Hailee Burkhart
Sporo zależało od sytuacji. Jeżeli od początku jesteś negatywnie, pesymistycznie nastawiony do sytuacji to zareaguje nerwowo, a Vivienne już obdarzyła blondynkę choć miniaturowym zaufaniem, stąd pewnie jej pozytywne podejście do tak banalnych słów. Naprawdę potrzebowała je usłyszeć i to poprawiło jej nieco nastrój. Naprawdę chciała wierzyć, że pielęgniarka ma rację. Ale właśnie, Hailee była przecież medykiem, musiała zatem mieć rację, nieprawdaż?
- Czyli ten lekarz będzie bardziej doświadczony do wykonania tego zadania? - doceniała szczerość kobiety, ale skoro nie miała ona dużego doświadczenia z takimi maluchami jak jej córka to wolała jednak, by zajął się nią ktoś bardziej doświadczony, to chyba zrozumiałe, prawda? Hailee nie powinna mieć tego za złe szatynce, że ta nie pozwoli by ktoś uczył się nabywać doświadczenia na jej dziecku.
- Niepotrzebnie. Już się z tym pogodziłam. - posłała kobiecie delikatny uśmiech, doceniając jej współczucie, tyle że Hastings go nie potrzebowała. Była silną, niezależną kobietą, skoro ojciec Violet postanowił nie brać udziału w życiu małej, a także jej matki to one świetnie sobie poradzą bez niego. Szkoda że to było trochę bardziej skomplikowane, że to rodzice Hastings opłacili gościa, żeby zostawił te dwie księżniczki. Ale zawsze mógł nie przyjąć tej kasy, prawda? To coś o nim świadczyło jednak.
- Dziękuję. - dodała i zaczęła uzupełniać odpowiednie dane, pomijając te o ojcu dziecka. Następnie przekazała je kobiecie.
- Czy to już wszystko? Możemy wracać do Violet? - zapytała, mając wrażenie że od momentu opuszczenia córki minęło bardzo dużo czasu. Czy można winić matkę o poczucie rozłąki z córką, gdy ta była chora i płakała?
a
mów mi/kontakt
-
a
Hailee wolała być z nią szczera, ale to, że nie miała dużego doświadczenia nie oznaczało, że nie umie tego dobrze zrobić. Potrafiła, ale nie miała zamiaru się z nią spierać. Szanowała jej decyzję i kiwnęła głową.
- Jasne, nie ma problemu. Lekarz wyznaczy do tego pielęgniarkę. Jeśli chcesz to możesz powiedzieć mu o swoich obawach i chcesz, żeby zrobił to ktoś z większym doświadczeniem. - Powiedziała to spokojnym głosem, ale jednak zrobiło jej się nieco przykro, bo szczerze pierwszy raz spotkała się z taką decyzją. To było jej decyzja, a nawet lekarza, więc tak naprawdę to co czuła w tej chwili, to nie miało większego znaczenia. Przeważnie to pielęgniarki wykonywały większość badań, ale może uda jej się przekonać lekarza do tego, żeby to on wykonał badanie.
- Ciesze się, nie ma sensu przejmować się kimś, kto i tak ma nas gdzieś. - Gdyby to ją coś takiego spotkało i jej facet wziąłby kasę zamiast wybrać ją… skopałaby mu tyłek. Poważnie. Co musiało siedzieć w głowie takiego faceta, że wolał wybrać kasę zamiast własnego dziecka? Taki ktoś nie miał serca. Bo gdyby to był ktoś, kto je ma i kochał Vivienne nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Podziwiała takie kobiety, nie poddawały się, walczyły i świetnie dawały sobie radę.
- Tak, jeśli chcesz możesz wrócić do sali i zostać z małą. Ja dokończę pracę i za chwilę do Was dołączę. Muszę przygotować lekarzowi wszystkie dokumenty.
Widziała, że jak najszybciej chciała wrócić do córki, więc nie było sensu przetrzymywać ją dłużej. Odebrała od niej dokumenty i uśmiechnęła się do niej ostatni raz.
Dokończyła dokumenty, wydrukowała wszystko czego potrzebował lekarz i wkładając to wszystko do teczki wróciła do nich na salę, gdzie lekarz właśnie czekał na nią z dokumentami.
