|005|
Święta, święta i po świętach. Gdy Joshua nie wiedział jeszcze, co to praca, to powiedzenie to nie za bardzo go ruszało, bo wiedział, że przecież dwudziesty szósty grudnia nie równa się z końcem wolnego. Zmieniło to się jednak, gdy został wreszcie wysłany na praktyki do szpitala, w którym to dość prędko dowiedział się, że winien był jednak bardziej tę przerwę świąteczną szanować. Wstając tego dnia o godzinie czwartej nad ranem szczerze żałował, że siedział przy konsoli do tak późnej godziny, jednak kompletnie zapomniał, że nie jest już nastolatkiem, który żadnych trosk i obowiązków nie ma. Znaczy, trosk dalej nie miał, ale o to mniejsza. Nie chciał iść do pracy, oj jak bardzo nie chciał - nie, żeby była to jakaś nowość, ale tego dnia wyjątkowo trudno było mu wywlec się z nad wyraz miękkiego łóżka, które puścić go nie chciało. Dosłownie z utęsknieniem zerkał na nie, idąc do łazienki, w której to przygotował się wizualnie do tego dnia. Szybki prysznic, strój byle jaki, bo i tak zmieniać go będzie w szpitalu i już darować sobie musiał śniadanie, bo nie zdążyłby na swoją zmianę, za co naczelna pielęgniarka głowę by mu ukręciła, tak jak obiecywała to przy jego ostatnim spóźnieniu, a co jak co, ale pani Margaret wolał się nie narażać już bardziej.
Ku jego w sumie już niewielkiemu zaskoczeniu, szpital tętnił życiem, mimo tak morderczej godziny. Lekarze i pielęgniarki biegali po korytarzach, jakby nie wstali raptem godzinę wcześniej, jak też miało to miejsce w przypadku zaspanego Shepparda. Ziewnął leniwie i przetarł po raz ostatni oczy, po czym ruszył do gabinetu lekarza, który sprawował pieczę nad praktykantami, przy którego boku miał spędzić resztę tego dnia.
Wybiła godzina czternasta. Josh spojrzał zmęczonym wzorkiem na tarczę zegara, zastanawiając się, gdzie popełnił błąd. Chociaż, długo zastanawiać się nie musiał; popełnił go pozwalając rodzicom wysłać za niego podanie na studia medyczne, a potem z nich nie rezygnując, tak, to zdecydowanie były jego największe grzechy. Gdyby wtedy był mądrzejszy, może teraz siedziałby w domu i oglądał po raz setny Szybkich i Wściekłych albo pichcił w kuchni swojej wymarzonej restauracji, a nie siedział przy doktorze, nie wiedząc nawet, kiedy ten dzień dobiegnie końca. Josh zerknął na monitor komputera oraz włączył odpowiedni program, w którym to pokazała się lista pacjentów na dziś. Westchnął ciężko. Byli dopiero w połowie. Mam dość, mam serdecznie dość, pomyślał i już miał pochylać się myślami nad tym, jak źle mu jest, kiedy to głos lekarza mu w tym przeszkodził, prosząc, by zaprosił do gabinetu kolejnego pacjenta. Joshua kiwnął ze zrozumieniem głową, a następnie zerknął na owa listę i wstał do drzwi. Otworzył je i rzucił: Carter Octavian. ━━ Krzty entuzjazmu w tym nie było, jednak kto by się go spodziewał? Widząc, że jakiś mężczyzna wstaje, uśmiechnął się lekko i przepuścił go w drzwiach.
━━ Trupy prosiłbym do kostnicy, a nie mojego gabinetu ━━ rzucił doktorek, spoglądając na pacjenta. Oczywiście hiperbolizował w tym momencie, jednak to już dla tego lekarza było charakterystyczne. ━━ Zapomniałeś co to sen, czy jak? ━━ zapytał dość swobodnie. Z pewnością, gdyby pana Cartera nie znał to na tak nieprofesjonalny język by sobie nie pozwolił.
