
McKay Aaron
imiona Aaron
nazwisko McKay
data urodzenia11 września 1992
miejsce urodzenia NY
orientacja seksualna Biseksualny
miejsce pracy Cape Coral P.D.
stanowisko pracy Policjant w wydziale narkotykowym
narracja trzecia osoba / czas przeszły
wizerunek Kim Jong-in
To, czego nauczyłem się w klinice, to, że każdy z nas ma swoją własną historię. Niektóre są brawurowe, niektóre dramatyczne, inne zwyczajne i pozornie nudne. Każdy człowiek ma swoje wzloty i upadki, a kluczem do zaakceptowania siebie i zmienienia tego, co nam się nie podoba, jest opowiedzenie innym tego, co zdarzyło się w naszym życiu. Tak przynajmniej twierdził mój terapeuta, wymuszając na nas podzieleniem się własnymi historiami. Oto moja:
Rozdział I - Dzieciństwo
Urodziłem się w Nowym Jorku, jeśli wierzyć mojej mamie, jako kolejne dziecko państwa McKay. Patrząc na ilość rodzeństwa, jaką posiadam, rodzice nie próżnowali. Sam nie wiem, może mieli w planach dorobienia się całej drużyny piłkarskiej? Jeśli tak, los nie pozwolił im spełnić tego marzenia. Niewiele pamiętam z okresu, kiedy nosiłem pieluchę. Z pewnością byłem szczęśliwym bobasem. Budziłem matkę w nocy płacząc i wołając jeść. Rzucałem zabawkami, starając się trafić w mój własny, wybrany cel. Z opowieści mamy wynika, że dość szybko nauczyłem się chodzić, zwalając po drodze wszystko, co można było zrzucić. Ciągnąłem za obrusy, serwetki, firanki, robiąc bałagan. Przywilejem dziecka było nieponoszenie konsekwencji. Kiedy skończyłem trzy lata, świat zabrał mi ojca, którym nie zdążyłem się nacieszyć. Nie pamiętam jego twarzy, zginął w pożarze, gdy byłem zbyt mały, by nawet odczuć jego brak. Przenieśliśmy się do dziadków mieszkających w Hope Valley , gdzie przebywam do dzisiaj. Zostałem skazany na wychowywanie się bez taty, którego poniekąd zastąpił mi mój najstarszy brat. Ale tylko częściowo, tej więzi nie można było odbudować z nikim innym. Dlatego płakałem. Mogłem nie wiedzieć, dlaczego, ale płakałem, wołając „tata”. Reszta dziecięcego życia była inna, nie tak sielankowa, jak wcześniejsza. Może to zasługa mojej rozwijającej się świadomości, a może dom nigdy nie pogodził się ze śmiercią głowy rodziny. Wyczuwało się smutek, chociaż nadal nie wyrosłem na tyle, by zrozumieć dlaczego. Długo nikt nie chciał mi odpowiedzieć na pytanie, dlaczego nie ma taty. Dlaczego nie może mnie nauczyć grać w piłkę i pokazać, jak to jest się golić. W tym okresie stosunki z rodzeństwem były raczej normalne. Raz się dogadywaliśmy, innym razem walczyliśmy o klocki. Standard. Ale zawsze byliśmy za sobą. Ja za młodszą siostrą, ci starsi za mną, jeśli trzeba było. Byliśmy jednym zespołem. Czasem mam wrażenie, że śmierć taty połączyła nas bardziej.
Rozdział II – Nowe znajomości
Szkoła była miejscem, które miało wielki wpływ na człowieka. Nowe otoczenie, nowe znajomości, które zawierało się raz przemyślanie, raz pakując się w jakieś bagno. Mnie spotkało to drugie, ale czy nie był to mój wybór? Mogłem dobierać znajomych rozważniej. Ale kto na początku mógł wiedzieć, że pociągną mnie na dno. W pierwszych klasach uczyłem się pilnie. Fascynował mnie świat, fascynowało mnie życie i to, co mogło ze sobą przynieść. Z entuzjazmem pojawiałem się w placówce edukacyjnej, zadowolony, że mogę poznać coś nowego. Tak przebrnąłem przez kilka pierwszych klas, w których człowiek nadal był dzieckiem. Problemy zaczęły się w chwili, kiedy zacząłem wchodzić w okres buntu. Przebiegł u mnie wyjątkowo burzliwie, co najbardziej odbiło się na mojej mamie, chociaż na rodzeństwie również. Poznając nową paczkę ludzi, wpakowałem się w prawdziwe kłopoty. Ale fascynowali mnie. Ich buntowniczość, niezależność, wolność i postępowanie tak, jak oni chcieli, a nie jak chciał świat. Nie miałem autorytetu męskiego, nie miałem ojca, a brat nie nadawał się do przekazania podobnych mądrości. Dlatego dołączyłem do nich, skazując sam siebie na piekło, z którego ciężej było się wyrwać, niż zakładałem na początku. Stałem się bardziej arogancki, gdzieś mając zasady. Nie wracałem do domu o określonej godzinie, imprezowałem. To odbiło się na moich ocenach, które znacznie bardziej się pogorszyły. Ale jakie to miało znaczenie, skoro zacząłem żyć? Tak wtedy myślałem. To przy nich po raz pierwszy sięgnąłem po alkohol, przez który wiele razy nie wracałem do domu przez kilka dni. Ignorowałem lekcje, woląc się bawić. Wtedy też spróbowałem narkotyków, które okazały się być moim przekleństwem na lata.
