Karty postaciRelacjeMessengerKalendarzeInstagram
a
Awatar użytkownika
Pani chirurg, która dla ratowania ludzkich żyć zaprzepaściła karierę muzyczną. Wyjechała do Miami na studia, ale na stałe do Hope Valley wróciła dopiero rok temu. Wyszła za pana Tadeusza, z którym jest już od prawie dekady, ale ostatnio sporo kłócą się o bąbelka, którego urodzi im jej młodsza siostra. Wielka fanka koszykówki, włoskiego żarcia i ,,Friends".
30
165

Post

#4

,,- Mamy dwóch strażaków świeżo po akcji. Jeden sam chciał tu przyjechać, za to drugi wydaje się mniej chętny do przyjęcia pomocy od medyków i twierdzi, że nic mu nie jest, ale kapitan zmusił go do przyjazdu. Westfield sala numer osiem, Morrison sala numer dwanaście. Powodzenia."
Maggie, która na co dzień dowodziła zarówno pielęgniarkami, jak i całą urazówką,, była jedną z ulubionych osób Cece w tym szpitalu. Miała jakiś metr pięćdziesiąt wzrostu i ciemną karnację, przez co na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie niegroźnej, ale w gruncie rzeczy rządziła całym szpitalem twardą ręką. Nawet sam dyrektor darzył ją ogromnym szacunkiem i - jak podejrzewała Claire - chyba trochę się jej bał. Nic dziwnego więc, że kiedy przerwała jej rozmowę z kolegą po fachu, wpychając im obojgu akta do rąk, nieomal wylała na nią resztki swojej kawy. Rzecz jasna, równie szybko obdarzyła ją przepraszającym uśmiechem, ale nikt nie zdążył już nic powiedzieć, bo Morrison dyskretnie chwycił ją za fartuch i pociągnął w stronę sal na urazówce, wyczuwając pewnie nienajlepszy humor Maggie.
Oboje dyskutowali przez całą drogę, głównie o jakichś bzdurach, a gdy wreszcie znaleźli się przed salą numer osiem, Claire akurat roześmiała się na jakiś żart swojego kolegi i zamaszystym ruchem odsunęła zasłonę od sali, wcześniej nawet nie zerkając do swoich akt. Zabawne, jak w przeciągu kilku sekund jej uśmiech stawał się coraz mniejszy, a stopniowo na jego miejscu pojawił się autentyczny szok.
,,- Dzień dobry, jak się pan nazywa?"
Najwyraźniej Morrison wcale nie zauważył zmiany w jej zachowaniu. Doskonale wiedziała jednak, co robił - zgodnie z ustalonym odgórnie porządkiem upewniał się, że nie pomylono akt i oboje faktycznie dostali historię medyczną swoich pacjentów. Jeszcze przez chwilę patrzyła prosto w oczy mężczyzny siedzącego na łóżku, żeby wreszcie się ocknąć i spojrzeć wreszcie w swoje akta. Znienawidziła się w tej chwili za to, że nie zerknęła na nie nawet przelotnie w ciągu ostatnich pięciu minut, bo w ten sposób miałaby jeszcze jakąkolwiek szansę się wymigać, ale teraz... cóż, za późno.
- Treyton Fitzgerald - wydusiła wreszcie, próbując powstrzymać drżenie głosu i przeniosła tęczówki na swojego kolegę. - W porządku. To on - poinformowała, zanim jej pacjent w ogóle zdążył się odezwać. Morrison chyba wreszcie pojął niezręczność tej sytuacji, bo zaczął skakać spojrzeniem od niej, do jej byłego i z powrotem, ale koniec końców kiwnął głową i ulotnił się z sali.
Dopiero w wtedy zapadła w niej głucha cisza, którą ciężko było przerwać chyba komukolwiek z ich dwójki. Ilość emocji, jakie ogarnęły jej ciało w tej jednej, krótkiej chwili sprawiła, że aż zakręciło jej się w głowie. Chociaż, może to przez to, że jakoś tak od razu zrobiło jej się niewiarygodnie gorąco? Ze złości, a przynajmniej taka była oficjalna wersja.
- Jestem doktor Westfield i przez chwilę będzie pan na mnie skazany - poinformowała, starając się, by zabrzmiało to tak obojętnie jak to tylko możliwe, ale koniec końców dało się wyczuć w jej głosie nutę rozgoryczenia. Cóż, znacznie chętniej powiedziałaby, że to ona będzie skazana na jego obecność - bo tak to wyglądało z jej perspektywy - ale starała się zachować resztki profesjonalizmu. Przez dłuższą chwilę uzupełniała jakieś bzdety w jego aktach (głównie po to, by nie musieć na niego patrzeć), ale nie mogła ciągnąć tego w nieskończoność, toteż wreszcie przeniosła na niego swój wzrok. I proszę, pierwszy szok musiał opaść, by dotarło do niej, że Trey ma twarz umazaną sadzą i faktycznie wysłano go tutaj po akcji pożarowej - a to jakoś machinalnie wywołało u niej strach. - Ściągnij ko... - zorientowała się, że z obawy o jego stan straciła rezon i szybko odchrząknęła: - Niech pan ściągnie koszulkę - poprawiła się, choć w ich sytuacji i tak zabrzmiało to tak, jak zabrzmiało. Udała, że tego nie spostrzegła i odłożyła akta na szafkę, po czym schowała dłonie do kieszeni fartucha w oczekiwaniu na jego ruch.

