#6 Leah Warren
Otworzył leniwie powieki; słoneczne światło wpadające przez uchylone okno przyjemnie ogrzewało mu twarz, do momentu, w którym nie spojrzał w nie — oślepiony jasnością odbijającą mocniej od białych ścian sypialnej części domku, naciągnął na głowę poduszkę. Zasnął po 4. rano i jedyne o czym marzył, to spać dalej. Zmarszczył czoło; gdyby był umówiony na dzisiaj z Leah, musiałby wstać już, żeby mieć czas iść do fryzjera — nie chciał, żeby szwagierka wstydziła się za jego zaniedbany wygląd..., ale umówili się na sobotę, więc mógł pospać jeszcze chwilę do budzika. Uśmiechnął się, wtulając twarz w poduszkę mocniej, gotowy zasnąć, kiedy przez mózg przeleciała Josephowi jedna myśl otrzeźwiająca bardziej niż prysznic z lodowato zimnej wody — sobota to dzisiejszy dzień. Poderwał się na łóżku i sięgnął po leżący na nocnej szafce zegarek...
– Q-rwa, wpół do 11 – zaklął i zaplątawszy się w pościel, z trudem zachował równowagę wstając; miał 30 minut na kąpiel i śniadanie, nie mówiąc o dojeździe do miasta; nie zdąży, więc?..., nie zje śniadania. Po 20 minutach w łazience nie wyglądał wybitnie dobrze; dopiero jechał do fryzjera, więc będzie przejmować się tym jak się prezentuj, kiedy wyjdzie z salonu. Jeansy i koszula; najbardziej bezpieczny zestaw, który mógł wyciągnąć z szafy zakładając od razu — prasował koszule zaraz po wypraniu, a że wieszał na oddzielnym wieszaku każdą, nie musiał się zastanawiać czy nie wyciągnie wygniecionej z szafy. Naciągnął jednak t-shirt i niosąc koszulę do samochodu, zamknął drzwi, sprawdzając porządnym szarpnięciem czy „zamek zaskoczył” — niezła wymówka jednej z jego mani. Powiesił wieszak w samochodzie na uchwycie, który montował w każdym aucie; nawet w służbowym gruchocie miał miejsce do wieszania ubrań.
– No..., udało się – powiedział do siebie, przejeżdżając przez wjazd na strzeżone osiedle, na którym mieszkali Leah i Jacob. – Za trzy Warren..., mogło być lepiej, ale wykręcisz się korkami – pokiwał głową na powitanie ochroniarzowi; wszyscy bardzo dobrze kojarzyli Josepha, który od czasu do czasu zagadywał z nimi, kiedy musiał poczekać na bratanicę, brata czy bratową..., a oprócz tego opłacał miejsce parkingowe, żeby nie marnować czasu na szukanie wolnego, jeśli musiałby przyjechać „na szybko”. Wysiadł i przebrawszy w nerwowym pośpiechu koszulkę na koszulę, sięgnął po bukiet kwiatów, który musiał poprawić Leah humor — nigdy nie wiedział, czego się spodziewać i zawsze miał tysiące myśli wchodząc po ostatnich schodach na siódme piętro, na którym mieszkali Warrenowie; tak..., wysiadał na szóstym i wchodził.
Zapukał, jak nie mógłby zadzwonić i poprawiwszy kołnierzyk koszuli, spojrzał na zegarek — cztery minuty spóźnienia.
a
joseph warren
I'll share my dreams And make you see
How your love I need
How your love I need
mów mi/kontakt
manul#1399
a
06. Joseph Warren
Zaproszenie, które wystosował Joseph, był miłym przerywnikiem w jej szarej codzienności wypełnionej przez pracę oraz spychanymi nieustannie w kąt małżeńskimi problemami. Bez większego trudu, znalazła dla szwagra wolne, sobotnie popołudnie, zaintrygowana zarówno tym, że w końcu będzie miała okazje zapytać o jego towarzyszkę na roczku Josie, jak i spróbować nowości wypuszczonych przez lokalny browar na wiosennym festiwalu piw oraz win rzemieślniczych. Była smakoszem, tym bardziej doceniała tego typu wydarzenia.
