To miał być piękny film. Kompletnie nie w typie Soriente, bo romantyczne dramaty to nie jego bajka, ale jako główny producent zrzeszał wiele innych producentów, którzy inwestowali swoją kasę w produkcje. Tak więc, wszystko miało rozgrywać się w starej, rodzinnej piwowarni. Jakieś tradycje, rodzinne tajemnice, miłość z młodzieńczych lat, piękne kadry, znani aktorzy, a to jeszcze wszystko w okolicach Hoppe Valley, więc miasteczko mogło turystycznie skorzystać. Nie był to pierwszy dzień zdjęciowy. Mieli już za sobą dwa tygodnie intensywnej pracy. Jednak ten dzień pozostał w pamięci każdego z członków ekipy. Było wcześnie rano, gdy zaczęto przygotowywać plan i właśnie wtedy jedna z pracownic znalazła pośród chmielnych upraw martwe ciało. Jej krzyk zwrócił uwagę każdego, więc od razu wzrok Soriente powędrował w kierunku pól skąd po chwili wybiegła młoda dziewczyna ze łzami w oczach. Nie była pewna co widziała, ale była przerażona i dopiero po kilku minutach uspokoiła się na tyle, aby chociaż wskazać odpowiedni kierunek. Remi, wraz z kilkoma innymi mężczyznami poszli w to miejsce. Potem każdy z nich żałował swojej decyzji.
Wystarczyło spojrzeć na dziwnie ułożone ciało, aby domyślić się, że doszło tutaj do zbrodni. To był makabryczny i wstrząsający widok. Remi od razu wezwał policję, ale i tak nie mógł się uspokoić. W jego rękach spoczywała olbrzymia odpowiedzialność za całą ekipę znajdującą się na planie. Nikt nie wiedział kim była ofiara, zaczęły się telefony po znajomych, sprawdzanie, czy to przypadkiem nie ktoś od nich. Policja przyjechała dość szybko. Ogrodziła teren i kazała wszystkim czekać pod namiotami, gdzie znajdowało się zaplecze techniczne produkcji. Wtedy też Remi pomyślał o Grace. Jeśli ktokolwiek mógł mu pomóc w takiej sytuacji, albo udzielić chociaż jakichkolwiek rad to była to właśnie ona. Rok temu wpadli na siebie, gdy składał zeznania na komisariacie w sprawie wypadku Margot. W liceum byli dobrymi przyjaciółmi, a teraz po latach ich kontakt się odnowił. Miał jednak nadzieję, że raczej będzie ograniczał się do wspólnych spacerów i kawy na mieście. Jednak tym razem miał trupa, a Grace była pierwszą osobą, która mogłaby mu pomóc poradzić sobie z tym problemem.
-Grace? Słuchaj, mogłabyś mi pomóc? Mam tutaj martwe ciało i nie wiem co robić - niezbyt składnie przedstawił to w jakiej sytuacji się znalazła. - Znaczy się. Policja już tu jest. Kazali nam czekać. Nie wiem co się dzieje - mówił dalej, ale był w zbyt dużym szoku, żeby ta rozmowa jakkolwiek mogła trwać dalej.
Rozłączył się w końcu, a potem policja zabrała mu telefon i tyle z tego miał. Wszystko się waliło i paliło. Nikt nie mógł się z nikim skontaktować, a on nie miał zielonego pojęcia co teraz właściwie powinien zrobić.
Grace Warren
a
mów mi/kontakt
Borsuk
a
Remi Soriente
Telefon wyrwał Grace z letargu. Od godziny, przeglądała katalogi sklepów ogrodniczych, próbując dobrać krzewy do ogrodu. Mnogość odmian i nie zawsze pokrywające się ze sobą warunki najkorzystniejsze do wzrostu, zaczynały jej spędzać sen w powiek. Recz pozornie banalna, sęk w tym, że Grace nie kierowała się w swoim wyborze tym, czy krzew będzie ładny, tylko czy się przyjmie oraz wytrzyma nasłonecznienie. Wizualne odczucia, schodziły na dalszy plan w zetknięciu z pragmatyzmem, gdyż tego Grace nigdy nie brakowało.
Ślęczenie przed komputerem, zaczynało ją nużyć. Niemalże podskoczyła, gdy telefon zawibrował. Odebrała, nie sprawdzając nawet kto dzwonił... Głos Soriente, otrzeźwił ją momentalnie. Poprosiła, aby mężczyzna niczego nie dotykał, a najlepiej został tam, gdzie właśnie stoi i stosował się do zaleceń policji. Tymczasem, potrzebowała... Mniej więcej dwudziestu minut, aby do niego dotrzeć. Adres, który jej podał, od razu wklepała w nawigację. Przebrała się raz dwa z domowych, wygodnych dresów i w drodze do samochodu, złapała uczesane przez wiatr włosy w koński ogon.
W środku dnia i po sezonie, ruch w Hope Valley był mały. Raz dwa, dojechała na drogę wyjazdową z miasta. Widząc znak, o którym napomknął Remi, skręciła w boczne, nie wszędzie utwardzone drogi. Chwilę jechała wzdłuż pól, aby ostatecznie, dotrzeć do starego browaru, gdzie była rozłożona ekipa filmowa. Zaparkowała pomiędzy policyjnymi samochodami. Wychodząc, sięgnęła po swój identyfikator, którym musiała się wylegitymować przed barczystym mężczyzną rozciągającym policyjną taśmę. Podeszła do funkcjonariuszy. Kątem oka dostrzegła, że Soriente wpatruje się w jej plecy z rosnącym napięciem wprost proporcjonalnie zwiększającym się do tego, jak wydłużała się jej wymiana zdań z osobami oddelegowanymi do sprawy.
W końcu, ruszyła do Remiego. Niemalże wpadła na mężczyznę, który prawdopodobnie nie mógł usiedzieć na miejscu i wyszedł jej na przeciw.
- Czekają na prokuratora i koronera. Ciało, które znaleźli, jest w tak zaawansowanym stanie rozkładu, że musiało być tutaj już od dłuższego czasu lub ktoś je podrzucił... Usiądź lepiej, Remi. Wyglądasz jak... - ugryzła się w język, na końcu którego miała trup.
Ktoś z ekipy musiał dostrzec co się dzieje, bowiem podsunięto im rozkładane krzesło, na którym stanowczo - tak, że nie miał nic do powiedzenia - posadziła Soriente i podała mu plastikowy kubek z wodą od prawdopodobnie charakteryzatorki.
- A teraz głęboki wdech i powiedz, jak dokonaliście tego odkrycia?
