Karty postaciRelacjeMessengerKalendarzeInstagram
a
Awatar użytkownika
Były detektyw, który stracił rodzinę i chęć do życia, więc zapija smutki i leczy rany alkoholem na rodzinnym ranczu, które jako tako próbuje prowadzić.
36
185

Post

dwa

Zdążyło mu już wyparować z głowy praktycznie, że jeszcze niedawno były święta. A potem sylwester, który łączył się z jego urodzinami, a teraz nowy rok. Nie miał pojęcia, jaka dokładnie jest data i zapomniał nieco, że miał się dzisiaj wiedzieć z jednym ze swoich braci, ale jak łatwo można było wywnioskować – specjalnie się tym nie przejmował. Wątpił też, że Jordan się jakoś na niego obrazi, że nie uprzątnął dla niego w salonie. Nie było tam aż tak źle, bo w prezencie urodzinowym postanowił wynieść wszystkie butelki i mimo wszystko nie uzbierał ich jeszcze tak dużo. Zresztą niestety musiał o tę kwestię względnie dbać na bieżąco, bo kręcili się tu ludzie, którzy tu pracowali, a on naprawdę nie miał ochoty na rozmowy wychowawcza z zatroskanymi rodzicami. Mieli swoje wakacje i mieli się nimi cieszyć. No i ostatnio sporo pił poza domem, a dzisiaj przez pierwszą połowę (no dobra, jakieś 3 godziny) dnia był praktycznie trzeźwy, co nie było takie łatwe. Miał do załatwienia jednak jakieś sprawy związane z ranczem, a wbrew pozorom miał resztki przyzwoitości w sobie, aby jednak z tych ważniejszych obowiązków się wywiązywać, skoro rodzicom obiecał. Po wszystkim wykąpał się nawet, aby nie śmierdzieć koniem i właśnie drinka planował sobie zrobić kolejnego, gdy w domu pojawił się Jordan. Nie pukał raczej ani nie bawił się w dzwonienie dzwonkiem, bo przecież to, że Weiss tu mieszkał, wcale nie oznaczało, że to on był tutaj najbardziej u siebie. Wszyscy się tu wychowali i sporo czasu swojego życia tutaj spędzili, więc mogli nadal raczej to miejsce tak traktować. 
- Mieliśmy się dzisiaj widzieć - oznajmił zamiast przywitania, patrząc na brata i delikatnie marszcząc brwi. - Zapomniałem, wybacz - dodał jeszcze, chociaż w jego tonie głosu nie było przesadnej skruchy, ale posłał mu za to nieco głupkowaty uśmiech. Zerknął na zegarek, jakby sprawdzał, czy na pewno jest już godzina, która pozwala na zaproponowanie bez obaw drinka. Niby specjalnie się tym nie przejmował, ale głównie wtedy, gdy chodziło o niego. Niby Jordan też raczej nie gardził nigdy wypiciem drinka w towarzystwie brata, ale cóż. Nadal był jego starszym bratem, prawda? Być może to kazało mu wewnętrznie zachować jakieś resztki godności. To znaczy nie zachować, nie miał ich już dawno, ale jednak mógł udawać. Uznał jednak, że skoro już dawno po 12 było, to można było proponować bez zająknięcia nawet najmniejszego.
- Czego się napijesz? - zapytał więc, nie upewniając się nawet, czy na pewno pije i nie upewniał się, że rozumieją się, że chodzi o alkohol. Bez sensu jest nie pić i bez sensu jest pić coś innego niż alkohol. Mógłby tym hasłem reklamować swój bimber.

