ubranie
Rozpoczynając dzisiaj dzień, załatwiając poszczególne rzeczy do pracy, w której nie stawił się osobiście (całe szczęście jako informatyk mógł się pokusić o pracę zdalnie wiedząc, że i tak wszystko zostanie zrobione), Kai nie podejrzewał, że w którymś momencie zostanie wyprowadzony z równowagi do tego stopnia, że ponownie napisze do swojego byłego (chyba powinien przestać w końcu go tak nazywać, przestawiając się na zwyczajne słowo “przyjaciel”) z pytaniem, czy nie chciałby się teraz napić piwa. Co prawda sytuacja była trochę innego rodzaju niż poprzednio, bo zamiast żalu i wewnętrznej pustki Sanders odczuwał złość i irytację (proszę, czyli nasz kochany nerd jednak miał uczucia; nawet w całkiem sporej ilości), niemniej znowu kończyło się na alkoholu i na tym, że Hunter miał robić za jego psychologa. Na litość wszystkiego, czy naprawdę to właśnie dzisiaj Jaemin postanowił mu nadepnąć na odcisk?
Tuż po tym, jak przeczytał wiadomość od przyjaciela, jak również w chwili, w której sam opuścił czat nie chcąc dłużej patrzeć na to wszystko, pod wpływem impulsu wysłał wiadomość do McKaya licząc, że będzie miał dla niego czas. Miał. Zresztą jak zawsze. Nie pamiętał dnia, kiedy by mu odmówił, czy to w przeszłości, czy teraz. W przeciwieństwie do Sandersa Hunter był ideałem, który zasługiwał na szczęście. Kai był… cóż, po prostu sobą.
Wstał od komputera, wyłączając go znacznie bardziej agresywnie, niż normalnie, gwałtownie uderzając dłonią w blat biurka.
-Kurwa - zaklął. Nie był typem, który wkurzał się często, jednak bywały sytuacje, bywały słowa, które były w stanie sprawić, że się w nim gotowało.
Teraz był ten czas.
Machnął dłonią, która uderzyła w kubek. Pęd nadany przedmiotowi sprawił, że ten roztrzaskał się o ścianę. Jak dobrze, że był jednym z tych nieznaczących. Chyba by się wkurwił podwójnie, gdyby z tego powodu rozwalił naczynie, które ktoś mu kiedyś podarował.
Mruknął coś jeszcze pod nosem, podchodząc do odłamków, które zaczął zbierać, nie zważając na to, że robi to zbyt chaotycznie. To musiało się skończyć rozwaloną dłonią, bo przecież aktualnie ten dzień sam w sobie był o dupę rozbić.
-Zajebiscie - zaklął, wstając. Przecież Huntere zaraz pomyśli, że Sanders chciał sobie krzywdę jakąś zrobić.
Hunter McKay
a
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
Ma własne studio tatuażu, wypija kilka litrów herbaty dziennie i ma uroczego narzeczonego z którym planuje ślub. Jeśli zobaczysz gdzieś na ulicy gruby plik kasy to pewnie jego, bo nie znosi płacić kartą. Czasem pozuje do zdjęć dla przyjaciela, który jest projektantem mody, ale nie proś go o wspólne zdjęcie, bo to go trochę krępuje.
29
188
#16 + Outfit
Gdyby nie pogodził się z Creedem jego nerwy chyba byłyby teraz w opłakanym stanie. Dawno nie przeżywał tyle stresu w jednym momencie i przez tyle czasu bez przerwy, ale miał nadzieję, że teraz obejdzie się bez podobnych sytuacji i nawet jeśli nic między nimi nie będzie, będą mogli spotykać się ze sobą swobodnie jak na początku.
Zdziwiło go kolejne zaproszenie od Kaia na piwo, ale jak mógłby mu odmówić? Poza tym był w takim stanie, że nie chciał go zostawiać samego. Nie wiadomo co mogłoby strzelić do tego pijanego łba. Niby powinien uważać, bo ostatnim razem przecież się całowali i nawet dobrze, że udało im się dość szybko opamiętać, bo nie wiedział jak mogłoby się to źle skończyć. Już wtedy miał wystarczający mętlik przez Gabriela, noc z Creedem i seks z Oliverem, którzy przecież był jego przyjacielem i na dodatek hetero. Seks z byłym wcale by mu nie pomógł w jego miłosnych rozterkach i przywołałby wiele wspomnień z ich niedawno zakończonego związku przez które pewnie miałby wątpliwości co do tego czego tak naprawdę chce. A przecież chciał być z Kaiem jedynie przyjaciółmi.
Dlatego jak na dobrego przyjaciela przystało pojechał do niego, żeby znowu się z nim napić i go przy okazji pilnować. Pojechał taksówką, żeby nie mieć w razie czego problemów z zostawieniem auta pod jego domem, po drodze wstępując do sklepu. Miały być dwa piwa, ale w razie czego dokupił więcej, bo wiedział jak to się skończy, a po pijaku nie miał zamiaru lecieć do sklepu bo zabrakło im picia.
