outfit
Udało mu się zapomnieć już o zasłyszanych kpinach, co miało miejsce kilka dni wcześniej. Od tamtego czasu nie miał żadnej styczności z kimkolwiek o nazwisku Sheppard, więc nieprzyjemne emocje powoli wygasły, a on rzekomo ruszył naprzód. W szpitalu nie było wcale trudno o natłok zajęć, a z braku czasu negatywne myśli zwyczajnie się ulatniały. Nie bez powodu chętnie brał tyle nadgodzin. Może i nie przynosiło mu to ulgi na dłuższą metę, ale póki co strategia działała tak, jak to sobie wyobrażał. Z początku chodziło mu głównie o swoje traumy z Louisiany, ale jak widać taktyka sprawdzała się również z innymi, mniej istotnymi problemami.
Większość dnia poświęcił na pomoc wszystkim nowym pacjentom, którzy dostali się do szpitala w przeciągu ostatnich dwóch dób, a popołudniu załapał się nawet na ściągnięcie szwów z dwóch ran pooperacyjnych. Wiedział, że przez swój wiek i małe doświadczenie, starsze koleżanki (bo tak się złożyło, że reszta pielęgniarskiej załogi to same kobiety) nie będą skore dawać mu odpowiedzialniejszych zadań, ale jego naturalny urok działał coraz mocniej, ponieważ jedna pozwoliła mu na coś ambitniejszego niż sprzątanie, roznoszenie leków czy pobieranie krwi. Pod koniec studiów, kiedy to odbywał praktyki w szpitalu w Tampie, traktowano go naprawdę poważnie. Zszywał rany, brał udział przy małych zabiegach i niekiedy zajmował się pacjentami tak naprawdę na wyłączność, więc Cape Coral było jak trzy kroki w tył. Czy mu to mocno przeszkadzało? Niespecjalnie, chociaż miewał momenty, kiedy zrobiłby coś inaczej niż swoje koleżanki, ale musiał się ugryźć w język, aby nie załapać u nich minusów.
Przemierzał właśnie korytarze jednego z oddziałów, kiedy to zza rogu wyłoniła się znajoma postać i prawie się z nim zderzyła. Szybko się jednak zatrzymał i wykonał odruchowy krok w tył, a następnie przełożył dłoń do klatki piersiowej, sygnalizując, że się lekko wystraszył. - Jezu... oh, Josh, hej - mruknął bez entuzjazmu, kiedy rozpoznał w nim młodego Shepparda i wygiął wargi w grymasie, który miał przypominać uśmiech. Trochę go zatkało, więc po prostu skinął lekko głową (nie wiedział po co), a następnie go wyminął i zaczął iść wzdłuż korytarza, nieświadomie zaciskając lekko pięści. Nie zatrzymuj mnie. Nie zatrzymuj mnie. Nie zatrzymuj mnie.
Joshua Sheppard