Telefon wyrwał Grace z letargu. Od godziny, przeglądała katalogi sklepów ogrodniczych, próbując dobrać krzewy do ogrodu. Mnogość odmian i nie zawsze pokrywające się ze sobą warunki najkorzystniejsze do wzrostu, zaczynały jej spędzać sen w powiek. Recz pozornie banalna, sęk w tym, że Grace nie kierowała się w swoim wyborze tym, czy krzew będzie ładny, tylko czy się przyjmie oraz wytrzyma nasłonecznienie. Wizualne odczucia, schodziły na dalszy plan w zetknięciu z pragmatyzmem, gdyż tego Grace nigdy nie brakowało.
Ślęczenie przed komputerem, zaczynało ją nużyć. Niemalże podskoczyła, gdy telefon zawibrował. Odebrała, nie sprawdzając nawet kto dzwonił... Głos Soriente, otrzeźwił ją momentalnie. Poprosiła, aby mężczyzna niczego nie dotykał, a najlepiej został tam, gdzie właśnie stoi i stosował się do zaleceń policji. Tymczasem, potrzebowała... Mniej więcej dwudziestu minut, aby do niego dotrzeć. Adres, który jej podał, od razu wklepała w nawigację. Przebrała się raz dwa z domowych, wygodnych dresów i w drodze do samochodu, złapała uczesane przez wiatr włosy w koński ogon.
W środku dnia i po sezonie, ruch w Hope Valley był mały. Raz dwa, dojechała na drogę wyjazdową z miasta. Widząc znak, o którym napomknął Remi, skręciła w boczne, nie wszędzie utwardzone drogi. Chwilę jechała wzdłuż pól, aby ostatecznie, dotrzeć do starego browaru, gdzie była rozłożona ekipa filmowa. Zaparkowała pomiędzy policyjnymi samochodami. Wychodząc, sięgnęła po swój identyfikator, którym musiała się wylegitymować przed barczystym mężczyzną rozciągającym policyjną taśmę. Podeszła do funkcjonariuszy. Kątem oka dostrzegła, że Soriente wpatruje się w jej plecy z rosnącym napięciem wprost proporcjonalnie zwiększającym się do tego, jak wydłużała się jej wymiana zdań z osobami oddelegowanymi do sprawy.
W końcu, ruszyła do Remiego. Niemalże wpadła na mężczyznę, który prawdopodobnie nie mógł usiedzieć na miejscu i wyszedł jej na przeciw.
- Czekają na prokuratora i koronera. Ciało, które znaleźli, jest w tak zaawansowanym stanie rozkładu, że musiało być tutaj już od dłuższego czasu lub ktoś je podrzucił... Usiądź lepiej, Remi. Wyglądasz jak... - ugryzła się w język, na końcu którego miała trup.
Ktoś z ekipy musiał dostrzec co się dzieje, bowiem podsunięto im rozkładane krzesło, na którym stanowczo - tak, że nie miał nic do powiedzenia - posadziła Soriente i podała mu plastikowy kubek z wodą od prawdopodobnie charakteryzatorki.
- A teraz głęboki wdech i powiedz, jak dokonaliście tego odkrycia?
grace warren
A better love you won't find today
I will show you love
I will show you love
mów mi/kontakt
kotpsot#2892
a
Kilka dni wcześniej jego życie można by określić mianem "całkiem udanego", ale w przeciągu niespełna tygodnia zmieniło się ono w jeden, wielki koszmar. Zdawał sobie sprawę, że powoli zbliża się do nieuniknionego jeśli chodzi o związek z Avą. Miało być pięknie, miały być uczucia i wspólna przyszłość, ale nie przewidział tego, że znajomość z Lisbeth tak mocno wpłynie na niego. Ostatecznie Ava także się tego nie spodziewała, ale to ona podjęła decyzję o odejściu. Nie chciała być dłużej w związku, w który on nie umiał zaangażować się w pełni. Bo jakby miał, skoro nie czuł tego, co czuć powinien, mimo że tak bardzo się starał. Tylko nie oznaczało to, że po zerwaniu jego skomplikowana relacja z Fletcher nagle przemieni się w coś znaczącego. Na tym polu także odniósł sromotną porażkę i w zaledwie przeciągu kilku dni stracił dwie kobiety, które ostatnimi czasy były dla niego najważniejszymi osobami. To sprawiło, że psychicznie doznał całkiem sporych obrażeń, a odnalezienie trupa na swoim planie filmowym, tylko dobiło jego poszargane nerwy.
Czekał na Grace z niecierpliwością. Potrzebował jej teraz i w zasadzie nie wiedział, czy bardziej jako policjanta, czy przyjaciela, którego wsparcie miałoby największe znaczenie. Chyba nie znał nikogo, kto w obecnej sytuacji mógł mu bardziej pomóc niż ona. Gdy tylko dostrzegł jej sylwetkę, nie oderwał od niej wzroku, aż w końcu podeszła do niego, a on zniecierpliwiony wyszedł jej na przeciw.
- Hej Grace! Dobrze, że jesteś. Nie mam pojęcia co się dzieje - wyrzucił z siebie za jednym razem, a potem westchną, przejeżdżając dłonią po twarzy. Zdawał sobie sprawę z tego, że pewnie nie wygląda najlepiej. Był blady, na czole miał krople potu, a jego koszula zrobiła się nieprzyjemnie wilgotna. - Dobrze.. - Pozwolił na to, aby pomogła mu usiąść. Chociaż miał wrażenie, że i tak nie miał teraz szans na jakąkolwiek walkę z jej pewnymi ruchami.
Zwiesił głowę, aby odetchnąć kilka razy i uspokoić się na tyle, by jego opowieść miała dla Warren jakikolwiek sens. Odtwarzał w myślach krok po kroku to co stało się kilkadziesiąt minut temu. Zaczął mówić, opowiadając najpierw o dziewczynie, która z krzykiem wybiegła z pola uprawnego.
- Poszedłem w miejsce które wskazała z dwoma pracownikami. No i wtedy dostrzegłem, że coś leży na ziemi przed nami - starał się mówić powoli i zrozumiale, ale gdy w głowie pojawił się obraz zmasakrowanego ciała, nagle znów zrobiło mu się słabo. - Powiedziałem im, że mają zaczekać. Odpowiadam za wszystko co tu się dzieje. Nie mogłem... Nie chciałem potem mieć ich na sumieniu, gdyby to co zobaczą mogło być dla nich zbyt traumatyczne. Poszedłem tam sam. Widziałem tylko fragment nogi, a właściwie stopę. Dopiero po kilku kolejnych metrach zrozumiałem, że... - Odetchnął znów i spojrzał na stojącą przed nim Grace. - Myślałem, że może ktoś zasłabł, że potrzebuje pomocy, ale gdy spojrzałem na ciało, a potem na twarz - znów zrobiło mu się nie dobrze. Przymknął na moment oczy i zrobił przerwę. Zaraz ktoś chciał podsunąć mu wodę i chyba wiadro, ale podniósł rękę odsuwając tamtą osobę. Po prostu potrzebował chwili. - Chciałbym pozbyć się tego wspomnienia. Na samą myśl znów mnie cofa.... Kazałem ludziom nie podchodzić i sam wycofałem się praktycznie od razu. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem po pomoc, a potem po ciebie - ponownie jego oczy spotkały się z jej spojrzeniem. - Grace, co teraz się stanie? - Zapytał i sam w zasadzie nie wiedział co miał na myśli. Bał się o wszystko. O swoich ludzi, o dochodzenie, o to, że zamkną plan filmowy i będzie miał problemy, o własną kondycję psychiczną, bo miał już dość i jedyne o czym teraz marzył to... Potrzebuje się napić - mruknął chyba sam do siebie, a może do niej. Ostatnio znów pił, dużo i często, to był najlepszy sposób jaki znał, aby chociaż na moment zapomnieć o tragicznym położeniu w jakim się znajdował.
