Znaleziona chorągiewka: 9
razem: 143
Dosłownie na moment pozbył się grubych rękawiczek, które pozyskał na początku drogi. Były już nieźle przepocone z powodu kulminacji pracy oraz ciepłej pogody, a do tego musiał rozmasować dłonie. Starość nie radość jak to mawiają. Jego ręce były dotychczasowo najcenniejszymi elementami ciała, ze względu na umiejętności. Cieszył się, że po latach w wojsku nie dostał jakiegoś parkinsona, bo zszywanie rannych dość mocnym zygzakiem nie wyszłoby ani estetycznie ani praktycznie. Strzelił kostkami, powykręcał nadgarstki i przywdział zbroję na nowo, podziwiając widoki. Ach, mimo wszystko miasteczko miało swój urok. Powinien częściej wychodzić z hotelowego pokoju albo mniej czasu spędzać wśród robotników w jego remontowanej chałupie, bo omijały go prawdziwe rarytasy. Niejeden fan fotografii urządziłby sesję w tak ciekawych punktach na wyspie.
- Może dam radę wyprzeć wspomnienie znalezionych majtek i rzeczywiście przyjdę pozwiedzać - skoro dziewczyny namawiały to postara się skorzystać na dniach. zabrałby kogoś ze sobą, ale jeszcze nie zdążył poznać ani jednej osoby, a znajomi byli kilometry stąd. Uroki nowych miejsc.
- Przyjechałem jakiś tydzień temu? Może więcej? Sam nie wiem, bo miałem sporo do ogarnięcia przez ten czas. Rejestracja tego i owego, remont, konsultacje online, dodatkowo trafił mi się wyjazd do Miami i jakoś tak straciłem rachubę czasu - wymieniał ostatnie aktywności, które spijały z rozkoszą godziny z jego dni. - Dlatego cieszę się, że jestem tu teraz z wami. To coś ciekawszego od nudnej pracy, a przy okazji zaczynam się trochę asymilować. W ogóle czy ja się przedstawiałem? Czasem kompletnie o tym zapominam. Jeśli strzeliłem gafę to przepraszam. Jestem Julian - odparł z szerokim uśmiechem na ustach. Im bliżej mety tym więcej energii zdobywał, a razem z nią kolejna chorągiewka. I proszę, dziewiątka! Świetnie, praktycznie byli o krok od zakończenia zadania.
- Może zaczniemy już podliczać punkty? I sprawdźcie czy wszyscy wszystko mają - upomniał trochę jak taka matka prowadząca dzieci do kina.
a
mów mi/kontakt
Julian
a
Zanim to wszystko się zaczęło realnie obawiała się, że ta zabawa okaże się bardziej męcząca. Losowanie drużyn stwarzało pewne zagrożenie, bo istniała spora szansa na to, że trafi się z ludźmi, którzy utrudnią ci miłe (na ile mogło być zbieranie śmieci) spędzenie tego czasu. Nic takiego się nie stało, więc kiedy prawie dotarli na miejsce Lene musiała przyznać, że bardzo szybko minął ten czas. Worek zapełniła jedynie do połowy, ale nie było to aż takie ważne. Miło było wiedzieć, że nie natrafili na taką ilość śmieci, która w pierwszym kwadransie pozwoliłaby im je zapełnić. Przełożyła go więc do drugiej ręki i spojrzała na swoją drużynę. Zgarnęła chorągiewkę, którą ktoś powiesił na jednej z gałęzi i odwróciła się w stronę mężczyzny.
— Tydzień to króciutko, więc fajnie, że się zgłosiłeś — dodała szczerze. Zaraz potem skinęła głową i odłożyła worek na bok, a z kieszeni wyciągnęła wszystkie te chorągiewki, które udało jej się w drodze tutaj nazbierać. Jej drużyna mała zdecydowanie lepsze wyniki, więc może jakoś wybaczą jej, że Lene się nie popisała aż tak. Podeszła kolejno do każdego z nich, by wziąć od niego uzbierane chorągiewki i usiadła gdzieś na trawie, by w spokoju je przeliczyć.
