#54 + Outfit
Jego związek z Mią rozwijał się. Praktycznie nie odstępowali się na krok, nie nudziło ich swoje towarzystwo, miło spędzili święta z obiema rodzinami dając im w prezencie wspólny wyjazd do spa, żeby mogli się lepiej poznać bez nerwowych spojrzeń ich dzieci pilnujących każdego ich słowa. Wyjazd dopiero ich czekał, a jego matka już zasypywała go pytaniami co lubi mama Mii i czy też lubi zmieniać co chwila wystrój swojego domu i zajmować się kwiatkami, bo to było chyba jej ulubione zajęcie w czasie wolnym. Ojciec oczywiście zainteresował się alkoholem, ale Billy zapewnił go, że jest tam bar i nie musi zabierać butelek ze sobą, a poczęstować ojca Mii czymś od siebie może jak już się dogadają i umówią na wspólną kolację czy coś.
Nie przewidywał katastrofy, która całkiem zepsuć nastrój na świętowanie czegokolwiek dlatego umówił się wcześniej z Mią na chwilę relaksu przed telewizorem skoro oboje mieli wolny weekend i nigdzie nie musieli się śpieszyć. Zamówił wcześniej pizzę, bo jej nigdy za wiele i oczekując na ukochaną krzątał się po salonie, sprzątając zabawki Suzie, która postanowiła porozrzucać je po całym domu i teraz rozwaliła się na jego łóżku udając że śpi. Wiedział kiedy udawała, bo znał swojego psa. Pewnie jak Mia przyjdzie będzie udawała grzeczną i niewinną, żeby dostać od niej jakiś smakołyk czy resztki pizzy.
Zdążył akurat posprzątać kiedy Mia weszła do jego domu. Już dawno zapewnił ją, że może wchodzić do niego jak do siebie, obiecując też dorobienie kluczy bo nigdy nie wiadomo kiedy jej się przydadzą. Przywitał się z nią pocałunkiem i poprowadził na kanapę. — No to co… — nie dokończył, bo telefon w jego kieszeni zawibrował. Widząc nieznany numer na wyświetlaczu na początku go zignorował, ale za drugim razem postanowił odebrać i sprawdzić o co chodzi. — Za chwilę wrócę. — powiedział, cmokając Mię w czoło i ruszył do kuchni, naciskając zieloną słuchawkę. Nie znał osoby po drugiej stronie, ale określiła się jako przyjaciela rodziny, a właściwie jego kuzynów, którzy podobno mieli jakiś wypadek i teraz leżeli w śpiączce w jakimś zagranicznym szpitalu. Billy był w takim szoku, że nie zauważył stojącej na blacie szklanki, którą strącił na ziemię z głośnym Co do cholery?!
Mia Walker
a
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
Adoptowana studentka biochemii, która dostała mieszkanie od rodziców, na życie zarabiając jako kelnerka w jednej z restauracji. Ma kapryśnego kota imieniem Luna, głowę pełną szalonych pomysłów i chaos w życiu, nad którym udaje jej się zapanować jedynie dzięki Billy'emu, któremu już dawno oddała serce na wyłączność.
23
165
ubranie
Nie ulegało wątpliwości, że Mia coraz więcej czasu spędzałą u Billy’ego, przychodząc do niego po pracy, która nawiasem mówiąc była całkiem blisko jego domu. Jakie to było wygodne, kiedy człowiek zmęczony, nie musiał czekać na prom, ani inną łódkę, która zabrałaby go z wyspy. Co prawda musiała do siebie wracać, bo jednak miała łatwiejsze połączenie do Miami, niemniej studia miała zaledwie trzy razy w tygodniu, co pozwalało jej spędzić z Billym naprawdę sporo czasu. Tym bardziej, że jej zmiany w pracy zostały poważnie skrócone z powodu zmniejszenia liczby turystów, o czym jednak wolała nie informować Billy’ego, który pewnie z miejsca zacząłby się martwić, że jej nie starczy pieniędzy. Albo co gorsza jeszcze będzie chciał za nią rachunki płacić, a przecież na to nie mogła się zgodzić. Miała swoją dumę, jak również chciała pokazać innym, że jest w stanie sama się utrzymać. Bo co, jeśli Harringtona nie byłoby blisko niej? Wtedy nie mogłaby polegać tylko na nim. I zdecydowanie nie chciała, by ktoś postrzegał go jako jej sponsora, zwłaszcza, że był tych sześć lat starszy. Dlatego wolała trzymać to dla siebie, nie wspominając o niczym nawet swojej rodzinie, którą odwiedzili w drugi dzień świąt.
Tego dnia miała przyjechać do Billy’ego na weekend, korzystając z tego, że nie miała zmiany. Tak się złożyło, że oboje mieli wolne, co mimo wszystko nie miało miejsca tak często, jak mogło się wydawać.
-No hej! - uśmiechnęła się do niego szeroki, kiedy tylko przekroczyła próg jego domu. Nadal dziwnie się czuła nie pukając, tylko wchodząc jak do siebie, ale Billy chyba by ją udusił, jakby po raz kolejny maltretowała dzwonek, zamiast wejść.
Pocałowała go, dając się zaprowadzić do salonu.
Już chciała mu opowiedzieć historię, która jej się przypomniała, kiedy musiał na chwilę wyjść. Czemu zawsze coś im przeszkadzało? Oby tylko nie musiał nagle zjawić się w hotelu i stanąć na recepcji.
Wzdrygnęła się, kiedy usłyszała donośny głos chłopaka, jak również dźwięk tłuczonego szkła. Wstała z kanapy, wchodząc do kuchni.
-Billy, wszystko w porządku? - spojrzała na niego, marszcząc delikatnie brwi.
