Aaron McKay, Joseph Warren
- Jak będziecie mieć już jakieś dane, podejrzanych czy ofiary, pamiętaj, że zawsze możesz do mnie zajrzeć z aktami i może udałoby się na podstawie waszych ustaleń chociaż zawęzić obszar poszukiwania dystrybucji. - Grace współpracowała z wieloma jednostkami i komórkami na posterunku policji. Nie była profilerem na wyłączność wydziału zabójstw, choć oczywiście to od nich dostawała najwięcej roboty.
Nie były to okoliczności, ani miejsce, w którym chciała zakomunikować przyjacielowi ważne zmiany w swoim życiu, jednakże skoro już wpadli na siebie na szpitalnym korytarzu i lada moment wieść gruchnie na komisariacie, nie widziała sensu w dalszym milczeniu. Grace planowała pozostać aktywną zawodowo tak długo, jak długo będzie w stanie poradzić sobie ze swoimi obowiązkami. Z większości mogła się wywiązać siedząc wygodnie za biurkiem, ale były sytuacje, w których musiała osobiście pojawić się na miejscu zbrodni i nikt nie był w stanie ją w tym zastąpić. Relacja nie odzwierciedlała w pełni tego, co widziała na własne oczy i na co zwracała od razu uwagę.
Nie spodziewała się, że Aaron zareaguje tak entuzjastycznie. Śmiejąc się, uścisnęła przyjaciela, swoim zachowaniem pokazując, że niepotrzebnie się zatroskał.
- Nie, nie, spokojnie. Musiałbyś mnie chyba zacząć podrzucać, aby cokolwiek mogło się rozerwać... Dzięki, Aaron. To wiele dla mnie znaczy - dodała, nie spuszczając z mężczyzny oka. Grace nie miała rodzeństwa, tym bardziej doceniała przyjaciół, na których mogła liczyć w wielu sytuacjach.
Widziała po nim, jak bardzo przejmował się losem zwierzęcia i niecierpliwie zerkał w stronę drzwi. Ostatecznie, zachował się tak, jak prawdę mówiąc powinien każdy.
- Gdyby ktoś robił ci problemy albo tej lekarce, coś wymyślimy. Pójść z Tobą? - zaproponowała, zanim Joseph do nich dołączył. Po minie Warrena, mogła się domyślać, że jest źle, choć osobiście nie czuła się winna. Nie dokonała żadnych uchybień, a zbieg okoliczności był rzeczywiście nieszczęśliwy.
- Nie mów do mnie w sposób, jakby mnie tu nie było, Joseph - wtrąciła się, spoglądając na Warrena z zaciśniętymi ustami. Był szefem wydziału zabójstw, owszem, ale nie rozmawiali ze sobą jak podwładny z przełożonych, chyba że wolał ten stan rzeczy zmienić?
- Byłam z Evanem. Pojechaliśmy z technikami udokumentować tę starą kamienicę, z której wyciągnięto dzisiaj w południe zwłoki. Wciąż trwały tam czynności i teren był zabezpieczony, kiedy do mieszkania wtargnęło dwóch, prawdopodobnie przyćpanych mężczyzn. Kłócili się między sobą, w ruch poszły puste butelki... Oberwałam w ramię, ale to tylko draśnięcie. Gorzej z Evanem, bo tulipan rozciął mu policzek. Wciąż go szyją, może Tobie udzielą w zabiegowym więcej informacji... Tamtą dwójkę obezwładnili technicy i policjanci, którzy byli na miejscu, są już na komendzie, a ja... Czekam na wyniki badań, które musiałam zrobić, bo taka jest procedura, ale bez obaw. Nic nam nie jest - zdała raport, oczekując reakcji Josepha.
a
grace warren
A better love you won't find today
I will show you love
I will show you love
mów mi/kontakt
kotpsot#2892
a
Grace Blackbird, Aaron McKay
Zagryzał z gumą wnętrze policzków i wzdychając ciężko popatrzył na Aarona, a potem znów wpatrzył się w Grace.