Z torbą w ręce zapukał do drzwi, ale nie słysząc przez dłuższą chwilę żadnego zaproszenia ostatecznie wszedł do środka. Kai przecież się na niego nie obrazi. Kiedyś w końcu praktycznie tu mieszkał.
— To ja! Gdzie jesteś? — zawołał, rozglądając się po domu. Zostawił zakupy w kuchni i ruszył dalej na poszukiwania Kaia, nie spodziewając się tego co ostatecznie zobaczył. Natychmiast znalazł się przy Sandersie, chwytając ostrożnie jego rozciętą dłoń. — Proszę, powiedz, że to był wypadek. — powiedział, przyglądając mu się z troską. Chyba nie było aż tak źle, że specjalnie by się chciał okaleczyć?
Kai Sanders
Gdyby nie pogodził się z Creedem jego nerwy chyba byłyby teraz w opłakanym stanie. Dawno nie przeżywał tyle stresu w jednym momencie i przez tyle czasu bez przerwy, ale miał nadzieję, że teraz obejdzie się bez podobnych sytuacji i nawet jeśli nic między nimi nie będzie, będą mogli spotykać się ze sobą swobodnie jak na początku.
Zdziwiło go kolejne zaproszenie od Kaia na piwo, ale jak mógłby mu odmówić? Poza tym był w takim stanie, że nie chciał go zostawiać samego. Nie wiadomo co mogłoby strzelić do tego pijanego łba. Niby powinien uważać, bo ostatnim razem przecież się całowali i nawet dobrze, że udało im się dość szybko opamiętać, bo nie wiedział jak mogłoby się to źle skończyć. Już wtedy miał wystarczający mętlik przez Gabriela, noc z Creedem i seks z Oliverem, którzy przecież był jego przyjacielem i na dodatek hetero. Seks z byłym wcale by mu nie pomógł w jego miłosnych rozterkach i przywołałby wiele wspomnień z ich niedawno zakończonego związku przez które pewnie miałby wątpliwości co do tego czego tak naprawdę chce. A przecież chciał być z Kaiem jedynie przyjaciółmi.
Dlatego jak na dobrego przyjaciela przystało pojechał do niego, żeby znowu się z nim napić i go przy okazji pilnować. Pojechał taksówką, żeby nie mieć w razie czego problemów z zostawieniem auta pod jego domem, po drodze wstępując do sklepu. Miały być dwa piwa, ale w razie czego dokupił więcej, bo wiedział jak to się skończy, a po pijaku nie miał zamiaru lecieć do sklepu bo zabrakło im picia.
Z torbą w ręce zapukał do drzwi, ale nie słysząc przez dłuższą chwilę żadnego zaproszenia ostatecznie wszedł do środka. Kai przecież się na niego nie obrazi. Kiedyś w końcu praktycznie tu mieszkał.
— To ja! Gdzie jesteś? — zawołał, rozglądając się po domu. Zostawił zakupy w kuchni i ruszył dalej na poszukiwania Kaia, nie spodziewając się tego co ostatecznie zobaczył. Natychmiast znalazł się przy Sandersie, chwytając ostrożnie jego rozciętą dłoń. — Proszę, powiedz, że to był wypadek. — powiedział, przyglądając mu się z troską. Chyba nie było aż tak źle, że specjalnie by się chciał okaleczyć?
Kai Sanders
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
Powinien się uspokoić. W ogóle nie powinien się przejmować sytuacją, która miała chwilę wcześniej miejsce. Przecież już jakiś czas temu dostrzegł, jak właściwie wygląda ta cała “przyjaźń”, oparta jedynie na zadawaniu się z nim w chwilach, kiedy naprawdę był potrzebny. Właśnie tak czuł się Kai. Jak gdyby osoby, na których mu zależało, a przynajmniej tak mu się swego czasu wydawało, zwracały się do niego jedynie w sytuacjach, kiedy było im to na rękę, a kiedy nikogo innego pod nią nie było. Czy nie to miało miejsce, kiedy zaproponował Jaeminowi swoje towarzystwo, gdy ten naprawdę był załamany? Czy nie ofiarował mu swojego czasu, którym ten wzgardził, mając przy sobie Dylana, któremu nigdy nie napisałby, że “nie musi”? Nic dziwnego, że to wszystko na niego wpłynęło, bo chociaż się starał, owe starania nigdy nie były doceniane. Zamiast tego dostawał szmatą w pysk za każdym razem, kiedy tamci musieli się na kimś wyżyć, albo komuś pocisnąć. Jakoś nie oponował uznając, że przecież nie mówią tego złośliwie. Jedna w chwili, w której on chlapnął coś bez zastanowienia, nie wiedząc nawet o tym, że Dylan nie miał zielonego pojęcia o skrywanym przez Jaemina sekrecie i został za to zjechany z góry do dołu uznał, że to nie ma sensu. Kto wie, być może nie miało już dawno? I chyba właśnie to wkurzyło go najbardziej. Fakt, że trwało tak długo, a on zwyczajnie się podkładał.