Rozdział III – Upadek
Spędzałem z nimi coraz więcej czasu. Przez nich stoczyłem się na dno. Zawaliłem kolejny rok w szkole, kłóciłem się z matką i rodzeństwem. Wszczynałem awantury, prowokując je na tyle, że nie raz pobiłem się z którymś z braci. Byłem pewien, że tylko ludzie z mojej ekipy, jak zacząłem o nich mówić, mnie rozumieją. Oni wiedzieli, na czym polega życie, oni wiedzieli, jaki jestem. Własna rodzina mnie nie akceptowała. Wtedy nie docierało do mnie, że chcieli dla mnie jak najlepiej, martwiąc się o to, jak z każdym kolejnym dniem tracę samego siebie. Coraz częściej brakowało mi pieniędzy na narkotyki. Robiłem więc rzeczy, z których nie jestem dumny. Nie, nie upodliłem się tak, by się prostytuować, ale nie obca stała mi się kradzież, wymuszenia, czy zastraszanie. Wszystko, by tylko zdobyć kolejną działkę, dzięki której czułem się lepiej. Potrzebowałem odlotu i zapomnienia. Nie mogłem pozwolić, by umysł po raz kolejny próbował mi powiedzieć, że czas się ogarnąć. Nie chciałem. Chciałem być z nimi i chciałem ćpać. Taki przywilej uzależnionego. Po raz pierwszy uciekłem z domu. Nie było mnie niemal miesiąc. Miesiąc, kiedy rodzina nie wiedziała, co się ze mną dzieje. Jak możecie się spodziewać, nie zdałem do kojonej klasy. A gdy wróciłem, wysłali mnie na terapię, która podobno miała mi pomóc. Buntowałem się, ale jaki miałem wybór? Byłem niepełnoletni, to opiekun decydował za mnie. Zostałem wysłany do kliniki, w której miałem zamiar pokazać im, że ich nie potrzebuję.
Rozdział IV – Nadzieja
Pierwsze dni w klinice były dla mnie prawdziwym koszmarem. Buntowałem się, pokazywałem swoją niezależność, obiecując sobie, że nie uda im się mnie złamać. Byłem uparty, niczym Mustang z Dzikiej Doliny. Sam swoim panem, nikt inny. Na spotkaniach grupowych odmawiałem współpracy. Nie opowiadałem o swoich uczuciach, przemyśleniach. Nie widziałem tym sensu. Wiele razy podpadałem lekarzom, wytrącając im leki z ręki, przez co podawali mi je siłą. Byłem potworem, ale wtedy tak siebie nie widziałem. Po miesiącu poznałem ją. Była dla mnie dziwnym objawieniem, z tym radosnym uśmiechem niosącym nadzieję. Tak bardzo nie pasowała do chłodnego otoczenia, w którym codziennie musiałem przebywać. Siedziała w klinice znacznie dłużej niż ja. Zwróciła na mnie uwagę, sam nie wiem dlaczego. Może poczuła litość, a może wezbrało w niej poczucie nadziei, że może mnie naprawić. To nie miało znaczenia, bo ją polubiłem. A ona mnie. Kłóciliśmy się nie raz, głównie z mojej winy, ale to ona pomogła mi przetrwać kolejne tygodnie. To dla niej postanowiłem się zmienić. Brałem czynny udział w spotkaniach, udzielałem się, poniekąd otworzyłem. Zacząłem współpracować, co przyczyniło się do mojego uzdrowienia. Przyczyniła się do tego ta, którą pokochałem tak mocno, jak nie pokochałem nikogo. Była moim wsparciem, moją opoką. Po wyjściu z kliniki nadal spędzaliśmy ze sobą wiele czasu. Czekała na mnie, co było dowodem jej miłości do mnie. Wróciłem do szkoły starając się jak nigdy, zaliczyć kolejne lata. Wraz z ukończeniem osiemnastu lat pobraliśmy się. Nie widzieliśmy sensu, by czekać. Kochaliśmy się. To było szokiem dla rodziny, ale cieszyli się, że moje życie wróciło do normalności. Nikt z nas nie wiedział, że było to tylko pozorne.