– Grace..., bardzo cię proszę... – Nie chcieli trąbić na prawo i lewo o ciąży i nie wiedział czy powiedziała komukolwiek..., czy powiedziała Aaronowi, z którym przyjaźnili się — inaczej, ale jednak. W niej widział zawodową partnerkę i kumpelkę; w nim..., mentora? Joseph nie lubił tego określenia, bo nie uważał się za kogoś, kogo można by było przedstawiać jak przykład..., chyba że jak przykład „jak nie pracować w policji”; wiedział już, że był dobry w tym, co robił, ale nie polecałby nikomu, żeby powielił jego ścieżkę..., kariery — za dużo zaangażowania, brania dwudziestoczterogodzinnych zmian..., i nie dla pieniędzy tylko..., „dobra spraw”, no i najgorsze..., pracoholizm. Zmarszczył czoło, nie wiedząc kogo słuchać. Popatrzył na Aarona i, żeby się upewnić, spytał:
– Kota? Okej..., opowiesz o tym zaraz jak Grace skończy. – Przeniósł na nią spojrzenie, w którym musiała widzieć troskę i podenerwowanie. Potakująco kiwał głową, a kiedy wspomniała o tym, co się wydarzyło i że Evan ma podkrojony policzek, syknął. – Q-rwa..., będzie musiał iść na zwolnienie... Nie może z poharataną twarzą jeździć na akcje – powiedział chyba bardziej do siebie niż do nich. Przysiadł na moment przy Grace i kiedy powiedziała „nic nam nie jest” odruchowo dotknął do jej brzucha, opierając o niego dłoń. Po chwili tak, jak porażony byłby ładunkiem o dużym natężeniu, popatrzył na nią pytająco. Odwrócił się do Aarona i nie wiedział, co powiedzieć, ale kiedy zobaczył uśmiech na jego twarzy, odwzajemnił się tym samym i oderwawszy rękę od płaskiego wciąż i mimo ciąży brzucha Grace, przetarł czoło i wymamrotał:
– Myślicie, że udzielą mi informacji? Nie wiem..., musiałem w samochodzie zostawić tę pieprzoną legitymację szefa wydziału... Nie mogę się przyzwyczaić, żeby ją z sobą zabierać, a nie chcę nosić w po... – przerwał i wstał z krzesełka, przyglądając się Aaronowi. – Zrobili ze mnie szefa wydziału... Nie wiem czy się śmiać, czy płakać..., ale tamten dzień zapamiętam do śmierci..., z jej powodu... – Wskazał na Grace, która spuściła na moment wzrok i uśmiechnęła się pod nosem. – Będę ojcem, ale na razie..., na komendzie wiesz tylko ty... – Zaśmiał się, bo dokończyli w tym samym czasie, mówiąc dokładnie to samo. – Ajjj..., czemu nie powiedziałaś, że Aaron wie? Ja tu jakąś konspirację... – Wzruszył ramionami i odetchnął, przyglądając się kobiecie. Potrząsnął po chwili głową i powiedział, że „idzie sprawdzić, co z Evanem”, ale domyślili się, że nie dowiedział się niczego, bo nie minęło pięć minut jak wrócił do nich i opierając się rękami o biodra, powiedział:
– Żyje... Szczegółowych informacji mogą udzielić rodzinie albo..., policji. A kim ja jestem? Idę po tę legitymację i zaraz wracam do was.
Zagryzał z gumą wnętrze policzków i wzdychając ciężko popatrzył na Aarona, a potem znów wpatrzył się w Grace.