Oddychał głęboko, wpatrując się w rozciętą rękę. Obserwował, jak ciemno czerwone krople kapią na podłogę, zostawiając ślady na dywanie, którym później ktoś będzie musiał się zająć. A może będą pamiątką i przypomnieniem tego, by Sanders jednak nie ufał ludziom tak, jak zrobił to teraz. Jak w takich okolicznościach miał nie siedzieć przy komputerze, skoro komputer przynajmniej się na nim nie wyżywał za niemal każde gówno.
Z rozmyślań wyrwał go głos Huntera, który niespodziewanie się przy nim znalazł. Kiedy właściwie zdążył przyjść i czemu informatyk tego nie zarejestrował?
-Nie kurwa, specjalnie rozwaliłem kubek od ciebie, żeby sobie żyły podciąć - warknął, zerkając na niego. Zaraz jednak się opamiętał, wzdychając. - Przepraszam. Miałem ciężki dzień. A raczej ciężkie ostatnie dziesięć minut - rzucił, uśmiechając się do niego lekko. Może był wkurwiony, ale na Hunterze zdecydowanie nie powinien się wyżywać.
-Skaleczyłem się, kiedy chciałem to posprzątać. Naprawdę - zapewnił go wiedząc, że ten mógłby mu nie uwierzyć zdając sobie sprawę z tego, co Kai umiał odwalić, kiedy był wzburzony.
Hunter McKay
Oddychał głęboko, wpatrując się w rozciętą rękę. Obserwował, jak ciemno czerwone krople kapią na podłogę, zostawiając ślady na dywanie, którym później ktoś będzie musiał się zająć. A może będą pamiątką i przypomnieniem tego, by Sanders jednak nie ufał ludziom tak, jak zrobił to teraz. Jak w takich okolicznościach miał nie siedzieć przy komputerze, skoro komputer przynajmniej się na nim nie wyżywał za niemal każde gówno.
Z rozmyślań wyrwał go głos Huntera, który niespodziewanie się przy nim znalazł. Kiedy właściwie zdążył przyjść i czemu informatyk tego nie zarejestrował?
-Nie kurwa, specjalnie rozwaliłem kubek od ciebie, żeby sobie żyły podciąć - warknął, zerkając na niego. Zaraz jednak się opamiętał, wzdychając. - Przepraszam. Miałem ciężki dzień. A raczej ciężkie ostatnie dziesięć minut - rzucił, uśmiechając się do niego lekko. Może był wkurwiony, ale na Hunterze zdecydowanie nie powinien się wyżywać.
-Skaleczyłem się, kiedy chciałem to posprzątać. Naprawdę - zapewnił go wiedząc, że ten mógłby mu nie uwierzyć zdając sobie sprawę z tego, co Kai umiał odwalić, kiedy był wzburzony.
Hunter McKay
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
Ma własne studio tatuażu, wypija kilka litrów herbaty dziennie i ma uroczego narzeczonego z którym planuje ślub. Jeśli zobaczysz gdzieś na ulicy gruby plik kasy to pewnie jego, bo nie znosi płacić kartą. Czasem pozuje do zdjęć dla przyjaciela, który jest projektantem mody, ale nie proś go o wspólne zdjęcie, bo to go trochę krępuje.
29
188
Widok jakim uraczył go Kai był niecodzienny, bo nie każdy wpatruje się w rozciętą rękę zamiast po prostu się nie zająć. Dlatego pierwszą jego myślą było, że ten zrobił to sobie specjalnie. Chciał się mylić. Nie chciał przeprowadzać z Kaiem rozmowy na temat okaleczania się, bo sam pewnie by tego nie zniósł i nie chciał jego dodatkowo zasmucać. Tym bardziej nie mógł go teraz zostawić w takim stanie. Ale czy powinni ryzykować piciem piwa? Czy to nie pogorszy jego stanu?
Zacisnął usta w wąską linię, kiedy ten na niego warknął. Dawno tak nie wybuchnął przy nim, ale w obecnej sytuacji nie umiał się na niego gniewać. Bo co? Za podniesiony głos miałby go zostawić i wyjść tak po prostu? Nie był taki, zwłaszcza dla niego. — Kai… — westchnął, słysząc przeprosiny. Co się takiego stało, że był aż tak wzburzony? Kto mógł go aż tak zdenerwować? Wiedział jak bardzo potrafił się zdenerwować kiedy przegrywał w jakiejś grze, ale to nie było to. Znał go dobrze i to musiało być coś naprawdę poważnego co tak na niego wpłynęło. Dobrze jednak, że ten szybko się poprawił, bo Hunter już powoli dostawał zawału. Pal licho kubek, który od niego dostał. Kupi mu nowy jeśli chce, a nawet lepszy. Najważniejsze, żeby jemu nic nie było. Dawno go tak nie zmartwił.
— Ja to posprzątam. Chodź tu. — uważając na jego rękę, przytulił go do siebie przez moment gładząc go po głowie. Westchnął cicho, wciągając nosem zapach jego perfum, które kiedyś tak uwielbiał. Szybko jednak odegnał z głowy myśli, które schodziły na tory, które już dawno powinny zostać zablokowane. Teraz w jego głowie były dwie inne osoby i powodowały w niej straszny mętlik.