Poranek spędziła w Nobu, dopinając wszystko przed otwarciem restauracji. Rzadko kiedy serwis w całości odbywał się bez jej udziału, ufała jednak, że Blackbird w asyście sou chefów udźwignie go i nie zostaną przytłoczeni przez ilość rezerwacji na weekend. Pula wyczerpała się już początkiem tygodnia, Leah czuła więc nie tylko dumę, ale presje utrzymania wysokiego poziomu przyjmowania gości. Zabrała z restauracji obiad dla Logan oraz Jacoba, a także małą niespodziankę dla Josepha na jutrzejszy dzień, po czym wróciła do domu, aby na spokojnie przygotować się do wyjścia.
Upinała właśnie lekko mokre po wzięciu szybkiego, ziemnego prysznica włosy przed lustrem, kiedy odezwało się pukanie do drzwi. Z uśmiechem na ustach, otworzyła Josephowi i zaprosiła mężczyznę do środka, ponieważ ten nie stał z pustymi rękoma.
- Cześć. Są piękne, dziękuję - oczy się jej także roześmiały na widok kwiatów. Wdzięczna, przejęła bukiet i prosząc o chwilę cierpliwości, wsadziła wiązankę do pękatego wazonu, a następnie napełniła go wodą. Zostawiła kwiaty na kuchennym stole, niech Jacob się zastanawia, kto je sprezentował. Jak Joseph mógł się zorientować, Leah była w mieszkaniu sama i nie pierwsza do poruszenia tematu, gdzie są pozostali domownicy.
W korytarzu, wsunęła nogi w czarne szpilki i biorąc z szafy lekki płaszcz, gdyż wieczór zapowiadał się chłodny, była gotowa do wyjścia. Miała na sobie koszulę dopasowaną do szarej, ołówkowej spódnicy z ekstrawaganckim rozcięciem na boku i delikatną biżuterie, która mieniła się w świetle subtelnym błyskiem.
- No dobrze. Chyba mam wszystko, raczej o niczym nie zapomniałam. Idziemy? - tym razem, panowie przodem. Zamknęła mieszkanie na cztery spusty, wspólnie zjechali windą na minusowy poziom, gdzie chwile kluczyki wśród numerowanych stanowisk, aż nie doszli do tego wynajętego przez Warrena i jego auta. Leah zajęła miejsce pasażera, zapięła pasy i obejrzała się na szwagra.
- Więc...? - szeroki, nieco frywolny uśmiech, który wykwitł na podkreślonych czerwoną szminką ustami, zdradzał co, a właściwie to kogo miała na myśli.
Zaproszenie, które wystosował Joseph, był miłym przerywnikiem w jej szarej codzienności wypełnionej przez pracę oraz spychanymi nieustannie w kąt małżeńskimi problemami. Bez większego trudu, znalazła dla szwagra wolne, sobotnie popołudnie, zaintrygowana zarówno tym, że w końcu będzie miała okazje zapytać o jego towarzyszkę na roczku Josie, jak i spróbować nowości wypuszczonych przez lokalny browar na wiosennym festiwalu piw oraz win rzemieślniczych. Była smakoszem, tym bardziej doceniała tego typu wydarzenia.
Poranek spędziła w Nobu, dopinając wszystko przed otwarciem restauracji. Rzadko kiedy serwis w całości odbywał się bez jej udziału, ufała jednak, że Blackbird w asyście sou chefów udźwignie go i nie zostaną przytłoczeni przez ilość rezerwacji na weekend. Pula wyczerpała się już początkiem tygodnia, Leah czuła więc nie tylko dumę, ale presje utrzymania wysokiego poziomu przyjmowania gości. Zabrała z restauracji obiad dla Logan oraz Jacoba, a także małą niespodziankę dla Josepha na jutrzejszy dzień, po czym wróciła do domu, aby na spokojnie przygotować się do wyjścia.