Billy Harrington
Nie ulegało wątpliwości, że Mia coraz więcej czasu spędzałą u Billy’ego, przychodząc do niego po pracy, która nawiasem mówiąc była całkiem blisko jego domu. Jakie to było wygodne, kiedy człowiek zmęczony, nie musiał czekać na prom, ani inną łódkę, która zabrałaby go z wyspy. Co prawda musiała do siebie wracać, bo jednak miała łatwiejsze połączenie do Miami, niemniej studia miała zaledwie trzy razy w tygodniu, co pozwalało jej spędzić z Billym naprawdę sporo czasu. Tym bardziej, że jej zmiany w pracy zostały poważnie skrócone z powodu zmniejszenia liczby turystów, o czym jednak wolała nie informować Billy’ego, który pewnie z miejsca zacząłby się martwić, że jej nie starczy pieniędzy. Albo co gorsza jeszcze będzie chciał za nią rachunki płacić, a przecież na to nie mogła się zgodzić. Miała swoją dumę, jak również chciała pokazać innym, że jest w stanie sama się utrzymać. Bo co, jeśli Harringtona nie byłoby blisko niej? Wtedy nie mogłaby polegać tylko na nim. I zdecydowanie nie chciała, by ktoś postrzegał go jako jej sponsora, zwłaszcza, że był tych sześć lat starszy. Dlatego wolała trzymać to dla siebie, nie wspominając o niczym nawet swojej rodzinie, którą odwiedzili w drugi dzień świąt.
Tego dnia miała przyjechać do Billy’ego na weekend, korzystając z tego, że nie miała zmiany. Tak się złożyło, że oboje mieli wolne, co mimo wszystko nie miało miejsca tak często, jak mogło się wydawać.
-No hej! - uśmiechnęła się do niego szeroki, kiedy tylko przekroczyła próg jego domu. Nadal dziwnie się czuła nie pukając, tylko wchodząc jak do siebie, ale Billy chyba by ją udusił, jakby po raz kolejny maltretowała dzwonek, zamiast wejść.
Pocałowała go, dając się zaprowadzić do salonu.
Już chciała mu opowiedzieć historię, która jej się przypomniała, kiedy musiał na chwilę wyjść. Czemu zawsze coś im przeszkadzało? Oby tylko nie musiał nagle zjawić się w hotelu i stanąć na recepcji.
Wzdrygnęła się, kiedy usłyszała donośny głos chłopaka, jak również dźwięk tłuczonego szkła. Wstała z kanapy, wchodząc do kuchni.
-Billy, wszystko w porządku? - spojrzała na niego, marszcząc delikatnie brwi.
Billy Harrington
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
Nie przejmując się zbytnio rozbitą szklanką wyjaśnił osobie po drugiej stronie, że to nic takiego i może mówić dalej. Widząc po chwili Mię w drzwiach skinął jedynie głową i dał jej cicho znać, że za chwilę do niej dołączy bo ma ważny telefon. Odwrócił się na pięcie, ominął rozbite szkło i stanął przy zlewie, opierając się o jego brzeg ręką.
Osoba po drugiej stronie wyjaśniła mu, że teraz to on musi zająć się hotelem i interesami, które prowadzili bliźniacy. Ten z aukcjami znał doskonale, bo wiele razy przy nich pomagał za dodatkowy hajs, a od narkotykowego trzymał się z daleka. Teraz niestety musiał wziąć za niego odpowiedzialność, bo nie da się tak łatwo z niego zrezygnować. Starał się odpowiadać na wszystkie pytania tak, żeby Mia nie mogła wywnioskować o co chodzi, bo nie chciał jej denerwować tym wszystkim. Powie jej ogólnie o co chodzi, ale zachowa dla siebie niektóre szczegóły.
Rozmowa trwała dość długo, ale musiał omówić wszystkie szczegóły umawiając się z tą osobą na poniedziałek, żeby już oficjalnie mógł przejąć wszystko i zapoznać się ze wszystkim do czego nie miał dostępu jako recepcjonista. I od razu będzie musiał poszukać zastępcy dla siebie, bo nie da rady ogarniać formalności hotelu i meldować gości. Świetnie.
Westchnął, odkładając telefon na blat. Co on teraz zrobi? Tak nagle spadła na niego taka odpowiedzialność, chociaż wcześniej nawet o tym nie pomyślał. Był ta zamyślony, że chcąc wrócić do salonu zapomniał o rozbitym szkle w które wdepnął bosą stopą. — KURWA… — warknął, stając na jeden nodze i uderzając ręką w blat. Od razu pomyślał o Mii, która na pewno zainteresuje się kolejnym hałasem. — Nie wchodź tu, dobra? Zaraz posprzątam to szkło. — mruknął, siadając na blacie i podciągnął zranioną nogę, żeby ocenić szkody. Większy kawałek szkła wbił mu się w nogę, więc wyjął go z głośnym syknięciem i przyłożył od razu kawałek ręcznika papierowego żeby zatamować krwawienie. Odczekał chwilę i zeskoczył ostrożnie z blatu, sięgnął po szczotkę i szufelkę żeby posprzątać. Zebrał szkło na szufelkę i wyrzucił odłamki do kosza. Powoli pokuśtykał do salonu, opadając na kanapę.
— No to tyle z relaksu… — mruknął, kładąc głowę na kolanach ukochanej.
Mia Walker
Osoba po drugiej stronie wyjaśniła mu, że teraz to on musi zająć się hotelem i interesami, które prowadzili bliźniacy. Ten z aukcjami znał doskonale, bo wiele razy przy nich pomagał za dodatkowy hajs, a od narkotykowego trzymał się z daleka. Teraz niestety musiał wziąć za niego odpowiedzialność, bo nie da się tak łatwo z niego zrezygnować. Starał się odpowiadać na wszystkie pytania tak, żeby Mia nie mogła wywnioskować o co chodzi, bo nie chciał jej denerwować tym wszystkim. Powie jej ogólnie o co chodzi, ale zachowa dla siebie niektóre szczegóły.
