Musiała dowiedzieć się czy naprawdę jest w ciąży. To nie mogła być prawda… kilka dni temu przesiedziała w toalecie ponad dwie godziny wpatrując się w test ciążowy, który kupiła w aptece. Nie od dziś wiadomo, że najlepiej jest powtórzyć test i jeszcze zrobić go rano. Tak zrobiła i wynik był taki sam. Nie mogła w to uwierzyć, więc umówiła się na wizytę do lekarza. Chciała prosić o badanie krwi, tyłków takie uwierzy. To była jedna noc… jedna!
Wychodząc od lekarza nie wiedziała co myśleć. Była w ciąży… Brakowało jej słów, miała mętlik w głowie. Idąc szpitalnym korytarzem spotkała mamę, która szczerze zdziwiła się widząc ją tutaj. Próbowała na szybko wymyślić jakieś kłamstwo, ale miała pustkę w głowie…
— Byłam u lekarza, ale wybacz mamo nie mogę ci jeszcze powiedzieć o co chodzi… — Zawsze była z nią szczera, nigdy jej nie okłamała, ale dzisiaj… musiała najpierw poukładać to sobie w głowie i porozmawiać z Maxem.
– Dobrze skarbie, powiedz mi, jak będziesz gotowa. – Widziała w oczach rodzicielki, że nie do końca była zadowolona, ale nic więcej nie powiedziała. Patrzyła jak jej mama odwraca się i odchodzi do recepcji, gdzie po chwili siada przed komputerem. Z jej ust wydobyło się długie westchnienie. Morrow udała się za nią na recepcję, obeszła biurko i przytuliła ją od tyłu.
– Mamo… – Odezwała się wtulając w rodzicielkę.
– Nie musisz nic mówić. Wybacz mi, ale muszę udać się do pacjenta. – Doskonale znając swoją mamę wiedziała, że robi to specjalnie, próbuje zmienić temat, żeby nie wiedziała, jaką sprawia jej przykrość. Tri pokiwała głową i spuściła głowę. Naprawdę chciała powiedzieć jej, co powiedział lekarz, ale najzwyczajniej w świecie się bała. Musiała najpierw poukładać to sobie wszystko w głowie. Pożegnała się z mamą i już miała odchodzić, gdy kątem oka na monitorze komputera, zobaczyła dobrze znane jej nazwisko. Pochyliła się do przodu… Maximilian McCarthy, sala nr 257. Nic jej nie mówił, że źle się czuje. Nie chcąc narobić mamie kłopotów odsunęła się do tyłu i ruszyła w kierunku sali, w której niby leży Max. Gdy dotarła pod odpowiednie drzwi na kartce naprawdę widniało jego nazwisko. Czując napływającą złość nacisnęła klamkę i bez pukania wparowała na salę.
– Max, co… – Zaniemówiła widząc go leżącego na szpitalnym łóżku, a wokół niego było mnóstwo rurek i dziwnie pikająca aparatura. Rozejrzała się próbując coś z tego zrozumieć… – Co się stało? – Gdy ostatni raz się widzieli był zdrowy, na nic się nie skarżył …
Maximilian McCarthy