Upinała właśnie lekko mokre po wzięciu szybkiego, ziemnego prysznica włosy przed lustrem, kiedy odezwało się pukanie do drzwi. Z uśmiechem na ustach, otworzyła Josephowi i zaprosiła mężczyznę do środka, ponieważ ten nie stał z pustymi rękoma.
- Cześć. Są piękne, dziękuję - oczy się jej także roześmiały na widok kwiatów. Wdzięczna, przejęła bukiet i prosząc o chwilę cierpliwości, wsadziła wiązankę do pękatego wazonu, a następnie napełniła go wodą. Zostawiła kwiaty na kuchennym stole, niech Jacob się zastanawia, kto je sprezentował. Jak Joseph mógł się zorientować, Leah była w mieszkaniu sama i nie pierwsza do poruszenia tematu, gdzie są pozostali domownicy.
W korytarzu, wsunęła nogi w czarne szpilki i biorąc z szafy lekki płaszcz, gdyż wieczór zapowiadał się chłodny, była gotowa do wyjścia. Miała na sobie koszulę dopasowaną do szarej, ołówkowej spódnicy z ekstrawaganckim rozcięciem na boku i delikatną biżuterie, która mieniła się w świetle subtelnym błyskiem.
- No dobrze. Chyba mam wszystko, raczej o niczym nie zapomniałam. Idziemy? - tym razem, panowie przodem. Zamknęła mieszkanie na cztery spusty, wspólnie zjechali windą na minusowy poziom, gdzie chwile kluczyki wśród numerowanych stanowisk, aż nie doszli do tego wynajętego przez Warrena i jego auta. Leah zajęła miejsce pasażera, zapięła pasy i obejrzała się na szwagra.
- Więc...? - szeroki, nieco frywolny uśmiech, który wykwitł na podkreślonych czerwoną szminką ustami, zdradzał co, a właściwie to kogo miała na myśli.
mów mi/kontakt
kotpsot#2892
a
Leah Warren
Rozejrzał się..., była sama... Sama tak, jak on; nie chciał o tym myśleć i widział, że Leah nie spieszyła się, żeby wyjaśnić, że Jacob był..., najpewniej na promie, Logan tymczasem musiała zajmować się, miał nadzieję, że swoimi, nie-Josephowymi sprawami. Oparł się o ścianę, przyglądając bratowej jak wstawiła kwiaty, rozkładając bukiet tak, że wydawał się obszerniejszy. Uśmiechnął się do siebie, kiedy przechodząc, zaczepnie pociągnęła Josepha za rękę zarzucając włosami; kiedyś, kiedy spędzali czas w tym samym domu, do którego wprowadził się, pod nieobecność Jacoba pomagając Leah, widział w niej ideał matki i żony..., teraz? Teraz zobaczył w niej..., kobietę — nie czuł nic do niej jak przyjaźń i wdzięczność, że nie wywalili go głównie dzięki niej, kiedy był na dnie... Kiedy Jacob przywiózł go ważącego niewiele więcej jak dwa razy starsze od Logan dziecko. Obiegała go i dokarmiła, mając przez chwilę w domu do opiekowania się właściwie dwójkę...