Rozdział V – Bliżej dna
Problemy wróciły szybciej, niż podejrzewałem. Kłóciliśmy się coraz częściej – ponownie o mnie i o moje podejście. Tak, wróciłem do ćpania. Nie tak ostrego, jak wcześniej, ale nadal popalałem trawkę, czasem brałem coś mocniejszego. Jej się to nie podobało. Mówiła, że tylko się stoczę, bo to wystarczy, by wciągnąć się bardziej. Mówiłem, że przesadzała. Niestety, nie. Przekonałem się o tym w chwili, kiedy zabito mojego najlepszego kumpla. Wdał się w interesy z ludźmi, których się unikało. I poniósł za to konsekwencje. To mnie zniszczyło. Pokazało, jakie życie było kruche. Byłem zbyt słaby, by sobie poradzić. Narkotyki, które znałem, mogły dać mi zapomnienie, którego potrzebowałem. I dały na tyle, bym zapomniał o kochającej żonie, bym zapomniał o domu, do którego wracałem w takim stanie, że niejednokrotnie, ktoś musiał mnie do niego zanosić. Kłóciłem się z nią. Podczas jednej z awantur uderzyłem ją w twarz. Tego było dla niej zbyt wiele. Miała dość. Nie mam do niej pretensji, że ode mnie odeszła, chociaż wtedy stało się to dla mnie tragedią, która sprawiła, że ćpałem znacznie bardziej, coraz głębiej kosztując twardych narkotyków. Tylko w taki sposób radziłem sobie z bólem po utracie przyjaciela i żony. Z pomocą przyszła mi rodzina. Kochające siostry, kochający bracia i kochana mama, która poświęciłaby dla mnie wszystko, mimo tego, jak traktowałem ją w przeszłości. Ale to była mama. Ta sama, która kochała swoje dzieci, niezależnie od wszystkiego. Kochała i mnie. Ta miłość mi pomogła.
Rozdział VI – Ostateczne powstanie
Kolejne miesiące spędzone w klinice, znacznie bardziej koszmarne, niż te ostatecznie. Kolejne męczące dni, podczas których walczyłem sam ze sobą i ze swoim głodem, nad którym nie panowałem. Pragnąłem wziąć chociaż działkę, czasem niemal o nią błagałem. Później coś nagle się zmieniło. Stałem się dziwnie silniejszy, nie chcąc, by moje życie tak wyglądało. Jak? Zapytajcie Team McKay, oni z pewnością pamiętają znacznie więcej, niż ja. Wspierali mnie, chociaż byłem dla nich okrutny, podły i nie raz ich wyzywałem, krzycząc, że nie chcę ich znać. A jednak nie odwrócili się ode mnie nawet na chwilę. Rozmawiali ze mną. Przekonywali mnie, że marnuję swoją przyszłość, w której mógłbym zrobić tyle dobrego. Pamiętam łzy młodszej siostry, kiedy na mnie patrzyła. Pamiętam, jak było jej przykro, widząc mnie tak bladego, z podkrążonymi oczami. Ten obraz wyrył się w mojej pamięci na zawsze. Była w końcu moją ukochaną siostrzyczką, najmłodszą i najdelikatniejszą. Za to wsparcie jestem im bezgranicznie wdzięczny. Wiem, że to właśnie dzięki temu wyrwałem się ostatecznie z sideł narkotyków, uwalniając się od zniewalającej mocy białego zapomnienia. Mogłem ostatecznie zmienić swoje życie, stając się lepszym człowiekiem.
Rozdział VII – Teraźniejszość
Wpłynąłem na swoją przyszłość, zainwestowałem w nią znacznie więcej, niż można było po mnie oczekiwać. Po wyjściu z kliniki i możnością nazwania się ‘czystym’ zrobiłem swój pierwszy tatuaż, który do dzisiaj przypomina mi o czasach, w których nie byłem sobą. Postanowiłem pomagać innym w walce z nałogami w sposób bardziej czynny i przynoszący lepsze efekty. Jasne, mogłem zostać terapeutą, mogłem wpływać na psychikę, ale wiedziałem, że to za mało. Stąd właśnie postanowienie by zostać policjantem do spraw narkotyków. Zaciągnąłem się do Akademii Policyjnej odbywając wszystkie potrzebne szkolenia. Dawałem z siebie wszystko, bo zależało mi na tym tak, jak na byciu czystym. Chciałem zmienić ten świat, chciałem zrobić coś dobrego dla tych wszystkich nieświadomych ludzi, którzy wierzyli, że narkotyki mogą zostać ich przyjaciółmi. Nie mogły, teraz to wiedziałem. Moja przeszłość jawnie to pokazywała.
