebie są.
Francesca Arreola-Reeves
Dzień wyjazdu zbliżał się wielkimi krokami, nie interesowało go to, że jest godzina czwarta nad ranem, a on ślęczy na lotnisku, czekając na odprawę. Nie interesowało go nawet za bardzo to, czy dziewczyna śpi, no ale kto normalny nie śpi o czwartek nad ranem, w wolny dzień? Dla pewności musiał do niej zadzwonić i zapytać, czy na pewno przyleci za te parę dni. Czy będzie na nią czekał na darmo? Wyzwała go tylko od idiotów i rozłączała się, kończąc tym rozmowę i zapewniając wcześniej, że nie zrobiłaby takiej głupoty jak nieprzylecenie. Ale ona go kocha.
Ten tydzień, który spędził w Nowym Jorku, kursując taksówkami, uberami i limuzynami między Manhattanem, Brooklynem a Greenwich, wykończył go do granic możliwości. A jego wyjazdowi nie było widać końca, stracił już rachubę dni, jakie spędził w hotelu na Manhattanie. Piąta aleja nie była miejscem, gdzie normalnie sam wynająłby pokój, a co dopiero apartament, wszystko było zapewnione z góry i niczym miał się nie przejmować, więc w taki właśnie sposób wylądował w hotelu The Langham. Z własnym apartamentem, zapewnionym mu przez stowarzyszenie teatralne, któremu pomagał przy sztukach w ich teatrach. Nadszedł ten dzień, kiedy Francesca miała do niego przylecieć, był to pierwszy dzień kiedy ze sobą nie rozmawiali, nie wymieniali się żadnymi wiadomościami, ani rozmowami telefonicznymi, co w trakcie jego wyjazdu i tak zeszło do minimum, przez brak czasu z jego strony. Wychodząc z rana z hotelu, zatrzymał się w lobby, aby zostawić dodatkowy klucz do pokoju w recepcji, z informacją, aby pracownik hotelowy przekazał go France kiedy ta pojawi się za parę godzin, patrząc, że jej lot miał być w godzinach rannych, poprosił również recepcjonistkę o zapewnienie jej wszystkiego, czego tylko sobie dziewczyna zapragnie, zanim ten pojawi się ponownie po pracy, żeby móc się z nią spotkać. Będzie chciała skorzystać ze SPA, okay nie ma sprawy, pokierujcie ją w odpowiednią stronę hotelu, będzie potrzebowała jedwabiu z Egiptu, oby wasz najlepszy pracownik wsiadał już do rakiety odrzutowej, aby tylko jej to zapewnić.
Ten akurat dzień ciągnął mu się najbardziej ze wszystkich, które do tej pory spędził w Nowym Jorku na tym nieszczęsnym wyjeździe. Nie był do końca pewien czy to przez fakt, że pewna piękna młoda kobieta, najprawdopodobniej czeka na niego w jego apartamencie, czy przez to, że aktorzy, z którymi przyszło mu współpracować, zachowywali się jak skończeni idioci. Nie, to najprawdopodobniej to pierwsze. Wracając do hotelu z Brooklynu, czuł się całą drogę sfrustrowany, korki na trasie w Nowym Jorku to coś, czego nigdy nie zrozumie, i do czego nigdy się nie przyzwyczai. Po prawie półgodzinnej podróży Uber’em do hotelu wybiegł z samochodu jak strzała, nie zatrzymując się nawet w lobby, aby zapytać, czy dziewczyna się pojawiła. Skierował się czym prędzej w stronę windy, która zjeżdżała do niego chyba kolejne pół godziny. Przez moment zastanawiał się nad użyciem schodów, jednak przebiegniecie dwunastu pięter klatki schodowej, było ostatnim, na co miał wtedy ochotę. Otworzył drzwi od pokoju magnetycznym kluczem, luzując krawat, wszedł w głąb apartamentu, po drodze zostawiając swoją torbę na ziemi przy lustrze znajdującym się w przedpokoju.
- Francesca? - zawołał, nadal nie był do końca pewien, czy dziewczyna pojawi się, w końcu był to duży krok do przodu w ich znajomości, wcale by go to nie zdziwiło. W końcu nadal nie określili się do tego kim dla siebie są.
Francesca Arreola-Reeves