Rozmowa trwała dość długo, ale musiał omówić wszystkie szczegóły umawiając się z tą osobą na poniedziałek, żeby już oficjalnie mógł przejąć wszystko i zapoznać się ze wszystkim do czego nie miał dostępu jako recepcjonista. I od razu będzie musiał poszukać zastępcy dla siebie, bo nie da rady ogarniać formalności hotelu i meldować gości. Świetnie.
Westchnął, odkładając telefon na blat. Co on teraz zrobi? Tak nagle spadła na niego taka odpowiedzialność, chociaż wcześniej nawet o tym nie pomyślał. Był ta zamyślony, że chcąc wrócić do salonu zapomniał o rozbitym szkle w które wdepnął bosą stopą. — KURWA… — warknął, stając na jeden nodze i uderzając ręką w blat. Od razu pomyślał o Mii, która na pewno zainteresuje się kolejnym hałasem. — Nie wchodź tu, dobra? Zaraz posprzątam to szkło. — mruknął, siadając na blacie i podciągnął zranioną nogę, żeby ocenić szkody. Większy kawałek szkła wbił mu się w nogę, więc wyjął go z głośnym syknięciem i przyłożył od razu kawałek ręcznika papierowego żeby zatamować krwawienie. Odczekał chwilę i zeskoczył ostrożnie z blatu, sięgnął po szczotkę i szufelkę żeby posprzątać. Zebrał szkło na szufelkę i wyrzucił odłamki do kosza. Powoli pokuśtykał do salonu, opadając na kanapę.
— No to tyle z relaksu… — mruknął, kładąc głowę na kolanach ukochanej.
Mia Walker
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
Adoptowana studentka biochemii, która dostała mieszkanie od rodziców, na życie zarabiając jako kelnerka w jednej z restauracji. Ma kapryśnego kota imieniem Luna, głowę pełną szalonych pomysłów i chaos w życiu, nad którym udaje jej się zapanować jedynie dzięki Billy'emu, któremu już dawno oddała serce na wyłączność.
23
165
Mia nie miała pojęcia, o czym Billy właściwie rozmawiał, ale domyślała się, że było to coś, co wywołało niemałe poruszenie w chłopaku. Już nie chodziło o rozbitą szklankę, której odłamki walały się po niemal całej kuchni, a o wyraz twarzy Harringtona. Nie do końca nawet potrafiła go sprecyzować. Z całą pewnością był zaskoczony, zmartwiony, może nawet poniekąd niezadowolony.
Zerknęła najpierw to na szklankę, później znowu na chłopaka, który zerknął na nią jedynie przelotnie, jakby chciał dać jej do zrozumienia, że nie powinna mu teraz przeszkadzać bo to, o czym rozmawiał było nad wyraz istotne. Szanowała to i jedynie lekko skinęła głową, mając nadzieję, że nie pokaleczył się o szkło, które nadal leżało na podłodze.
Stała jakiś czas w drzwiach, obserwując go uważnie, zapamiętując każdą zmianę, która pojawiała się w jego postaci. Spięcie mięśni, zmarszczenie brwi, kiedy tylko miała okazję zobaczyć jego twarz, którą przetarł kilka razy dłonią, zastanawiając się nad czymś.
Po chwili wróciła do salonu, siadając na kanapie. Tam zajęła się Suzie, która położyła się obok niej, jakby wyczuwała, że coś było nie tak. Mądre psisko.
-Z pewnością zaraz nam to wyjaśni - uśmiechnęła się do czworonoga, tarmosząc go za uszami.
Kiedy usłyszała, że chłopak zaklął dość siarczyście już miała wstawać, kiedy usłyszała jego głos. Tak, zdecydowanie był czymś poruszony, bo znała go wystarczająco dobrze, aby wywnioskować to z tonu, jakim się posługiwał.
-Wbiłeś je sobie w nogę, prawda? - rzuciła, kiedy Billy przyszedł. Nie dało się nie zauważyć, że nie chodził tak jak powinien, a skoro Mia głupia nie była, fakty połączyła. - Pokaż mi to. I nie, daruj sobie. To trzeba obejrzeć - skomentowała, wstając. Tyle dobrego, że wiedziała, gdzie jest apteczka.
Wróciła z nią do salonu, siadając tak, by chłopak mógł położyć głowę na jej kolanach.
-Powiesz mi co się stało? A później zajmę się twoją stopą - rzuciła, zerkając na niego, przy okazji głaszcząc go po włosach.
Billy Harrington
Zerknęła najpierw to na szklankę, później znowu na chłopaka, który zerknął na nią jedynie przelotnie, jakby chciał dać jej do zrozumienia, że nie powinna mu teraz przeszkadzać bo to, o czym rozmawiał było nad wyraz istotne. Szanowała to i jedynie lekko skinęła głową, mając nadzieję, że nie pokaleczył się o szkło, które nadal leżało na podłodze.
Stała jakiś czas w drzwiach, obserwując go uważnie, zapamiętując każdą zmianę, która pojawiała się w jego postaci. Spięcie mięśni, zmarszczenie brwi, kiedy tylko miała okazję zobaczyć jego twarz, którą przetarł kilka razy dłonią, zastanawiając się nad czymś.
Po chwili wróciła do salonu, siadając na kanapie. Tam zajęła się Suzie, która położyła się obok niej, jakby wyczuwała, że coś było nie tak. Mądre psisko.
-Z pewnością zaraz nam to wyjaśni - uśmiechnęła się do czworonoga, tarmosząc go za uszami.
Kiedy usłyszała, że chłopak zaklął dość siarczyście już miała wstawać, kiedy usłyszała jego głos. Tak, zdecydowanie był czymś poruszony, bo znała go wystarczająco dobrze, aby wywnioskować to z tonu, jakim się posługiwał.
