Aaron McKay
#29
Gdy wraz z rozpoczęciem roku szkolnego dziwnym trafem zaczęły ginąć psy i koty to Noelle stała się bardziej czujna. Po pierwsze pewnie dlatego, bo po ostatnim pożarze bardziej skupiała się na bezpieczeństwie, po drugie obawiała się o swoją Fifi, z którą to złapała wreszcie prawdziwy kontakt i to nie właściciel-pies tylko psia mama-psie dziecko, choć trzeba przyznać że jej psina to już przechodziła kryzys wieku nastoletniego. I przyznam szczerze że blondynka nie wyobrażałaby sobie, żeby ktoś porwał jej yorka i nie wiadomo gdzie go przetrzymywał. Dlatego jak była na porannym spacerze z Fifi w parku to jej uwagę zwrócił taki starszy, obskurnie ubrany i ewidentnie nieprzyjemny mężczyzna, który to siłą ciągał biednego kundelka, krzycząc na niego i prawie dusząc smyczą, tak go ciągnął w stronę wyjścia z parku i nie pozwalał zwierzaczkowi ani by przywitał się z innymi psiakami, ani by załatwił w spokoju swoje potrzeby. Poza tym sam fakt, że nigdy wcześniej nie widziała tego mężczyzny w parku i jego zachowanie, po zwróceniu na które uwagi kazał jej spadać i pociągnął psa w stronę wyjścia z parku, zaalarmowało ją. A co jeśli to jest ten psi porywacz i właśnie ciągnął on swoją kolejną ofiarę, uprowadzoną z czyjegoś podwórka? Postanowiła działać, zatem sama szybciej zakończyła tym razem spacer z Fifi, który psinka musiała jej wybaczyć ze względu na wyższe dobro, które mogła poczynić jej pańcia i wsiadła z psem do samochodu by podjechać do Cape Coral i konkretnie, spotkać się z Aaronem. Udała się zatem do odpowiedniego budynku i twierdząc, że musi się spotkać z konkretnym policjantem, bo to jest sprawa życia i śmierci, komuś grozi niebezpieczeństwo związane z narkotykami to szybko zaprowadzono ją do właściwego policjanta. Musiała trochę nagiąć sprawę, bo pewnie gdyby powiedziała że chodzi o zaginione psy to nikt nie potraktowałby jej poważnie. Gdy już zostali sami przy biurku mężczyzny, zaaferowana blondynka zaczęła trajkotać.
- Słuchaj Aaron, będę się streszczać, bo Fifi została w samochodzie, a sam wiesz jakie to teraz jest niebezpieczne. Wydaje mi się, a nawet jestem pewna że zlokalizowałam tego psiego porywacza. Pomożesz mi go zgarnąć? - rzuciła wprost z grubej rury, chcąc wiedzieć czy mężczyzna w ogóle zamierza wziąć tę sprawę nie cierpiącą zwłoki. Przecież przez tego porywacza mogą zaginąć kolejne psy!
a
mów mi/kontakt
-
a
ubranie
Aaron ostatnimi czasy miał naprawdę wiele na głowie. Nie dość, że zajmował się sprawą zabójcy swojej byłej żony, tak ciągle dochodziło coś nowego. Zupełnie, jakby każda osoba, która chciała popełnić morderstwo, postanowiła zrobić to właśnie teraz, wpędzając McKaya ponownie w wir pracoholizmu, od którego starał się swego czasu wyleczyć. Tylko czy teraz w ogóle miał dla kogo? Dni spędzane w pracy pozwalały mu oderwać myśli od mało przyjemnych tematów i wniosków, do których doszedł podczas kilkunastodniowej wycieczki. Na dodatek serce, które zaczynało płatać mu figle, przypominając o przeszłości, za którą młody mężczyzna sam odpowiadał. Jak miałby powiedzieć swojej rodzinie o tym wszystkim? Narazić ich po raz kolejny, by się o niego martwili. Jak miał powiedzieć o tym w pracy wiedząc, że z miejsca zostanie odsunięty od pracy w terenie. Nie był przyzwyczajony do siedzenia w biurze. Jasne, czasami praca papierkowa uspokajała, ale on potrzebował emocji i adrenaliny. A tego zdecydowanie powinien teraz unikać.
Westchnął, spoglądając na raporty, jak również dowody w śledztwie. Musiał ustalić, kto był mordercą piętnastoletniego Briana znalezionego w jednym z opuszczonych budynków. Narkotyki? Podpadł komuś? A może nieszczęśliwy wypadek?
Niespodziewanie jeden z jego kolegów przyszedł informując go, że jakaś kobieta pilnie chce się z nim zobaczyć. Zmarszczył brwi. Nie przypominał sobie, by miał mieć jakieś spotkanie ze świadkiem, ale może w końcu ktoś odważył się mówić? Skinął głową mówiąc, by ją przyprowadził.