— Świetnie się spisaliście, mamy równo sto pięćdziesiąt — poinformowała ich dumna. Nie sądziła, że im się to udało. W końcu wiedziała, że sama znalazła jedynie cztery z nich. Dlatego podniosła się wyraźnie zadowolona i otrzepała spodenki. Zwinęła je jakoś nieudolnie i wcisnęła do swojej kieszeni. — Teraz pozostaje wyłowić zwycięzcę naszego własnego konkursu — przypomniała. A zaraz potem zebrała ten wór ze śmieciami i skinęła na nich na znak, że mogą ruszyć wraz z nią do miejsca głównego. Mogli się pochwalić wynikiem i mieć nadzieję, że wygrali jednak. No, bo przecież dość sprawnie im poszło, prawda?
Chorągiewka 7 razem: 150 równo
Lacey Bradford Julian Thorndike Aurora Ferguson Veronica Harrington donato villeda
KONIEC
— Tydzień to króciutko, więc fajnie, że się zgłosiłeś — dodała szczerze. Zaraz potem skinęła głową i odłożyła worek na bok, a z kieszeni wyciągnęła wszystkie te chorągiewki, które udało jej się w drodze tutaj nazbierać. Jej drużyna mała zdecydowanie lepsze wyniki, więc może jakoś wybaczą jej, że Lene się nie popisała aż tak. Podeszła kolejno do każdego z nich, by wziąć od niego uzbierane chorągiewki i usiadła gdzieś na trawie, by w spokoju je przeliczyć.
— Świetnie się spisaliście, mamy równo sto pięćdziesiąt — poinformowała ich dumna. Nie sądziła, że im się to udało. W końcu wiedziała, że sama znalazła jedynie cztery z nich. Dlatego podniosła się wyraźnie zadowolona i otrzepała spodenki. Zwinęła je jakoś nieudolnie i wcisnęła do swojej kieszeni. — Teraz pozostaje wyłowić zwycięzcę naszego własnego konkursu — przypomniała. A zaraz potem zebrała ten wór ze śmieciami i skinęła na nich na znak, że mogą ruszyć wraz z nią do miejsca głównego. Mogli się pochwalić wynikiem i mieć nadzieję, że wygrali jednak. No, bo przecież dość sprawnie im poszło, prawda?
Chorągiewka 7 razem: 150 równo
Lacey Bradford Julian Thorndike Aurora Ferguson Veronica Harrington donato villeda
KONIEC
mów mi/kontakt
a
Była tancerka, która przez kontuzję straciła marzenia o wielkiej karierze, obecnie studentka weterynarii, która kocha zwierzęta i swoją nową pasję. Oprócz tego w jej sercu znalazło się miejsce dla dwóch uroczych kudłatych kulek oraz pewnego niezwykle przystojnego policjanta, przy którym to czuje się naprawdę bezpiecznie, co zrozumiała po tym jak została napadnięta. Niestety odkąd Carter wyjechał wraz ze szczeniakami to jej serce rozsypało się na milion kawałków. Wydawało jej się że poskładała z Chetem, ale ten jedynie pozbawił ją dziewictwa i złamał jej serce.
21
170
#1
Delilah Lowell
Kto nie lubił długich spacerów górskich? Ten naprawdę musiał być leniwym człowiekiem. Hepburn na szczęście nie należała do typu kanapowych leniwców, więc z chęcią wybrała się z Delilah na górską wycieczkę. Oczywiście ze względu na stan jej nogi dziewczyny robiły sobie częstsze postoje, ale już i tak szatynka mogła pochwalić się o wiele lepszą kondycją niż rok czy dwa lata temu. Na taką wycieczkę należało mieć ze sobą plecak, w którym uprzednio powinny znaleźć się mapa, kanapki, woda oraz kurtka przeciwdeszczowa, w końcu w górach pogoda potrafiła być nieprzewidywalna. Pierwszy postój zrobiły na najniższym zdobytym tego dnia górskim szczycie. Rosalie na chwilę przysiadła na kamieniu, odkręciła butelkę i upiła kilka łyków wody, po czym odetchnęła, rozglądając się dookoła.
- Uwielbiam te rajskie widoki. - skomentowała, dziwiąc się że z rodzicami nie wybierała się nigdy na wycieczki górskie, mając je tak naprawdę pod samym nosem. Jednak nie od dziś wiadomo że swego nie znamy, a cudze chwalimy, dlatego też państwo Hepburn nie doceniało tego, co mają na wyspie, szukając zwykle rozrywek dla siebie i córki poza górami. Poza tym nie ukrywajmy, jej rodzice bardziej kochali morze niż góry, ona zresztą też, ale dla tych widoków była w stanie się przekonać na częstsze wyprawy po górach. Po krótkiej chwili odpoczynku szatynka wstała i rozłożyła mapę na jednym z pobliskich kamieni.