-Wbiłeś je sobie w nogę, prawda? - rzuciła, kiedy Billy przyszedł. Nie dało się nie zauważyć, że nie chodził tak jak powinien, a skoro Mia głupia nie była, fakty połączyła. - Pokaż mi to. I nie, daruj sobie. To trzeba obejrzeć - skomentowała, wstając. Tyle dobrego, że wiedziała, gdzie jest apteczka.
Wróciła z nią do salonu, siadając tak, by chłopak mógł położyć głowę na jej kolanach.
-Powiesz mi co się stało? A później zajmę się twoją stopą - rzuciła, zerkając na niego, przy okazji głaszcząc go po włosach.
Billy Harrington
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
— To nic takiego. Naprawdę. — mruknął, nie przejmując się swoją nogą. Nie, kiedy w głowie miał teraz co innego. Bardziej martwił się tym czy da sobie radę z ogarnięciem hotelu. Ich było dwóch i było im łatwiej, a on będzie sam mając jedynie trochę pomocy o ze strony tego znajomego, który obiecał go wszystkiego nauczyć. Z resztą miał też rodzinę, która na pewno mu pomoże skoro siedzieli w tym od dawna i wiedzieli co i jak. Oby tylko jego matka nie zaczęła się denerwować, że pcha się w niektóre interesy.
Nie dyskutował z Mią, która koniecznie chciała zająć się jego nogą. Już znał ją na tyle, żeby wiedzieć w którym momencie mógł sobie pozwolić na dyskusję, a kiedy sprawa jest już przegrana i powinien się poddać. I tak w sumie z nogą nie było źle, bo obejdzie się bez wizyty na pogotowiu. Wystarczy plaster i za parę dni nie będzie nawet o tym pamiętał.
Westchnął ciężko, pocierając twarz dłonią. Zamknął na chwilę oczy, czując jak pod wpływem dotyku Mii powoli jego napięte mięśnie się rozluźniały. Jakimś cudem jej dotyk zawsze pomagał mu się zrelaksować.
— Ryker i Jackson… mieli wypadek. Leżą w śpiączce, a ktoś musi zająć się hotelem i spadło na mnie. Tak jakby… awansowałem i doszły mi teraz nowe obowiązki, których dotąd nie wykonywałem. Nie wiem jak ja to wszystko ogarnę. Jeszcze muszę nowego recepcjonistę znaleźć na swoje miejsce. Poniedziałek to będzie piekło… — mruknął, a jego ciało znowu się napięło na samą myśl. Praca na recepcji była luźna. Praktycznie całe dnie siedział, bo szybko robił swoja robotę i mógł siedzieć na telefonie czy coś, a siedząc w biurze pewnie nie znajdzie nawet chwili na jedzenie. Chociaż jakimś cudem Ryker znalazł czas na postrzelanie do niego z Katie, ale pewnie to była wyjątkowa sytuacja i więcej by się nie powtórzyła. — Czy może być jeszcze gorzej? — westchnął, chwytając wolną rękę Mii i przyłożył ją do swojej twarzy. Wciąż nie wierzył w to co się stało. Nie był jakimś wrażliwcem, który płakał jak działo się coś złego, ale czuł w tej chwili taką bezsilność, że mógł nie dać rady powstrzymać łez.
Mia Walker
Nie dyskutował z Mią, która koniecznie chciała zająć się jego nogą. Już znał ją na tyle, żeby wiedzieć w którym momencie mógł sobie pozwolić na dyskusję, a kiedy sprawa jest już przegrana i powinien się poddać. I tak w sumie z nogą nie było źle, bo obejdzie się bez wizyty na pogotowiu. Wystarczy plaster i za parę dni nie będzie nawet o tym pamiętał.
Westchnął ciężko, pocierając twarz dłonią. Zamknął na chwilę oczy, czując jak pod wpływem dotyku Mii powoli jego napięte mięśnie się rozluźniały. Jakimś cudem jej dotyk zawsze pomagał mu się zrelaksować.
— Ryker i Jackson… mieli wypadek. Leżą w śpiączce, a ktoś musi zająć się hotelem i spadło na mnie. Tak jakby… awansowałem i doszły mi teraz nowe obowiązki, których dotąd nie wykonywałem. Nie wiem jak ja to wszystko ogarnę. Jeszcze muszę nowego recepcjonistę znaleźć na swoje miejsce. Poniedziałek to będzie piekło… — mruknął, a jego ciało znowu się napięło na samą myśl. Praca na recepcji była luźna. Praktycznie całe dnie siedział, bo szybko robił swoja robotę i mógł siedzieć na telefonie czy coś, a siedząc w biurze pewnie nie znajdzie nawet chwili na jedzenie. Chociaż jakimś cudem Ryker znalazł czas na postrzelanie do niego z Katie, ale pewnie to była wyjątkowa sytuacja i więcej by się nie powtórzyła. — Czy może być jeszcze gorzej? — westchnął, chwytając wolną rękę Mii i przyłożył ją do swojej twarzy. Wciąż nie wierzył w to co się stało. Nie był jakimś wrażliwcem, który płakał jak działo się coś złego, ale czuł w tej chwili taką bezsilność, że mógł nie dać rady powstrzymać łez.
Mia Walker
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
Adoptowana studentka biochemii, która dostała mieszkanie od rodziców, na życie zarabiając jako kelnerka w jednej z restauracji. Ma kapryśnego kota imieniem Luna, głowę pełną szalonych pomysłów i chaos w życiu, nad którym udaje jej się zapanować jedynie dzięki Billy'emu, któremu już dawno oddała serce na wyłączność.