- Ooo czekałem na Panią. Chciałbym wykonać badanie krwi i zostawić małą Violet na obserwacji. Proszę jeśli możesz zaprowadź Panie do pokoju zabiegowego na pobranie krwi, potem zaprowadź do pokoju, gdzie poczekamy na wyniki. Jak będą gotowe przyprowadź do mnie Panią Hastings na konsultacje.
Kiwnęła głową i lekarz opuścił pokój. Hailee zbliżyła się do łóżeczka i tym samym do Vivienne.
- Ubierzmy małą, ale na razie tylko spodenki, bluzkę założymy jej, jak inna pielęgniarka wykona zabieg. Ok? Na razie przykryjmy ją kocykiem.
Vivienne będzie musiała do kogoś zadzwonić, żeby przywiózł rzeczy dla niej i małej. Hailee miała nadzieję, że kobieta ma kogoś kto mógłby jej dzisiaj pomóc.
Vivienne Hastings
- Jasne, nie ma problemu. Lekarz wyznaczy do tego pielęgniarkę. Jeśli chcesz to możesz powiedzieć mu o swoich obawach i chcesz, żeby zrobił to ktoś z większym doświadczeniem. - Powiedziała to spokojnym głosem, ale jednak zrobiło jej się nieco przykro, bo szczerze pierwszy raz spotkała się z taką decyzją. To było jej decyzja, a nawet lekarza, więc tak naprawdę to co czuła w tej chwili, to nie miało większego znaczenia. Przeważnie to pielęgniarki wykonywały większość badań, ale może uda jej się przekonać lekarza do tego, żeby to on wykonał badanie.
- Ciesze się, nie ma sensu przejmować się kimś, kto i tak ma nas gdzieś. - Gdyby to ją coś takiego spotkało i jej facet wziąłby kasę zamiast wybrać ją… skopałaby mu tyłek. Poważnie. Co musiało siedzieć w głowie takiego faceta, że wolał wybrać kasę zamiast własnego dziecka? Taki ktoś nie miał serca. Bo gdyby to był ktoś, kto je ma i kochał Vivienne nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Podziwiała takie kobiety, nie poddawały się, walczyły i świetnie dawały sobie radę.
- Tak, jeśli chcesz możesz wrócić do sali i zostać z małą. Ja dokończę pracę i za chwilę do Was dołączę. Muszę przygotować lekarzowi wszystkie dokumenty.
Widziała, że jak najszybciej chciała wrócić do córki, więc nie było sensu przetrzymywać ją dłużej. Odebrała od niej dokumenty i uśmiechnęła się do niej ostatni raz.
Dokończyła dokumenty, wydrukowała wszystko czego potrzebował lekarz i wkładając to wszystko do teczki wróciła do nich na salę, gdzie lekarz właśnie czekał na nią z dokumentami.
- Ooo czekałem na Panią. Chciałbym wykonać badanie krwi i zostawić małą Violet na obserwacji. Proszę jeśli możesz zaprowadź Panie do pokoju zabiegowego na pobranie krwi, potem zaprowadź do pokoju, gdzie poczekamy na wyniki. Jak będą gotowe przyprowadź do mnie Panią Hastings na konsultacje.
Kiwnęła głową i lekarz opuścił pokój. Hailee zbliżyła się do łóżeczka i tym samym do Vivienne.
- Ubierzmy małą, ale na razie tylko spodenki, bluzkę założymy jej, jak inna pielęgniarka wykona zabieg. Ok? Na razie przykryjmy ją kocykiem.
Vivienne będzie musiała do kogoś zadzwonić, żeby przywiózł rzeczy dla niej i małej. Hailee miała nadzieję, że kobieta ma kogoś kto mógłby jej dzisiaj pomóc.
