1 lipca 2020
Trasa Hope Valley - Quentico
Trasa Hope Valley - Quentico
~
Dochodziła szósta dwadzieścia, gdy na wewnętrzny, policyjny parking zajechało kilka samochodów cięższego kalibru. Wysiadła z jednego, od razu rozpinając kamizelkę od pełnego umundurowania do pracy w terenie. Z westchnięciem, dźwignęła torbę pełną swojego osprzętu, a tę przewiesiła przez ramię. Podniosła wzrok, spotykając się ze spojrzeniem Josepha. Prawdopodobnie wysiadł z samochodu, gdy tylko ją dostrzegł. Zamieniał słowo z jednym z funkcjonariuszy, choć jego oczy patrzyły się prosto na nią.
Podeszła do Warrena, wspięła się na palce i musnęła jego usta. Uważała, aby przypadkiem najmniejszy skrawek jego ciała nie zetknął się z jej osobą. Obcowała z rozkładem i śmiercią.
- Musisz mi dać jeszcze chwilę. Nie wsiądę do auta zanim się nie ogarnę - cofnęła się o krok, nie pozwalając, aby chwycił nawet jej dłoń. Nim Joseph zachował się bardziej despotycznie, wyminęła go i z obietnicą to nie zajmie długo! weszła do budynku.
Zeszła na najniższy poziom, gdzie z szatni skierowała się prosto pod prysznic. Intensywnie wyszorowała skórę, a także włosy, które ówcześnie natłuściła konwaliowym olejkiem. Starała się zmyć z siebie nie tylko brud i pozostałości po brodzeniu na skraju zalewiska, ale także zmęczenie. Wezwanie przyszło krótko po pierwszej, przez całą noc była w nieustannej gotowości oraz czujności, czego odczuwała teraz skutki.
Przebrała się w swoje ubrania, a mokre włosy związana w kucyk. Zapowiadał się ciepły dzień, dlatego też skórzaną kurtkę wyłącznie przerzuciła przez ramiona. Wychodząc z komendy, zerknęła na zegarek. Wskazówki ustawiły się na szóstej pięćdziesiąt jeden. Dwadzieścia jeden minut po czasie. Zmarszczyła brwi oraz nos, kalkulując, jak bardzo psuło to ich dzisiejsze plany.
- Znaleźli trupa w namiocie na kempingu - wyjaśniła na wstępie, gdyż po minie Josepha zakładała, że ten ma co najmniej kilka pytań, na które miło było, gdyby uzyskał odpowiedź.
Otworzyła drzwi, na tylnym siedzeniu położyła torbę z laptopem oraz swoją osobistą torebkę pełną drobiazgów. Zamknęła je i nawet nie zdążyła się odwrócić, gdyż wyrósł przed nią Joseph. Westchnęła, a cień uśmiechu rozjaśnił jej zmęczoną twarz.
- Jedźmy, po drodze zatrzymamy się na stacji po obrzydliwie kwaśną i mocną kawę - przejechała nosem po jego poliku, gdy na moment, otoczył ją ramieniem oraz przycisnął do siebie. Adrenalina wciąż szumiała w jej żyłach, spinając każdy większy mięsień.
Zajęła miejsce pasażera, zapięła pasy i bez pytania przełączyła stację radiową, gdyż na antenie trwała zażarta, polityczna dyskusja,
- Pamiętasz, co miałeś mi powiedzieć w samochodzie? - obróciła ku niemu głowę, bezwiednie przechylając ją ku lewemu ramieniu.