Wild Oscar
imiona Oscar Louis
nazwisko Wild
data urodzenia5 września 2005
miejsce urodzenia Hope Valley
orientacja seksualna panseksualny
miejsce pracy -
stanowisko pracy -
narracja narracja trzecioosobowa czasu przeszłego
wizerunek Choi Ji Ung
Moje pojawienie się na tym świecie było czystym przypadkiem. Matka, która już od nastoletnich lat eksperymentowała, oddając się niemal każdemu, kto tylko miał na nią ochotę, wpadła z kolesiem, którego imienia nawet nie znała. Miała wtedy dziewiętnaście lat, nic dziwnego, że nie była przygotowana na macierzyństwo, które tak nagle na nią spadło. Była typem imprezowicza i bardziej rajcowało ją upijanie się na kolejnej domówce, niż przewijanie pieluch. Tyle dobrego, że chociaż babcia, która z chęcią wydziedziczyłaby swoją pierworodną i jedyną, miała na tyle oleju w głowie, by o mnie dbać. Kto wie, czy w innym przypadku dożyłbym dzisiejszego dnia.
Jak można było się domyślić, wychowałem się bez matczynej miłości, która na każdym kroku powtarzała mi, jak również dawała odczuć, że jestem niechciany. Uważała, że zniszczyłem jej życie, bo to właśnie przeze mnie nie może sobie znaleźć faceta na stałe. Wielu ich przewijało się przez nasz dom, ale nikt nie zagrzał miejsca na dłużej. Ostatecznie kto chciałby wychowywać cudze dziecko? Tym bardziej, jeśli ojciec był nieznany.
Babcia była dla mnie opoką i dawała mi poczucie bezpieczeństwa. Pewnie to dzięki niej wyrosłem na ludzi, chociaż nie dało się ominąć okresów buntu, kiedy usilnie chciałem pokazać, jak dobrze sobie radzę. Nie radziłem, ale słabość była tym, co jeszcze bardziej podjudzało moją rodzicielkę. Komentowała wtedy dosłownie wszystko, od ubioru po moją wagę. Tak, za dzieciaka byłam raczej duży, dopiero z czasem schudłem, głównie dlatego, że w domu nie zawsze było jedzenie. Nie dla mnie, bo ona wychodziła z tymi swoimi dupami gdzie popadnie.
Dorosłość dopadła mnie szybciej, niż mogłem podejrzewać. Cały burdel zaczął się po śmierci babci. Przeżywałem to niemiłosiernie, nie potrafiąc sobie poradzić z żalem. Winiłem ją, że mnie opuściła. Jak miałem teraz dać radę, kiedy nie miałem żadnego wsparcia? Po tym wszystkim kłóciłem się z matką non stop. Pewnie gdyby nie pieniądze z pomocy, które na mnie dostawała, dawno wyrzuciłaby mnie z domu lub oddała do domu dziecka. Kto wie, może tam byłoby mi lepiej?
Po odejściu babci rykoszetem oberwało się również mojej matce. Rodzina, która nie była z nami aż ta zżyta, postanowiła się jej wyrzec. Niemal tak, jakby to właśnie babcia trzymała wszystkich razem. Nie odpowiadał im jednak styl życia mojej mamy, która była zakałą. Za dużo imprez, zbyt małe perspektywy na przyszłość. Na dodatek nieślubne dziecko z wpadki. Niczego więcej nie potrzebowali, by się odsunąć i wymazać nas z drzewa genealogicznego, niczym Blackowie Syriusza.
W szkole szło mi znośnie. Nie byłem i nie jestem żadnym prymusem. Prześlizguję się z klasy do klasy ucząc się jedynie tego, co mnie interesuje. Wiele razy zdarzyło mi się wpakować w poważniejsze kłopoty, ale jak to się mówi - patologii całkiem człowiek nie mógł się pozbyć.