trey fitzgerald
BOGATE CV MEDYCYNA PSIARZ Jak anioła głos
mów mi/kontakt
kix#5424
a
Awatar użytkownika
I had to fall to lose it all but in the end it doesn't even matter.
31
189

Post

1.

Nie mamy pozwolenia na wejście do środka, musimy próbować zagasić go od zewnątrz do czasu przyjazdu wsparcia… Kurwa, Trey, gdzie Ty idziesz? TREY! Życie Ci niemiłe? Ja pierdole, Fitzgerald!
To były ostatnie słowa, które dotarły do niego nim wdarł się do płonącego budynku, a które i tak puścił mimo uszu, jak to miał w zwyczaju, gdy dowodzenie nad rozumem przejmowała determinacja. A ta w tym momencie była wyjątkowo silna, bo chodziło o ludzkie życie, które w każdej chwili mogło zakończyć się przedwcześnie, a do tego po prostu nie mógł dopuścić. Nie mógł. Bo wiele rzeczy w swoim życiu spieprzył; ba, wręcz łatwiej było powiedzieć, czego nie schrzanił w przeciągu ponad trzydziestoletniej egzystencji, aczkolwiek praca zawsze stanowiła dla niego centrum wszechświata. Nie potrafił tego w żaden racjonalny sposób wytłumaczyć, dlaczego zdrowy rozsądek odchodził w zapomnienie, gdy w grę wchodziło udzielenie komuś pomocy. Zwłaszcza że na co dzień nie cierpiał na kompleks bohatera, nie, nie pomagał przechodzić staruszkom przez pasy, a ponadto wiecznie skwaszony wyraz jego twarzy skutecznie chronił go przed niechcianym towarzystwem. Więc poniekąd było to ironiczne, że właśnie taki typ przedzierał się właśnie przez zadymione pomieszczenia w poszukiwaniu starszej kobiety, która była sprawczynią tego całego zamieszania. Czuł, jak z każdą minutą coraz gorzej mu się oddycha, ale niestrudzenie parł naprzód, a nawet przyśpieszył, gdy wreszcie posłyszał słabe wołanie o pomoc. Zlazłszy babuszkę skuloną w rogu salonu, wziął ją niezgrabnie na ręce i prawie że sprintem ruszył w stronę wyjścia, ledwo już widząc na oczy. Nic więc dziwnego, że po oddaniu staruszki w ręce specjalistów, sam oklapł na twardą ziemię i stracił na moment kontakt z rzeczywistością. Oczywiście – jak już otoczył go wianuszek ratowników, to nonszalancko machnął ręką, bo przecież totalnie nic mu nie było, miał się doskonale i wcale nie potrzebował pomocy, a już tym bardziej wizyty w szpitalu.
Na nic się jednak zdały jego gorące protesty i barwne, wulgarne wiązanki, bo ostatecznie i tak wylądował na sali szpitalnej, gdzie zaraz miał się zjawić lekarz i sprawdzić, czy nic sobie przypadkiem nie uszkodził. Nudząc się niemiłosiernie, próbował trochę bajerować kręcącą się w pobliżu pielęgniarkę, żeby mu przepisała jakieś fajne proszki i puściła wolno, ale najwyraźniej facet umazany sadzą nie wpasowywał się w jej kanon piękna, no przykre! Gotów był już wystawić szpitalowi dwie gwiazdki na opiniach Google, gdy niespodziewanie ktoś zasłonkę rozsunął. Ironiczny komentarz zamarł mu na ustach, kiedy wzrok spoczął na boleśnie znajomej twarzy. Momentalnie wszystkie dźwięki ograniczyły się jedynie do głośno bijącego serca, które aż słyszał we własnych uszach. Może jednak doznał większego uszczerbku na zdrowiu niż mu się początkowo wydawało? Może tak się tego cholernego dymu nawdychał, że zaczął widzieć