- To który szczyt obieramy jako następny? - zapytała, kładąc palec tam, gdzie znajdowały się obecnie, by mieć idealny punkt odniesienia.
Delilah Lowell
Kto nie lubił długich spacerów górskich? Ten naprawdę musiał być leniwym człowiekiem. Hepburn na szczęście nie należała do typu kanapowych leniwców, więc z chęcią wybrała się z Delilah na górską wycieczkę. Oczywiście ze względu na stan jej nogi dziewczyny robiły sobie częstsze postoje, ale już i tak szatynka mogła pochwalić się o wiele lepszą kondycją niż rok czy dwa lata temu. Na taką wycieczkę należało mieć ze sobą plecak, w którym uprzednio powinny znaleźć się mapa, kanapki, woda oraz kurtka przeciwdeszczowa, w końcu w górach pogoda potrafiła być nieprzewidywalna. Pierwszy postój zrobiły na najniższym zdobytym tego dnia górskim szczycie. Rosalie na chwilę przysiadła na kamieniu, odkręciła butelkę i upiła kilka łyków wody, po czym odetchnęła, rozglądając się dookoła.
- Uwielbiam te rajskie widoki. - skomentowała, dziwiąc się że z rodzicami nie wybierała się nigdy na wycieczki górskie, mając je tak naprawdę pod samym nosem. Jednak nie od dziś wiadomo że swego nie znamy, a cudze chwalimy, dlatego też państwo Hepburn nie doceniało tego, co mają na wyspie, szukając zwykle rozrywek dla siebie i córki poza górami. Poza tym nie ukrywajmy, jej rodzice bardziej kochali morze niż góry, ona zresztą też, ale dla tych widoków była w stanie się przekonać na częstsze wyprawy po górach. Po krótkiej chwili odpoczynku szatynka wstała i rozłożyła mapę na jednym z pobliskich kamieni.
- To który szczyt obieramy jako następny? - zapytała, kładąc palec tam, gdzie znajdowały się obecnie, by mieć idealny punkt odniesienia.
mów mi/kontakt
-
a
dwadzieścia trzy
Delilah ani trochę nie należała do zorganizowanych osób. Wszystko najczęściej robiła na ostatnią chwilę, a o ile się udawało, nie widziała potrzeby zmieniania tego. Miała niesamowitego życiowego farta, więc rzeczywiście z większości wypadków wychodziła obronną ręką, a obecność jej nowego chłopaka w życiu dziewczyny znacząco poprawiał kwestię bezpieczeństwa i zgarniania jej z ulicy w środku nocy, może też dlatego, że przez ostatnie kilka tygodni jakoś tak się sama za bardzo nie szlajała. Tym razem trafiła jednak na szlak z Rosalie, chcąc oderwać się od miasteczka i spędzić trochę czasu na łonie natury, niejako obrażona na Harringtona, który jej pomysł wyśmiał, obiecała więc sobie, że zdobędzie wszystkie szczyty pobliskiej wyspy i ani trochę nie będzie potrzebowała niczyjej pomocy. - Co ty mi pokazujesz, jakbym potrafiła czytać mapę - zaśmiała się, patrząc na nią jakby była niespełna rozumu i wyciągnęła z kieszeni telefon, nie, nie po to, zeby zrobić sobie zdjęcie, ale odpalić mapę w aplikacji, niestety brak zasięgu sprawił, że szybko zrzedła jej mina, bo nie mogła posiłkować się GPS-em, a bez tego czuła się niestety jak bez ręki. - Eeeej, dobra, taki, na który jest ścieżka, bo inaczej może być cieżko - pomachała smartfonem w powietrzu i schowała go znów do kieszeni, skoro miał nie być ani trochę pomocny, jednak wyznaczony szlak powinien pomóc im na tyle, żeby nie miały potem problemu z powrotem, bo może i Hepburn przygotowała się nieźle do wycieczki wspinaczkowej, ale szczytem mozliwości Delilah było założenie wygodniejszych butów i spakowanie bidonu z wodą, więc gdyby miały się zadziać jakieś niespodziewane zwroty akcji w temperaturze, nie było szans na przetrwanie. No, chyba, że miałaby się sturlać z górki. - Ale ta ścieżka tutaj wygląda na jakąś taką, no nie wiem, przyjemną? - wskazała palcem na konkretne rozwidlenie, zdając się w tym momencie na swoją towarzyszkę.
