12.
Nie lubiła szpitali, ale starała się na nie nie narzekać. W sporcie kontuzje są na porządku dziennym, podobnie, jak trzymanie diety, a raczej próbowanie za wszelką cenę utrzymać możliwie najniższą wagę przy zachowaniu wciąż poprawnych wyników badań. Póki co wychodziło jej to nieźle, więc dzisiejsze konsultacje przebiegały bez zastrzeżeń. Dostała jakieś rozpiski, zapisała się na kolejne badania, a w zasadzie miła pani za biurkiem zrobiła to praktycznie za nią. Mogła już wracać do domu, ale też nie spieszyła się jakoś szczególnie, bo do kolejnego busa miała sporo czasu. Przemierzała więc spokojnie korytarze, ciesząc się tą chwilą, w której nic tak naprawdę nie musi, bo treningów już dzisiaj nie miała. Była dość mocno przemęczona ostatnimi czasy, pewnie dlatego też, gdy mignęła jej znajoma twarz z boku, w pierwszej chwili to zignorowała. Jakoś trudno było jej uwierzyć, że naprawdę mogłaby tutaj spotkać swojego nauczyciela, ale już po kilku chwilach uważniej przyjrzała się mężczyźnie i pozbyła wszelkich złudzeń. Jak przystało na skrytego introwertyka, stała sobie w miejscu, oceniając całą sytuację i nie wiedząc za bardzo, co powinna zrobić. Istniało duże ryzyko, że normalnie po prostu odwróciłaby się i poszła w swoim kierunku, ale Maximiliana bardzo dobrze wspomniała. W dodatku po kilku minutach takiego bezczelnego przyglądania się, zdążyła zauważyć, że raczej jest sam. Tylko, że nie to było w tym wszystkim najgorsze. Z Lisbeth nie był żaden medyk, może ortopeda trochę, ale tak to nie znała się na zabiegach, mimo to wiedziała, jak wygląda przyjmowanie chemii. Tylko, że jakaś część jej osoby nie chciała zaakceptować, że właśnie to widzi. Nawet jeśli dość długo nie widziała nauczyciela, to teraz wiadomość o tym, że mężczyzna mógłby chorować niezwykle ją przeraziła. Kogoś takiego, jak ona, śmierć i każde jej widmo, naprawdę mocno przygnębiały. Dlatego też, w którymś momencie po prostu ruszyła przed siebie, zaciskając mocno dłonie w pięści. Kiedy już znalazła się przy odpowiednim fotelu, niepewnie pochyliła głowę nieco niżej.
- Dzień dobry... profesorze, Carter - nie musiała już pewnie tak do niego mówić, ale stare nawyki w niej zostały, więc zrobiła to dość intuicyjnie. - Jestem Lisbeth Fletcher, uczył mnie pan w liceum - ona go dobrze pamiętała, darzyła sympatią, ale czy mogła oczekiwać, że i on nadal ją pamiętał? Raczej nie miałaby mu za złe, gdyby było inaczej. - Zobaczyłam pana i uznałam, że się przywitam - wyjaśniła, poprawiając materiał sportowej bluzy, bo czuła, że coś z rękami zrobić musi, aby tak nie stać, jak ta sierota. Wiadomo, że nie chciała się narzucać, ale też jakoś tak nie umiała spojrzeć na cały ten obrazek obojętnie i wręcz musiała siebie upominać, aby nie przyglądała się całej tej aparaturze. - Nie wygląda to ciekawie - inna sprawa była taka, że przy tym nie była mistrzynią delikatnego doboru słów. Zwykle mówiła to, co faktycznie myślała, więc jeśli nie zmusiła się do milczenia, to czasem wychodziła na zbyt bezpośrednią, ale naprawdę nie chciała go urazić.
Maximilian Carter
a
mów mi/kontakt
Lilka
a
Carter również nie znosił szpitali i chodził do tego przybytku jeśli musiał, a teraz niestety musiał chodzić bardzo często co go wkurza. leczenie przebiegało coraz intensywniej, ponieważ jego stan zdrowia się pogarszał, ale oczywiście nie miał zamiaru się poddać, bo to nie leży w jego naturze. Na szczęście to wszystko nie odbijało się na jego wyglądzie tak jak by można się było tego spodziewać. Był jedynie lekko blady, nie zrezygnował ze swojego aktywnego trybu życia, więc to pewnie dlatego. Oczywiście nie jest już to taka intensywność jak kiedyś, ale nie wyobrażał sobie inaczej. Nie chciał położyć się w łóżku i po prostu czekać nie wiadomo na co, on tak nie działał. Jego najlepsza przyjaciółka wiedziała o jego chorobie, ale nie powiedział jeszcze tej, która ma miejsce w jego sercu. Nie potrafił wypowiedzieć tych słów, nie chciały mu one przejść przez gardło, a powinien być z nią szczery. Maximilian Carter jest fajnym i miłym człowiekiem, a ostatnio dostaje po dupie od życia.
Siedział właśnie po raz kolejny w tym tygodniu na tych wstrętnych, ale niestety wygodnych fotelach podczas pobierania chemii. Jak zawsze był sam, nie chciał by ktoś mu tedy towarzyszył, bo, jak właśnie Lis wspomniała, nie wygląda to za ciekawie, jednak dla niego najgorsza jazda dopiero stanie się w domu. Dopiero kilka dni po odczuwa jej skutki.
Zawsze brał ze sobą jakąś książkę czy słuchawki by posluchać sobie muzyki, albo obejrzeć jakiś film, bo trochę czasu tutaj spędzi. Westchnął.