Grace Warren
Czekał na Grace z niecierpliwością. Potrzebował jej teraz i w zasadzie nie wiedział, czy bardziej jako policjanta, czy przyjaciela, którego wsparcie miałoby największe znaczenie. Chyba nie znał nikogo, kto w obecnej sytuacji mógł mu bardziej pomóc niż ona. Gdy tylko dostrzegł jej sylwetkę, nie oderwał od niej wzroku, aż w końcu podeszła do niego, a on zniecierpliwiony wyszedł jej na przeciw.
- Hej Grace! Dobrze, że jesteś. Nie mam pojęcia co się dzieje - wyrzucił z siebie za jednym razem, a potem westchną, przejeżdżając dłonią po twarzy. Zdawał sobie sprawę z tego, że pewnie nie wygląda najlepiej. Był blady, na czole miał krople potu, a jego koszula zrobiła się nieprzyjemnie wilgotna. - Dobrze.. - Pozwolił na to, aby pomogła mu usiąść. Chociaż miał wrażenie, że i tak nie miał teraz szans na jakąkolwiek walkę z jej pewnymi ruchami.
Zwiesił głowę, aby odetchnąć kilka razy i uspokoić się na tyle, by jego opowieść miała dla Warren jakikolwiek sens. Odtwarzał w myślach krok po kroku to co stało się kilkadziesiąt minut temu. Zaczął mówić, opowiadając najpierw o dziewczynie, która z krzykiem wybiegła z pola uprawnego.
- Poszedłem w miejsce które wskazała z dwoma pracownikami. No i wtedy dostrzegłem, że coś leży na ziemi przed nami - starał się mówić powoli i zrozumiale, ale gdy w głowie pojawił się obraz zmasakrowanego ciała, nagle znów zrobiło mu się słabo. - Powiedziałem im, że mają zaczekać. Odpowiadam za wszystko co tu się dzieje. Nie mogłem... Nie chciałem potem mieć ich na sumieniu, gdyby to co zobaczą mogło być dla nich zbyt traumatyczne. Poszedłem tam sam. Widziałem tylko fragment nogi, a właściwie stopę. Dopiero po kilku kolejnych metrach zrozumiałem, że... - Odetchnął znów i spojrzał na stojącą przed nim Grace. - Myślałem, że może ktoś zasłabł, że potrzebuje pomocy, ale gdy spojrzałem na ciało, a potem na twarz - znów zrobiło mu się nie dobrze. Przymknął na moment oczy i zrobił przerwę. Zaraz ktoś chciał podsunąć mu wodę i chyba wiadro, ale podniósł rękę odsuwając tamtą osobę. Po prostu potrzebował chwili. - Chciałbym pozbyć się tego wspomnienia. Na samą myśl znów mnie cofa.... Kazałem ludziom nie podchodzić i sam wycofałem się praktycznie od razu. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem po pomoc, a potem po ciebie - ponownie jego oczy spotkały się z jej spojrzeniem. - Grace, co teraz się stanie? - Zapytał i sam w zasadzie nie wiedział co miał na myśli. Bał się o wszystko. O swoich ludzi, o dochodzenie, o to, że zamkną plan filmowy i będzie miał problemy, o własną kondycję psychiczną, bo miał już dość i jedyne o czym teraz marzył to... Potrzebuje się napić - mruknął chyba sam do siebie, a może do niej. Ostatnio znów pił, dużo i często, to był najlepszy sposób jaki znał, aby chociaż na moment zapomnieć o tragicznym położeniu w jakim się znajdował.
Grace Warren
mów mi/kontakt
Borsuk
a
Remi Soriente
Ludzie różnie reagowali na widok trupów. Od zaprzeczenia, poprzez panikę, szok i niedowierzanie. Nie był to codzienny widok i nie można było się do niego przyzwyczaić, o ile nie pracowało się dla organów ścigania, aczkolwiek nawet funkcjonariusze mieli trudności z oswojeniem się z widokiem śmierci, rozkładu, tego, co zostawało z człowieka po ostatnim oddechu. Choć na Grace martwe ciało nie robiło już najmniejszego wrażenia, zwłaszcza po roku, który w celach naukowych spędziła na trupiej farmie, mogła sobie wyobrazić, jakie myśli kotłowały się w głowie Remiego.
Posadziwszy go na krześle, wcisnęła w jego ręce szklankę z wodą. Dała sobie oraz mężczyźnie chwilę, po upływie której, przyciągnęła drugi stołek dla siebie. Siedzi w namiocie rozstawionym dla aktorów i pracującej na planie obsługi, choć po drugiej stronie trwało dochodzenie i policjanci byli dosłownie wszędzie, zadbała o to, aby Soriente nie oglądał się co chwile za siebie na cienie przesuwające się po połach namiotu, a skupił wzrok na jej skromnej osobie.
Nie popędzała go. Prosiła o relację, którą musiał odtworzyć w głowie, a to niewątpliwie wzburzy kolejną falę, jaka zaleją go wraz z emocjami będącymi bliźniaczą kopią tych towarzyszących mu w tamtych pojedynczych sekundach. Wyciągnąwszy rękę, zacisnęła ją na nadgarstku Remiego. Wsłuchiwała się w to, co miał do powiedzenia, podczas kiedy jej myśli, jak psy kończę, pędziły za tym tropem, który wyłapywała między słowami, starając się ocenić jak najbardziej się dało jego prawdopodobieństwo. Bez dwóch zdań, nie była to sprawa do profilera, nie mniej, skoro już tutaj była, mogła szepnąć słowo osobom odpowiedzialnym za sprawę, bowiem Grace zwracała uwagę na mankamenty, które umykały nie interesującymi się jej działko oficerom.
- Postąpiłeś dokładnie tak, jak powinien każdy, gdyby znalazł się na Twoim miejscu... Nie ruszałeś ciała, tak? A ta kobieta? Pochyliła się nad nim, dotknęła go, próbowała sprawdzić, czy jest przytomny? - im mniej miejsce zbrodni było zanieczyszczone, tym cenniejsze okazywało się dla detektywów.