Octavian Carter
a
mów mi/kontakt
autor
Octavian Carter
a
# 4
Z podejściem Octaviana do obowiązków i pracy było właściwie bardzo podobnie, więc ostatecznie pewnie dobrze, że dziesięć lat temu olał te studia ekonomiczne i zajął się w życiu czymś, co nie wymagało żadnych nadzwyczajnych ambicji czy umiejętności. Przy grabarzowaniu jedynym wymogiem była właściwie odporność psychiczna oraz odpowiednie podejście do śmierci i pogrzebów, a tego akurat Carterowi nie brakowało. Wręcz przeciwnie, niektórzy uważali że podchodzi do spraw związanych z pogrzebami zbyt lekko i nie potrafi zachować powagi nawet wówczas, gdy tuż obok ktoś opłakuje bliską osobę. Była to prawda, ale tylko częściowo, bo w rzeczywistości wcale nie był bezdusznym ignorantem, za jakiego brało go całkiem sporo ludzi. Nie jego wina, że przywykł do widoku zwłok w trumnach i niezbyt potrafił pocieszać kogokolwiek po stracie bliskiego... no, może poza Carlosem, ale to była zupełnie inna sytuacja bo przyjaźnił się z nim od lat i znał jego zmarłą żonę oraz dzieci.
Nie pamiętał, kiedy dokładnie zaczęły się jego problemy z bezsennością, wiedział jedynie że męczy się z nią od kilku lat, a jakoś od roku próbował ją wyleczyć - póki co jednak z dość marnym rezultatem, bo nieprzespane nocki w dalszym ciągu były na porządku dziennym. Zdecydowanie odbijało się to na jego samopoczuciu i wyglądzie, Octavian doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że były takie dni kiedy wyglądał gorzej od trupów które chował. Sad but true. Jeśli chciał przespać w spokoju wiecej niż trzy/cztery godziny zazwyczaj musiał faszerować się lekami nasennymi, a strasznie tego nie lubił, bo miał po nich poważne trudności z obudzeniem się rano o jakiejś normalnej godzinie, co było potencjalnie problematyczną kwestią, biorąc pod uwagę, że dużo pogrzebów zaplanowanych było na godziny przedpołudniowe. Miał na dziś umówioną kolejną wizytę w związku ze swoją uciążliwą przypadłością, choć szczerze mówiąc nie do końca wierzył, że jakiś lekarz jest w stanie cokolwiek na to zaradzić.
Rzecz jasna nie byłby sobą, gdyby przed wejściem nie spalił sobie fajki, bo dzień bez wypalenia przynajmniej połowy paczki to przecież dzień stracony. Dopiero, kiedy zaspokoił swoje zapotrzebowanie na nikotynę, wszedł do poczekalni i grzecznie zaczekał, aż zostanie wywołany.
- Jestem grabarzem, wiem gdzie trzyma się trupy - rzucił, mrużąc lekko oczy i uśmiechając się ironicznie. Zawsze robił dobrą minę do złej gry i nie dawał nikomu poznać że coś jest nie tak, nawet, jeśli czuł się tak podle jak dzisiaj. - Aż tak bardzo to widać? - Z tymi słowami opadł na krzesło, niemal całym swoim ciężarem, założył nogę na nogę a wzrokiem wrócił z powrotem do lekarza. - Mam wrażenie, że ostatnio jest coraz gorzej. Nie przesypiam więcej niż... - Nie dane mu było nawet skończyć zdania, bo nagle i niespodziewanie zaniósł się głośnym kaszlem przypominającym dźwięki z piekła. Taaaak, od tylu lat nie potrafił rzucić palenia, to i kaszel palacza zaczynał mu się już czasem załączać. To jednak nie było dla niego absolutnie żadną motywacją do rzucenia fajek... znając Octaviana, pewnie nawet rak płuc nie byłby wystarczającym pretekstem.