Po dłuższej chwili odsunął go od siebie na wyciągnięcie ręki i pomógł wstać. Powoli odsunęli się od miejsca, gdzie leżały jeszcze odłamki i zabrał Kaia do kuchni, gdzie najpierw zamierzał zająć się jego ręką. Posadził Sandersa na jednym z krzeseł i wyciągnął z szafki apteczkę. — No to mów. — rzucił, pozbywając się ostrożnie odłamków z jego dłoni. Jeśli ktoś naprawdę mu podpadł to Hunter sobie z nimi porozmawia, bo niezależnie od tego co się stało nikt nie powinien go dołować w ten sposób, że dochodziło do takich rzeczy.
Kai Sanders
Zacisnął usta w wąską linię, kiedy ten na niego warknął. Dawno tak nie wybuchnął przy nim, ale w obecnej sytuacji nie umiał się na niego gniewać. Bo co? Za podniesiony głos miałby go zostawić i wyjść tak po prostu? Nie był taki, zwłaszcza dla niego. — Kai… — westchnął, słysząc przeprosiny. Co się takiego stało, że był aż tak wzburzony? Kto mógł go aż tak zdenerwować? Wiedział jak bardzo potrafił się zdenerwować kiedy przegrywał w jakiejś grze, ale to nie było to. Znał go dobrze i to musiało być coś naprawdę poważnego co tak na niego wpłynęło. Dobrze jednak, że ten szybko się poprawił, bo Hunter już powoli dostawał zawału. Pal licho kubek, który od niego dostał. Kupi mu nowy jeśli chce, a nawet lepszy. Najważniejsze, żeby jemu nic nie było. Dawno go tak nie zmartwił.
— Ja to posprzątam. Chodź tu. — uważając na jego rękę, przytulił go do siebie przez moment gładząc go po głowie. Westchnął cicho, wciągając nosem zapach jego perfum, które kiedyś tak uwielbiał. Szybko jednak odegnał z głowy myśli, które schodziły na tory, które już dawno powinny zostać zablokowane. Teraz w jego głowie były dwie inne osoby i powodowały w niej straszny mętlik.
Po dłuższej chwili odsunął go od siebie na wyciągnięcie ręki i pomógł wstać. Powoli odsunęli się od miejsca, gdzie leżały jeszcze odłamki i zabrał Kaia do kuchni, gdzie najpierw zamierzał zająć się jego ręką. Posadził Sandersa na jednym z krzeseł i wyciągnął z szafki apteczkę. — No to mów. — rzucił, pozbywając się ostrożnie odłamków z jego dłoni. Jeśli ktoś naprawdę mu podpadł to Hunter sobie z nimi porozmawia, bo niezależnie od tego co się stało nikt nie powinien go dołować w ten sposób, że dochodziło do takich rzeczy.
Kai Sanders
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
Teraz już sam nie wiedział, na co właściwie był bardziej zły. Na siebie, na Jaemina, czy na fakt, że rozwalił jeden ze swoich ulubionych kubków, z którym wiązało się tak wiele miłych wspomnień. Chociaż czy to faktycznie było istotne, biorąc pod uwagę, że złość ostatecznie była złością, a jej ostateczny powód i tak niczego by nie zmienił?
Westchnął, widząc Huntera. Sam do niego napisał, co ostatnimi czasy robił nagminnie, kiedy jakakolwiek część jego życia zaczynała się sypać, ale zdecydowanie nie chciał, by przyjaciel widział go w takim stanie. Zwłaszcza, że znał go na tyle by wiedzieć, że zacznie się martwić o rzeczy, które nie do końca miały pokrycie w rzeczywistości. Bo jasne, faktycznie Sanders, jak na pozornie spokojnego nerda, potrafił się zdenerwować, ale bez przesady. Jakby miał sobie coś zrobić, zdecydowanie nie we własnym domu. I nie w tak mało higieniczny sposób.
Spojrzał raz jeszcze na przyjaciela, dostrzegając na jego twarzy zwątpienie. Czy on mu nie wierzył? Czy naprawdę sądził, że nagle Kai stanie się depresyjnym kolesiem, który marzy o tym, aby się ciąć?
Nic dziwnego, że na niego warknął. Tym bardziej, że już wcześniej był zły na samego siebie, jak i na Jaemina. Coś dzisiaj ewidentnie poszło nie tak, jak powinno.
Gdy trochę nagromadzonej irytacji z niego uleciało, odetchnął. Nie w taki sposób powinien dziękować McKayowi za to, że przy nim był zawsze, jak było trzeba.
Przymknął oczy, dając się przytulić. Co prawda był wyższy, ale to mu w niczym nie przeszkadzało, zwłaszcza, kiedy siedział. Sam gest był wystarczająco kojący i dawał poczucie pewnej stabilizacji, której teraz potrzebował, jeśli chciał uspokoić to, co kotłowało się w środku niego. Odetchnął czując zapach perfum Huntera. Nie powinien, a jednak zwrócił uwagę na to, że pachniał tak, jak kiedyś.
Dał się zaprowadzić do kuchni, gdzie przyjaciel zaczął zajmować się jego zranioną dłonią.