zjawy? A może… Może umarł i trafił do nieba? Trzecią opcję odrzucił natychmiastowo, wychodząc z przekonania, iż prędzej Donald Trump odstawiłby samoopalacz niż on zastukał do bram niebieskich. Pewnie jeszcze długo by niegrzecznie wpatrywał się w twarz swojej byłej dziewczyny, gdyby nie to, iż postanowiła ona przemówić, wybudzając go tym samym z letargu. – Trey Fitzgerald – poprawił automatycznie, nim zdążył powstrzymać swój niewyparzony język, ale to był impuls dużo silniejszy od niego, gdyż spowodowany latami pogardy do własnego imienia. Nic więcej nie dodał, a jedynie wzrokiem odprowadził drugiego lekarza, któremu los podarował dar w postaci możliwości szybkiej ewakuacji, czego mu z wiadomego powodu Fitzgerald potwornie pozazdrościł. Też by z chęcią nawiał z tej sali, od Cece i jej ciemnych oczu, teraz pozbawionych ciepła, do którego był tak przyzwyczajony. Zamiast tego siedział na tym głupim łóżku, głupio milcząc i głupio się na nią patrząc. Standard. Drgnął jednak, kiedy zwróciła się do niego oficjalnie, jakby się wcale nie znali, jakby nigdy wcześniej się nie spotkali, a dłońmi nie przemierzył każdego zakamarka jej ciała. - Dobrze, pani doktor Westfield - nie omieszkał kpiąco zaakcentować przybranego po mężu nazwiska, racząc ją przy tym nieco wyzywającym spojrzeniem, prowokującym, by zrzuciła tę idiotyczną maskę, którą zdecydowała się na ten moment przybrać. Wolał, by się złościła, by jej oczy ciskały w niego piorunami. Wszystko było lepsze od obojętności. Wszystko. – Do twarzy Pani w fartuchu, Pani doktor – rzucił, leniwie przeciągając sylaby, znów niczym spragnione uwagi dziecko, domagając się, by zawiesiła na nim swoje spojrzenie. Gdyby miał w sobie choć CIEŃ pokory, to by milczał, tak jak Bozia nakazała. Ale nie miał. Był skończonym idiotą, który nie umiał się w jej towarzystwie opanować i pozwalał swojemu najgorszemu obliczu przejąć stery. Kiedy więc wspomniała o ściągnięciu koszulki, powoli rozciągnął wargi w szelmowskim uśmiechu, odsłaniając nieco zęby, wyraźnie się odcinające przez twarz umazaną w sadzy. – A może najpierw jednak kawa? Nie jestem aż taki łatwy - skomentował z teatralnym oburzeniem, ale posłusznie koszulkę ściągając, by następnie trzepnąć ją gdzieś obok. Podniósł raz jeszcze wzrok na Cece, jedną z brwi do góry unosząc. – Zadowolona? - zapytał przewrotnie, dłonie przy tym rozkładając na boki, ewidentnie się prosząc, żeby zadusiła go przy pomocy stetoskopu. Czy wspominałam już, iż Trey nie najlepiej radził sobie z niezręcznymi spotkaniami po latach?

cece wellsh-westfield
SIR - dla wszystkich Panów z okazji Dnia Chłopaka 2020! BOGATE CV BAŚNIOPISARZ PALACZ EMERGENCY SERVICES Gram na gitarze
mów mi/kontakt
anka
a
Awatar użytkownika
Pani chirurg, która dla ratowania ludzkich żyć zaprzepaściła karierę muzyczną. Wyjechała do Miami na studia, ale na stałe do Hope Valley wróciła dopiero rok temu. Wyszła za pana Tadeusza, z którym jest już od prawie dekady, ale ostatnio sporo kłócą się o bąbelka, którego urodzi im jej młodsza siostra. Wielka fanka koszykówki, włoskiego żarcia i ,,Friends".
30
165