Jordan Hawthorne
Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku
mów mi/kontakt
Patka
a
Awatar użytkownika
były żołnierz, który po powrocie z wojny pracuje w warsztacie stolarskim
32
195

Post

[pięć]



Po tych wszystkich spotkaniach Farrah zdecydowanie potrzebował alkoholu. Niby każde po kolei i tak zapijał wieczorami i wcale nie ubolewał nad tym, że robił to w samotności. Nie czuł się też z tym źle w żaden sposób — uznawał nawet, że było to dość kulturalne z jego strony, bo nie robił tym sposobem żadnych burd na mieście i nie przynosił rodzinie szeroko pojętego wstydu. Okazało się jednak, że nawet taki wlewany w siebie wieczorami alkohol to trochę za mało. Pomagał w zaśnięciu i zabierał od niego często myśli, nad którymi nie chciał się pochylać, ale nadal nie był do końca tym, co by mu pomogło. Prawdopodobnie złota rada na paskudne samopoczucie Jordana kryła się w jednym słowie — wyjazd. Może nawet w niedalekiej przyszłości weźmie to pod uwagę, skoro nawet praca w warsztacie stolarskim nie była spełnieniem jego marzeń. Aktualnie jednak na głowie miał odwiedziny brata. Zakupił nawet butelkę jakieś porządniejszego alkoholu. Nie dlatego, że posądzał Weissa o jakiekolwiek barkowe braki. Miała ona być formą prezentu urodzinowego, skoro w ostatnim czasie nieco się mijali. Nie przywiązał jednak do niej różowej kokardy, ani nie zapakował w żaden ozdobny papier, bo gówniany był bardzo, jeśli chodzi o kwestie czysto estetyczne.
Wszedł do środka i pokierował się w stronę salonu obstawiając, że właśnie tam siedział jego brat. Nie pomylił się nawet. Uniósł brwi lekko zaskoczony jego słowami, bo pewien był, że całkiem niedawno się nawet przypominał przy okazji. Nie miał mu jednak tego za złe szczególnie, o ile tylko znajdzie czas żeby się napić, skoro już zainwestował w taksówkę na to zadupie. Był głupi, ale nie na tyle, by po alkoholu się wozić. Nawet po takiej dziurze jaką było Hope Valley. Wyciągnął rękę z butelką.
— Łap, spóźniony prezent urodzinowy — dodał. Podarował sobie składanie życzeń, bo niekoniecznie sobie z takimi rzeczami radził. Zaraz potem zajął miejsce na kanapie i rozsiadł się wygodniej. Uniósł wzrok na brata dopiero, gdy usłyszał pytanie i wzruszył ramionami. — Cokolwiek masz — dodał. Jedynym wymogiem było to, by alkohol był mocny, ale uznał, że podkreślanie tego byłoby obraźliwe. Nie posądzał jednak Weissa o to, że będzie proponował mu byle piwo, czy wino. Dlatego poczekał cierpliwie, aż napełni szklanki czymś, co z pewnością mu gębę wykrzywi. — Widziałam jakiegoś nowego psa, gdy tu szedłem. Kolejny? — zapytał, bo jednak pogubił się w tym, ile zwierząt się po ranczu kręciło. Miał wrażenie, że co jakiś czas pojawiają się nowe. No, ale akurat rozumiał, że fajniej się zwierzątkami otaczać, niż ludźmi.

Weiss L. Hawthorne
YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! I fit perfectly everywhere Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku Karmienie pieska 2020 - wzięłam udział w akcji OLX! BOGATE CV MISTRZ KLAWIATURY Speedy Gonzales ONE BIG FAMILY I AM NOT CRAZY devine Sej łaaat? I killed Laura Palmer WOJSKO PSIARZ bezsenność to moja przyjaciółka Budzą mnie koszmary I'M NOT AS THINK AS YOU DRUNK I AM DO WSZYSTKICH CHŁOPCÓW, KTÓRYCH KOCHAŁAM
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
Były detektyw, który stracił rodzinę i chęć do życia, więc zapija smutki i leczy rany alkoholem na rodzinnym ranczu, które jako tako próbuje prowadzić.
36
185

