Karty postaciRelacjeMessengerKalendarzeInstagram
a
Awatar użytkownika
frontman zespołu rockowego, który został zmuszony do powrotu w rodzinne strony przez wytwórnię po tym jak pod wpływem spowodował wypadek
35
185

Post

< dwa >

Szedł do brata z butelką rumu w każdej z rąk. Jedna dla niego, druga dla Weissa. Przez te kilkanaście lat, które jeden z nich spędził wspinając się po szczeblach kariery policyjnej, a drugi zostawał pełnoprawną gwiazdą rocka i coraz to chujowszym człowiekiem, nie mieli za dużo czasu na utrzymywanie bliskich relacji braterskich. Widywali się głównie od święta, wliczając w to specjalne okazje typu śluby czy pogrzeby, a poza tym ograniczeni byli przez zapracowane życia, odległość, która ich zwykle dzieliła i obowiązki towarzyskie. Co nie oznaczało, że zupełnie przestali utrzymywać kontakt i nie byli gotowi rzucić wszystkiego w cholerę jak tylko drugi potrzebował pomocy. Magia internetu pozwalała na smsy, rozmowy i wideo czaty, a mile, które Irving nabijał latając co chwilę dookoła świata pozwalały na fundowanie braciszkowi i jego rodzinie okazjonalnych odwiedzin. Z czasem trochę się to wszystko zaczęło rozjeżdżać, kiedy młodszy z nich zaczął się coraz bardziej zatracać we wszystkich dodatkach, które oferowała sława, a Weiss skupił się na pracy i rodzinie. A potem poszedł pracować pod przykrywką i całkowicie musieli zerwać kontakty. Nawet przez kurtynę składającą się z narkotyków i alkoholu, Irving martwił się o starszego brata. Bardzo słusznie jak się okazało. Nie potrafił sobie wyobrazić jak potworna była strata, której doświadczył Weissman. Sam w tym czasie był już na dnie, więc wsparcie, które mógł zaoferować poszkodowanemu było naprawdę marne, więc uznał, że lepiej się nie pokazywać mu w swoim stanie za często. Przybył jedynie na pogrzeb, na którym nawet był trzeźwy i tylko podzielił się z bratem skrętem, żeby się trochę odstresował, a potem zniknął. Później miał własne problemy, przez które został zmuszony do powrotu na to zadupie. I oto tu był, od dwóch tygodni nie robiąc w zasadzie nic konkretnego. Dom, zakupiony przez jego agentkę nieruchomości, urządzony przez znajomą architekt, do którego zwieziono część jego rzeczy z apartamentu w Londynie stał praktycznie nieruszony. Zdjął pokrywy z tych rzeczy, których używał, otworzył najpotrzebniejsze kartony, ale wyjmował z nich przedmioty pojedynczo. Głównie uprawiał sport, siedział z Vincentem albo pił w domu lub czasem w miejscowych barach. Okazjonalnie spotykał tam przedstawicielki płci pięknej i wiadomo, co się później działo. Rozpaczliwie szukał sposobów na to by nie sięgać po to, co chciał najbardziej, ale z każdym dniem stawało się to trudniejsze. Dlatego dziś wybrał się ze swoim czworonożnym przyjacielem na rodzinne ranczo, żeby odwiedzić braciszka. Samochód zostawił w domu, przyjeżdżając tu taksówką, bo wiedział, że trzeźwy nie wyjdzie. Teraz już chyba nie był, choć ciężko było mu to stwierdzić. Lazł więc przez kilkaset metrów do domku właściciela. Zdążył zapomnieć jak wielkie było ranczo i ile osób tu pracowało. Udało mu się jednak uniknąć większości z nich, kiedy kierował swoje kroki do posiadłości właściciela. Zapukał bardzo grzecznie butelką do drzwi i cierpliwie poczekał.
Przyniosłem coś na popitę i przyprowadziłem Vincenta, bo nie chciał siedzieć sam w domu – powitał go, wchodząc do środka. Jego wielki pies wszedł za nim i natychmiast podszedł do Weissa, żeby się ładnie przywitać. Irving tymczasem rozglądał się po przedsionku, a wspomnienia same napływały do jego umysłu, zalewając go i przytłaczając. – Kurwa, jak dawno mnie tu nie było – stwierdził i pokręcił z niedowierzaniem głową. Każdy przedmiot, na którym zatrzymał wzrok wywoływał konkretny obraz w jego głowie. Część z nich była jak najbardziej pozytywna, ale nie wszystkie. W końcu przystanął, bo miał wrażenie, że to dla niego za dużo i skupił się na jednej rzeczy. – Pamiętam jak zjeżdżaliśmy po schodach za dzieciaka, a jak kilka lat później chciałem w ten sposób zaimponować Mandy to się z nich zjebałem i skręciłem kostkę – wspomniał z lekkim uśmiechem na ustach. Czego to się nie robiło za młodu, żeby poderwać laskę. Teraz już nie musiał się wcale starać, większość sama próbowała mu wskoczyć do łóżka, co zwykle mu nie przeszkadzało. Czasem jednak tęsknił za takim wyzwaniem i zdobywaniem laski.

