Bez względu na to, co teraz Francisco by powiedział, myśli Cesara obsesyjnie kręciły się wokół jednego. Poczucia, coraz głębiej się w nim zakorzeniającego, że nie jest odpowiednią osobą, odpowiednim mężczyzną dla Ines. Jego wygórowana pewność siebie, rozbujane ego popłynęło gdzieś hen daleko. Tak naprawdę nikt inny nie miał aż takiej siły, żeby aż tak sprowadzić Cesara do parteru, jak robił to Delgado. Znał wszystkie jego mocne i słabe strony, wszystkie wady, wszystkie tajemnice. Nigdy Arreola nie podejrzewał go o robienie takich rzeczy z premedytacją, ale czasem słowa przyjaciela były gorsze niż siarczysty policzek od jego matki. I dużo dłużej bolały go i uciskały niczym za ciasny but. Zawsze je rozpamiętywał, nawet jeśli twierdził, że jest inaczej. A teraz, reżyser uderzył w najczulszy punkt szkutnika, czyli Ines. Oczywiście, że regularnie zdarzało mu się zastanawiać, czy na pewno jest odpowiednią osobą. Oczywiście, dogadywał się z Cyganką jak z nikim na świecie, seks był doskonały i wszystko inne po seksie też. Także skąd nagle obawy w głowie Arreoli?:
-Słodki jezu w morelach, oczywiście, że się cieszę twoim szczęściem, bardzo często się nim cieszę, przecież wiesz! – trochę się obruszył, bo no zabolało go to, że Francisco mógł pomyśleć, że jego szczęście nie było ważne dla Cesara. Było i to jak cholera, od zawsze życzył mu jak najlepiej, regularnie też starał się mu w tym szczęściu pomóc, a że szło mu różnie to już inna kwestia. Natomiast, na temat, że lada chwila jego najlepszy przyjaciel może pukać jego młodszą siostrę, odepchnął gdzieś daleko. Nie przyszedł się tutaj kłócić tylko godzić do cholery. Upił wreszcie porządny łyk alkoholu, który przyjemnie rozszedł się, bo jego wnętrzach i jakby wszystko nagle wróciło na swoje miejsce.:
-Amigo, żadna panna nie zniszczy naszej przyjaźni. Nie zniszczyła przez ponad dwie dekady i nadal nie zniszczy. Nie pozwolę na to, nawet jak po pijaku pierdolę jakieś głupoty. – wzruszył ramionami, bo chyba zaczynało do niego docierać, że powinien przyzwyczajać się do myśli, że Francesa mogła spotykać się z jego najlepszym przyjacielem. Może wcale to nie był taki najgorszy układ, jak początkowo, w pierwszej chwili mu się wydawało?:
- Mam w ogóle dla ciebie prezent, w końcu masz dziś kurwa urodziny – poklepał go po ramieniu podnosząc się z kanapy i znikając na chwilę na przedpokoju. Gdy wrócił, wręczył przyjacielowi pakunek, opróżniając szklankę. Ten wieczór nie należał do najłatwiejszych, ale w ogóle przyjaźń z Cesarem Arreolą nie należała do najłatwiejszych.
francisco delgado
/zt x2
a
mów mi/kontakt
oszit#1116