Post

Wyjazd z tego miasteczka kiedyś był jedynym słusznym kierunkiem w życiu chyba dla nich wszystkich. Weiss nigdy nie wyobrażał sobie przejęcia po rodzicach rancza i łatwo było się domyślić, że Jordan czy Irving również nie bardzo widzieli siebie w tej roli, biorąc pod uwagę ścieżki kariery, jakie sobie obrali. Być może Matt jeszcze był przez jakiś czas nadzieją dla ich staruszków, ale chyba ostatecznie nie nadawał się do tego wszystkiego tak samo, jak oni wszyscy. Więc kto wie, może ucieczka rzeczywiście okazałaby się sensownym rozwiązaniem, które przyniosłoby ulgę w tym wszystkim. Przynajmniej dla Jordana, skoro miał tu kogo unikać. Weiss przez jakiś czas rozważał to, aby po prostu wsiąść w auto i spędzić czas jeżdżąc po świecie bez konkretnego celu, licząc na to, że kiedyś w nocy zjedzą go szopy czy inne miłośniki śmieci, ale jednak ostatecznie doszedł do wniosku, że po prostu szkoda zachodu. Wymagało to przecież jakiegoś nakładu sił i w ogóle, więc nie było co się przemęczać, Takie wegetowanie tutaj było o wiele prostsze, a on naprawdę nie miał zamiaru już w życiu się przemęczać czy przesadnie starać, aby cokolwiek sobie poukładać czy ułatwić.
- Dzięki - uniósł jeden kącik ust nawet w uśmiechu. Dość krzywym, ale jednak uśmiechu, bo mimo wszystko takie prezenty były jedynym słusznym powodem, aby urodzinami się chwalić i komukolwiek o nich wspominać. Co prawda i tak były w możliwie najbardziej beznadziejnym terminie w roku i przesadnie ich nie lubił przez to, ale jednak taki prezent na pewno się nie zmarnuje. Tak samo, jak Jordan na pewno z pragnienia tutaj nie uschnie, bo barek był przez Weissa regularnie uzupełniany o trunki bardzo mocne, bo inne nie zdawały u niego egzaminu i nic nie dawały. Piwo nie miało sensu, wina nigdy przesadnie nie lubił. Żeby Jordan nie musiał czekać zbyt długo, od razu skierował swoje kroki w stronę szafki, w której były odpowiednie szklanki i nalał mu szkockiej, nie bawiąc się w odmierzanie ilości i nie żałując mu trunku wcale.
- Pojawił się jakiś czas temu - przytaknął, podając mu szklankę i pewnie zajmując miejsce na fotelu ponownie, bo co mają tak stać. - Nikt się po niego nie zgłasza, więc pewnie już zostanie - nie było to problemem tutaj, bo miejsca było dość. - Zresztą nie wiem, czy bym go oddał, bo nie był zbyt zadbany i nie ma oka, więc ktoś chyba nie zajmował się nim za dobrze - dodał, marszcząc brwi lekko, bardzo zdegustowany tym faktem. Gardził ludźmi, którzy nie zajmowali się dobrze zwierzętami. - Wołamy na niego Pirat, bo jestem super kreatywnym człowiekiem - dodał jeszcze, zgodnie z prawdą, co najmniej jakby był to naprawdę super oryginalny pomysł.
- Coś ciekawego u Ciebie ostatnio się wydarzyło? - zapytał, upijając spory łyk ze swojej szklanki. Sam nie był zbyt wylewnym człowiekiem, ale podejrzewał, że brat nie wpadł dać mu prezentu urodzinowego tylko dlatego, że potrzebował towarzystwa trochę.

Jordan Hawthorne
Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku
mów mi/kontakt
Patka
a
Awatar użytkownika
były żołnierz, który po powrocie z wojny pracuje w warsztacie stolarskim
32
195