Weiss L. Hawthorne
Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku BOGATE CV MISTRZ KLAWIATURY BAŚNIOPISARZ Trying my best ONE BIG FAMILY I AM NOT CRAZY For all mankind Sej łaaat? Wszystko pod kontrolą I'm a fashion star I killed Laura Palmer ALKOHOLIK MUZYK PSIARZ Koneser wykwintnych alkoholi
mów mi/kontakt
pandaa#5430
a
Awatar użytkownika
Były detektyw, który stracił rodzinę i chęć do życia, więc zapija smutki i leczy rany alkoholem na rodzinnym ranczu, które jako tako próbuje prowadzić.
36
185

Post

trzy


Nigdy przesadnie nie zastanawiał się, czy taka była rzeczywiście kolej rzeczy i tak po prostu się działo, że rodzeństwo dorastało i każde szło mocno w swoją stronę, czy powinni jednak nieco bardziej się starać, aby ten kontakt utrzymać. Istnieje prawdopodobieństwo, że po prostu był zbyt egoistyczny, aby na to wpaść i cała reszta jego życiowych przygód to wcale nie okrutny los, tylko zła karma. Chociaż mogło też być tak, że po prostu wszyscy nie byli przesadnie wylewni i potrzebowali tej swojej przestrzeni, aby zrealizować siebie. Gdyby ktokolwiek zapytał o to w tym momencie Weissa, to na pewno by nie miał na to poprawnej odpowiedzi. Pewnie nie miałby żadnej innej niż to, że jakkolwiek by się to nie prezentowało, to i tak wszystko to było po prostu pozbawione sensu. Ostatecznie przecież wszyscy znowu wylądowali tutaj. Mniej lub bardziej przegrani, mniej lub więcej pijąc i nie widząc sensu w tym, jak wyglądało obecnie ich życie. Nawet jeśli o tym nie rozmawiali, to chyba żaden z braci nie był na tyle ślepy, aby nie dostrzec, że wszyscy byli dość mocno podziurawieni przez życie. Dobrze, że rodzice postanowili sobie pojechać gdzieś w siną dal, naiwnie chyba wierząc, że w rodzinnej miejscowości ich synowie nie tylko odnowią kontakt, ale też ułożą sobie życie od nowa, naprawiając wszystko, czy coś tam. Cokolwiek sobie myśleli, to najważniejsze, że nie widzieli, jak to prezentowało się w praktyce. Mogłoby im to mocno serca złamać i sprawić, że poddaliby mocno pod wątpliwość swoje umiejętności rodzicielskie. A to chyba nie w nich leżał problem tak naprawdę. 
