003.
Czekał już na nią prawie pięć minut i powoli dostawał w głowę. Nie był stworzony do oczekiwania na coś. To na niego się czekało i to on zawsze się spóźniał. Tak się jednak złożyło, że był w okolicy i miał całkiem dobry humor. Z Lisbeth zawsze mu się żyło całkiem dobrze. Nie wiedział czy działało to w drugą stronę, ale skoro nigdy nie rzuciła w niego talerzem, to raczej nie chowała urazy za te wszystkie zmiany, kiedy się nią wysługiwał, co nie? Z resztą, co go to obchodziło. Pracowali razem, a potem go zwolnili i tyle, było minęło. Zapytał czy ma ochotę wyjść na chwilę zapalić, bo co jak co, ale lubił sobie zajarać z kimś. Był uzależniony i to nie tak, że mógł sobie wybierać kiedy mu się chce, ale jeśli już była taka możliwość, to wolał jednak w towarzystwie. Traktował fajki trochę jako rytuał społeczny i przerwę od codzienności, w tym wypadku - od pracy. Nieważne, że nie swojej. Uznajmy, że chciał pomóc koleżance w potrzebie. Gdy ta wreszcie wyłoniła się zza ciężkich drzwi prowadzących na zaplecze, uśmiechnął się do niej szeroko, a następnie wsunął fajkę między wargi. Paczkę od razu skierował w jej stronę i potrząsnął nią lekko na zachętę. - Już myślałem, że nigdy nie wyjdziesz - wymamrotał, czekając aż się poczęstuje. Zaraz potem wsunął papierosy do kieszeni i odpalił swojego, zapalniczkę przekazując Lisbeth. Odetchnął z ulgą po pierwszym zaciągnięciu się, prawie tak, jakby nie palił od stu lat. Prawda była jednak taka, że wytrzymał może z dwie godziny. Okropne uzależnienie, ale co zrobić, taki już był jego los. - No i co tam? Jak dzisiaj zmiana? Coś średnio wyglądasz. Byś się już zwolniła z tej dziury - spojrzał z obrzydzeniem na budynek i pokręcił lekko głową. Wypowiadał się negatywnie na temat każdej ze swoich poprzednich prac. Nie obchodziło go, że miejsce samo w sobie było w porządku. Miał kosę z właścicielem i połową personelu, a to mu wystarczyło, aby robić za ich wieczną antyreklamę. Może właśnie dlatego potrafił dalej gadać z Fletcher? Nie zdawała się być przywiązana do tego miejsca i dostrzegała jego wady, więc mogli sobie wspólnie ponarzekać. - Cyrus jest? Bo co jak co, ale jego mordy nie mam ochoty oglądać - czasem wydawało mu się, że polubiliby się prywatnie, gdyby tylko mieli na to okazję. Sherwood zdawał się mieć spory bagaż doświadczeń w swoim życiu, a takich ludzi jakoś łatwiej szło mu zrozumieć. Niestety stopa zawodowa zrodziła między nimi kość niezgody i most między nimi został spalony na zawsze. Wypuścił gęstą chmurę dymu i oparł się o ścianę budynku, powracając spojrzeniem do dziewczyny. - Co tam u Twojego dziadka? Już się coś wyklarowało? Jak mu tam było? Renny? - miał słabą pamięć do imion, a typa nigdy nie poznał, więc już tym bardziej. Kiedy ostatni raz poruszali ten temat, to sprawy były jeszcze pokomplikowane, ale liczył, że coś się ruszyło i Lisa sprzeda mu jakieś pikantne szczegóły.
Lisbeth Fletcher