Grace, wyprostowała się na krześle. Nie było to pytanie, na które mogła odpowiedzieć w sposób satysfakcjonujący dla niego, aczkolwiek możliwości były ograniczone. Schemat postępowania był zawsze ten sam.
- Na pewno na jakiś czas, produkcja zostanie wstrzymana. Wszyscy zostaną przesłuchani, byłoby dobrze, gdybyś zapewnił tym, którzy tego potrzebują, opiekę psychologa. Macie tutaj monitoring? Kto pilnuje planu po godzinach waszej pracy? - ponieważ przez cały czas patrzyła się na Soriente, Grace dostrzegła każdą zmianę w jego mimice i nie było to coś, co mogłaby - oraz chciała - ignorować.
- Napić i wygadać, co? - pozwoliła sobie na delikatny uśmiech, który pociągnął jej kąciki ust do góry. - Na pewno chodzi tylko o to, co się tu stało?
Ludzie różnie reagowali na widok trupów. Od zaprzeczenia, poprzez panikę, szok i niedowierzanie. Nie był to codzienny widok i nie można było się do niego przyzwyczaić, o ile nie pracowało się dla organów ścigania, aczkolwiek nawet funkcjonariusze mieli trudności z oswojeniem się z widokiem śmierci, rozkładu, tego, co zostawało z człowieka po ostatnim oddechu. Choć na Grace martwe ciało nie robiło już najmniejszego wrażenia, zwłaszcza po roku, który w celach naukowych spędziła na trupiej farmie, mogła sobie wyobrazić, jakie myśli kotłowały się w głowie Remiego.
Posadziwszy go na krześle, wcisnęła w jego ręce szklankę z wodą. Dała sobie oraz mężczyźnie chwilę, po upływie której, przyciągnęła drugi stołek dla siebie. Siedzi w namiocie rozstawionym dla aktorów i pracującej na planie obsługi, choć po drugiej stronie trwało dochodzenie i policjanci byli dosłownie wszędzie, zadbała o to, aby Soriente nie oglądał się co chwile za siebie na cienie przesuwające się po połach namiotu, a skupił wzrok na jej skromnej osobie.
Nie popędzała go. Prosiła o relację, którą musiał odtworzyć w głowie, a to niewątpliwie wzburzy kolejną falę, jaka zaleją go wraz z emocjami będącymi bliźniaczą kopią tych towarzyszących mu w tamtych pojedynczych sekundach. Wyciągnąwszy rękę, zacisnęła ją na nadgarstku Remiego. Wsłuchiwała się w to, co miał do powiedzenia, podczas kiedy jej myśli, jak psy kończę, pędziły za tym tropem, który wyłapywała między słowami, starając się ocenić jak najbardziej się dało jego prawdopodobieństwo. Bez dwóch zdań, nie była to sprawa do profilera, nie mniej, skoro już tutaj była, mogła szepnąć słowo osobom odpowiedzialnym za sprawę, bowiem Grace zwracała uwagę na mankamenty, które umykały nie interesującymi się jej działko oficerom.
- Postąpiłeś dokładnie tak, jak powinien każdy, gdyby znalazł się na Twoim miejscu... Nie ruszałeś ciała, tak? A ta kobieta? Pochyliła się nad nim, dotknęła go, próbowała sprawdzić, czy jest przytomny? - im mniej miejsce zbrodni było zanieczyszczone, tym cenniejsze okazywało się dla detektywów.
Grace, wyprostowała się na krześle. Nie było to pytanie, na które mogła odpowiedzieć w sposób satysfakcjonujący dla niego, aczkolwiek możliwości były ograniczone. Schemat postępowania był zawsze ten sam.
- Na pewno na jakiś czas, produkcja zostanie wstrzymana. Wszyscy zostaną przesłuchani, byłoby dobrze, gdybyś zapewnił tym, którzy tego potrzebują, opiekę psychologa. Macie tutaj monitoring? Kto pilnuje planu po godzinach waszej pracy? - ponieważ przez cały czas patrzyła się na Soriente, Grace dostrzegła każdą zmianę w jego mimice i nie było to coś, co mogłaby - oraz chciała - ignorować.
- Napić i wygadać, co? - pozwoliła sobie na delikatny uśmiech, który pociągnął jej kąciki ust do góry. - Na pewno chodzi tylko o to, co się tu stało?
grace warren
A better love you won't find today
I will show you love
I will show you love
mów mi/kontakt
kotpsot#2892
a
Znów miał kaca, którego zwykle zapijał klinem, gdy tylko nie musiał ponownie wsiadać za kółko. Tego dnia nie było inaczej i skutki wczorajszego samotnego pijaństwa doskwierały mu równie mocno, co stres związany z nieprzyjemnym odkryciem jakiego dokonał. Starał się jednak być twardym i nie użalać nad sobą, aczkolwiek nadal kręciło mu się w głowie, więc wolał nie wstawać z plastikowego krzesełka.
- Nie ruszałem - potwierdził słowa Grace, która kucała przed nim. Był wdzięczny, że mimo iż nie musiała, to ostatecznie zdecydowała się przyjechać. Jej obecność go uspokajała. - Nie sądzę... Przecież od razu było widać, że.. - znów wspomnienie martwych, rozkładających się zwłok, sprawiło że potrzebował na moment odetchnąć. Zrobił pauzę i pozbyć się tego makabrycznego obrazu ze swojej głowy. - Raczej nie dotknęła - dodał zaraz i zacisnął kilka razy pięść, aby rozładować rosnące w nim napięcie.
Skupił się teraz na Grace, która uważnie wytłumaczyła mu co prawdopodobnie zaraz będzie miało miejsce. Uwaga o psychologu została przez niego zanotowana. Pewnie sam nie wpadłby na to, a w zasadzie nawet nie pomyślał o czymś takim. Jako podły materialista bardziej przejął się tym, że plan zostanie zamknięty, a jego pracownicy będą musieli użerać się teraz z policją. Nie daj losie, jakby okazała się, że jeszcze któryś z nich jest w to wszystko zamieszany.
- Mamy. Wynajmujemy prywatną firmę ochroniarską, to oni odpowiedzialni są za bezpieczeństwo na planie w godzinach naszej pracy i poza nimi - wyjaśnił rzeczowo, a potem chciał sięgnąć po telefon, ale przecież został on mu zabrany. - Pewnie już policja o nich wie, ale mam tutaj wizytówkę - dodał, przypominając sobie o portfelu i wyciągając z niego papierowy kartonik, który wręczył Grace.
