Talle Parker
imiona Parker
nazwisko Talle
data urodzenia19.11.1994
miejsce urodzenia Miami
orientacja seksualna heteroseksualna
miejsce pracy -
stanowisko pracy -
narracja Trzecia osoba / czas przeszły
wizerunek Sage Halston
Straciłam wszystko nie raz, nie dwa, a nawet trzy razy – zważywszy na to, że mam niespełna dwadzieścia sześć lat, to całkiem często zdarzało mi się zaczynać życie z niczym.
Urodziłam się z przekleństwem w postaci nazwiska. Talle’owie to bardzo szanowana, niezwykle popularna, a przede wszystkim znana ze swojej skuteczności oraz niecodziennych metod pracy, rodzina prawników. Jeszcze będąc nastolatką, nie widziałam żadnych wad posiadania bogatych oraz wpływowych rodziców. Mieszkaliśmy na Florydzie, w ogromnym domu z basenem – w którym mając szesnaście lat urządziłam huczną balangę, za którą zostałam później srodze ukarana. Sęk w tym, że uwielbiałam swoje życie. Matka, kobieta z niebywałą klasą, nie zwracała na mnie większej uwagi, kwestię wychowania pozostawiając nianiom. Ojcu, krwiożerczemu rekinowi biznesu, zależało wyłącznie na tym, by jego dzieci ruszyły jego śladem i ukończyły studia prawnicze na renomowanej uczelni. Jak można się domyślić, nigdy nie przejmowałam się ich wymaganiami. I dlatego, gdy ukończyłam szkołę średnią i stanęłam przed wyborem dalszej drogi, odmówiłam. Zrezygnowałam ze studiów sądząc, że nie będą mi potrzebne do tego, by wieść szczęśliwe, pozbawione trosk życie. Wtedy ojciec wyrzucił mnie z domu, a ja byłam zbyt dumna, by prosić o przebaczenie.
Mając osiemnaście lat wyprowadziłam się do San Diego, dosłownie na drugi koniec kraju. Tam zaczęłam układać sobie życie wedle własnych potrzeb – a niestety okazało się, że nie była to łatwa sztuka. Oszczędności szybko stopniały, a praca kelnerki nie była szczytem moich marzeń. Mieszkałam wraz z trójką współlokatorów, gnieżdżąc się w małej przestrzeni, do czego nie byłam przyzwyczajona. Musiałam nauczyć się gotować, bo codzienne jadanie w restauracjach nie było objęte przez mój niewielki budżet. Dawałam sobie radę, ale nie było łatwo. Po roku zdecydowałam się na studia. Wybrałam marketing, bo podobała mi się wizja prowadzenia własnej działalności. Tam też poznałam Ciebie. Zakochałam się, budowałam przyszłość, a później postanowiłam to wszystko zepsuć. Uwierzycie, że miałam dobre intencje?
Trzy i pół roku temu dowiedziałam się, że mam białaczkę i moje życie zmieniło się po raz kolejny. Choroba stanowiła problem, z którym nie dałabym sobie rady sama. Potrzebowałam pomocy. Potrzebowałam rodziny. Nie zamierzałam odzywać się do ojca, bo to on postawił na mnie krzyżyk. Zadzwoniłam do matki. Nie rozmawiałyśmy od trzech lat i sam jej głos sprawił, że od razu zaczęłam płakać. Aby walczyć z nowotworem, przeniosłam się do Nowego Jorku, gdyż tam znaleziono dla mnie najlepszych specjalistów. Przeszłam trzy przeszczepy szpiku kostnego, przeżyłam również jeden nawrót choroby, ale ostatecznie wyszłam na prostą po prawie trzech latach nieustającej walki. Polubiłam Nowy Jork i początkowo, choć matka namawiała mnie na powrót do Miami, nie zamierzałam się zgodzić na kolejną przeprowadzkę. Wtedy przyszła kolejna zmiana.