-Wiesz, mam wrażenie, że ostatnio wszystko idzie nie po mojej myśli. A jakby tego było mało, moi przyjaciele nagle zaczęli się do mnie sapać o słowa, które normalnie miały być żartem - odpowiedział. Przecież każdy wiedział, że nie chciał urazić Jaemina. Ten jednak wiedział przecież lepiej. Zresztą, co by nie było i tak wina zawsze będzie po stronie Sandersa. Właśnie takich miał przyjaciół. - Czy to źle, że właśnie się zastanawiam, czy faktycznie są dla mnie odpowiednim towarzystwem? - zerknął na Huntera. Nie znał się na tym i liczył, że ten mu pomoże.
Hunter McKay
Westchnął, widząc Huntera. Sam do niego napisał, co ostatnimi czasy robił nagminnie, kiedy jakakolwiek część jego życia zaczynała się sypać, ale zdecydowanie nie chciał, by przyjaciel widział go w takim stanie. Zwłaszcza, że znał go na tyle by wiedzieć, że zacznie się martwić o rzeczy, które nie do końca miały pokrycie w rzeczywistości. Bo jasne, faktycznie Sanders, jak na pozornie spokojnego nerda, potrafił się zdenerwować, ale bez przesady. Jakby miał sobie coś zrobić, zdecydowanie nie we własnym domu. I nie w tak mało higieniczny sposób.
Spojrzał raz jeszcze na przyjaciela, dostrzegając na jego twarzy zwątpienie. Czy on mu nie wierzył? Czy naprawdę sądził, że nagle Kai stanie się depresyjnym kolesiem, który marzy o tym, aby się ciąć?
Nic dziwnego, że na niego warknął. Tym bardziej, że już wcześniej był zły na samego siebie, jak i na Jaemina. Coś dzisiaj ewidentnie poszło nie tak, jak powinno.
Gdy trochę nagromadzonej irytacji z niego uleciało, odetchnął. Nie w taki sposób powinien dziękować McKayowi za to, że przy nim był zawsze, jak było trzeba.
Przymknął oczy, dając się przytulić. Co prawda był wyższy, ale to mu w niczym nie przeszkadzało, zwłaszcza, kiedy siedział. Sam gest był wystarczająco kojący i dawał poczucie pewnej stabilizacji, której teraz potrzebował, jeśli chciał uspokoić to, co kotłowało się w środku niego. Odetchnął czując zapach perfum Huntera. Nie powinien, a jednak zwrócił uwagę na to, że pachniał tak, jak kiedyś.
Dał się zaprowadzić do kuchni, gdzie przyjaciel zaczął zajmować się jego zranioną dłonią.
-Wiesz, mam wrażenie, że ostatnio wszystko idzie nie po mojej myśli. A jakby tego było mało, moi przyjaciele nagle zaczęli się do mnie sapać o słowa, które normalnie miały być żartem - odpowiedział. Przecież każdy wiedział, że nie chciał urazić Jaemina. Ten jednak wiedział przecież lepiej. Zresztą, co by nie było i tak wina zawsze będzie po stronie Sandersa. Właśnie takich miał przyjaciół. - Czy to źle, że właśnie się zastanawiam, czy faktycznie są dla mnie odpowiednim towarzystwem? - zerknął na Huntera. Nie znał się na tym i liczył, że ten mu pomoże.
Hunter McKay
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
Ma własne studio tatuażu, wypija kilka litrów herbaty dziennie i ma uroczego narzeczonego z którym planuje ślub. Jeśli zobaczysz gdzieś na ulicy gruby plik kasy to pewnie jego, bo nie znosi płacić kartą. Czasem pozuje do zdjęć dla przyjaciela, który jest projektantem mody, ale nie proś go o wspólne zdjęcie, bo to go trochę krępuje.
29
188
Niezależnie od tego jak źle się w życiu działo chyba nigdy sam nie pomyślałby o samookaleczeniu się albo czymś gorszym. Zawsze było jakieś wyjście z sytuacji. Nic dziwnego, że aż tak się zmartwił na widok Kaia, który przecież nigdy podczas trwania ich związku nie przejawiał podobnych zapędów do okaleczania się. Spotykali się ostatnio dość często i oprócz problemu z przyjaciółmi nie miał chyba innych problemów. Może coś ukrywał? Chyba nigdy nie chciałby być osobą, która znajduje bliską osobę gdy już jest za późno.
Dobrze, że jednak najczarniejsze scenariusze mógł wykreślić ze swojej głowy, bo aktualna sytuacja była jedynie wypadkiem. Sam by go własnoręcznie dobił, gdyby ten spróbował coś sobie zrobić. No może przesadzał, ale na pewno byłby na niego bardzo zły i długo nie mógłby mu na nowo zaufać, pilnując go na każdym kroku.
Pogładził jeszcze chwilę głowę przyjaciela, przesuwając kilka razy dłonią po jego plecach. Czasem taki gest wyrażał więcej niż słowa, których teraz nie mógł w sobie odnaleźć, a którymi mógłby go teraz pocieszyć. Musiał wiedzieć, że ma w nim wsparcie, ale to pewnie z tego powodu za każdym razem dzwonił właśnie do niego gdy potrzebował z kimś porozmawiać. Nie miał nic przeciwko, bo przyjaciołom nigdy nie odmawiał w potrzebie, czasem zapominając o sobie.