23
165
-Oczywiście, że to ważne. Nie chcę później się dowiedzieć, że wylądowałeś w szpitalu, bo kawałek szkła zawędrował gdzieś do któregoś z twoich organów - powiedziała. Dla niej najważniejsze było to, aby Billy był cały i zdrowy, a zdecydowanie nikt nie chciał usłyszeć, że kochana osoba nagle leży w szpitalu. No bo skąd mogła wiedzieć, że coś podobnego spotkało rodzinę Harringtona? Nawet w najgorszych snach nie brała pod uwagę, że coś takie może mieć miejsce, czy to w ujęciu rodziny jej, czy kogoś, na kim jej zależało.
Przyglądała się jego zmęczonej twarzy przez dłuższą chwilę czekając, aż wszystko jej wyjaśni. Z pewnością nie był skory do zwierzeń, niemniej z nią mógł podzielić się tym, co ją trapiło. Ostatecznie od tego tutaj była. By mu pomóc pod każdym względem.
Zmarszczyła lekko brwi, kiedy zaczął mówić. Tak, z całą pewnością nie takich wieści się spodziewała i przez chwilę nie wiedziała nawet co powinna zrobić. Nigdy nie była mistrzynią w pocieszaniu osoby, którą dotknęła prawdziwa tragedia. A to, co stało się z kuzynami Billy’ego z pewnością takie było.
-Tak mi przykro Billy. Wiadomo coś więcej? Jakieś rokowania, kiedy się wybudzą? - spytała, przytulając chłopaka. Jej długie włosy opadły przy tym na jego twarz, tworząc kurtynę, w której mógł się chociaż na chwilę skryć przed światem. Zdecydowanie tego potrzebował, a przynajmniej tak sądziła Mia, która na jego miejscu już dawno siedziałaby w kącie, płacząc z bezsilności, jak również przez reakcję na złą wieść. - Na pewno sobie poradzisz. Zresztą chyba są tam inni prawda? Ktoś może stanąć. Ja też ci pomogę - uśmiechnęła się do niego lekko. Musiał wiedzieć, że nie był w tym wszystkim sam, bo co by się nie działo, Walker z pewnością zawsze będzie przy nim.
-Naprawdę mi przykro. Wiesz Billy… jeśli tego potrzebujesz, tu nie musisz się powstrzymywać - szepnęła, mając na myśli płacz. Przytuliła go jeszcze mocniej, chcąc dodać mu trochę otuchy.
Billy Harrington
Przyglądała się jego zmęczonej twarzy przez dłuższą chwilę czekając, aż wszystko jej wyjaśni. Z pewnością nie był skory do zwierzeń, niemniej z nią mógł podzielić się tym, co ją trapiło. Ostatecznie od tego tutaj była. By mu pomóc pod każdym względem.
Zmarszczyła lekko brwi, kiedy zaczął mówić. Tak, z całą pewnością nie takich wieści się spodziewała i przez chwilę nie wiedziała nawet co powinna zrobić. Nigdy nie była mistrzynią w pocieszaniu osoby, którą dotknęła prawdziwa tragedia. A to, co stało się z kuzynami Billy’ego z pewnością takie było.
-Tak mi przykro Billy. Wiadomo coś więcej? Jakieś rokowania, kiedy się wybudzą? - spytała, przytulając chłopaka. Jej długie włosy opadły przy tym na jego twarz, tworząc kurtynę, w której mógł się chociaż na chwilę skryć przed światem. Zdecydowanie tego potrzebował, a przynajmniej tak sądziła Mia, która na jego miejscu już dawno siedziałaby w kącie, płacząc z bezsilności, jak również przez reakcję na złą wieść. - Na pewno sobie poradzisz. Zresztą chyba są tam inni prawda? Ktoś może stanąć. Ja też ci pomogę - uśmiechnęła się do niego lekko. Musiał wiedzieć, że nie był w tym wszystkim sam, bo co by się nie działo, Walker z pewnością zawsze będzie przy nim.
-Naprawdę mi przykro. Wiesz Billy… jeśli tego potrzebujesz, tu nie musisz się powstrzymywać - szepnęła, mając na myśli płacz. Przytuliła go jeszcze mocniej, chcąc dodać mu trochę otuchy.
Billy Harrington
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
— No bez przesady. Nic nigdzie nie wędruje. — uspokoił ją. Dobrze przyjrzał się swojej stopie i jedynie pojedynczy kawałek się w nią wbił, więc nie obawiał się o jakieś przedziwne wbicie w jakiś wewnętrzny organ za parę lat co mogłoby go zabić. A sama rana powinna za parę dni się zagoić i będzie tak jakby nic się nie stało. Przynajmniej tak wnioskował, bo nie krwawiła jakoś obficie ale i tak pewnie zostawił po drodze ślady krwi na podłodze.
— Podobno nie prędko. Może nawet wcale jeśli za jakiś czas im się nie polepszy. Nie wierzę… po prostu w to nie wierzę… — jęknął, wtulając się w Mię i wdychając słodki zapach jej szamponu, kiedy zakryła jego twarz swoimi włosami. Chciał zniknąć. Zamknąć się w jakimś ciemnym i cichym miejscu gdzie nikt by go nie znalazł, gdzie mógłby dać upust wszystkim swoim emocjom, które się w nim kotłowały. Ale starał się być twardy, bo zdawał sobie sprawę że jak już zacznie nie wiadomo czy da radę przestać. Na jeden moment było tego zdecydowanie zbyt dużo. — Ale ty masz swoją pracę. I studia. Potrzebujesz czasu na naukę i odpoczynek. Mam kogoś do pomocy, ale z recepcją nie wiem co na razie zrobię. Mam tylko jedną osobę z którą pracowałem, a ona nie może wiecznie tam stać i robić za dwóch. — westchnął. Koniecznie będzie musiał w poniedziałek dać ogłoszenie, że szukają kogoś do pracy i to najlepiej z doświadczeniem, bo nie będzie miał czasu uczenie kogoś od podstaw. A Mia nie powinna się tam kręcić bo jak jej wyjaśni dziwnych ludzi kręcących się co jakiś czas po hotelu?
