ubranie
Nie był do końca pewien, jak to się stało, że dał się namówić jednemu ze swoich pracowników, a dokładnie Arthurowi, na halloweenowe szaleństwo, które miało polegać głównie na przygotowaniu dekoracji do biura, jak również ozdobienie domu Sandersa. Nie był pewien, czy faktycznie było to konieczne, niemniej młodszy chłopak był na tyle przekonywujący (i uroczy, a Kai lubił bardzo uroczych ludzi), że ostatecznie udało mu się wpłynąć na przełożonego i wpakować go w urzeczywistnianie dziwnych marzeń McKaya. Pomyśleć, że w innych okolicznościach Kai siedziałby w pracy zapewne zarywając kolejną noc nad przygotowaniami graficznymi do kolejnej części Exodusa.
-Następnym razem kiedy przyjdzie ci do głowy coś podobnego, zagrożę ci utratą dodatku do wynagrodzenia - stwierdził, przyglądając się dwóm dużym pudełkom, w których spoczywały liczne dekoracje. W drodze do domu Kaia wstąpili do tego należącego do młodszego mężczyzny i zabrali stamtąd kilka rzeczy. A jakby tego było mało, zatrzymali się jeszcze w trzech sklepach, aby dokupić to, czego zdaniem Arthura brakowało. Jakim cudem on dał się w to wciągnąć? Przecież to on był tutaj szefem, a tu proszę, pracownik przejął dowodzenie.
-Dobrze, powiedz mi właściwie co chcesz z tym wszystkim zrobić i jak to ma się do strojenia biura? I na co ci dwanaście dyni, po które jechaliśmy aż na farmę? - spojrzał na niego, kiedy już rozpakowali wszystko w salonie Sandersa. Jak dobrze, że jego dom był na tyle duży, że mogli bez problemu zagracić jedno z pomieszczeń. niestety wielka przestrzeń wiązała się z ozdabianiem każdego pokoju, zakładając, że o to młodemu McKayowi chodziło.
Podszedł do stołu, na którym znajdowały się dynie i wziął jedną do ręki. Był pewien, że te się nie zmarnują, bo już miał w głowie kilka pomysłów, jak wykorzystać ich środek. Sok, ciasteczka, babeczki, potrawka. Ach, tyle możliwości. Dobrze, że miał jakieś zdolności kulinarne.
Arthur McKay
a
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
Im bliżej było do Halloween, tym bardziej podekscytowany był Arthur. Nie był może szczególnie związany z żadnymi wierzeniami w osłabianie bariery między światami, ale trudno mu było wyobrazić sobie przyjemniejsze zajęcie, niż ozdabianie wszystkich przestrzeni, w których na co dzień przebywał. Cóż było ładniejszego niż wydrążone, szczerzące się dynie przerobione na lampiony albo łańcuchy papierowych nietoperzy? Wszystko, co było choć odrobinę kiczowate, a jednocześnie groteskowo straszne było w jego oczach idealne. A im więcej, tym lepiej - oczywiście w granicach rozsądku. Dla Artka ważne też były względy ekologiczne, dlatego raczej nie decydował się na plastikowe durnostojki, które po jednym użyciu będą nadawały się do kosza. Ale papierowe girlandy z nietoperzami i szkieletami, piękne wielkie dynie i inne roślinno-tekturowe dekoracje oraz hallowenowe przekąski były dostatecznie przyjazne dla środowiska, by zdecydował się na ich wybór.
A czemu tak uparł się na to, by ozdobić siedzibę firmy, a przy okazji też… dom swojego szefa? No cóż, być może jakiś wpływ na to miał fakt, że Kai Sanders był super hot ciachem. Ale na pewno bardziej przyczyniła się do tego miłość Artka do klimatu Halloween. Jeśli już nadarzyła się okazja, to nie mógł przecież tak łatwo odpuścić, a odrobina uroku osobistego wystarczyła, żeby szefa przekonać.