Delilah Lowell
Delilah ani trochę nie należała do zorganizowanych osób. Wszystko najczęściej robiła na ostatnią chwilę, a o ile się udawało, nie widziała potrzeby zmieniania tego. Miała niesamowitego życiowego farta, więc rzeczywiście z większości wypadków wychodziła obronną ręką, a obecność jej nowego chłopaka w życiu dziewczyny znacząco poprawiał kwestię bezpieczeństwa i zgarniania jej z ulicy w środku nocy, może też dlatego, że przez ostatnie kilka tygodni jakoś tak się sama za bardzo nie szlajała. Tym razem trafiła jednak na szlak z Rosalie, chcąc oderwać się od miasteczka i spędzić trochę czasu na łonie natury, niejako obrażona na Harringtona, który jej pomysł wyśmiał, obiecała więc sobie, że zdobędzie wszystkie szczyty pobliskiej wyspy i ani trochę nie będzie potrzebowała niczyjej pomocy. - Co ty mi pokazujesz, jakbym potrafiła czytać mapę - zaśmiała się, patrząc na nią jakby była niespełna rozumu i wyciągnęła z kieszeni telefon, nie, nie po to, zeby zrobić sobie zdjęcie, ale odpalić mapę w aplikacji, niestety brak zasięgu sprawił, że szybko zrzedła jej mina, bo nie mogła posiłkować się GPS-em, a bez tego czuła się niestety jak bez ręki. - Eeeej, dobra, taki, na który jest ścieżka, bo inaczej może być cieżko - pomachała smartfonem w powietrzu i schowała go znów do kieszeni, skoro miał nie być ani trochę pomocny, jednak wyznaczony szlak powinien pomóc im na tyle, żeby nie miały potem problemu z powrotem, bo może i Hepburn przygotowała się nieźle do wycieczki wspinaczkowej, ale szczytem mozliwości Delilah było założenie wygodniejszych butów i spakowanie bidonu z wodą, więc gdyby miały się zadziać jakieś niespodziewane zwroty akcji w temperaturze, nie było szans na przetrwanie. No, chyba, że miałaby się sturlać z górki. - Ale ta ścieżka tutaj wygląda na jakąś taką, no nie wiem, przyjemną? - wskazała palcem na konkretne rozwidlenie, zdając się w tym momencie na swoją towarzyszkę.
Delilah Lowell
mów mi/kontakt
a
Była tancerka, która przez kontuzję straciła marzenia o wielkiej karierze, obecnie studentka weterynarii, która kocha zwierzęta i swoją nową pasję. Oprócz tego w jej sercu znalazło się miejsce dla dwóch uroczych kudłatych kulek oraz pewnego niezwykle przystojnego policjanta, przy którym to czuje się naprawdę bezpiecznie, co zrozumiała po tym jak została napadnięta. Niestety odkąd Carter wyjechał wraz ze szczeniakami to jej serce rozsypało się na milion kawałków. Wydawało jej się że poskładała z Chetem, ale ten jedynie pozbawił ją dziewictwa i złamał jej serce.
21
170
Delilah Lowell
Akurat pod tym względem Rose wolała być zorganizowana i przygotowana na każdą ewentualność. Jakoś tak miała od dziecka, intuicyjnie opracowywała plan B na wypadek gdyby plan A nie wypalił. To okazało się doskonałym rozwiązaniem zważywszy na fakt, co ją spotkało, ale to nie było coś o czym Hepburn lubiła wspominać. Niespełnione marzenia zawsze bolą bardziej. Jak dobrze zatem że Delilah na kompana w podróży wybrała Rose, dzięki niej, a dokładniej dzięki jej mapie dziewczyny nie zaginą.
- Del, skup się na chwilę i popatrz. My jesteśmy tutaj o. Te szczyty na lewo to będą tamte na żywo, a te na mapie o tutaj to są te szczyty tam, o widzisz? - zaczęła od wytłumaczenia topografii terenu i pokazania co z mapy jest czym na żywo. Niestety gdy podniosła rękę by pokazać odpowiednie szczyty, wiatr porwał mapę i nie było możliwości pobiegnięcia za nią, nikt nie chciał spaść z urwiska do oceanu, nieprawdaż? Jednak widać było, że Rose tym faktem była nieco zawiedziona. Na szczęście Lowell miała pomysł z gps-em, pod warunkiem gdyby takowy działał, ale jak pech to pech, nawet ta nowoczesna technologia nie zadziałała. I w tej chwili szatynka pożałowała że nie przyłożyła mapy wcześniej kamieniem.
