Przez ostatnich kilka dni intensywnie rozmyślała nad tym, co miało miejsce między nią a Riverem. Musiała porządnie sobie to poukładać i w końcu dojść do wniosków, które nie będą budziły w niej wątpliwości. O to nie było łatwo, ale im dłużej analizowała wszystkie obrazy, które złożyły się na jej obawy, doszła do wniosku, że była cholernie głupia. Bazowała wyłącznie na tym, co podpowiadała jej wyobraźnia, ponieważ sama nie widziała nic, co mogłaby mu zarzucić. I choć nadal mogła się upierać, że coś podobnego mogło zdarzyć się, kiedy już straciła go z zasięgu wzroku, nie mogła w ten sposób zatruwać własnego umysłu. Nie znała go od wczoraj i nawet jeżeli ich relacja dopiero raczkowała w aspekcie uczuciowym, nie miała powodu, aby mu nie ufać. I właśnie dlatego powinna się temu poddać, bo w innym wypadku nie powinni nawet zaczynać myśleć o związku. Nie można przecież zbudować go bez zaufania… i bez szczerości, której tak naprawdę brakowało wyłącznie jej. I szczerze? Kiedy przez moment się nad tym zastanowiła, pomyślała nawet, że tak bardzo chciała doszukać się w nim fałszu, aby nie musieć mierzyć się z tym, że to właśnie ona ukrywała przed nim coś, co mogło zaważyć na ich relacji.
Dziś nie chciała jednak zamartwiać się negatywami. Pragnęła coś zmienić, jakoś wynagrodzić mu to, że przez nią mieli tak beznadziejny początek. Nie wiedziała co prawda na czym stali, skoro tych kilka dni temu rozstali się w raczej mało korzystnych warunkach, ale przecież kiedy odchodził, zdawał się nie być do niej aż tak negatywnie nastawiony. I może było to naiwne myślenie, może trzymała się przez to złudnej nadziei, ale tym razem nie pozwoliła, aby to strach wziął nad nią górę. Zdecydowała się zaryzykować i wyciągnąć do niego rękę, ponieważ żaden strach nie był aż tak istotny jak fakt, że naprawdę jej na nim zależało. Kiedy więc Caulfield przystał na propozycję spotkania i zgodził się odwiedzić ją wieczorem, Langmore postanowiła postarać się jeszcze bardziej. Wolną część popołudnia przeznaczyła na przygotowania, których główną część stanowić miała kolacja. Aby nie pozostawić jakichkolwiek wątpliwości, Cara naprawdę się postarała. Zdecydowała się nawet wyjść poza dobrze znane jej ramy i dziś testowała swoje kuchenne umiejętności, przygotowując danie z jednej z ogromnych książek z przepisami. I była z siebie dumna, naprawdę, choć to zmieniło się w momencie, w którym zajęła się sobą, a zawartość piekarnika zaczęła wymykać się spod kontroli i, cóż, chyba trochę się przypaliła. Straty nie były ogromne, ale niewielki domek prędko się zadymił, w efekcie czego Langmore kilka, może nawet kilkanaście ostatnich minut spędziła na próbach wywietrzenia go, zatem kiedy River dotarł na miejsce, ona sterczała właśnie w drzwiach wejściowych, wymachując ścierką w kierunku zewnętrznym, jakby to miało jej pomóc w pozbyciu się z domu resztek szarości. - Cześć - rzuciła, uśmiechając się przy tym dość niezdarnie. Z jednej strony była na siebie odrobinę zła, że jej starania niemal poszły na marne, ale z drugiej, dzięki całemu temu zamieszaniu nie zdołała jakoś szczególnie zestresować się nadchodzącym spotkaniem, w efekcie czego szczerze ucieszyła się na jego widok.