Ale tutaj najważniejszy był właśnie Kai i jego ręka, którą właśnie zamierzał się zająć.
— Wszystko zależy od tego jakie to słowa, wiesz? Tobie się wydaje, że to żart, a ich to potrafi zaboleć. Ale nie ma się co przejmować póki co. — westchnął, patrząc na Sandersa. Nie usprawiedliwiał tamtych, ale nie chciał też dołować przyjaciela, który na pewno nie chciał powiedzieć czegoś złego. Na pewno miał dobre zamiary, ale już od jakiegoś czasu jego przyjaciele dziwnie się wobec niech zachowywali. — Jeśli masz co do nich jakieś wątpliwości to nie. Nie ma sensu tkwić w takiej relacji, wiesz? — powiedział, pozbywając się ostatnich odłamków. Sprawdził jeszcze czy na pewno wszystkie wyjął i przemył rękę środkiem do dezynfekcji, następnie owijając ją bandażem. Chyba powinno wystarczyć i obejdzie się bez szycia. — No… chyba będziesz żył. — zaśmiał się krótko, klepiąc go po udzie i schował apteczkę do szafki, a potem umył ręce. Potrzebowali się teraz uspokoić i niby przyjechał tu się z nim napić, ale to chyba będzie mogło poczekać chociaż z godzinkę, dlatego wstawił wodę na herbatę, bo ona była dobra na wszystko.
Kai Sanders
Dobrze, że jednak najczarniejsze scenariusze mógł wykreślić ze swojej głowy, bo aktualna sytuacja była jedynie wypadkiem. Sam by go własnoręcznie dobił, gdyby ten spróbował coś sobie zrobić. No może przesadzał, ale na pewno byłby na niego bardzo zły i długo nie mógłby mu na nowo zaufać, pilnując go na każdym kroku.
Pogładził jeszcze chwilę głowę przyjaciela, przesuwając kilka razy dłonią po jego plecach. Czasem taki gest wyrażał więcej niż słowa, których teraz nie mógł w sobie odnaleźć, a którymi mógłby go teraz pocieszyć. Musiał wiedzieć, że ma w nim wsparcie, ale to pewnie z tego powodu za każdym razem dzwonił właśnie do niego gdy potrzebował z kimś porozmawiać. Nie miał nic przeciwko, bo przyjaciołom nigdy nie odmawiał w potrzebie, czasem zapominając o sobie.
Ale tutaj najważniejszy był właśnie Kai i jego ręka, którą właśnie zamierzał się zająć.
— Wszystko zależy od tego jakie to słowa, wiesz? Tobie się wydaje, że to żart, a ich to potrafi zaboleć. Ale nie ma się co przejmować póki co. — westchnął, patrząc na Sandersa. Nie usprawiedliwiał tamtych, ale nie chciał też dołować przyjaciela, który na pewno nie chciał powiedzieć czegoś złego. Na pewno miał dobre zamiary, ale już od jakiegoś czasu jego przyjaciele dziwnie się wobec niech zachowywali. — Jeśli masz co do nich jakieś wątpliwości to nie. Nie ma sensu tkwić w takiej relacji, wiesz? — powiedział, pozbywając się ostatnich odłamków. Sprawdził jeszcze czy na pewno wszystkie wyjął i przemył rękę środkiem do dezynfekcji, następnie owijając ją bandażem. Chyba powinno wystarczyć i obejdzie się bez szycia. — No… chyba będziesz żył. — zaśmiał się krótko, klepiąc go po udzie i schował apteczkę do szafki, a potem umył ręce. Potrzebowali się teraz uspokoić i niby przyjechał tu się z nim napić, ale to chyba będzie mogło poczekać chociaż z godzinkę, dlatego wstawił wodę na herbatę, bo ona była dobra na wszystko.
Kai Sanders
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
Westchnął, na chwilę zatracając się w tej miłej chwili, jaką sprezentował mu Hunter. Właśnie takiego uspokojenia potrzebował, by faktycznie nie zrobić niczego, czego później tak bardzo by żałował. Potrafił mieć napady złości, chociaż nigdy nie zdarzyło mu się odreagowywać tego na kimś innym. Jeśli już, szedł gdzieś, gdzie po prostu mógł się wyżyć, mając przy tym pewność, że nie ucierpi nikt, kto nie powinien. Teraz jednak wolał po prostu porozmawiać ze swoim przyjacielem, który do niego przyszedł. Może właśnie to nazywało się dojrzałością? Że zamiast coś rozwalać, skupił się na rozmowie (zakładając, że takowa w ogóle będzie miała miejsce) i spędzeniu trochę czasu z kimś, komu ufał, a kto wiedział, jak w ostateczności go przystopować. No i wiadomo, że sam nie chciał pić, bo to byłoby trochę przykre.