Kręcenie się po domu bez celu było jego ulubionym zajęciem. Oczywiście w ręce najczęściej miał kubek, w którym zdecydowanie nie znajdowała się kawa. A nawet jeśli to na pewno nie bez wkładki, bo takie picie kawy mijało się z celem. Chyba że wydarzyło się coś, co wymagało nagle trzeźwego umysłu i podjęcia jakichś decyzji, ale na szczęście nie było to zbyt częste. Ludzie pracowali tutaj od lat, więc doskonale wiedzieli, co mają robić i jak zarządzać tymi, którzy byli tu krócej i nie do końca się odnajdywali. Zapewne nawet miał kogoś, kto dom ogarniał od zawsze, bo pewnie inaczej nie prezentowałoby się to wszystko tak schludnie jak teraz, gdy postanowił zwlec się z kanapy, aby otworzyć drzwi. Nie spodziewał się nikogo, więc nie podszedł do nich z najweselszą miną. Widok brata jednak sprawił, że nieco się rozchmurzył, bo raczej nie sądził, że ten będzie go oceniać. Każdy z nich miał swoje przygody życiowe, więc tego akurat się nie obawiał, więc wpuścił go do środka, witając się zapewne bardziej wylewnie z jego czworonożnym towarzyszem niż z samym bratem. 
- I dobrze, mogę mu zaraz zawołać kumpli, gdzieś się kręcą po domu - albo sami przyjdą się przywitać. Żaden z psów na ranczu nie był do końca jego, ale do wszystkich był bardzo przywiązany. Nawet do tego nowego, który nie miał oka i pojawił się stosunkowo niedawno. Nikt się po niego nie zgłosił, więc Weiss bardzo kreatywnie wołał na niego Pirat. Bo nie miał oka, wiadomo. 
- Wchodź, siadaj, znajdę nam szkło - zaprosił go jeszcze do środka, choć wcale takiej potrzeby nie było. I tak nie czuł się tu wcale jak u siebie. Ani niestety nawet jak w domu, po prostu tu sobie mieszkał i miał sporo wspomnień z tym miejscem. 
- Ale przynajmniej później się Tobą chyba nie najgorzej opiekowała - wzruszył lekko ramionami, przypominając sobie tę sytuację. Nie wyszedł chyba na tym najgorzej.  
- Dobrze, że teraz już nie musisz tego robić, bo pewnie rozpieprzyłbyś schody szybciej niż swoją kostkę - stwierdził, stawiając szklanki na jakiś stolik, aby jednak im alkoholu nalać przyniesionego przez Irvinga, bo pewnie go suszyło, skoro miał taki kawał drogi za sobą.

Irving Hawthorne
Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku
mów mi/kontakt
Patka
a
Awatar użytkownika
frontman zespołu rockowego, który został zmuszony do powrotu w rodzinne strony przez wytwórnię po tym jak pod wpływem spowodował wypadek
35
185

