Teatralnie westchnął kręcąc przy tym głową w geście jakiegoś politowania, nad głupotkami, które tak często opuszczały usta Lisbeth.
- Kłopoty dopiero będziesz miała, jak nie przestaniesz wymyślać - oznajmił z mocą, bo już czasem brakowało mu po prostu sił i cierpliwości na wyjaśnianie wszystkiego. Miał więc nadzieję, że zwykłym bagatelizowaniem stworzonych przez nią problemów, pokaże Lisie, że czasem nie warto przejmować się na zapas.
Z drugiej strony to też całkiem interesujące... Zestresowała się zaproszeniem na plan filmowy, a gdy w grę wchodziły jakieś naprawdę ważne sprawy typu; jej problemy z odżywianiem, brak pewności siebie, skrytość i konflikt z rodzicami, to często podchodziła do nich w sposób błahy i nieodpowiedzialny. Cała Fletcher... Tam gdzie nie powinna zgrywała dorosłą, a tam gdzie wypadałoby użyć rozsądku, nadal była dzieckiem.
- Nie. Teraz dostaniesz nowy z wielkim napisem "własność Remiego Soriente" - oznajmił poważnym i rzeczowym tonem, po czym wyszczerzył się jak nastolatek. Coż... Jak widać i Remi nie do końca był dojrzałym mężczyzną, ale to już zupełnie inna bajka. - Ranisz moje uczucia, mała - burknął niezadowolony, ale musiał przyznać, że ten żarcik był całkiem zabawny. Nawet na tyle, że w odpowiedzi nie potrafił znaleźć lepszego, więc skoro nie mógł użyć siły argumentu, to posłużył się argumentem siły i w kilka chwil zamienił ich miejscami. Oczywiście na tyle ostrożnie, aby Liska nie zrobiła sobie żadnej krzywdy w zranioną rączkę. Nie mniej jednak, leżała teraz na plecach, a on znajdował się nad nią. - Takiej zgody z łaską, nie przyjmuję! - Żachnął się, po czym zaczął ją łaskotać, a że nie oszukujmy się większych szans nie miała, już po kilku chwilach zasapana wierzgała się na boki. - Odszczekasz to? - Zaczął stawiać warunki. No i w swojej kwestii nie miał na myśli tego, że zgodziła się odwiedzić do w pracy. - To, że nic nie robię w pracy! Nawet nie wiesz w jakim stresie żyję! W każdej chwili ktoś może się zorientować, że tylko udaję ważnego! - Dodał żartując sobie, aczkolwiek jego poważny ton niekoniecznie pasował do słów jakie wypowiadał. - Bycie prezesem to ciężka praca! Znam tyle dobrych knajp, że nie wiem go której na lunch jeździć. Jak myślisz? Podejmowanie takich decyzji jest łatwe? No? - Mówił dalej, a przy tym nadal pastwił się nad biedną Liską. - Jutro dostaniesz mój stołek. Zobaczymy co zrobisz - zagroził na sam koniec, po czym złapał ręce brunetki nad jej głową i zawisnął nad nią. Sam się już zmachał i oddychał ciężko spoglądając w jej oczy.
Lisbeth Fletcher
a
mów mi/kontakt
Borsuk
a
Zamarła na kilka chwil, jakby niepewna, czy sobie żartuje, czy może mówi poważnie. Spojrzała więc na niego podejrzliwie, marszcząc przy tym czoło w geście niezadowolenia, bo nie ma co się oszukiwać, jej twarz odkąd była z Remim znacznie częściej przywdziewała uśmiech, ale w dalszym ciągu wrażenie robiła raczej chłodne i surowe.
- A ty taki z moim imieniem i nazwiskiem założysz? - żachnęła się, tym samym dając na wszelki wypadek do zrozumienia, że nie planuje chodzić w podobnych identyfikatorach, gdyby jednak ten żart próbował wprowadzić w życie. Szybko humor jej się poprawił, bo o wiele przyjemniej było, jak to ona sobie z niego żartowała, a nie on z niej, więc zimne spojrzenie ociepliło się w chwili, w której uśmiechnęła się złośliwie. - Dorosły jesteś, powinieneś już wiedzieć, że życie to nie bajka - zauważyła złośliwie, czerpiąc z tego być może za wiele przyjemności, bo zaraz wrzasnęła zaskoczona, gdy nagle położył ją na plecach, a adrenalina zaczęła robić swoje. - Z jakiej łaski? - burknęła, zadzierając nos, jakby wcale nie była w przegranej pozycji. Serce jednak dudniło jej znacznie szybciej, niż zwykle, ale była zbyt dumna, by racjonalnie ocenić swoją sytuację i przyznać, że poniekąd jest na jego łasce i niełasce. Pokiwała więc głową na boki, gdy kazał jej odszczekiwać, ale cóż... ta jej powaga długo nie trwała, bo jednak miała zbyt duże łaskotki, więc kiedy on opowiadał głupotki o swoim ciężkim życiu, ona wierzgała się i krzyczała na niego, kompletnie nie przywiązując wagi do jego opowieści.
