Śmiał się jeszcze przez jakiś czas po tym jak zniknęła w łazience. I chociaż sytuacja była dla niego dość zabawnym żartem, to mimo wszystko na nim także zrobiła wrażenie. Jednak nie chciał o tym myśleć, nie chciał już nic rozpamiętywać i gdybać. Dość skomplikował swoje życie i w zasadzie miał ostatnią szansę, aby jeszcze wyjść ze wszystkim na prostą. I właśnie dlatego stał bez koszulki w kuchni Lisbeth Fletcher, zamiast spędzać popołudnie ze swoją dziewczyną. Tak! Doskonale, to właśnie było rozwiązywanie problemów według Remiego.
Zajął się wykrajaniem dyni, tak jak poleciła mu Lisa i nie myślał przy tym w zasadzie o niczym. Sprawnie powycinał wszystkie elementy przerażającego lampion, więc gdy Lisbeth wyszła z łazienki, był gotów aby zaprezentować jej swoje dzieło. Przygotował już nawet świeczkę, którą zapalił i słysząc jak otwierają się drzwi, zgasił światło.
-Ha! Widzisz jaka piękna? Dodałem coś od siebie i - najpierw spojrzał na dynię, a dopiero potem (na dwie następne xD Nie mogłam się powstrzymać) Lisbeth, zamierając przy tym w pół zdania. Zaskoczyła go swoim wyglądem, bo nie ukrywajmy tego, ale był facetem, w dodatku nieobojętnym na jej osobę i jakoś tak stracił nieco na animuszu w tej całej sytuacji. - I chyba wygląda całkiem apetycznie teraz - dokończył nie bardzo wiedząc co właściwie ma na myśli, bo warzywo za nim niespecjalnie nadawało się do konsumpcji, co innego dziewczyna przed nim.
Pokręcił głową szybko odganiając od siebie niepotrzebne i nieprzyzwoite wyobrażenia. Miał się pilnować! Nie pozwalać sobie na tego typu insynuacje, a jak już to w żartach. Tylko, że no ciężko mu było się opanować, gdy ten ręcznik ledwoco zakrywał jej pośladki, ale za to pięknie eksponował zgrabne, długie nogi do których miał taką słabość.
- Emm... No kremu już nie ugotujemy, ale pomyślałem, że może.. - Nic nie pomyślał. Szukał jakiegokolwiek tematu, byleby nie patrzeć teraz na Fletcher. - Sernik! - Prawie wykrzyknął, jakby był to najbardziej genialny pomysł na świecie, a przecież nie miał zielonego pojęcia o pieczeniu. W każdym razie wyciągnął szybko telefon i to na nim skoncentrował spojrzenie, a nie na półnagiej, zgrabnej, gimnastyczce przed sobą. - O! Super! Słuchaj jaki prosty przepis. Wystarczy mieć: 1 kg zmielonego twarogu, 250 g miękkiego masła, 1 i 1/3 szklanki cukru pudru, 6 jajek, 1 opakowanie cukru wanilinowego, 150 ml śmietanki 36%, 4 łyżki mąki ziemniaczanej - zaczął wyliczać składniki, a przy tym miał pełną świadomość tego, że nic z tych rzeczy prawdopodobnie nie znajduje się w mieszkaniu Fletcher. - Także co ty na to? Może... Skoczę do sklepu, a ty w tym czasie się rozbie... ubierzesz i skoro nie wyszło nam gotowanie, to z pieprze.. pieczeniem pójdzie nam łatwiej. - Nie był pijany, ale zachowywał się tak jakby kompletnie nie potrafił sklecić normalnego zdania. I to wszystko przez nią, bo... Bo wiedział, że to nie normalne co ona teraz robiła. Ich wiadomości nie były już normalne, a teraz wszystko jeszcze bardziej się komplikowało, gdy zdawał sobie sprawę z faktu, że wystarczyłoby teraz do niej podejść. I byłaby już jego.