Post

W takim razie nie tylko on był egoistą. Irvinga również przez lata pochłaniały własne sprawy i zaniedbywał swoją rodzinę, odwiedzając ich jedynie od święta. Z drugiej strony, żaden z braci nigdy nie narzekał specjalnie na rzadki kontakt i po prostu robili wszyscy swoje. Co, jak widać, jego sprowadziło go z powrotem do miasteczka. Nie tylko jego z resztą, bo jakimś cudem wszyscy wylądowali z powrotem w Hope Valley, z mniejszym lub większym bagażem doświadczeń, tragedii oraz problemów. I każdy trwał w swojej własnej bańce nieszczęścia, niezbyt chętny by się z niej wychylać i przeszkadzać pozostałym w użalaniu się nad sobą czy innych zajęciach, choć Hawthorne podejrzewał, że wszystko sprowadzało się jednak do tej jednej czynności. Rzeczywiście, dobrze że rodzice wyjechali na drugi koniec kraju i nie widzieli tego jak bardzo ich dzieci stoczyły się na płytsze lub głębsze dno. Gdyby byli świadkami jego upadku to by się chyba poczuł tylko gorzej i więcej by pił, żeby zapomnieć wyraz zawodu na ich twarzach. Wątpił by wówczas w Hope pozostał jakikolwiek alkohol. Dzisiaj jednak postanowił zrobić wyjątek i odwiedzić najstarszego z braci. Bo jednak picie w samotności nie zawsze było takie fajne jak się wydawało. Dodatkowo, Weiss jednak był bardziej poturbowany przez życie i przeszedł przez coś znacznie gorszego, więc młodszy brat czuł się trochę w obowiązku, żeby sprawdzić czy jeszcze w ogóle oddycha. W jakiś sposób trzeba zacząć odnawiać więzi przecież.
No, myślę, że moje towarzystwo już mu zbrzydło, więc się ucieszy – stwierdził z cierpkim uśmiechem i przywitał się z bratem krótkim skinieniem głowy. No raczej nie miał zamiaru do niego biec, żeby go polizać w rękę jak to zrobił Vincent. Wątpił by to się Weissmanowi spodobało. Jemu samemu na pewno nie. Po ranczu zawsze kręciły się jakieś psy, jedne mniej udomowione, inne bardziej. Stąd właśnie wzięła się miłość Irvinga do czworonogów i gdyby mógł to miałby ich więcej niż samego Vincenta, ale niestety, jego dotychczasowy tryb życia niespecjalnie na to pozwalał. A teraz nie wiedział ile w miasteczku zostanie, więc też wolał nie przygarniać żadnego psiaka, żeby się do niego nie przywiązać przypadkiem. Oddawanie go potem na ranczo złamałoby mu pewnie serce. Powiedział swojemu futrzastemu przyjacielowi, że może poszukać sobie kumpli, a gdy pies odbiegł, pomachał bratu dwoma butelkami. Potrzebowali szkła. Przeszedł do salonu i klapnął sobie w wielkim skórzanym fotelu, niegdyś zajmowanym często przez ich matkę. Niewiele się tu zmieniło odkąd byli dzieciakami. Jasne, kilka mebli zostało wymienionych, podłogi odrestaurowano, ściany odmalowano, ale wciąż było tu tak jak kiedyś.
No, jeśli całowanie się za stajnią to dobra opieka to robiła to wyśmienicie – zaśmiał się, wspominając dwa lata starszą od siebie nianię. Była pierwszą dziewczyną, z jaką się całował. Miał wtedy chyba 13 lat, ale już dokładnie nie pamiętał. Jednak sporo czasu już minęło, więc nic dziwnego, że wspomnienia się zacierały i mieszały ze sobą. – Nie wiem jeszcze na jak idiotyczny pomysł wpadnę później, ale sądzę, że Twoje schody są bezpieczne – pokiwał głową, oglądając się jeszcze za siebie, żeby rzucić okiem na schody. Zdecydowanie by teraz nie utrzymały jego wagi. Już nie był chudym dzieciakiem bez grama mięśni na sobie. Kiedy szklanki były pełne, wziął jedną do ręki i upił od razu sporego łyka, bo rzeczywiście go suszyło. Słodkawy, korzenny alkohol rozlał mu się po gardle, grzejąc przyjemnie.
Jak długo w zasadzie siedzisz już na ranczu? – zapytał zaciekawiony, bo w ciągu ostatnich kilku miesięcy jego kontakt ze światem był mocno zaburzony ze względu na to, że był ciągle pijany, na haju albo obydwa powyższe. Kojarzył, że to już była dłuższa chwila, ale nie potrafił tego w żaden sposób umiejscowić. Chujowym był bratem, naprawdę.

Weiss L. Hawthorne
Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku BOGATE CV MISTRZ KLAWIATURY BAŚNIOPISARZ Trying my best ONE BIG FAMILY I AM NOT CRAZY For all mankind Sej łaaat? Wszystko pod kontrolą I'm a fashion star I killed Laura Palmer ALKOHOLIK MUZYK PSIARZ Koneser wykwintnych alkoholi
mów mi/kontakt
pandaa#5430
Zablokowany