- Remi! Bo kopnę! - zagroziła, bo mogłaby to zrobić. - Kopnę mocno! - oczywiście, że mogłaby... ale się bała. Nie umiałaby mu zrobić krzywdy, nikomu w zasadzie, nawet kiedy całe jej ciało w naturalnym odruchu chciało się oswobodzić. No niestety, była taką wycofaną pierdołą. To znaczy, niestety... dla Soriente aktualnie było to dużym plusem, bo się bawili i tylko ją łaskotał, ale gdyby był na przykład jakimś napastnikiem, to pewnie Lisbeth też nie potrafiłaby podnieść na nikogo ręki. - No rzeczywiście... załóż sobie fundację, tak masz ciężko, może ludzie będą datki wpłacać - mimo tego, że była cała czerwona i naprawdę nie chciała, aby znów ją łaskotał, to mimo wszystko... krnąbrność wygrywała. Łapała przy tym łapczywie powietrze, z trudem panując nad oddechem. - Nie chcę twojego stołka - prychnęła pod nosem, odwracając spojrzenie i znów zadzierając nieco podbródek, jakby wcale nie była w kiepskiej sytuacji. No, ale faktycznie docierało do niej, szczególnie, gdy złapał jej ręce nad głową, że zbyt łatwo się nie oswobodzi. Zdecydowała się więc na niezbyt chwalebną, ale jednak nie taką proszącą o litość kartę. - Słyszałam, że miałeś się mną opiekować i dbać o moją chorą rękę - wytknęła mu więc, za wszelką cenę walcząc o jakieś takie nie ugięcie się mimo tego, że przez łaskotki bolał ją brzuch. No miała problem z pokazywaniem się od słabej strony, tak? I zawsze miała cięty język, gdy już zdecydowała się coś powiedzieć. - Poza tym ledwo oddychasz - dodała, nieco żartobliwie, jakby sama nie była w podobnym stanie. No, ale jak on sobie z niej tak żartował, to ona mu na nosie też mogła grać, prawda? Szczerze w to w tamtej chwili wierzyła.
Remi Soriente
- A ty taki z moim imieniem i nazwiskiem założysz? - żachnęła się, tym samym dając na wszelki wypadek do zrozumienia, że nie planuje chodzić w podobnych identyfikatorach, gdyby jednak ten żart próbował wprowadzić w życie. Szybko humor jej się poprawił, bo o wiele przyjemniej było, jak to ona sobie z niego żartowała, a nie on z niej, więc zimne spojrzenie ociepliło się w chwili, w której uśmiechnęła się złośliwie. - Dorosły jesteś, powinieneś już wiedzieć, że życie to nie bajka - zauważyła złośliwie, czerpiąc z tego być może za wiele przyjemności, bo zaraz wrzasnęła zaskoczona, gdy nagle położył ją na plecach, a adrenalina zaczęła robić swoje. - Z jakiej łaski? - burknęła, zadzierając nos, jakby wcale nie była w przegranej pozycji. Serce jednak dudniło jej znacznie szybciej, niż zwykle, ale była zbyt dumna, by racjonalnie ocenić swoją sytuację i przyznać, że poniekąd jest na jego łasce i niełasce. Pokiwała więc głową na boki, gdy kazał jej odszczekiwać, ale cóż... ta jej powaga długo nie trwała, bo jednak miała zbyt duże łaskotki, więc kiedy on opowiadał głupotki o swoim ciężkim życiu, ona wierzgała się i krzyczała na niego, kompletnie nie przywiązując wagi do jego opowieści.
- Remi! Bo kopnę! - zagroziła, bo mogłaby to zrobić. - Kopnę mocno! - oczywiście, że mogłaby... ale się bała. Nie umiałaby mu zrobić krzywdy, nikomu w zasadzie, nawet kiedy całe jej ciało w naturalnym odruchu chciało się oswobodzić. No niestety, była taką wycofaną pierdołą. To znaczy, niestety... dla Soriente aktualnie było to dużym plusem, bo się bawili i tylko ją łaskotał, ale gdyby był na przykład jakimś napastnikiem, to pewnie Lisbeth też nie potrafiłaby podnieść na nikogo ręki. - No rzeczywiście... załóż sobie fundację, tak masz ciężko, może ludzie będą datki wpłacać - mimo tego, że była cała czerwona i naprawdę nie chciała, aby znów ją łaskotał, to mimo wszystko... krnąbrność wygrywała. Łapała przy tym łapczywie powietrze, z trudem panując nad oddechem. - Nie chcę twojego stołka - prychnęła pod nosem, odwracając spojrzenie i znów zadzierając nieco podbródek, jakby wcale nie była w kiepskiej sytuacji. No, ale faktycznie docierało do niej, szczególnie, gdy złapał jej ręce nad głową, że zbyt łatwo się nie oswobodzi. Zdecydowała się więc na niezbyt chwalebną, ale jednak nie taką proszącą o litość kartę. - Słyszałam, że miałeś się mną opiekować i dbać o moją chorą rękę - wytknęła mu więc, za wszelką cenę walcząc o jakieś takie nie ugięcie się mimo tego, że przez łaskotki bolał ją brzuch. No miała problem z pokazywaniem się od słabej strony, tak? I zawsze miała cięty język, gdy już zdecydowała się coś powiedzieć. - Poza tym ledwo oddychasz - dodała, nieco żartobliwie, jakby sama nie była w podobnym stanie. No, ale jak on sobie z niej tak żartował, to ona mu na nosie też mogła grać, prawda? Szczerze w to w tamtej chwili wierzyła.
Remi Soriente
mów mi/kontakt
Lilka