-Ale czy naprawdę tak ciężko jest powiedzieć, wyjaśnić, że czegoś się mówić nie powinno? Wiesz, osoby, które ze mną dłużej przebywają z założenia wiedzą, że potrafię coś palnąć, ale nie mam na myśli przy tym urażenia kogoś. Najwidoczniej jednak są ludzie, którzy tylko szukali pretekstu, żeby mnie zostawić - skomentował. Tak właśnie to teraz dla niego wyglądało. Że w chwili, w której Jaemin znalazł sobie stała dupę do ruchania, na dodatek lecąc do pierwszej lepszej, która poświęciła mu więcej czasu i uwagi, wszyscy inni zostali zepchnięci na dalszy plan, a w przypadku Sandersa zwyczajnie wyjebani. Nic dziwnego, że mu się to nie podobało, bo mimo wszystko jego zdaniem to właśnie przyjaźń była najważniejsza. A on wiele razu pokazał, że jest dobrym przyjacielem. No ale wiadomo, nie dla księcia Seo.
-Szczerze? Teraz aktualnie mam. Odnoszę wrażenie, że w ostatnim czasie pewne osoby pokazały mi się ze swojej toksycznej strony. Przestałem być potrzebny, to można się było mnie pozbyć, co nie? - prychnął. O ile zakład, że nie będzie miał okazji nawet z Jaeminem o tym pogadać? Zresztą był pewien, że po Seo to wszystko zwyczajnie spłynie, bo przecież jego największym problemem było to, że jego dziwkarski sekret wyszedł na jaw. A podobno tak bardzo cenił sobie Dylana.
-Byłby z ciebie dobry pielęgniarz. Jesteś pewien, że nie chcesz zmienić zawodu? - uśmiechnął się lekko patrząc, jak ten zajmuje się jego dłonią. Bolało jak cholera, ale może to i dobrze. Przynajmniej przez chwilę mógł skupić się na czymś innym. - Serio? Herbata? Alkohol poproszę. Nie możesz mi go odmówić, Hunter.
Hunter McKay
-Ale czy naprawdę tak ciężko jest powiedzieć, wyjaśnić, że czegoś się mówić nie powinno? Wiesz, osoby, które ze mną dłużej przebywają z założenia wiedzą, że potrafię coś palnąć, ale nie mam na myśli przy tym urażenia kogoś. Najwidoczniej jednak są ludzie, którzy tylko szukali pretekstu, żeby mnie zostawić - skomentował. Tak właśnie to teraz dla niego wyglądało. Że w chwili, w której Jaemin znalazł sobie stała dupę do ruchania, na dodatek lecąc do pierwszej lepszej, która poświęciła mu więcej czasu i uwagi, wszyscy inni zostali zepchnięci na dalszy plan, a w przypadku Sandersa zwyczajnie wyjebani. Nic dziwnego, że mu się to nie podobało, bo mimo wszystko jego zdaniem to właśnie przyjaźń była najważniejsza. A on wiele razu pokazał, że jest dobrym przyjacielem. No ale wiadomo, nie dla księcia Seo.
-Szczerze? Teraz aktualnie mam. Odnoszę wrażenie, że w ostatnim czasie pewne osoby pokazały mi się ze swojej toksycznej strony. Przestałem być potrzebny, to można się było mnie pozbyć, co nie? - prychnął. O ile zakład, że nie będzie miał okazji nawet z Jaeminem o tym pogadać? Zresztą był pewien, że po Seo to wszystko zwyczajnie spłynie, bo przecież jego największym problemem było to, że jego dziwkarski sekret wyszedł na jaw. A podobno tak bardzo cenił sobie Dylana.
-Byłby z ciebie dobry pielęgniarz. Jesteś pewien, że nie chcesz zmienić zawodu? - uśmiechnął się lekko patrząc, jak ten zajmuje się jego dłonią. Bolało jak cholera, ale może to i dobrze. Przynajmniej przez chwilę mógł skupić się na czymś innym. - Serio? Herbata? Alkohol poproszę. Nie możesz mi go odmówić, Hunter.
Hunter McKay
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
Ma własne studio tatuażu, wypija kilka litrów herbaty dziennie i ma uroczego narzeczonego z którym planuje ślub. Jeśli zobaczysz gdzieś na ulicy gruby plik kasy to pewnie jego, bo nie znosi płacić kartą. Czasem pozuje do zdjęć dla przyjaciela, który jest projektantem mody, ale nie proś go o wspólne zdjęcie, bo to go trochę krępuje.
29
188
— To jest właśnie jeden z problemów ludzkości. Wszyscy mówią jak ważne jest mówienie czy robienie czegoś, ale jak przychodzi co do czego to milczą i obrażają się z byle powodu. No właśnie wiem, że mówisz różne rzeczy i nawet bym nie pomyślał, żeby się na Ciebie za nie wściekać, a jeśli to był ich sposób na pozbycie się Ciebie… to pal ich licho. Nie zasługiwali na takiego przyjaciela jak ty. — powiedział, kładąc dłoń na jego ramieniu. Przyjaciele Kaia wybrali sobie najgorszy sposób na zerwanie przyjaźni, który na dodatek zostawi po sobie ślad, którego nie da się już zetrzeć. Można spróbować zatuszować go, ale zawsze gdzieś z tyłu głowy będzie. Stracone zaufanie jest chyba najtrudniejszą rzeczą do odzyskania, a czasem nawet całkiem niemożliwą.