— To wcale nie tak, że grozisz nam tym średnio raz w tygodniu — mruknął Arthur, oglądając różnokształtne dynie i już wizualizując sobie, jak będą wyglądały po wydrążeniu. — No jak to co chcę zrobić? Trzeba wydrążyć dynie i wyciąć im buźki, farba jest do obryzgania luster żeby wyglądały jak zakrwawione, a papierowe girlandy do ozdobienia biurek i futryn. No i świeczki, dużo, dużo świeczek! — klasnął w dłonie, odwracając się w stronę szefa z roziskrzonymi oczami. — No i trzeba ozdobić też twój dom, smutasie. Och, przepraszam, nie groź mi ucięciem premii za niedostateczny szacunek, dobra? Mea culpa!
A czemu tak uparł się na to, by ozdobić siedzibę firmy, a przy okazji też… dom swojego szefa? No cóż, być może jakiś wpływ na to miał fakt, że Kai Sanders był super hot ciachem. Ale na pewno bardziej przyczyniła się do tego miłość Artka do klimatu Halloween. Jeśli już nadarzyła się okazja, to nie mógł przecież tak łatwo odpuścić, a odrobina uroku osobistego wystarczyła, żeby szefa przekonać.
— To wcale nie tak, że grozisz nam tym średnio raz w tygodniu — mruknął Arthur, oglądając różnokształtne dynie i już wizualizując sobie, jak będą wyglądały po wydrążeniu. — No jak to co chcę zrobić? Trzeba wydrążyć dynie i wyciąć im buźki, farba jest do obryzgania luster żeby wyglądały jak zakrwawione, a papierowe girlandy do ozdobienia biurek i futryn. No i świeczki, dużo, dużo świeczek! — klasnął w dłonie, odwracając się w stronę szefa z roziskrzonymi oczami. — No i trzeba ozdobić też twój dom, smutasie. Och, przepraszam, nie groź mi ucięciem premii za niedostateczny szacunek, dobra? Mea culpa!
a
Z jakiegoś powodu Kai przegapił w swoim życiu wiele Halloween. A to był w pracy, a to jednak pracował, albo po prostu pracował. Zanim się orientował było po wszystkim, bo nawet cukierków rozdać nie mógł. Czemu? Cóż, niewiele osób chce je zebrać w biurach, które na ogół zostawały zamknięte, aby pracownicy mogli spędzić ten czas ze swoimi pociechami, latając z nimi zbierać słodycze. Jakiś czas temu obiecał sobie, że zmieni swoje nastawienie i zacznie przywiązywać większą wagę do podobnych świąt, niemniej jego pracoholizm mu na to nie pozwalał. Dobrze, że nie zapominał o Gwiazdce, bo to już byłoby dość przykre.
W tym roku, za sprawą Arthura (i pewnie innych pracowników, którzy nie pozwoliliby mu przejść obojętnie obok Halloween) wszystko miało ulec zmianie, a Sander miał stać się pełnoprawnym uczestnikiem święta, wykazującym sporą inicjatywę. Kto wie, może natchnie go na jakieś nowe postaci do halloweenowej odsłony dodatku do gry, którą planował na przyszły rok, jeśli tylko wyrobią się z tym, co mieli teraz.
-Zdecydowanie jestem dla was za dobry i się rozbrykaliście, zapominając chyba o tym, kto wam płaci i kto może przestać to robić - rzucił, starając się zachować poważny ton. Bycie złym szefem chyba jednak nie leżało w jego naturze, bo potrafił się zdenerwować jedynie, jeśli coś w biurze nie wychodziło tak, jak powinni. Od zawsze sądził, że dobra atmosfera w miejscu pracy była podstawą, dlatego nie miał bardzo rygorystycznych zasad. Na liście, którą znał każdy pracownik, widniało zaledwie pięć najważniejszych wytycznych, których każdy bezsprzecznie przestrzegał.