Nie krył zdziwienia, kiedy przy jego biurku stanęła Noelle. Wyglądała tak, jakby naprawdę miała mu do powiedzenia coś ważnego i nijak nie była to sprawa z osami, po której McKay nadal miał bolesne wspomnienia.
-Zlokalizowałaś psiego porywacza? Kiedy? I co najważniejsze, jak? - spytał, przyglądając się jej. Wiedział o tej sprawie, chociaż nie był to jego dział. Dość głośno było o tym w całym miasteczku, a i sam Aaron uważał na swój zwierzyniec nie chcąc, by coś mu się stało. - Jesteś pewna, że to właśnie on? - rzucił, wskazując jej krzesło naprzeciwko.
Noelle Covington
Aaron ostatnimi czasy miał naprawdę wiele na głowie. Nie dość, że zajmował się sprawą zabójcy swojej byłej żony, tak ciągle dochodziło coś nowego. Zupełnie, jakby każda osoba, która chciała popełnić morderstwo, postanowiła zrobić to właśnie teraz, wpędzając McKaya ponownie w wir pracoholizmu, od którego starał się swego czasu wyleczyć. Tylko czy teraz w ogóle miał dla kogo? Dni spędzane w pracy pozwalały mu oderwać myśli od mało przyjemnych tematów i wniosków, do których doszedł podczas kilkunastodniowej wycieczki. Na dodatek serce, które zaczynało płatać mu figle, przypominając o przeszłości, za którą młody mężczyzna sam odpowiadał. Jak miałby powiedzieć swojej rodzinie o tym wszystkim? Narazić ich po raz kolejny, by się o niego martwili. Jak miał powiedzieć o tym w pracy wiedząc, że z miejsca zostanie odsunięty od pracy w terenie. Nie był przyzwyczajony do siedzenia w biurze. Jasne, czasami praca papierkowa uspokajała, ale on potrzebował emocji i adrenaliny. A tego zdecydowanie powinien teraz unikać.
Westchnął, spoglądając na raporty, jak również dowody w śledztwie. Musiał ustalić, kto był mordercą piętnastoletniego Briana znalezionego w jednym z opuszczonych budynków. Narkotyki? Podpadł komuś? A może nieszczęśliwy wypadek?
Niespodziewanie jeden z jego kolegów przyszedł informując go, że jakaś kobieta pilnie chce się z nim zobaczyć. Zmarszczył brwi. Nie przypominał sobie, by miał mieć jakieś spotkanie ze świadkiem, ale może w końcu ktoś odważył się mówić? Skinął głową mówiąc, by ją przyprowadził.
Nie krył zdziwienia, kiedy przy jego biurku stanęła Noelle. Wyglądała tak, jakby naprawdę miała mu do powiedzenia coś ważnego i nijak nie była to sprawa z osami, po której McKay nadal miał bolesne wspomnienia.
-Zlokalizowałaś psiego porywacza? Kiedy? I co najważniejsze, jak? - spytał, przyglądając się jej. Wiedział o tej sprawie, chociaż nie był to jego dział. Dość głośno było o tym w całym miasteczku, a i sam Aaron uważał na swój zwierzyniec nie chcąc, by coś mu się stało. - Jesteś pewna, że to właśnie on? - rzucił, wskazując jej krzesło naprzeciwko.
Noelle Covington
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
Aaron McKay
Niestety przyjaciółka nie wiedziała o problemach Aarona, bo ten pewnie nawet się jej z nich nie zwierzył. Owszem, serce to taki ciekawy narząd, który to potrafi płatać nam figle, przyjmując uczucia na które nie byliśmy gotowi, a potem boli, gdy zostanie złamane. Nawet po przeszczepie tego organu biorca otrzymuje uczucia dawcy i często zbliża się do osób, które to kochał właśnie dawca tego ważnego mięśnia. A niby to tylko umysł stresuje naszymi emocjami i uczuciami, a jak widać one są zawarte w każdej komórce naszego ciała, a to serce przejmuje miłość. Aaron nie powinien się zatem krępować tylko zacząć nazywać swoje uczucia po imieniu. Czy to była miłość? Zresztą nie ważne. Jej ta cała akcja z osami już popadła w zapomnienie, ale wciąż była wdzięczna mężczyźnie za to, że odważył się z nimi zmierzyć, wiedząc że blondynka nie dałaby zwyczajnie rady, obawiając się tych owadów. Niestety ta fobia była silniejsza od Covington. A tym razem mogła mu się odwdzięczyć właśnie dostarczając mu dowodów na porywacza psów, mimo tego że żadnych nie miała, tylko swoje domysły oraz nie zważając na to, że McKay nie zajmował się tą sprawą. Ale tylko jemu ufała i tylko on mógł jej jakoś pomóc.