Lisbeth Fletcher
a
mów mi/kontakt
Borsuk
a
Owszem, robiła to po to, aby osiągnąć jakąś ciekawą reakcję, zagrać mu na nosie, czy coś, ale nie spodziewała się tego, że efekty będą aż takie spektakularne. W końcu Soriente zawsze był tym opanowanym i ogarniętym w każdej ich rozmowie, a teraz? Pierwszy raz poczuła się tak, jakby to ona z ich dwójki była bardziej przygotowana i to uczucie skutecznie przyćmiło wyrzuty sumienia i wstyd. Owszem, to co robiła było paskudne, był zajętym mężczyzną, ale przecież nie rzuciła się na niego, chciała go jedynie zawstydzić i pokazać, że coś takiego nie jest przyjemne. Nie umiała przy tym wcale flirtować i uwodzić, więc raczej tego nie powinien się obawiać, chociaż może nieco żałowała, że nie posiada takich umiejętności.
- Zjeść jej nie zjemy - odpowiedziała obojętnie, niby od niechcenia i to akurat jej wychodziło całkiem nieźle, w końcu była taką królową lodu na co dzień, więc teraz też umiała się na to zdobyć. Widziała też, że Remi czuje się nie na miejscu i było to niezwykle zajmującym widowiskiem. Myślała, że jak przystało na dojrzałego człowieka, zaraz się zreflektuje, ale gdzie tam. Gubił się w tej rozmowie, mówiąc jakieś pierdoły. Teraz o serniku, dyktując jej przepis, a tym samym tylko zachęcając go, by jeszcze bardziej grała mu na nosie. Naturalnie kompletnie nie myślała o tym, że to niebezpieczne, czy mogłoby zrodzić jakieś nieoczekiwane rezultaty. W końcu wiedziała kto przed nią stoi. Przy nikim innym nie zdobyłaby się na coś takiego, wiadomo. Z drugiej strony, kiedy się dwa razy przejęzyczył, to poczuła, że nieco poliki ją zapiekły. Zestresowało ją to, ale jednak nie mogła wyjść ze swojej roli.
- Nie będę jeść sernika - odpowiedziała od razu. - Poza tym kupiłeś jakieś warzywa, możemy z nich coś ugotować - dodała i jakoś tak podeszła bliżej i zapaliła światło. Stała już nie taka oddalona jawnie chciała sobie z nim nieco bardziej popogrywać. Odpłacić mu pięknym za nadobne, od co! - Albo czekaj, coś zamówię, szkoda marnować czas na gotowanie - rzuciła i po prostu zabrała my telefon z jego dłoni, specjalnie palcami zahaczając o te, które należały do niego. Było to całkiem zabawne, nigdy wcześniej czegoś podobnego nie robiła. Ta myśl mocno popychała ją w tym wszystkim do przodu i głównie przez to nie potrafiła się powstrzymać. - Wszystko dobrze? Zachowujesz się strasznie dziwnie - zauważyła bezczelnie, unosząc na niego spojrzenie. W jej oczach widać było jakieś samozadowolenie, bo jednak pierwszy raz czuła, że to ona podkopuje jego pewność siebie. Nie miała skrupułów, zasłużył sobie na to. Jednocześnie też trochę bardziej skupiała się na tym, że Remi może być zwyczajnie zawstydzony, niż na tym, że może wyobrażać sobie coś, na co Lisbeth... no nie wpadła. W sensie wiedziała, że nagość peszy, bo to normalne i nic więcej za tym nie stało. Trochę to też żałosne, bo gdyby wiedziała, jak bardzo jej widok na niego działa, może nawet jakoś by to wykorzystała, a tak? tak była dzieckiem we mgle, czy może raczej ślepą kurą, której przypadkiem trafiło się okazałe ziarno.