— No to o nich zapomnij. Nie możesz pozwolić im się tak traktować, niezależnie od tego jak blisko byliście, a skoro zaczęli się tak zachowywać… nawet nie ma co żałować. — stwierdził. Kai był dla nich zbyt dobry, a traktowanie go w ten sposób przeczyło definicji przyjaźni. Mógł ich lubić, ale powinien mimo wszystko się szanować, bo nikt nie miał prawa tak się zachowywać i śmieć nazywać siebie czyimś przyjacielem. Pewnie dlatego sam miał ich tak mało i to naprawdę takich zaufanych dla których w środku nocy obrabowałby bank, żeby tylko wyciągnąć ich z więzienia czy innych kłopotów. Rzadko kiedy angażował się bardziej w jakieś relacje, bo nie chciał potem cierpieć. Wystarczy spojrzeć na niego jaki był po rozstaniu z Kaiem albo kiedy kontakt z Creedem nagle mu się urwał, żeby wiedzieć jak bardzo wszystko przeżywał.
— Raczej zostanę przy tym co robię. — odparł, kręcąc głową. Jak mógłby porzucić coś, co sprawiało mu tyle przyjemności dla bycia pielęgniarzem? Może i mógłby tak sobie dorabiać, ale w tym zawodzie nie miałby już czasu na nic innego. — Jesteś pewien, że to dobry pomysł? — zapytał, zerkając na czajnik w którym powoli gotowała się woda. Miał rację, nie mógł mu tego odmówić, dlatego westchnął zrezygnowany i wyłączył kuchenkę. Poszedł do lodówki skąd wyciągnął dwa piwa i jedno z nich podał Kaiowi. — Dobra, niech Ci będzie, ale tylko tym razem. Następnym razem wpakuję Cię do łóżka i dostaniesz tylko herbatę, rozumiemy się? — rzucił, pieszczotliwie gładząc go po głowie jak małe dziecko.
Rozsiedli się wygodnie na kanapie i rozmawiali dalej, popijając piwo jedno po drugim, aż Kai znowu zasnął mu na kolanach. Musiał mówić po raz kolejny jaki był to uroczy widok? Uśmiechnął się lekko i trochę chwiejąc się na nogach, zostawił chłopaka przykrytego kocem na kanapie, a sam padł na łóżko w sypialni, nie zaprzątając sobie głowy rozebraniem się.
// zt. x2
Kai Sanders
— No to o nich zapomnij. Nie możesz pozwolić im się tak traktować, niezależnie od tego jak blisko byliście, a skoro zaczęli się tak zachowywać… nawet nie ma co żałować. — stwierdził. Kai był dla nich zbyt dobry, a traktowanie go w ten sposób przeczyło definicji przyjaźni. Mógł ich lubić, ale powinien mimo wszystko się szanować, bo nikt nie miał prawa tak się zachowywać i śmieć nazywać siebie czyimś przyjacielem. Pewnie dlatego sam miał ich tak mało i to naprawdę takich zaufanych dla których w środku nocy obrabowałby bank, żeby tylko wyciągnąć ich z więzienia czy innych kłopotów. Rzadko kiedy angażował się bardziej w jakieś relacje, bo nie chciał potem cierpieć. Wystarczy spojrzeć na niego jaki był po rozstaniu z Kaiem albo kiedy kontakt z Creedem nagle mu się urwał, żeby wiedzieć jak bardzo wszystko przeżywał.
— Raczej zostanę przy tym co robię. — odparł, kręcąc głową. Jak mógłby porzucić coś, co sprawiało mu tyle przyjemności dla bycia pielęgniarzem? Może i mógłby tak sobie dorabiać, ale w tym zawodzie nie miałby już czasu na nic innego. — Jesteś pewien, że to dobry pomysł? — zapytał, zerkając na czajnik w którym powoli gotowała się woda. Miał rację, nie mógł mu tego odmówić, dlatego westchnął zrezygnowany i wyłączył kuchenkę. Poszedł do lodówki skąd wyciągnął dwa piwa i jedno z nich podał Kaiowi. — Dobra, niech Ci będzie, ale tylko tym razem. Następnym razem wpakuję Cię do łóżka i dostaniesz tylko herbatę, rozumiemy się? — rzucił, pieszczotliwie gładząc go po głowie jak małe dziecko.
Rozsiedli się wygodnie na kanapie i rozmawiali dalej, popijając piwo jedno po drugim, aż Kai znowu zasnął mu na kolanach. Musiał mówić po raz kolejny jaki był to uroczy widok? Uśmiechnął się lekko i trochę chwiejąc się na nogach, zostawił chłopaka przykrytego kocem na kanapie, a sam padł na łóżko w sypialni, nie zaprzątając sobie głowy rozebraniem się.
// zt. x2
Kai Sanders
mów mi/kontakt
kiitty#9373