Joshua Sheppard
Z podejściem Octaviana do obowiązków i pracy było właściwie bardzo podobnie, więc ostatecznie pewnie dobrze, że dziesięć lat temu olał te studia ekonomiczne i zajął się w życiu czymś, co nie wymagało żadnych nadzwyczajnych ambicji czy umiejętności. Przy grabarzowaniu jedynym wymogiem była właściwie odporność psychiczna oraz odpowiednie podejście do śmierci i pogrzebów, a tego akurat Carterowi nie brakowało. Wręcz przeciwnie, niektórzy uważali że podchodzi do spraw związanych z pogrzebami zbyt lekko i nie potrafi zachować powagi nawet wówczas, gdy tuż obok ktoś opłakuje bliską osobę. Była to prawda, ale tylko częściowo, bo w rzeczywistości wcale nie był bezdusznym ignorantem, za jakiego brało go całkiem sporo ludzi. Nie jego wina, że przywykł do widoku zwłok w trumnach i niezbyt potrafił pocieszać kogokolwiek po stracie bliskiego... no, może poza Carlosem, ale to była zupełnie inna sytuacja bo przyjaźnił się z nim od lat i znał jego zmarłą żonę oraz dzieci.
Nie pamiętał, kiedy dokładnie zaczęły się jego problemy z bezsennością, wiedział jedynie że męczy się z nią od kilku lat, a jakoś od roku próbował ją wyleczyć - póki co jednak z dość marnym rezultatem, bo nieprzespane nocki w dalszym ciągu były na porządku dziennym. Zdecydowanie odbijało się to na jego samopoczuciu i wyglądzie, Octavian doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że były takie dni kiedy wyglądał gorzej od trupów które chował. Sad but true. Jeśli chciał przespać w spokoju wiecej niż trzy/cztery godziny zazwyczaj musiał faszerować się lekami nasennymi, a strasznie tego nie lubił, bo miał po nich poważne trudności z obudzeniem się rano o jakiejś normalnej godzinie, co było potencjalnie problematyczną kwestią, biorąc pod uwagę, że dużo pogrzebów zaplanowanych było na godziny przedpołudniowe. Miał na dziś umówioną kolejną wizytę w związku ze swoją uciążliwą przypadłością, choć szczerze mówiąc nie do końca wierzył, że jakiś lekarz jest w stanie cokolwiek na to zaradzić.
Rzecz jasna nie byłby sobą, gdyby przed wejściem nie spalił sobie fajki, bo dzień bez wypalenia przynajmniej połowy paczki to przecież dzień stracony. Dopiero, kiedy zaspokoił swoje zapotrzebowanie na nikotynę, wszedł do poczekalni i grzecznie zaczekał, aż zostanie wywołany.
- Jestem grabarzem, wiem gdzie trzyma się trupy - rzucił, mrużąc lekko oczy i uśmiechając się ironicznie. Zawsze robił dobrą minę do złej gry i nie dawał nikomu poznać że coś jest nie tak, nawet, jeśli czuł się tak podle jak dzisiaj. - Aż tak bardzo to widać? - Z tymi słowami opadł na krzesło, niemal całym swoim ciężarem, założył nogę na nogę a wzrokiem wrócił z powrotem do lekarza. - Mam wrażenie, że ostatnio jest coraz gorzej. Nie przesypiam więcej niż... - Nie dane mu było nawet skończyć zdania, bo nagle i niespodziewanie zaniósł się głośnym kaszlem przypominającym dźwięki z piekła. Taaaak, od tylu lat nie potrafił rzucić palenia, to i kaszel palacza zaczynał mu się już czasem załączać. To jednak nie było dla niego absolutnie żadną motywacją do rzucenia fajek... znając Octaviana, pewnie nawet rak płuc nie byłby wystarczającym pretekstem.
Joshua Sheppard