Właściwie to do końca nie wiem, jak to się stało, że Jackson zgodził się na to, aby Nora po tych ekscesach wyfrunęła po skarby, ale strzelam, że ostatecznie pewnie nie miał nic do gadania i nie pozwoliła sie odwieźć nawet na lotnisko. Czas już od dawna mu się tak nie dłużył; to wcale nie były trzy albo cztery dni rozłąki - miał wrażenie, że to było z pół roku nieustannego patrzenia na wyświetlacz telefonu, śledzenia lotów pomiędzy Stanami, a Arabią i ciągłego zastanawiania się nad tym, czy aby na pewno była na siłach, żeby wrócić stamtąd w jednym kawałku. Ale wierzył. Wierzył, że sobie poradzi i że znów będą razem spędzać czas, nie przejmując się niczym ani nikim. To właśnie ta tęsknota dawała mu do myślenia. Od dawna jej nie czuł, a teraz - skrzyżowana ze zmartwieniem o pannę Westford - po prostu nie dawała mu w nocy spać. Może jednak była odpowiednia? Może była tą, która zasłużyła na miejsce w jego życiu? A może jednak wręcz przeciwnie powinni się rozmówić, zanim oboje poczują się zbyt wkręceni? Odpowiedź na te i inne pytania poznamy w najbliższych kilku odcinkach.
Tymczasem zaczynał się pewnie piąty dzień służbowego wyjazdu barmanki za tę słynną zagramanicę. Było wczesne południe i Jackson ledwie zdążył się obudzić po tym, jak nad ranem wreszcie udało mu się zasnąć. Oczywiście - od razu sięgnął po telefon, żeby wreszcie przeczytać jakąś wiadomość od Nory, ale nadal milczała, więc potrzebował jeszcze kilku minut pod kołdrą, żeby nabrać chęci do życia. W końcu jednak wypadało zjawić się w hotelu, dlatego wreszcie się zwlókł. Parę razy podciągnął się na zamontowanym we framudze drążku, potem wszedł na chwilę do łazienki, żeby się odlać i przemyć gębę, aż wreszcie zszedł schodami na dół na jakieś śniadanie. No i tu pewnie powinien już zauważyć, że coś było nie tak, bo ekspres do kawy był włączony, a klimatyzacja dęła w najlepsze chłodnym powietrzem, ale był chyba zbyt zamulony, żeby się tym przejmować, tym bardziej, że nadal nie spuszczał oczu z wyświetlacza telefonu. Dopiero kilka stopni później jego wzrok napotkał na nogi, siedzącej przy kuchennej wyspie panny Westford i aż podskoczył, omal nie upuszczając wszystkiego z rąk. - Kurwa mać! - syknął, łapiąc się poręczy i dopiero po tym, jak przesunął po Norce wzrokiem, rozpromienił się. - Wróciłaś? Kiedy? I jak się tu w ogóle dostałaś? - zarzucił ją od razu pytaniami, właściwie w sekundę pojawiając się tuż obok niej. To chyba było na tyle z tego rozmawiania się i zbyt poważnej atmosfery. - Mogłaś dać znać, odebrałbym Cię z promu - dorzucił jeszcze i pocałował ją czule w usta, obejmując ją ramionami. Stęsknił się, nie?