Zostałem policjantem, zapracowałem na swój własny dom (chociaż muszę przyznać, że mama trochę mi pomogła), zaadoptowałem pierwszego zwierzaka. Nie wiem, co przyniosą mi kolejne dni. Nie wiem, jak będzie wyglądał mój kolejny tydzień, ale wiem jedno – już nigdy nie pozwolę na to, by narkotyki pojawiły się czynnie w moim życiu. Straciłem przez nie zbyt wiele. I wiecie co? Wcale nie było warto.
CHARAKTER:
ambitny ∞ asertywny ∞ zdarza mu się być aroganckim ∞ bezinteresowny ∞ błyskotliwy ∞ cierpliwy ∞ czuły ∞ dobroduszny ∞ impulsywny ∞ kreatywny ∞ lojalny ∞ niekiedy leniwy ∞ niezależny ∞ mądry ∞ odpowiedzialny ∞ opanowany, chociaż zdarza mu się tracić cierpliwość, kiedy ktoś mocno nadepnie mu na odcisk ∞ opiekuńczy ∞ otwarty ∞ oszczędny ∞ pewny siebie i swoich przekonań ∞ pracowity ∞ spóźnialski ∞ tolerancyjny ∞ troskliwy ∞ uparty i niekiedy zbyt mocno trzyma się własnego zdania, przez co zdarza mu się mieć problemy z przyjęciem ostrej krytyki ∞ uszczypliwy ∞ wierny ∞ wyrozumiały ∞ niekiedy wredny ∞ szczery, momentami do bólu
» w przeszłości miał problemy z narkotykami. Z nałogu pomogła wyjść mu rodzina, której jest bezgranicznie wdzięczny
» gra na gitarze; zdarza mu się pisać piosenki, które później przedstawia na zebraniu klubu muzyków-amatorów, odbywające się co tydzień w jednej z miasteczkowych kawiarni
» narkotyki diametralnie zmieniły jego życie; po poradzeniu sobie z problemem postanowił pomagać społeczeństwo w walce z nimi. Dilerzy, strzeżcie się
» pierwszy tatuaż zrobił po tym, jak oficjalnie mógł nazwać się "czystym". Kolejny planuje zrobić w chwili, w której znajdzie osobę, którą bezgranicznie pokocha
» kocha zwierzęta; często pojawia się w schronisku jako wolontariusz. Urządza również różnego rodzaju zbiórki na rzecz zwierzaków wszelkiej maści
» sypia nago. Nie lubi, kiedy ubrania go ograniczają. Dodatkowo uwielbia czuć pościel na swoim ciele
» często można spotkać go na siłowni
» nawet teraz tęskni za tatą, którego nawet nie pamięta
» kiedy był małym gnojkiem sprawiał prawdziwe problemy swojej mamie; okres buntu to było u niego prawdziwe piekło
» wielki fan sushi i jedzenia azjatyckiego pod wszelkiego rodzaju postacią. Nic dziwnego, że tak często można spotkać go w chińskiej restauracji, w której już dawno powinien dostać kartę stałego klienta
» rozwiódł się po trwającym zaledwie półtora roku małżeńskie. Winę ponosił on i jego narkotykowe uzależnienie. Nie utrzymuje kontaktów ze swoją byłą żoną, która po ich ostatniej kłótni postanowiła wyjechać do innego miasta
» uwielbia kino samochodowe; według niego ma swój specyficzny urok, któremu ludzie nigdy nie powinni pozwolić zginąć
» nie ma określonego typu osoby, która mu się podoba - brunetka, blondyn, ruda. Jakie to ma znaczenie, skoro bez "tego czegoś" związek nie może istnieć?