- Teraz, niedawno, jak byłam w parku na spacerze z Fifi. Tam pojawił się nieznany dotąd człowiek, z nieznanym również kundelkiem. Ale on kompletnie nie potrafił się zajmować tym psem, był wobec niego bardzo agresywny, a pies ewidentnie się go bał. To idealnie pasuje na porywacza, mężczyzna porwał to niewinne zwierzę i ciągnął je siłą do swojego samochodu, nie pozwalając mu na zaspokojenie swoich potrzeb. Widać było że ten psiak chce wrócić do domu, ale nie mogłam zrobić nic, bo oprócz nas niestety nie było nikogo więcej w tej części parku. - zaczęła mu tłumaczyć jak ta sprawa w ogóle wyglądała, ale mówiła to z taką pewnością siebie, jakby to na sto procent był ten porywacz psów, a ona nie miała prawa się pod tym względem pomylić. Zerknęła ukradkiem na zegarek, sprawdzając ile czasu jej to zajęło, bo jednak obawiała się o swojego psa w samochodzie. Po pierwsze porywacz mógł wybić szybę i ukraść jej psa, poza tym jakiś przechodzień mógłby zrobić podobnie z wybiciem szyby, bo tego dnia był okropny upał na zewnątrz.
- To musi być on, gdy zwróciłam mu uwagę na temat tego jak traktuje psa to na mnie fuknął, kazał się nie wtrącać bo pożałuję i popchnął mnie tak, że upadłam na trawnik. - stwierdziła dodatkowo na poparcie swojej tezy, tak jakby każdy złoczyńca zachowywał się właśnie tak, jak opisała to wcześniej. Po chwili spojrzała na ramię Aarona.
- A jak się trzymasz po tej naszej wspólnej akcji z osami? - zapytała jeszcze nie ukrywając troski w głosie, ale jednak sprawa psów była ważniejsza od sprawy ręki, która była nieźle spuchnięta u jej przyjaciela po użądleniu.
Niestety przyjaciółka nie wiedziała o problemach Aarona, bo ten pewnie nawet się jej z nich nie zwierzył. Owszem, serce to taki ciekawy narząd, który to potrafi płatać nam figle, przyjmując uczucia na które nie byliśmy gotowi, a potem boli, gdy zostanie złamane. Nawet po przeszczepie tego organu biorca otrzymuje uczucia dawcy i często zbliża się do osób, które to kochał właśnie dawca tego ważnego mięśnia. A niby to tylko umysł stresuje naszymi emocjami i uczuciami, a jak widać one są zawarte w każdej komórce naszego ciała, a to serce przejmuje miłość. Aaron nie powinien się zatem krępować tylko zacząć nazywać swoje uczucia po imieniu. Czy to była miłość? Zresztą nie ważne. Jej ta cała akcja z osami już popadła w zapomnienie, ale wciąż była wdzięczna mężczyźnie za to, że odważył się z nimi zmierzyć, wiedząc że blondynka nie dałaby zwyczajnie rady, obawiając się tych owadów. Niestety ta fobia była silniejsza od Covington. A tym razem mogła mu się odwdzięczyć właśnie dostarczając mu dowodów na porywacza psów, mimo tego że żadnych nie miała, tylko swoje domysły oraz nie zważając na to, że McKay nie zajmował się tą sprawą. Ale tylko jemu ufała i tylko on mógł jej jakoś pomóc.
- Teraz, niedawno, jak byłam w parku na spacerze z Fifi. Tam pojawił się nieznany dotąd człowiek, z nieznanym również kundelkiem. Ale on kompletnie nie potrafił się zajmować tym psem, był wobec niego bardzo agresywny, a pies ewidentnie się go bał. To idealnie pasuje na porywacza, mężczyzna porwał to niewinne zwierzę i ciągnął je siłą do swojego samochodu, nie pozwalając mu na zaspokojenie swoich potrzeb. Widać było że ten psiak chce wrócić do domu, ale nie mogłam zrobić nic, bo oprócz nas niestety nie było nikogo więcej w tej części parku. - zaczęła mu tłumaczyć jak ta sprawa w ogóle wyglądała, ale mówiła to z taką pewnością siebie, jakby to na sto procent był ten porywacz psów, a ona nie miała prawa się pod tym względem pomylić. Zerknęła ukradkiem na zegarek, sprawdzając ile czasu jej to zajęło, bo jednak obawiała się o swojego psa w samochodzie. Po pierwsze porywacz mógł wybić szybę i ukraść jej psa, poza tym jakiś przechodzień mógłby zrobić podobnie z wybiciem szyby, bo tego dnia był okropny upał na zewnątrz.
- To musi być on, gdy zwróciłam mu uwagę na temat tego jak traktuje psa to na mnie fuknął, kazał się nie wtrącać bo pożałuję i popchnął mnie tak, że upadłam na trawnik. - stwierdziła dodatkowo na poparcie swojej tezy, tak jakby każdy złoczyńca zachowywał się właśnie tak, jak opisała to wcześniej. Po chwili spojrzała na ramię Aarona.
- A jak się trzymasz po tej naszej wspólnej akcji z osami? - zapytała jeszcze nie ukrywając troski w głosie, ale jednak sprawa psów była ważniejsza od sprawy ręki, która była nieźle spuchnięta u jej przyjaciela po użądleniu.
mów mi/kontakt
-