Post

Nie do końca wiedziała dlaczego, ale jej nazwisko wypowiedziane głosem Trey'a wywołało u niej ucisk w okolicy żołądka. Nawet odruchowo powędrowała tęczówkami do jego ciemnych, przenikliwych oczu, choć pożałowała tego jeszcze szybciej, bo jej serce od razu zaczęło szaleńczo łomotać. Ile razy w ciągu ostatnich dwunastu lat swojego życia wyobrażała sobie tę chwilę? Mnóstwo. Bo tego, że nastąpi ona prędzej czy później, zawsze była pewna. Przygotowywała sobie na tę rozmowę z tysiąc różnych scenariuszy, ale w chwili obecnej odnosiła wrażenie, że żaden z nich nie miał pokrycia w rzeczywistości. Próbowała przekonywać samą siebie, że ich relacja jest już przeszłością, że te uczucia dawno wygasły, że przecież oboje rozpoczęli już dorosłe życie i z pewnością dojrzeli. I co? I stała tutaj, jako mężatka z ośmioletnim stażem i dzieckiem w drodze, a jednak nie potrafiła wydusić z siebie słowa, bo cały rollercoaster emocji przejął nad nią kontrolę. Zabawne, że ostatnim razem, gdy odczuwała ich tak dużo jednocześnie, była jeszcze dziewczyną Fitzgeralda.
- Mój mąż też tak uważa - odpowiedziała, nie przerywając kontaktu wzrokowego i starając się z całych sił zachować wesoły ton. Tak, jakby mówiła do najzwyklejszego pacjenta. Sęk w tym, że Trey nie był zwykłym pacjentem, a ona bardzo szybko zaczęła biczować w myślach samą siebie, bo choć faktycznie chciała wbić mu w ten sposób szpilkę, to próbując wywołać w nim zazdrość chyba tylko obnażyła swoje uczucia. Te same, które próbowała chować dotychczas za maską obojętności. Nie wspominając o tym, że było to cholernie dziecinne posunięcie. A może najpierw jednak kawa? Nie jestem aż taki łatwy. - Nie byłabym tego taka pewna - wypaliła, ponownie nie mogąc ugryźć się w język. Od zawsze była zbyt impulsywna i nerwowa, a złość chyba po prostu zaczynała przejmować nad nią kontrolę. Złość, którą tłamsiła w sobie przez wszystkie te lata, bo w gruncie rzeczy nigdy nie wygarnęła mu tego, jak bardzo nienawidzi go za to, co zrobił. Ich ostatnie spotkanie było raczej komiczne, bo przybiegła do niego piszcząc jak mała dziewczynka, z zamiarem zakomunikowania mu, że dostała się na medycynę też w Cape Coral, ale jakaś panienka wychodząca z jego pokoju w samym ręczniku doprowadziła do tego, że pięć minut później wybiegła z jego mieszkania bez słowa. Były tylko spojrzenia, przetwarzanie informacji i ucieczka, by nie dostrzegł jej łez. Z tego była w sumie dumna do dzisiaj - Trey nigdy nie widział, jak przez niego płakała.
Choć przepłakała dosłownie rok, przez semestr studiów skazując i Finna, i ludzi z roku na to, by przebywali z osobą niestabilną emocjonalnie.
- Szalenie - odparła z nutą sarkazmu w głosie, bo powrót do przeszłości sprawił, że była ze dwa razy bardziej zirytowana, niż jeszcze przed chwilą. Nawet podeszła do niego zbyt gwałtownie, obiecując sobie, że nie da mu się więcej sprowokować - choć sama nie znała osoby, którą byłoby łatwiej sprowokować! - i przeszła do badań. No i chuj w bombki strzelił jej opanowanie, gdy tylko chciała przyłożyć słuchawkę do jego klatki piersiowej, ale dostrzegła po lewej stronie jego torsu znajomy tatuaż. Przez kilka, dobrych sekund jej dłoń wisiała bezczynnie pomiędzy nimi, a ona wpatrywała się w ten cholerny obrazek niczym ostatnia idiotka. Dokładnie taki sam, jaki sama miała wydziarany na lewym boku. Nigdy nikt nie poznał tak do końca jego prawdziwej historii, nawet Teddy, choć na