» kiedy potrzebuje poważnie pomyśleć, udaje się do pobliskiego parku lub nad swoją ulubioną zatokę
» nigdy nie oglądał Króla Lwa. Ogólnie coś mało z Disneya widział
» pierwsze, co robi tuż po wstaniu, to wypija szklanki wody. Przyzwyczajenie, które zostało mu z terapii
» lubi czytać, chociaż do dzisiaj nie zdecydował, co jest jego ulubionym gatunkiem literackim
» AC/DC to zespół, który mógłby słuchać non stop. Jeśli nie jesteś jego fanem, lepiej nie wspominaj o tym na głos
» w przeszłości próbował nauczyć się jazdy na nartach, ale snowboard okazał się być znacznie łatwiejszy
» nie lubi grać w piłkę nożną, koszykówka jest znacznie bardziej wartościowa
» ex-żona była jego pierwszą i jedyną miłością; liczy, że w przyszłości uda mu się pokochać kogoś tak bardzo, jak ją
» zaczął uczyć się francuskiego, chociaż jak do tej pory niewiele potrafi w tym języku powiedzieć. A przynajmniej tego, co miałoby jakiś większy sens
» zaadoptował psa - golden retrievera o wspaniałym imieniu Toben i kota - angielskiego niebieskiego, imieniem Zizi
» amator robienia zdjąć; posiada sporą kolekcję aparatów fotograficznych
» jeśli jest zdenerwowany lub czuje, że poziom agresji w nim wzrasta, udaje się na strzelnicę, aby chociaż trochę się wyładować
Urodziłem się w Nowym Jorku, jeśli wierzyć mojej mamie, jako kolejne dziecko państwa McKay. Patrząc na ilość rodzeństwa, jaką posiadam, rodzice nie próżnowali. Sam nie wiem, może mieli w planach dorobienia się całej drużyny piłkarskiej? Jeśli tak, los nie pozwolił im spełnić tego marzenia. Niewiele pamiętam z okresu, kiedy nosiłem pieluchę. Z pewnością byłem szczęśliwym bobasem. Budziłem matkę w nocy płacząc i wołając jeść. Rzucałem zabawkami, starając się trafić w mój własny, wybrany cel. Z opowieści mamy wynika, że dość szybko nauczyłem się chodzić, zwalając po drodze wszystko, co można było zrzucić. Ciągnąłem za obrusy, serwetki, firanki, robiąc bałagan. Przywilejem dziecka było nieponoszenie konsekwencji. Kiedy skończyłem trzy lata, świat zabrał mi ojca, którym nie zdążyłem się nacieszyć. Nie pamiętam jego twarzy, zginął w pożarze, gdy byłem zbyt mały, by nawet odczuć jego brak. Przenieśliśmy się do dziadków mieszkających w Hope Valley , gdzie przebywam do dzisiaj. Zostałem skazany na wychowywanie się bez taty, którego poniekąd zastąpił mi mój najstarszy brat. Ale tylko częściowo, tej więzi nie można było odbudować z nikim innym. Dlatego płakałem. Mogłem nie wiedzieć, dlaczego, ale płakałem, wołając „tata”. Reszta dziecięcego życia była inna, nie tak sielankowa, jak wcześniejsza. Może to zasługa mojej rozwijającej się świadomości, a może dom nigdy nie pogodził się ze śmiercią głowy rodziny. Wyczuwało się smutek, chociaż nadal nie wyrosłem na tyle, by zrozumieć dlaczego. Długo nikt nie chciał mi odpowiedzieć na pytanie, dlaczego nie ma taty. Dlaczego nie może mnie nauczyć grać w piłkę i pokazać, jak to jest się golić. W tym okresie stosunki z rodzeństwem były raczej normalne. Raz się dogadywaliśmy, innym razem walczyliśmy o klocki. Standard. Ale zawsze byliśmy za sobą. Ja za młodszą siostrą, ci starsi za mną, jeśli trzeba było. Byliśmy jednym zespołem. Czasem mam wrażenie, że śmierć taty połączyła nas bardziej.
Szkoła była miejscem, które miało wielki wpływ na człowieka. Nowe otoczenie, nowe znajomości, które zawierało się raz przemyślanie, raz pakując się w jakieś bagno. Mnie spotkało to drugie, ale czy nie był to mój wybór? Mogłem dobierać znajomych rozważniej. Ale kto na początku mógł wiedzieć, że pociągną mnie na dno. W pierwszych klasach uczyłem się pilnie. Fascynował mnie świat, fascynowało mnie życie i to, co mogło ze sobą przynieść. Z entuzjazmem pojawiałem się w placówce edukacyjnej, zadowolony, że mogę poznać coś nowego. Tak przebrnąłem przez kilka pierwszych klas, w których człowiek nadal był dzieckiem. Problemy zaczęły się w chwili, kiedy zacząłem wchodzić w okres buntu. Przebiegł u mnie wyjątkowo burzliwie, co najbardziej odbiło się na mojej mamie, chociaż na rodzeństwie również. Poznając nową paczkę ludzi, wpakowałem się w prawdziwe kłopoty. Ale fascynowali mnie. Ich buntowniczość, niezależność, wolność i postępowanie tak, jak oni chcieli, a nie jak chciał świat. Nie miałem autorytetu męskiego, nie miałem ojca, a brat nie nadawał się do przekazania podobnych mądrości. Dlatego dołączyłem do nich, skazując sam siebie na piekło, z którego ciężej było się wyrwać, niż zakładałem na początku. Stałem się bardziej arogancki, gdzieś mając zasady. Nie wracałem do domu o określonej godzinie, imprezowałem. To odbiło się na moich ocenach, które znacznie bardziej się pogorszyły. Ale jakie to miało znaczenie, skoro zacząłem żyć? Tak wtedy myślałem. To przy nich po raz pierwszy sięgnąłem po alkohol, przez który wiele razy nie wracałem do domu przez kilka dni. Ignorowałem lekcje, woląc się bawić. Wtedy też spróbowałem narkotyków, które okazały się być moim przekleństwem na lata.
