To nie tak, że Gem lubiła zgrywać życiowo nieporadną sierotkę, którą Wolfie miałby okazję ratować. Nawet gdyby chciała to podobny teatrzyk zwyczajnie nie zostałby przez niego kupiony — znał ją przecież nie od dziś. Fakt, że go wykorzystała podczas Halloween i że ściągnęła go tego dnia, by jednak trochę jej pomógł to jedynie dowód na to, że nie poradziłaby sobie samodzielnie. Nie znała się na elektryce, więc uratował ją gdy wysiadły korki. Była za drobna na targanie ciężkiej choinki i zbyt kiepskim kierowcą była, by czuć się swobodnie podczas przewożenia takiego drzewa. Były więc to da wystarczająco silnie powody przemawiające za tym, by jednak go o drobną pomoc poprosić. Tym bardziej, że zwyczajnie lubiła spędzać z nim czas. Wiedziała, że nie potrzebowała wymówek, bo gdyby zaprosiła go po to, by posiedział z nią po prostu to i tak by się zjawił. Co było bardzo pocieszające, gdy zestawimy to z sytuacją sprzed dwóch miesięcy na przykład i bardzo niewygodne, gdy pod uwagę weźmiemy jej uczucia, które coraz silniej o sobie znać dawały.
Zamiast się jednak przejmować tym, że znowu skazywała się na złamane serce (w końcu co za różnica, skoro przerobiła już ten temat z nim na wszystkie sposoby?) to wyciągnęła go na jakiś jarmark, by wybrać drzewko, które będzie sporo wyższe od niego, odpowiednio rozłożyste i wystarczająco piękne, by po udekorowaniu go poczuły z Norą magię świąt. Wprawdzie okres ten spędzi oczywiście z rodzeństwem, ale nie stanowiło to najmniejszej przeszkody — chciała drzewko, chciała upominki pod nim i kolorowe lampki. Potrzebowała żeby było ładnie i kolorowo, jakby z nadzieją, że to załatwi sprawę i poczuje się gorzej. A na pewno jeszcze w nią to wszystko uderzy, bo przecież były to pierwsze święta, które spędzić miała sama już. Wzbraniała się więc przed wizytą na cmentarzu dość skutecznie wiedząc, że od tamtego momentu wszystko będzie tylko gorsze i bardziej bolesne. Tym bardziej, że już nie było się co okłamywać, że uczucia, do których się przyznała, faktycznie należało otaczać czasem przeszłym.
Nacisnęła klamkę, by otworzyć drzwi, a następnie chwyciła za koniec drzewka i pociągnęła go wgłąb domu. Wprawdzie przy dźwiganiu go funkcję pełniła jedynie dekoracyjną, bo nie odciążyła go w żaden sposób niemal, ale nie chciała by pomyślał, że zostawiła go z tym sama. Kiedy już drzewko wylądowało na podłodze to otrzepała swoje ręce wyraźnie z nich zadowolona i spojrzała na mężczyznę.
— Jest jakaś ograniczona liczba dobrych uczynków na jedne święta? Bo nie wiem, czy nie zepsułam wszystkiego w tym momencie, skoro marzyłam jeszcze o wykorzystaniu cię do zrobienia pierników — dodała z uśmiechem małego niewiniątka. Wcale nie zamierzała go na każdym kroku wykorzystywać. I nawet pamiętała o tym, że Wolfie był mistrzem gotowania, nie zawsze pieczenia, ale nie zmieniało to w tej chwili zbyt wiele. W końcu ona sama wcale nie radziła sobie w kuchni najlepiej — zarówno w jednej, jak i drugiej kategorii. — Nie sądziłam też, że weźmiesz sobie moje uwagi i włosach do serca, ale bardzo mi się podoba ta zmiana — dodała z uśmiechem szerokim, bo jednak wyglądał teraz dokładnie tak, jak to sobie zawsze pamiętała. Chociaż akurat jemu nic zaszkodzić by trwale na pewno nie zaszkodziło. Postanowiła jednak się nie wgapiać w niego zbyt natrętnie, dlatego kucnęła przy choince z zamiarem odwiązania jej i wypuszczenia na wolność skrępowanych gałązek. Musieli ją przecież ubrać. Chyba nie sądził, że się wywinie, prawda? Potrzebowała go do tego, by wieszał bombki tam, gdzie niestety Gem nie mogłaby sięgnąć.
Wolfie L. Moriarty