Rozejrzał się wokół i skrzywił. Póki co wszędzie panowało totalne zamieszanie. W sensie według niego, bo policja zdawała się jakoś nad tym wszystkim panować. Pewnie gdyby Remi nie był w tak kiepskiej kondycji psychicznej to i jemu byłoby łatwiej, ale cóż w ostatnich dniach życie go nie rozpieszczało, ale właściwie to sam sobie zgotował ten los. Spojrzał więc nieco zaskoczony na Grace, która dość trafnie zapytała, czy chodzi o coś więcej niż tylko martwe ciało.
-Powiedzieć, że spieprzyłem to mało, wiesz? - Oparł przedramiona na kolanach i schował twarz w dłoniach na kilka sekund, aby pozbierać myśli. - Rozstałem się z Avą, a raczej to ona mnie rzuciła i powinna już dawno to zrobić. Jestem w totalnej rozsypce i właściwie najchętniej zamknął bym się w domu i pił dalej... Przynajmniej zaoszczędziłbym sobie dodatkowych traum, a teraz... Teraz nawet w pracy mam przesrane. Innymi słowy, czego się nie dotknę, to zamieniam to w gówno - zakpił sam z siebie i zwiesił na moment głowę. Nie miał pojęcia czemu jej to wszystko mówił. Kiedyś i owszem byli dobrymi przyjaciółmi, ale lata rozłąki raczej nie umocniły ich przyjaźni, ale jak widać nadal czuł się przy Grace swobodnie, mimo iż nie była już jego małą ptaszynką, a panią Warren. - Przepraszam. Nie powinienem ci o tym mówić. Pewnie sama masz dość swoich problemów. Co tam u Josepha? Muszę mu przynieść to obiecane whisky - zmienił temat. Może rozmowa o zupełnie czymś innym lepiej wpłynęłaby teraz na jego chwiejną psychikę.
Grace Warren
- Nie ruszałem - potwierdził słowa Grace, która kucała przed nim. Był wdzięczny, że mimo iż nie musiała, to ostatecznie zdecydowała się przyjechać. Jej obecność go uspokajała. - Nie sądzę... Przecież od razu było widać, że.. - znów wspomnienie martwych, rozkładających się zwłok, sprawiło że potrzebował na moment odetchnąć. Zrobił pauzę i pozbyć się tego makabrycznego obrazu ze swojej głowy. - Raczej nie dotknęła - dodał zaraz i zacisnął kilka razy pięść, aby rozładować rosnące w nim napięcie.
Skupił się teraz na Grace, która uważnie wytłumaczyła mu co prawdopodobnie zaraz będzie miało miejsce. Uwaga o psychologu została przez niego zanotowana. Pewnie sam nie wpadłby na to, a w zasadzie nawet nie pomyślał o czymś takim. Jako podły materialista bardziej przejął się tym, że plan zostanie zamknięty, a jego pracownicy będą musieli użerać się teraz z policją. Nie daj losie, jakby okazała się, że jeszcze któryś z nich jest w to wszystko zamieszany.
- Mamy. Wynajmujemy prywatną firmę ochroniarską, to oni odpowiedzialni są za bezpieczeństwo na planie w godzinach naszej pracy i poza nimi - wyjaśnił rzeczowo, a potem chciał sięgnąć po telefon, ale przecież został on mu zabrany. - Pewnie już policja o nich wie, ale mam tutaj wizytówkę - dodał, przypominając sobie o portfelu i wyciągając z niego papierowy kartonik, który wręczył Grace.
Rozejrzał się wokół i skrzywił. Póki co wszędzie panowało totalne zamieszanie. W sensie według niego, bo policja zdawała się jakoś nad tym wszystkim panować. Pewnie gdyby Remi nie był w tak kiepskiej kondycji psychicznej to i jemu byłoby łatwiej, ale cóż w ostatnich dniach życie go nie rozpieszczało, ale właściwie to sam sobie zgotował ten los. Spojrzał więc nieco zaskoczony na Grace, która dość trafnie zapytała, czy chodzi o coś więcej niż tylko martwe ciało.
-Powiedzieć, że spieprzyłem to mało, wiesz? - Oparł przedramiona na kolanach i schował twarz w dłoniach na kilka sekund, aby pozbierać myśli. - Rozstałem się z Avą, a raczej to ona mnie rzuciła i powinna już dawno to zrobić. Jestem w totalnej rozsypce i właściwie najchętniej zamknął bym się w domu i pił dalej... Przynajmniej zaoszczędziłbym sobie dodatkowych traum, a teraz... Teraz nawet w pracy mam przesrane. Innymi słowy, czego się nie dotknę, to zamieniam to w gówno - zakpił sam z siebie i zwiesił na moment głowę. Nie miał pojęcia czemu jej to wszystko mówił. Kiedyś i owszem byli dobrymi przyjaciółmi, ale lata rozłąki raczej nie umocniły ich przyjaźni, ale jak widać nadal czuł się przy Grace swobodnie, mimo iż nie była już jego małą ptaszynką, a panią Warren. - Przepraszam. Nie powinienem ci o tym mówić. Pewnie sama masz dość swoich problemów. Co tam u Josepha? Muszę mu przynieść to obiecane whisky - zmienił temat. Może rozmowa o zupełnie czymś innym lepiej wpłynęłaby teraz na jego chwiejną psychikę.
Grace Warren
mów mi/kontakt
Borsuk
a
Remi Soriente
- To dobrze - przytaknęła i wykrzesała z siebie delikatny uśmiech, którym objęła twarz mężczyzny. Domyślała się, co stawało mu przed oczyma w chwili, w której musiał do tego wracać i opowiadać o odkryciu na polu. Niestety, nie doszło od tego uciec. Im więcej detali będzie potrafił sobie przypomnieć oraz zobrazować, tym bardziej pomoże śledczym. A później... Później będzie mógł się zalać w trupa. I zapomnieć. Nie chciała o tym mówić na głos, gdyż byłoby to nieprofesjonalnie, nie mniej, taki schemat postępowania należało traktować jako konieczność.
- Gdyby jednak... Pobiorą wtedy od niej odciski palców, aby wykluczyć z ewentualnymi śladami, które mogły się na ciele zachować. Jest za wcześnie na snucie teorii, ale jesteście tu już od jakiegoś czasu, prawda? Więc albo ostatnio woda podmyła i odsłoniła płytki grób, albo... Ktoś Wam podrzucił niefortunny prezent, licząc, że tym samym pozostanie nieuchwytny... - skrzyżowała ręce na wysokości piersi. To była sprawa pod jurysdykcją posterunku z Hope Valley i raczej z obrębu tych, które nie wymagały ingerencji profila, nie mniej, Remi na pewno zdawał sobie sprawę, że gdyby coś, zawsze mógł na nią oraz Josepha liczyć. Znali od podszewki te wszystkie procedury i przynajmniej tak mogli go przygotować na to, co teraz.