— Dziękuję, że jesteś przy mnie. — szepnął, wtulając się w nią mocniej. Starał się, ale już nie mógł powstrzymywać łez, które zaczęły spływać po jego policzkach i wsiąkać w ubranie Walker. Gdyby nie ona pewnie całkiem by się załamał, opróżniając całą zawartość swojego barku w jedną noc, bo co mogło być lepsze na smutki jak nie alkohol?
Mia Walker
— Podobno nie prędko. Może nawet wcale jeśli za jakiś czas im się nie polepszy. Nie wierzę… po prostu w to nie wierzę… — jęknął, wtulając się w Mię i wdychając słodki zapach jej szamponu, kiedy zakryła jego twarz swoimi włosami. Chciał zniknąć. Zamknąć się w jakimś ciemnym i cichym miejscu gdzie nikt by go nie znalazł, gdzie mógłby dać upust wszystkim swoim emocjom, które się w nim kotłowały. Ale starał się być twardy, bo zdawał sobie sprawę że jak już zacznie nie wiadomo czy da radę przestać. Na jeden moment było tego zdecydowanie zbyt dużo. — Ale ty masz swoją pracę. I studia. Potrzebujesz czasu na naukę i odpoczynek. Mam kogoś do pomocy, ale z recepcją nie wiem co na razie zrobię. Mam tylko jedną osobę z którą pracowałem, a ona nie może wiecznie tam stać i robić za dwóch. — westchnął. Koniecznie będzie musiał w poniedziałek dać ogłoszenie, że szukają kogoś do pracy i to najlepiej z doświadczeniem, bo nie będzie miał czasu uczenie kogoś od podstaw. A Mia nie powinna się tam kręcić bo jak jej wyjaśni dziwnych ludzi kręcących się co jakiś czas po hotelu?
— Dziękuję, że jesteś przy mnie. — szepnął, wtulając się w nią mocniej. Starał się, ale już nie mógł powstrzymywać łez, które zaczęły spływać po jego policzkach i wsiąkać w ubranie Walker. Gdyby nie ona pewnie całkiem by się załamał, opróżniając całą zawartość swojego barku w jedną noc, bo co mogło być lepsze na smutki jak nie alkohol?
Mia Walker
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
Adoptowana studentka biochemii, która dostała mieszkanie od rodziców, na życie zarabiając jako kelnerka w jednej z restauracji. Ma kapryśnego kota imieniem Luna, głowę pełną szalonych pomysłów i chaos w życiu, nad którym udaje jej się zapanować jedynie dzięki Billy'emu, któremu już dawno oddała serce na wyłączność.
23
165
-Ale nie przemyłeś tego niczym, prawda? O zakażenie wcale nie jest tak ciężko, więc lepiej dmuchać na zimne. Poza tym jesteś tak roztrzęsiony, że równie dobrze mogłeś coś przeoczyć - odpowiedziała takim tonem, że lepiej, by teraz się z nią o to nie sprzeczał. Obejrzy, upewni się, że wszystko jest w porządku i po sprawie. Dzięki temu z całą pewnością będzie spokojniejsza i spokojnie w nocy zaśnie bez obawy, że jutro oboje się obudzą cali i zdrowi. Niestety, pod tym względem Mia była dziwnie wyczulona, martwiąc się o Billy’ego.
-Nawet tak nie mów, Billy. Zobaczysz, że będzie dobrze. Musi być - powiedziała cicho, bo na samą myśl jej samej zbierało się na płacz. Przecież dowiedzenie się podobnych rzeczy na temat swojej rodziny było straszne i nad wyraz przytłaczające. I tak uważała Billy'ego za silnego, bo nie reagował tak emocjonalnie i histerycznie, jak zareagowałaby ona sama. - Pamiętaj, że twoi kuzyni są silni. Z pewnością to zwalczą - dodała, uśmiechając się lekko. Chciała mu w ten sposób dodać otuchy i dodać trochę nadziei. Nie wiedziała do końca czy powinna, bo nie miała pojęcia w jakim tak właściwie stanie znajdowali się mężczyźni, ale czy mogło być coś złego w pozytywnym myśleniu? Przecież gdyby nie ono, człowiek nie raz by się załamał tak bardzo, że być może nigdy więcej by się nie podniósł.
Tuliła go do siebie niczym małe dziecko, ale właśnie tak jej się teraz jawił - bezbronny i niewinny. Jak ktoś, kogo należało chronić przed złem tego świata. To zawsze on był dla niej opoką, kiedy miała problem. Teraz miała okazję się odpłacić, będąc silną za siebie i za niego. Dlatego jeśli potrzebował płakać, przy niej mógł to zrobić, bo nie oceniała. Rozumiała i przyjmowała każdą formę radzenia sobie z tym ciężarem, który nagle spadł na jego barki.
-Dobrze mi idzie na studiach. A w pracy w razie czego mogę wziąć wolne. Pamiętaj, że mam jeszcze trochę urlopu - powiedziała, głaszcząc go po głowie. Pomijała fakt, że już teraz nie miała tych godzin tak wiele, jak miała wcześniej.
-I nigdzie się nie ruszam, o to możesz być spokojny. Potrzebujesz teraz czegoś? - spytała, patrząc na niego z troską.
Poczuła, jak i jej oczy wilgotnieją, kiedy chłopak się rozpłakał. Nie winiła go za to. Miała tylko nadzieję, że po tym wszystkim poczuje się chociaż trochę lepiej.
