Bowden-Lyons Finley
imiona Finley Whilma
nazwisko Bowden-Lyons
data urodzenia4.03.1997
miejsce urodzenia Covington, WA
orientacja seksualna hetero
miejsce pracy Freedom Robotics
stanowisko pracy Junior Robotic Software Developer
narracja 3 OSOBA / CZAS przeszły
wizerunek Lashae Taylor
Miała szesnaście lat, kiedy jej życie wyskoczyło z torów typowej nastolatki, która nie wie czego chce i popełnia w życiu błąd za błędem, i wskoczyło na zupełnie inne, wymagające od niej wcześniejszego dorośnięcia. A wcześniej? 16 lat to nie jest aż tak długi okres, Finny spędzała go tak aktywnie, jak tylko mogła. W ich domu od zawsze było tłoczno, wesoło i nikt nigdy nie był sam. Finley urodziła się jako jedna z ostatnich dzieci państwa Bowden, na dodatek bardzo mała i drobna, więc od razu stała się takim małym oczkiem w głowie rodziców. Podążali za nią uważnym wzrokiem kiedy stawiała pierwsze kroki, kiedy zaliczała pierwsze upadki i nabijała sobie pierwsze siniaki. Nie należała do płaczliwych dzieci. Zawsze podnosiła się, otrzepywała kolana i szła dalej. Z całej rodziny chyba najbardziej zawsze lgnęła do ojca, to u niego najszybciej zasypiała i się uspokajała, to na jego kolana najczęściej się pakowała kiedy siedzieli sobie razem, z jakiejś okazji albo bez okazji. I mimo że nie była wielka i to rodzeństwo powinno stawać w jej obronie na placu zabaw kiedy ktoś ją zaczepiał, sama też nie obawiała się kogoś kopnąć w kostkę, albo ugryźć w ramię. Nie bała się też wspinać po wysokich drzewach i podejmować wyzwań rzucanych przez chłopców, którymi się częściej otaczała niż dziewczynami. Początkowo po prostu nie umiała z nimi odnaleźć wspólnego języka i trwało to aż do trzeciej klasy podstawówki. Bardziej przez przypadek wylądowała w grupie przy projekcie z dziewczyną, z którą zaskakująco dobrze się dogadała. Potem ona poznała ją ze swoimi koleżankami i nagle miała swoją grupę przyjaciół i zamiast spodni dresowych po starszym bracie, zaczęła nosić nawet jakieś sukienki i spódniczki. Zawsze była najmniejsza w klasie, ale nigdy nie pozwalała sobie na bycie najcichszą i najspokojniejszą. Była bardzo ciekawska, lubiła wdawać się w dyskusje, nie ważne jak bardzo odbiegające od tematu lekcji. Nie bała się zadawać trudnych pytań i o dziwo całkiem nieźle radziła sobie z przyswajaniem materiału na lekcjach. A potem robiła coś głupiego z przyjaciółmi i lądowała na dywaniku u dyrektora, wyjaśniając czemu kwiatek leżący na dachu obwiązany jest różowymi majtkami od trenera wf'u. A jak zaczęła chodzić do liceum, nie zmieniła się jakoś bardzo mocno. Dalej szuka sposobów żeby psocić, dalej widzi w chłopakach bardziej kumpli niż materiał na faceta. Nie myślała jeszcze zbyt wiele o studiach, trochę marzyła o pracy dla NASA i wysyłaniu ludzi w kosmos, ale nigdy się nikomu do tego nie przyznawała, a przynajmniej nie w Covington. Powiedziała jednemu chłopakowi o kręconych włosach, pewnego wieczora kiedy odwiedzała brata na jego uczelni w Seattle. Pomyliła piętra, weszła nie do tych drzwi do których powinna i została na noc, kłamiąc że jest jedną ze studentek pierwszego roku. Zaliczyła całkiem niezły pierwszy i od razu drugi raz, noc pełną szalenie interesujących rozmów i zniknęła nad ranem, przez jakiś czas jeszcze z nim pisząc. Od tamtego czasu wiele nie minęło, zdążyła czarne włosy eksperymentalnie przefarbować i wrócić do licealnego życia, a poza tym znalazła pracę na pół etatu w sklepie z kostiumami żeby trochę dorobić i zacząć poważnie myśleć o studiach na które coraz bardziej chce się wybrać. I przyszedł nowy rok szkolny, a razem z nim nowe niespodzianki. Największa była taka, że tymczasowy nauczyciel fizyki okazał się być... facetem z którym spędziła swój pierwszy raz w akademiku, nie tylko jako w miejscu do nocowania. I chociaż początkowo mieli udawać że nic się nie wydarzyło i się nie znają, ten plan spełzł na niczym już w piątej minucie ich rozmowy sam na sam. Jedna wycieczka szkolna w góry i romans zakwitnął, czego nie pochwalałby ani stan Waszyngton, ani okoliczny prokurator, ani brat Finley, z którym się Hayden przecież przyjaźnił. Dopóki Franklin był poza miastem, żyli w swojej kolorowej bańce, umawiając się w tajemnicy. Szkoła w tym czasie