- Monitoring na pewno dużo ułatwi oraz przyspieszy dochodzenie. O ile kamery były ustawione tak, że łapały tamto pole i okolice, ale o to już się nie martw - dodała, chwyciwszy wizytówkę, którą wyciągnął w jej stronę. Schowała ją do kieszeni lekkiej, skórzanej kurtki pilotki, którą zarzuciła w tę deszczową od kilku dni pogodę. Było ciepło, jak na florydzkie standardy przystało, nie mniej momentami lało jak z cebra, a wiatr stał się nieprzyjemnie chłodny.
Słysząc pytanie Soriente, uniosła brew.
- Co takiego spieprzyłeś? - spojrzała na mężczyznę uważnie. Pozwoliła mu mówić, od początku do końca. Nie wchodziła Remiemu w słowo, trawiąc to, czym chciał się z nią podzielić. Kiedy spotkali się w Halloween na wspólnym turnee po domach sąsiadów, aby pozbierać zgodnie z tradycją cukierki, nie sprawiali wrażenia pary, która przechodzi kryzys. Wręcz przeciwnie. Grace zaryzykowałaby stwierdzenie, że są ze sobą szczęśliwi. Jeżeli faktycznie coś było na rzeczy, musieli się z tym dobrze kryć, grając przed publicznością obraz takiej pary, za jaką chcieli uchodzić. Chrząknęła, a następnie pokręciła głową, wprawiając w ruch czekoladowe, skręcone u końców kosmyki.
- Mówisz tak, bo narozrabiałeś, czy od dawna to nie miało większego sensu i tylko robiliście sobie oboje nadzieję? - chciała mu pomóc. Wesprzeć. Nie potrafiła jednak odczytać po jego zachowaniu, czy Sorientowi zależało na poklepaniu po plecach oraz po prostu wysłuchaniu, czy wręcz przeciwnie - oczekiwał od Grace konstruktywnej krytyki?
- Joseph siedzi w pracy, bo wciąż uważa, że ciągnięcie miesiąc w miesiąc dwieście godzin to dobry pomysł... Możesz nie tylko przynieść to whisky, ale wpaść je wypić. Przywieźliśmy z Kioto zestaw do robienia sushi i nic nie sugeruje, ale.... - puściła przyjacielowi perskie oczko.
- To dobrze - przytaknęła i wykrzesała z siebie delikatny uśmiech, którym objęła twarz mężczyzny. Domyślała się, co stawało mu przed oczyma w chwili, w której musiał do tego wracać i opowiadać o odkryciu na polu. Niestety, nie doszło od tego uciec. Im więcej detali będzie potrafił sobie przypomnieć oraz zobrazować, tym bardziej pomoże śledczym. A później... Później będzie mógł się zalać w trupa. I zapomnieć. Nie chciała o tym mówić na głos, gdyż byłoby to nieprofesjonalnie, nie mniej, taki schemat postępowania należało traktować jako konieczność.
- Gdyby jednak... Pobiorą wtedy od niej odciski palców, aby wykluczyć z ewentualnymi śladami, które mogły się na ciele zachować. Jest za wcześnie na snucie teorii, ale jesteście tu już od jakiegoś czasu, prawda? Więc albo ostatnio woda podmyła i odsłoniła płytki grób, albo... Ktoś Wam podrzucił niefortunny prezent, licząc, że tym samym pozostanie nieuchwytny... - skrzyżowała ręce na wysokości piersi. To była sprawa pod jurysdykcją posterunku z Hope Valley i raczej z obrębu tych, które nie wymagały ingerencji profila, nie mniej, Remi na pewno zdawał sobie sprawę, że gdyby coś, zawsze mógł na nią oraz Josepha liczyć. Znali od podszewki te wszystkie procedury i przynajmniej tak mogli go przygotować na to, co teraz.
- Monitoring na pewno dużo ułatwi oraz przyspieszy dochodzenie. O ile kamery były ustawione tak, że łapały tamto pole i okolice, ale o to już się nie martw - dodała, chwyciwszy wizytówkę, którą wyciągnął w jej stronę. Schowała ją do kieszeni lekkiej, skórzanej kurtki pilotki, którą zarzuciła w tę deszczową od kilku dni pogodę. Było ciepło, jak na florydzkie standardy przystało, nie mniej momentami lało jak z cebra, a wiatr stał się nieprzyjemnie chłodny.
Słysząc pytanie Soriente, uniosła brew.
- Co takiego spieprzyłeś? - spojrzała na mężczyznę uważnie. Pozwoliła mu mówić, od początku do końca. Nie wchodziła Remiemu w słowo, trawiąc to, czym chciał się z nią podzielić. Kiedy spotkali się w Halloween na wspólnym turnee po domach sąsiadów, aby pozbierać zgodnie z tradycją cukierki, nie sprawiali wrażenia pary, która przechodzi kryzys. Wręcz przeciwnie. Grace zaryzykowałaby stwierdzenie, że są ze sobą szczęśliwi. Jeżeli faktycznie coś było na rzeczy, musieli się z tym dobrze kryć, grając przed publicznością obraz takiej pary, za jaką chcieli uchodzić. Chrząknęła, a następnie pokręciła głową, wprawiając w ruch czekoladowe, skręcone u końców kosmyki.
- Mówisz tak, bo narozrabiałeś, czy od dawna to nie miało większego sensu i tylko robiliście sobie oboje nadzieję? - chciała mu pomóc. Wesprzeć. Nie potrafiła jednak odczytać po jego zachowaniu, czy Sorientowi zależało na poklepaniu po plecach oraz po prostu wysłuchaniu, czy wręcz przeciwnie - oczekiwał od Grace konstruktywnej krytyki?
- Joseph siedzi w pracy, bo wciąż uważa, że ciągnięcie miesiąc w miesiąc dwieście godzin to dobry pomysł... Możesz nie tylko przynieść to whisky, ale wpaść je wypić. Przywieźliśmy z Kioto zestaw do robienia sushi i nic nie sugeruje, ale.... - puściła przyjacielowi perskie oczko.
grace warren
A better love you won't find today
I will show you love
I will show you love
mów mi/kontakt
kotpsot#2892
a
Słuchał tego co mówiła z niemałym przerażeniem, bo każde słowo wydawało mu się po prostu kolejnym powodem do zmartwień. Po prostu poniekąd zdawał sobie sprawę z tego jak poważne konsekwencje będzie miała ta sprawa, nie tylko na opóźnienia w zdjęciach, ale też na aktorów, ludzi z produkcji, którzy będą narażeni na problemy związane ze śledztwem, pewnie w to wszystko jeszcze wkręcą się media i ostatecznie nie tylko fakt iż znalazł czyjeś martwe ciało, będzie obciążeniem dla jego psychiki, ale też myślenie o tym co powinien zrobić.