Remi Soriente
- Zjeść jej nie zjemy - odpowiedziała obojętnie, niby od niechcenia i to akurat jej wychodziło całkiem nieźle, w końcu była taką królową lodu na co dzień, więc teraz też umiała się na to zdobyć. Widziała też, że Remi czuje się nie na miejscu i było to niezwykle zajmującym widowiskiem. Myślała, że jak przystało na dojrzałego człowieka, zaraz się zreflektuje, ale gdzie tam. Gubił się w tej rozmowie, mówiąc jakieś pierdoły. Teraz o serniku, dyktując jej przepis, a tym samym tylko zachęcając go, by jeszcze bardziej grała mu na nosie. Naturalnie kompletnie nie myślała o tym, że to niebezpieczne, czy mogłoby zrodzić jakieś nieoczekiwane rezultaty. W końcu wiedziała kto przed nią stoi. Przy nikim innym nie zdobyłaby się na coś takiego, wiadomo. Z drugiej strony, kiedy się dwa razy przejęzyczył, to poczuła, że nieco poliki ją zapiekły. Zestresowało ją to, ale jednak nie mogła wyjść ze swojej roli.
- Nie będę jeść sernika - odpowiedziała od razu. - Poza tym kupiłeś jakieś warzywa, możemy z nich coś ugotować - dodała i jakoś tak podeszła bliżej i zapaliła światło. Stała już nie taka oddalona jawnie chciała sobie z nim nieco bardziej popogrywać. Odpłacić mu pięknym za nadobne, od co! - Albo czekaj, coś zamówię, szkoda marnować czas na gotowanie - rzuciła i po prostu zabrała my telefon z jego dłoni, specjalnie palcami zahaczając o te, które należały do niego. Było to całkiem zabawne, nigdy wcześniej czegoś podobnego nie robiła. Ta myśl mocno popychała ją w tym wszystkim do przodu i głównie przez to nie potrafiła się powstrzymać. - Wszystko dobrze? Zachowujesz się strasznie dziwnie - zauważyła bezczelnie, unosząc na niego spojrzenie. W jej oczach widać było jakieś samozadowolenie, bo jednak pierwszy raz czuła, że to ona podkopuje jego pewność siebie. Nie miała skrupułów, zasłużył sobie na to. Jednocześnie też trochę bardziej skupiała się na tym, że Remi może być zwyczajnie zawstydzony, niż na tym, że może wyobrażać sobie coś, na co Lisbeth... no nie wpadła. W sensie wiedziała, że nagość peszy, bo to normalne i nic więcej za tym nie stało. Trochę to też żałosne, bo gdyby wiedziała, jak bardzo jej widok na niego działa, może nawet jakoś by to wykorzystała, a tak? tak była dzieckiem we mgle, czy może raczej ślepą kurą, której przypadkiem trafiło się okazałe ziarno.
Remi Soriente
mów mi/kontakt
Lilka
a
Przy zgaszonym świetle było mu już ciężko, a teraz widząc ją w całej okazałości miał ochotę po prostu jęknąć na głos, współczując sobie samemu tego niefortunnego położenia. Czuł się trochę jak ptaszek w klatce, a na pewno jego część się tak czuła, bo z każdą kolejną sekundą robiło mu się coraz bardziej niewygodnie. Nie powinien się tak czuć, bo naprawdę chciał skoncentrować się na Avie, ale los już na samym początku podrzucił mu Lisbeth. Niczym gżegżółka podrzuca swoje jajo, a potem pisklak pozbywa się innych młodych z gniazda, tak właśnie jego uczucia względem Lisbeth, coraz skuteczniej wypychały z jego serca Avę.
- Ale sernik jest dobry... - mruknął starając się patrzeć wszędzie indziej, tylko nie na półnagą Fletcher. Poza tym naprawdę chciałby teraz móc wyjść, przewietrzyć się i ochłonąć, ale Lisbeth zdawała się mieć z goła inne plany. I była goła... Miała na sobie tylko ten cholerny ręcznik, a on właściwie tylko pogarszał sprawę. Zasłaniał niewiele, pozostawiając wyobraźni Remiemu pole do popisu, a on popisywać się nie chciał. Jego myśli już dawno porywały się na zbyt odważne scenariusze, których realizacja nigdy nie miała by mieć miejsca. Wszystko to było niepoprawne, ale tak cholernie mu się podobało, że nie zamiast cokolwiek z tym zrobić, po prostu stał pozwalając Lisbeth na odgrywanie przed nim swojej roli. -Co? Nie! Czuję się świetnie, nie wiem o co ci chodzi - burknął oburzony, bo na moment znów stracił kontakt z bazą, gdy jej palce przesunęły się po jego dłoniach.
