Choć rozmowa z Winniem pomogła jej uporządkować sobie co nieco w głowie, a tygodnie, które minęły dały mnóstwo okazji by przemyśleć sprawę kilkukrotnie to Nora wciąż nie potrafiła się do końca zdecydować, co takiego powinna uczynić. Z jednej strony, Florrie na tacy oferowała jej to za czym O’Neill tak bardzo tęskniła – szansę na posiadanie rodziny. Z drugiej, były to dzieci Beatrice. Z racjonalnego punktu nie mogła ich obwiniać o to, że kobieta ją opuściła, ale serce nie słuchało rozsądku. Siedziała w niej jakaś iskierka zawiści za to, że wychowały się w pełnej rodzinie, a ona tej szansy nie miała, bo jej rodzicielka postanowiła, że nie chce być jej matką. Po czym nawet nie zmieniła diametralnie swojego stylu życia, nie została szaloną podróżniczką, gwiazdą kina ani nikim takim. Założyła kolejną rodzinę, kilka miast dalej. To chyba było dla niej w tym wszystkim najgorsze. Że Beatrice porzuciła ją i nie odwracając się już nigdy za siebie, została matką dla innych dzieci. Jak gdyby z Eleonorą było coś nie tak. Mimo wszystko, za każdym razem jak o tym myślała, mocniej utwierdzała się w przekonaniu, że potrzebuje mieć więcej informacji zanim będzie gotowa podjął taką decyzję. Dlatego też odezwała się do Florrie. Kolejnym czynnikiem motywującym ją było to, że nie wyobrażała sobie przechodzić samodzielnie przez to badanie, a nie miała nikogo innego, kogo mogłaby poprosić by jej towarzyszył. Potrzebowała kogoś, kto nie był emocjonalnie zaangażowany, kto będzie w stanie spojrzeć na sprawę chłodno. Do tego, Drayton zdawała się wiedzieć o czym mówi, kiedy tłumaczyła jej to wszystko (O’Neill podejrzewała, że jest zawodowo związana z medycyną), więc tym bardziej stanowiła idealną kandydatkę.
Przed wejściem do szpitala wygładziła koszulę i odetchnęła głęboko. Nie dlatego, że stresowała się badaniem. Biorąc pod uwagę wydarzenia ostatnich miesięcy, a może i lat, była pewna, że wynik będzie pozytywny. Nieszczęścia zdawały się ją odnajdywać bez problemu, a w możliwości raka piersi drzemał niemały potencjał na to właśnie. Więcej emocji odczuwała na myśl o kolejnym spotkaniu z kobietą. Przeszła jednak przez próg i po krótkiej rozmowie z recepcjonistką, skierowała się w odpowiednie miejsce. Tam też odnalazła Florrie.
– Cześć – przywitała się nieśmiało, wyciągając rękę i nawet zdobyła się na lekki uśmiech. Na więcej nie było, co liczyć. – Wcześniej trochę nie w głowie były mi takie sprawy, ale możesz mi mówić Nora. Prawie nikt nie zwraca się do mnie pełnym imieniem – dodała po chwili, żeby wyjaśnić sobie takie drobnostki na początku. Chyba lepiej teraz niż później, a przynajmniej tak jej się zdawało. – Dziękuję, że zgodziłaś się to ze mną zrobić – powiedziała i założyła włosy za ucho, nieco zmieszana.
Florrie Drayton