Spędzałem z nimi coraz więcej czasu. Przez nich stoczyłem się na dno. Zawaliłem kolejny rok w szkole, kłóciłem się z matką i rodzeństwem. Wszczynałem awantury, prowokując je na tyle, że nie raz pobiłem się z którymś z braci. Byłem pewien, że tylko ludzie z mojej ekipy, jak zacząłem o nich mówić, mnie rozumieją. Oni wiedzieli, na czym polega życie, oni wiedzieli, jaki jestem. Własna rodzina mnie nie akceptowała. Wtedy nie docierało do mnie, że chcieli dla mnie jak najlepiej, martwiąc się o to, jak z każdym kolejnym dniem tracę samego siebie. Coraz częściej brakowało mi pieniędzy na narkotyki. Robiłem więc rzeczy, z których nie jestem dumny. Nie, nie upodliłem się tak, by się prostytuować, ale nie obca stała mi się kradzież, wymuszenia, czy zastraszanie. Wszystko, by tylko zdobyć kolejną działkę, dzięki której czułem się lepiej. Potrzebowałem odlotu i zapomnienia. Nie mogłem pozwolić, by umysł po raz kolejny próbował mi powiedzieć, że czas się ogarnąć. Nie chciałem. Chciałem być z nimi i chciałem ćpać. Taki przywilej uzależnionego. Po raz pierwszy uciekłem z domu. Nie było mnie niemal miesiąc. Miesiąc, kiedy rodzina nie wiedziała, co się ze mną dzieje. Jak możecie się spodziewać, nie zdałem do kojonej klasy. A gdy wróciłem, wysłali mnie na terapię, która podobno miała mi pomóc. Buntowałem się, ale jaki miałem wybór? Byłem niepełnoletni, to opiekun decydował za mnie. Zostałem wysłany do kliniki, w której miałem zamiar pokazać im, że ich nie potrzebuję.
Pierwsze dni w klinice były dla mnie prawdziwym koszmarem. Buntowałem się, pokazywałem swoją niezależność, obiecując sobie, że nie uda im się mnie złamać. Byłem uparty, niczym Mustang z Dzikiej Doliny. Sam swoim panem, nikt inny. Na spotkaniach grupowych odmawiałem współpracy. Nie opowiadałem o swoich uczuciach, przemyśleniach. Nie widziałem tym sensu. Wiele razy podpadałem lekarzom, wytrącając im leki z ręki, przez co podawali mi je siłą. Byłem potworem, ale wtedy tak siebie nie widziałem. Po miesiącu poznałem ją. Była dla mnie dziwnym objawieniem, z tym radosnym uśmiechem niosącym nadzieję. Tak bardzo nie pasowała do chłodnego otoczenia, w którym codziennie musiałem przebywać. Siedziała w klinice znacznie dłużej niż ja. Zwróciła na mnie uwagę, sam nie wiem dlaczego. Może poczuła litość, a może wezbrało w niej poczucie nadziei, że może mnie naprawić. To nie miało znaczenia, bo ją polubiłem. A ona mnie. Kłóciliśmy się nie raz, głównie z mojej winy, ale to ona pomogła mi przetrwać kolejne tygodnie. To dla niej postanowiłem się zmienić. Brałem czynny udział w spotkaniach, udzielałem się, poniekąd otworzyłem. Zacząłem współpracować, co przyczyniło się do mojego uzdrowienia. Przyczyniła się do tego ta, którą pokochałem tak mocno, jak nie pokochałem nikogo. Była moim wsparciem, moją opoką. Po wyjściu z kliniki nadal spędzaliśmy ze sobą wiele czasu. Czekała na mnie, co było dowodem jej miłości do mnie. Wróciłem do szkoły starając się jak nigdy, zaliczyć kolejne lata. Wraz z ukończeniem osiemnastu lat pobraliśmy się. Nie widzieliśmy sensu, by czekać. Kochaliśmy się. To było szokiem dla rodziny, ale cieszyli się, że moje życie wróciło do normalności. Nikt z nas nie wiedział, że było to tylko pozorne.