odczepnego powtarzała, że był tylko osiemnastkowym błędem. Cóż, tego błędu nie popełniła w samotności, podobnie jak wielu innych w okresie liceum. Kiedy wreszcie zdała sobie sprawę ze swojego zachowania, przelotnie zerknęła w jego oczy i szybko odchrząknęła, zmuszając się do tego, by ponownie wbić wzrok w jego klatkę piersiową. - Weź głęboki wdech. - Bardziej zasugerowała niż poprosiła, ale starała się teraz zrobić wszystko, by skupić się już stricte na badaniu. Nie na tym, że przez te wszystkie lata zmężniał i jeszcze bardziej wyprzystojniał, co było widać nawet pod grubą warstwą sadzy. Nie na tym, że ewidentnie poświęcał sporo czasu na dbanie o siebie, bo i sylwetkę miał jak jakiś pieprzony grecki bóg, co tylko dodatkowo ją irytowało. Na badaniu - PRÓBOWAŁA skupić się, tylko, na badaniu. Ok? Ok.
Kiedy wreszcie wmówiła to sobie samej, autentycznie udało jej się osłuchać Fitzgeralda - zarówno z przodu, jak i z tyłu - a gdy skończyła i na powrót przewiesiła sobie stetoskop przez kark, musiała wziąć głęboki wdech, jakby co najmniej przebiegła właśnie jakiś wyjątkowo ciężki maraton.
- Będziesz żył - mruknęła trochę na odczepnego, bo choć w aktach miała cały opis sytuacji (zatrucie dymem) i kapitan zrobił słusznie wysyłając go na obserwację, to na szczęście nic groźnego się nie stało. - Wszystko w normie, może poza przyśpieszonym biciem serca... - wymamrotała, zapisując coś w aktach, ale jej brew automatycznie powędrowała do góry. Kiedyś na bezczelnego zapytałaby, czy akurat to nie jest przypadkiem spowodowane czymś innym niż pożarem, ale teraz chyba bała się usłyszeć odpowiedź. - Dostaniesz L4 na dwa tygodnie. Zlecę podanie mannitolu, może też dwie wizyty w komorze hiperbarycznej na wszelki wypadek i powinno być dobrze. Gdybyś miał jakiekolwiek problemy z oddychaniem to zgłoś się do lekarza pierwszego kontaktu - zaleciła, tym razem już tonem typowo lekarskim, choć doskonale wiedziała, że Trey był uparty jak osioł i do lekarza z własnej woli poszedłby chyba dopiero wtedy, gdyby już całkiem nie mógł oddychać, choć wtedy to już trochę za późno. Odważyła się nawet ponownie unieść na niego spojrzenie i już miała oddać mu kartę, kiedy coś zupełnie innego przykuło jej uwagę. Na tyle, że odrzuciła akta gdzieś na łóżko i odruchowo - jak na lekarza przystało - chwyciła palcami jego podbródek i uniosła go nieco do góry, by zobaczyć, co kryje się po lewej stronie jego szyi. - Serio, Treyton? Mógłbyś nie marnować mojego czasu, tylko mówić, gdzie boli, żebym sama nie musiała się domyślać i oboje będziemy mieli to z głowy? Jezus, gorzej niż z dzieckiem - skwitowała, umyślnie używając jego pełnego imienia i posłała mu karcące spojrzenie. Rana nie wyglądała na poważną, było to niewielkie oparzenie, po którym za tydzień miało już pewnie nie być śladu, ale należało ją odkazić, bo zawsze istniało ryzyko zakażenia. Jeszcze przez chwilę wpatrywała się w jego szyję, zastanawiając się nad doborem leków, kiedy - zupełnie nagle - zamarła w bezruchu, gdy zdała sobie sprawę, że jeździ palcami po jego skórze w okolicy oparzenia. Nie byłoby to nic dziwnego, gdyby był to zwykły pacjent, bo zawsze miała tego typu odruch, ale... ale to był on. Każdy dotyk wydawał jej się nieodpowiedni. Nieodpowiedni ze względu na Teddy'ego, na ich przeszłość i przede wszystkim ze względu na to, że takie głupie muśnięcie jego skóry palcami sprawiało, że robiło jej się zdecydowanie zbyt gorąco.