Vivienne Hastings
mów mi/kontakt
Werson
a
Hailee Burkhart
Rodzice często odbierają takie słowa, zwłaszcza w sytuacjach stresowych jako czarne lub białe, masz doświadczenie, albo nie masz go wcale, jeżeli masz małe to tak jakbyś nie miała go wcale. Spotykam się z tym naprawdę często, rodzice uważają że skoro młodo wyglądasz to oznacza, że nie masz żadnego doświadczenia w takim przykładowym pobieraniu krwi u dzieci, więc pojawiają się wtedy uwagi typu "a nie może tego zrobić jakaś starsza koleżanka?" jakby młodzi ludzie nie mogli nabywać większego doświadczenia. Ale Vivienne była taka jak przykładowe matki, które podaję, dlatego też wolała, żeby to zadanie wykonał lekarz, wtedy będzie czuła, że jej córka jest we właściwych rękach. Bez obrazy dla Burkhart oczywiście.
- Dziękuję, raczej się zastosuję do tego, nie chcę by ktoś dołożył Violet więcej cierpień. Proszę nie brać tego do siebie oczywiście. - i dodała przy tym standardowy tekst, które podają wtedy zwykle matki małych dzieci.
- Otóż to. Mamy pod tym względem bardzo podobne podejście do mężczyzn, którzy są zwyczajnymi... dupkami. - poparła nawet słowa Hailee, a zanim określiła najbardziej delikatnie jak się dało (w końcu są w miejscu publicznym) mężczyzn, którzy wolą kasę od kobiety z dzieckiem to jeszcze ściszyła głos, co by jakiś lekarz płci męskiej tego nie usłyszał. I to prawda, Viv naprawdę świetnie sobie radziła sama i nie potrzebowała nikogo, no chyba że jej córeczka będzie bardzo chora i będzie potrzebowała czegoś od swojego ojca. Wtedy Hastings będzie musiała go znaleźć choćby musiałaby polecieć za nim na koniec świata, albo wykopać go z ziemi.
- Dziękuję, zatem widzimy się za chwilę. - posłała jeszcze pielęgniarce delikatny uśmiech, by wrócić do swojej chorej kruszynki. Tam się dowiedziała o tym, że niedługo będzie jej córka przygotowywana do zabiegu i że zostanie tego wieczora na obserwacji. Problem w tym, że Vivienne nie miała do kogo zadzwonić, bo nie chciała stresować Elene swoimi rewelacjami w szpitalu. Może zatem powinna zadzwonić do kogoś z sąsiedztwa?
- Oczywiście. - z tego chwilowego zamyślenia wyrwał ją głos pielęgniarki i zaraz poszła jej pomóc w ubieraniu Violet.
Rodzice często odbierają takie słowa, zwłaszcza w sytuacjach stresowych jako czarne lub białe, masz doświadczenie, albo nie masz go wcale, jeżeli masz małe to tak jakbyś nie miała go wcale. Spotykam się z tym naprawdę często, rodzice uważają że skoro młodo wyglądasz to oznacza, że nie masz żadnego doświadczenia w takim przykładowym pobieraniu krwi u dzieci, więc pojawiają się wtedy uwagi typu "a nie może tego zrobić jakaś starsza koleżanka?" jakby młodzi ludzie nie mogli nabywać większego doświadczenia. Ale Vivienne była taka jak przykładowe matki, które podaję, dlatego też wolała, żeby to zadanie wykonał lekarz, wtedy będzie czuła, że jej córka jest we właściwych rękach. Bez obrazy dla Burkhart oczywiście.
- Dziękuję, raczej się zastosuję do tego, nie chcę by ktoś dołożył Violet więcej cierpień. Proszę nie brać tego do siebie oczywiście. - i dodała przy tym standardowy tekst, które podają wtedy zwykle matki małych dzieci.
- Otóż to. Mamy pod tym względem bardzo podobne podejście do mężczyzn, którzy są zwyczajnymi... dupkami. - poparła nawet słowa Hailee, a zanim określiła najbardziej delikatnie jak się dało (w końcu są w miejscu publicznym) mężczyzn, którzy wolą kasę od kobiety z dzieckiem to jeszcze ściszyła głos, co by jakiś lekarz płci męskiej tego nie usłyszał. I to prawda, Viv naprawdę świetnie sobie radziła sama i nie potrzebowała nikogo, no chyba że jej córeczka będzie bardzo chora i będzie potrzebowała czegoś od swojego ojca. Wtedy Hastings będzie musiała go znaleźć choćby musiałaby polecieć za nim na koniec świata, albo wykopać go z ziemi.