Post

Ucieczka na pewno byłoby wygodna. Prawda była jednak taka, że w jakimkolwiek innym miejscu prawdopodobnie byłby takim samym dzikusem jak tutaj, pozbawionym jedynie rodziny. Nic na niego nie czekało, więc nawet nie umiałby wskazać miejsca, w jakie wyjechać powinien. A wybieranie tego poprzez losowa przyciskanie miejsca na mapie chyba nie do końca do niego przemawiało. Dlatego utknął tutaj, póki czegoś nie wymyśli i nie znajdzie planu na to, jak ma pozostała część jego życia wyglądać. Tym bardziej, że skoro ledwo trzydziestkę przekroczył to chyba jeszcze spora część przed nim.
Kiedy mu szklankę podał to w pierwszej chwili napił się z zadowoleniem. Dopiero chwilę potem przesunął wzrok na brata i uśmiechnął się nawet na sam dźwięk imienia, a on sam skinął jeszcze głową, bo nawet rozumiał żarcik. — Jesteś teraz jak pani Thompson — wytknął mu trochę, w nawiązaniu do staruszki, która niedaleko mieszkała, gdy dziećmi byli. Każdy miał zawsze taką sąsiadkę, która psy zbierała. Teraz dla innych Weiss był taką najwidoczniej. Zerknął zaraz potem na brata i brwi ściągnął lekko.
— Nic ciekawego. Zastanawiałem się, czy nie zmienić pracy, ale na razie nikt nie szuka pracownika — wyjaśnił. Składanie mebli było przyjemnym procesem. O niebo gorsze było późniejsze dogadywanie się z klientami, którzy nie do końca wiedzieli czego chcą, ale tego właśnie wymagali. Wymądrzali się i wkurwiali Jordana wystarczająco, by doszedł do wniosku, że może pora się jednak przebranżowić i znaleźć jakiekolwiek inne zajęcie. Najchętniej takie, gdzie nie będzie musiał zbyt często z ludźmi negocjować. — No i spotkałem kogoś z przeszłości. Nawet nie wiedziałam, że nadal tu jest. Mam wrażenie, że z tego miasta po prostu się już nie wyjeżdża — dodał brwi unosząc. Osoby, których wcale nie chciał oglądać pozostawały i stale tutaj mieszkały. On też niemal utknął, więc wszystko było nie takie. Na szczęście alkohol jeszcze przyzwoicie dość smakował. Szczególnie ten, który mu Weiss nalał, więc uniósł szklankę i napił się dwa spore łyki. Samo wspomnienie Farrah, nawet takie kulawe, sprawiło, że trochę więcej upić musiał.
— A u ciebie jak? Jak sprawy na ranczu? — zapytał zaciekawiony też. Nie wiedział jak mu idzie. On na pewno nie odnalazłby się w rodzinnym biznesie, bo też nigdy się tym nie interesował. Z drugiej strony Weiss też nie prezentował swego czasu największego zainteresowania biznesami rodziców. A jednak chyba sobie radził. Nawet rzucił okiem po pomieszczeniu, jakby samo to miało pomóc Jordanowi ocenić, czy sprawy mają się dobrze, czy raczej gównianie na przykład.

Weiss L. Hawthorne
YOU ARE MY LOVE - dla każdego, z okazji Walentynek! MEOW MEOW - dla każdego, z okazji Dnia Kota! I fit perfectly everywhere Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku Karmienie pieska 2020 - wzięłam udział w akcji OLX! BOGATE CV MISTRZ KLAWIATURY Speedy Gonzales ONE BIG FAMILY I AM NOT CRAZY devine Sej łaaat? I killed Laura Palmer WOJSKO PSIARZ bezsenność to moja przyjaciółka Budzą mnie koszmary I'M NOT AS THINK AS YOU DRUNK I AM DO WSZYSTKICH CHŁOPCÓW, KTÓRYCH KOCHAŁAM
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
Były detektyw, który stracił rodzinę i chęć do życia, więc zapija smutki i leczy rany alkoholem na rodzinnym ranczu, które jako tako próbuje prowadzić.
36
185