jak to szkoła, były różne imprezy, były wyjścia z koleżankami, Finley pracowała też w sklepie z kostiumami. W połowie semestru dołączyła też do zespołu cheerleaderek, głównie żeby mieć więcej punktów na koniec roku. W miasteczku od jakiegoś czasu grasował psychopata, nękający część mieszkańców nieprzyjemnymi prezentami, a czasem i brutalnymi atakami. Z okazji tłustego czwartku dostała też od niego w prezencie pączki z nadzieniem, które jak sugerował liścik, było zrobione z jej sąsiadki. Okazało się że to z kota... co wcale nie polepszało sytuacji. Jedyny plus był taki, że od tamtej pory stracił zainteresowanie dziewczyną. Hayden był w tym momencie ogromnym wsparciem, podobnie jak przyjaciółki Fin. I kiedy zaczynała wychodzić na prostą i wszystko wydawało się układać, Hayden z nią zerwał, uznając że to też świetny moment na pierwsze wyznanie jej miłości. Przez kolejny miesiąc schodzili się i rozchodzili, z dużą ilością dramatu i docierania się, poznawania stopniowo prawdy na temat tego, z jakiego powodu rozstanie nastąpiło i kto jest za nie odpowiedzialne. Fin kompletnie nie radząc sobie ze stresem, kompletnie nie miała apetytu, nie potrafiła spać ani jeść. Wpędziła się w niedowagę, a jakby tego było mało, jeden z dostawców w sklepie z kostiumami, który nagabywał ją i molestował ją od jakiegoś czasu, spróbował czegoś więcej. Jak rycerz na białym koniu wpadł Hayden i uratował swoja, wtedy byłą dziewczynę, ale sprawa i tak skończyła się rozprawą sądową, wizytą w szpitalu i rzuceniem tej pracy przez Fin. Wtedy też ostatecznie do siebie wrócili, wybaczając sobie pewne sprawy które po drodze się wydarzyły. Powiedzieli też swoim rodzinom i światu, że są razem i pół roku później zamieszkali razem w Seattle, skąd Bowden dojeżdżała do liceum, aż go nie skończyła w tym samym roku. Zatrudniła się jako asystentka biurowa w obserwatorium w Seattle, jako pomoc do wszystkiego, jednocześnie planując wspólną przyszłość z Haydenem. Chociaż dostała się na astrofizykę na Stanford, poszła na uniwerek w Seattle, przez rok studiując tam robotykę, zahaczając też o wszystkie kursy, żeby nie musieć zaliczać całego koledżu. Zawsze czuła mały kompleks przy takim mądrym narzeczonym, nie chciała zostawać w tyle, zwłaszcza że był od niej o dekadę starszy. I oczywiście, została w Seattle, żeby być blisko swojego ukochanego. Po roku się zaręczyli i zdecydowali, że skorzystają z okazji i przeniosą się do San Francisco. Tutaj przeniosła papiery z robotyki i zaczęła astrofizykę, wychodząc z siebie żeby to wszystko ze sobą pogodzić i utrzymać stypendium. W weekendy i wakacje pracowała w korpo, żeby dorobić. Kiedy miała 21 lat w końcu została panią Lyons, przysięgając Haydenowi miłość, wierność i uczciwość małżeńską, na skromnym ślubie w Seattle, o którym zawsze marzyli. Pierwszy rok małżeństwa był absolutnie cudowny, pełen szczęścia, miłości i słonecznego, przepięknego San Francisco. A później wszystko się skomplikowało. Hayden dostał propozycję pracy, swojej wymarzonej pracy... ale na drugim końcu kraju. I chociaż Fin miała już bachelor z robotyki i astrofizyki, czekał ją jeszcze master, który zaczęła w Stanford i który chciała tu dokończyć, w obawie że kolejne przenosiny między uczelniami mogą się nie udać. Poza tym w poprzednie lato miała praktyki w startupie, w którym tak wiele się uczyła i z którym wiązała swoją przyszłość. Ale ich związek był zawsze tak mocny, że zaufali sobie, że wytrzymają życie na dwóch końcach Stanów Zjednoczonych. Ale... coraz częściej się mijali, coraz mniej rozmawiali. Fin powoli zaczęła szukać innego rozwiązania, jakichś szans i okazji na drugim wybrzeżu, ale zanim zdążyła sformułować konkretny plan, Hayden wrócił do SF z propozycją separacji, z milionem argumentów, przez które zaczęła wątpić, że wciąż ją kocha i że wciąż chce z nią być. Więc przyjęła jego propozycję, nie mówiąc zbyt wiele i pożegnała go nad ranem, razem z kawałkiem swojego serducha, które odeszło razem z nim. Nigdy nie radziła sobie dobrze z rozstaniami, a w tym wypadku nie pomagali przyjaciele, nie pomagała nauka, nie pomagała praca. Dni jej się ze sobą zlewały, aż koledzy z pracy, w której z praktykantki stała się asystentką i ostatecznie