– Grace..., bardzo cię proszę... – Nie chcieli trąbić na prawo i lewo o ciąży i nie wiedział czy powiedziała komukolwiek..., czy powiedziała Aaronowi, z którym przyjaźnili się — inaczej, ale jednak. W niej widział zawodową partnerkę i kumpelkę; w nim..., mentora? Joseph nie lubił tego określenia, bo nie uważał się za kogoś, kogo można by było przedstawiać jak przykład..., chyba że jak przykład „jak nie pracować w policji”; wiedział już, że był dobry w tym, co robił, ale nie polecałby nikomu, żeby powielił jego ścieżkę..., kariery — za dużo zaangażowania, brania dwudziestoczterogodzinnych zmian..., i nie dla pieniędzy tylko..., „dobra spraw”, no i najgorsze..., pracoholizm. Zmarszczył czoło, nie wiedząc kogo słuchać. Popatrzył na Aarona i, żeby się upewnić, spytał:
– Kota? Okej..., opowiesz o tym zaraz jak Grace skończy. – Przeniósł na nią spojrzenie, w którym musiała widzieć troskę i podenerwowanie. Potakująco kiwał głową, a kiedy wspomniała o tym, co się wydarzyło i że Evan ma podkrojony policzek, syknął. – Q-rwa..., będzie musiał iść na zwolnienie... Nie może z poharataną twarzą jeździć na akcje – powiedział chyba bardziej do siebie niż do nich. Przysiadł na moment przy Grace i kiedy powiedziała „nic nam nie jest” odruchowo dotknął do jej brzucha, opierając o niego dłoń. Po chwili tak, jak porażony byłby ładunkiem o dużym natężeniu, popatrzył na nią pytająco. Odwrócił się do Aarona i nie wiedział, co powiedzieć, ale kiedy zobaczył uśmiech na jego twarzy, odwzajemnił się tym samym i oderwawszy rękę od płaskiego wciąż i mimo ciąży brzucha Grace, przetarł czoło i wymamrotał:
– Myślicie, że udzielą mi informacji? Nie wiem..., musiałem w samochodzie zostawić tę pieprzoną legitymację szefa wydziału... Nie mogę się przyzwyczaić, żeby ją z sobą zabierać, a nie chcę nosić w po... – przerwał i wstał z krzesełka, przyglądając się Aaronowi. – Zrobili ze mnie szefa wydziału... Nie wiem czy się śmiać, czy płakać..., ale tamten dzień zapamiętam do śmierci..., z jej powodu... – Wskazał na Grace, która spuściła na moment wzrok i uśmiechnęła się pod nosem. – Będę ojcem, ale na razie..., na komendzie wiesz tylko ty... – Zaśmiał się, bo dokończyli w tym samym czasie, mówiąc dokładnie to samo. – Ajjj..., czemu nie powiedziałaś, że Aaron wie? Ja tu jakąś konspirację... – Wzruszył ramionami i odetchnął, przyglądając się kobiecie. Potrząsnął po chwili głową i powiedział, że „idzie sprawdzić, co z Evanem”, ale domyślili się, że nie dowiedział się niczego, bo nie minęło pięć minut jak wrócił do nich i opierając się rękami o biodra, powiedział:
– Żyje... Szczegółowych informacji mogą udzielić rodzinie albo..., policji. A kim ja jestem? Idę po tę legitymację i zaraz wracam do was.
joseph warren
I'll share my dreams And make you see
How your love I need
How your love I need
mów mi/kontakt
manul#1399
a
-Możesz być pewna, że się zgłoszę. Ostatecznie kto, jak nie ty, najlepiej nam pomoże - uśmiechnął się do niej. Cenił sobie jej pomoc za każdym razem, kiedy z niej korzystał, a trzeba przyznać, iż miało to miejsce całkiem sporo razy. Niekiedy aż się dziwnie czuł, ale z drugiej strony od tego oboje byli, prawda? By rozwiązywać sprawy, a współpraca pomiędzy wydziałami również wydawała się być normalna. Co innego, że akurat Grace nie była przypisana do żadnego konkretnego.
Zaraz jednak faktycznie zapomniał o wszystkim, kiedy ta podzieliła się z nim takimi nowościami. Zdecydowanie nie tego się spodziewał, ale ucieszył się. Może pozwoli mu zostać takim wujkiem z wyboru? Miał jako takie doświadczenie, to i czasem będzie ją mógł wyręczyć. A Toben wręcz dzieci kochał, ale tu trzeba by poczekać, aż bobasek podrośnie.
-Wybacz, nie do końca znam się na aż tak wczesnym procesie. Wiesz, nigdy nie byłem w ciąży i pewnie mi to nie grozi - zaśmiał się, zerkając na nią. Ale skoro jej krzywdy nie zrobił, to dobrze. Co oczywiście nie znaczyło, że nagle stał się mniej radosny. Mimo wszystko kibicował jej na nowej drodze życia, bo przecież każdy wiedział, że macierzyństwo było największym wyzwaniem.