Widział, że w Fletcher jest teraz coś, czego nigdy wcześniej nie wyczuwał. Miał wrażenie, że ona flirtuje z nim, uwodzi go, a nawet jeśli nie, to jej subtelne gesty, pociągłe spojrzenia i niewinny uśmiech sprawnie przekonywały go ku tej myśli. Tego było już zbyt wiele. Nie mógł jej pozwolić na to. Nie mógł też sobie na to dłużej pozwalać. Mimo wszystko nadal miał kobietę, której nie byłby w stanie zrobić czegoś tak podłego. A przy tym dobrze wiedział, że Lisbeth także nie zasługuje na miano tej drugiej. Zresztą nigdy nie będzie żadną drugą. Nigdy też nie będzie jego.
- Co robisz, mała? - Zapytał ją, gdy już przestał być aż tak bardzo pogubionym w swoich rozterkach. Męczyło go to okropnie, bo walczył nie tylko z własnym sumieniem, ale też ciałem. -Jeśli chcesz to możemy coś zamówić, ale najpierw... - Miał nadzieję, że oderwie wzrok i spojrzy na niego, gdy delikatnie przesunął dłonią po jej ramieniu sięgając kosmyk mokrych włosów i odsuwając go na bok. - Idź się ubrać, proszę - dodał spokojnym tonem, a jego dłoń ostrożnie musnęła policzek Lisbeth. - Pisałaś mi, że nawet nie śpisz nago, bo byłoby ci zbyt zimno, więc nie ryzykujmy, zgoda? - Zabrał dłoń, a w raz z nią swój telefon z jej rąk. - Jeszcze się przeziębisz - ostatni raz zlustrował jej sylwetkę wzrokiem, a potem mrugnął do niej i odszedł w stronę kanapy, na której klapną uparcie wpatrując się w ekran smartphonu.
Lisbeth Fletcher
- Ale sernik jest dobry... - mruknął starając się patrzeć wszędzie indziej, tylko nie na półnagą Fletcher. Poza tym naprawdę chciałby teraz móc wyjść, przewietrzyć się i ochłonąć, ale Lisbeth zdawała się mieć z goła inne plany. I była goła... Miała na sobie tylko ten cholerny ręcznik, a on właściwie tylko pogarszał sprawę. Zasłaniał niewiele, pozostawiając wyobraźni Remiemu pole do popisu, a on popisywać się nie chciał. Jego myśli już dawno porywały się na zbyt odważne scenariusze, których realizacja nigdy nie miała by mieć miejsca. Wszystko to było niepoprawne, ale tak cholernie mu się podobało, że nie zamiast cokolwiek z tym zrobić, po prostu stał pozwalając Lisbeth na odgrywanie przed nim swojej roli. -Co? Nie! Czuję się świetnie, nie wiem o co ci chodzi - burknął oburzony, bo na moment znów stracił kontakt z bazą, gdy jej palce przesunęły się po jego dłoniach.
Widział, że w Fletcher jest teraz coś, czego nigdy wcześniej nie wyczuwał. Miał wrażenie, że ona flirtuje z nim, uwodzi go, a nawet jeśli nie, to jej subtelne gesty, pociągłe spojrzenia i niewinny uśmiech sprawnie przekonywały go ku tej myśli. Tego było już zbyt wiele. Nie mógł jej pozwolić na to. Nie mógł też sobie na to dłużej pozwalać. Mimo wszystko nadal miał kobietę, której nie byłby w stanie zrobić czegoś tak podłego. A przy tym dobrze wiedział, że Lisbeth także nie zasługuje na miano tej drugiej. Zresztą nigdy nie będzie żadną drugą. Nigdy też nie będzie jego.
