Naprawdę się postarała. Odpuściła sobie zamawianie czegokolwiek, kupowanie wina (żeby pić samotnie i marudzić, że ona wciąż nie może) i nawet nie skompletowała warzyw jedynie po to, by zrobić jej okrutny w smaku koktajl, który podobno miał być definicją zdrowia. Przejrzała za to jakieś rozsądne przepisy, by znaleźć coś, co wydawało się nie tylko łatwe, ale też odpowiednio smaczne, dzięki czemu mogłaby nakarmić Rae odpowiednio. Nie sądziła, że dożyje momentu, w którym to będzie przygotowywała jakiś posiłek z prawdziwym zaangażowaniem, byleby tylko nie błądzić myślami w kierunku, w którym nie powinna. Nie to, żeby jej ostatnia sytuacja spędzała sen z powiek. Mimo wszystko była dorosła — wiedziała, że niektóre rzeczy się po prostu działy, a zbytnie analizowanie ich było bardzo nierozsądne. Skłamałaby jednak mówiąc, że nie ciążyło to nad nią w samej pracy, gdy mijała się z Javierem gdzieś na korytarzu i nie bardzo wiedziała wówczas, czy powinna temat jakkolwiek podjąć, czy dla świętego spokoju porzucić i liczyć, że sam zrobi to samo.
Wysłała jej smsa ponaglającego tylko dlatego, że sama była już dawno po pracy i zdążyła nawet pokroić pomidory, które miała zamiar podsmażyć później na patelni. Gdyby miała przy sobie wino to z pewnością życie byłoby o stokroć przyjemniejsze. Należało więc docenić także fakt, że była w tym nie-piciu Rae bardzo solidarna. Zachowywała się niemal tak, jakby coś przeskrobała i szukała sposobu na załagodzenie sytuacji. Poza całą masą małych głupstw i jednym większym nie miała jednak na koncie nic więcej. Dlatego poderwała się z łóżka, gdy usłyszała, że kobieta weszła do środka.
— Świetnie, bo już prawie chciałam pominąć cię w obiedzie — poinformowała ją, gdy zobaczyła wreszcie twarzyczkę przyjaciółki. W pierwszej kolejności oczywiście dojrzała dość spory brzuch, który — patrząc na fakt, że była już niemal na końcu tej drogi — był większy niż ona cała. Mae nadal nie wierzyła w to, że spodziewali się jedynie jednego dziecka, ale postanowiła się na ten temat jeszcze nie odzywać. Zamiast tego przywitała się z przyjaciółką, gdy już się do niej doturlała. — Totalnie promieniejesz. Wyglądasz jakbyś się świetnie bawiła, pewnie nie chcesz wcale rodzić, co? — zagadnęła ją z uśmiechem i podeszła do lodówki, by zerknąć, czy miała do picia coś, co nie posiadało w sobie alkoholu. Znalazła sok, więc wyciągnęła go, by napełnić dwie szklanki. Zaraz potem znowu przeniosła wzrok na przyjaciółkę czekając, aż opowie jej o swoim życiu.
Raleigh Moran