Kiedy matka raz po raz sprowadzała do domu kogoś nowego, włączała mi się agresja i za wszelką cenę chciałem pozbyć się obcego. Nie zależało mi na nich, byli dla mnie nikim. Chciałem utrudnić jej życie tak, jak ona utrudniała moje. Wszystko szło świetnie do czasu, aż na dłużej nie zagrzał u jej boku miejsca pewien doktorek, który za nic nie chciał się odczepić. Ba, był jeszcze bardziej irytujący, niż pozostali. Ale chyba nie myślicie, że się poddam, co nie?
Jak można było się domyślić, wychowałem się bez matczynej miłości, która na każdym kroku powtarzała mi, jak również dawała odczuć, że jestem niechciany. Uważała, że zniszczyłem jej życie, bo to właśnie przeze mnie nie może sobie znaleźć faceta na stałe. Wielu ich przewijało się przez nasz dom, ale nikt nie zagrzał miejsca na dłużej. Ostatecznie kto chciałby wychowywać cudze dziecko? Tym bardziej, jeśli ojciec był nieznany.
Babcia była dla mnie opoką i dawała mi poczucie bezpieczeństwa. Pewnie to dzięki niej wyrosłem na ludzi, chociaż nie dało się ominąć okresów buntu, kiedy usilnie chciałem pokazać, jak dobrze sobie radzę. Nie radziłem, ale słabość była tym, co jeszcze bardziej podjudzało moją rodzicielkę. Komentowała wtedy dosłownie wszystko, od ubioru po moją wagę. Tak, za dzieciaka byłam raczej duży, dopiero z czasem schudłem, głównie dlatego, że w domu nie zawsze było jedzenie. Nie dla mnie, bo ona wychodziła z tymi swoimi dupami gdzie popadnie.
Dorosłość dopadła mnie szybciej, niż mogłem podejrzewać. Cały burdel zaczął się po śmierci babci. Przeżywałem to niemiłosiernie, nie potrafiąc sobie poradzić z żalem. Winiłem ją, że mnie opuściła. Jak miałem teraz dać radę, kiedy nie miałem żadnego wsparcia? Po tym wszystkim kłóciłem się z matką non stop. Pewnie gdyby nie pieniądze z pomocy, które na mnie dostawała, dawno wyrzuciłaby mnie z domu lub oddała do domu dziecka. Kto wie, może tam byłoby mi lepiej?
Po odejściu babci rykoszetem oberwało się również mojej matce. Rodzina, która nie była z nami aż ta zżyta, postanowiła się jej wyrzec. Niemal tak, jakby to właśnie babcia trzymała wszystkich razem. Nie odpowiadał im jednak styl życia mojej mamy, która była zakałą. Za dużo imprez, zbyt małe perspektywy na przyszłość. Na dodatek nieślubne dziecko z wpadki. Niczego więcej nie potrzebowali, by się odsunąć i wymazać nas z drzewa genealogicznego, niczym Blackowie Syriusza.
W szkole szło mi znośnie. Nie byłem i nie jestem żadnym prymusem. Prześlizguję się z klasy do klasy ucząc się jedynie tego, co mnie interesuje. Wiele razy zdarzyło mi się wpakować w poważniejsze kłopoty, ale jak to się mówi - patologii całkiem człowiek nie mógł się pozbyć.
Kiedy matka raz po raz sprowadzała do domu kogoś nowego, włączała mi się agresja i za wszelką cenę chciałem pozbyć się obcego. Nie zależało mi na nich, byli dla mnie nikim. Chciałem utrudnić jej życie tak, jak ona utrudniała moje. Wszystko szło świetnie do czasu, aż na dłużej nie zagrzał u jej boku miejsca pewien doktorek, który za nic nie chciał się odczepić. Ba, był jeszcze bardziej irytujący, niż pozostali. Ale chyba nie myślicie, że się poddam, co nie?
MIEJSCOWY wave hill