Billy Harrington
-Nawet tak nie mów, Billy. Zobaczysz, że będzie dobrze. Musi być - powiedziała cicho, bo na samą myśl jej samej zbierało się na płacz. Przecież dowiedzenie się podobnych rzeczy na temat swojej rodziny było straszne i nad wyraz przytłaczające. I tak uważała Billy'ego za silnego, bo nie reagował tak emocjonalnie i histerycznie, jak zareagowałaby ona sama. - Pamiętaj, że twoi kuzyni są silni. Z pewnością to zwalczą - dodała, uśmiechając się lekko. Chciała mu w ten sposób dodać otuchy i dodać trochę nadziei. Nie wiedziała do końca czy powinna, bo nie miała pojęcia w jakim tak właściwie stanie znajdowali się mężczyźni, ale czy mogło być coś złego w pozytywnym myśleniu? Przecież gdyby nie ono, człowiek nie raz by się załamał tak bardzo, że być może nigdy więcej by się nie podniósł.
Tuliła go do siebie niczym małe dziecko, ale właśnie tak jej się teraz jawił - bezbronny i niewinny. Jak ktoś, kogo należało chronić przed złem tego świata. To zawsze on był dla niej opoką, kiedy miała problem. Teraz miała okazję się odpłacić, będąc silną za siebie i za niego. Dlatego jeśli potrzebował płakać, przy niej mógł to zrobić, bo nie oceniała. Rozumiała i przyjmowała każdą formę radzenia sobie z tym ciężarem, który nagle spadł na jego barki.
-Dobrze mi idzie na studiach. A w pracy w razie czego mogę wziąć wolne. Pamiętaj, że mam jeszcze trochę urlopu - powiedziała, głaszcząc go po głowie. Pomijała fakt, że już teraz nie miała tych godzin tak wiele, jak miała wcześniej.
-I nigdzie się nie ruszam, o to możesz być spokojny. Potrzebujesz teraz czegoś? - spytała, patrząc na niego z troską.
Poczuła, jak i jej oczy wilgotnieją, kiedy chłopak się rozpłakał. Nie winiła go za to. Miała tylko nadzieję, że po tym wszystkim poczuje się chociaż trochę lepiej.
Billy Harrington
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085
a
— W sumie to nie. Chyba o tym nie pomyślałem. — westchnął, wzruszając ramionami. Serio, nie miał do tego głowy, uważając tylko, żeby żaden kawałek szkła nie został w jego nodze. Nie czuł żadnego bólu, więc chyba to mu się udało, ale nie przejmował się przemywaniem tego środkiem dezynfekującym. Nie, kiedy w jego głowie krążyły jedynie myśli o hotelu i jego kuzynach, którzy leżeli teraz w jakimś szpitalu. Po cholerę wyjeżdżali? Po cholerę pchali się w jakieś dziwne miejsca? Czemu nie mogli zostać w Hope, gdzie mieli tyle pracy i było bezpiecznie? Bo to miasto jakby odpychało wszystkie nieszczęścia i nikomu nic się tutaj nie działo. Po co to zmieniać? On się teraz zdecydowanie stąd nie ruszy.
— Musi… — powtórzył, zaciskając usta w wąską linię. Może będzie tak jak mówiła? Czyli dobrze. Ale czy w to wierzył? Chciał. Na pewno chciałby w to wierzyć. Ich rodzina miała pieniądze, więc nie będzie problemu z leczeniem. Postara się nie zwalić tego, co ich rodzina zbudowała przez te wszystkie lata i żeby jego kuzyni mieli do czego wracać jak tylko się obudzą i staną na nogi. Nie mógł okazać się tym złym Harringtonem. Skinął jeszcze głową na jej słowa. Tak, Ryker i Jackson to bestie, które tak łatwo się nie poddadzą.
Nigdy się tak nie czuł. Zwykle twardy i trzymający wszystkie uczucia w sobie, ukrywając je przed innymi żeby nie okazać słabości. Na każdym kroku ktoś czekał na potknięcie jego rodziny, żeby złapać ich na nielegalnych interesach, więc musiał naprawdę uważać. A teraz musiał podwójnie się pilnować. Teraz jednak za zamkniętymi drzwiami nie musiał tego robić i mógł po prostu odpuścić. Chociaż na chwilę zburzyć ten mur i pokazać emocje, których dawno nikt nie widział.
— Ale naprawdę, nie chcę Ci dokładać kolejnych zadań. — chciałby, żeby mu pomagała. Żeby w razie czego zawsze mógł pójść do niej po ciężkim spotkaniu i się przytulić. Ale nie mógł pozwolić jej na to.
— Tylko Ciebie. Bądź tu ze mną, kochanie. — wyszeptał, pociągając nosem. Potrzebował tylko jej i niczego więcej. Nie miał ochoty jeść pizzy, która czekała na stole i tak pięknie pachniała. Nie chciał nic pić, oglądać serialu czy chodzić. Chciał po prostu zostać na tej kanapie i jakoś przetrwać do poniedziałku.
Mia Walker
— Musi… — powtórzył, zaciskając usta w wąską linię. Może będzie tak jak mówiła? Czyli dobrze. Ale czy w to wierzył? Chciał. Na pewno chciałby w to wierzyć. Ich rodzina miała pieniądze, więc nie będzie problemu z leczeniem. Postara się nie zwalić tego, co ich rodzina zbudowała przez te wszystkie lata i żeby jego kuzyni mieli do czego wracać jak tylko się obudzą i staną na nogi. Nie mógł okazać się tym złym Harringtonem. Skinął jeszcze głową na jej słowa. Tak, Ryker i Jackson to bestie, które tak łatwo się nie poddadzą.
Nigdy się tak nie czuł. Zwykle twardy i trzymający wszystkie uczucia w sobie, ukrywając je przed innymi żeby nie okazać słabości. Na każdym kroku ktoś czekał na potknięcie jego rodziny, żeby złapać ich na nielegalnych interesach, więc musiał naprawdę uważać. A teraz musiał podwójnie się pilnować. Teraz jednak za zamkniętymi drzwiami nie musiał tego robić i mógł po prostu odpuścić. Chociaż na chwilę zburzyć ten mur i pokazać emocje, których dawno nikt nie widział.