Post

Ucieczka do przypadkowo wybranego miejsca chyba była aż nazbyt dramatyczna i filmowa, aczkolwiek kto wie, może to jednak wcale nie taki głupi pomysł, po prostu pojechać gdzieś bez celu? Może w ogóle powinni zebrać się rodzinnie i wyruszyć w podróż, aby zacieśnić braterskie więzi, czy coś. To mogłoby być całkiem zabawne, tak właściwie. Chociaż trudno stwierdzić, czy którykolwiek z nich potrafiłby to obecnie docenić, chyba niestety nie bardzo, więc może lepiej pozostawić to na nieco inną okazję, czy coś. Jak na razie musiał wystarczyć alkohol, który sobie mogli bezkarnie pić. Największy plus dorosłości i tego, że rodzice postanowili wyjechać i odetchnąć na emeryturze od nadmiaru pracy, który zawsze mieli tutaj. Mogli pić kiedy chcieli, ile chcieli i co chcieli. To naprawdę było wygodne, szczególnie jeśli człowiek nie bardzo przejmował się tym, co sobie ludzie w okolicy o Tobie pomyślą, gdy częściej kupujesz kilka butelek mocnego alkoholu niż chleb czy płatki śniadaniowe. 
- Trochę tak - stwierdził, nawet z lekkim rozbawieniem na twarzy. Takim ledwo widocznym, ale raczej nie było go stać na nic więcej, także lepszy rydz niż nic, czy coś takiego. - To chyba największy plus tego całego bałaganu - dodał jeszcze, lekko unosząc ramiona. To nie tak, że nie lubił koni, bo jednak od dziecka jeździł i uważał, że poza tym, że śmierdzą okropnie,  to są naprawdę fantastycznymi stworzeniami, ale jednak pies to pies. Poza tym pomaganie bezdomnym zwierzętom, które potrzebowały pomocy, było całkiem przyjemne i dawało mu poczucie, takie chociaż na chwilę, że jednak może mimo wszystko nie jest aż tak totalnie beznadziejnym człowiekiem, który tylko tlen zużywał niepotrzebnie.  Dla piesków warto było się starać, nawet jeśli Pirat nie mógł nosić opaski na oko jak prawdziwy rozbójnik morski. 
- Jeśli jesteś bardzo zdesperowany, to tutaj zawsze przyda się pomoc - stwierdził lekko, proponując mu to oczywiście, bo jednak jakby miejsca zapewne znalazłoby się dla każdego. Jeśli Jordan chciałby pozarządzać tym wszystkim nieco, to on chętnie mu tę posadę odda. A jeśli chciał porobić coś innego, to tym bardziej robota się znajdzie. Tu zawsze było coś do naprawienia, poprawienia, trzeba było zająć się zwierzętami i innymi rzeczami, więc droga wolna. On nawet nie oceniał, jeśli ktoś spóźniał się do roboty, bo sam zbyt punktualny to nie był. Nie zmuszał go jednak, bo zawsze wszyscy powtarzali, że będą stąd uciekać. I z farmy, i z miasteczka. To drugie im się nie udało, ale w tej pierwszej kwestii wcale wszyscy polec nie musieli. 
- Kogoś istotnego? - nie pytał wprost kogo, bo jeśli będzie chciał, to może go na takie pytanie po prostu zbyć, a jeśli będzie wolał się rozgadać to taką możliwość też oczywiście miał. - Ale owszem, mam wrażenie, że tylko pojedyncze osoby wyjechały stąd tak na poważnie - uniósł lekko jeden kącik ust w dość krzywym i gorzkim półuśmiechu. Większość nie podejmowała nawet takiej próby, inni wyjeżdżali na jakiś czas, a potem jednak i tak wracali. 
- Wydaje mi się, że w porządku, nic poważnego się nie dzieje, ale zawsze coś jest do ogarnięcia - przyznał zgodnie z prawdą. Trochę to było męczące, ale przynajmniej miał jakieś zajęcie. - Ale to odludzie jest zadziwiająco przyjemne, wieloma rzeczami nie trzeba się przejmować - tym na przykład, że ktoś przyczepi się, że za dużo pijesz.

Jordan Hawthorne
Przeżyłem koniec świata w styczniu 2021 roku
mów mi/kontakt
Patka
Zablokowany