- Co robisz, mała? - Zapytał ją, gdy już przestał być aż tak bardzo pogubionym w swoich rozterkach. Męczyło go to okropnie, bo walczył nie tylko z własnym sumieniem, ale też ciałem. -Jeśli chcesz to możemy coś zamówić, ale najpierw... - Miał nadzieję, że oderwie wzrok i spojrzy na niego, gdy delikatnie przesunął dłonią po jej ramieniu sięgając kosmyk mokrych włosów i odsuwając go na bok. - Idź się ubrać, proszę - dodał spokojnym tonem, a jego dłoń ostrożnie musnęła policzek Lisbeth. - Pisałaś mi, że nawet nie śpisz nago, bo byłoby ci zbyt zimno, więc nie ryzykujmy, zgoda? - Zabrał dłoń, a w raz z nią swój telefon z jej rąk. - Jeszcze się przeziębisz - ostatni raz zlustrował jej sylwetkę wzrokiem, a potem mrugnął do niej i odszedł w stronę kanapy, na której klapną uparcie wpatrując się w ekran smartphonu.
Lisbeth Fletcher
mów mi/kontakt
Borsuk
a
Nie chciała z nim wcale rozmawiać o serniku, w zasadzie nie wiedziała o czym chciała. Dynia też już dla niej się nie liczył, z resztą lampion był już gotowy i dawno o nim zapomniała. Teraz liczył się tylko Remi, bardzo często liczył się tylko on, od dłuższego czasu rozgrywając pierwsze skrzypce w jej życiu. Szkoda, że on nie mógł powiedzieć o niej tego samego. Widząc jego zamieszanie czuła, że ma jakąś przewagę, że być może wygrywa jakąś mistyczną grę, której zasad nigdy nie omówili. Podobało jej się to. Myśl, że mogłaby nie być mu obojętna, tylko, że niestety ta euforia nie miała trwać zbyt długo, a on swoim dość prostolinijnym pytaniem boleśnie sprowadził ją na ziemię i przypomniał o tym, że jest jedynie żałosną panną mizdrzącą się do zajętego i starszego mężczyzny.
Nie chciała, aby tak się zachowywał, podobnie jak nie chciała, by w zestawieniu z tak nieprzyjemnymi w jej mniemaniu słowami szły tak przyjemne gesty. Miała wrażenie, że te praktycznie roztapiają jej skórę, szkoda tylko, że jego pobudki były całkiem inne, niż jej oczekiwania. Zabolało ją to i chyba pierwszy raz tak dotkliwie poczuła się odtrącona. Było to nawet gorsze, niż w ich ostatniej wymianie smsów.
- Teraz nie jest mi zimno - zaoponowała. - Z resztą pisałeś, że wcale bym nie zmarzła - nie wiedziała w co do końca gra, ale nie chciała tak po prostu rezygnować. Tak, była w tej chwili bezwstydnie nachalna, ale była też w nim zakochana i chyba powoli naprawdę przestawała znajdować w sobie siły, aby się tego wypierać. Nie mogła tego robić, nie kiedy stal przy niej. Tylko, że to nie wystarczało. Bała się, kim w jego oczach jest, bo wiedziała, że pozwala sobie na zbyt wiele, już dawno zapominając o dumie i tym, co wypada. Odprowadziła go wzrokiem na kanapę, a potem po prostu poczuła się tak urażona, że już nawet nie myślała, że w tym wszystkim jest jakaś dziecinność. - Jak wolisz - burknęła więc kierując się do łazienki. - I nie jestem głodna - dodała stanowczo, zatrzaskując za sobą drzwi. To było głupie, pożałowała tego dość szybko, ale nie wiedziała co ma robić. Była w tym wszystkim pogubiona, zła na niego, za to że... za to, że zawrócił jej w głowie, nieważne, że nieświadomie... a ona teraz musiała sobie z tym radzić. To było niesprawiedliwe. Założyła więc dresy, zmyła makijaż, teraz uważając siebie za niezwykłą idiotkę przez to, że w ogóle go nałożyła. Spięła też włosy nie myśląc o tym, ile ta manifestacja będzie znaczyła. - Nie chcę o tym rozmawiać - ucięła też od razu, bo było jej wstyd. W zasadzie to chciała o tym rozmawiać, potrzebowała się wygadać, wyrzucić z siebie to wszystko, co jej ciążyło, ale przecież nie mogła się do tego przyznać.