juniorem, zaproponowali jej małą zmianę otoczenia. Musiała co prawda ustalić na uczelni warunki jej ostatniego semestru, ale ostatecznie doszli do porozumienia. Nikt, jak uczelnia nie rozumie okazji na rozwój i dokształcenie się. A to było właśnie to, firma zamierzała otworzyć drugą filię na Florydzie, przy współpracy z nową placówką badawczą. Co prawda wiedziała, że kilka godzin drogi od niej mieszka jej... no wciąż mąż, ale starała się o tym myśleć jako o nowym początku, w nowym miejscu. Pojechała do Cape Coral, przez pierwsze dwa tygodnie nocując w motelu, aż nie uznała, że to faktycznie może jej pomóc. Znalazła uroczy domek przy plaży w niewielkim miasteczku tuż obok, który trochę przypominał jej okolice z których pochodzi i wynajęła go, zamieszkując razem z jej czteroletnią kotką, Luną. Wciąż kończy studia, część wykładów zaliczając online, będąc w stałym kontakcie ze swoimi wykładowcami. Co drugi weekend jedzie na Stanford żeby zaliczać ćwiczenia i oddawać projekty, a część jej kursów może być zaliczona przez jej pracę dla FR. Nic z tego nie leczy jej złamanego serca, ale hej, przecież jakoś trzeba żyć, prawda?
Jak na ten metr pięćdziesiąt z małym dodatkiem, ma naprawdę bardzo dużo do powiedzenia. Lubi mieć własne zdanie na każdy temat, czasami specjalnie próbuje się z kimś nie zgodzić, żeby obalić jego teorię. Jest ciekawska, wścibska i dociekliwa, nienawidzi tajemnic i sekretów. I nie jest zbyt dobra w dochowywaniu tajemnic jeśli jakaś zostanie jej powierzona. Oficjalnie uważa i twierdzi że nie nie posiada w sobie romantycznego genu, ale głupi kwiatek podarowany jej przez kogoś niestety przyprawia ją o szybsze bicie serca, a na głupiej reklamie świątecznej allegro wzruszyła się jak nigdy. Stara się zgrywać największego twardziela w mieście, pokazać że niczego się nie boi i to oczywiście bardzo często pakuje ją w przeróżne kłopoty. Nie lubi prosić o radę czy pomoc, ale jeśli jest naprawdę źle zawsze szuka pomocy o kogoś z jej rodzeństwa. Zdarza jej się też być małą psują, często coś potłucze, zrzuci czy zepsuje, ale zawsze stara się naprawić. A potem udawać że to wcale nie jej wina i było takie jak je znalazła. Lubi ludzi, jest ciekawa świata i już jako nastolatka nie mogła się doczekać aż ludzie zaczną ją traktować jak dorosłą, z niecierpliwością odliczała czas do tego momentu, nie do końca świadoma co tak naprawdę znaczy być człowiekiem dorosłym i odpowiedzialnym. Jest też bardzo silna, sporo w życiu przeszła i skoro to przetrwała, to nie może się przecież teraz poddawać. Jest też uparta i dumna, jak coś sobie postanowi, trudno jest zmienić jej zdanie.
- jej wzrost jest jej wielkim kompleksem, kiedy ktoś go o niego pyta, zawsze dodaje sobie centymetrów
- już jako nastolatka opanowała sposób na dodanie sobie lat makijażem. Ale na co dzień nie maluje się prawie wcale, tylko usta i tusz do rzęs
- nienawidzi pietruszki i zielonego groszku, kłamie że jest na nie uczulone
- torcik bezowy jest jej ukochanym ciastem
- uwielbia też watę cukrową, i co z tego że to tylko cukier
- jako nastolatka robiła sobie co roku tatuaż henną, planując prawdziwy na osiemnaste urodziny
- ...i właśnie na nie zrobiła sobie pierwszy. Pod łopatką, na żebrach ma wytatuowaną konstelację w której znajdują się gwiazdy jej i Haydena, prezent urodzinowy najpierw jego dla niej, potem jej dla niego
- rok później zrobiła sobie też małą planetę na prawym przedramieniu i różę pod kością obojczykową, a nad łopatką, na plecach. Oba tatuaże to jej własne szkice
- wszystkie jej tatuaże są niewielkie i bardzo minimalistyczne
- lubi chodzić po górach i wspinać się na ściankach
- za to nienawidzi biegać, mimo że często się do tego sportu zmusza
- w jej torebce gaz pieprzowy to podstawa samoobrony
- stara się nosić często obcasy i dodawać sobie centymetrów
- lubi zabawne akcenty w ubraniu, śmieszne skarpetki, śmieszne legginsy, kapcie z głową zwierzaków no i oczywiście plecaki w jednorożce i inne bajery
- serialomanka
- kocha też chodzić do kina
- bardzo nie lubi pisać sms'ów, zawsze odpisuje po kilku godzinach
- nie lubi śpiewać przy ludziach, za to pod prysznicem już tak
- odpręża ją szkicowanie sobie w zeszycie, wychodzi jej to całkiem nieźle!