- Właśnie na wszystkie prowadzą ścieżki, tylko są różnej trudności. Odradzam ścieżkę czarną i czerwoną, są najniebezpieczniejsze, myślę że powinnyśmy pójść najłatwiejszą trasą, czyli żółtą bądź niebieską. - skoro jednak mapy zabrakło to musiały zdać się na wiedzę, którą już miała Hepburn o oznaczeniach terenu. Na szczęście zazwyczaj na szlakach na kamieniach, a także na drzewach i znakach widniały odpowiedniego koloru znaki, więc łatwo było stwierdzić, w którą stronę powinny ruszyć dalej. W tym wypadku jedynym oznaczeniem był drewniany znak ze strzałkami, Rose spojrzała najpierw na strzałkę prowadzącą na drogę, którą wybrała Delilah.
- Tam na pewno nie pójdziemy, ta droga wygląda sympatycznie, ale to tylko pozory. Popatrz na znak, to ścieżka śmierci. - wskazała na czarny pasek Rose i pokazała na drugie rozwidlenie, gdzie prowadziła niebieska strzałka.
- Musimy iść w tę stronę. - powiedziała stanowczo i ruszyły w danym kierunku, nieświadome tego że jakiś żartowniś będąc tutaj wcześniej obrócił znaki i właśnie wyruszyły na najtrudniejszą trasę życia.
Akurat pod tym względem Rose wolała być zorganizowana i przygotowana na każdą ewentualność. Jakoś tak miała od dziecka, intuicyjnie opracowywała plan B na wypadek gdyby plan A nie wypalił. To okazało się doskonałym rozwiązaniem zważywszy na fakt, co ją spotkało, ale to nie było coś o czym Hepburn lubiła wspominać. Niespełnione marzenia zawsze bolą bardziej. Jak dobrze zatem że Delilah na kompana w podróży wybrała Rose, dzięki niej, a dokładniej dzięki jej mapie dziewczyny nie zaginą.
- Del, skup się na chwilę i popatrz. My jesteśmy tutaj o. Te szczyty na lewo to będą tamte na żywo, a te na mapie o tutaj to są te szczyty tam, o widzisz? - zaczęła od wytłumaczenia topografii terenu i pokazania co z mapy jest czym na żywo. Niestety gdy podniosła rękę by pokazać odpowiednie szczyty, wiatr porwał mapę i nie było możliwości pobiegnięcia za nią, nikt nie chciał spaść z urwiska do oceanu, nieprawdaż? Jednak widać było, że Rose tym faktem była nieco zawiedziona. Na szczęście Lowell miała pomysł z gps-em, pod warunkiem gdyby takowy działał, ale jak pech to pech, nawet ta nowoczesna technologia nie zadziałała. I w tej chwili szatynka pożałowała że nie przyłożyła mapy wcześniej kamieniem.
- Właśnie na wszystkie prowadzą ścieżki, tylko są różnej trudności. Odradzam ścieżkę czarną i czerwoną, są najniebezpieczniejsze, myślę że powinnyśmy pójść najłatwiejszą trasą, czyli żółtą bądź niebieską. - skoro jednak mapy zabrakło to musiały zdać się na wiedzę, którą już miała Hepburn o oznaczeniach terenu. Na szczęście zazwyczaj na szlakach na kamieniach, a także na drzewach i znakach widniały odpowiedniego koloru znaki, więc łatwo było stwierdzić, w którą stronę powinny ruszyć dalej. W tym wypadku jedynym oznaczeniem był drewniany znak ze strzałkami, Rose spojrzała najpierw na strzałkę prowadzącą na drogę, którą wybrała Delilah.
- Tam na pewno nie pójdziemy, ta droga wygląda sympatycznie, ale to tylko pozory. Popatrz na znak, to ścieżka śmierci. - wskazała na czarny pasek Rose i pokazała na drugie rozwidlenie, gdzie prowadziła niebieska strzałka.
- Musimy iść w tę stronę. - powiedziała stanowczo i ruszyły w danym kierunku, nieświadome tego że jakiś żartowniś będąc tutaj wcześniej obrócił znaki i właśnie wyruszyły na najtrudniejszą trasę życia.
mów mi/kontakt
-