-Chcesz wydrążyć aż dziesięć? Na co nam ich tyle w biurze? - westchnął. No tak, nie powinien zapominać, że chłopak miał głowę pełną dziwnych pomysłów. Pytanie tylko, czy Kai sobie z dyniami poradzi. Rysowanie na tablecie czy papierze to jedno, ale po dyniach, nie mówiąc o wycinaniu? - Świeczki tylko tam, gdzie nie ma komputerów i zagrożenia pożarem. Chyba, że sztuczne - rzucił. Akurat na punkcie sprzętu był wyczulony. Nic dziwnego, że jedną z zasad był kategoryczny zakaz jedzenia przy stanowisku pracy.
-Nakręciłeś się na to wszystko, co? - uśmiechnął się, zerkając na niego. Radość niczym jak u dziecka. - Może zamiast uciąć premię, wezmę ci całą wypłatę, hmm?
Arthur McKay
W tym roku, za sprawą Arthura (i pewnie innych pracowników, którzy nie pozwoliliby mu przejść obojętnie obok Halloween) wszystko miało ulec zmianie, a Sander miał stać się pełnoprawnym uczestnikiem święta, wykazującym sporą inicjatywę. Kto wie, może natchnie go na jakieś nowe postaci do halloweenowej odsłony dodatku do gry, którą planował na przyszły rok, jeśli tylko wyrobią się z tym, co mieli teraz.
-Zdecydowanie jestem dla was za dobry i się rozbrykaliście, zapominając chyba o tym, kto wam płaci i kto może przestać to robić - rzucił, starając się zachować poważny ton. Bycie złym szefem chyba jednak nie leżało w jego naturze, bo potrafił się zdenerwować jedynie, jeśli coś w biurze nie wychodziło tak, jak powinni. Od zawsze sądził, że dobra atmosfera w miejscu pracy była podstawą, dlatego nie miał bardzo rygorystycznych zasad. Na liście, którą znał każdy pracownik, widniało zaledwie pięć najważniejszych wytycznych, których każdy bezsprzecznie przestrzegał.
-Chcesz wydrążyć aż dziesięć? Na co nam ich tyle w biurze? - westchnął. No tak, nie powinien zapominać, że chłopak miał głowę pełną dziwnych pomysłów. Pytanie tylko, czy Kai sobie z dyniami poradzi. Rysowanie na tablecie czy papierze to jedno, ale po dyniach, nie mówiąc o wycinaniu? - Świeczki tylko tam, gdzie nie ma komputerów i zagrożenia pożarem. Chyba, że sztuczne - rzucił. Akurat na punkcie sprzętu był wyczulony. Nic dziwnego, że jedną z zasad był kategoryczny zakaz jedzenia przy stanowisku pracy.
-Nakręciłeś się na to wszystko, co? - uśmiechnął się, zerkając na niego. Radość niczym jak u dziecka. - Może zamiast uciąć premię, wezmę ci całą wypłatę, hmm?
Arthur McKay
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
Może dla niektórych osób proponowanie szefowi wspólnego przygotowywania ozdób na Halloween wydawałoby się grubą przesadą, to bezpośredni i skory do szaleństw Arthur nie miał z tym problemu. Zwłaszcza, że w firmie Sandersa raczej zawsze panowała dość kumpelska atmosfera bez niepotrzebnego nadęcia, więc… dlaczego by z tego nie korzystać? Inni totalnie się z nim zgadzali (w końcu firma zajmująca się grami to jedno wielkie skupisko nerdów, konia z rzędem temu, kto znalazłby tam choć jedną osobę niekochającą Halloween - oprócz Kaia rzecz jasna), więc w końcu i sam Szef Wszystkich Szefów nie mógł się sprzeciwiać.
— E tam od razu rozbrykaliście, nie bądź taki — powiedział Arthur nieco oburzony, krzywiąc się przy tym śmiesznie. — Nie zapominaj, że istnieje coś takiego jak strajk pracowniczy i nie chciałbyś doznać takich nieprzyjemności — mruknął cicho, niby do siebie, nie przestając przeglądać kupionych ozdób i materiałów. Wiedział, że Kai się tylko zgrywa, bo akurat przełożonym był naprawdę dobrym. Wymagającym, owszem, nie przyjmował byle gówna, a jak ktoś się ewidentnie opierdzielał w pracy, to dostawał reprymendę, ale na co dzień obcowanie z Sandersem w roli szefa było naprawdę przyjemnie, tak pod kątem relacji międzyludzkich, jak i wrażeń estetycznych. Arthur czasem łapał się na płytkich myślach, że gdyby jego szefem był jakiś spasiony, spocony dziad, to sto razy gorzej by mu się pracowało.