Problemy wróciły szybciej, niż podejrzewałem. Kłóciliśmy się coraz częściej – ponownie o mnie i o moje podejście. Tak, wróciłem do ćpania. Nie tak ostrego, jak wcześniej, ale nadal popalałem trawkę, czasem brałem coś mocniejszego. Jej się to nie podobało. Mówiła, że tylko się stoczę, bo to wystarczy, by wciągnąć się bardziej. Mówiłem, że przesadzała. Niestety, nie. Przekonałem się o tym w chwili, kiedy zabito mojego najlepszego kumpla. Wdał się w interesy z ludźmi, których się unikało. I poniósł za to konsekwencje. To mnie zniszczyło. Pokazało, jakie życie było kruche. Byłem zbyt słaby, by sobie poradzić. Narkotyki, które znałem, mogły dać mi zapomnienie, którego potrzebowałem. I dały na tyle, bym zapomniał o kochającej żonie, bym zapomniał o domu, do którego wracałem w takim stanie, że niejednokrotnie, ktoś musiał mnie do niego zanosić. Kłóciłem się z nią. Podczas jednej z awantur uderzyłem ją w twarz. Tego było dla niej zbyt wiele. Miała dość. Nie mam do niej pretensji, że ode mnie odeszła, chociaż wtedy stało się to dla mnie tragedią, która sprawiła, że ćpałem znacznie bardziej, coraz głębiej kosztując twardych narkotyków. Tylko w taki sposób radziłem sobie z bólem po utracie przyjaciela i żony. Z pomocą przyszła mi rodzina. Kochające siostry, kochający bracia i kochana mama, która poświęciłaby dla mnie wszystko, mimo tego, jak traktowałem ją w przeszłości. Ale to była mama. Ta sama, która kochała swoje dzieci, niezależnie od wszystkiego. Kochała i mnie. Ta miłość mi pomogła.
Kolejne miesiące spędzone w klinice, znacznie bardziej koszmarne, niż te ostatecznie. Kolejne męczące dni, podczas których walczyłem sam ze sobą i ze swoim głodem, nad którym nie panowałem. Pragnąłem wziąć chociaż działkę, czasem niemal o nią błagałem. Później coś nagle się zmieniło. Stałem się dziwnie silniejszy, nie chcąc, by moje życie tak wyglądało. Jak? Zapytajcie Team McKay, oni z pewnością pamiętają znacznie więcej, niż ja. Wspierali mnie, chociaż byłem dla nich okrutny, podły i nie raz ich wyzywałem, krzycząc, że nie chcę ich znać. A jednak nie odwrócili się ode mnie nawet na chwilę. Rozmawiali ze mną. Przekonywali mnie, że marnuję swoją przyszłość, w której mógłbym zrobić tyle dobrego. Pamiętam łzy młodszej siostry, kiedy na mnie patrzyła. Pamiętam, jak było jej przykro, widząc mnie tak bladego, z podkrążonymi oczami. Ten obraz wyrył się w mojej pamięci na zawsze. Była w końcu moją ukochaną siostrzyczką, najmłodszą i najdelikatniejszą. Za to wsparcie jestem im bezgranicznie wdzięczny. Wiem, że to właśnie dzięki temu wyrwałem się ostatecznie z sideł narkotyków, uwalniając się od zniewalającej mocy białego zapomnienia. Mogłem ostatecznie zmienić swoje życie, stając się lepszym człowiekiem.
Wpłynąłem na swoją przyszłość, zainwestowałem w nią znacznie więcej, niż można było po mnie oczekiwać. Po wyjściu z kliniki i możnością nazwania się ‘czystym’ zrobiłem swój pierwszy tatuaż, który do dzisiaj przypomina mi o czasach, w których nie byłem sobą. Postanowiłem pomagać innym w walce z nałogami w sposób bardziej czynny i przynoszący lepsze efekty. Jasne, mogłem zostać terapeutą, mogłem wpływać na psychikę, ale wiedziałem, że to za mało. Stąd właśnie postanowienie by zostać policjantem do spraw narkotyków. Zaciągnąłem się do Akademii Policyjnej odbywając wszystkie potrzebne szkolenia. Dawałem z siebie wszystko, bo zależało mi na tym tak, jak na byciu czystym. Chciałem zmienić ten świat, chciałem zrobić coś dobrego dla tych wszystkich nieświadomych ludzi, którzy wierzyli, że narkotyki mogą zostać ich przyjaciółmi. Nie mogły, teraz to wiedziałem. Moja przeszłość jawnie to pokazywała.
Zostałem policjantem, zapracowałem na swój własny dom (chociaż muszę przyznać, że mama trochę mi pomogła), zaadoptowałem pierwszego zwierzaka. Nie wiem, co przyniosą mi kolejne dni. Nie wiem, jak będzie wyglądał mój kolejny tydzień, ale wiem jedno – już nigdy nie pozwolę na to, by narkotyki pojawiły się czynnie w moim życiu. Straciłem przez nie zbyt wiele. I wiecie co? Wcale nie było warto.
