Deszcz złapał ją gdzieś w połowie drogi do domu. Odpuściła sobie zakupy, chociaż obiecała Fern, że zatroszczy się o nie, gdy będzie wracał z pracy. Ani śniło jej się jednak wychodzić z samochodu w taką pogodę, więc zamiast skręcić do centrum miasteczka pojechała prosto na obrzeża, do domu. Głodna była niesamowicie, bo za sprawą uporczywego klienta, późniejszej awantury o głodzonego kota i natłoku innych zajęć, jakoś brakło jej czasu na to, by zorganizować sobie należytą przerwę. Aktualnie nic więc nie układało się po myśli Gem, co wyjaśniałoby dość głośne trzaśnięcie drzwiami samochodu, gdy wreszcie udało jej się zaparkować na podjeździe, tuż przed ich domem.
Weszła do środka i rzuciła klucze gdzieś w kąt, a następnie zrzuciła z ramion kurtkę, którą nosiła, a która — po pokonaniu ledwo trzech metrów, jakie dzieliły podjazd, a drzwi frontowe — była przemoczona. Nie słyszała jednak telewizora w salonie, więc domyśliła się, że Fern zalega pewnie w swojej sypialni. Marzyła o tym, by wskoczyć pod prysznic, ale w pierwszej kolejności zadbać musiała o to, by miały co zjeść, gdy już z niego wyjdzie. Ruszyła więc w stronę pokoju siostry. Pchnęła lekko uchylone drzwi i zmarszczyła nos na widok rozrzuconych ubrań, które kogoś takiego jak Gem — z wrodzoną pedanterią odrobinę irytowały. Nawet jeśli nie był to jej pokój, jej podłoga i nawet nie jej sprawa.
— Możesz coś zamówić? Nie byłam na zakupach, bo to jakiś pieprzony dramat co się dzieje — dodała prawie tak, jakby siostra nie miała okna w sypialni i nie potrafiła dostrzec, że faktycznie, nie wygląda to zbyt optymistycznie i letnio. Przerzuciła wilgotne włosy na lewe ramię i zmarszczyła nieznacznie nos, niekoniecznie zadowolona tym, jak musiała aktualnie wyglądać. — I odkupiłam ci ostatnio tę butelkę wina, którą wypiłam, więc możemy się napić. Chyba, że masz wielkie plany na wieczór — dodała biorąc pod uwagę taką opcję. Gem nie posiadała żadnych. Rzadko kiedy decydowała się na wyjście ze znajomymi, nadal zachowując się jak ktoś, kto utknął w jakimś kokonie. Miała wrażenie, że każdy przejaw dobrej zabawy to brak szacunku względem Leo. Jakby wtedy zapominała, że niedawno zmarł. A zmarł, bo życie było suką, karma jeszcze większą. Dlatego nie zdziwiłaby się, gdyby ją samochód przejechał zaraz po tym, jak tylko wyszłaby z jakiegoś klubu.
Zniknęła zaraz potem w łazience na niepełne dwa kwadranse, by wziąć wymarzony prysznic, a jak już pachniała wystarczająco dobrze to ruszyła, by wpakować się pod kołdrę Fern i spojrzała z zaciekawieniem w stronę okna, gdy ta paskudna ulewa przeobraziła się gdzieś w międzyczasie w dość konkretną burzę już.