Nawet nie usłyszał, że ktoś do niego podchodzi. Spojrzał i uśmiechnął się do dziewczyny. Poprawił się, a w zasadzie do podniósł się do pozycji siedzącej.
- Tak, wiem. Poznaję cię. - odpowiedział z uśmiechem. Carter pamiętał swoich uczniów. Często go zaczepiali i rozmawiali z nim. - Możesz mówić do mnie Max. - dodał. Kiedy nie byli już jego uczniami kazał im mówić do siebie po imieniu, co innego w szkole, wtedy musieli, ale miał wrażenie, że dzięki temu ma ich szacunek i sympatię. - Miło, że podeszłaś. A tak w ogóle to wszystko w porządku? - zapytał, bo oboje znajdowali się w szpitalu. - Nie da się ukryć, ale aż takiej tragedii nie ma. - dodał po czym zaśmiał się lekko.
Lisbeth Fletcher
mów mi/kontakt
natka#4170
a
Stała dość niepewnie, bo nie mogła przewidzieć tego, co zaraz się stanie. Może w jej głowie to dość spontaniczne spotkanie przybrało całkiem innego obrotu, niż w głowie mężczyzny. W zasadzie to była przerażona. Zabawne, bo w ostatnich miesiącach wcale nie wracała jakoś myślami do czasów licealnych, do nauczycieli i tym podobnych tematów, a teraz proszę... stała tu i wystarczyła chwila, by przypomniała sobie, że Cartera darzyła dużą sympatią, a jego widok w miejscu takim, jak to, po prostu napawa ją niesamowitym dyskomfortem. Przy tym też miała świadomość, że pewnie nieszczególnie poprawi mu nastrój, jeśli podeszła tylko po to, by przygnębić go swoimi obawami, więc musiała zachowywać się w miarę naturalnie. Tylko, czy potrafiła? Może podejście nie było takim dobrym pomysłem. Ucieszyło ją jednak to, że po chwili jasnym już było, że ją pamięta. Jakoś tak dodało jej to pewności siebie, ale i sprawiło normalną ludzką przyjemność, w końcu miło jest być zapamiętanym.
- Czy w porządku? Ze mną? - aż drgnęła, nieco zaskoczona jego pytaniami, ale szybko się zreflektowała. Nie chciała wyjść na nieuważną, czy roztrzepaną. - Tak, tylko okresowe badania... trenuję nadal, nie wiem czy pan pamięta - wyjaśniła, a mimo, że pozwolił jej mówić do siebie po imieniu, to jednak trudno było jej się tak po prostu przestawić. Poza tym, mimo, że próbowała, ciężko było jej w pełni zachować się naturalnie. Dobrze, że przynajmniej wyglądał całkiem nieźle, zawsze był przystojnym mężczyzną, w liceum pewnie jednym z najbardziej lubianych przez dziewczyny nauczycielem, a Lisa nie była w tym wyjątkiem, chociaż... nie przez to, jak wyglądał go lubiła, a za to, jak jej pomagał w tamtych czasach. Pewnie dlatego też teraz tak mocno to wszystko przeżywała. - To dobrze - pokiwała jeszcze głową, skoro tragedii nie ma, to faktycznie dobrze, a mimo to trudno jej było w to uwierzyć. Czy to był moment w którym powinna sobie pójść? Jeśli tak to zamiast to zrobić, przestąpiła z nogi na nogę. - Przepraszam, ale... jest pan chory, prawda? Na pewno tak, ale dlaczego jest pan tutaj sam? - zawsze była dość prostolinijna, jak już się odzywała. Przez to czasem zarzucano jej, że zadziera nosa, ale pytała tylko i wyłącznie dlatego, że niezwykle martwiła ją wizja Cartera, zmagającego się samemu z chorobą i chyba marzyła o tym, aby to wyobrażenie było błędne.
Maximilian Carter
- Czy w porządku? Ze mną? - aż drgnęła, nieco zaskoczona jego pytaniami, ale szybko się zreflektowała. Nie chciała wyjść na nieuważną, czy roztrzepaną. - Tak, tylko okresowe badania... trenuję nadal, nie wiem czy pan pamięta - wyjaśniła, a mimo, że pozwolił jej mówić do siebie po imieniu, to jednak trudno było jej się tak po prostu przestawić. Poza tym, mimo, że próbowała, ciężko było jej w pełni zachować się naturalnie. Dobrze, że przynajmniej wyglądał całkiem nieźle, zawsze był przystojnym mężczyzną, w liceum pewnie jednym z najbardziej lubianych przez dziewczyny nauczycielem, a Lisa nie była w tym wyjątkiem, chociaż... nie przez to, jak wyglądał go lubiła, a za to, jak jej pomagał w tamtych czasach. Pewnie dlatego też teraz tak mocno to wszystko przeżywała. - To dobrze - pokiwała jeszcze głową, skoro tragedii nie ma, to faktycznie dobrze, a mimo to trudno jej było w to uwierzyć. Czy to był moment w którym powinna sobie pójść? Jeśli tak to zamiast to zrobić, przestąpiła z nogi na nogę. - Przepraszam, ale... jest pan chory, prawda? Na pewno tak, ale dlaczego jest pan tutaj sam? - zawsze była dość prostolinijna, jak już się odzywała. Przez to czasem zarzucano jej, że zadziera nosa, ale pytała tylko i wyłącznie dlatego, że niezwykle martwiła ją wizja Cartera, zmagającego się samemu z chorobą i chyba marzyła o tym, aby to wyobrażenie było błędne.
Maximilian Carter
mów mi/kontakt
Lilka