Kilka ostatnich lat życia nauczyły go tego, by nie przywiązywać się do ludzi. Pochował najlepszego przyjaciela i odchorował nieudane związki wystarczająco mocno, by uznać, że nie była to gra warta świeczki. Nie spodziewał się jednak, że tak bardzo przywyknie do psa, którego przygarnął jakiś czas temu. Chip wprawdzie nie był najbardziej urodziwym stworzeniem, ale wystarczająco posłusznym i ugodowym, by dzielenie z nim absurdalnie małego domku na plaży, nie było szczególnie problematyczne. Nic więc dziwnego, że gdy rano wyszedł spod prysznica i zorientował się, że głupio nie domknął drzwi, dzięki czemu Chip dał nogę, był cholernie na siebie wkurwiony. Szukał go po okolicy przez kilka kolejnych godzin, ale nigdzie się na niego nie natknął. Gotów był nawet wywiesić ulotki (wiedząc, że normalni ludzie aktualnie zamieszczali raczej posty na facebooku) po okolicy. Zanim jednak się na to zdobył odebrał telefon od kobiety, która przyznała, że się na niego natknęła i był u niej. Za miastem. Nie miał pojęcia jak się tam znalazł, skoro po godzinie spaceru ten kładł się i buntował dając Jordanowi znać, że nie zamierza maszerować nawet metra w stronę, która — jego zdaniem — nie prowadzi do domu. A nagle cholerny Chip zwiał na jakieś odludzie. Złość mieszała się z wdzięcznością w tamtej chwili. Postanowił jednak zachować resztki kultury, więc zahaczył o pobliski sklep, by kupić butelkę jakiejś dobrej szkockiej. Nie wiedział co pijała kobieta i prawdopodobnie bezpieczniejszym wyborem byłoby wino, ale nie przejmował się tym. Na tym alkoholu znał się wystarczająco, by wiedzieć, które smakowały podlej od drugich. W kwestii wina nie miał najmniejszego pojęcia. Podjechał więc pod wskazany adres i zapukał chwilę potem do drzwi. Radosne szczekanie utwierdziło go w przekonaniu, ze dobrze trafił. Widząc kobietę posłał jej coś, na kształt uśmiechu.
— Cześć, przyjechałem po Chipa. Nie mam pojęcia skąd się tutaj wziął, ale dzięki, że go zgarnęłaś — rzucił i pochylił się nad psem, by go za uchem podrapać. Zły był na niego i uważał z pełnym przekonaniem, że nie zasługiwał na żadną zabawę, ale prawda była taka, że ulgę odczuł niesamowitą na jego widok. Mimo wszystko był jedyną istotą, która z nim żyła i której Jordan jeszcze nie chciał zamordować. — Nie wiem, czy lubisz, ale chciałem tak w ramach podziękowania coś podrzucić — dodał brwi ściągając, gdy wyciągnął w jej stronę butelkę. Nie wpadł na to, by zapakować ją jakkolwiek ładniej. Wrzucić chociaż do torebki, czy zrobić cokolwiek innego, by nie wyglądała zwyczajnie głupio. Nie radził sobie w takich chwilach szczególnie.
eleonora o'neill