— No przecież chyba nie wszystkie idą do biura. Chyba nie sądzisz, że udekorujemy biuro, a twój dom zostanie goły i niewesoły? Pamiętaj, sam się na to zgodziłeś! — zawołał wesoło, oczami wyobraźni już widząc te powycinane, wyszczerzone dynie. Na stanowcze zdanie o świeczkach tylko przewrócił oczami. — Dobra, dobra, z dala od komputerów. W socjalnym ich nastawiam! — podłapał natychmiast, postanawiając z miejsca udekorować lodówkę i ekspres do kawy smugami sztucznej krwi, a wszędzie dookoła porozstawiać świeczki i stworzyć cmentarny klimat.
— No jasne, że się nakręciłem. Uwielbiam Halloween! — potwierdził z entuzjazmem nieco zbyt wielkim, jak na osobę z ponad ćwierćwieczem na karku. — No, nie bądź już taki groźny, co? Za co byś mi chciał ucinać całą wypłatę, hm?
Kai Sanders
— E tam od razu rozbrykaliście, nie bądź taki — powiedział Arthur nieco oburzony, krzywiąc się przy tym śmiesznie. — Nie zapominaj, że istnieje coś takiego jak strajk pracowniczy i nie chciałbyś doznać takich nieprzyjemności — mruknął cicho, niby do siebie, nie przestając przeglądać kupionych ozdób i materiałów. Wiedział, że Kai się tylko zgrywa, bo akurat przełożonym był naprawdę dobrym. Wymagającym, owszem, nie przyjmował byle gówna, a jak ktoś się ewidentnie opierdzielał w pracy, to dostawał reprymendę, ale na co dzień obcowanie z Sandersem w roli szefa było naprawdę przyjemnie, tak pod kątem relacji międzyludzkich, jak i wrażeń estetycznych. Arthur czasem łapał się na płytkich myślach, że gdyby jego szefem był jakiś spasiony, spocony dziad, to sto razy gorzej by mu się pracowało.
— No przecież chyba nie wszystkie idą do biura. Chyba nie sądzisz, że udekorujemy biuro, a twój dom zostanie goły i niewesoły? Pamiętaj, sam się na to zgodziłeś! — zawołał wesoło, oczami wyobraźni już widząc te powycinane, wyszczerzone dynie. Na stanowcze zdanie o świeczkach tylko przewrócił oczami. — Dobra, dobra, z dala od komputerów. W socjalnym ich nastawiam! — podłapał natychmiast, postanawiając z miejsca udekorować lodówkę i ekspres do kawy smugami sztucznej krwi, a wszędzie dookoła porozstawiać świeczki i stworzyć cmentarny klimat.
— No jasne, że się nakręciłem. Uwielbiam Halloween! — potwierdził z entuzjazmem nieco zbyt wielkim, jak na osobę z ponad ćwierćwieczem na karku. — No, nie bądź już taki groźny, co? Za co byś mi chciał ucinać całą wypłatę, hm?
Kai Sanders
a
Od niemal zawsze podchodził do swoich pracowników bardziej na luzie, starając się, aby granica pracownik-szef nie była aż tak bardzo widoczna. Owszem, nie zniknęła całkiem, jednak daleko było mu do osoby, która na siłę będzie pokazywać, że ma władzę tylko dlatego, że to właśnie ona zatrudniała innych ludzi, by coś dla niego robili. Jego zdaniem każda kolejna gra była wspólnym dziełem całego zespołu, bez którego co najwyżej Kai mógłby sobie na komputerze coś narysować. Może i znał się na wielu rzeczach, ale nie na wszystkich. Wielu programistów było lepszych, podobnie z osobami, które dbały o wizualizację chociażby widoków różnych światów. On był genialny w wymyślaniu postaci, reszta jednak należała do innych.