- ma kota, kremową Lunę- dopiero niedawno przestała nosić na palcu obrączkę i pierścionek zaręczynowy, nosi je na szyi, jak naszyjnik.
Jak na ten metr pięćdziesiąt z małym dodatkiem, ma naprawdę bardzo dużo do powiedzenia. Lubi mieć własne zdanie na każdy temat, czasami specjalnie próbuje się z kimś nie zgodzić, żeby obalić jego teorię. Jest ciekawska, wścibska i dociekliwa, nienawidzi tajemnic i sekretów. I nie jest zbyt dobra w dochowywaniu tajemnic jeśli jakaś zostanie jej powierzona. Oficjalnie uważa i twierdzi że nie nie posiada w sobie romantycznego genu, ale głupi kwiatek podarowany jej przez kogoś niestety przyprawia ją o szybsze bicie serca, a na głupiej reklamie świątecznej allegro wzruszyła się jak nigdy. Stara się zgrywać największego twardziela w mieście, pokazać że niczego się nie boi i to oczywiście bardzo często pakuje ją w przeróżne kłopoty. Nie lubi prosić o radę czy pomoc, ale jeśli jest naprawdę źle zawsze szuka pomocy o kogoś z jej rodzeństwa. Zdarza jej się też być małą psują, często coś potłucze, zrzuci czy zepsuje, ale zawsze stara się naprawić. A potem udawać że to wcale nie jej wina i było takie jak je znalazła. Lubi ludzi, jest ciekawa świata i już jako nastolatka nie mogła się doczekać aż ludzie zaczną ją traktować jak dorosłą, z niecierpliwością odliczała czas do tego momentu, nie do końca świadoma co tak naprawdę znaczy być człowiekiem dorosłym i odpowiedzialnym. Jest też bardzo silna, sporo w życiu przeszła i skoro to przetrwała, to nie może się przecież teraz poddawać. Jest też uparta i dumna, jak coś sobie postanowi, trudno jest zmienić jej zdanie.
- jej wzrost jest jej wielkim kompleksem, kiedy ktoś go o niego pyta, zawsze dodaje sobie centymetrów
- już jako nastolatka opanowała sposób na dodanie sobie lat makijażem. Ale na co dzień nie maluje się prawie wcale, tylko usta i tusz do rzęs
- nienawidzi pietruszki i zielonego groszku, kłamie że jest na nie uczulone
- torcik bezowy jest jej ukochanym ciastem
- uwielbia też watę cukrową, i co z tego że to tylko cukier
- jako nastolatka robiła sobie co roku tatuaż henną, planując prawdziwy na osiemnaste urodziny
- ...i właśnie na nie zrobiła sobie pierwszy. Pod łopatką, na żebrach ma wytatuowaną konstelację w której znajdują się gwiazdy jej i Haydena, prezent urodzinowy najpierw jego dla niej, potem jej dla niego
- rok później zrobiła sobie też małą planetę na prawym przedramieniu i różę pod kością obojczykową, a nad łopatką, na plecach. Oba tatuaże to jej własne szkice
- wszystkie jej tatuaże są niewielkie i bardzo minimalistyczne
- lubi chodzić po górach i wspinać się na ściankach
- za to nienawidzi biegać, mimo że często się do tego sportu zmusza
- w jej torebce gaz pieprzowy to podstawa samoobrony
- stara się nosić często obcasy i dodawać sobie centymetrów
- lubi zabawne akcenty w ubraniu, śmieszne skarpetki, śmieszne legginsy, kapcie z głową zwierzaków no i oczywiście plecaki w jednorożce i inne bajery
- serialomanka
- kocha też chodzić do kina
- bardzo nie lubi pisać sms'ów, zawsze odpisuje po kilku godzinach
- nie lubi śpiewać przy ludziach, za to pod prysznicem już tak
- odpręża ją szkicowanie sobie w zeszycie, wychodzi jej to całkiem nieźle!
- ma kota, kremową Lunę- dopiero niedawno przestała nosić na palcu obrączkę i pierścionek zaręczynowy, nosi je na szyi, jak naszyjnik.
turysta BAYSIDE VALE