trey fitzgerald
BOGATE CV MEDYCYNA PSIARZ Jak anioła głos
mów mi/kontakt
kix#5424
a
Awatar użytkownika
I had to fall to lose it all but in the end it doesn't even matter.
31
189

Post

Jako że nie cierpiał jeszcze na odbierającą wspomnienia sklerozę czy inną chorobę robiącą z mózgu papkę, to doskonale pamiętał dzień, w którym spierdolił relację z Claire na amen. Ba, tak mu się on utarł w głowie przez tysiąckrotne odtwarzanie w pamięci, że bez trudu był w stanie przytoczyć wszystkie szczegóły z tej cholernej daty w kalendarzu; to, jaka była pogoda za oknem, który polityk robił z siebie błazna w porannych wiadomościach i co Cece miała na sobie, gdy wściekła wybiegała z jego mieszkania. Nieźle, co? Jednak każda z tych rzeczy bladła w porównaniu z tą całą zainscenizowaną przez niego sytuacją, będącą jednocześnie gwoździem do trumny jego związku z Wellsh. Czasem się zastanawiał, czy gdyby nie był wtedy takim upartym osłem, to czy to wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. Może ich drogi wcale nie musiałyby się rozdzielać, może poradziliby sobie z odległością, a może w ogóle znaleźliby inne wyjście z sytuacji, które usatysfakcjonowałoby zarówno ją, jak i jego. Może - nie wiedział. Ale też nie żałował. Zwłaszcza teraz, gdy miał ją przed sobą, ubraną w ten cholerny lekarski kitel, o którym tak marzyła za czasów szkoły średniej. Bo to oznaczało, że jednak coś zrobił dobrze.
- Mądry gość - skwitował krótko, wysilając się przy tym na obojętne wzruszenie ramionami, podtrzymując jednocześnie dzielnie kontakt wzrokowy, choć wewnątrz odczuwał przemożną chęć, by szpetnie przekląć i zachować się jak skończony dupek, za którego go niewątpliwie miała. Treya w ogóle nie obchodził mąż Claire, a nawet wolał udawać, że typ był jedynie chorym wymysłem Wellsh. I nie, nie było to w żaden sposób połączone z jakąś śmieszną zazdrością, bo przecież na to był zdecydowanie za stary, czyż nie? Nie mógł burzyć się o fakt, że jego była dziewczyna nie wstąpiła po rozstaniu do zakonu klauzuralnego i nie strzelała za niego dziennie dziesięciu zdrowasiek. Dlatego też przybrał beznamiętny wyraz twarzy, który jednak nieco się posypał, gdy Cece niespodziewanie przeszła do ataku. Aż brwi mimowolnie wysoko uniósł, ponieważ nie spodziewał się ani trochę, że porzuci tę maskę łagodnej, profesjonalnej pani doktor. Pewnie gdyby jej gniew nie był wycelowany w niego, to by nawet ją nagrodził gromkimi oklaskami! A tak to ograniczył się do wykrzywienia ust w paskudnym grymasie. - Możesz zapytać moją narzeczoną, jak nie wierzysz. Zanim zapoznaliśmy się bliżej - tu ściszył nieznacznie głos i zaczepnie poruszył brwiami, ewidentnie domagając się, by ktoś go dla beki zamknął w izolatce, choć trzeba mu oddać, że na końcu języka miał znacznie wulgarniejsze określenia i postawił na to delikatniejsze! - To zaprosiła mnie na kawę, więc widzisz, to obala Twoją błędną hipotezę - zakończył naukowym, triumfującym tonem, bezczelnie ją przy tym stopą dźgając, niewiele sobie robiąc z faktu, że tak nie wypadało. I to z różnych powodów. Bo był pacjentem, a ona lekarzem, bo był winowajcą, a ona ofiarą, bo była jego byłą dziewczyną, a on nigdy jej nawet nie przeprosił za swoją domniemaną zdradę. Wystarczająco dużo, by się przesadnie nie rozluźniać, prawda? W takim razie nie powinien też się rozbierać - mimo że było to wymagane z medycznego punktu widzenia - bo doskonale wiedział, na czym właśnie