Może w takim razie powinien stać się bardziej władczy w pracy, aby ktoś taki jak Arthur nie myślał, że zawsze może go wyciągnąć z biura, zmuszając do strojenia własnego domu. Że też mały bubek miał taką siłę przebicia.
-I niby przeciwko czemu byście strajkowali, co? Za dobrze wam ze mną, żebyście chcieli coś zmieniać. Nie wiadomo, czy inny szef nie byłby dla was znacznie bardziej surowy - zaśmiał się. Co do tego miał pewność - jego pracownicy czuli się u niego dobrze i jeśli już odchodzili z pracy, to mieli naprawdę bardzo ważny powód. Jak Saint, czy Jaehyun, którzy ostatecznie zmienili swoje plany na życie. A szkoda, byli dobrzy w tym, co robili. -Niemniej chyba powinienem mieć na uwadze, że jesteś w stanie mi grozić - odpowiedział, zerkając na niższego mężczyznę, który paradował po jego domu jak gdyby nigdy nic. Z tym, że Sandersowi to nie przeszkadzało. Lubił towarzystwo innych osób, zwłaszcza takich, z którymi był w stanie bez problemu się dogadać.
Biorąc przykład z młodszego chłopaka, sam sprawdził co takiego znajdowało się w tych wszystkich kartonach.
-Arczi, co ty się tak uparłeś na mój dom, skoro ja i tak niewiele w nim siedzę. Kto to później będzie sprzątał, co? - westchnął, wyciągając z pudełka średniej wielkości figurki szkieletów. O, to będzie ładnie wyglądało na kominku. - Mogliśmy się skupić w takim razie na twoim domu - odparł, ustawiając figurki.
-Za zmuszanie mnie do rzeczy, których wcale nie chcę? - spróbował, chociaż gdyby faktycznie był aż takim przeciwnikiem, to by się nie zgodził. - Co z tym? - wskazał na białą girlandę z małymi pająkami.
Arthur McKay
Może w takim razie powinien stać się bardziej władczy w pracy, aby ktoś taki jak Arthur nie myślał, że zawsze może go wyciągnąć z biura, zmuszając do strojenia własnego domu. Że też mały bubek miał taką siłę przebicia.
-I niby przeciwko czemu byście strajkowali, co? Za dobrze wam ze mną, żebyście chcieli coś zmieniać. Nie wiadomo, czy inny szef nie byłby dla was znacznie bardziej surowy - zaśmiał się. Co do tego miał pewność - jego pracownicy czuli się u niego dobrze i jeśli już odchodzili z pracy, to mieli naprawdę bardzo ważny powód. Jak Saint, czy Jaehyun, którzy ostatecznie zmienili swoje plany na życie. A szkoda, byli dobrzy w tym, co robili. -Niemniej chyba powinienem mieć na uwadze, że jesteś w stanie mi grozić - odpowiedział, zerkając na niższego mężczyznę, który paradował po jego domu jak gdyby nigdy nic. Z tym, że Sandersowi to nie przeszkadzało. Lubił towarzystwo innych osób, zwłaszcza takich, z którymi był w stanie bez problemu się dogadać.
Biorąc przykład z młodszego chłopaka, sam sprawdził co takiego znajdowało się w tych wszystkich kartonach.
-Arczi, co ty się tak uparłeś na mój dom, skoro ja i tak niewiele w nim siedzę. Kto to później będzie sprzątał, co? - westchnął, wyciągając z pudełka średniej wielkości figurki szkieletów. O, to będzie ładnie wyglądało na kominku. - Mogliśmy się skupić w takim razie na twoim domu - odparł, ustawiając figurki.
-Za zmuszanie mnie do rzeczy, których wcale nie chcę? - spróbował, chociaż gdyby faktycznie był aż takim przeciwnikiem, to by się nie zgodził. - Co z tym? - wskazał na białą girlandę z małymi pająkami.
Arthur McKay
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085