Podał Leah płaszcz i mimo że nalegała, żeby wyszedł pierwszy, wyszedł przepuściwszy Leah w drzwiach, które zamknęła za nimi i schowawszy klucze do torebki, skierowała się w stronę windy, do której wsiedli i jechali chwilę pod ziemię. Nie wypytywali się wzajemnie; wspomniał o urodzinach chrześnicy, na których widzieli się niedawno i z których..., uciekł... Odpowiedział wymijająco o kobiecie, z którą zjawił się u Willoughbych; kłócili się i nie odzywali od tygodnia, jeśli nie więcej... — nie wiedział, co myśleć tym bardziej, że nie chciał opowiadać Ferguson o czymś, o czym nie wiedziała ani Leah, ani żona nawet..., tylko on i Jacob..., i ich dziadkowie. Odgonił od siebie myśli, które wracały przez..., Emery i otworzywszy drzwi jeepa, pomógł bratowej wsiąść w samochód, który obszedł i zajął miejsca za kierownicą. Odwrócił się do Leah i uśmiechając się jak łobuz, zapalił silnik, ale nie ruszył; wpatrzył się w nią, a kiedy zapytała, odpowiedział:
– Naciśnij – i wskazał na przycisk przy jej siedzeniu; wcisnęła i..., zaczęła śmiać się tak, jak nie śmiała się od dawna — w fotelu wibrowało. – Nie wiedziałem o tym..., a mam go od dziewięciu lat? Wasza córka to odkryła... – Zapalił światła i ruszył, kierując się w stronę wyjazdu z podziemi; wiedział już, że do domu nie wróci jeepem, ale nie spodziewał się, że będzie wracać piechotą...
koniec
Rozejrzał się..., była sama... Sama tak, jak on; nie chciał o tym myśleć i widział, że Leah nie spieszyła się, żeby wyjaśnić, że Jacob był..., najpewniej na promie, Logan tymczasem musiała zajmować się, miał nadzieję, że swoimi, nie-Josephowymi sprawami. Oparł się o ścianę, przyglądając bratowej jak wstawiła kwiaty, rozkładając bukiet tak, że wydawał się obszerniejszy. Uśmiechnął się do siebie, kiedy przechodząc, zaczepnie pociągnęła Josepha za rękę zarzucając włosami; kiedyś, kiedy spędzali czas w tym samym domu, do którego wprowadził się, pod nieobecność Jacoba pomagając Leah, widział w niej ideał matki i żony..., teraz? Teraz zobaczył w niej..., kobietę — nie czuł nic do niej jak przyjaźń i wdzięczność, że nie wywalili go głównie dzięki niej, kiedy był na dnie... Kiedy Jacob przywiózł go ważącego niewiele więcej jak dwa razy starsze od Logan dziecko. Obiegała go i dokarmiła, mając przez chwilę w domu do opiekowania się właściwie dwójkę...
Podał Leah płaszcz i mimo że nalegała, żeby wyszedł pierwszy, wyszedł przepuściwszy Leah w drzwiach, które zamknęła za nimi i schowawszy klucze do torebki, skierowała się w stronę windy, do której wsiedli i jechali chwilę pod ziemię. Nie wypytywali się wzajemnie; wspomniał o urodzinach chrześnicy, na których widzieli się niedawno i z których..., uciekł... Odpowiedział wymijająco o kobiecie, z którą zjawił się u Willoughbych; kłócili się i nie odzywali od tygodnia, jeśli nie więcej... — nie wiedział, co myśleć tym bardziej, że nie chciał opowiadać Ferguson o czymś, o czym nie wiedziała ani Leah, ani żona nawet..., tylko on i Jacob..., i ich dziadkowie. Odgonił od siebie myśli, które wracały przez..., Emery i otworzywszy drzwi jeepa, pomógł bratowej wsiąść w samochód, który obszedł i zajął miejsca za kierownicą. Odwrócił się do Leah i uśmiechając się jak łobuz, zapalił silnik, ale nie ruszył; wpatrzył się w nią, a kiedy zapytała, odpowiedział:
– Naciśnij – i wskazał na przycisk przy jej siedzeniu; wcisnęła i..., zaczęła śmiać się tak, jak nie śmiała się od dawna — w fotelu wibrowało. – Nie wiedziałem o tym..., a mam go od dziewięciu lat? Wasza córka to odkryła... – Zapalił światła i ruszył, kierując się w stronę wyjazdu z podziemi; wiedział już, że do domu nie wróci jeepem, ale nie spodziewał się, że będzie wracać piechotą...
koniec
joseph warren
I'll share my dreams And make you see
How your love I need
How your love I need
mów mi/kontakt
manul#1399