Przerastało go to w tym momencie, a do tego przecież sam znajdował się w swoim życiu w dość niewygodnej sytuacji. No może już nie takiej niewygodnej, ale nie najlepszej, bo jednak nadal borykał się z dylematem co powinien zrobić ze swoimi uczuciami względem Fletcher.
- Ja robiłem jej nadzieję, a sam wiedziałem, że to nie ma już najmniejszego sensu - sprecyzował słowa Grace, bo poniekąd dość szybko udało jej się wpaść na same sedno sprawy. - Sądziłem, że coś z tego będzie i... Na początku faktycznie byłem zaangażowany, ale wiesz co? - Zaśmiał się, a po chwili już nie potrafił nawet powstrzymać tego odruchu. Pewnie przez stres, kompletną dezorientację i znalezienie się w tak trudnej sytuacji, nie umiał zapanować nad emocjami. - Przepraszam, ale... Cholera jasna, to już za dużo, wiesz? - Potarł twarz dłońmi, a potem na moment zawiesił spojrzenie gdzieś w oddali, właściwie po prostu zawieszając się na moment. - Zakochałem się i właśnie sobie to uświadomiłem kilka dni temu, a teraz... Znów wszystko się wali, a przy tym... Jeszcze ta kobieta - jak na zawołanie przed oczyma znów pojawił mu się obraz leżącego w polu siała. Nie chciał o nim myśleć, ale teraz gdy powoli dochodził do siebie, zaczynał zadawać sobie sam pytania o to kim była, co się stało, ile czasu tam leżała... - Myślę, że zdecydowanie lepiej jak porozmawiamy o tym gdzieś indziej, bo... Nie mogę, gdy wciąż mam ją przed oczami - pokręcił głową na boki. Ktoś podszedł, wymienił z nimi kilka zdań. Znów ktoś zadał te same pytania i ostatecznie oddano Remiemu telefon, a część ekipy zwolniono. Mogli wyjść przed niewielki namiot i opuścić teren produkcji, który właściwie teraz już i tak był przejęty przez organy ścigania.
- Mogłabyś mnie odwieźć? - Zapytał, gdy już pozwolono mu na opuszczenie browaru, aczkolwiek doskonale wiedział, że na tym jego przygoda z policją i pozostałych członków ekipy, się nie skończyła. - Chyba nie jestem w stanie prowadzić - wyjaśnił, bez owijania w bawełnę. Nie miała zmiaru zgrywać macho, na którym czyjaś śmierć nie robi wrażenia, a poza tym... Nadal odczuwał skutki wczorajszego picia i może kawa z rana pomogła, ale teraz po całym stresie jaki doświadczył, był totalnie wykończony. - Będziemy mogli porozmawiać o tym zestawie sushi - dodał jeszcze, a tak naprawdę miał nadzieję, że zmiana otoczenia pomoże mu opowiedzieć jej więcej o tym co się stało między nim, a Avą. - I koniecznie musisz mi opowiedzieć jak było w Kioto. Po prostu wszystko. Mów do mnie i nie pozwalaj mi myśleć - spojrzał na nią z miną zbitego psa i uniósł lekko kącik ust, aby zaraz potem ten uśmiech i tak zniknął z jego zmartwionej twarzy.
Grace Warren
Przerastało go to w tym momencie, a do tego przecież sam znajdował się w swoim życiu w dość niewygodnej sytuacji. No może już nie takiej niewygodnej, ale nie najlepszej, bo jednak nadal borykał się z dylematem co powinien zrobić ze swoimi uczuciami względem Fletcher.
- Ja robiłem jej nadzieję, a sam wiedziałem, że to nie ma już najmniejszego sensu - sprecyzował słowa Grace, bo poniekąd dość szybko udało jej się wpaść na same sedno sprawy. - Sądziłem, że coś z tego będzie i... Na początku faktycznie byłem zaangażowany, ale wiesz co? - Zaśmiał się, a po chwili już nie potrafił nawet powstrzymać tego odruchu. Pewnie przez stres, kompletną dezorientację i znalezienie się w tak trudnej sytuacji, nie umiał zapanować nad emocjami. - Przepraszam, ale... Cholera jasna, to już za dużo, wiesz? - Potarł twarz dłońmi, a potem na moment zawiesił spojrzenie gdzieś w oddali, właściwie po prostu zawieszając się na moment. - Zakochałem się i właśnie sobie to uświadomiłem kilka dni temu, a teraz... Znów wszystko się wali, a przy tym... Jeszcze ta kobieta - jak na zawołanie przed oczyma znów pojawił mu się obraz leżącego w polu siała. Nie chciał o nim myśleć, ale teraz gdy powoli dochodził do siebie, zaczynał zadawać sobie sam pytania o to kim była, co się stało, ile czasu tam leżała... - Myślę, że zdecydowanie lepiej jak porozmawiamy o tym gdzieś indziej, bo... Nie mogę, gdy wciąż mam ją przed oczami - pokręcił głową na boki. Ktoś podszedł, wymienił z nimi kilka zdań. Znów ktoś zadał te same pytania i ostatecznie oddano Remiemu telefon, a część ekipy zwolniono. Mogli wyjść przed niewielki namiot i opuścić teren produkcji, który właściwie teraz już i tak był przejęty przez organy ścigania.
- Mogłabyś mnie odwieźć? - Zapytał, gdy już pozwolono mu na opuszczenie browaru, aczkolwiek doskonale wiedział, że na tym jego przygoda z policją i pozostałych członków ekipy, się nie skończyła. - Chyba nie jestem w stanie prowadzić - wyjaśnił, bez owijania w bawełnę. Nie miała zmiaru zgrywać macho, na którym czyjaś śmierć nie robi wrażenia, a poza tym... Nadal odczuwał skutki wczorajszego picia i może kawa z rana pomogła, ale teraz po całym stresie jaki doświadczył, był totalnie wykończony. - Będziemy mogli porozmawiać o tym zestawie sushi - dodał jeszcze, a tak naprawdę miał nadzieję, że zmiana otoczenia pomoże mu opowiedzieć jej więcej o tym co się stało między nim, a Avą. - I koniecznie musisz mi opowiedzieć jak było w Kioto. Po prostu wszystko. Mów do mnie i nie pozwalaj mi myśleć - spojrzał na nią z miną zbitego psa i uniósł lekko kącik ust, aby zaraz potem ten uśmiech i tak zniknął z jego zmartwionej twarzy.
Grace Warren
mów mi/kontakt
Borsuk
a
Remi Soriente
Popatrzyła na Remiego uważnie. Domyślała się tego, co ostatecznie nie zdecydował się powiedzieć, nie mniej, sposób, w jaki ta kobieta zabrzmiała w jego ustach... Cóż. Dla Grace, było to wyzbyte wszelkich złudzeń. I tak, jak wiedział, że oszukiwał Avę, tak musiał sobie zdawać sprawę, że kochał ją szczerze i szaleńczo. I to z nią chciałby budować wspólną przyszłość, niestety nie z Doyle.
