Whitely Beatrice
imiona Beatrice Joy
nazwisko Whitely
data urodzenia30/11/'88
miejsce urodzenia Hope Valley
orientacja seksualna pansexual
miejsce pracy CHILL & GRILL
stanowisko pracy właścicielka
narracja 3 os. + czas przeszły
wizerunek Hale Lucy
❁ obecnie ma około osiemdziesięciu procent pewności, że gdyby wychowywała się w domu, w którym nie byłoby takiego zagęszczenia młodszych sióstr, miałaby o wiele większe szanse na wykształcenie zdolności do zaprzyjaźniania się z innymi kobietami.
❁ w największym skrócie - Bee to wyjątkowo charakterny gnom, który trochę za bardzo wziął sobie do serca pozycję najstarszej siostry i najchętniej każdemu wręczyłaby wypunktowaną listę tego, co powinien zmienić w życiu, żeby dobrze było, oczywiście wszystko to płynie "z najgłębszej troski".
❁ Miami przyjechała podbijać ze świeżutkim listem w ręku, który zaświadczał, że to właśnie ona, a nie ktoś inny jest przyjęta na pierwszy rok marketingu i zarządzania - kierunek dla pławiącego się w rozstawianiu ludzi po kątach gnoma wprost idealny. W międzyczasie żywot jej splótł się z branżą gastronomiczną, aż dotarła na pozycję jednego z najmłodszych menago w mieście. Świętowała wtedy coś około własnego ćwierćwiecza i już dobrze wiedziała, że już zawsze i wszędzie będzie klęła na nią na czym świat stoi, ale i tak dnia bez tabaki nie przeżyje.
❁ rzadko wspomina o największej porażce w historii, jaką był jej jedyny prawdziwie poważny związek. Była wtedy całkiem blisko iście bajkowego happy end'u, przez moment nawet opuściła maskę zawodowej złośnicy, bo czuła, że jeszcze chwilę, jeszcze momencik i złapie samego pana boga za nogi. Gdyby tylko nie ciąża, która trafiła jej się w najmniej odpowiednim momencie. I nie, to nawet nie stawianie na karierę umotywowało jej samodzielnie podjętą decyzję o aborcji; to jej święte przekonanie, że w życiu na wszystko jest czas i miejsce - że istnieje odgórny plan, którego winna jest się trzymać i tak - to nie był ten czas. On nigdy jej tego nie wybaczył.
❁ pieniądze na prowadzenie własnej knajpy to efekt jednego pijanego wieczoru, podczas którego za ostatnie dwa dolary z portfela kupiła los na loterii na chybił trafił. Los okazał się szczęśliwy, ale Bee następnego poranka już nieco mniej, bo za chińskiego boga nie mogła przypomnieć sobie, gdzie się zawieruszył. Narodziła się z tego pełnowymiarowa przygoda, w której trakcie niczym Indiana Jones z pomocą przypadkiem poznanego, medytującego przy torach człowieka, przemierzyła całe miasto w poszukiwaniu zguby.
❁ to, że przez swoich znajomych najczęściej nazywana jest Bee to ździebko ironia losu, biorąc pod uwagę fakt, że jest śmiertelnie uczulona na jad tych owadów. Stąd też omija szerokim łukiem wszelkiej maści kwiaciarnie, ogrody botaniczne i kwietne łąki w szczycie sezonu, a na okiennych parapetach hoduje jedynie kilka kaktusów i jedną paprotkę imieniem Barry.
❁ z kolei kawę zalewa co rano hektolitrami czekoladowego mleka sojowego z wyboru, a w byciu stuprocentową wegetarianką przeszkadza jej miłość do sushi i jednego, raz od wielkiego dzwonu, podwójnego Big Maca, a to ostatnie stara się rekompensować regularnymi wpłatami na różnego rodzaju eko fundacje i wolontariatem w schroniskach.