Mój ojciec zmarł piętnastego marca dwa tysiące dwudziestego roku. Pojechałam na pogrzeb, ale skłamałabym mówiąc, że uroniłam szczere łzy. Przyczyną śmierci był zawał serca – nic nadzwyczajnego, za dużo tłustego jedzenia, za dużo stresu, za mała ilość ruchu. Zmarł. A ja poczułam ulgę. Po tym wydarzeniu zdecydowałam się wrócić w rodzinne strony, ale zamiast Miami, wybrałam Hope Valley, gdzie nie musiałam zderzać się z przeszłością tak często. Po tym, jak matka udostępniła mi fundusz powierniczy, nie musiałam więcej martwić się o pieniądze. Obecnie planuję założenie własnej firmy, ale to dopiero plany, które z czasem będę wdrażać w życie. Przecież mam jeszcze bardzo dużo czasu, bo moje życie jednak nie skończy się tak szybko, jak podejrzewałam.
1. Po wygranej z białaczką na nowo zaczęła cieszyć się życiem – ponownie stała się żądną wrażeń i ekscytacji młodą dziewczyną, która nie boi się wyzwań i stawia czoła największym przeciwnościom.
2. Ma niełatwy charakter, który łączy w sobie cechy osoby wychowującej się w luksusach, a jednocześnie kogoś, kto w młodym wieku musiał nauczyć się radzić sobie na własną rękę. Jest uparta, bywa wyrachowana, zdecydowanie zadziorna oraz zbyt pewna siebie. Łatwo wpada w złość i nie potrafi prosić o wybaczenie.
3. Bardzo lubi bawić się modą. Gdy nie szastała rodzinną fortuną, często ubierała się w sklepach z odzieżą używaną, którą przerabiała na swoją miarę. Ma do tego talent. Kupiła lepszą maszynę do szycia i w wolnych chwilach bawi się w projektantkę.
4. Ma awersję do ostrego jedzenia. Potrafi gotować, ale nie lubi tego robić, więc jeśli własnoręcznie przygotowuje dla kogoś kolację, to musi być osoba bardzo wyjątkowa.
5. Potrafi grać na gitarze – nauczył ją tego dziadek, po którym odziedziczyła imię.
6. W niedalekiej przyszłości planuje otworzyć własny interes. Ma wystarczające środki, a problemem jest brak odpowiedniego pomysłu. Chciałaby zainwestować mądrze, dlatego wciąż odkłada decyzję.
Urodziłam się z przekleństwem w postaci nazwiska. Talle’owie to bardzo szanowana, niezwykle popularna, a przede wszystkim znana ze swojej skuteczności oraz niecodziennych metod pracy, rodzina prawników. Jeszcze będąc nastolatką, nie widziałam żadnych wad posiadania bogatych oraz wpływowych rodziców. Mieszkaliśmy na Florydzie, w ogromnym domu z basenem – w którym mając szesnaście lat urządziłam huczną balangę, za którą zostałam później srodze ukarana. Sęk w tym, że uwielbiałam swoje życie. Matka, kobieta z niebywałą klasą, nie zwracała na mnie większej uwagi, kwestię wychowania pozostawiając nianiom. Ojcu, krwiożerczemu rekinowi biznesu, zależało wyłącznie na tym, by jego dzieci ruszyły jego śladem i ukończyły studia prawnicze na renomowanej uczelni. Jak można się domyślić, nigdy nie przejmowałam się ich wymaganiami. I dlatego, gdy ukończyłam szkołę średnią i stanęłam przed wyborem dalszej drogi, odmówiłam. Zrezygnowałam ze studiów sądząc, że nie będą mi potrzebne do tego, by wieść szczęśliwe, pozbawione trosk życie. Wtedy ojciec wyrzucił mnie z domu, a ja byłam zbyt dumna, by prosić o przebaczenie.