— Ale naprawdę, nie chcę Ci dokładać kolejnych zadań. — chciałby, żeby mu pomagała. Żeby w razie czego zawsze mógł pójść do niej po ciężkim spotkaniu i się przytulić. Ale nie mógł pozwolić jej na to.
— Tylko Ciebie. Bądź tu ze mną, kochanie. — wyszeptał, pociągając nosem. Potrzebował tylko jej i niczego więcej. Nie miał ochoty jeść pizzy, która czekała na stole i tak pięknie pachniała. Nie chciał nic pić, oglądać serialu czy chodzić. Chciał po prostu zostać na tej kanapie i jakoś przetrwać do poniedziałku.
Mia Walker
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
Adoptowana studentka biochemii, która dostała mieszkanie od rodziców, na życie zarabiając jako kelnerka w jednej z restauracji. Ma kapryśnego kota imieniem Luna, głowę pełną szalonych pomysłów i chaos w życiu, nad którym udaje jej się zapanować jedynie dzięki Billy'emu, któremu już dawno oddała serce na wyłączność.
23
165
-Nie dziwię ci się. Ale pozwól mi się tym zająć, Billy - powiedziała łagodnie. Teraz, kiedy znała ostatecznie powód rozmowy, jak również jego stanu i trochę jakby odpłynięcia gdzieś w przestworza własnych myśli, nie dziwiła mu się ani troszeczkę. Kto przejmowałby się własną nogą, gdyby dowiedział się, że dwie osoby z jego rodziny leżą w śpiączce i na dobrą sprawę nie wiadomo, co z nimi będzie? Z całą pewnością Billy miał teraz na głowie ważniejsze sprawy, jak chociażby zajęcie się hotelem, który przypadł w udziale jemu. Normalnie mogliby się cieszyć, bo to dawało mu trochę większą swobodę, niemniej nie za taką cenę, jaką przyszło mu zapłacić.
-Będzie. Jeśli chcesz, możemy do nich polecieć i ich odwiedzić. Niezależnie od tego gdzie są - rzuciła, lekko się uśmiechając. Nie miała żadnych oporów, aby nawet jutro zabukować im bilety i udać się do miejsca, w którym znajdowały się bliskie Harringtonowi osoby. Właśnie to robiło się dla osoby, którą się kochało - wszystko.
Głaskała go po włosach, jakby chciała, by ten gest chociaż trochę go uspokoił. Zdecydowanie była tu teraz dla niego, bo chociaż była obok niemal zawsze, ta sytuacja była zgoła inna. Po raz pierwszy to ona była w roli pocieszenia i oparcia, którego chłopak teraz potrzebował. Chciała mu dać wszystko to, czego potrzebował, by chociaż trochę wrócić do normalności.
-Daj spokój, Billy. Dobrze wiesz, że nie będę miała z tym problemu. A jeśli od czasu do czasu ci pomogę nic się nie stanie - odpowiedziała, całując go w czoło. Była pewna, że ona ogarnie pewne sprawy lepiej, niż pierwszy lepszy pomocnik z przypadku. Przynajmniej póki faktycznie Billy nie znajdzie kogoś na stałe i nie nauczy go wszystkiego.
-Możesz być pewien, że nigdzie się nie wybieram - skomentowała, pozwalając mu się wypłakać. Nigdy nie uważała, że płaczący mężczyzna wyglądał na słabego. Wręcz przeciwnie - jej zdaniem okazywanie emocji i uczuć było oznaką prawdziwej siły, jak również odwagi, której nikt nie mógł kwestionować.
Tuliła go do siebie póki nie poczuła, że zasnął. Normalna reakcja, kiedy człowiek przepełniony jest mnóstwem emocji. Wyprostowała się ostrożnie, byleby tylko go nie zbudzić, poprawiając włosy na jego czole. Zdecydowanie zasłużył na odpoczynek.
zt. x2
Billy Harrington
-Będzie. Jeśli chcesz, możemy do nich polecieć i ich odwiedzić. Niezależnie od tego gdzie są - rzuciła, lekko się uśmiechając. Nie miała żadnych oporów, aby nawet jutro zabukować im bilety i udać się do miejsca, w którym znajdowały się bliskie Harringtonowi osoby. Właśnie to robiło się dla osoby, którą się kochało - wszystko.
Głaskała go po włosach, jakby chciała, by ten gest chociaż trochę go uspokoił. Zdecydowanie była tu teraz dla niego, bo chociaż była obok niemal zawsze, ta sytuacja była zgoła inna. Po raz pierwszy to ona była w roli pocieszenia i oparcia, którego chłopak teraz potrzebował. Chciała mu dać wszystko to, czego potrzebował, by chociaż trochę wrócić do normalności.
-Daj spokój, Billy. Dobrze wiesz, że nie będę miała z tym problemu. A jeśli od czasu do czasu ci pomogę nic się nie stanie - odpowiedziała, całując go w czoło. Była pewna, że ona ogarnie pewne sprawy lepiej, niż pierwszy lepszy pomocnik z przypadku. Przynajmniej póki faktycznie Billy nie znajdzie kogoś na stałe i nie nauczy go wszystkiego.
-Możesz być pewien, że nigdzie się nie wybieram - skomentowała, pozwalając mu się wypłakać. Nigdy nie uważała, że płaczący mężczyzna wyglądał na słabego. Wręcz przeciwnie - jej zdaniem okazywanie emocji i uczuć było oznaką prawdziwej siły, jak również odwagi, której nikt nie mógł kwestionować.
Tuliła go do siebie póki nie poczuła, że zasnął. Normalna reakcja, kiedy człowiek przepełniony jest mnóstwem emocji. Wyprostowała się ostrożnie, byleby tylko go nie zbudzić, poprawiając włosy na jego czole. Zdecydowanie zasłużył na odpoczynek.
zt. x2
Billy Harrington
mów mi/kontakt
Queen Kiki #9085