zawisło spojrzenie Cece. Tysiąc razy chciał ten tatuaż przerobić na coś błahego, idiotycznego, ale ostatecznie zawsze odpuszczał, zapewne z racji sentymentu. Milcząco wpatrywał się w twarz lekarki, jednocześnie zastanawiając się od niechcenia, czy też zostawiła tę niechlubną pamiątkę na swoim ciele, czy może się jej pozbyła zaraz po ich rozstaniu. Nie chcąc się w te rejony dłużej udawać, odchrząknął niby to przypadkiem, pragnąc w ten sposób odwrócić uwagę Wellsh, co się na jego szczęście udało. - To taka strata czasu, nic mi nie jest - burknął z irytacją, zaciskając mocno szczęki i jakoś ODRUCHOWO mięśnie przy tym napinając, prezentując te swoje muskuły w całej okazałości. Fakt, w chuj był dumny ze swojej sylwetki, która była wynikiem licznych godzin spędzonych na siłowni i wcale tego nie krył. Dlatego nim wziął ten głęboki oddech, to wszechwiedząco się uśmiechnął pod nosem, wiedząc, że nawet i Cece - pomimo żywionej pogardy, nienawiści etcetera - nie była obojętna na ten sześciopak, hehe. Pewnie gdyby i tak już nie przeciągał struny, to by coś rzucił w trakcie, iż może go sobie pomacać - ofc tak dla dobra medycyny - ale jakiś cichy głosik w jego głowie - może rozsądek - nakazał mu milczeć, więc tak też poczynił. - No kto by się spodziewał, no kurwa nikt - stwierdził ironicznie, jak już Claire postawiła tę swoją SZOKUJĄCĄ diagnozę, którą on miał już ogarniętą bez badania. Dlaczego nikt go nie słuchał? Gdyby mu noga odpadła, okej, domagałby się lekarza, żeby ktoś ją jakoś przykleił. Ale tak? Idiotyzm. Krzywiąc się więc, jakby mu kot nasikał do obu butów, spoglądał na Wellsh z wyraźnym znudzeniem. Blablabla, serce, blablabla, komora, blablabla, kontrola. Nie będzie kłamstwem stwierdzenie, że nie słuchał jej w ogóle, a jedynie cieszył oczy widokiem, którego nie miał przed sobą od lat. Co jakiś czas jednak kiwał głową dla niepoznaki, co by nie uznała, że nic do niego nie docierało. - Okej, super, dzięki - rzucił bezmyślnie, jak już skończyła mówić i od ściany się odsunął, żeby się stąd jak najszybciej ewakuować, bo nienawidził szpitali i spotkań z przeszłością, na które nie był mentalnie przygotowany. Nie zdążył jednak nawet stóp na podłodze postawić, gdy uwaga Cece znów skupiła się na nim. Automatycznie przewrócił oczami, kiedy zwróciła się do nim pełnym imieniem, którym gardził i które najchętniej spuściłby w kiblu, o czym zresztą ona doskonale wiedziała. - Gdzie byłaby w tym frajda, gdybym ułatwił Ci robotę, słońce? - spytał lekceważąco, krzyżując z nią spojrzenie i po raz kolejny nic nie robiąc sobie z jej nagany. Ot, typowy nieuleczalny przypadek! Minęła mu jednak chęć do żartów, gdy poczuł na sobie znajomy dotyk. Przez moment pozwolił Claire na to wodzenie palcami, walcząc jednocześnie z ochotą na coś, czego mógłby później żałować. Mięsień zauważalnie drgnął mu na policzku, gdy ujął kobietę za nadgarstek, by przerwać te manewry, których dokonywała od kilku minut. I choć początkowo miał tylko ją powstrzymać od dalszych działań i zabrać dłoń, to mimochodem kciukiem przesunął po delikatnej skórze lekarki, odruchowo przenosząc wzrok na jej twarz. Błąd, błąd, błąd, krzyczał głośno jego uśpiony do tej pory rozum, ale Trey zdawał się tradycyjnie go ignorować. No klasyk gatunku.

cece wellsh-westfield
SIR - dla wszystkich Panów z okazji Dnia Chłopaka 2020! BOGATE CV BAŚNIOPISARZ PALACZ EMERGENCY SERVICES Gram na gitarze
mów mi/kontakt
anka
Zablokowany