- Dziękuję, zatem widzimy się za chwilę. - posłała jeszcze pielęgniarce delikatny uśmiech, by wrócić do swojej chorej kruszynki. Tam się dowiedziała o tym, że niedługo będzie jej córka przygotowywana do zabiegu i że zostanie tego wieczora na obserwacji. Problem w tym, że Vivienne nie miała do kogo zadzwonić, bo nie chciała stresować Elene swoimi rewelacjami w szpitalu. Może zatem powinna zadzwonić do kogoś z sąsiedztwa?
- Oczywiście. - z tego chwilowego zamyślenia wyrwał ją głos pielęgniarki i zaraz poszła jej pomóc w ubieraniu Violet.
mów mi/kontakt
-
a
Doskonale rozumiała to, jak zachowywała się i co mówiła Vivienne. Sama też za kilka miesięcy będzie matką i szczerze powiedziawszy to była przerażona. Nigdy nie sądziła, że tak wcześnie zostanie matką – tak dla niej 29 lat to jednak zbyt wcześnie, ale doskonale wiedziała, że zdarzają się sytuacje, gdy kobiety rodziły bardzo wcześnie, a nawet dzieci rodziły dzieci, ale Hailee zawsze była tą odpowiedzialną dziewczyną i uważała, że najpierw trzeba zadbać o pracę, dom i odpowiednie warunki, żeby mieć dzieci. Miała dobrą pracę, oszczędności, ale nie miała własnego kąta, bo wciąż mieszkała z rodzicami. Nie widziała w tym nic złego, ale to nie były dobre warunki na wychowywanie dzieci. Koniecznie musiała rozejrzeć się za czymś swoim.
Uśmiechnęła się do brunetki, żeby wiedziała, że doskonale ją rozumie i ma jej poparcie. Nie rozumiała co takiego kierowało mężczyzn, którzy porzucali kobiety w ciąży i takich łotrów trzeba wieszać za jaja! Tak, dokładnie tak myślała.
Rozebrały małą, owinęły ją szczelnie kocykiem i już w trójkę opuściły salę i udały się do zabiegowego, żeby pobrać krew. Wiedziała, że to nie będzie przyjemne dla dziecka, jak i dla samej matki, ale to badanie było konieczne, żeby lekarz mógł stwierdzić co jej dolega.
– Oczywiście możesz tutaj zostać i trzymać małą, Twoja obecność na pewno bardzo jej pomoże. – Blondynka uśmiechnęła się do kobiety i pokazała jej krzesło na którym może usiąść razem z małą. Inna pielęgniarka wpisała w komputer dane małej pacjentki i już chwilę później wiedziała jakie ma wykonać badanie.
– Zostawię Was teraz, ale jeśli będziesz czegokolwiek potrzebować to znajdziesz mnie na recepcji. Trzymajcie się i do zobaczenia. – Pomachała małej na pożegnanie i posłała ostatni szczery uśmiech kobiecie i opuściła salę zabiegową.
2x zt
Uśmiechnęła się do brunetki, żeby wiedziała, że doskonale ją rozumie i ma jej poparcie. Nie rozumiała co takiego kierowało mężczyzn, którzy porzucali kobiety w ciąży i takich łotrów trzeba wieszać za jaja! Tak, dokładnie tak myślała.
Rozebrały małą, owinęły ją szczelnie kocykiem i już w trójkę opuściły salę i udały się do zabiegowego, żeby pobrać krew. Wiedziała, że to nie będzie przyjemne dla dziecka, jak i dla samej matki, ale to badanie było konieczne, żeby lekarz mógł stwierdzić co jej dolega.
– Oczywiście możesz tutaj zostać i trzymać małą, Twoja obecność na pewno bardzo jej pomoże. – Blondynka uśmiechnęła się do kobiety i pokazała jej krzesło na którym może usiąść razem z małą. Inna pielęgniarka wpisała w komputer dane małej pacjentki i już chwilę później wiedziała jakie ma wykonać badanie.
– Zostawię Was teraz, ale jeśli będziesz czegokolwiek potrzebować to znajdziesz mnie na recepcji. Trzymajcie się i do zobaczenia. – Pomachała małej na pożegnanie i posłała ostatni szczery uśmiech kobiecie i opuściła salę zabiegową.
2x zt
mów mi/kontakt
Werson