- Jesteś pewien, że to prawdziwe zakochanie? - mimo iż spytała otwarcie, nie dała Soriente szans na odpowiedź. Wyprostowawszy się na krześle, rzuciła jak gdyby nigdy nic. Jakby w ogóle nie było tematu
- Składałeś już zeznania, prawda? Zatem mogę Cię odwieźć, a później posiedzieć z Tobą nad butelką whisky. Dobrze Ci zrobi jedna, może dwie szklaneczki.. Nie martw się. Będą dzwonić bardzo długo, jeżeli będą czegoś od Ciebie potrzebować? - sprecyzowała, wskazując się na kręcących się po planie zdjęciowym funkcjonariuszy. Grace wstała z miejsca i wyciągnąwszy do Remiego ręce, chwyciła go pod ramię. Wyszli z namiotu, narzuciła sobie i mężczyźnie szybki krok. Nie miał szansy oglądać się za siebie, a to, co pochwycił w biegu w ręce, mocno trzymał.
Zatrzymała się przy samochodzie mężczyzny, dając mu chwilę, aby pozbierał swoje potrzebne z niego rzeczy, a następnie posadziła go na miejscu kierowcy w swoim pachnącym nowością Porsche; rzuciła tylko krótki komentarz, że Joseph rozbił bank w jednej rozgrywce w pokera i teraz, aby zapobiec kryzysowi wieku średniemu, na zaś kupił sobie oraz jej samochód. Usiadła za kierownicą, ale zanim przekręciła klucz w stacyjce, obejrzała się na Soriente.
- Posłuchaj mnie... - trąciła jego ramię palcem, trochę tak, jakby był kukłą, która zachwieje się na własnych, krzywych i przykrótkich nogach nieporadnie wyciętych z drewna. - Poznałam Josepha końcem maja. W czerwcu, byłam z nim na pogrzebie jego byłej żony. W lipcu, oświadczył mi się, a dwa dni później, dowiedziałam się o ciąży... Pobraliśmy się wśród chmur w Las Vegas mimo iż żadne konwenanse nie były dla nas łaskawe. Ma za sobą trudną przeszłość, stracił kilkuletnie dziecko, które wychowywał i niekoniecznie było jego... A była żona błagała go jeszcze w maju, aby do niej wrócił. Wszystkie znaki na niebie i ziemi były przeciwko nam, ale... Kocham go. A on kocha mnie. I tylko to się liczy - nie mogła powstrzymać tego odruchu, który poderwał jej kąciki ust do szerszego uśmiechu za każdym razem, gdy wspominała Warrena. - ... Tylko Wy się liczycie. A tymczasem... Opowiadałam Ci, jak na drugi dzień w hotelu Joseph znalazł w ogrodzie szmacianką lalkę? - zgrabnie przeskoczyła na temat Japonii, snując opowieść na faktach o teru-teru-bozu w ich własnym apartamencie w Kioto. Wyjechawszy z parkingu, płynnie włączyła się do ruchu i tak, jak prosił Remi, mówiła do niego przez cała drogę.
koniec
Popatrzyła na Remiego uważnie. Domyślała się tego, co ostatecznie nie zdecydował się powiedzieć, nie mniej, sposób, w jaki ta kobieta zabrzmiała w jego ustach... Cóż. Dla Grace, było to wyzbyte wszelkich złudzeń. I tak, jak wiedział, że oszukiwał Avę, tak musiał sobie zdawać sprawę, że kochał ją szczerze i szaleńczo. I to z nią chciałby budować wspólną przyszłość, niestety nie z Doyle.
- Jesteś pewien, że to prawdziwe zakochanie? - mimo iż spytała otwarcie, nie dała Soriente szans na odpowiedź. Wyprostowawszy się na krześle, rzuciła jak gdyby nigdy nic. Jakby w ogóle nie było tematu
- Składałeś już zeznania, prawda? Zatem mogę Cię odwieźć, a później posiedzieć z Tobą nad butelką whisky. Dobrze Ci zrobi jedna, może dwie szklaneczki.. Nie martw się. Będą dzwonić bardzo długo, jeżeli będą czegoś od Ciebie potrzebować? - sprecyzowała, wskazując się na kręcących się po planie zdjęciowym funkcjonariuszy. Grace wstała z miejsca i wyciągnąwszy do Remiego ręce, chwyciła go pod ramię. Wyszli z namiotu, narzuciła sobie i mężczyźnie szybki krok. Nie miał szansy oglądać się za siebie, a to, co pochwycił w biegu w ręce, mocno trzymał.
Zatrzymała się przy samochodzie mężczyzny, dając mu chwilę, aby pozbierał swoje potrzebne z niego rzeczy, a następnie posadziła go na miejscu kierowcy w swoim pachnącym nowością Porsche; rzuciła tylko krótki komentarz, że Joseph rozbił bank w jednej rozgrywce w pokera i teraz, aby zapobiec kryzysowi wieku średniemu, na zaś kupił sobie oraz jej samochód. Usiadła za kierownicą, ale zanim przekręciła klucz w stacyjce, obejrzała się na Soriente.
- Posłuchaj mnie... - trąciła jego ramię palcem, trochę tak, jakby był kukłą, która zachwieje się na własnych, krzywych i przykrótkich nogach nieporadnie wyciętych z drewna. - Poznałam Josepha końcem maja. W czerwcu, byłam z nim na pogrzebie jego byłej żony. W lipcu, oświadczył mi się, a dwa dni później, dowiedziałam się o ciąży... Pobraliśmy się wśród chmur w Las Vegas mimo iż żadne konwenanse nie były dla nas łaskawe. Ma za sobą trudną przeszłość, stracił kilkuletnie dziecko, które wychowywał i niekoniecznie było jego... A była żona błagała go jeszcze w maju, aby do niej wrócił. Wszystkie znaki na niebie i ziemi były przeciwko nam, ale... Kocham go. A on kocha mnie. I tylko to się liczy - nie mogła powstrzymać tego odruchu, który poderwał jej kąciki ust do szerszego uśmiechu za każdym razem, gdy wspominała Warrena. - ... Tylko Wy się liczycie. A tymczasem... Opowiadałam Ci, jak na drugi dzień w hotelu Joseph znalazł w ogrodzie szmacianką lalkę? - zgrabnie przeskoczyła na temat Japonii, snując opowieść na faktach o teru-teru-bozu w ich własnym apartamencie w Kioto. Wyjechawszy z parkingu, płynnie włączyła się do ruchu i tak, jak prosił Remi, mówiła do niego przez cała drogę.
koniec
grace warren
A better love you won't find today
I will show you love
I will show you love
mów mi/kontakt
kotpsot#2892