Mając osiemnaście lat wyprowadziłam się do San Diego, dosłownie na drugi koniec kraju. Tam zaczęłam układać sobie życie wedle własnych potrzeb – a niestety okazało się, że nie była to łatwa sztuka. Oszczędności szybko stopniały, a praca kelnerki nie była szczytem moich marzeń. Mieszkałam wraz z trójką współlokatorów, gnieżdżąc się w małej przestrzeni, do czego nie byłam przyzwyczajona. Musiałam nauczyć się gotować, bo codzienne jadanie w restauracjach nie było objęte przez mój niewielki budżet. Dawałam sobie radę, ale nie było łatwo. Po roku zdecydowałam się na studia. Wybrałam marketing, bo podobała mi się wizja prowadzenia własnej działalności. Tam też poznałam Ciebie. Zakochałam się, budowałam przyszłość, a później postanowiłam to wszystko zepsuć. Uwierzycie, że miałam dobre intencje?
Trzy i pół roku temu dowiedziałam się, że mam białaczkę i moje życie zmieniło się po raz kolejny. Choroba stanowiła problem, z którym nie dałabym sobie rady sama. Potrzebowałam pomocy. Potrzebowałam rodziny. Nie zamierzałam odzywać się do ojca, bo to on postawił na mnie krzyżyk. Zadzwoniłam do matki. Nie rozmawiałyśmy od trzech lat i sam jej głos sprawił, że od razu zaczęłam płakać. Aby walczyć z nowotworem, przeniosłam się do Nowego Jorku, gdyż tam znaleziono dla mnie najlepszych specjalistów. Przeszłam trzy przeszczepy szpiku kostnego, przeżyłam również jeden nawrót choroby, ale ostatecznie wyszłam na prostą po prawie trzech latach nieustającej walki. Polubiłam Nowy Jork i początkowo, choć matka namawiała mnie na powrót do Miami, nie zamierzałam się zgodzić na kolejną przeprowadzkę. Wtedy przyszła kolejna zmiana.
Mój ojciec zmarł piętnastego marca dwa tysiące dwudziestego roku. Pojechałam na pogrzeb, ale skłamałabym mówiąc, że uroniłam szczere łzy. Przyczyną śmierci był zawał serca – nic nadzwyczajnego, za dużo tłustego jedzenia, za dużo stresu, za mała ilość ruchu. Zmarł. A ja poczułam ulgę. Po tym wydarzeniu zdecydowałam się wrócić w rodzinne strony, ale zamiast Miami, wybrałam Hope Valley, gdzie nie musiałam zderzać się z przeszłością tak często. Po tym, jak matka udostępniła mi fundusz powierniczy, nie musiałam więcej martwić się o pieniądze. Obecnie planuję założenie własnej firmy, ale to dopiero plany, które z czasem będę wdrażać w życie. Przecież mam jeszcze bardzo dużo czasu, bo moje życie jednak nie skończy się tak szybko, jak podejrzewałam.
1. Po wygranej z białaczką na nowo zaczęła cieszyć się życiem – ponownie stała się żądną wrażeń i ekscytacji młodą dziewczyną, która nie boi się wyzwań i stawia czoła największym przeciwnościom.
2. Ma niełatwy charakter, który łączy w sobie cechy osoby wychowującej się w luksusach, a jednocześnie kogoś, kto w młodym wieku musiał nauczyć się radzić sobie na własną rękę. Jest uparta, bywa wyrachowana, zdecydowanie zadziorna oraz zbyt pewna siebie. Łatwo wpada w złość i nie potrafi prosić o wybaczenie.
3. Bardzo lubi bawić się modą. Gdy nie szastała rodzinną fortuną, często ubierała się w sklepach z odzieżą używaną, którą przerabiała na swoją miarę. Ma do tego talent. Kupiła lepszą maszynę do szycia i w wolnych chwilach bawi się w projektantkę.
4. Ma awersję do ostrego jedzenia. Potrafi gotować, ale nie lubi tego robić, więc jeśli własnoręcznie przygotowuje dla kogoś kolację, to musi być osoba bardzo wyjątkowa.
5. Potrafi grać na gitarze – nauczył ją tego dziadek, po którym odziedziczyła imię.
6. W niedalekiej przyszłości planuje otworzyć własny interes. Ma wystarczające środki, a problemem jest brak odpowiedniego pomysłu. Chciałaby zainwestować mądrze, dlatego wciąż odkłada decyzję.
turysta Bayside Vale