❁ jakoś tak się złożyło, że nigdy nie nauczyła się pływać, choć siedzenie na plaży i podziwianie linii, na której tafla wody łączy się z bezkresem nieba, ulokowało się na mocnej, trzeciej pozycji jej Top 10 ulubionych czynności. Czasem tego żałuje, ale potem potyka się o wyrzuconą na piach meduzę albo trafia na dokument o największych rekinach w historii, i nagle już wcale nie jest jej tak źle z byciem skazaną na taplanie się w wodzie co najwyżej do kolana.
❁ w największym skrócie - Bee to wyjątkowo charakterny gnom, który trochę za bardzo wziął sobie do serca pozycję najstarszej siostry i najchętniej każdemu wręczyłaby wypunktowaną listę tego, co powinien zmienić w życiu, żeby dobrze było, oczywiście wszystko to płynie "z najgłębszej troski".
❁ Miami przyjechała podbijać ze świeżutkim listem w ręku, który zaświadczał, że to właśnie ona, a nie ktoś inny jest przyjęta na pierwszy rok marketingu i zarządzania - kierunek dla pławiącego się w rozstawianiu ludzi po kątach gnoma wprost idealny. W międzyczasie żywot jej splótł się z branżą gastronomiczną, aż dotarła na pozycję jednego z najmłodszych menago w mieście. Świętowała wtedy coś około własnego ćwierćwiecza i już dobrze wiedziała, że już zawsze i wszędzie będzie klęła na nią na czym świat stoi, ale i tak dnia bez tabaki nie przeżyje.
❁ rzadko wspomina o największej porażce w historii, jaką był jej jedyny prawdziwie poważny związek. Była wtedy całkiem blisko iście bajkowego happy end'u, przez moment nawet opuściła maskę zawodowej złośnicy, bo czuła, że jeszcze chwilę, jeszcze momencik i złapie samego pana boga za nogi. Gdyby tylko nie ciąża, która trafiła jej się w najmniej odpowiednim momencie. I nie, to nawet nie stawianie na karierę umotywowało jej samodzielnie podjętą decyzję o aborcji; to jej święte przekonanie, że w życiu na wszystko jest czas i miejsce - że istnieje odgórny plan, którego winna jest się trzymać i tak - to nie był ten czas. On nigdy jej tego nie wybaczył.
❁ pieniądze na prowadzenie własnej knajpy to efekt jednego pijanego wieczoru, podczas którego za ostatnie dwa dolary z portfela kupiła los na loterii na chybił trafił. Los okazał się szczęśliwy, ale Bee następnego poranka już nieco mniej, bo za chińskiego boga nie mogła przypomnieć sobie, gdzie się zawieruszył. Narodziła się z tego pełnowymiarowa przygoda, w której trakcie niczym Indiana Jones z pomocą przypadkiem poznanego, medytującego przy torach człowieka, przemierzyła całe miasto w poszukiwaniu zguby.
❁ to, że przez swoich znajomych najczęściej nazywana jest Bee to ździebko ironia losu, biorąc pod uwagę fakt, że jest śmiertelnie uczulona na jad tych owadów. Stąd też omija szerokim łukiem wszelkiej maści kwiaciarnie, ogrody botaniczne i kwietne łąki w szczycie sezonu, a na okiennych parapetach hoduje jedynie kilka kaktusów i jedną paprotkę imieniem Barry.
❁ z kolei kawę zalewa co rano hektolitrami czekoladowego mleka sojowego z wyboru, a w byciu stuprocentową wegetarianką przeszkadza jej miłość do sushi i jednego, raz od wielkiego dzwonu, podwójnego Big Maca, a to ostatnie stara się rekompensować regularnymi wpłatami na różnego rodzaju eko fundacje i wolontariatem w schroniskach.
❁ jakoś tak się złożyło, że nigdy nie nauczyła się pływać, choć siedzenie na plaży i podziwianie linii, na której tafla wody łączy się z bezkresem nieba, ulokowało się na mocnej, trzeciej pozycji jej Top 10 ulubionych czynności. Czasem tego żałuje, ale potem potyka się o wyrzuconą na piach meduzę albo trafia na dokument o największych rekinach w historii, i nagle już wcale nie jest jej tak źle z byciem skazaną na taplanie się w wodzie co najwyżej do kolana.
miejscowy BAYSIDE VALE