Remi Soriente
Nie chciała, aby tak się zachowywał, podobnie jak nie chciała, by w zestawieniu z tak nieprzyjemnymi w jej mniemaniu słowami szły tak przyjemne gesty. Miała wrażenie, że te praktycznie roztapiają jej skórę, szkoda tylko, że jego pobudki były całkiem inne, niż jej oczekiwania. Zabolało ją to i chyba pierwszy raz tak dotkliwie poczuła się odtrącona. Było to nawet gorsze, niż w ich ostatniej wymianie smsów.
- Teraz nie jest mi zimno - zaoponowała. - Z resztą pisałeś, że wcale bym nie zmarzła - nie wiedziała w co do końca gra, ale nie chciała tak po prostu rezygnować. Tak, była w tej chwili bezwstydnie nachalna, ale była też w nim zakochana i chyba powoli naprawdę przestawała znajdować w sobie siły, aby się tego wypierać. Nie mogła tego robić, nie kiedy stal przy niej. Tylko, że to nie wystarczało. Bała się, kim w jego oczach jest, bo wiedziała, że pozwala sobie na zbyt wiele, już dawno zapominając o dumie i tym, co wypada. Odprowadziła go wzrokiem na kanapę, a potem po prostu poczuła się tak urażona, że już nawet nie myślała, że w tym wszystkim jest jakaś dziecinność. - Jak wolisz - burknęła więc kierując się do łazienki. - I nie jestem głodna - dodała stanowczo, zatrzaskując za sobą drzwi. To było głupie, pożałowała tego dość szybko, ale nie wiedziała co ma robić. Była w tym wszystkim pogubiona, zła na niego, za to że... za to, że zawrócił jej w głowie, nieważne, że nieświadomie... a ona teraz musiała sobie z tym radzić. To było niesprawiedliwe. Założyła więc dresy, zmyła makijaż, teraz uważając siebie za niezwykłą idiotkę przez to, że w ogóle go nałożyła. Spięła też włosy nie myśląc o tym, ile ta manifestacja będzie znaczyła. - Nie chcę o tym rozmawiać - ucięła też od razu, bo było jej wstyd. W zasadzie to chciała o tym rozmawiać, potrzebowała się wygadać, wyrzucić z siebie to wszystko, co jej ciążyło, ale przecież nie mogła się do tego przyznać.
Remi Soriente
mów mi/kontakt
Lilka
a
Słysząc jej odpowiedź jemu także zrobiło się gorąco. Cholernie gorąco, a podniecenie tylko bardziej uświadomiło mu na jak niewłaściwe tory zabrnęła jego relacja z Lisbeth. Trafił oddech, a jego klatka piersiowa spięła się mocniej, gdy uświadomił sobie jak jest mu teraz ciężko. Mógł ją mieć, bo przecież tego chciał, ale wiedział też, że skończy się to źle. Nie mógł pozwolić sobie po raz kolejny pójść za ciosem. Posłuchał uczuć, gdy związał się z Avą i co? I teraz nie kochał jej wcale, ale dalej trwał u jej boku z nadzieją, że to uchroni Lisbeth przed nim samym. Czuł do siebie wstręt za to wszystko, za to że nieświadomie, a może i świadomie niszczył powoli dwie, tak ważne dla niego kobiety.
