Gem miała ostatnio nieco cięższy tydzień. Tym bardziej, że Fern zdecydowała się na wyjazd z miasta zostawiając ją samą sobie. Wprawdzie była przyzwyczajona do tego, że zwykle żyły w nieco większej odległości od siebie, ale odrobinę wygodniej byłoby mieć ją przy sobie w momencie, w którym jej życie znowu zaczynało się komplikować. Spotkanie z Wolfiem nie tylko były dość nieprzyjemne, ale też niezbyt przyjemne w skutkach. Do tego stopnia, że potrzebowała je, lekko mówiąc, odreagować. Z pomocą alkoholu najlepiej, skoro kolejny dzień mogła z czystym sumieniem przeznaczyć na stopniowe dojście do siebie.
Wysłała Megan smsa, by dowiedzieć się, czy przypadkiem nie siedzi aktualnie w pracy. Blondynka miała zdecydowanie mniej regularne godziny pracy, więc dopasowanie się do niej nie było tak łatwe, jakby sobie tego Gem życzyła. Tym bardziej, że chwilami naprawdę potrzebowała takiego bardzo niezobowiązującego wieczoru, w całości zalanego alkoholem. I to może nawet mocniejszym, niż wino, które ostatnio popijała na równi z wodą niemal. Zahaczyła więc o sklep i bardzo niechętnie wezwała taksówkę. Po ostatnich przygodach posiadała bardzo silną potrzebę, by omijać wszystkich królów szosy, którzy za pieniądze wozili ludzi. Nie miała jednak szczególnego wyboru, skoro zamierzała wracać o blonduynki w stanie, który na pewno nie pozwoliłby jej na samodzielne prowadzenie samochodu. Bo akurat, po wypadku, tego Gem pilnowała jak niczego innego — nienawidziła szczerze ludzi, którzy nie widzieli nic złego w fakcie, że za kółko wsiadają po alkoholu.
Do drzwi zapukała butelką tequili czekając, aż Meg jej otworzy. Spóźniła się jedynie kilka minut, chociaż bardzo starała się pojawić w mieszkaniu przyjaciółki o wskazanej porze. Kiedy ujrzała ją wreszcie w drzwiach uśmiechnęła się szeroko na widok jej buźki. Podała jej zarówno butelkę, jak i przekąski, które wzięła ze sobą. Już następnego dnia szczerze pożałuje tego, że poza zapijaniem, zdecydowała się także zajeść stres. Dzisiaj jednak miała większa tolerancję na tego typu szaleństwa i wolała nie myśleć o odkładającym się gdzieś tam tłuszczu.
— Nie kupiłam soli, ani cytryny, ale chyba się znajdzie, nie? W razie czego będziemy piły bez — zaproponowała, bo aktualnie czuła tak silne zapotrzebowanie na to, by się upić, że było jej to nieco obojętne. I tak wykazywała się godną podziwu klasą, bo do głowy przyszło jej, żeby pić to z butelki, jakby znowu miała dziewiętnaście lat. — Możemy iść na miasto potem, bo mam nawet swoje ulubione szpilki na nogach — podsunęła. Nie musiały się przecież ograniczać, bo nie były tak stare, by zaszywać się jedynie w czterech ścianach!
Megan Woodrick