CHARAKTER:
ambitny ∞ asertywny ∞ zdarza mu się być aroganckim ∞ bezinteresowny ∞ błyskotliwy ∞ cierpliwy ∞ czuły ∞ dobroduszny ∞ impulsywny ∞ kreatywny ∞ lojalny ∞ niekiedy leniwy ∞ niezależny ∞ mądry ∞ odpowiedzialny ∞ opanowany, chociaż zdarza mu się tracić cierpliwość, kiedy ktoś mocno nadepnie mu na odcisk ∞ opiekuńczy ∞ otwarty ∞ oszczędny ∞ pewny siebie i swoich przekonań ∞ pracowity ∞ spóźnialski ∞ tolerancyjny ∞ troskliwy ∞ uparty i niekiedy zbyt mocno trzyma się własnego zdania, przez co zdarza mu się mieć problemy z przyjęciem ostrej krytyki ∞ uszczypliwy ∞ wierny ∞ wyrozumiały ∞ niekiedy wredny ∞ szczery, momentami do bólu
» w przeszłości miał problemy z narkotykami. Z nałogu pomogła wyjść mu rodzina, której jest bezgranicznie wdzięczny
» gra na gitarze; zdarza mu się pisać piosenki, które później przedstawia na zebraniu klubu muzyków-amatorów, odbywające się co tydzień w jednej z miasteczkowych kawiarni
» narkotyki diametralnie zmieniły jego życie; po poradzeniu sobie z problemem postanowił pomagać społeczeństwo w walce z nimi. Dilerzy, strzeżcie się
» pierwszy tatuaż zrobił po tym, jak oficjalnie mógł nazwać się "czystym". Kolejny planuje zrobić w chwili, w której znajdzie osobę, którą bezgranicznie pokocha
» kocha zwierzęta; często pojawia się w schronisku jako wolontariusz. Urządza również różnego rodzaju zbiórki na rzecz zwierzaków wszelkiej maści
» sypia nago. Nie lubi, kiedy ubrania go ograniczają. Dodatkowo uwielbia czuć pościel na swoim ciele
» często można spotkać go na siłowni
» nawet teraz tęskni za tatą, którego nawet nie pamięta
» kiedy był małym gnojkiem sprawiał prawdziwe problemy swojej mamie; okres buntu to było u niego prawdziwe piekło
» wielki fan sushi i jedzenia azjatyckiego pod wszelkiego rodzaju postacią. Nic dziwnego, że tak często można spotkać go w chińskiej restauracji, w której już dawno powinien dostać kartę stałego klienta
» rozwiódł się po trwającym zaledwie półtora roku małżeńskie. Winę ponosił on i jego narkotykowe uzależnienie. Nie utrzymuje kontaktów ze swoją byłą żoną, która po ich ostatniej kłótni postanowiła wyjechać do innego miasta
» uwielbia kino samochodowe; według niego ma swój specyficzny urok, któremu ludzie nigdy nie powinni pozwolić zginąć
» nie ma określonego typu osoby, która mu się podoba - brunetka, blondyn, ruda. Jakie to ma znaczenie, skoro bez "tego czegoś" związek nie może istnieć?
» kiedy potrzebuje poważnie pomyśleć, udaje się do pobliskiego parku lub nad swoją ulubioną zatokę
» nigdy nie oglądał Króla Lwa. Ogólnie coś mało z Disneya widział
» pierwsze, co robi tuż po wstaniu, to wypija szklanki wody. Przyzwyczajenie, które zostało mu z terapii
» lubi czytać, chociaż do dzisiaj nie zdecydował, co jest jego ulubionym gatunkiem literackim
» AC/DC to zespół, który mógłby słuchać non stop. Jeśli nie jesteś jego fanem, lepiej nie wspominaj o tym na głos
» w przeszłości próbował nauczyć się jazdy na nartach, ale snowboard okazał się być znacznie łatwiejszy
» nie lubi grać w piłkę nożną, koszykówka jest znacznie bardziej wartościowa
» ex-żona była jego pierwszą i jedyną miłością; liczy, że w przyszłości uda mu się pokochać kogoś tak bardzo, jak ją
» zaczął uczyć się francuskiego, chociaż jak do tej pory niewiele potrafi w tym języku powiedzieć. A przynajmniej tego, co miałoby jakiś większy sens
» zaadoptował psa - golden retrievera o wspaniałym imieniu Toben i kota - angielskiego niebieskiego, imieniem Zizi
» amator robienia zdjąć; posiada sporą kolekcję aparatów fotograficznych
» jeśli jest zdenerwowany lub czuje, że poziom agresji w nim wzrasta, udaje się na strzelnicę, aby chociaż trochę się wyładować
PRZYJEZDNY WAVE HILL