Oczywiście mógłby zdać się na to jedno proste rozwiązanie. Rozstać się z Avą i przyjść tu, do Lisbeth. Wziąć ją, tak jak tego chciał, ale nie mógł. Nie mógł, bo nie było to poprawne. Nie było to możliwe i Lisbeth nigdy nie powinna być kwalifikowana przez niego jako potencjalna partnerka. Była zbyt młoda, zbyt zwichrowana i krucha, aby móc męczyć się z kimś takim jak on.
- I tak ci zamówię - odpowiedział pod nosem, bo grał. Grał człowieka, którego nie rusza to co się stało. Zupełnie tak jakby cała ta sytuacja nie miała miejsca.
Gdy zniknęła za drzwiami łazienki, mógł wreszcie odetchnąć. Zamówił byle co, a potem rozłożył ręce i odchylił się na kanapie, aby zaczerpnąć więcej powietrza. Zamknąć na moment oczy i pierdolnąć się chociaż w myślach, czymś ciężkim w głowę. W końcu usłyszał, jak Lisbeth wraca i od razu spojrzał w jej stronę. No nie trzeba było być geniuszem, aby dostrzec, że zaszła w niej jakaś zmiana. - Co jest? Coś się stało? - Zapytał udając, że przecież przed chwilą wcale nie odprawił jej z kwitkiem. Naprawdę nie chciał tak myśleć. Nie chciał dopowiadać do tego wszystkiego więcej niż powinien. - Zamówiłem ci sałatkę i zupę, a sobie kurczaka. Może być? - Oznajmił, jakby nie ich kierującą się ku upadkowi relacja była ważna, a właśnie żarcie na wynos. - Może wystawimy dynię na balkon? Uważam, że wygląda świetnie -dodał jeszcze i starał się ignorować fakt, że Lisbeth nie miała już makijażu, ani rozpuszczonych włosów, ani radosnych oczu i uśmiechu na twarzy.
<koniec >
Lisbeth Fletcher
Oczywiście mógłby zdać się na to jedno proste rozwiązanie. Rozstać się z Avą i przyjść tu, do Lisbeth. Wziąć ją, tak jak tego chciał, ale nie mógł. Nie mógł, bo nie było to poprawne. Nie było to możliwe i Lisbeth nigdy nie powinna być kwalifikowana przez niego jako potencjalna partnerka. Była zbyt młoda, zbyt zwichrowana i krucha, aby móc męczyć się z kimś takim jak on.
- I tak ci zamówię - odpowiedział pod nosem, bo grał. Grał człowieka, którego nie rusza to co się stało. Zupełnie tak jakby cała ta sytuacja nie miała miejsca.
Gdy zniknęła za drzwiami łazienki, mógł wreszcie odetchnąć. Zamówił byle co, a potem rozłożył ręce i odchylił się na kanapie, aby zaczerpnąć więcej powietrza. Zamknąć na moment oczy i pierdolnąć się chociaż w myślach, czymś ciężkim w głowę. W końcu usłyszał, jak Lisbeth wraca i od razu spojrzał w jej stronę. No nie trzeba było być geniuszem, aby dostrzec, że zaszła w niej jakaś zmiana. - Co jest? Coś się stało? - Zapytał udając, że przecież przed chwilą wcale nie odprawił jej z kwitkiem. Naprawdę nie chciał tak myśleć. Nie chciał dopowiadać do tego wszystkiego więcej niż powinien. - Zamówiłem ci sałatkę i zupę, a sobie kurczaka. Może być? - Oznajmił, jakby nie ich kierującą się ku upadkowi relacja była ważna, a właśnie żarcie na wynos. - Może wystawimy dynię na balkon? Uważam, że wygląda świetnie -dodał jeszcze i starał się ignorować fakt, że Lisbeth nie miała już makijażu, ani rozpuszczonych włosów, ani radosnych oczu i uśmiechu na twarzy.
<koniec >
Lisbeth Fletcher
mów mi/kontakt
Borsuk