-Myślę, że ty w szczególności powinnaś odpocząć, ale dziękuję - uśmiechnął się do niej. Nie chciał jej fatygować, chociaż samo to, że chciała mu towarzyszyć, było zwyczajnie miłe. Z tym, że jeśli ten kot leżał tam nieżywy, mogło źle na nią wpłynąć, a i tak dzisiejszego dnia przeszła wystarczająco. Wiedział to on, jak również Joseph, który się pojawił.
Pozwolił jej dokończyć domyślając się, że starszy mężczyzna w szczególności chciał wiedzieć wszystko. Niespecjalnie go to dziwiło, pewnie na jego miejscu też by się martwił.
Musiał się powstrzymać przed śmiechem, kiedy jego niemal mentor zaczął gadać tak nieskładnie. Chyba nigdy nie widział go w takiej odsłonie, raczej mając styczność z jego twardym charakterem, w którym nie było miejsca na czułości. A tu proszę.
-Spokojnie, możesz być pewien, że nikomu nie wygadam. Ale gratuluję. Przygotuj się na wiele nieprzespanych nocy - skomentował.
Kiedy na chwilę zniknął, Aaron poszedł sprawdzić, co u kota. Żył, dla niego to było najważniejsze.
-Ma się dobrze, a przynajmniej będzie, jak już upora się z konsekwencjami. A ja… cóż, tak jakby postanowiłem go adoptować - skomentował, patrząc na Grace.
Koniec końców każdy załatwił to, co załatwić miał.
zt. x3
Zaraz jednak faktycznie zapomniał o wszystkim, kiedy ta podzieliła się z nim takimi nowościami. Zdecydowanie nie tego się spodziewał, ale ucieszył się. Może pozwoli mu zostać takim wujkiem z wyboru? Miał jako takie doświadczenie, to i czasem będzie ją mógł wyręczyć. A Toben wręcz dzieci kochał, ale tu trzeba by poczekać, aż bobasek podrośnie.
-Wybacz, nie do końca znam się na aż tak wczesnym procesie. Wiesz, nigdy nie byłem w ciąży i pewnie mi to nie grozi - zaśmiał się, zerkając na nią. Ale skoro jej krzywdy nie zrobił, to dobrze. Co oczywiście nie znaczyło, że nagle stał się mniej radosny. Mimo wszystko kibicował jej na nowej drodze życia, bo przecież każdy wiedział, że macierzyństwo było największym wyzwaniem.
-Myślę, że ty w szczególności powinnaś odpocząć, ale dziękuję - uśmiechnął się do niej. Nie chciał jej fatygować, chociaż samo to, że chciała mu towarzyszyć, było zwyczajnie miłe. Z tym, że jeśli ten kot leżał tam nieżywy, mogło źle na nią wpłynąć, a i tak dzisiejszego dnia przeszła wystarczająco. Wiedział to on, jak również Joseph, który się pojawił.
Pozwolił jej dokończyć domyślając się, że starszy mężczyzna w szczególności chciał wiedzieć wszystko. Niespecjalnie go to dziwiło, pewnie na jego miejscu też by się martwił.
Musiał się powstrzymać przed śmiechem, kiedy jego niemal mentor zaczął gadać tak nieskładnie. Chyba nigdy nie widział go w takiej odsłonie, raczej mając styczność z jego twardym charakterem, w którym nie było miejsca na czułości. A tu proszę.
-Spokojnie, możesz być pewien, że nikomu nie wygadam. Ale gratuluję. Przygotuj się na wiele nieprzespanych nocy - skomentował.
Kiedy na chwilę zniknął, Aaron poszedł sprawdzić, co u kota. Żył, dla niego to było najważniejsze.
-Ma się dobrze, a przynajmniej będzie, jak już upora się z konsekwencjami. A ja… cóż, tak jakby postanowiłem go adoptować - skomentował, patrząc na Grace.
Koniec końców każdy załatwił to, co załatwić miał.
zt. x3
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085