Hannah Cameron
Wittenhauser
data i miejsce urodzenia
27-05-1990, Hope Valley
orientacja seksualna
heteroseksualna
miejsce pracy
Cape Coral Hospital
stanowisko pracy
rezydentka ginekologii
narracja
trzecia / przeszły
wizerunek
Lotz, Caity
about me
- Przyszła na świat w bogatej i szanowanej rodzinie. Jej ojciec to dość znany w hrabstwie polityk, w przyszłości nie wyklucza startu w wyścigu o fotel gubernatora. Matka pracuje jako seksterapeutka. Ma swoją własną mini klinikę i mnóstwo pacjentów, głównie z wyższych sfer.
- Ma dwóch braci: bliźniaka młodszego od siebie o dwie minuty i starszego, adoptowanego. Trafił do jej rodziny w wieku jedenastu lat, kiedy bliźniaki miały lat sześć.
- Nie oszukujmy się, nigdy nie była specjalnie bystra. Zamiast na lekcje wolała chodzić z kolegami na plażę, interesowali ją chłopcy, ciuchy i kosmetyki. Nie miała planu na życie. Pewnie, planowała studia, ale miały być przedłużeniem dzieciństwa, po którym tata załatwi jej jakąś lekką i przyjemną pracę. Coś jednak przestawiło jej się nagle w głowie i podczas pewnej imprez, po kilku jointach i kilku browarkach, uznała, że całkiem fajnie będzie pójść na medycynę ze swoją najlepszą przyjaciółką oraz bratem bliźniakiem. Ja się nie dostanę? Potrzymaj mi piwo. Poprawiła oceny (ojciec ufundował pomoce naukowe nauczycielom tych przedmiotów, z którymi sobie nie radziła), ku swojemu zaskoczeni całkiem nieźle zdała SAT (to już jej zasługa), a czego nie dopisała, to dopowiedział za nią ojciec. Bez jego znajomości pewnie nie dostałaby się na Yale, ale zdaje się, że niespecjalnie jej to przeszkadza.
- Podczas studiów wciąż nie grzeszyła bystrością. Wciąż lubiła imprezy, jointy, kolegów i ciuchy i o ile na pre-medzie jakoś to przechodziło, tak dalej, na właściwej medycynie, było nieco gorzej. Nie była orłem, wlokła się gdzieś w ogonie i nikt nie wierzył w to, że uda jej się uzyskać dyplom. Sama nawet przestała w to wierzyć. Kilka razy znalazła się na krawędzi. Zakuwała ze łzami w oczach, przyklejała sobie do czoła karteczki z łacińskimi nazwami, spała z książką pod poduszką, ale było warto. Do dziś za swoje największe życiowe osiągnięcie uważa właśnie ukończenie medycyny i jest z tego szalenie dumna.
- Wybór specjalizacji po stażu był dla niej dość łatwy. Postanowiła zostać ginekologiem i to nie takim, który pracuje w miejskim szpitalu. Nie do końca wiąże swoja przyszłość z Cape Coral Hospital. Za kilka lat widzi siebie w prywatnej klinice matki jako panią ginekolog rozdającą wszystkim chętnym dowolne środki antykoncepcyjne niczym cukierki. Tak, to zdecydowanie zajęcie dla niej. Taki przynajmniej jest plan. Może to jeszcze się zmieni?
- Była w kilku mniej lub bardziej poważnych związkach. Raz otarła się nawet o zaręczyny, ale kiedy przypadkiem znalazła w rzeczach swojego chłopaka pierścionek, spanikowała i go zostawiła. Nie była na to gotowa. Wciąż nie wie, czy jest. Musi trafić na kogoś, kto nie będzie szukał w niej poważnej i inteligentnej pani doktor, kto doceni jej poczucie humoru i urok osobisty, komu nie będzie przeszkadzać jej brak wiedzy oraz to, że czasem, po pracy (tylko po pracy), wciąż lubi pójść na plażę i zapalić jointa.
- Ma dwóch braci: bliźniaka młodszego od siebie o dwie minuty i starszego, adoptowanego. Trafił do jej rodziny w wieku jedenastu lat, kiedy bliźniaki miały lat sześć.
- Nie oszukujmy się, nigdy nie była specjalnie bystra. Zamiast na lekcje wolała chodzić z kolegami na plażę, interesowali ją chłopcy, ciuchy i kosmetyki. Nie miała planu na życie. Pewnie, planowała studia, ale miały być przedłużeniem dzieciństwa, po którym tata załatwi jej jakąś lekką i przyjemną pracę. Coś jednak przestawiło jej się nagle w głowie i podczas pewnej imprez, po kilku jointach i kilku browarkach, uznała, że całkiem fajnie będzie pójść na medycynę ze swoją najlepszą przyjaciółką oraz bratem bliźniakiem. Ja się nie dostanę? Potrzymaj mi piwo. Poprawiła oceny (ojciec ufundował pomoce naukowe nauczycielom tych przedmiotów, z którymi sobie nie radziła), ku swojemu zaskoczeni całkiem nieźle zdała SAT (to już jej zasługa), a czego nie dopisała, to dopowiedział za nią ojciec. Bez jego znajomości pewnie nie dostałaby się na Yale, ale zdaje się, że niespecjalnie jej to przeszkadza.
- Podczas studiów wciąż nie grzeszyła bystrością. Wciąż lubiła imprezy, jointy, kolegów i ciuchy i o ile na pre-medzie jakoś to przechodziło, tak dalej, na właściwej medycynie, było nieco gorzej. Nie była orłem, wlokła się gdzieś w ogonie i nikt nie wierzył w to, że uda jej się uzyskać dyplom. Sama nawet przestała w to wierzyć. Kilka razy znalazła się na krawędzi. Zakuwała ze łzami w oczach, przyklejała sobie do czoła karteczki z łacińskimi nazwami, spała z książką pod poduszką, ale było warto. Do dziś za swoje największe życiowe osiągnięcie uważa właśnie ukończenie medycyny i jest z tego szalenie dumna.
- Wybór specjalizacji po stażu był dla niej dość łatwy. Postanowiła zostać ginekologiem i to nie takim, który pracuje w miejskim szpitalu. Nie do końca wiąże swoja przyszłość z Cape Coral Hospital. Za kilka lat widzi siebie w prywatnej klinice matki jako panią ginekolog rozdającą wszystkim chętnym dowolne środki antykoncepcyjne niczym cukierki. Tak, to zdecydowanie zajęcie dla niej. Taki przynajmniej jest plan. Może to jeszcze się zmieni?
- Była w kilku mniej lub bardziej poważnych związkach. Raz otarła się nawet o zaręczyny, ale kiedy przypadkiem znalazła w rzeczach swojego chłopaka pierścionek, spanikowała i go zostawiła. Nie była na to gotowa. Wciąż nie wie, czy jest. Musi trafić na kogoś, kto nie będzie szukał w niej poważnej i inteligentnej pani doktor, kto doceni jej poczucie humoru i urok osobisty, komu nie będzie przeszkadzać jej brak wiedzy oraz to, że czasem, po pracy (tylko po pracy), wciąż lubi pójść na plażę i zapalić jointa.
bayside vale